Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
W środku nocy na leśnym kempingu przy Ruppertshain wybucha pożar. W zgliszczach policja znajduje ludzkie szczątki. Zaraz potem dochodzi do morderstwa w hospicjum. Oliver von Bodenstein i Pia Sander muszą wrócić do sprawy sprzed czterdziestu lat, kiedy zaginął Artur, najlepszy przyjaciel Olivera. Policjant będzie musiał zmierzyć się z traumą z dzieciństwa i skonfrontować mieszkańców Ruppertshain z przysypaną sprawą sprzed lat. Tymczasem giną kolejne osoby. Czy nad wioską wisi klątwa?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 785
Wyparcie to najgorsza forma kłamstwa.
Niniejsza książka jest powieścią. Cała historia została przeze mnie wymyślona od A do Z. I choć miejscowość Ruppertshain istnieje naprawdę, wszelkie podobieństwo do osób żyjących lub zmarłych jest przypadkowe i niezamierzone.
SZKOLNI KOLEDZY i koleżanki Olivera von Bodensteina w porządku alfabetycznym:
Ralf Ehlers, przedsiębiorca i hedonista
Jakob Ehlers, jego brat
Patrizia Ehlers z domu Kroll, jego żona
dr Inka Hansen, lekarz weterynarii
Andreas Hartmann, rzeźnik
Franziska Hartmann, jego siostra
Elisabeth Hartmann, jego matka
Edgar Herold, ślusarz
Conny Herold, jego żona
Rosemarie Herold z domu Kroll, jego matka
Clemens Herold, jego brat
Sonja Schreck z domu Herold, jego siostra
Detlef Schreck, mąż Sonji
Wieland Kapteina, leśnik
Ronja Kapteina, jego córka
Klaus Kroll, lokalny policjant, brat Rosemarie Herold i Patrizii Ehlers
dr Peter Lessing, bankier inwestycyjny
Henriette Lessing, jego żona
Elias Lessing, jego syn
Letizia Lessing, jego córka
Konstantin Pokorny, piekarz
Sylvia Pokorny, jego żona
Roman Reichenbach, instalator
Simone Reichenbach z domu Ohlenschläger, jego żona
Pauline Reichenbach, ich córka
Pozostałe osoby:
Adalbert Maurer, emerytowany kapłan
Irene Vetter, jego siostra
Leo Keller, robotnik miejski — służby komunalne
Annemarie Keller, jego matka
Felicitas Molin, siostra dzierżawczyni Domu Przyjaciół Lasu
dr Renate Basedow, lekarka w Ruppertshain
Benedikt Rath, policjant w stanie spoczynku
Valentina Berjakov
Claudia Ellerhorst, jej przyjacółka
Estefania Ugonelli
Wydział K11:
Oliver von Bodenstein, szef wydziału K11
Pia Sander, wcześniej Kirchhoff, policjantka, wydział K11
dr Nicola Engel, szefowa pionu kryminalnego komendy policji w Hofheim
Kai Ostermann, policjant, wydział K11
Kathrin Fachinger, policjantka, wydział K11
Tarik Omari, policjant, wydział K11
Cem Altunay, policjant, wydział K11
Christian Kröger, policjant, szef zespołu techników kryminalistyki
prof. Henning Kirchhoff, szef Instytutu Medycyny Sądowej we Frankfurcie
dr Frederick Lemmer, medyk sądowy
Gianni Lombardi, specjalista do spraw przesłuchań, Krajowa Policja Śledcza
dr Kim Freitag, biegła sądowa z zakresu psychiatrii, siostra Pii
Merle Grumbach, osoba odpowiedzialna za opiekę nad ofiarami przestępstw, pion kryminalny komendy w Hofheim
Stefan Smykalla, rzecznik prasowy pionu kryminalnego komendy w Hofheim
I inni:
Karoline Albrecht
dr Christoph Sander
Sophia von Bodenstein
Gabriella von Rothkirch
Heinrich hrabia von Bodenstein
Leonora hrabina von Bodenstein
Quentin von Bodenstein
Lorenz von Bodenstein
Thordis von Bodenstein z domu Hansen
31 sierpnia 1972
Nie chcę tego. Ale muszę. Nie mam innego wyjścia. Nie mogę pozwolić, żeby wszystko zepsuł. A tak by się stało, i to już niedługo. Opowie komuś to samo co mnie. Może nawet pójdzie z tym na policję. Oni wciąż szukają tego małego Ruska i przepytują wszystkich ze wsi. Uwierzą mu, jak ja mu uwierzyłam. Wieść szybko się rozniesie i wszyscy będą gadali. Będą udawali zaskoczenie i współczucie, ale za plecami będą się śmiać, że okazałam się taka naiwna. Już słyszę te ich plotki. I jak milkną, kiedy się zbliżam. Muszę działać, zanim sprawy zajdą za daleko. Muszę. Nie mam wyjścia.
Przez całą noc myślałam. Ułożyłam plan. Bardzo dobrze, że wszyscy uważają, że jestem tępawa. Nikt mnie nie będzie podejrzewał. Wszystkich, tylko nie mnie.
Wybieram drogę wśród sadów, choć jest nieco dłuższa. Gdy kogoś spotkam, powiem, że chciałam narwać jabłek. Słońce pali z błękitnego nieba. Jest tak gorąco, że czuję, jak pocą mi się uda. Powietrze jest nieruchome. Od wielu dni nie spadła ani kropla deszczu, ale dzisiaj będzie burza. Jaskółki latają tuż nad ziemią, w powietrzu czuć wyładowania elektryczne.
Wreszcie docieram do lasu. W cieniu drzew jest tylko nieco chłodniej. Panuje nienaturalna cisza. Jakby las wstrzymywał oddech. Może przeczuwa, co zamierzam? Wśród wysokich świerków stoi jego domek. Sam go rozbudował, a ja mu pomagałam. Znam tu każdy zakątek, choć czasem tego żałuję.
Najchętniej bym zawróciła i uciekła, ale nie mogę. Muszę to zrobić, inaczej zniszczy moją jedyną szansę, by uwolnić się od rodziny. Powierzchnia małego oczka wodnego, które razem wykopaliśmy w zeszłe wakacje i do którego przynieśliśmy żabi skrzek, połyskuje niczym czarne nieruchome zwierciadło. Serce wali mi w piersi, kiedy pukam do drzwi. Przez kilka sekund mam nadzieję, że go nie zastałam. Lecz wtedy otwiera. Ubrany jest w same dżinsy. Ma nagi tors i mokre włosy. Przesuwa spojrzeniem po mojej twarzy. Uśmiecha się z niedowierzaniem. Nie spodziewał się odwiedzin. Oczywiście, że nie. Nie po tym wszystkim, co mu przedwczoraj powiedziałam.
— Cześć, cudownie, że przyszłaś — mówi, a oczy mu błyszczą. — Poczekaj, szybko się ubiorę.
Jest taki przyzwoity i dobry. A jednak go nienawidzę. Nienawidzę za to, że chce mnie zatrzymać. Tutaj, w tym życiu, w którym dotychczas tkwiłam i którego już nie chcę. Wkłada T-shirt.
— Wejdziesz? — pyta. Jest trochę niepewny.
— Chętnie. Jeśli mnie wpuścisz… — Uśmiecham się, choć mam ochotę uciec. Jest mi niedobrze. Domek składa się w zasadzie z jednego pomieszczenia. Zbiera rozrzucone rzeczy i odkłada je na krzesło. Spoglądam na starannie posłaną kanapę.
— Siadaj. — Jest spięty i podekscytowany. Ma nadzieję, że przyszłam mu powiedzieć, że przemyślałam wiele rzeczy i chcę do niego wrócić. Mimo wszystko. — Napijesz się czegoś? Mam colę.
— Nie, dzięki — mówię.
— Pięknie wyglądasz — mówi zmieszany. — Bardzo ci do twarzy w tej sukience.
— Dziękuję. — Muszę się pospieszyć. Żeby nikt mnie tu nie zastał. Przysuwam się do niego. Pachnie żelem pod prysznic i szamponem. Zamykam oczy, bo zbiera mi się na płacz. Gdyby tylko było jakieś inne rozwiązanie!
— Przepraszam za to, co ci powiedziałam — mamroczę.
— A ja przepraszam, że ci groziłem. — Jego głos rozlega się tuż przy moim uchu. — Ale musisz to wiedzieć. To był przecież twój…
— Nie! Proszę! Wiem, że chcesz dobrze…
Ale i tak nie pozwolę ci zniszczyć mojego szczęścia — myślę. — Ani tobie, ani nikomu innemu. Po raz pierwszy w życiu mam realną szansę.
Spogląda na mnie, a ja dotykam jego policzka i pleców. Wszystko tak dobrze znam.
Odejdź! — krzyczy głos w mojej głowie. — Odejdź i zostaw go w spokoju!
Zaciskam zęby, żeby nie płakać. Niczego się nie spodziewa.
— Tak bardzo za tobą tęsknię. — Czuję jego usta, delikatne i miękkie, na moich włosach.
Teraz — myślę. — Boże! Błagam, wybacz!
Nie rozumie, co się z nim dzieje. Spogląda na mnie z niedowierzaniem. Już po wszystkim.
Pięć minut później wdycham głęboko ciepłe powietrze. Czuję zapach świerków, żywicy i lata. Kolana się pode mną uginają. Nie chciałam tego. Ale musiałam. Nie zostawił nam wyboru.