Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Pod redakcją naukową Anny Bąkiewicz
W grudniu 1999 roku w Instytucie Krajów Rozwijających się na Wydziale Geografii i Studiów Regionalnych Uniwersytetu Warszawskiego odbyła się druga konferencja na temat: Społeczno-ekonomiczne skutki globalizacji. Jednostka, rodzina, społeczeństwo w Polsce i na świecie. Wzięli w niej udział młodzi adepci nauki, zainteresowani problemami współczesnej gospodarki i społeczeństwa - studenci, asystenci i doktoranci humanistycznych kierunków studiów na Uniwersytecie Warszawskim. Ogniwem łączącym tematykę wystąpień konferencyjnych była globalizacja.
Autorzy referatów przedstawili wybrane aspekty współczesnych problemów społeczno-gospodarczych, politycznych i środowiskowych, oceniając badane zjawiska z punktu widzenia różnych dyscyplin nauki i na różnym poziomie syntezy.
Niniejsza publikacja zawiera najciekawsze referaty i raporty, wygłoszone na konferencji.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 429
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Redakcja i korekta
Elżbieta Weremowicz
Okładka
Kinga Walter
Skład i łamanie
Magdalena Dziekan
Książka dofinansowana przez Komitet Badań Naukowych
© Copyright by Wydawnictwo Akademickie DIALOG 2000
Wydanie elektroniczne, Warszawa 2016
ISBN (ePub) 978-83-8002-586-8
ISBN (Mobi) 978-83-8002-587-5
Skład wersji elektronicznejMarcin Kapusta
konwersja.virtualo.pl
21 grudnia 1999 roku w Instytucie Krajów Rozwijających się, na Wydziale Geografii i Studiów Regionalnych Uniwersytetu Warszawskiego, odbyła się druga konferencja promująca młodych badaczy, na temat: „Społeczno-ekonomiczne skutki globalizacji. Jednostka, rodzina, społeczeństwo w Polsce i na świecie”. Wielki sukces naukowy i organizacyjny pierwszej konferencji: „Gdzie jesteśmy, dokąd zmierzamy? Kobieta, rodzina, społeczność lokalna w Trzecim Świecie i w Polsce” skłonił organizatorów do kontynuowania wysiłków, mających na celu stworzenie młodym badaczom możliwości zbierania doświadczeń i szansy prezentacji swych dokonań. Podobnie jak rok wcześniej, w konferencji wzięli udział młodzi adepci nauki, zainteresowani problemami współczesnej gospodarki i społeczeństwa - studenci, asystenci i doktoranci humanistycznych kierunków studiów na Uniwersytecie Warszawskim.
Na konferencji wygłoszono ponad trzydzieści referatów naukowych, będących efektem badań prowadzonych w ramach przygotowań do prac licencjackich, magisterskich i doktorskich. Wiele analiz powstało na podstawie badań terenowych w Polsce, Ameryce Łacińskiej i Afryce oraz w krajach byłego Związku Radzieckiego; niektóre z nich były możliwe dzięki finansowej pomocy Ministerstwa Edukacji Narodowej.
Obrady zostały podzielone tematycznie na trzy sesje dotyczące kwestii gospodarczych, społecznych i przyrodniczych. Słowo wstępne na temat globalizacji i regionalizacji we współczesnej gospodarce światowej wygłosił prof. dr hab. Andrzej Lubbe. Zebrani z dużym zainteresowaniem wysłuchali również referatów specjalistów w zakresie gospodarki Afryki, wygłoszonych przez pracowników Instytutu Krajów Rozwijających się, dr. Bogdana Stefańskiego i dr. Mamadou Wagué.
Konferencja została przygotowana w dużej mierze dzięki aktywności studentów, którzy samodzielnie przygotowali trzy kolejne sesje tematyczne, serwis fotograficzny oraz obsługę techniczną. Dużym zainteresowaniem cieszyły się również wystawy, przygotowane przez studentów, na których zaprezentowano dokumentację fotograficzną z wyprawy do Indii, autorstwa Jarosława Tondera, studenta I roku Podyplomowego Studium Wiedzy o Krajach Rozwijających się, oraz z podróży do Gruzji Justyny Doboszyńskiej, absolwentki etnologii Uniwersytetu Warszawskiego.
Organizatorzy pragną podziękować władzom Wydziału, a przede wszystkim Pani Dziekan Prof. dr hab. Marii Skoczek, za pomoc w przygotowaniu konferencji. Wiele słów wdzięczności należy się również opiekunom młodych badaczy, przedstawicielom różnych dziedzin nauk humanistycznych, których konsultacje umożliwiły przygotowanie wystąpień na wysokim naukowym poziomie. Sprawna koordynacja działań organizacyjnych była możliwa dzięki duchowemu wsparciu i cennym radom dr Elżbiety Puchnarewicz, głównego organizatora pierwszej konferencji promującej młodych badaczy.
Prezentowana publikacja zawiera najciekawsze referaty i raporty wygłoszone na konferencji. Ogniwem łączącym tematykę wystąpień konferencyjnych była globalizacja. Jest to zjawisko coraz częściej dyskutowane, zarówno w kręgach akademickich, jak i w mediach. Problematyka jest bardzo szeroka i ma interdyscyplinarny charakter, co stanowi podstawową trudność w analizie tego fenomenu. Publikacja nie pretenduje w żadnej mierze do przedstawienia kompleksowego obrazu problemów globalizacji. Autorzy referatów, zarówno specjaliści z dużym dorobkiem naukowym, jak i początkujący badacze z różnych dziedzin nauk społecznych, przedstawili wybrane aspekty współczesnych problemów społeczno-gospodarczych, politycznych i środowiskowych, dając nam szansę spojrzenia na badane zjawisko jednocześnie z punktu widzenia różnych dyscyplin nauki i na różnym poziomie syntezy.
Anna Bąkiewicz
1. Globalne przemiany
W ostatnich dwóch dekadach byliśmy świadkami daleko idących zmian w gospodarce światowej. Na początku lat 80. wybuchnął kryzys zadłużeniowy, następnie w ponad stu krajach wprowadzono programy dostosowawcze. Spośród azjatyckich krajów rozwijających się wyłoniła się grupa krajów nowo uprzemysłowionych, kraje o gospodarce centralnie planowanej przeszły transformację w kierunku gospodarki rynkowej, zakończyła się zimna wojna. Prywatyzacja, kurczenie się roli państwa, neoliberalna polityka gospodarcza, rewolucja informatyczna, rozwój korporacji ponadnarodowych, wzrost przepływów kapitałowych składają się na nowy obraz otoczenia, w jakim funkcjonują podmioty gospodarcze.
W połowie lat 80. powstał termin „globalizacja” jako określenie głębokich przemian, zachodzących w gospodarce światowej: powszechne i zasadnicze zmiany organizacji produkcji, konsumpcji i inwestycji, będące następstwem ekonomicznej liberalizacji, programów dostosowawczych i kurczącej się roli państwa w gospodarce, które prowadzą do nasilania się współzależności rynków i produkcji w poszczególnych krajach. Obecnie globalizacja odnosi się nie tylko do gospodarki. Przekształceniom w sferze gospodarczej towarzyszą bowiem głębokie zmiany w sferze społecznej, kulturowej, politycznej, środowiska naturalnego i kwestii bezpieczeństwa na świecie. W końcu naszego stulecia kapitał, zanieczyszczenie środowiska, przestępczość i terroryzm, idee i wartości przepływają z coraz większym nasileniem ponad granicami państw.
Fenomen globalizacji zajmuje wiele miejsca we współczesnej literaturze, zarówno tej naukowej, jak i o charakterze publicystycznym. Do najliczniejszych należą publikacje, w których autorzy w sposób często katastroficzny przedstawiają zagrożenia płynące z postępującej globalizacji. Zdecydowaną mniejszość stanowią prace, które mają na celu wyjaśnienie istoty omawianego zjawiska, jeśli nie jako całości, to przynajmniej wybranych jego aspektów. O wadze tego problemu świadczą również liczne i niekiedy gwałtowne protesty przeciwko negatywnym skutkom globalizacji, wyrażane przez społeczeństwa na całym świecie. Kwestia ta zdominowała również dyskusje specjalistów na forum organizacji międzynarodowych. W 1999 roku największa międzynarodowa instytucja, zajmująca się rozwojem społeczno-gospodarczym, UNDP, poświęciła swój coroczny raport kwestii globalizacji (UNDP, 1999). Z kolei na X sesji UNCTAD w lutym 2000 roku w Bangkoku zajmowano się wypracowaniem polityki dla krajów rozwijających się w dobie globalizacji. Do tak dużego zainteresowania problematyką globalizacji skłania chociażby towarzysząca procesom globalizacyjnym polaryzacja zamożności na świecie. Według statystyk, w 1970 roku najbogatsze 20% populacji świata miało dochody 32 razy wyższe niż najbiedniejsi. W 1991 roku różnica ta była już ponad sześćdziesięciokrotna. W tym samym czasie udział najniższego kwintyla w dochodach świata zmniejszył się z 2,3% do 1,4% (UNDP, 1999). Pogłębia się zróżnicowanie dochodów nie tylko pomiędzy krajami, ale również wewnątrz wysoko rozwiniętych krajów (Jones, 1997; Cline, 1997). Najniższy kwintyl zmniejszył swój udział w dochodach z 5% w 1980 do 4% w 1992, a udział najwyższego zwiększył się w tym samym okresie z 42% do 45%, 10% najbogatszych zaś zwiększyło swój udział z 15% do 18 % (UNDP, 1999).
W latach 90. globalizacja stała się powszechnie używanym komunałem. Jest jednym z niewielu terminów używanych zarówno przez badaczy, polityków, dziennikarzy, jak i ludzi na całym świecie. Wynika to zapewne z intensywności procesów globalizacyjnych i uniwersalności ich skutków. Chociaż tak często stosowane, słowo to ma wielorakie znaczenie. Powszechnie używa się go do określenia różnorodnych przemian, dotyczących codziennego życia. W popularnym ujęciu globalizacja jest identyfikowana z McDonalds’em i Coca-Colą, czyli innymi słowy, z amerykanizacją. W pewnym sensie taka charakterystyka jest trafna, choć niepełna. Badacze przedmiotu interpretują to zjawisko szerzej - w kategoriach politycznych, gospodarczych lub społecznych. Określają globalizację jako proces lub określony stan, przyczynę lub skutek (Gwiazda, 1998). Stwierdzenie, że jest to termin niejasny, jest nazbyt delikatne i nie odzwierciedla intensywności sporów wokół niego. Złożoność i bogactwo tego zagadnienia to zresztą podstawowa trudność, przed którą stoi każdy badacz globalizacji.
Generalnie można przyjąć, że globalizacja przejawia się tym, że decyzja podjęta w określonej części świata ma coraz większy wpływ na wydarzenia i zjawiska, mające miejsce w odległych krajach i regionach. Od dawna już jesteśmy świadomi tego typu relacji w odniesieniu do środowiska naturalnego. Obecnie związki takie występują coraz intensywniej w sferze społecznej. Mamy zatem do czynienia z pogłębiającą się zależnością zjawisk społecznych w skali świata, która przejawia się występowaniem procesów społecznych, ekonomicznych, kulturowych i politycznych, w których wydarzenia, decyzje i działania w różnych regionach świata wzajemnie się warunkują i mają istotne znaczenie dla jednostek i grup społecznych, przedsiębiorstw i struktur politycznych na świecie.
Globalizacja w sferze gospodarczej - jako zjawisko o zróżnicowanym charakterze - ma szereg aspektów, które można podzielić na trzy grupy:
I. Polityka - upadek komunizmu, zapoczątkowany przemianami w Polsce w latach 80., uwieńczony zburzeniem muru berlińskiego w 1989 roku, oznaczał zanik wieloletniego podziału świata na „pierwszy”, tak zwany wolny świat, „drugi” - komunistyczny i „trzeci”, czyli kraje rozwijające się. Transformacja w „drugim świecie” zmierza ku demokracji na wzór „pierwszego świata”, a „trzeci świat” stracił swą jednorodność wraz ze słabnięciem dominacji politycznej państw byłego Związku Radzieckiego i polaryzacją gospodarczą krajów Południa.
II.Ekonomia — liberalizacja wymiany gospodarczej, zarówno handlu, jak i przepływów kapitałowych, oraz regionalna integracja gospodarcza. Obecnie zakres działalności gospodarczej, która ma zasięg lokalny lub krajowy, jest niewielki. W każdej gospodarce rynkowej funkcjonują stosunkowo nieliczne przedsiębiorstwa, które nie kupują materiałów czy nie sprzedają swych produktów na rynkach zagranicznych, i jeszcze mniej firm, na których aktywność nie ma wpływu sytuacja poza granicami kraju. W coraz większym stopniu zjawiska występujące na odległych obszarach mają wpływ nawet na drobne przedsiębiorstwa, działające na lokalnych rynkach. Nasilenie tych relacji jest zróżnicowane i jest największe w tych sektorach, gdzie wzorce konsumpcji podlegają najsilniejszej homogenizacji, gdzie produkcja jest stosunkowo kapitałochłonna i oparta na najnowszej technologii.
III.technologia - rozwój technologii produkcji i komunikacji spowodował kurczenie się przestrzeni i doprowadził do wysokiej intensywności kontaktów podmiotów gospodarczych w skali świata, powodując tym samym wzrost współzależności gospodarczej.
2. Nowa fala integracji
Chociaż termin globalizacja jest używany od niedawna, to sygnały o procesach globalizacyjnych w gospodarce światowej pojawiały się już dawno temu. W połowie lat 60. Marshall McLuhan analizował wpływy kultury konsumpcyjnego społeczeństwa Zachodu w globalnej wiosce (McLuhan, 1968). Raport dla Klubu Rzymskiego Granice wzrostu to kolejny sygnał o światowej współzależności w dziedzinie zasobów naturalnych i możliwości ich wykorzystania przez człowieka (Meadows et al” 1972). Potem przyszła „Trzecia fala” Alvina Tofflera (Toffler, 1986), zapowiadająca nadejście ery społeczeństwa postindustrialnego, w którego funkcjonowaniu kluczową rolę odgrywa komunikacja elektroniczna.
Obecne przemiany w gospodarce światowej sięgają swymi korzeniami jeszcze wcześniejszego okresu. Sam proces pogłębiania się zależności ekonomicznej, w skali gospodarki światowej nie jest nowym zjawiskiem, szczególnie w zakresie umiędzynarodowiania się handlu. O ile intensywność powiązań w systemie gospodarki światowej, mierzona udziałem handlu zagranicznego i inwestycji zagranicznych w dochodzie narodowym poszczególnych krajów, wzrosła znacznie w 2. połowie XX wieku, o tyle dość powszechnie przyjmuje się, że jest to kontynuacja trendów integracyjnych, które występowały w gospodarce światowej w XIX wieku i wcześniej, i które zostały jedynie zahamowane przez wielkie konflikty zbrojne XX wieku i zimną wojnę (Hirst, Thompson, 1996). Intensywność i tempo obecnych zmian strukturalnych złożyły się jednak na jakościowo nową organizację światowego rynku. Nie ulega wątpliwości, że gospodarka pod koniec XX wieku różni się znacznie od tej z początku stulecia.
Obecna fala integracji światowej gospodarki jest często porównywana do przemian właściwych dla rewolucji przemysłowej, ta jednak, mimo że doprowadziła również do głębokich przemian w światowej gospodarce, była efektem kumulowania się na przestrzeni wielu dziesięcioleci zmian technologicznych, organizacyjnych i instytucjonalnych (Baldwin, Martin, 1999). Efekt był rewolucyjny, ale sam proces przebiegał ewolucyjnie. Procesy globalizacyjne w XIX wieku wynikały w dużym stopniu z przemian, zachodzących w sferze przetwarzania surowców, czemu towarzyszył wzrost udziału przemysłu przetwórczego w produkcji i zatrudnieniu. Obecnie jesteśmy świadkami deindustrializacji, a bodźce pobudzające ten proces wypływają z sektora finansów i handlu, czyli sfery pozaprodukcyjnej. W pierwszej fali znacząco malały koszty transportu towarów, obecnie telekomunikacja rozwija się szybciej niż transport. Obecna fala ma w istocie charakter rewolucyjny, a istotnym czynnikiem, warunkującym procesy globalizacyjne, jest rozwój technologii komputerowej, która umożliwia powszechną i szybką komunikację przy niskich kosztach. Istota ekonomicznej globalizacji polega na dramatycznych zmianach w gospodarce światowej, prowadzących do dominacji wielkich przedsiębiorstw ponadnarodowych, malejącego znaczenia rządów krajowych na korzyść instytucji międzynarodowych oraz gigantycznych przepływach kapitałowych, destabilizujących gospodarkę światową i prowadzących do marginalizacji najsłabiej rozwiniętych gospodarczo krajów.
W sumie obserwujemy wiele istotnych trendów, składających się na współczesne procesy globalizacyjne:
1. Duża i rosnąca mobilność kapitału w skali gospodarki światowej. Zagraniczne inwestycje bezpośrednie od początku lat 80. do 1996 roku zwiększyły się blisko siedmiokrotnie (przy czym gwałtowny przyrost nastąpił w 2. połowie lat 80.). W tym samym czasie wartość inwestycji krajowych wzrosła jedynie dwukrotnie (UNCTAD, 1997). W szczególności, znacznie wzrosły pośrednie inwestycje zagraniczne i w efekcie finanse międzynarodowe zdominowały działalność gospodarczą. O skali tego zjawiska świadczy chociażby to, że w 1995 roku wartość eksportu towarów i usług była pięćdziesiąt razy mniejsza niż suma transakcji walutowych na świecie. Z kolei w 1996 roku z 244 mld dolarów prywatnych kapitałów zainwestowanych w krajach rozwijających się, tylko 129 mld to długoterminowe inwestycje bezpośrednie. Bezprecedensowy wzrost transakcji walutowych w ostatnich dwóch dekadach jest efektem głównie przepływów o charakterze spekulacyjnym. Ich destabilizujący wpływ najdobitniej przejawił się w 1997 roku w formie kryzysu azjatyckiego, kiedy to w krótkim czasie Tajlandia, Korea Południowa, Indonezja, Malezja i Filipiny doświadczyły głębokiego załamania gospodarczego, a konsekwencje trudności finansowych tych krajów odczuwano na całym świecie (Knight, 1999). O ile sam kryzys gospodarczy ogarniający regiony czy świat to nic nowego, o tyle tempo przesuwania się fali kryzysowej nie ma swego precedensu (Kindleberger, 1996, s. 203).
2. Chociaż czołowe miejsce w przepływach gospodarczych na świecie, zajmowane dotychczas przez handel międzynarodowy, zostało przejęte przez przepływy kapitałowe, to znaczenie handlu zagranicznego w gospodarce, mierzone udziałem handlu w dochodzie narodowym, nie maleje, a przeciwnie - wyraźnie zwiększyło się w ostatnich dekadach (Baldwin, Martin, 1999). W sferze międzynarodowego handlu też zachodzą zmiany, związane z rozwojem nowych form organizacji produkcji. Tradycyjnie przetwórstwo koncentrowało się w krajach Północy i opierało na surowcach pochodzących z Południa. Kraje uprzemysłowione wymieniały wyroby, przetworzone na surowce, z krajów rozwijających się. O ile fabrykę samochodów z 1930 roku można by porównać do zamkniętej skrzynki, którą z jednej strony zasilano surowcami, a z drugiej odbierano gotowy produkt, o tyle w 1990 roku produkt gotowy był składany z podzespołów produkowanych w fabrykach, filiach lub przez podwykonawców na całym świecie. Takiej zmianie organizacji produkcji towarzyszy wykształcanie się nowego modelu światowego handlu, w którym coraz większe znaczenie ma wymiana wewnątrzgałęziowa. Jednocześnie maleje tradycyjna rola krajów rozwijających się jako producentów i eksporterów surowców.
3. Kluczową rolę w intensyfikacji powiązań między podmiotami gospodarczymi w skali globu odgrywa technologia przetwarzania i przekazywania danych. Zasadnicze zmiany charakteru międzynarodowych stosunków gospodarczych nie byłyby możliwe bez olbrzymiego wzrostu tempa wszelkich transferów na skalę światową oraz zdecydowanego obniżenia kosztów tych transferów. Wykorzystując elektroniczne środki komunikacji, towary można sprzedawać na całym świecie, bez konieczności rozwijania kosztownych sieci dystrybucji. Jednocześnie nowe środki komunikacji umożliwiają dokonywanie transakcji w błyskawicznym tempie.
4. Maleje rola państwa, co wynika z zanikania granic przepływu zarówno towarów i kapitału, jak i informacji. Rośnie też powszechna świadomość występowania globalnych problemów, przekraczających granice państwa, co pociąga za sobą konieczność działań na skalę ponadnarodową. W XIX wieku rządy krajów obecnie uprzemysłowionych posiadały znaczną kontrolą nad wymianą gospodarczą z zagranicą zarówno w zakresie handlu zagranicznego, jak i przepływów kapitałowych. Kolejne rundy negocjacji w ramach GATT doprowadziły do znacznego zredukowania ceł i tym samym zwiększenia swobody przepływów towarowych. Zwiększył się też zasięg liberalizacji handlu, co wiąże się bezpośrednio z poszerzaniem zasięgu organizacji międzynarodowych, mających wpływ na warunki handlu międzynarodowego. Do WTO należy teraz ponad 130 krajów, podczas gdy w końcu lat 40. GATT sygnowało tylko 19 krajów. Teraz dwie trzecie światowego handlu jest kontrolowane przez WTO. Wzrostowi przepływów towarowych i kapitałowych towarzyszy nadal ograniczona mobilność siły roboczej, spowodowana utrzymywaniem wysokich barier dla napływu imigrantów do krajów wysoko rozwiniętych. Wiąże się to bezpośrednio z problemami występującymi w krajach uprzemysłowionych w sferze zatrudnienia i wynikającymi z istnienia nadwyżki siły roboczej, szczególnie wśród pracowników nisko wykwalifikowanych.
5. Głównymi aktorami światowej sceny gospodarczej stały się wielkie korporacje. Od początku lat 80. nie tylko znacznie wzrosła liczba korporacji, ale również zwiększył się ich udział w produkcji i eksporcie świata. W 1970 było ich 7000, a w 1996 już 44 000, mających w sumie 280 000 zagranicznych oddziałów. W 1997 roku udział megakorporacji w wartości dodanej świata osiągnął 7%, w porównaniu z 5% w połowie lat 80. Ich udział w eksporcie zwiększył się z 1/4 pod koniec lat 80. do 1/3 w 1995 roku. Pod koniec lat 90. wielkie koncerny zatrudniały 5% światowej siły roboczej (łącznie z podwykonawcami). Koncentracja kapitału nasila się nie tylko poprzez rozwój samych korporacji, ale również fuzje i przejęcia, które stały się symptomatyczne dla współczesnej gospodarki. W latach 1990-97 ich liczba zwiększyła się z 11 300 do 24 600. Pod koniec lat 90. 70% światowego handlu było kontrolowane przez 500 wielkich korporacji, a połowa zagranicznych inwestycji bezpośrednich jest dziełem 1% spółek. Obroty największych korporacji są większe niż dochód narodowy Polski czy Norwegii (UNDP, 1999, s. 31). Publikowany corocznie przez tygodnik „Wprost” raport o największych gospodarkach świata pokazuje, że spośród 100 największych gospodarek połowa to gospodarki narodowe, a połowa to korporacje.
3. Globalne sieci produkcyjne
We współczesnej gospodarce procesy globalizacji sięgają znacznie głąbiej i rozwijają się również w sferze produkcyjnej. Proces produkcji ulega postępującej fragmentaryzacji w ramach i ponad gospodarkami krajowymi. Poszczególne etapy produkcji są realizowane w zakładach rozrzuconych po całym świecie. Obok handlu zagranicznego i przepływów kapitałowych, istotną rolę w powiązaniach gospodarczych odgrywają więc relacje w ramach procesu produkcji pomiędzy przedsiębiorstwami zlokalizowanymi w różnych regionach świata. Dotychczas dominującą formą owych powiązań była integracja pionowa, w której proces przetwarzania jest kontrolowany przez jedno przedsiębiorstwo. Jest ona stopniowo wypierana przez integrację poziomą, w ramach której niezależne przedsiębiorstwa kontrolują określone etapy wytwarzania, a produkt końcowy nosi istotne cechy nadane mu przez wykonawców poszczególnych elementów. W tym przypadku koordynacja procesu produkcji jest kontrolowana przez firmę nadrzędną, która zarządza łańcuchem wykonawców. Istotne elementy produktu finalnego stanowią często własność intelektualną, a nie tylko wkład technologiczny. Przetwarzanie nie przestaje być istotne, ale kontrola nad produktem finalnym nie leży już wyłącznie po stronie wykonawcy produktu finalnego. Konkurencji podlega tu nie wykonawca gotowego produktu, ale producenci podzespołów, ponieważ produkt nic stanowi zamkniętej całości (Krugman, Venables, 1995).
Tym tendencjom, na płaszczyźnie przedsiębiorstw, towarzyszy rozwój globalnych sieci produkcyjnych. W ramach tych sieci macierzyste firmy rezerwują dla siebie funkcje strategiczne i niektóre, zwykle wiedzochłonne, etapy produkcji. W dziedzinie poszczególnych etapów produkcji, badań rozwojowych i dystrybucji współpracują z przedsiębiorstwami i specjalistami z całego świata. Zatem globalna sieć produkcyjna to, sięgająca poza granice krajowe, organizacja powiązań wewnątrz firm i pomiędzy nimi, poprzez które firma prowadzi prace badawczo-rozwojowe, projektowe, przetwórstwo, dystrybucję i świadczy usługi powykonawcze. Taka sieć składa się z firmy wiodącej, filii i kontrahentów, podwykonawców, dostawców i kanałów dystrybucyjnych.
Pod presją konkurencji czołowe firmy rezygnują z angażowania się w te dziedziny, w których są mniej konkurencyjne i koncentrują się na tym, co czyni ich działalność najbardziej efektywną. Można zatem powiedzieć, że wykorzystują swoje kluczowe możliwości. Współpracują z innymi firmami w dziedzinie projektowania, produkcji, zaopatrzenia oraz marketingu i nabywają coraz więcej usług od innych przedsiębiorstw. Aby przepływ informacji pomiędzy kontrahentami był sprawny, firmy korzystają z telekomunikacyjnych sieci. Nowe formy organizacji produkcji są przejawem malejącego znaczenia własności i bezpośredniego zarządzania każdym etapem wytwarzania dla kontrolowania produkcji (Hagedoom, Narula, 1996). W odróżnieniu od tradycyjnych form kooperacji, w przypadku sieci produkcyjnych niemal wszystkie elementy procesu produkcji i zarządzania mogą być zlokalizowane poza zleceniodawcą. Ponadto, znaczenie minimalizacji kosztów pracy, jako czynnika motywującego do takiej organizacji produkcji, jest drugorzędne. Zasadniczą rolę odgrywa bowiem dążenie do zdobycia przewagi konkurencyjnej, dzięki zaangażowaniu najlepszych wykonawców w danej dziedzinie. Wynika to z faktu, że stopień skomplikowania produktów uniemożliwia nawet największym przedsiębiorstwom zdobycie dominującej pozycji we wszystkich etapach wytwarzania. Nowe formy organizacji produkcji rozwijały się w Azji w latach 60. i 70., a następnie zostały przejęte przez amerykańskie i europejskie przedsiębiorstwa w rodzimych krajach oraz poza ich granicami, głównie w Azji i Ameryce Łacińskiej.
Szczególną strategię stosują firmy określane w literaturze jako koczownicze (Bruinsma, Gorter, Nijkamp, 1999). Silna konkurencja, wymuszająca elastyczność, skłania firmy do utrzymywania luźnych związków z regionami, na których działają, i ogranicza ich skłonność do podejmowania kapitałochłonnych inwestycji. Z kolei środki umożliwiające błyskawiczną komunikację pozwalają na rozproszenie produkcji po całym świecie. Takie firmy koncentrują się na pracochłonnych i wiedzochłonnych elementach procesu produkcji, tak że ewentualna zmiana lokalizacji nie wiąże się z dużymi kosztami. Preferują one również okresowe związki z kontrahentami nad przejmowanie udziałów i kontroli w firmach współpracujących. Nie są one zorientowane na wybrane rynki regionalne, ale działają na rynku globalnym. W efekcie mamy do czynienia z powszechną już dziś trudnością z określeniem kraju pochodzenia określonych dóbr - wiele produktów trudno dziś nazwać amerykańskimi czy japońskimi, ponieważ ich komponenty powstały w różnych krajach świata.
Przekształcenia w sferze organizacji produkcji spowodowały, że na światowym rynku działają obecnie, obok przedsiębiorstw międzynarodowych i korporacji ponadnarodowych, globalne przedsiębiorstwa. Przedsiębiorstwo międzynarodowe w swej działalności sięga poza granice państwa, a bezpośrednie powiązania z zagranicą ograniczają się do eksportu i importu oraz ewentualnie wydobycia surowców. Ta forma jest charakterystyczna dla Pax Britanica. Następnie, w dobie Pax Americana, pojawiły się przedsiębiorstwa transnarodowe, które prowadzą działalność w kilku krajach w ramach własnych filii i przedstawicielstw zagranicznych. Lokowanie produkcji poza granicami kraju wiąże się z dużą rolą inwestycji bezpośrednich. W obu przypadkach obowiązywał jeden rodzaj organizacji produkcji - firmy poza granicami ówczesnego mocarstwa naśladowały przedsiębiorstwa kraju wiodącego i konkurowały z nimi. Współczesne globalne przedsiębiorstwo traktuje rynek światowy jako całość i dla każdej formy aktywności poszukuje optymalnej lokalizacji w obrębie całego świata. Obowiązuje przy tym odmienna logika organizacji produkcji i konkurencji, a na świecie występują liczne centra gospodarcze o różnym potencjale innowacyjnym i rozwojowym. Jednocześnie tradycyjny przemysł, oparty na przetwarzaniu surowców, traci na znaczeniu, a jego miejsce zajmuje przemysł oparty na zaawansowanej technologii oraz usługi związane z przetwórstwem. Daleko posunięta dezintegracja procesu przetwarzania oraz tworzenie się globalnych sieci produkcyjnych dają szanse mniejszym firmom na włączenie się w globalny proces produkcji (Borrus, Zysman, 1997). Ci, którzy potrafią wykorzystać nowe szanse, znajdują się w każdym kraju. Jednakże dostęp do informacji staje się dopiero dzisiaj nie tylko źródłem sukcesu, ale jego warunkiem koniecznym, umożliwiającym uczestnictwo w systemie globalnej produkcji.
* * *
Gospodarka światowa w ostatnich dwóch dekadach przeszła głęboką transformację. Nasilanie się współzależności w skali globu nie budzi wątpliwości. Kwestią do dyskusji jest charakter owych powiązań, ich efekt oraz znaczenie dla podmiotów gospodarczych. Bez wątpienia globalizacja stanowi szansę dla gospodarek, przedsiębiorstw i pracowników, konkurencyjnych na rynku światowym, ale jest zagrożeniem dla słabszych podmiotów. Uwzględniając drastyczne różnice pomiędzy biednymi i bogatymi krajami czy regionami, mające swój wpływ na ich konkurencyjność, z dużym prawdopodobieństwem można stwierdzić, że globalizacja pogłębi istniejące nierówności, chyba że podjęte zostaną skuteczne kroki przeciwdziałające tej tendencji. Jak wiadomo, zwiększa się rozwarstwienie dochodów w skali świata, wzrasta liczba ubogich - również w krajach uprzemysłowionych, w niektórych na skutek rezygnacji z modelu państwa dobrobytu. Taka sytuacja budzi obawy przed globalizacją i nie należy się dziwić, że rośnie nacisk na korygujące działania państwa. Kilka lat temu w raporcie OECD stwierdzono: „Sytuacja niewykwalifikowanej siły roboczej pogorszyła się, a jednocześnie możliwości zarobkowe tych, którzy potrafią w pełni wykorzystać potencjał nowych technologii na globalnym rynku, znacznie wzrosły. Szczególnego znaczenia nabiera więc polityka koordynująca rozwój technologii i kwalifikacji oraz zmierzająca do zapewnienia powszechnego dostępu do nowej infrastruktury informacyjnej. Szczególna uwaga należy się tym, którzy wpadli w pułapkę ubóstwa z powodu niedostatecznych kwalifikacji i braku dostępu do wiedzy” (OECD, 1996). Doświadczenia ostatnich lat pokazują więc, jak istotną rolę ma do odegrania państwo, by można wykorzystać możliwości płynące z globalizacji i ograniczyć jej negatywne skutki. Pozostaje nadal otwarta kwestia, czy kurczącej się roli państwa, na skutek przejmowania kompetencji przez organizacje ponadnarodowe, będzie towarzyszył rozwój funkcji w sferze społecznej i czy w związku z tym w długim okresie nastąpi zmniejszanie się aktywności państwa, czy tylko zmiana obszaru interwencji.
Bibliografia
Baldwin R.E., Martin P., Two Waves of Globalisation: Superficial Similarities, Fundamental Differences, NBER Working Paper 6904, styczeń 1999, Cambridge, Mass. 1999.
Borrus M., Zysman J., You Don ’t Have to Be a Giant: How the Changing Terms of Competition in Global Markets are Creating New Possibilities for Danish Companies. DRUID Working Paper no. 97-5, Copenhagen, styczeń 1997.
Bruinsma F., Gorter C., Nijkamp R, Nomadic Firms in a Globalizing Economy: A Comparative Analysis and Policy Perspectives, Free University Working Paper no. 51, Amsterdam 1999.
Cline W., Trade and Income Distribution, Institute for International Economics, Washington 1997.
Gwiazda A., Globalizacja i regionalizacja gospodarki światowej, Wydawnictwo Adam Marszałek, Toruń 1998.
Hagedoorn J., Narula R., Choosing modes of governance for strategie technology partnering: international and sectoral differences. Journal of International Business Studies, Vol. 27 s. 265-284, 1996.
Hirst R, Thompson G., Globalization in Question, Polity Press and Blackwell London and New York 1996.
Jones C., On the evolution of the world income distribution. Journal of Economic Perspectives, 11, 3 s. 3-19, 1997.
Kindleberger C., Manias, panics and crashes, Wiley, New York 1996.
Knight M., Developing and Transition Countries Confront Financial Globalization. Finance and Development, VI. 99, vol. 36 no. 2, s. 32-35, 1999.
Krugman R, Venables A. J., Globalization and Inequality of Nations. NBER Working Paper no. 5098, 1995.
MacLuhan M., Fiore Q., War and Peace in the Global Village: an Inventory of Some of the Current Spastic Situations that Could be Eliminated by More Feed forward. Bantam, New York 1968.
Meadows D. et al., The Limits to Growth, Universe Books, New York 1972.
OECD, Technology, Productivity and Job Creation, Paris 1996.
Toffler A., Trzecia fala. PIW, Warszawa, 1986.
UNCTAD, Trade and Development Statistics, 1997.
UNDP, Human Development Report 1999, Oxford University Press, New York, Oxford 1999.
Mamadou Wagué
W dziedzinie gospodarczej Afryka jest przedstawiana jako biedny i marginalizowany kontynent. Od czasu zakończenia zimnej wojny wygląda na opuszczoną strefę, nie reprezentującą już żadnych geopolitycznych i dyplomatycznych interesów mocarstw świata. Poza sporadycznymi interwencjami humanitarnymi, nikt w świecie zachodnim nie interesuje się przyszłością 700 milionów ludzi, żyjących w tej części świata. Czy to oznacza, że mamy do czynienia z kryzysem światowego systemu gospodarczego, czy może odrzuceniem przez społeczeństwo afrykańskie pewnego modelu rozwoju? Może to tylko „opóźniony rozwój”? A może afrykańskie społeczeństwo jest przeciwne przejęciu rozwoju zachodniego modelu gospodarczego i nie chce popadać w pułapkę neoliberalizmu, opartego na indywidualizmie? Może wyłania się alternatywna odpowiedź na zachodni model stylu życia, mieszczący się w systemie gospodarki rynkowej?
Niewiele badań nad kontynentem afrykańskim daje rzeczywiście nadzieję rozwoju. Wielu badaczy nie przestaje powtarzać, że Afryka pogrąża się i że staje się „magazynem zła ludzkości”. Przedstawiają i powtarzają tysiące razy obraz „zatopionego kontynentu”. Afropesymiści postrzegają Afrykę jako kontynent ubóstwa i nędzy, korupcji i oszustwa, choroby, przemocy, konfliktów i ludobójstwa. Te apokaliptyczne obrazy przedstawiają „zubożoną Afrykę w labiryncie konfliktu”. Według niektórych afropesymistów, w końcu tego wieku żaden kontynent nie jest tak rozdrobniony, na żadnym nic ma tylu konfliktów wojennych i takiego głodu jak w Afryce. Według nich Czarny Kontynent spisany został na straty.
Bankructwo lub bieda - tak właśnie od lat jest przedstawiana Afryka przez ekonomistów i socjologów, śledzących ślepą uliczkę rozwoju kontynentu afrykańskiego. Jak przestrzega Catherine Coquery-Vidrovitch: „Jesteśmy na szczycie skumulowanych kryzysów”. Określa ona procesy rozwoju krajów Południa, ale i świata, jako będące w kryzysie, w którym współzależność jest coraz większa i nieunikniona (Coquery-Vidrovitch, 1988, s. 3). Kryzys gospodarczy świata jest tu kryzysem modelu rozwoju i ideologii gospodarczej świata, które modelują politykę rządów. Kryzys wiedzy o rozwoju gospodarczym jest spowodowany brakiem w tej dziedzinie postępu i niedopasowaniem teorii rozwoju do rzeczywistości gospodarczej, która jest błędnie interpretowana przez wielu ekonomistów. Samir Amin także podzielał ten pogląd. Według niego: „Jeśli lata 60. były znakiem dużej nadziei rozwoju krajów rozwijających się, a przede wszystkim krajów afrykańskich, nasza epoka jest pełna złudzeń i rozczarowań”. Według niego koncepcja dzisiejszego rozwoju jest wadliwa, teoria - w kryzysie, a ideologia - przedmiotem zwątpienia. Twierdzenie o bankructwie gospodarki Afryki jest powszechnie znane (Amin, 1989, s. 5).
A przecież dekolonizacja w latach 60. miała przynieść postęp i sukces gospodarczy, a zielona rewolucja położyć kres klęskom żywiołowym i pomocy gospodarczej. Organizacje międzynarodowe, interweniujące bezpośrednio w strukturę afrykańskiej gospodarki, miały na celu promowanie rozwoju. Niestety, w wielu regionach, w których realizowano projekty i programy kosztujące miliardy dolarów, nie nastąpił rozwój. Iluż było kooperantów, ekspertów, asystentów technicznych i doradców, pochodzących ze środowiska afropesymistów, którzy uczestniczyli w realizacji tych projektów, aby Afryka była dziś bardzo dobrze rozwinięta i uprzemysłowiona.
Afropesymizm utrudnia prowadzenie jakichkolwiek realistycznych analiz politycznych i gospodarczych, związanych z problemami rozwoju Afryki. Wykorzystuje on stereotypy poglądów kolonialnych i nie przestaje działać negatywnie na opinię ludności Zachodu. W momencie, gdy rewizjoniści są bardzo aktywni, jest oczywiście wygodnie wykluczyć jakiekolwiek odniesienie się do organizacji gospodarki świata i jej struktury dominacji. Tymczasem podobne zjawiska powtarzają się na co dzień, gdy Międzynarodowy Fundusz Walutowy i Bank Światowy naciskają na Afrykę i narzucają jej burzenie swojego tradycjonalistycznego stylu gospodarczego. George Balandier przypomina, że „niezaradność krajów rozwijających się zależy w znacznej mierze od nierówności i zależności, na których zbudowana jest ich gospodarka” (Balandier, 1988, s. 201).
Opór społeczeństwa afrykańskiego
Żeby stłumić dyskusje naukowe na konferencjach czy międzynarodowych seminariach na temat gwałtu i przemocy, wywoływanej przez wzrastającą rolę pieniądza w społeczeństwach afrykańskich, afropesymiści bronią swoich poglądów powtarzając stare argumenty, że słaby rozwój Czarnej Afryki jest powodowany przez jej kulturę i styl życia. Dalej argumentują, że bieda producentów kakao, kawy, bawełny, orzeszków ziemnych jest powodowana przez silny związek duchowy z ich przodkami. Pracownicy aglomeracji miejskich ulegają jednocześnie presji międzynarodowej wspólnoty i naciskom klanów na przyjęcie opieki nad krewnymi, co ogranicza kumulacją niezbędnego kapitału, umożliwiającego inwestowanie. Bardziej radykalni afropesymiści powtarzają teorię klimatu, aby uzasadnić „niezaradność” lub „opóźnienia” Afryki. Kiedy widmo Malthusa nawiedza międzynarodowe instytucje finansowe, poruszają oni kwestie zbyt dużego przyrostu naturalnego, a kobiety i rodziny stają się celem ich polityki społecznej. Biorąc pod uwagę współzależności pomiędzy społeczeństwem, rozwojem i środowiskiem, neoliberałowie tłumaczą afrykański kryzys, wykorzystując teorią „regresji spiralnej”, w której ubóstwo jest bezpośrednio związane z przyrostem demograficznym oraz z degradacją środowiska.
Niektórzy afropesymiści zapominają na przykład, że na Wybrzeżu Kości Słoniowej dążenie do zagospodarowania dużych plantacji doprowadziło do destrukcji 80% lasów tropikalnych w ciągu ostatnich pięćdziesięciu lat. Ponadto, podtrzymują tradycjonalizm społeczeństwa, nieustannie walczącego o utrzymanie swoich różnorodnych form kulturowych. W efekcie przestaje ono zastanawiać się nad swoimi potencjalnymi możliwościami organizacyjnymi. Wspólnota lokalna jest konfrontowana ze sztucznymi strukturami organizacyjnymi, zmuszającymi ją do reidentyfikowania się. Axelle Kabou w swojej bardzo prowokacyjnej książce twierdzi, że tak jak papugi schwytane w lasach tropikalnych, niektórzy Afrykanie powtarzają głosy swoich nauczycieli (Kabou, 1991). Wiemy, że przedmiotem nieracjonalnych postaw i zachowań społeczeństwa lokalnego jest jeden z poglądów i obrazów propagandowych, przedstawionych w kolonialnej literaturze, w której przez długi czas ignorowano umiejętności lokalnej ludności.
Oczywiście nie można przypisywać wszystkich win za nieszczęścia kontynentu tylko czynnikom zewnętrznym, sama Afryka jest też „chora”. Tu wystarczy przypomnieć zorganizowane plądrowanie majątku narodowego przez klasę rządzącą, np. w Kamerunie, Gwinei, Nigerii, Nigrze, gdzie korupcja stanowiła jedną z form rządzenia. Albo zwyczaj rozdzielenia przez państwa bogactw krajowych pomiędzy pochlebców warstw grup rządzących, co doprowadziło do ruiny wielu afrykańskich krajów (między innymi działalność marszałka Mobutu Sese-Seko w Zairze). Nie można także ukrywać ciężaru pajęczyn mafijnych i różnych wpływowych grup, kontrolujących strategiczne zasoby oraz popierających rządzących dyktatorów.
Większość wojen i konfliktów domowych, które bez przerwy zubożają Afrykę, można zrozumieć tylko na podstawie geopolitycznej i ekonomicznej gry. Tocząc wojnę o ropę naftową, uran, diament, miedź, kobalt, złoto czy aluminium, światowe potęgi grup biznesowych rywalizują ze sobą (Misseret et Vallée, 1998). Taki sposób przywłaszczenia i interweniowania wpisuje się do systemów socjopolitycznych, w których klasy rządzące manipulują współzależnościami etnicznymi. Zrozumienie zubożenia krajów Czarnego Lądu jest niemożliwe bez uwzględnienia znaczenia bogactw naturalnych tego kontynentu i ich miejsca w dynamizmie procesów globalizacji światowej gospodarki. Nie można oddzielić ubóstwa kontynentu od zbrodniczego działania państwa w gospodarce. Także Bank Światowy i Międzynarodowy Fundusz Walutowy posługują się zadłużeniem jako narzędziem represyjnym, żeby osłabiać państwa i zmuszać miejscową ludność do akceptowania gospodarki rynkowej w stylu zachodnim. W tej perspektywie, którą nazwijmy właściwie „stagnacją rozwoju”, istotny jest także trwały opór wspólnot lokalnych wobec zmian: nie akceptują one konieczności poniesienia ogromnych kosztów strategii międzynarodowych instytucji finansowych, niezdolnych do wyciągnięcia ich z kryzysu gospodarczego.
Po głębokiej analizie aktualnej sytuacji zadajemy sobie pytanie: czy eksperci międzynarodowych instytutów, zajmujących się transformacją, integrują wspólnotę na rzecz programów przejścia do nowoczesnej gospodarki? Wydaje się, że kryzys świata afrykańskiego trzeba odnieść, w istocie rzeczy, do kryzysu transferu zdolności do dynamicznego rozwoju na afrykański kontynent. Według Georges Balandier, od drugiej wojny światowej „wszystkie teorie rozwoju, przeznaczone dla krajów rozwijających się, były uformowane z zewnątrz i przeznaczone dla przodujących społeczeństw (amerykańskiego i europejskiego), których skuteczność stoi teraz pod znakiem zapytania” (Balandier, 1988, s. 126). Teoria została opracowana na podstawie problemów społecznych, zakorzenionych w tradycji i stylu życia Zachodu i wymagających nieustannej modernizacji. W tej dziedzinie społeczeństwo afrykańskie może tylko dokonać reprodukcji modelu zachodniego. Żeby „doprowadzić do celu”, nie pytano o kreatywność i wewnętrzny dynamizm rozwoju tego społeczeństwa ani o to, jak ma być sterowany postęp gospodarczy.
Jeśli system rozwoju gospodarki rynkowej w amerykańskim stylu jest „wiarą zachodnich cywilizacji (Rist, 1997), to jego klęska określa także klęskę kapitalizmu a la Americaine w Czarnej Afryce. W afrykańskich społeczeństwach prawdziwym biedakiem jest ten, kto nie ma rodziny. Duch rodzinny i zasada wzajemności (obopólność) określają stosunki gospodarcze we wspólnocie. Rzeczywistą podstawą ich szczęścia i dobrobytu jest wyznawanie wspólnego systemu wartości, czyli kultury i stylu życia. Biorąc pod uwagę sprawy rodzinne i socjalne, Afrykanie dystansują się od zachodniego modelu rozwoju, w którym nierówności społeczne są traktowane jak prawdziwa siła napędowa dla postępu gospodarczego. W koszty modernizacji i rozwoju gospodarczego wlicza się rozpad więzi rodzinnych i zanik tradycji. Niewielu ludzi w Afryce jest gotowych zaakceptować obłąkaną modernizację, której podstawą jest indywidualizm, identyfikujący się z modernistyczną kulturą Zachodu.
Według afropesymistów wsie i dzielnice miast Afryki Subsaharyjskiej, są pozbawione oznak wszelkiego rozwoju, ale anonimowi autorzy świadczą przecież o kreatywności społeczeństwa i możliwościach innowacyjnego przeciwdziałania mechanizmowi ubóstwa. Porażka jednego modelu rozwoju nie powinna wykluczać czy przesłaniać dynamizmu nowego wzorca organizacyjnego, pojawiającego się od lat 70. w licznych krajach kontynentu. Ów model zawiera w sobie, między innymi:
1) samoorganizowanie się chłopów (samorządność chłopska),
2) nabieranie doświadczeń w rozwoju lokalnym i promocji wspólnoty,
3) rozwój ruchów społeczno-ekonomicznych w dzielnicach miast,
4) rozwój przedsiębiorstw lokalnych i industrializacji,
5) powstanie prywatnych rozgłośni radiowych i gazet,
6) autokrytykę społeczną i krytycyzm społeczeństwa wobec państwa,
7) powstanie stowarzyszenia pisarzy, naukowców, badaczy i artystów o światowej renomie.
Wielokierunkowe zmiany nakazują nowe spojrzenie na prawdziwą gospodarkę w tych społeczeństwach. Klasyczne schematy analizy nie sprawdziły się, gdy na przykład przedsiębiorcy, nie umiejący ani czytać, ani pisać w językach zachodnich, wyróżniają się w centrach akumulacji kapitału, tak jak wielcy biznesmeni Hausa Yoruba w Nigerii lub sławne kobiety nazywane „Nana Benz” z Lome, Dakaru, Abidżanu czy Duala. Znany jest dynamizm tych kobiet dużo inwestujących w przedsiębiorstwa prywatne, jak również w dobrze rozwijające się miasta afrykańskie. W tych przypadkach ekonomiczne zderzenie nie burzy struktury rodzinnej, lecz ją konsoliduje.
Możliwości innowacji, twórczości i umiejętności samoorganizowania się i rządzenia - oto są odpowiedzi tych społeczeństw, uwięzionych w pułapce zmian liberalistycznej gospodarki. A więc pożytki w postaci „tontinu” pojawiają się jako niezbędny system w odpowiedzi na gwałt kapitalizmu bez granic. Poza drobną działalnością gospodarczą takie praktyki wspólnoty są konkretnymi socjoekonomicznymi narzędziami, zakorzenionymi w funkcjonowaniu gospodarstw domowych, klanów rodzinnych i wspólnot wiejskich, gdzie w różnych formach wykorzystuje się zasoby, takie jak praca, pieniądze, doradztwo i obowiązki przyjacielskie, ale także posiłki w czasie obrządków, a szczególnie w czasie żałoby. A więc ekonomiczna modernizacja nie jest sprzeczna z wymogami tradycyjnych relacji między pieniądzem a pokrewieństwem. Te procesy mogą nawet rozwijać i konsolidować stosunki rodzinne. Renesans ruchu stowarzyszenia w Afryce Subsaharyjskiej wyraża się bowiem solidarnością w ramach rozwoju.
W przypadku, gdy plany rozwoju przestawiane i opracowywane przez ekspertów opierają się na przypuszczeniach niby-naukowych, potwierdzających uniwersalizm homo economico-liberalicus, sprzeczny z homo economico-africanus, zachodnie doświadczenia są przyjmowane przez polityków jako prawdziwa odpowiedź na problem afrykańskiego rozwoju. Te plany i doświadczenia są zwykle przyjmowane przez Afrykanów z dużymi oporami, ponieważ wywołują niepokój i konflikty społeczne. Różne formy twórczości, które rozwijają się obok dominującego systemu, są pewnymi sposobami obalenia systemu kolonialnego, neoliberalnego rozwoju. Znakami żywotnego odrodzenia społeczeństw i kultur afrykańskich są taktyki i różne formy strategii współpracy z Zachodem, będące w opozycji do zachodniego liberalizmu. Poprzez swoją kulturę i styl życia Afryka jest bez wątpienia kontynentem, który stawia opór poglądom i obyczajom zachodniego społeczeństwa.
Afryka nie odrzuca rozwoju, ale marzy o czymś innym - nie o ekspansji kultury śmierci, nie o obłąkanej nowoczesności, która niszczy podstawowe wartości kulturowe cenne dla afrykańskiego człowieka (homo afrykanicus). Jeśli Czarny Kontynent wydaje się marginalizowany, to w ten sposób chce zaznaczyć swoją obecność w sercu problemów, przedstawianych pod koniec tego wieku. Wynika z tego, że Afryka może być kontynentem przyszłości (Engelhard, 1998). W świecie bez rozsądku Afryka przypomina, że istnieją inne sposoby patrzenia na świat niż życie w takim modelu ekonomicznym i społecznym, w którym wartość człowieczeństwa jest materializowana i pozbawiona wartości moralnych, jedynym prawem jest dyktatura ekonomiczna, a kluczowym słowem jest „Sprzedaję, więc jestem”.
Bibliografia
Balandier G., Sens et puissance. Les dynamiques sociales, PUF, Paris 1988.
Coquery-Vidrovitch C., Pour une histoire du développement. Etat, sociétés, développement, L’Harmattan, Paris 1988.
Ela J-M., Culture, pouvoir et développement en Afriąue. w: Beauchamp C. 1997: Démocratịe, culture et développement en Afrique noire, L’ Harmattan, Paris 1997.
Engelhard L.P, L'Afrique, miroir du monde?, Arléa, Paris 1998.
Fichet L.M., Le coton, moteur du développement. w: Le Monde diplomatique, septembre 1998.
Henry A., Tchente G.-H., Guillermé-Dieumegard R, Tontines et banąues au Cameroun. Les principes de la société des amis, Karthala, Paris 1991.
I,'Afrique á la dérive, w: Maniére de voir, no 29, février 1996.
La Faillite du développement en Afrique et dans le tiers-monde, L’ Harmattan, Paris 1989.
Leymarie P., Une Afrique appauvrie dans la spirale des conflits, w: Maniere de voir, no 25, février 1995.
Kabou A., Et si 1‘Afrique refusait le développement?, L’Harmattan, Paris 1991.
Misser L.R et Vallée O. Les nouveaux acteurs du secteur minier africain. w: Le Monde diplomatique, mai 1998.
Rist G., Le développement, une croyance occidentale. w: Le Monde en développement, no 400, janvier 1997.
Soumah, M., Créateurs d’entreprises cherchent crédits, w: Le Monde diplomatiąue, mai 1989.
Marcin Wojciech Solarz
Rozpad bloku wschodniego w 1990 roku otworzył dyskusję nad przyszłym, nowym ładem światowym, który miał zastąpić istniejący do tej pory świat dwubiegunowy. Początkowo przypuszczano, że nowy ład światowy będzie układem hegemonicznym, ze Stanami Zjednoczonymi w roli hegemona. Rozwój wydarzeń wskazał jednak, że właściwszym modelem do opisania międzynarodowej rzeczywistości po roku 1990 będzie układ, składający się z kilku centralnych ośrodków (mocarstw), wokół których skupiałyby się pozostałe państwa tworzące ich prowincje (peryferie). Wszakże w nowo kształtującym się ładzie pozycja Stanów Zjednoczonych pozostaje szczególna. Taki wielobiegunowy ład światowy, znany i stosowany przez wiele stuleci, sprowadzałby się zatem do podziału świata na kilka stref wpływów, kontrolowanych przez mocarstwa regionalne (Painter, 1995; Stadtmiiller, 1996; Brzeziński, 2000).
Polityczne zjawisko, określane nazwą „strefa wpływów”, posiada bardzo starą metrykę, która ginie w mrokach dziejów. Można przypuścić, że historia stref wpływów zaczęła się z chwilą pojawienia się państw, zwłaszcza że jest z nimi nierozerwalnie i genetycznie związana. Historia państwa zaś liczy sobie wiele tysięcy lat… Zbigniew Brzeziński wskazuje wprost, że hegemonia jest równie stara jak ludzkość (Brzeziński, 1999).
Co to jest strefa wpływów? Przede wszystkim trzeba zauważyć, że termin ten składa się z dwóch członów, z których każdy wpisuje się w krąg zainteresowań odmiennej dziedziny nauki.
Pojęcie „strefy” Słownik Języka Polskiego opisuje jako „pewien obszar wydzielony z większego obszaru ze względu na charakterystyczne cechy” (Szymczak, 1981). Termin „strefa” stanowi zatem tutaj przedmiot zainteresowania geografii.
Drugi człon pojęcia „strefa wpływów” jest związany z aktywnością człowieka - polityczną, gospodarczą, kulturalną etc. Stanowi zatem przedmiot badań nauk społecznych, a w kontekście państw przede wszystkim politologii. Pojęcie „wpływu” tenże Słownik Języka Polskiego definiuje trojako. Po pierwsze, „wpływ” to „oddziaływanie na kogoś, na coś” lub „skutek oddziaływania na kogoś, na coś”. Po drugie, (zwykle w liczbie mnogiej) to odpowiednik „stosunków, znajomości”. Po trzecie wreszcie, „wpływ” (także zwykle w liczbie mnogiej) to „suma pieniędzy wpłacona do kasy, wpłata, dochody, wpływanie dochodów (pieniędzy)” (Szymczak, 1981). Powyższa słownikowa definicja jest w kontekście „strefy wpływów” niezwykle trafna. Wskazuje bowiem na trzy kluczowe przejawy aktywności państw podporządkowywujących sobie inne państwa: wywieranie nacisku, posiadanie specjalnego statusu oraz czerpanie korzyści.
Synteza definicji słownikowych tych dwóch terminów pozwoli wyjaśnić znaczenie pojęcia, będącego przedmiotem tego artykułu. „Strefa wpływów” jest to obszar (nie będący terytorium państwa X), na którym państwo X odgrywa większą rolę (silniej oddziałuje, cieszy się specjalnymi przywilejami, czerpie większe korzyści) niż wszystkie inne państwa. Warto dodać, że ta specjalna rola wyraża się w stosunkach politycznych, gospodarczych, kulturalnych etc. Innymi słowy „strefa wpływów” to obszar obejmujący jedno lub większą liczbę państw, których suwerenność w zakresie polityki zagranicznej, obronnej lub ekonomicznej została częściowo lub całkowicie ograniczona na rzecz danego mocarstwa (Patek, Rydel, Węc, 1997). Pojęcie „strefa wpływów”, jako wyraz syntezy myślenia geograficznego i politologicznego, jest zatem przedmiotem zainteresowania geografii politycznej.
Zjawisko tworzenia się stref wpływów stanowi wyraz zróżnicowania państw (faktycznego, prawnego) i tworzenia się hierarchicznego porządku międzynarodowego, gdzie mocarstwa (państwa dominujące, hegemonii) kontrolują „swoje” obszary (imperia, strefy wpływów), na których znajdują się państwa o ograniczonej suwerenności (państwa zależne) (Moczulski, 1999). Zjawisko stref wpływów jest jak najbardziej naturalne, gdyż równość państw, będąca podstawą działania wielu organizacji międzynarodowych z Ligą Narodów i Organizacją Narodów Zjednoczonych na czele, jest tylko postulatem. Państwa różnią się potencjałami, co powoduje, że w rzeczywistości zasada równości suwerennej państw doznaje niekiedy nawet poważnych ograniczeń.
Warto na dłuższą chwilę zatrzymać się przy pojęciu „wpływ”, zwłaszcza że w kontekście „strefy wpływów” nie jest to termin samodzielny, ale ściśle związany, o czym pisałem już i na co będę się jeszcze powoływał, z państwem. Każde państwo stara się oddziaływać na inne kraje, a w szczególności czynią to państwa-potęgi (mocarstwa). W każdej też prawie definicji państwa-potęgi pojawia się termin „wpływ”, który jest tożsamy z używanym w związku frazeologicznym z pojęciem „strefa”.
Pojęcie potęgi, w odniesieniu do opisu międzynarodowej rzeczywistości, jest używane bardzo często. Wynika to z konieczności systematyzacji nierówności sił i znaczenia państw w stosunkach międzynarodowych. Termin ten, podobnie jak inne zasadnicze pojęcia wartościujące - takie, jak na przykład sprawiedliwość, pokój, równość, miłość i wolność-należy do kategorii, którą W. B. Gallie określił mianem „pojęć z natury zakwestionowanych”. Pojęcia tego typu generują bowiem niekończące się dyskusje na temat ich znaczenia i zastosowań, co wynika z faktu, że można je różnie rozumieć. Dzieje się tak dlatego, że, jak wskazał słusznie Richard Little, „zawierają one element ideologiczny, który sprawia, że wszystkie świadectwa empiryczne stają się niewłaściwe jako sposoby rozwiązywania sporów powstałych wokół nich”. Inaczej mówiąc, bardziej rozumiemy je intuicyjnie niż rozumowo. Pojęcia te kreślą zatem raczej granice obszaru zainteresowań, niż dostarczają precyzyjnych odpowiedzi. Powoduje to, że zamiast ogólnej i możliwej do przyjęcia dla wszystkich definicji powstają określenia, odnoszące się jedynie do pewnych aspektów rzeczywistości zawartej w tych pojęciach. Sytuacja ta inspiruje de facto nieograniczony ilościowo rozwój literatury traktującej o potędze, a zatem również mnożenie różnych definicji tego zjawiska (Buzan, 1996). Wybór jednego określenia potęgi jest więc, prawdę mówiąc, niemożliwy. Dlatego też ograniczę się tu jedynie do przytoczenia kilku definicji, które, jak sądzę, zadowalająco ukażą związki istniejące między państwem-potęgą a relacją wpływania.
Słownik Języka Polskiego PWN pod redakcją Mieczysława Szymczaka definiuje potęgę trojako. Po pierwsze, potęga to „siła w działaniu, w oddziaływaniu na coś; skuteczność, moc”. Po drugie, to „przewaga w jakiejś dziedzinie (zwykle materialnej) politycznej, gospodarczej, wojskowej; znaczenie, wielkość, władza”. Po trzecie wreszcie, ktoś potężny to ktoś „mający duże znaczenie, wpływ, przewagę nad innymi; coś potężnego, silnego, siła” (Szymczak, 1979).
Jean Barrea wskazuje, że na skutek pomieszania pojęć i ich zbieżności, nie dostrzegamy faktu, że potęga nie jest wartością materialną, ale że odnosi się do sfery woli. Potęga jest według niego relacją psychologiczną. Stosunek potęgi jest więc wyłącznie stosunkiem psychologicznym między dwiema wolami (reprezentowanymi przez państwa), które starają się wpłynąć wzajemnie na swoje postępowanie przez wywieranie presji (Barrea, 1977).
Raymond Aron z kolei uważa, że najogólniej potęgę można zdefiniować jako zdolność czynienia, tworzenia i niszczenia. Ludzie, według Arona, używają potęgi głównie w stosunku do swoich bliźnich, przez co potęga znajduje najdoskonalszy i autentyczny wyraz w polityce. Potęga jednostki to nic innego, jak przede wszystkim umiejętność wywierania wpływu na postępowanie i uczucia innych osób. Konkludując, Aron określa potęgę na scenie międzynarodowej jako zdolność bądź umiejętność jakiejś jednostki politycznej narzucenia swej woli innym jednostkom politycznym (Aron, 1995).
Joseph Frankel sądzi, że potęga jest kontrolą nad umysłem i działaniami innych ludzi, że jest stosunkiem psychologicznym między tymi, którzy się nią posługują, a tymi, którzy jej ulegają. Daje tym pierwszym kontrolę nad działaniami innych ludzi poprzez wpływ, jaki wywierają oni na ich myśli (Barrea, 1977).
Kenneth J. Holsti określa potęgę jako ogólną zdolność państwa do kontroli zachowań innych państw (Holsti, 1967).
Hans Morgenthau dostrzega, że potęga jest także celem bezpośrednim, który pozwoli zrealizować inne cele ostateczne, w tym główny - bezpieczeństwo. Inaczej mówiąc, potęga jest conditio sine qua non osiągnięcia zarówno celów żywotnych, jak i jakichkolwiek innych (Sałajczyk, 1994).
Według Paula Kennedy’ego potęga (potężne państwo) to państwo, któremu w długim okresie udało się harmonijnie połączyć zdolność produkcyjną i zdolność tworzenia dochodów (bogactwo) z siłą militarną oraz zyskać na tych polach zdecydowaną i relatywną przewagę nad innymi państwami (Kennedy, 1994).
Barry Buzan wiąże pojęcie potęgi z potencjałem gospodarczym i militarnym (Buzan, 1996).
Cechą wspólną wszystkich wyżej zacytowanych definicji jest to, że wiążą pojęcie potęgi z istnieniem określonych przewag, które muszą zamanifestować swoją obecność w stosunkach między państwami. Należy koniecznie jednak zwrócić uwagę na fakt, że potęga nie jest wartością absolutną, ale o potędze decyduje komparatywna przewaga nad rywalami i nad partnerami w możliwościach, aspiracjach i działaniach, nie zaś pozytywne wskaźniki w tych dziedzinach bez powiązania z otoczeniem międzynarodowym. Potężne państwo zatem, to nie tyle kraj posiadający jakieś określone możliwości wpływania, lecz państwo, które może skutecznie wpływać na inne. Warto więc zauważyć, wracając do strefy wpływów, że ojej powstaniu decyduje w równym stopniu potencjał państwa tworzącego strefę, jak i słabość krajów do niej zaliczonych. Wprawdzie o skali zależności lub niezależności państwa w międzynarodowym środowisku decyduje również jego ogólna kondycja (tzn. jego materialne, technologiczne i ludzkie zasoby), określana przez stopień elastyczności zachowań państwa1 i zdolność państwa do ponoszenia kosztów wymuszanych przez nowe zależności i procesy im towarzyszące (Łoś-Nowak, 2000), ale równie duże znaczenie ma porównanie ogólnych kondycji państw wchodzących we wzajemną zależność. Powstanie strefy wpływów zależy zatem od każdorazowego określenia stopnia nierównowagi potencjałów oddziałujących państw, przy czym oddziaływanie to nie może być jednorazowe, ale musi zachodzić wielokrotnie w dłuższym okresie. Ta zależność prowadzi do wniosku, że nie ma jednego uniwersalnego kanonu powstawania i funkcjonowania strefy wpływów. Strefy wpływów istniejące na różnych obszarach geograficznych i w odmiennych okresach historycznych są raczej zjawiskami niepowtarzalnymi, zaś państwo, które w jednym otoczeniu kontroluje sąsiadów, w innym lub w obliczu gwałtownych przemian we własnym środowisku samo może stać się przedmiotem nadzoru, nie tracąc nic ze swojego potencjału. Sytuacja ta powinna zatem wręcz wymuszać na politologach i geografach politycznych podjęcie działań, zmierzających do wyłowienia z chaosu cech opisujących zjawisko stref wpływów najbardziej ogólnych, a zatem powtarzalnych cech, charakteryzujących same strefy wpływów i ewolucję tych zjawisk w historii.
Zagadnienie stref wpływów wiąże się z problemem współzależności. Obecnie nie ma państw całkowicie niezależnych. Wszystkie kraje są zależne od pozostałych, choć oczywiście współzależności te różnią się między sobą rodzajem i intensywnością. Współzależność, w najszerszym znaczeniu, oznacza wzajemną relację interesów na przykład państw, w ramach której wszelka zmiana pozycji jednego z nich dotyka pozycji innych. Innymi słowy, odwołując się do węższego znaczenia, można powiedzieć, że współzależność oznacza istnienie związków, których zerwanie staje się kosztowne dla każdego podmiotu. Istnienie strefy wpływów odpowiada zatem szczególnemu przypadkowi współzależności. Możemy o niej mówić wówczas, gdy współzależność nie jest symetryczna (równoważna). Najsilniej przejawiają się współzależności bezpośrednie: geograficzne (szczególnie regionalne i sąsiedzkie), gospodarcze, technologiczne i wojskowe. W przypadku strefy wpływów mamy do czynienia z pionową współzależnością bezpośrednią. W takiej sytuacji zasoby i możliwości oddziałujących na siebie państw ocierają się o skrajności asymetrii autonomii. Stosunki wzajemne w takim wypadku są wyraźnie niezrównoważone i ujawniają się skłonności do dominacji i podporządkowania. Ten rodzaj współzależności jest z reguły faktyczny, nie zaś zinstytucjonalizowany. Przyciąganie i opór państw stają się wówczas niemożliwe do zrównoważenia, choć jednocześnie należy zaznaczyć, że uczestnicy tej współzależności mogą ją uważać w danym czasie i okolicznościach za normalną i możliwą do utrzymania. Należy podkreślić też, że na kształt i skalę współzależności, ich ciągłość i trwałość bądź zmienność i pulsowanie, ma istotny wpływ wielkość dystansów dzielących państwa. Wyróżnia się przede wszystkim trzy rodzaje dystansów międzypaństwowych: przestrzenne (szczególnie geograficzne i geostrategiczne), rozwojowe (m.in. historyczno-cywilizacyjne, gospodarcze, technologiczne i ekologiczne) oraz kulturowe (m.in. psychospołeczne, intelektualne, prawne, koncepcyjne, doktrynalne). Państwa bliższe sobie przestrzennie, rozwojowo i kulturalnie łączą współzależności trwalsze i wyższe, podczas gdy kraje dalsze sobie przestrzennie, rozwojowo i kulturalnie wiążą współzależności raczej niższe i zmienne, a nawet wręcz okazjonalne. Należy zaznaczyć jednak, że znaczenie dystansu geograficznego w miarę postępu cywilizacji przemysłowej i środków komunikacji maleje, podczas gdy rośnie znaczenie czynnika rozwojowego, a zwłaszcza jego składnika technologicznego. Współzależności trwałe przejawiają większą siłę i ciągłość funkcjonowania, podczas gdy zmienne lub pulsujące - mniejszą. Współzależności trwałe dość często kształtują się na bazie bliskości geograficznej, historycznej i kulturowej państw, podczas gdy zmienne lub pulsujące można dostrzec głównie w stosunkach między krajami odległymi od siebie geograficznie, historycznie i cywilizacyjnie. Współzależności trwałe tworzą też zwykle trwały i mierzalny stosunek sił i dlatego ich ewolucja jest względnie przewidywalna. W przypadku stref wpływów mamy oczywiście do czynienia raczej ze współzależnościami trwałymi i wyższymi, a zatem państwa należące do strefy powinny być sobie stosunkowo bliskie pod względem geograficznym, rozwojowym i kulturowym. Problemem jednak wydaje się określenie stopnia trwałości. Rozsądek przymawia za tym, by strefa wpływów funkcjonowała w dłuższym okresie, by móc orzec o jej istnieniu, ale zdefiniowanie dłuższego okresu w praktyce nie jest możliwe. Stąd można równie dobrze stwierdzić, że państwa znajdujące się w strefie wpływów łączą współzależności zmienne lub pulsujące w czasie; ich wyrazem jest stosunek sił trudny do uchwycenia i nieprzewidywalny. Współzależności składające się na strefę wpływów mogą być zatem trwałe i wysokie lub zmienne i niskie, ale w przypadku tych ostatnich strefa wpływów, będąca na przykład produktem przełomu historycznego, rozpada się równie szybko, jak niespodziewanie powstaje.
Warto zauważyć także, że dystanse mają wpływ na postrzeganie wielkości asymetryczności pionowych współzależności bezpośrednich. Podczas gdy wzrastające rozwojowe i kulturowe dystanse zwiększają asymetryczność, zwiększający się dystans geograficzny w zasadzie sprzyja redukcji nierównowagi we wzajemnych stosunkach. Należy jednak powtórzyć, że ten ostatni coraz bardziej traci na znaczeniu. Podmioty, charakteryzujące się asymetryczną współzależnością ujemną wobec innych, są bardziej wrażliwe na naciski innych, podczas gdy te charakteryzujące się asymetryczną współzależnością dodatnią są same bardziej skore do wywierania presji. Powstanie strefy wpływów wymaga zatem zetknięcia się tak określonych dwóch państw. W przypadku strefy wpływów nie ma mowy o współzależności o charakterze partnerskim, gdyż przynajmniej jeden uczestnik relacji nie dąży do równoważenia autonomii wzajemnej i do kompensowania czynników i form zależności wzajemnej tak, by zapewnić sobie wpływy, ale nie dopuścić do dominacji jednego z uczestników współzależności. Co ważniejsze jednak, pozytywna bądź negatywna ocena nawet takiej asymetrycznej współzależności zasadza się na udzieleniu odpowiedzi na trzy podstawowe pytania: czy współzależność generuje konflikty, czy służy rozwijaniu współpracy międzynarodowej oraz czy ich zerwanie jest szkodliwe dla wszystkich zainteresowanych podmiotów. Uzyskanie negatywnej odpowiedzi na pierwsze pytanie, a na dwa pozostałe pozytywnej, wskazuje na pozytywny charakter danej współzależności. Odpowiedzi przeciwne z kolei orzekają o jej negatywnym charakterze. Możemy zatem przypuszczać, że nawet funkcjonowanie w czyjejś strefie wpływów może być pozytywnie oceniane nie tylko przez hegemona, ale i państwo zależne (Kukułka, 2000; Łoś-Nowak, 2000).
Istotą funkcjonowania strefy wpływów jest zatem istnienie asymetrii w stosunkach międzypaństwowych. Można wyróżnić trzy stadia narastania zależności między państwami. Pierwsze stadium charakteryzuje się prostym wpływaniem zewnętrznym, w wyniku którego państwa słabsze podejmują decyzje albo działania pod wpływem oddziaływań zewnętrznych. Drugie stadium uzależnienia państw, nazywane mianem dominacji imperialnej, określa istnienie bieguna politycznego, utworzonego przez państwo dominujące, które narzuca państwom zależnym decyzje dotyczące ich ustroju wewnętrznego i postępowania na scenie międzynarodowej. Trzecie stadium, zwane absorpcją lub hegemonizmem wchłaniającym, oznacza istnienie skrajnej asymetrii, prowadzącej do inkorporacji państwa zależnego do państwa dominującego (Kukułka, 1993; Kukułka, 1994). Z funkcjonowaniem klasycznej strefy wpływów mamy do czynienia jedynie w przypadku drugim - dominacji imperialnej. Stadium pierwsze bowiem wcale nie implikuje jej istnienia, stadium trzecie zaś opisuje jedynie szybsze bądź wolniejsze zastępowanie strefy wpływów przez rozwijające się terytorialnie państwo dominujące. W trzecim przypadku, państwo dominujące traci zainteresowanie utrzymaniem strefy wpływów i wybiera ekspansję terytorialną.
Powstanie strefy wpływów może być spowodowane wieloma przyczynami, które powodują, że państwo dominujące lub zależne jest zainteresowane w jej narodzinach i trwaniu. U źródeł narodzin strefy wpływów mogą stać po obu stronach zarówno cele i interesy egzystencjalne poszczególnych państw (związane przede wszystkim z przetrwaniem, bezpieczeństwem, rozwojem, tożsamością), jak i koegzystencjalne (mają zapewnić możliwość spełnienia określonych funkcji w środowisku międzynarodowym i zyskania związanego z tym prestiżu), a także funkcjonalne (są ukierunkowane na podnoszenie efektywności osiągania celów i realizacji interesów dwóch pierwszych typów). Ogólnie można także stwierdzić, że państwa, pod wpływem istniejącej w systemie światowym (na który składają się m.in. wszystkie państwa) anarchii i dystrybucji siły, dążą do dwóch pozornie sprzecznych celów, których realizacja jest jak najściślej związana z omawianym zagadnieniem. Po pierwsze, państwa zmierzają do maksymalizacji swojej siły, gdyż dzięki temu uzyskuj ą większą swobodę działania w systemie i w konsekwencji zwiększają szanse na realizację interesów państwa, a czasem nawet na zmianę istniejącego układu sił. Po drugie, państwa dążą do maksymalizacji swojej niezależności, gdyż w ten sposób uwalniają się od wpływów innych krajów i zwiększają swoje bezpieczeństwo. W pierwszym przypadku, państwo prezentuje postawę ofensywną wobec systemu, gdyż powiększając swoją siłę, stara się ją wykorzystać do powiększenia swojej przewagi. W drugiej sytuacji z kolei, państwo prezentuje postawę defensywną, wyrażającą się w realizacji strategii samowystarczalności. Można byłoby zatem powiedzieć, że realizacja pierwszego celu służy budowie strefy wpływów, podczas gdy realizacja drugiego ukierunkowana jest na utrzymanie lub odzyskanie niezależności. Niemniej jednak należy zauważyć również, że niezależność państwa jest jednocześnie przesłanką i rezultatem jego siły. Poprawia również pozycję państwa w danym podsystemie międzynarodowym i nawet w całym systemie międzynarodowym oraz także daje nadzieję państwu na dalszy wzrost jego potęgi (Kukułka, 2000; Łoś-Nowak, 2000).
Strefy wpływów znajdowały odzwierciedlenie nie tylko w realnym kształcie stosunków międzynarodowych, ale również w doktrynach politycznych oraz w postulatach teoretycznych.
Do kategorii stref wpływów należał zarówno powstały w 550 r. przed Chr. Związek Peloponeski, jak i powołany w 478 bądź 477 r. przed Chr. I Ateński Związek Morski. System lenny, funkcjonujący w średniowiecznej Europie, również w jakiejś mierze stanowił odzwierciedlenie omawianego zjawiska. Podobne zastrzeżenie można odnieść do polityki dynastycznej, uprawianej w Europie przez stulecia. Wojny włoskie, pustoszące na przełomie XV i XVI w. Italię, były zmaganiami o strefy wpływów. Podział świata na kolonie między europejskie mocarstwa również można włączyć do procesów związanych z tworzeniem się stref wpływów. Skoro zatem kolonializm i imperializm wpisują się w rozważania o strefach wpływów, to tym bardziej ma to miejsce w przypadku zjawisk, określanych mianem neoimperializmu czy nieformalnego imperializmu. Wreszcie blok wschodni w 2. połowie XX w. był niczym innym jak sowiecką strefą wpływów, zaś rywalizacja zimnowojenna w Trzecim Świecie łączyła się z rozszerzaniem i umacnianiem obszarów przyjaznych jednemu z dwóch ówczesnych supermocarstw. Przykłady istniejących w rzeczywistości stref wpływów można mnożyć.
Strefy wpływów próbowali również odgórnie narzucać politycy, zawierając między sobą umowy międzynarodowe czy tworząc doktryny, nierzadko nazywane ich nazwiskami. Wydaje się, że do tej kategorii można zaliczyć zawarte przez Hiszpanię i Portugalię umowy w 1494 roku w Tordesillas i w 1529 roku w Saragossie, dzielące między obie monarchie zdobywany wówczas Nowy Świat. Zachodnią hemisferę amerykańską strefą wpływów ogłaszała w 1823 roku doktryna prezydenta Jamesa Monroe. Także pakt Ribbentrop-Mołotow z 1939 roku stanowił przejaw posługiwania się przez decydentów państwowych kategorią stref wpływów. Niczym innym też było głoszenie przez Rosję w latach 90. XX w. rozróżnienia świata na bliską i daleką zagranicę. Lista przykładów jest długa.
Wreszcie pojęcie stref wpływów nieobce jest teoretycznym rozważaniom, mniej lub bardziej zbliżonym do rzeczywistości, a nawet czasem zupełnie od niej oderwanym. Praktycznie od zawsze, jeśli nie wprost to pośrednio, było poruszane, zagadnienie podporządkowywania sobie innych państw i miało ono swoich zwolenników i przeciwników. Starożytny historyk Tukidydes (ok. 460-ok. 395) zauważał, że historia Grecji charakteryzuje się dążeniami poszczególnych polis do zdobycia hegemonii nad obcymi i sprzymierzeńcami. Dowodził, że sprawiedliwość może być tylko m.in. funkcją równości sił rywalizujących stron. Wskazywał, że grożenie wojną, aby rozszerzyć swoje panowanie, jest wyrazem dążenia do hegemonii i zastraszania tych, którzy chcą utrzymać swoją niezależność i gotowi są w związku z tym stawić opór nawet znacznie potężniejszemu przeciwnikowi. Tukidydes wspominał także, przy okazji omawiania sojuszy, że tworzenie ich jest pochodną woli państw, z których część przy zawiązywaniu przymierza kieruje się potrzebą znalezienia opieki. Platon (429-347), odróżniając polityków przyzwoitych i rozważnych od mężnych wskazywał, że ci pierwsi, chcąc żyć z obcymi w pokoju, stają się niezdolni do wojny i dlatego popadają w zależność od wrogów, a państwo traci niezależność. Drudzy z kolei, chętnie prą do wojen, popadają w nieprzyjaźń z innymi państwami i także, w konsekwencji, często uzależniają się od przeciwników. Platon wskazywał zatem, że aby uniknąć uzależnienia od obcych, politycy rządzący państwem powinni łączyć powyższe cechy. Arystoteles (384-322) wskazywał, że niezgodne z prawem jest narzucanie się sąsiadom oraz dążenie do ich ujarzmienia i zdobycia nad nimi panowania. Radził zatem, by zachowywać wstrzemięźliwość w narzucaniu się sąsiadom, a tym bardziej w panowaniu nad nimi. Podkreślał również, że celem państwa nie są wojny i podboje, ale posiadanie armii może być korzystne, gdyż budzi respekt, strach i pozwala udzielać pomocy. Zauważał, że ludy, zamieszkujące zimne kraje, łatwiej utrzymują własną wolność i jednocześnie nie potrafią panować nad sąsiadami, podczas gdy ludy krajów gorących żyją stale w zależności i niewoli (Kukułka, 2000).
Francuski filozof i prawnik Pierre Dubois (1250-1322) zauważał, że władcy są według prawa równi, ale różnią się siłą, a zatem, by uniknąć wojen, powinni stworzyć federację chrześcijańskich państw w Europie, która za pośrednictwem właściwych organów rozstrzygałaby spory i czuwała nad pokojem. Zdaniem Dubois w takiej federacji powinna dominować Francja. Z kolei Dante Alighieri (1256-1321) potępiał ekspansję terytorialną i gospodarczą, gdyż uważał, że są one źródłem nieporozumień i konfliktów wewnętrznych. Niccolo Machiavelli (1469-1525) uważał za rzecz naturalną, że każde państwo dąży do panowania nad innymi, co rodzi ich wzajemną rywalizację w celu maksymalizacji własnego dobra. Ekspansję uważał za korzystną, gdyż służy bezpieczeństwu zewnętrznemu i wolności wewnątrz państwa. Wskazywał na trzy metody ekspansji miasta: poprzez tworzenie lig różnych republik, uległych państw oraz sojuszy pod własnym przywództwem. Zalecając trzecią metodę odradzał jednocześnie drugą. Polski uczony Paweł Włodkowic (ok. 1370-1435), sprzeciwiając się grożeniu wojnami i nakazywaniu wojen przeciwko tym, którzy żyją w pokoju i nie zagrażają innym wskazywał, że stosunki między władcami, państwami i ludami powinny opierać się na dialogu. Podkreślał też, że papieże i władcy świeccy nie powinni wystawiać dokumentów nadających określone terytoria potencjalnym zdobywcom, którzy mogą je opanować tylko poprzez wojnę. Erazm z Rotterdamu (1466-1536), wzywając do pokoju wskazywał, że władcy powinni dążyć do stabilizacji terytorialnego status quo w Europie, ustanawiając stałe granice swoich państw i rezygnując z dzielenia krajów przy okazji małżeństw. Wzywał również do uregulowania zasad sukcesji, by w ten sposób zapobiec ewentualnym rywalizacjom. Wskazywał, że głównym celem władców powinno być dobro wspólne rządzonych przez nich narodów. W konsekwencji chwalił władców przychylnych pokojowi, a potępiał wojowniczych monarchów i ich doradców (Kukułka, 2000).
Jean Bodin (1530-96) podkreślał, że władcy pod względem suwerenności są równi, choć zauważał, że suwerenna władza jednych krajów jest ograniczona przez suwerenną władzę innych państw. Maksymilian de Sully (1560-1641) sądził, że pokój i równowaga międzynarodowa wymagają odpowiednich uregulowań prawnych i zabezpieczeń instytucjonalnych. By zapewnić trwały pokój w Europie, domagał się wyrównania asymetrycznych podziałów terytorialnych i osłabienia hegemonii Habsburgów. W tym celu postulował podział Europy na piętnaście suwerennych państw porównywalnych obszarem i potęgą, które następnie zostałyby powiązane w rodzaj federacji, gwarantującej istniejące terytorialne status quo. Hugo Grotius (1583-1645), wskazując, że wszystkie państwa mają równe prawo do korzystania z mórz, protestował w ten sposób przeciwko zamiarom Hiszpanów i Portugalczyków zmonopolizowania intratnego handlu z Indiami. Jednocześnie jednak Grotius kategorycznie protestował przeciwko zasadzie równouprawnienia na scenie międzynarodowej, wskazując, że niektóre narody potrafią lepiej słuchać niż rządzić. Thomas Hobbes (1588-1679), przyznając, że konflikty międzypaństwowe są nieuchronne, sprzeciwiał się jednocześnie tworzeniu superpaństwa (Lewiatana). Uważał, że suwereni powinni kontaktować się z innymi, opierając się na prawie narodów zgodnym z prawem natury. Hobbes podkreślał, że suwerenność ma tendencję do rozszerzania i uniwersalizacji swojej dominacji, co z kolei rodzi wojny ofensywne, prewencyjne i obronne. Francuz Emeric Crucé (1590-1648), konstruując swoją wizję światowej organizacji wskazywał, że arbitrażu powinien podejmować się wystarczająco potężny władca, by zapewnić swoim rozstrzygnięciom moc obowiązującą. Opat de Saint-Pierre (1658-1743), szkicując swój projekt wiecznego pokoju, dostrzegał potrzebę utworzenia ligi państw, uznających postanowienia pokoju utrechckiego. W lidze tej wielkie i małe państwa cieszyłyby się takimi samymi prawami i wszystkie gwarantowałyby sobie wzajemnie ochronę przed nieszczęściami wojen zewnętrznych i domowych, mieszaniem się w sprawy wewnętrzne oraz naruszaniem politycznego status quo. Stosunki między suwerenami, które powinny być dobrze ułożone, kształtowane byłyby w oparciu o prawo. We władzach ligi każdemu państwu przysługiwałby jeden głos, decyzje zaś podejmowane byłyby większością trzech czwartych (Kukułka, 2000; Olszewski, Zmierczak, 1993).
Jean Jacques Rousseau (1712-78) krytykował kolonializm i wojny kolonialne, jako złe produkty ludzkiej cywilizacji. Rousseau wskazywał, że określenie granic nierówności między państwami jest niemożliwe, gdyż wielkość, potęga i bezpieczeństwo zawsze są względne. Podkreślał, że zwłaszcza wojny wykorzystywane są przez jedne państwa dla zachwiania pozycji innych krajów. Ostrzegał nawet państwa żyjące w pokoju przed sąsiadami, gdyż we współzależnościach dostrzegał źródło konfliktów będących konsekwencją nadmiernych potrzeb, żądań i wydatków. Emmerich de Vattel (1714-67) uważał, że jeśli naród zasiedlił określone terytorium, to stał się jego właścicielem i suwerenem. Zastrzegał jednocześnie, że w wypadku, gdy nie gospodaruje on efektywnie na tym obszarze, to terytorium to staje się wspólną własnością ludzkości i każdy inny naród może je posiąść. Równocześnie jednak de Vattel wskazywał, że równość narodów znajduje wyraz w równości małych i wielkich państw, gdyż w stanie natury o prawie nie decyduje siła, ale sprawiedliwość i obowiązek wobec innych narodów. Zauważał też, że zadaniem prawa narodów jest gwarantowanie bezpieczeństwa i dobrobytu wielkiej społeczności narodów. Immanuel Kant (1724-1804) za warunki utrzymania „wiecznego pokoju” uważał m.in. przestrzeganie równości wszystkich państw oraz odrzucenie prawa do interwencji, gdyż podważa ono autonomię wszystkich państw. Wdrożenie w życie tych warunków wymagało z kolei przyjęcia kolejnych, zastępujących międzynarodową agresję rządami prawa (m.in. utworzenia luźniej konfederacji lub stowarzyszenia państw dążących do zapewnienia pokoju, nie zaś zbudowania superpaństwa). Zwracał także uwagę na znaczenie rozumu i prawa dla uładzenia międzynarodowych stosunków, znajdującego odzwierciedlenie w utworzeniu żyjącej w pokoju ligi państw republikańskich. Edmund Burke (1729-97) szczególnie wiele uwagi poświęcał koncepcji stosunków imperialnych i kolonializmowi. Brytyjskim posiadłościom w Ameryce, Indiach i Irlandii postulował przyznanie wyższego stopnia autonomii politycznej i gospodarczej oraz większych możliwości korzystania z wolności i przywilejów obywatelskich w ramach imperium. Burke nie występował przeciwko imperium brytyjskiemu, ale widział je jako luźną federację z autonomicznymi parlamentami. Wskazywał, że kolonie powinny stawać się coraz bardziej niezależne od metropolii i nie powinny godzić się na despotyczne rządy jej przedstawicieli. Jeremy Bentham (1748-1832) z kolei sądził, że dobru i pomyślności narodów służą rzeczywiste przejawy równości, racjonalności, wolności, własności, użyteczności i harmonii interesów. Uznawał zatem kolonializm za poważną przeszkodę dla wolnego handlu, stabilności i pokoju. Dla zapewnienia pokoju i wyeliminowania wojen proponował utworzyć ponadpaństwowy organ władzy. Henri Grégoire (1750-1831) opowiadał się za tym, aby narody w stosunkach wzajemnych były niezawisłe i suwerenne, bez względu na swoją liczebność i wielkość terytorium. Suwerenność, którą się cieszą, miała być niezbywalna. Grégoire podkreślał, że naród powinien postępować wobec innych tak, jakby chciał być sam traktowany. Narody w stosunkach wzajemnych powinny kierować się tymi samymi zasadami, którymi między sobą kierują się ludzie. Narody w czasie pokoju powinny świadczyć sobie jak najwięcej dobrego i nie powinny mieszać się do spraw innych narodów. Grégoire wskazywał też, że to, co nie ulega zniszczeniu lub wyczerpaniu jak morze, jest własnością wspólną wszystkich narodów, ale każdy z nich jest panem swojego terytorium. Grégoire potępiał wreszcie poczynania przeciwko wolności innych narodów (Kukułka, 2000).