Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Chłopaki też płaczą… Jack to kolorowy ptak, wszędzie go pełno, błyszczy w każdym towarzystwie. Nate jest całkowitym przeciwieństwem Jacka. Wycofany, nieśmiały, twierdzi, że dziwnie zachowuje się w sytuacjach towarzyskich. Na początku wakacji Jack i Nate zostają singlami, gdy ich eks, Dylan i Tariq, rozpoczynają nowy związek. Najgorsze jest jednak to, że ich byli publikują zdjęcia w mediach społecznościowych, pokazując całemu światu, jak wspaniałe jest ich nowe wspólne życie! Ale Jack i Nate nie dadzą się upokorzyć! Postanawiają stworzyć własną rolkę, by pokazać, że w podróży po Anglii bawią się jeszcze lepiej. Jednak udawanie, że to najcudowniejsze w historii lato, okazuje się o wiele trudniejsze… Między przygnębiającymi motelami przy autostradzie i obrzydliwymi kempingami, dzieje się coś naprawdę epickiego: Jack i Nate uczą się, jak pokochać na nowo. "Heartbreak boys" to komedia romantyczna o złamanych sercach, wpadkach w mediach społecznościowych i nauce bycia szczęśliwym takim, jakim się jest.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 380
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Dla każdego, kto stara się znaleźć odwagę,by być wiernym sobie
Rozdział pierwszy
Jack
– To jakiś żart?
Dobra, może nie takiej reakcji się spodziewałem, ale jeśli chodzi o Dylana, to i tak jest komplement. Wodzę rękami po smokingu w górę i w dół, jak jakaś prezenterka telewizyjna.
– To włoskie krawiectwo, sto procent czystej wełny, z satynowym wykończeniem.
Krzyżuje ramiona na piersiach, nie wydaje się przekonany.
– Chodzi o buty? – pytam.
– Nie chodzi o buty.
– Dolce i Gabbana.
Potrząsa głową, wchodzi do środka, jakby buty nie miały żadnego znaczenia, i zamyka za sobą drzwi wejściowe.
Nadymam policzki, naprawdę poważnie się nad tym zastanawiając.
– Och! – mówię, udając, że nagle sobie coś przypominam. – Chodzi ci o... – obracam się wokół własnej osi, a peleryna w barwach tęczy na moich ramionach powiewa jak jakieś bajeczne gejowskie tornado – TO?!
Dylan nadal się nie uśmiecha, co jest dziwne, ponieważ to musi być najbardziej spektakularna rzecz w historii.
– Bardzo śmieszne – krzywi się.
– Dzięki, chyba, ale serio taka jest moja stylówa. – Wymownie rozkładam ramiona.
Dylan patrzy na mnie wilkiem.
Jestem pewien, że to będzie jeden z najbardziej romantycznych wieczorów w moim życiu; taki, który się wspomina, jeśli ma się szczęście dożyć osiemdziesiątki, za którym się tęskni i który się rozpamiętuje, wszystko w przepięknej sepii. Ale mój chłopak naprawdę wygląda, jakby miał mnie zabić, i to nie za pomocą czegoś zmyślnego oraz efektownego jak cyjanek w szampanie (z pewnością ulubiona broń każdego choć odrobinę szanującego się homoseksualisty?), tylko brutalnie. Siekierą.
– Myślałem, że zgodziliśmy się...
– Wiem, ale chciałem...
– Nie zawsze chodzi o ciebie, Jack. – Idzie do kuchni, tupiąc. – Czy mogę dostać szklankę wody?
– Jasne – mruczę, zostając w przedpokoju, kiedy on znika.
Zatem zapowiada się nieźle.
– Dobrze wyglądasz! – krzyczę w jego kierunku. Bo tak jest. Wygląda zajefajnie.
Odgłos odkręcania kranu.
– W lodówce jest butelka evianu, jeśli nie chcesz pić gównianej wody. Wiem, że to mniej przyjazne dla środowiska, ale i tak wszyscy umrzemy w katastrofie, więc mówię: PIJ DOBRĄ WODĘ, KOTKU!
Cisza.
Jest na mnie wkurzony, ale szczerze mówiąc, bal kończy trwające niemal pięć lat piekło szkoły średniej i nie zamierzam przepuścić takiej okazji. Nie ma opcji. Ten pierdolnik odejdzie z hukiem. A pokazanie się w tym samym błyszczącym poliestrowym garniaku co reszta jedenastoklasistów nie ma nic wspólnego z hukiem. Walić to. Jeśli nie daję rady się wpasować, jeśli chcę się wyróżniać, to naprawdę będę się wyróżniał.
Skoro o tym mowa, nawet nie wspomniał o brokacie na powiekach. Czy potrzeba mi czegoś więcej? Wchodzę do kuchni, gdzie Dylan kończy pić mleko czekoladowe ze szklanki.
– Sorki – mówi, wycierając usta wierzchem dłoni. Wie, że to jest moje mleko czekoladowe, i wie, jak jest dla mnie ważne.
– Cień do powiek – zaczynam.
Zlizuje resztkę mleka z warg i podnosi na mnie wzrok.
– Mhm?
– Podoba ci się?
Przygląda mi się, a potem jego twarz rozjaśnia uśmiech.
– Cóż, ty... To znaczy na pewno wyglądasz na geja.
– Jestem gejem! – mówię. – I ty też!
Nie zaprzecza, ale lekko się wzdryga i wiem, że powiedziałem coś złego.
– Poza tym – kontynuuję – zdobycie tytułu króla i królowej balu wymaga trochę wysiłku.
Drapie się po zmierzwionych ciemnobrązowych włosach.
– Naprawdę uważasz, że wręczą go parze gejów? Serio? W naszej szkole? – Ma rację, oczywiście, ale musiał zauważyć rozczarowanie na mojej twarzy, ponieważ szybko dodaje: – No ale kto wie? Może coś się zmienia.
Kiwam głową i się uśmiecham, chociaż wątpię, by to była prawda.
– Chcę się dobrze bawić, więc sory, że zachowałem się jak kutas, mówiąc o twojej kreacji – mówi.
– W porządku.
– Jestem lekko spięty.
– Dlaczego? Zrobić ci masaż?
– Nie. To znaczy tak, ale... – Wskazuje na muszkę. – Jest prawdziwa. Nie wiedziałbym, jak ją ponownie zawiązać.
Śmieję się z niego.
– Mama cię ubierała?
– W sumie tak.
Wiem, dlaczego jest spięty. Woli, kiedy nie jestem „przerysowany”. Powiedział mi to, gdy przyszedłem na jeden z jego meczów w koszulce z napisem: „Niektórzy ludzie są gejami. Pogódź się z tym”. Chciałem tylko zrobić swoje, rzucić wyzwanie homofobii obecnej w piłce nożnej, ale najwyraźniej inni chłopcy uznali, że to ich rozprasza, i dlatego przegrali. Nie wiem czemu, ale wygląda na to, że niektórzy znajdą kiepską wymówkę na wszystko.
Wzdycham.
– Nie chcesz, żebym zakładał tęczową pelerynę?
– Nie.
– Dylan, chcę, żeby wszyscy ją widzieli. Chcę, żeby każdy, kto zmienił moje życie w piekło w ciągu ostatnich trzech lat, zobaczył, że nie wygrał. Jestem tutaj. I zamierzam błyszczeć tak mocno, że oślepię tych skurwysynów!
– Wiem.
– A poza tym upolowałem najseksowniejszego faceta w szkole. A to zasługuje na świętowanie.
Spuszcza wzrok, chyba jest zawstydzony.
– Naprawdę świetnie wyglądasz, Jack. Masz w sobie powiew gejowskiego wampira, ale do twarzy ci z tym. – Uśmiecha się do mnie. – A teraz opowiedz dowcip o tym, co ssą gejowskie wampiry.
Przewracam oczami.
– Mam więcej klasy.
– No chodź. – Rozkłada ramiona, a ja daję się objąć.
Dylan.
Na sto procent, prawdziwie, szalenie, głęboko, bezgranicznie, z dna mojego wielkiego gejowskiego serca kocham tego faceta. I tak, tak, wiem, co ludzie mówią. Wiem, że nie mam prawa rozumieć, co znaczy miłość, bo mam „tylko szesnaście lat”, więc jak mógłbym swoją niewinną małą główką objąć tak skomplikowaną rzecz, ale przecież nie widzę, by ktokolwiek starszy miał to ogarnięte. Prawda jest taka, że doskonale pamiętam, jak mama i tata się kłócili, zanim ojciec odszedł, kiedy miałem dziesięć lat. „Kocham cię!” – błagał tata, osłaniając głowę przed nawałnicą butów, którymi mama rzucała w niego z okna. „Nie masz pojęcia o miłości!”– odkrzykiwała mama.
Jakoś nie jestem przekonany, że to kwestia wieku.
A co do mnie, to ja rozumiem znaczenie.
I stoi teraz w mojej kuchni, moja balowa randka, w marynarce i muszce, z tymi swoimi ciemnymi potarganymi włosami, tymi cholernymi oczami w barwie głębokiego brązu i z figlarnym uśmieszkiem, który zawsze przybiera, kiedy wie, że mam go zamiar pocałować, i myślę sobie: „Tak, to jest miłość, ponieważ jeśli nie, to co to, do diabła, jest?”.
Okej, może w tej chwili to przede wszystkim pożądanie. Powiedzmy, że siedemdziesiąt procent to pożądanie, a reszta – nie jestem w stanie nawet rozwiązać tego zadania, bo jestem tak napalony – to miłość.
Trzydzieści procent. Trzydzieści procent miłości.
Ale zazwyczaj to bardziej pięćdziesiąt na pięćdziesiąt.
Z tym że... Chryste, świetnie wygląda.
Całujemy się.
– Wspaniale pachniesz – mruczę.
– To perfumy ojca – mówi. – Popryskałem się nimi.
– To z pewnością poziom wyżej niż Lynx.
– Nie żeby był z tym jakiś problem.
– Chyba że chcesz pachnieć jak w męskiej szatni po wuefie ósmoklasistów.
Chichocze, dłońmi obejmuje mnie w pasie, wsuwa je pod marynarkę i przyciąga mnie do siebie. Takie przejmowanie inicjatywy w jego wykonaniu jest czymś nowym. Dylan wyszedł z szafy na początku jedenastej klasy, powodując duże poruszenie, bo nie tylko gra w piłkę nożną, lecz także jest – chwila moment – kapitanem cholernej drużyny piłkarskiej, o tak, dokładnie! Był w zasadzie pierwszą osobą, która zrobiła coming out w szkole, i nie został z miejsca znienawidzony i zastraszony, ponieważ Dylan jest uwielbiany jako sportowiec; jest takim bohaterem, że nawet heterycy go obczajają (szczerze mówiąc, wygląda tak seksownie w stroju meczowym, że każdy by oszalał). I nagle okazało się, że bycie gejem jest spoko. To oczywiście mnie denerwuje – każdy powinien móc wyjść z szafy i nie dostać za to po dupie – ale z drugiej strony oznaczało to, że kilkoro ludzi zdobyło się na odwagę i też się ujawniło, co mnie cieszy. A społeczność LGBTQ+ wzrosła dosłownie z pięciu do piętnastu członków. W przyszłym roku będzie moja kolej, żeby zostać jej przewodniczącym, i zamierzam podwoić liczbę aktywistów. Przyszły rok będzie taki gejowski. To totalnie wkurzy panią Nunn, żarliwą nauczycielkę religii.
Ale odbiegam od tematu. Któregoś razu siedziałem sam, jak zwykle na dużej przerwie, kiedy Dylan podszedł do mnie z takim poczuciem misji, że na serio myślałem, że mnie uderzy.
– Co robisz? – zapytał, kiedy skuliłem się w ławce.
Tylko się na niego gapiłem.
Westchnął.
– Przyszedłem cię przeprosić. – Spojrzał w dół, a potem znowu na mnie. – W tej sprawie z dziewiątej klasy. Na wuefie.
Na samo wspomnienie żołądek miałem jak z ołowiu. Ale to się stało dwa lata temu, więc czemu przepraszał teraz? Było to tak: właśnie się ujawniłem i część chłopaków z mojego rocznika zareagowała odmową przebierania się w szatni na lekcje wychowania fizycznego, bo w mojej obecności czuli się „niekomfortowo”. Włączyli się też w to ich niedouczeni starzy, wspierając swoje głupie dzieci, jak to zawsze robią rodzice takich dzieciaków. Po wielu kłótniach szkoła wyszła z propozycją, żebym przebierał się w ubikacji dla osób z niepełnosprawnościami. Przedstawili całą sytuację, jakby to był przywilej, moja prywatna szatnia, podczas gdy tak naprawdę ugięli się przed świętoszkami, bo tak było łatwiej.
– To było naprawdę gówniane – powiedział Dylan.
Wzruszyłem ramionami.
– Nie uczestniczyłeś w tym.
– Ale nie stanąłem w twojej obronie. Nikt z nas tego nie zrobił.
– Cóż, kiedy się jest jedynym gejem w swoim roczniku, to trzeba się z tym liczyć.
Następnie spojrzał mi w oczy, dolna warga lekko mu zadrżała.
– Nie jesteś jedynym gejem.
Oczywiście na początku nie mogłem w to uwierzyć. Dylan Hooper. Gej. Ale w ciągu kilku tygodni zaczęliśmy spędzać ze sobą więcej czasu i dobrze się czuć w swoim towarzystwie. Prawda jest taka, że nie było (nie ma!) wielkiego wyboru, jeśli chodzi o rówieśników gejów, z którymi można by się spotykać. Zacznijmy od tego, że w naszym roczniku byliśmy tylko ja i on. Potem dzięki roli, którą odegrał czynnik „Dylan” i gej jest okej, pojawił się Theo, który jest bi i spotyka się z dziewczyną z klasy wyżej, a potem Tariq. Tariq jest megasłodki, megadziwny i ma bogatego ojca, który prowadzi firmę tworzącą aplikacje, więc jeśli to do ciebie przemawia, to znalazł swój swego. Działa teraz w radzie społeczności LGBTQ+, a w przyszłym roku będzie moim zastępcą. Szczerze mówiąc, to taki słodziak, tak totalnie przyzwoity, że trzeba na niego chuchać i dmuchać, ale domyślam się, że nie zrobił tego dla Dylana. Wszystkie ludki z dwóch ostatnich klas są ze sobą w poważnych i oddanych sobie związkach, a poza grupą wspaniałych dziewczyn zostaje tylko kilku kolesi w ósmej i dziewiątej klasie i cóż, no nie. Z czasem jednak pozbyłem się przekonania, że Dylan zadaje się ze mną tylko dlatego, że nie ma innych opcji, i zacząłem dopuszczać do siebie myśl, że może naprawdę całkiem mnie lubi. Wziąłem więc byka za rogi i zapytałem go, czy nie chciałby odrobić wspólnie zadania z historii u mnie w domu, na co zareagował:
– E, aha, tak myślę, czemu nie? W porządku. – A kiedy przyszliśmy do mnie, dodał: – Wiesz, że nie uczę się historii, co nie?
A ja uśmiechnąłem się do niego.
– Tak, wiem o tym, Dylan. – Essa.
Na początku, kiedy razem „odrabialiśmy pracę domową z historii”, propozycja z zasady wychodziła ode mnie. Ale po jakimś czasie (przynajmniej dopóki na drodze nie stanęły nam egzaminy i wszystko trzeba było wstrzymać) już od niego. Działo się to zawsze za zamkniętymi drzwiami, zazwyczaj w jego sypialni, która jest pomnikiem ponurej męskości, ze swoim prostym, funkcjonalnym wystrojem i ostrym zapachem maści rozgrzewającej Deep Heat (daleko jej do mojego własnego bajecznego królestwa z porozrzucanymi poduszkami i mgiełką lawendową). Wygląda jednak na to, że teraz czuje się trochę lepiej w swojej skórze. To miłe.
Przestajemy się całować.
– Powinniśmy zrobić jakieś focie – mówię.
– Na Instagrama. – Dylan nie lubi Insta. Niechętnie pozwala, żebym publikował nasze zdjęcia, ale sam nie chce się w to angażować, nie ma nawet swojego konta. Z tego powodu nie powiedziałem mu, że fotki z nim zawsze dostają dużo więcej lajków niż posty bez niego. Komentarze to też inna liga. Ale nie chcę, żeby woda sodowa uderzyła mu do głowy, więc błoga niewiedza jest najlepsza.
Robię nam kilka selfiaczków, takich, na których wygląda jak uwodzicielski James Bond, a potem storiski, jak szaleję po ogrodzie w gejowskiej pelerynie. Następnie Dylan sprawdza godzinę na telefonie i sugeruje, że musimy ruszać, bo byłoby katastrofą, gdybyśmy dotarli na miejsce i zabrakłoby bezalkoholowego ponczu.
Ale właśnie na to czekam najbardziej. Dylan ma motocykl. Co więcej, zdał egzamin i zgodnie z prawem może jeździć z pasażerem na siodełku – czyli mną. Co znaczy, że wjadę na dziedziniec szkoły na bal jedenastoklasistów na motorze prowadzonym przez turboprzystojniaka jak w jakimś amerykańskim filmie o dorastaniu z mniej więcej 1985 roku. Jeśli jeszcze mnie podrzuci w tańcu, jak w filmie Dirty Dancing, co kazałem mu obiecać, to bal będzie tak kiczowaty i kampowy, że dosłownie wystrzeli w powietrze jak konfetti.
Idziemy w kierunku drzwi wejściowych.
– Czy, technicznie rzecz biorąc, powinniśmy na motocykl założyć skóry? – pytam.
– Ale wiesz, że to jest skuter? Nie motocykl – odpowiada Dylan.
– A co to za różnica?
I wtedy otwiera drzwi, ja wychodzę na zewnątrz i widzę to coś.