Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Starożytne herezje nigdy nie umarły
W oczach ludzi współczesnych herezje uchodzą za relikt czasów dawno minionych – za coś, czym Kościół nie musi się już zajmować. Henryk Pietras SJ, ceniony patrolog i autor wielu książek poświęconych chrześcijaństwu antycznemu, dowodzi jednak, że nie jest to takie oczywiste. Jego książka rzuca nowe światło na herezje, które pojawiły się u początków chrześcijaństwa, jednocześnie trafnie pokazując, że idee uznane za heretyckie są nadal żywe. Tak naprawdę do tej pory nie udało się ich ostatecznie odrzucić.
Jakie są współczesne przejawy magicznego myślenia, które potępiono już wieki temu? Co z odstępcami od wiary mają wspólnego perfekcjoniści? Czy każdy może zostać heretykiem?
Ta książka to znakomity przewodnik po najważniejszych herezjach, demaskujący ich przejawy we współczesnym świecie.
Henryk Pietras SJ (ur. 1954) – profesor patrologii na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie i w PWT Collegium Bobolanum w Warszawie. W Wydawnictwie WAM opublikował m.in. Początki teologii Kościoła, Eschatologię Kościoła pierwszych czterech wieków, Sobór Nicejski (325). Jest współredaktorem serii Źródła Myśli Teologicznej oraz Synody i Kolekcje Praw.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 148
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
W dzisiejszych czasach jesteśmy przyzwyczajeni, że istnieje katechizm Kościoła, że nauka wiary jest nam podana jak na tacy przez nauczanie soborów i papieży i wydawać by się mogło, że wszystko jest jasne i już nie ma potrzeby szukania dziury w całym. Ponadto często słyszymy, że nauka Kościoła rozwijała się jak po sznurku, że Pan Jezus nam objawił, a apostołowie przekazali wszystko należycie i że to właśnie jest zapisane w katechizmie, a na dodatek w Kodeksie Prawa Kanonicznego, gdyby ktoś miał jakieś wątpliwości. Rzeczywiście nauka Kościoła jawi się jako monolit i niektórzy duszpasterze czy katoliccy publicyści ze strachem przestrzegają przed zadawaniem nierozważnych pytań, które by ten monolit mogły naruszyć.
I coś w tym jest, ale przecież nie ma podstaw, by uważać, że akurat w naszych czasach zostaliśmy przez Pana Boga zwolnieni z szukania prawdy i wolno nam zaprzestać myślenia o sprawach Bożych. Na pewno mamy się lepiej niż nasi przodkowie w wierze, którzy nie mieli ani katechizmu, ani prawa kościelnego, a jedynie doświadczenie własnej wiary, że Jezus, ukrzyżowany i zmartwychwstały, jest Zbawicielem i że dał początek wspólnocie Kościoła, by ludzie wierzący nawzajem sobie w niej pomagali. Oni sami jednak nie wiedzieli, jakimi słowami ująć to, w co wierzą. Dotknęła ich Boża tajemnica, a im bardziej starali się ją zrozumieć, tym więcej rodziło się pytań i problemów. Nic więc dziwnego w tym, że mnożyły się różne opinie i koncepcje, które dyskutowano czasem zawzięcie, a z upływem czasu i doświadczenia na jedne się zgadzano, a inne odrzucano.
Kształcące może być w tym miejscu przyjrzenie się samemu pojęciu „herezji”. Po grecku to AI|RESIJ, w transkrypcji hairesis, co po łacinie zapisano jako haeresis. Pierwotnie oznaczało ‘zabranie czegoś dla siebie’, czy rzeczy jakiejś, czy cudzej opinii. Ze względu na te opinie właśnie określano tym terminem szkoły filozoficzne, a także ugrupowania czy stronnictwa, takie jak saduceusze czy faryzeusze wśród Żydów. W języku chrześcijan pojęcie to zaczęło też oznaczać wybranie dla siebie jakiejś opinii, wybór jakiegoś stanowiska czy poglądu. Jak widać, znaczenie to jest neutralne i nie musi oznaczać nic złego. Kruczek jednak polega na tym wybraniu „dla siebie”, według własnego rozumu, bez konfrontacji z resztą Kościoła. Kiedy więc spośród różnorodnych opinii na ten lub ów temat Kościół wybierał jedną, odrzucając inne na podstawie wspólnego doświadczenia wiary, a ktoś upierał się przy swoim, wierząc, że wie lepiej, taki oderwany od całości Kościoła pogląd zaczęto nazywać herezją i miało to znaczenie negatywne.
Nie ma nic dziwnego w tym, że opinie na temat samego Jezusa Chrystusa, zbawienia i Kościoła bywały różne. Ewangelie nie są zbyt precyzyjne w stosowaniu terminologii. Każda ewangelia ma swoją wizję, dla każdej coś innego z nauczania Chrystusa było ważne i na coś innego kładła nacisk. Oczywiście rzecz dotyczyła szczegółów, nie samej idei zbawienia, ale pytań było sporo. Tak jak szuka się – na przykład – dogodnego przejścia przez strumyk, a szuka kilka osób, wszystkie się natrudzą, a może tylko jedna znajdzie najdogodniejsze, tak było i z poszukiwaniami najlepszych sformułowań ujmujących wiarę chrześcijańską. Wielu się trudziło, chodząc po bezdrożach, aż komuś udało się tak rzecz nazwać, że ogół przyjął to jako najlepsze na swoje czasy. Stało się to nauką wiodącą, a jeśli ktoś się upierał przy swoim, odrzucając zdanie całego Kościoła, nazywano go heretykiem zgodnie z definicją podaną wyżej; nie dlatego, że źle szukał, ale że się upierał, iż lepiej wie niż wszyscy inni.
Kiedy jednak coś zostało ustalone jako obowiązujące, użyte pojęcia i argumentacja zawsze były związane z daną kulturą i mentalnością. W każdych więc czasach trzeba szukać nowych sformułowań i ujęć, byle tylko były one kontynuacją i rozwojem, a nie negowaniem samej objawionej Tajemnicy. Bo Duch Święty nadal działa w Kościele i ciągle wypełnia swoją misję wyrażoną przez Jezusa: „On was wszystkiego nauczy i przypomni wam wszystko, co wam powiedziałem” (J 14,26). I tak przez wszystkie pokolenia.
W niniejszej książce proponuję przyjrzeć się starym herezjom, z pierwszych wieków Kościoła. Można by zapytać o sens takiego procederu, bo przecież jeśli coś zostało już ustalone, to po co wracać do tego, co odrzucono?
Odpowiedź jest następująca: po każdej herezji coś zostało, gdyż każda odpowiadała pewnym sposobom rozumowania, które ciągle są obecne. Będziemy mieli okazję przekonać się o tym na następnych stronach. Zauważono to już w starożytności i choć wydawało się, że coś już wiadomo, ciągle odżywały odrzucone poglądy, gdyż po prostu niektórym w głowie się nie mieściło, że coś jest tak, a nie inaczej. A na to po prostu trzeba się zgodzić: nie może się człowiekowi w głowie zmieścić tajemnica Boga, gdyż musiałby mieć tę głowę większą od niego. Dlatego od III wieku publikowano pisma o herezjach, by przestrzec wierzących przed tym, co po nich zostało.
Jednym z takich zestawień jest książka Teodoreta z Cyru (393–460)1. We wstępie tak ujmuje swój pisarski zamiar:
Być może ktoś mógłby nam zarzucić, że na nowo wyprowadzamy na światło ludzkiej pamięci herezje wydane ciemności zapomnienia. Temu człowiekowi odpowiadamy, że zarówno olbrzymia głupota tych bajek, jak i wielkość bluźnierstwa przeciw Bogu, na które się zdobywają, są nie do wypowiedzenia dla języków wychowanych do pobożności, zaś co do rozwiązłości, którą one nakazują i praktykują, to nawet jeśli ktoś przedstawiałby ją, wystawiając na scenie, nie można by ani jej opowiedzieć, ani słuchać mówiącego o niej, gdyż coś takiego przekracza nawet dokonania wybitnych lubieżników. Ponieważ jednak obnażanie obrzydliwości ich niegodziwych dogmatów tym pełniej ukazuje nieszczęście ludzi, którzy narodzili się w sposób bezbożny i uwierzyli bezmyślnie, gorliwie podejmę ten trud, nawet jeśli nie przynosi mi on osobistej korzyści. Będę starał się jednak streścić bujdę bajek tak bardzo, jak to tylko jest możliwe, oraz będę próbował pomijać ogrom bluźnierstw i unikać bezwstydnych nieczystości i bezbożnych rytów.
Teodoret opisuje 56 herezji na 80 stronach współczesnego druku. Jest to niczym w porównaniu ze starszym, monumentalnym dziełem Epifaniusza z Salaminy (ok. 315–402), który szeroko omawia 80 herezji na 1300 stronach!2
Moje ambicje nie idą tak daleko. Postaram się przedstawić tylko niektóre herezje, wybierając je nie dlatego, że są szczególnie osobliwe i przez to ciekawe, ale dlatego, że do dziś żyją. Co prawda nie w nauczaniu oficjalnym Kościoła, ale w popularnych poglądach, wierzeniach i przekonaniach. Czytelnik zresztą sam się o tym przekona.
Nim zobaczymy najstarsze herezje, okażmy naszym przodkom w wierze trochę zrozumienia. Objawienie Jezusa Chrystusa nie było bowiem wcale dla nich łatwe. Wiedzieli, co się wydarzyło, ale nie bardzo potrafili połączyć to ze swoim dotychczasowym doświadczeniem wiary. Pierwsi chrześcijanie, od Świętej Rodziny począwszy, byli Żydami, myśleli więc po żydowsku i po żydowsku wierzyli w jednego Boga. I jak z tą wiarą można było pogodzić, że Jezus Chrystus miałby być Bogiem równym Ojcu? Wątpliwości co do tego, jak to dobrze opisać, budziły same teksty ewangeliczne, które nie były jednoznaczne. Zobaczmy takie krótkie zestawienie z jednej tylko Ewangelii według św. Jana, bez pretensji do wyczerpania zagadnienia:
Moje owce słuchają mego głosu, a Ja znam je. Idą one za Mną i Ja daję im życie wieczne. Nie zginą one na wieki i nikt nie wyrwie ich z mojej ręki. Ojciec mój, który Mi je dał, jest większy od wszystkich. I nikt nie może ich wyrwać z ręki mego Ojca. Ja i Ojciec jedno jesteśmy. (J 10,27–30)
Ojciec jest we Mnie, a Ja w Ojcu. (J 10,38)
Idę do Ojca, bo Ojciec większy jest ode Mnie. (J 14,28)
Z nieba zstąpiłem nie po to, aby pełnić swoją wolę, ale wolę Tego, który Mnie posłał. (J 6,38)
Dlatego miłuje Mnie Ojciec, bo Ja życie moje oddaję, aby je potemznów odzyskać. Nikt Mi go nie zabiera, lecz Ja od siebie je oddaję. Mam moc je oddać i mam moc je znów odzyskać. Taki nakaz otrzymałem od mojego Ojca. (J 10,17–18)
Czy więc Syn jest mniejszy od Ojca, czy jest mu równy? Jeśli równy, to dlaczego Ojciec musi mu rozkazywać? A jeszcze jak się to ma do jego człowieczeństwa?
Odpowiedzi na te, a także inne pytania początkowo mogły być różne. Nie było więc tak, że najpierw była jasno określona ortodoksja, a potem przewrotni ludzie ją wywracali, wprowadzając swoje teorie, ale najpierw była wiara, później różne opinie na temat tego, jak ją wyrazić, a jeszcze później Kościół wybierał z nich i potwierdzał tę, którą uznawał za najlepszą.
Kiedy piszę „Kościół”, nie mam na uwadze urzędu nauczycielskiego, jaki uznajemy w autorytecie soborów powszechnych czy biskupa Rzymu. Dużo wody w Tybrze upłynęło, nim w Kościele dojrzała idea doktrynalnego przewodnictwa biskupa Rzymu. Kościół to wspólnota zbawionych i od samego początku, praktycznie od II wieku, istniało w nim wielkie poczucie kolegialności. W poszczególnych prowincjach zbierały się synody3 , dyskutowano na nich o sprawach organizacyjnych, ważnych w danych stronach, ale także o tych różnych opiniach. Po rozważeniu jedne z nich uznawano za słuszne, inne odrzucano. Rezultaty obrad, w formie listów posynodalnych lub nawet przepisanych na czysto stenogramów, przesyłano do innych prowincji, gdzie je czytano i znowu dyskutowano. Niektóre rozwiązania przyjmowano jako własne, inne odrzucano, gdyż tak wydawało się lepiej. Nieraz na kartach tej książki będziemy się odwoływać do takich orzeczeń synodalnych. W tym tyglu dyskusji i rozważań, do tego, co nazywamy ortodoksją, dochodzono powoli i wcale niełatwo. Przecież to wcale nie takie proste, by wszyscy się na coś zgodzili, zwłaszcza że żaden autorytet niczego z naciskiem nie proponował.
Podobnie było z kanonem Pisma Świętego. Co do Starego Testamentu zasadniczo panowała zgodność, gdyż powszechnie przyjmowano w Kościele greckie tłumaczenie dokonane przez Żydów z Aleksandrii między III a II wiekiem przed Chrystusem. Nazywano je Septuagintą od legendy, wedle której przełożyło ją identycznie, choć niezależnie od siebie, siedemdziesięciu tłumaczy. „Zasadniczo” nie znaczy jednak „bezdyskusyjnie”, gdyż ciągle tu i ówdzie pojawiali się uczeni ludzie, którzy uważali, że Biblię należy wziąć od Żydów po hebrajsku, a nie w tłumaczeniu greckim, w wielu miejscach tekst zmieniającym. Po wielu wiekach ustaliło się w praktyce, że w Kościele prawosławnym przyjmuje się w liturgii tekst Septuaginty , w Kościele katolickim tłumaczy się tekst hebrajski, ale stosując się do kanonu greckiego, czyli tłumacząc z greki te księgi, których po hebrajsku nie ma, a Kościoły protestanckie ograniczają się tylko do tego, co jest po hebrajsku.
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej
1 Teodoret z Cyru, Poznanie fałszu i prawdy, czyli streszczenie heretyckich wymysłów oraz Boskich dogmatów, tłum. P.M. Szewczyk, Źródła Myśli Teologicznej (= ŹMT) 77, Wydawnictwo WAM, Kraków 2016.
2 Po polsku ukazał się tom pierwszy: Epifaniusz z Salaminy, Panarion. Herezje 1–33, tłum. M. Gilski, opr. A. Baron, Wydawnictwo Naukowe UPJP II, Kraków 2015.
3 Dokumenty synodalne będą zawsze cytowane na podstawie wydania tekstów w językach oryginalnych z tłumaczeniem polskim, w opracowaniu Arkadiusza Barona i Henryka Pietrasa w serii „Synodi et Collectiones Legum” (= SCL) Wydawnictwa WAM. Od roku 2006 ukazało się dotąd 11 tomów.
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej
© Wydawnictwo WAM, 2019
© Henryk Pietras SJ, 2019
Opieka redakcyjna: Klaudia Bień
Redakcja: Marek Gurba
Korekta: Bartosz Szpojda
Projekt okładki: Dominik Wicher
Na okładce wykorzystano obraz Giuseppego Craffonary Portret Chrystusa
(Bildnis Christi), ok. 1825–1830, Wikimedia Commons.
ISBN 978-83-277-2088-7
WYDAWNICTWO WAM
ul. Kopernika 26 • 31-501 Kraków
tel. 12 62 93 200
e-mail: [email protected]
DZIAŁ HANDLOWY
tel. 12 62 93 254-255 • faks 12 62 93 496
e-mail: [email protected]
KSIĘGARNIA WYSYŁKOWA
tel. 12 62 93 260
www.wydawnictwowam.pl
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Aneta Pudzisz