Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
14 osób interesuje się tą książką
Wystarczyło sześć dni, by świat się rozpadł.
Co przyniesie następny tydzień?
Dla Sydney i Paris to miały być wspaniałe rodzinne wakacje na Bali. Słońce, surfing i fale. W ułamku sekundy sielanka zmienia się w koszmar. Nadchodzi tsunami. Rozpoczyna się walka o przetrwanie.
W normalnym świecie Sydney i Elvis nigdy by się nie dogadali. W warunkach, w których się znaleźli, nie mają wyjścia. Są na siebie skazani. Zarozumiały, bogaty i pewny siebie szesnastolatek wydaje się jedyną nadzieją na przeżycie.
Co będzie trudniejsze: walka z żywiołem czy z budzącym się uczuciem? I jak daleko jest od nienawiści do miłości?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 407
Projekt okładki: Magdalena Kaczanowska
Redakcja: Maria Dobosiewicz
Redaktor prowadzący: Anna Wyżykowska
Redakcja techniczna: Sylwia Rogowska-Kusz
Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski
Korekta: Karolina Mrozek, Katarzyna Szajowska
Droga Czytelniczko/Drogi Czytelniku,
ponieważ niektóre motywy i zachowania opisane w książce mogą urazić uczucia odbiorców, zalecamy ostrożność podczas czytania. Wszystkie wydarzenia i postacie przedstawione w powieści są fikcyjne.
Życzymy dobrej lektury,
Autorka i Wydawnictwo
© for the text by Maria Krasowska
© for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2023
ISBN 978-83-287-2968-1
You&YA
MUZA SA
Wydanie I
Warszawa 2023
–fragment–
Dla Loży Szyderców.
Razem przetrwamy każdy challenge!
– To najnudniejszy poniedziałkowy poranek w historii nudnych poniedziałkowych poranków – mruknął Albert, wchodząc do pustego Wydziału Nauk o Ziemi Uniwersytetu Stanowego Montana, gdzie pracował od ponad dwudziestu lat. Podczas gdy inni spędzali wakacje na Hawajach lub Bahamach, on przychodził do swojego biura, by studiować wykresy sejsmologiczne.
Usiadł przy biurku, wziął łyk kawy i włączył laptopa, żeby sprawdzić najnowszy wykres przedstawiający aktywność sejsmiczną w okolicy.
– Cholera jasna! – Przeraził się na widok danych. Z wrażenia wylał kawę na klawiaturę, a wtedy ekran zrobił się czarny. Oczy Alberta rozszerzyły się, a serce waliło jak młot.
– Nie, nie, nie, nie, nie… – mamrotał nerwowo, próbując zrestartować laptopa. Rozejrzał się bezradnie, zdając sobie sprawę, że technicy są na urlopie.
– Tim, odbierz, proszę – błagał, dzwoniąc do współpracownika. Musiał jeszcze raz zerknąć na ten niepokojący wykres, a żeby uzyskać do niego dostęp, potrzebował hasła do komputera przyjaciela.
W końcu Tim odebrał.
– Hej, Bert. Co słychać?
– Potrzebuję hasła do twojego służbowego laptopa. Mój jest zepsuty, a muszę natychmiast przestudiować nowe dane.
– Człowieku, weź pojedź na jakieś wakacje – roześmiał się Tim. – Jenny i ja jesteśmy właśnie w Miami…
– Tim. To pilne.
– Wszystko w porządku? Brzmisz, jakby ktoś mierzył do ciebie z broni.
– Chciałbym, żeby to było tylko to.
Przerażony Tim podniósł się z leżaka i zaczął nerwowo chodzić wokół basenu.
– Albert, co się dzieje?
– Aktywność sejsmiczna jest… Boże drogi… Jeśli moje oczy się nie myliły… Wiesz co, zanim cokolwiek powiem, daj mi to hasło. Może się pomyliłem.
– Co widziałeś?
Albert zacisnął dłoń na słuchawce.
– Śmierć, Tim. Śmierć miliardów ludzi.
Tim zaśmiał się nerwowo.
– Gościu, nie wykręcaj mi takich numerów, kiedy jestem na wakacjach.
– Widziałem liczby tak wysokie, że wskazywałyby na tsunami, erupcje wulkanów, trzęsienia ziemi i Bóg wie co jeszcze na całym świecie. Nie żartuję. Uwierz, że chciałbym.
– To niemoż… – Resztę wypowiedzi Tima zagłuszyła syrena alarmowa. Mężczyzna milczał przez kilka sekund, po czym najgłośniej jak mógł, podyktował: – Hasło to J0xCn@3Df. A teraz uciekam. Miałeś rację. Nadchodzi tsunami.
Albert upuścił telefon. Nie zapamiętał hasła, a Tim już się rozłączył. To jednak nie miało już znaczenia.
Dane na wykresie były prawidłowe.
Nadszedł koniec świata.
Nim zdążył kogokolwiek ostrzec, eksplozja rozsadziła budynek, zabijając jego i miliony innych ludzi zamieszkujących okolice superwulkanu Yellowstone.
1 GODZINA 9 MINUT PRZED TSUNAMI
Właściciel wypożyczalni desek surfingowych uśmiechnął się na widok dwóch blondynek wchodzących na plażę. Siostry Hamilton wyglądały jak klony, z tym że ta ośmioletnia była o dwie głowy niższa od tej piętnastoletniej.
– Paris! Sydney! – Pomachał im z daleka, a one uśmiechnęły się i ruszyły w jego kierunku. – Dzisiaj są idealne fale! Przyjechałyście w najlepszym momencie!
Paris ukradkiem uniosła wzrok na siostrę.
– Mówi to codziennie, nawet jak fale są kiepskie – mruknęła rozbawiona.
– Jesteśmy na Bali od tygodni. Jeszcze się nie przyzwyczaiłaś? – Sydney rozczochrała siostrze włosy, za co dostała z łokcia, na co odpowiedziała z kolei łaskotkami. Paris podskoczyła, pisnęła i zaczęła się śmiać. W końcu dotarły do Balijczyka, który czekał na nie przy baraku z deskami położonym wśród palm.
– Dzień dobry! – Sydney uścisnęła mu rękę, po czym sięgnęła do rękawa stroju surferskiego, w którym chowała przedmioty, gdy nie miała kieszeni. – Tu są pieniądze za dwie deski na dwie godziny… A tu kluczyki do skutera. Przechowa je pan dla mnie?
– Ależ oczywiście. – Mężczyzna schował kluczyki i udał się po ulubione deski dziewczyn. Przychodziły do niego od kilku tygodni i znał już ich gusta oraz możliwości. – Macie dwie godziny, chyba że w końcu zrobisz snapa[1], młoda damo. – Uśmiechnął się do Paris. – Wtedy godzina gratis.
Ośmiolatka podskoczyła z ekscytacji, a Sydney spojrzała na nią z dumą.
– Jeżeli nie miała wystarczającej motywacji, to teraz ma – odparła, chwytając swoją deskę.
– Jestem tak zmotywowana, że zaraz eksploduję – odparła Paris, wyrywając mężczyźnie swojego shortboarda. – Zrobię tego snapa. Zobaczy pan.
– Mam nadzieję. – Poklepał ją, po czym ruszył nagabywać innych plażowiczów. – Dzień dobry! Chcieliby państwo spróbować surfingu? Dzisiaj są najlepsze warunki…
Dziewczyny roześmiały się, słysząc tę tandetną gadkę, po czym pobiegły do wody przez gorący złoty piasek, uważając na wystające gdzieniegdzie kawałki ostrej martwej rafy. Z uśmiechami na twarzach wskoczyły na deski i wypłynęły w głąb oceanu na line-up, czyli tam, gdzie załamywały się fale.
Minęła godzina. Paris wciąż nie udało się zrobić snapa, ale mimo obolałych ramion podejmowała kolejne próby. Siostra z uśmiechem podziwiała jej determinację.
– Dajesz! – krzyknęła, gdy Paris goniła kolejną falę.
Ośmiolatka krzywiła się z wysiłku i skupienia. Najpierw jechała prosto, a potem zakręciła w górę fali i deska katapultowała ją w powietrze.
– No nie – jęknęła, spadając. Po chwili wyłoniła się z wody, odrzuciła z twarzy spalone słońcem platynowe włosy i podpłynęła do Sydney, wzdychając. – Kolejna porażka. Jestem beznadziejna.
– Nie jesteś, po prostu surfing jest trudny – pocieszała ją siostra. – Spróbuj jeszcze raz, tylko zakręć deską, zanim wyrzuci cię w powietrze. Prawie ci wyszło.
Paris wbiła spojrzenie w dno, gdzie pod taflą idealnie błękitnej wody mieniła się rafa koralowa.
– Chciałabym być tobą – bąknęła. – Wyszkolona na Hawajach przez starszego brata, wicemistrza świata. To by było super.
Sydney westchnęła z troską.
– Wiem, że chciałabyś spędzić więcej czasu na Hawajach, ale spójrz prawdzie w oczy. Bycie mną jest do bani. Tobie przynajmniej rodzice nie zniszczyli marzeń.
Paris przeszyła siostrę wkurzonym spojrzeniem.
– Zniszczyli. Nie jesteś jedyną poszkodowaną w tej rodzinie, wiesz?
Sydney zapatrzyła się w przestrzeń. Po wypadku, w którym prawie zginął jej brat, cała trójka rodzeństwa Hamiltonów miała w życiu pod górkę, ale ona, środkowe dziecko, wyszła na tym najgorzej.
– Miałaś sześć lat, kiedy wyjechaliśmy z Hawajów. Marzyłaś co najwyżej o nowej lalce – rzuciła do Paris. – Za to ja miałam trzynaście, surfowałam od zawsze, wygrywałam zawody za zawodami i mogłam zostać mistrzynią świata. Wypadek Troya zniszczył mi życie.
– Nie tyle wypadek, co reakcja naszych histerycznych starych… – mruknęła Paris.
– Ej! Rodziców, a nie starych. Dali ci życie, trochę szacunku.
– Przepraszam. Ale zgadzasz się, że są histeryczni.
Sydney tylko westchnęła na potwierdzenie. Kochała rodziców, ale czasami ich nienawidziła. Te uczucia się nie wykluczały.
– Tak czy siak, dalej chciałabym być tobą. Surfujesz lepiej niż ci wszyscy pozerzy. – Paris omiotła wzrokiem ludzi dookoła. – Szczęki im opadają, gdy widzą cię na falach.
– Dość gadania, więcej pływania. Idzie fala, łapiesz?
– Łapię. – Paris z pełną mocą zaczęła padlować jak zawzięty rekin.
Sydney uniosła kąciki ust, widząc determinację siostry. Silne ręce, mocne plecy, głowa w górze, sto procent skupienia. Nadchodząca fala przewyższała dziewczynkę o pół metra, ale ona nie bała się ani odrobinę, nawet po wypadku Troya, który niejednego dzieciaka odwiódłby od surfingu na resztę życia.
Sydney zmroziło na wspomnienie tamtego dnia. Przed oczami stanęło jej zakrwawione ciało brata, roztrzaskana deska i ryk karetki. Powoli wypuściła powietrze. Jesteś na Bali. Znów surfujesz. Bądź wdzięczna.
Sapnęła, bo nie potrafiła się zrelaksować – nie gdy łamała najważniejszą zasadę rodziców brzmiącą „zero surfingu, pod żadnym pozorem” i na domiar złego wciągała w jej łamanie młodszą siostrę, dla której miała być wzorem. Z czarnych myśli wyrwał ją dopiero widok Paris robiącej snapa. Dziewczyna zakręciła deską na górze fali, a w powietrze wystrzeliła ściana wody.
– TAAAK!!! – krzyknęła Sydney na całe gardło.
– Widziałaś? Widziałaś to? – ekscytowała się Paris, gdy dopłynęła z powrotem. – Udało mi się! Zrobiłam snapa!
Sydney przybiła jej piątkę.
– No i po co było się tak użalać? Zamiast narzekać, trzeba próbować.
– Masz rację, jak zwykle. – Paris podpłynęła bliżej i przytuliła siostrę. – Teraz twoja kolej. Zrób coś odlotowego, tak żeby wszystkim opadły kopary. Możesz na przykład skoczyć aira nad głową któregoś z tych głupków. – Paris śmiała się zawadiacko.
– To, że ktoś jest początkujący, nie znaczy, że jest głupkiem – wygarnęła jej Sydney. – Ty też kiedyś zaczynałaś. Poza tym surfuję dla siebie, a nie na pokaz.
– Nie to nie, nudziaro. Sama popłynę. – Paris ruszyła, by złapać nadchodzącą falę, ale Sydney ją prześcignęła.
– Nie tak prędko, kaszojadzie.
Dziewczynka patrzyła z podziwem, jak jej starsza siostra gna na fali. Była niesamowita. I czy tego chciała, czy nie, robiła show dla wszystkich dookoła.
Elvis uwielbiał surfować, ale do poziomu dziewczyny, która przecięła falę tuż przed nim, brakowało mu przynajmniej tysiąca lat doświadczenia. Wybałuszył oczy, gdy ochlapała go firaną wody. Czy zrobiła to specjalnie? Jeśli tak, to była jeszcze lepsza, niż myślał. Mało kto aż tak panował nad deską. Nie wiedział, czy powinien się na nią obrazić, czy raczej się z nią umówić.
– Ej, typie! – blondynka krzyknęła do niego. Drgnął, wracając do rzeczywistości. Zorientował się, że zagapił się na nią. – Jesteś w najgorszym możliwym miejscu! Rusz się i płyń na line-up. To jest to miejsce, gdzie wszyscy łapią fale – wyjaśniła, jakby nie wiedział nic o surfingu. – Nie dość, że przeszkadzasz, to jeszcze narażasz się na wypadek. Naucz się etykiety!
Czy ona właśnie mnie opieprzyła? Elvis stwierdził, że jednak się na nią obrazi. Gdy odpływała, pokazał jej środkowy palec, chociaż chyba go nie zauważyła, bo płynęła w kierunku line-upu z uniesioną głową. Odpłynął wystarczająco daleko, żeby nie wchodzić z nią w interakcję, ale odpowiednio blisko, by ją obserwować. Surfowała wspaniale.
Cholera. Może jednak powinienem się z nią umówić.
Nagle zapragnął być lepszy od niej. Wiedział, że to niemożliwe, ale mimo wszystko pragnął przeciąć jej drogę tak jak ona jemu.
– Mocniej. Szybciej. Ostrzej – powtarzał do siebie, goniąc nadchodzącą falę. Niestety spadł z niej, a potem z trzech kolejnych. Miał nadzieję, że tego nie widziała. Chciał złapać piątą, ale ocean jak na złość zamienił się w jezioro i żadna fala już nie przyszła.
– Gdzie są te fale? – jęczała Paris. – Nudzi mi się.
– Ocean to nie program na życzenie – odparła Sydney, wpatrując się intensywnie w horyzont. – Pewnie swell[2] się zmienia. Bądź cierpliwa.
– Nie chcę. Gorąco mi.
Paris zanurzyła się w wodzie, żeby zamoczyć strój i ochłonąć, a potem zaczęła się bawić. Próbowała ustać na desce bez fali i po kilku spektakularnych glebach udało jej się utrzymać równowagę wystarczająco długo, aby rozejrzeć się dookoła. Wtedy jej mina zrzedła, a dziewczynka znów wylądowała w wodzie.
– Sydney! – spanikowała, gdy tylko się wynurzyła. – Idzie na nas wielka fala!
– W końcu! – ucieszyła się piętnastolatka.
– Nie, nie taka fala. Tsunami! Szybko, padluj, zanim nas zabije. Musimy wrócić na plażę i ucie… – Paris zacięła się, bo zabrakło jej powietrza. Była tak przerażona, że ledwo oddychała. Zaczęła płynąć do brzegu, najszybciej jak umiała.
Sydney wybałuszyła oczy, spostrzegając nadchodzącą falę. Rzuciła się za siostrą.
– Obawiam się, że nie damy rady surfować na tsunami! – rzuciła do Paris. – Jak tylko dotrzesz do brzegu, zostaw deskę i biegnij.
Paris zaczęła płakać, co nie ułatwiło jej zadania. Obróciła głowę ku Sydney.
– Nie odwracaj się! – skarciła ją siostra. – Będzie dobrze, tylko PŁYŃ!
Dziewczyna ani nie wierzyła w te słowa, ani nie miała w zwyczaju słuchać własnych rad, więc zerknęła za siebie. Na widok kolosalnej fali żołądek ścisnął jej się w supeł i podjechał do gardła. Potrząsnęła głową i płynęła dalej, patrząc, jak wyprzedzają ją surferzy – umięśnieni mężczyźni mogący płynąć szybciej niż nastolatka czy dziecko.
Wiedziała, że nie odbiegną wystarczająco daleko, by przeżyć. To był ich koniec. Płynęła zawzięcie tylko po to, żeby nie odbierać nadziei młodszej siostrze.
Boże, jeśli istniejesz, niech śmierć będzie szybka. Przynajmniej dla Paris. Ja wytrzymam.
Nie widziała nawet procenta szans na przeżycie, gdy nagle usłyszała warkot helikoptera. Drgnęła, obracając się ku nadlatującej maszynie.
– To ratownicy?! – krzyknęła Paris łamiącym się głosem.
Sydney nie zauważyła na helikopterze niczego, co by na to wskazywało. Maszyna była srebrna, bez żadnych znaków.
– Wątpię, ale ktokolwiek to jest, może być naszą jedyną nadzieją. Płyń! Musimy dotrzeć na plażę, zanim uderzy fala!
40 SEKUND DO TSUNAMI
Elvis stał na środku pustej już plaży i machał do nadlatującego helikoptera, jakby od tego zależało jego życie.
Bo zależało.
– Widzimy cię! – usłyszał przez smartwatcha głos Wayana, swojego szofera.
– Ja was też! Lądujcie, już! – darł się przerażony Elvis.
– Pilot mówi, że nie zdąży – bełkotał Wayan. Mówił najszybciej, jak potrafił, przez co jego angielski był jeszcze gorszy niż zazwyczaj. Na szczęście Elvis przez ostatnie tygodnie przyzwyczaił się do akcentu Balijczyka.
– To co, spuścicie mi linę jak w filmie akcji?!
Obaj darli się na całe gardło, gdyż zbliżający się helikopter zagłuszał rozmowę.
– Zniżymy się, abyś mógł się złapać… no… jak to się mówi po angielsku… tej nogi helikoptera. Masz parę sekund, żeby ją chwycić! Potem odlatujemy!
Elvis dawno nie był tak wściekły.
– POGRZAŁO WAS?! A MOJA DESKA?!
– Halo? Nie słyszę cię! Elvis? Elvis?! ELVIS!?
Chłopak nie miał zamiaru rozstawać się z deską, więc położył ją na ziemi bez odpinania leasha[3]. Ledwie tydzień temu odebrał ją od shapera[4] jako prezent na szesnaste urodziny. Gdyby ją porzucił, mama kupiłaby mu nową, ale nie miał ochoty znów tyle czekać na realizację zamówienia.
Zerknął na helikopter, po czym spojrzał na nadchodzące tsunami. Natychmiast tego pożałował, bo jego nogi zamieniły się w watę.
– ELVIS! – darł się Wayan przez otwarte drzwi helikoptera. – ŁAP NOGĘ!
Kilka sekund później, które w głowie nastolatka trwały wieczność, maszyna zniżyła się na tyle, by mógł złapać płozę. Podciągnął się na niej i zahaczył też nogi. Zamknął oczy, by nie patrzeć na nadchodzącą katastrofę.
– Trzymać się! – wrzasnął Wayan.
Gdy maszyna ruszyła w górę, żołądek Elvisa zrobił salto. Sekundy później usłyszał potężny huk, kiedy w las pod nimi uderzyło tsunami wysokie na kilkanaście metrów. Zacisnął powieki jeszcze mocniej i modlił się, aby nie zwymiotować.
W końcu coś go podkusiło, żeby otworzyć oczy i wtedy ujrzał wiszącą obok niego dziewczynkę. Miała wielkie brązowe oczy, przekrwione od łez i strachu.
Wrzasnął, jakby zobaczył ducha.
Kiedy Sydney zobaczyła, że helikopter leci ku nastoletniemu surferowi, wzięła Paris za rękę i pognała w jego stronę. Mimo pisków siostry nie zwalniała, kiedy piekielnie ostre kawałki martwej rafy koralowej raniły im stopy. To był wyścig z czasem.
– BOLI!!! – Paris wrzeszczała wniebogłosy. – SYDNEY, CZEKAJ!!!
Ale dziewczyna biegła dalej, ciągnąc siostrę za sobą. Jej stopy również pulsowały bólem i prawdopodobnie mocno krwawiły, ale krwawienie było zdecydowanie lepsze od śmierci.
Gdy helikopter zniżył się wystarczająco, zobaczyła, jak nastoletni blondyn chwyta się płozy. Oni nie będą lądować, przeraziła się. Czuła, jak krew odpływa jej z twarzy, jakby miała zemdleć. Wtedy złapała spojrzenie młodego miejscowego, który wychynął z helikoptera. Skinął na nią z aprobatą.
– Trzymać się! – wrzasnął.
Sydney uniosła Paris, aż ta chwyciła się płozy.
– Będzie dobrze – zapewniła prosto do jej ucha, żeby mała ją usłyszała. – Tylko masz nie puszczać płozy. Jak umrzesz, to cię zabiję.
Podskoczyła i zawisnęła po drugiej stronie chłopaka, a wtedy helikopter odfrunął.
Pięć sekund. Dokładnie tyle dzieliło ich wszystkich od śmierci.
Sydney zatrzęsła się, widząc, jak mocarna fala miażdży wszystko pod nimi. Plaży już nie było. Las zniknął pod powierzchnią wody. Część samochodów natychmiast zatonęła, a inne uniosły się na moment, by chwilę później podzielić mizerny los pozostałych. Restauracja rozpadła się na milion kawałków. Wszystko to wyglądało, jakby ktoś włożył świat do wściekłej pralki.
Dlaczego nas nie ostrzeżono? Czy nie ma specjalnych służb, które wykrywają takie katastrofy z wyprzedzeniem?
Z rozmyślań wyrwał ją krzyk wiszącego obok nastolatka.
– Co ty tu robisz, głupi bachorze?! – darł się na Paris. Mała zerknęła na Sydney z przerażeniem w oczach. Pisnęła coś, ale helikopter całkowicie ją zagłuszył. Elvis obrócił się za jej wzrokiem.
– Cześć! – zaczęła Sydney, jednak zadławiła się słowami, gdy zrozumiała, na kogo patrzy. To ten głupek z wody, na którego nawrzeszczałam! Oby mnie nie pamiętał. – To twój helikopter?!
– Nie słyszę cię, ale to mój helikopter! Co ty tu, kurwa, robisz?! Jak przez was spadniemy, to…
Nie dokończył, bo przerwały mu wrzaski i kopniaki Paris.
– POMOCY! JA SPADAM! POMOCY!
– POMÓŻ JEJ!!! – wydzierała się Sydney przez łzy.
Elvis skrzywił się, ale mimo niechęci zdjął jedną nogę z płozy i podparł nią Paris. Wtedy drzwi helikoptera rozsunęły się i stanął w nich ten młody Balijczyk. Zerknął na nich ze strachem, po czym rzucił Paris linę.
– Hej, dziewczynko! To dla ciebie! Złap się!
Paris nie przestawała płakać, ale udało jej się chwycić linę. Trzymała ją tak mocno, że jej palce zupełnie pobielały. Wayan wciągnął ją do kabiny i schował za sobą, aby nie wypadła. Sydney była mu wdzięczna nad życie.
– Dla was niestety nie ma miejsca! – krzyknął mężczyzna do nastolatków. – Trzymajcie się mocno!
– Pojebało cię?! – wrzeszczał wściekły Elvis. – Dawaj mi tę linę albo cię zwolnię! Ja tu umieram! Miałeś ratować mnie, a nie połowę plaży! Kiedy moi rodzice się dowiedzą…
Czyli to jego pracownik, pomyślała Sydney. Muszą być bogaci.
Wayan wywrócił oczami, zmęczony zachowaniem Elvisa.
– Złapcie się liny, pomoże wam! – rzucił ją nastolatkom i zamknął drzwi. Sydney już prawie ją miała, kiedy Elvis zgarnął jej sznur sprzed nosa.
Mogę być martwym bohaterem albo żywym dupkiem, pomyślał, przechwytując sznur. Żywy dupek brzmi lepiej.
Kolanami trzymał się płozy, zwisając z niej jak nietoperz i owinął się liną wokół pasa. Próbował zawiązać węzeł, który przytrzymałby go w razie upadku.
– Ręce mi się ześlizgują! – panikowała Sydney. – Pomóż mi! PROSZĘ!
– Jak nie spadniesz do czasu, gdy to zawiążę, to ci pomogę – odparł, choć ona go nie usłyszała.
– BŁAGAM, ZRÓB COŚ!
Świat zwolnił, gdy Elvis patrzył, jak dłonie dziewczyny ześlizgują się z płozy. Wtedy coś w nim pękło. Zaufał linie, puścił się i złapał spadającą dziewczynę. Węzeł boleśnie wbił mu się w brzuch.
– Ugh… – warknął, przeszyty bólem.
Dziewczyna darła się tak głośno, że część Elvisa chciała ją zrzucić w przepaść.
– Zamknij się – rzucił, rozglądając się za czymś, co mogłoby im pomóc. Jego wzrok padł na zwisający pod nim długi koniec sznura. – Owiń sobie nogi wokół liny!
Sydney wierzgnęła nogami i już po chwili trzymała się sznura. Zauważyła, jak chłopak odetchnął z ulgą, kiedy go puściła. Cieszysz się, że żyję, czy że odsunęłam się od ciebie?
– Dzięki – rzuciła w stronę chłopaka. Może i był idiotą, ale ocalił jej życie.
– Dasz radę się utrzymać? – zapytał. Nie żeby go to obchodziło, ale chyba tak wypadało.
Sydney skinęła głową.
– Jestem surferką, mam silne ręce.
– Ta, właśnie widziałem, jak twoje silne ręce przegrywają z grawitacją. – Spojrzał na nią z góry, dosłownie i w przenośni. – A tak w ogóle to jestem Elvis.
– A ja jestem wkurzona!
Nie odzywali się już do siebie, ale przynajmniej nie próbowali się pozabijać, co było jakimś sukcesem. Sydney rozejrzała się, by zobaczyć, dokąd lecą, ale wszystkie soczyście zielone wzgórza, tarasy ryżowe i niewielkie miasteczka wyglądały dla niej tak samo i nic jej nie mówiły.
– Ej, Elvis! – krzyknęła niechętnie. Chłopak rzucił jej gardzące spojrzenie, ale to ona była tutaj gościem i potrzebowała informacji, więc przełknęła ślinę razem z dumą oraz honorem, uniosła się trochę wyżej i zapytała: – Dokąd lecimy?
– Do mnie do domu.
– To daleko?
– Skąd mam wiedzieć? Zazwyczaj nie latam tam helikopterem.
– A samochodem ile byś jechał?
– W korkach z godzinę. Bez korków… Nie wiem, zawsze są korki.
– Okej, czyli już niedaleko.
Chłopak zmarszczył brwi.
– Skąd wiesz?
– Bo w przeciwieństwie do co poniektórych używam mózgu.
Elvis znów poczuł chęć zrzucenia jej w przepaść, ale zanim zdążył zrobić cokolwiek głupiego, helikopter zaczął się zniżać. Chłopak rozpoznał swoją willę stojącą na zielonym wzgórzu. Skupił wzrok na basenie i nie patrzył już niżej, bo przepaść, jaka się tam rozciągała, wywoływała u niego zawroty głowy. Nigdy nie miał lęku wysokości, ale w tych okolicznościach nawet największy fan adrenaliny narobiłby w gacie.
W tym samym czasie Sydney rozglądała się, próbując rozpoznać okolicę, ale niczego nie kojarzyła. Wszędzie była tylko dżungla i nieliczne domy oraz tarasy ryżowe i palmy. Poza tym trudno jej się było skupić, kiedy jej stopy przeszywał palący ból. Była pewna, że gdy tylko zejdzie z liny, ta będzie przesiąknięta krwią. Odliczała sekundy do lądowania.
* * *
koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji
[1] Manewr polegający na szybkim zakręceniu deską na szczycie fali.
[2] Długie fale oceaniczne, które tworzą się nawet setki kilometrów od plaży wskutek układów pogodowych, np. burz. Gdy swell się zmienia, fale mogą nadejść z innego kierunku, mieć inną wysokość, siłę oraz odstęp między sobą.
[3] Przymocowana do końca deski surfingowej smycz, której drugi koniec surferzy przypinają do kostki.
[4] Osoba wykonująca deski surfingowe.
You&YA
MUZA SA
ul. Sienna 73
00-833 Warszawa
tel. +4822 6211775
e-mail: [email protected]
Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl
Wersja elektroniczna: MAGRAF sp.j., Bydgoszcz