Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Pełna muzyki opowieść, którą zdążyły już pokochać setki wattpadowych czytelników!
Wiley Myles jest córką gwiazdy rocka. On i jego kumple z zespołu wspólnie wychowali ją na silną, niedającą sobie w kaszę dmuchać młodą kobietę. Nadszedł jednak czas, żeby opuścić ochronną bańkę – Wiley i jej rodzina przeprowadzają się, a ona trafia do wymarzonej szkoły, gdzie może zacząć rozwijać muzyczną pasję. Na drodze dziewczyny szybko pojawiają się nowi przyjaciele i wrogowie, jak również pewien utalentowany aktorsko bad boy, który z jakichś powodów czasem ją do siebie przyciąga, a czasem z całej siły odrzuca. Czy Wiley uda się poznać jego tajemnicę? I odkryć sekrety, które kryją przed nią jej najbliżsi?
Aleksandra Rams (ur. 2001) jest absolwentką pedagogiki, a obecnie studiuje psychologię. Uwielbia zbierać grzyby i pić czarną kawę, jest też niepoprawną kociarą. Kocha czytać – najchętniej romanse i literaturę faktu. „Hold on to me” to jej książkowy debiut, który wcześniej zyskał grono wiernych fanów na platformie Wattpad.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 533
Copyright © Aleksandra Rams, 2023
Projekt okładki
Anna Jamróz
Redaktor prowadząca
Jadwiga Mik
Redakcja
Joanna Serocka
Korekta
Katarzyna Kusojć
Bożena Hulewicz
ISBN 978-83-8352-641-6
Warszawa 2023
Wydawca
Prószyński Media Sp. z o.o.
02-697 Warszawa, ul. Rzymowskiego 28
www.proszynski.pl
Mojej mamie,
zawsze byłaś, jesteś i będziesz
moją pierwszą bohaterką.
PROLOG
Będzie istniał zawsze, pożerając każdą moją myśl – a moje serce na wieczność pozostanie w jego rękach1.
Becca Fitzpatrick
Nasza historia to jedno wielkie zatracenie, a nasza miłość to jedno wielkie dopełnienie.
Nie zdawałam sobie sprawy, że można się od kogoś uzależnić. Rozumiałam moje uzależnienie od muzyki, była ze mną od zawsze. Dzięki mojemu ojcu sięgnęłam po gitarę, jak również położyłam swoje palce na klawiaturze pianina. Myślałam, że to muzyka wypełniała moją duszę.
Myliłam się.
Miłość do złego chłopca wypełniła mnie całkowicie, a nuty były tylko pięknym uzupełnieniem.
1Cisza, tłum. Paweł Łopatka, Wyd. Otwarte.
1. SPOTKANIE
Kiedy człowiek otrzymuje w prezencie kawałek nieba, nie może o tym po prostu zapomnieć2.
Abbi Glines
Jesteśmy na miejscu – oznajmił Walker, uśmiechając się do mnie w lusterku.
– Czy to nie dziwne, że wolałabym spędzić weekend u matki, niż wejść do tego budynku? – zapytałam, krzywiąc się w duchu.
– Zważając na to, kim jest twoja mamuśka, to tak, w cholerę dziwne – odparł, gasząc silnik. Następnie odwrócił się do mnie i dodał: – Daj spokój, dzieciaku. Będzie dobrze, przynajmniej tak twierdzi twój staruszek. – Popatrzył na mnie znacząco.
– Pogadamy, kiedy będziesz miał dziecko – odparłam, przybijając sobie mentalną piątkę. Uwielbiałam mu dogryzać, szczególnie teraz, kiedy w końcu się ustatkował.
– Wypluj to – wymamrotał z przerażoną miną.
Parsknęłam śmiechem.
– Ani mi się śni! Dobrze wiemy, że wasz miesiąc miodowy nie potrwa wiecznie. Jenna chce mieć dzieci – powiedziałam, wzruszając ramionami.
Wiedziałam, że poruszam drażliwy temat, ale Walker również potrafił być bezwzględny. Poza tym nieraz widziałam, jak jego dziewczyna ogląda mamusiowe filmiki na TikToku. No i byłam strasznie zestresowana, więc wolałam się na nim wyżyć, zanim zmierzę się z tą dżunglą.
– Prędzej piekło zamarznie, niż zobaczysz mnie z wózkiem – odpowiedział twardo. – Ramsey może i jest muzycznie utalentowany, ale za cholerę nie zna się na dzieciach. Wychował małą gówniarę – dodał, próbując mi dopiec.
– Dzięki niej masz cały etat – powiedziałam, pokazując mu język, jak przystało na małą gówniarę. Następnie chwyciłam torbę, wzięłam głęboki oddech i dodałam: – Przekaż tacie, żeby się nie martwił.
Walker skinął głową.
– Przekażę, ale napisz mu jakąkolwiek wiadomość. Dziś twój pierwszy dzień w nowej szkole, w dodatku bez ochrony. Twój staruszek pewnie niedługo wykorkuje – mruknął, na co skinęłam głową. – Dobra, dzieciaku, bierz torbę i leć. Połamania nóg czy coś w tym stylu. I błagam, nie każ mi na siebie czekać po zajęciach.
– Ojciec ci płaci za moje spóźnienia – wymamrotałam, otwierając drzwi. Nachyliłam się jeszcze w jego stronę i rzuciłam: – Powiesz mu jeszcze, że go kocham?
– Jasne! Do później, dzieciaku – mruknął i zapalił silnik, kiedy wyskoczyłam z wozu.
Patrzyłam, jak wyjeżdża z parkingu. Kiedy tylko zniknął wśród innych samochodów, natychmiast ogarnęła mnie panika.
Wiley, dasz radę.
Kurwa, nie dam rady.
Oddychając głęboko, niepewnie ruszyłam do szkoły. Po drodze mijałam sporo osób, ale większość była zajęta rozmową i nikt nie zwracał na mnie uwagi. Zdecydowanie mi to odpowiadało.
W środku budynku było tłoczno, ludzie przemieszczali się z miejsca na miejsce. Niektórzy stali przy swoich szafkach, gorączkowo czegoś szukając. Moim celem było zdobycie planu lekcji oraz zapoznanie się z budynkiem bez kompromitacji. W mojej poprzedniej szkole nie musiałam się o nic martwić, bo mój ochraniarz czuwał dosłownie nad wszystkim. Teraz jednak byłam zdana na siebie.
Na szczęście dzięki strzałkom w korytarzu mogłam się obejść bez pomocy drugiej osoby. Muszę przyznać, że poczułam się odrobinę lepiej, bo najczęściej przy jakiejkolwiek rozmowie robiłam z siebie idiotkę, dlatego wolałam unikać takich sytuacji.
Powoli przemierzałam korytarze, skanując wzrokiem otoczenie. Kiedy w końcu dotarłam do sekretariatu, odetchnęłam z ulgą. Wzięłam głęboki wdech, stanęłam przed drzwiami i zapukałam.
– Proszę! – krzyknął ktoś w środku.
Otworzyłam drzwi i podeszłam do niedużego biurka, przy którym siedziała sekretarka.
– Dzień dobry, nazywam się Wiley Myles – przedstawiłam się. – Miałam się u pani pokazać w sprawie planu lekcji…
– Och, to ty jesteś naszym nowym nabytkiem! Czekaliśmy na ciebie – zapewniła. – Niestety dyrektor nie może powitać cię osobiście, ponieważ ma ważne spotkanie – wyjaśniła, nie podnosząc na mnie wzroku. – Masz tu plan lekcji, mapkę i klucze do szafki. Miłego dnia.
Tja, również miłego.
– Do widzenia – rzuciłam, zbierając swoje rzeczy.
Szczerze mówiąc, myślałam, że zajmie mi to więcej czasu. Miałam nadzieję, że spędzę tam całą pierwszą lekcję.
Ewentualnie najbliższe osiem godzin.
Według planu teraz miałam muzykę. A właśnie na niej najbardziej mi zależało. Razem z ojcem wybraliśmy tę szkołę ze względu na to, że kształciła pod kątem artystycznym w różnych dziedzinach, w zależności od zainteresowania ucznia. Ojciec jest wokalistą popularnego zespołu, a ja odziedziczyłam po nim miłość do muzyki. Niestety nie spełniłam jego marzeń o ciężkim graniu i zamiast perkusji czy gitary basowej wybrałam klasyczną gitarę.
Pogrążona w myślach nie zauważyłam, że na kogoś wpadłam. Kiedy się otrząsnęłam, zdałam sobie sprawę, że to chłopak, chyba w moim wieku. Nie dość, że omal go nie przewróciłam, to jeszcze wytrąciłam notatki z rąk. Niewiele myśląc, klęknęłam na podłodze i zaczęłam je zbierać, a następnie mu je podałam. Stał spięty niczym struna (wiem, że stereotypy są gówniane) i wyglądał wypisz wymaluj jak informatyk.
– Przepraszam, kompletnie cię nie zauważyłam. Jestem nowa… Nawiasem mówiąc, świetna koszula, mam taką samą. W sensie nie mówię, że twoja koszula jest kobieca. Masz bardzo ładną koszulę, taką męską – plątałam się. Odetchnęłam głęboko i dodałam: – Jestem Wiley.
Patrzył na mnie rozbawiony.
– Sawyer. Nie przepraszaj. – Zaśmiał się. – W sumie również podpadam pod kategorię NIENORMALNI.
– Cóż, dobrze wiedzieć, że nie tylko ja mam coś z głową – odparłam z uśmiechem. Poprawiłam torbę na ramieniu, a potem przybiłam z nim żółwika. – Z nieba mi spadłeś.
– Nie uważasz, że to niezły początek prawdziwej przyjaźni? – zapytał całkiem serio.
– Wprawdzie znamy się dopiero pięć minut, ale jeśli pomożesz mi znaleźć klasę, to przemyślę sprawę – obiecałam.
Nie sądziłam, że w ciągu kilku minut nawiążę z kimkolwiek kontakt, a tu proszę, mam nowego kolegę.
Tak trzymaj, Wiley.
– Więc ruszajmy w drogę, nowa przyjaciółko – oznajmił i zapytał: – Jakie jest twoje główne rozszerzenie?
– Muzyka…
– Muzyka? Nie wyglądasz na pierwszoklasistkę, one zazwyczaj są zdesperowane – zauważył.
Odchrząknęłam cicho.
– Nie jestem pierwszoklasistką, zaczynam drugi rok – wyjaśniłam.
– I wszystko jasne. Jesteś Wiley Myles, prawda? – upewnił się, a ja skinęłam głową.
– Skąd wiesz?
– Szkoła zazwyczaj nie przygarnia nowych uczniów – odparł. – Mam na myśli to, że procedura przyjęcia jest długa, szczególnie do klasy muzycznej. Sześć miesięcy przed rozpoczęciem roku szkolnego odbywają się specjalne przesłuchania, wtedy wybierają dwudziestu najlepszych. Jesteś jedyna w swoim rodzaju, rodzynku, ponieważ jesteś dwudziesta pierwsza. Będziesz łanią pośród jeleni… Twój tatuś musiał się nieźle nagimnastykować, żeby cię przyjęli.
Aż się wzdrygnęłam.
– To dlatego niektórzy dziwnie na mnie patrzą – mruknęłam.
– Będziesz tematem numer jeden w tym roku, ze względu na ojca też – ostrzegł. – Ludzie oszaleją.
Spodziewałam się, że będę postrzegana przez pryzmat ojca, ale to i tak było bolesne. Ojciec był światowej sławy muzykiem, w zasadzie gwiazdą w każdym znaczeniu tego słowa. Zawdzięczałam mu wiele, jak się okazało, nawet przyjęcie do tej cholernej szkoły. Byłam jednak nie tylko córką gwiazdy rocka, bo przede wszystkim byłam nastolatką, miałam własne plany i marzenia.
– A Murphy to…
– Twoja nauczycielka muzyki. Krążą legendy na jej temat, ale wszyscy są zgodni w jednym: babka ma bzika na punkcie reguł. Statut szkoły to dla niej świętość, dlatego dziwię się, że się zgodziła – wyjaśnił.
Teraz to już byłam totalnie przerażona.
– Skoro tak, to kim ty jesteś, Sawyer? – zapytałam, dyplomatycznie zmieniając temat.
Miałam nadzieję, że nauczycielka nie okaże się wredną ropuchą.
– Sawyer Howard. Jedyny i niepowtarzalny informatyk w tej szkole – oznajmił i wypiął dumnie pierś, robiąc przy tym dziwną minę. – To tutaj, Myles. Powinienem życzyć ci szczęścia, ale dobrze wiemy, że i tak będzie do kitu. Pamiętaj o „dzień dobry”. Na tym punkcie Murphy także jest przewrażliwiona – ostrzegł, a następnie skinął mi głową na pożegnanie i odszedł.
Wiley, dasz radę.
Kurwa, nie dam rady.
Jeżeli kiedykolwiek stresowałam się kartkówką z chemii, to byłam cholernie głupia. Teraz dopiero miałam przechlapane. Nie dość, że spóźniłam się na pierwszą lekcję, to nie wiedziałam, czego się spodziewać.
Miałam już zamiar pociągnąć za klamkę, kiedy drzwi się nagle otworzyły i w progu stanęła jakaś dziewczyna. Wyszła z sali, wyminęła mnie, nawet nie zaszczycając spojrzeniem.
Przynajmniej nie musiałam sama ich otwierać.
– Clark, ile razy ci mówiłam?! Zamykaj za sobą drzwi, to nie obora! – zawołała za nią ostro nauczycielka. Podeszła do drzwi i wtedy na mnie spojrzała. Nie miałam szans uciec.
Zauważyła mnie.
– A ty to kto? – zapytała.
Uśmiechnęłam się miło.
Victoria Beckham, a co?
– Dzień dobry, jestem Wiley Myles – przedstawiłam się i dodałam: – Przepraszam za spóźnienie. Miałam problem ze znalezieniem klasy. To mój pierwszy dzień i nie bardzo jeszcze…
– Lekcja zaczęła się piętnaście minut temu, panno Myles – warknęła. – Jeśli uważasz, że będę traktować cię ulgowo, bo jesteś tu nowa, to się mylisz. Obowiązują cię takie same zasady jak resztę. Nigdy nie przyjęłam ucznia bez egzaminu z muzyki. Wchodź, sporo czasu straciliśmy, czekając na ciebie.
Nie chciałam z nią dyskutować i ruszyłam wprost do paszczy lwa. Wszyscy siedzieli w półokręgu i patrzyli na mnie obojętnie. Czułam się, jakbym uczestniczyła w grupie wsparcia, tyle że tutaj nikt nie miał zamiaru mi pomóc.
– Mimo że pewnie już każdy z was prześledził informacje na temat nowej koleżanki, to kultura wymaga przedstawienia się – powiedziała nauczycielka. – Panno Myles, proszę opowiedzieć coś o sobie.
Z kpiącym uśmiechem rozsiadła się w nauczycielskim fotelu. Irytujące babsko.
– Nazywam się Wiley Myles, przyjechałam z…
– To już wiemy. Lepiej powiedz, czy potrafisz śpiewać. Dyrekcja nie poinformowała mnie o twoim talencie, a czytanie portali plotkarskich jest poniżej mojej godności – oznajmiła, kolejny raz wchodząc mi w słowo.
Jak na nauczycielkę dbającą o kulturę wyjątkowo chamska osoba.
Wstrętna ropucha.
– Nie lubię śpiewać publicznie. Potrafię grać na różnych instrumentach, ale wolę grę na gitarze – wyjaśniłam szybko.
– Hmm… już wiem, od czego zaczniemy. Skoro tak bardzo nie lubisz śpiewać publicznie, sprawię, że to pokochasz. W końcu pokażesz, na co cię stać – powiedziała, a ja zacisnęłam zęby.
– Pewnie – wymamrotałam zestresowana.
– W Nowym Jorku nie ma szkół artystycznych? – zapytał ktoś kpiąco.
– Oczywiście, że są, ale…
– Dlaczego więc Princeton, panno Myles? – przerwała mi nauczycielka.
– Bo jest mniejsze i przytulniejsze. No i stąd pochodzi mój tata – odparłam.
Nie była to do końca prawda. Wszyscy mieliśmy dość Nowego Jorku i chcieliśmy trochę więcej spokoju. Poza tym Princeton to mniejsze miasto, a tata spędził tu kilka młodzieńczych lat. Jednak głównym powodem było to, że tata zaczął dostawać pogróżki. Bycie gwiazdą ma swoje ciemne strony, a jako że moje bezpieczeństwo jest dla niego najważniejsze, podjęliśmy decyzje o przeprowadzce. Mnie przyszła z łatwością, bo nie przepadam za Nowym Jorkiem i jego przepychem.
– No tak, córka gwiazdy rocka – burknęła Murphy.
Reszta lekcji zeszła mi na odpowiadaniu, choć nie wszyscy byli zainteresowani słuchaniem. Próbowałam nie zwracać uwagi na kpiące szepty i głupawe uśmieszki. Jednak kiedy zapytano mnie, czy faktycznie wychowała mnie matka prostytutka, nie wytrzymałam.
– Owszem, i całkiem nieźle się spisała. Już w wieku czterech lat odróżniałam kokainę od heroiny – odparłam.
Większość osób w zdumieniu rozdziawiła usta. Jedynie rudowłosa dziewczyna z mnóstwem tatuaży się roześmiała. To miał być żart, a okazał się nieudany jak wszystkie inne. Moje poczucie humoru jest specyficzne, ale trzeba się z tym liczyć, skoro od czwartego roku życia wychowuje mnie pięciu facetów.
Murphy chciała jeszcze coś powiedzieć, ale zabrzęczał dzwonek. Na ten dźwięk wszyscy poderwali się z krzeseł i ruszyli do wyjścia. Byłam wolna. Szybko złapałam swoją torbę i również skierowałam się do drzwi. Nagle poczułam, że ktoś ciągnie mnie za pasek. Zdałam sobie sprawę, że to wytatuowana dziewczyna. Mimowolnie przesunęłam wzrokiem po rysunkach na jej ciele.
– Mam też jeden nad pośladkiem, pokazać ci? – zaproponowała, na co wytrzeszczyłam na nią oczy. – Daj spokój, nie rób takiej zniesmaczonej miny. Tatuażysta odwalił kawał dobrej roboty, wygląda genialnie – dodała.
– Mówisz poważnie? – zdziwiłam się. – Bo jeżeli tak, to mój pierwszy dzień stanie się dziwny, a nie gówniany – wymamrotałam, na co parsknęła śmiechem.
– Kociaku, doceń to, że się do ciebie odezwałam. Rzadko z kimś rozmawiam, a jeszcze rzadziej inicjuję rozmowę. Dlatego twój pierwszy dzień jest wyjątkowy. A mój tatuaż na tyłku zostawimy sobie na deser – oznajmiła. – Malone Hammond, samotna dusza tej szkoły.
Podała mi dłoń.
– Hammond? Jak Monroe Hammond? – zapytałam zaskoczona.
– Tak, ta Hammond. Niezwykła i niepowtarzalna piosenkarka wszech czasów – wymamrotała.
– Zupełnie jak mój ojciec – mruknęłam.
– Od razu wiedziałam, że się dogadamy. – Zaśmiała się.
Kiedy wyszłyśmy na korytarz, mimowolnie szukałam wzrokiem Sawyera.
– Kogo tak wypatrujesz, kocie? – zaciekawiła się.
– Gościa, którego poznałam dokładnie pół godziny temu. Miałam na niego czekać, ale to chyba nieaktualne – odparłam.
– Znam tę szkołę jak własną kieszeń, bo jest dziurawa jak moja. Kim jest ten koleś? – zapytała.
– Sawyer Howard, informatyk – wyjaśniłam, zastanawiając się, dlaczego nie przyszedł.
– I wszystko jasne. Howard jest dość dobry w tym, co robi, ale kompletnie oderwany od rzeczywistości – wyjaśniła i dodała: – Chodź, pokażę ci naszą budę.
Tak się zagadałyśmy, że nie zauważyłyśmy członków drużyny sportowej zmierzających w naszą stronę. Każdy z nich był wzrostu Joego, agenta zespołu taty. Z moim metrem siedemdziesiąt wyglądałam przy nich jak Calineczka. Oni zaś wyglądali jak z okładki magazynu koszykarskiego. Myślałam, że miną nas obojętnie, ale bardzo się myliłam.
– Niemożliwe! Malone z koleżanką – zakpił jakiś chłopak, stając na wprost nas. Jego koszulka z napisem CAP sygnalizowała, że to on jest kapitanem drużyny. – Myślałem, że już nic mnie dziś nie zdziwi, a jednak.
– Niemożliwe! Wood Bennett zaszczycił mnie swoim widokiem. Tyle razy ci mówiłam, że masz mi dać spokój. Nie chcę znowu tłumaczyć dyrektorowi, za co pokiereszowałam ci gębę, więc zabieraj stąd swój wielki tyłek – warknęła Malone, kompletnie nie przejmując się tym, że mamy publiczność.
Z jej oczu sączyła się czysta nienawiść, która nawet mnie przyprawiała o ciarki.
– Czym zawiniłaś, że skazali cię na jej towarzystwo? – zwrócił się do mnie Bennett.
Nie zdążyłam jednak odpowiedzieć.
– Ogłuchłeś?! Przesuń się i daj nam przejść – rozkazała Malone.
Złapała mnie za rękę i pociągnęła za sobą w przeciwnym kierunku.
– Co jest między tobą a Bennettem? – zapytałam zaintrygowana.
– Teraz? Nic – wycedziła z zaciśniętą szczęką i dodała cicho: – Był moim chłopakiem.
– Więc…
– Zdradził mnie – odparła, przewracając oczami. – I to oczywiście z pieprzoną królową tej zakichanej szkoły.
– Królową?
– Kelly Cooper. Szybko ją poznasz, kręci się przy zajętych facetach – wymamrotała.
– Przykro mi – powiedziałam ze współczuciem.
Lekko się uśmiechnęła, ale uśmiech jednak nie sięgał oczu. W zasadzie byłam pewna, że w ich kącikach zebrały się łzy.
– Było, minęło – odparła, a następnie spojrzała na mnie z powagą. – Ale dla ciebie mam jedną radę. Trzymaj się z daleka od rodziny Bennettów. To największe przekleństwo tej szkoły. Zaraz po Kelly Cooper.
2Jesteś za daleko, tłum. Agnieszka Skowron, Wyd. Pascal.
2. CIEMNA STRONA
Nie ma właściwego i niewłaściwego zachowania czerni i bieli. Jest za to tysiąc odcieni szarości3.
Mia Sheridan
Kurwa, wolałabym żarcie dla psa. Tam przynajmniej napisany jest skład – powiedziała wkurzona Malone, oglądając ofertę szkolnego bufetu.
– Wcale nie jest takie złe – odparłam z pełną buzią. Nic nie poradzę, że byłam cholernie głodna. – Mogłaś zostawić sobie żarcie, które kupiłaś w automacie, a nie obżerać się na lekcji – dodałam, kompletnie nie przejmując się wylatującymi z moich ust kawałkami jedzenia.
Nauczono mnie jeść jak świnia, więc nie będę udawać, że potrafię robić to kulturalnie.
– Wolę umrzeć z głodu, niż wyglądać jak ty – odparła, unosząc jedną brew do góry. – Więc… jak to jest być dzieckiem gwiazdy rocka?
– Podobnie jak córką Monroe Hammond – odpowiedziałam, nakładając sobie kolejną porcję jedzenia.
Nagle ktoś usiadł obok mnie. Uśmiechnęłam się szeroko, kiedy zauważyłam znajomą koszulę.
– Rodzynku, wiem, że jestem beznadziejnym kumplem. Kompletnie zapomniałem, że mam cię oprowadzić – powiedział Sawyer ze skruchą. – O! Bennett rzeczywiście miał rację, że królowa lodu z kimś się prowadza.
– Howard, zamknij się albo ci w tym pomogę – ostrzegła Malone, obracając widelec w dłoniach.
– Nic się nie stało, koleś – zapewniłam go.
– Uff, to dobrze. Postaram się nie zwracać uwagi, że Malone Hammond się socjalizuje.
– Może byłabym bardziej towarzyska, gdyby nie to, że mam dość robaków panoszących się w naszej szkole. Łatwiej jest was ignorować, niż wybijać po kolei – warknęła.
– Daj spokój, nie wszyscy są tacy jak Wood czy Kelly Cooper. Wiem, że ty i Bennett nie macie najlepszej historii, ale pora pogodzić się z rzeczywistością – odparł spokojnie.
– Sawyer – mruknęłam cicho.
Malone lekceważąco machnęła dłonią.
– Błagam, nie patrz tak na mnie, kociaku. To już przeszłość – zapewniła z szerokim uśmiechem, choć miałam wrażenie, że nie do końca szczerym.
– Kawał gnoja – dodał Sawyer, co w jego ustach zabrzmiało komicznie.
– I idioty – dorzuciłam.
– Wreszcie powiedziałeś coś mądrego, Sawyer – podsumowała.
– Dalej nie rozumiem, dlaczego nie zabrałaś się do Haydena. Pasowalibyście do siebie – oznajmił, lekko się przy tym wzdrygając. – On jest równie przerażający jak ty.
– Hayden? Jest bardziej aspołeczny ode mnie, poza tym jest coś niepokojącego w jego oczach. Na samą myśl mam ciarki, co rzadko mi się zdarza. Zresztą, nie przesadzajmy, czasami potrafię być miła – odparła Malone.
– Ty miła? Błagam cię…
– Kim jest Hayden? – zapytałam.
Zapamiętanie wszystkich imion i nazwisk zajmie mi sporo czasu.
– To kuzyn Wooda, a także najbardziej przerażająca osoba w szkole. Malone ma rację, jest niepokojący. Z nikim poza kumplami nie rozmawia. Jest genialnym aktorem, co przyznała nawet Murphy, a jak już pewnie zauważyłaś, ona jest bardzo oszczędna w pochwałach. Hayden siedzi wiecznie sam i czyta w kółko scenariusze. Nigdy nie widziałem, żeby się śmiał – wyjaśnił Sawyer. – O patrz, tam jest.
Zerknęłam we wskazanym przez niego kierunku. Hayden siedział przy stoliku na końcu sali. I co ciekawe, nie ze swoim kuzynem, ale sam. Owszem, miał w sobie coś niepokojącego. Na przykład sterczące krucze włosy. Był ubrany cały na czarno, a podwinięte rękawy skórzanej kurtki odsłaniały tatuaże. Kończyły się na jego szyi. Czytał coś w skupieniu, marszcząc przy tym czoło.
Przyglądałabym mu się zdecydowanie dłużej, gdyby nie to, że nagle podniósł głowę i spojrzał prosto na mnie. Zostałam przyłapana. Uznał mnie pewnie za psychopatyczną stalkerkę. Zmrużył oczy. Powinnam odwrócić wzrok. Powinnam poczuć zażenowanie. Nic takiego nie nastąpiło. W moim brzuchu zachodziły różne reakcje, ale strachu z pewnością między nimi nie było.
Patrzyłam wyzywająco, spragniona jakiegokolwiek ruchu z jego strony. Doczekałam się. Zacisnął szczękę, ewidentnie wytrącony z równowagi. Zmarszczyłam brwi, delikatnie unosząc kąciki ust. Myślałam, że mnie zignoruje albo pokaże jakiś wulgarny gest.
Nie spodziewałam się jednak, że wstanie i ruszy w moją stronę.
Kiedy byłam niemalże pewna, że zrobi mi awanturę, on przeszedł obojętnie obok, nie zaszczyciwszy mnie spojrzeniem. Rozchyliłam usta ze zdumienia. Wybudziłam się z transu, kiedy ktoś z hukiem przewrócił krzesło. Wood wybiegł za kuzynem, zostawiając swoich kolegów z drużyny.
– Mówiłam, że jest przerażający! Facet ewidentnie ma coś nie tak z głową – oznajmiła Malone.
– Nie uważam, żeby miał coś nie tak z głową. Chyba po prostu nie lubi być w centrum uwagi – odparłam, patrząc na swój niedojedzony posiłek.
– Ooo nie, znam ten wzrok. Taki sam miała Kelly i mnóstwo innych dziewcząt wielbiących Haydena. Rodzynku, stać cię na coś lepszego – powiedział Sawyer, świdrując mnie wzrokiem.
– Nie interesuje mnie facet z przeszłością, zamierzam spędzić ten rok bezproblemowo. Zamierzam udowodnić ojcu, że jestem w stanie dojść do czegoś sama – odpowiedziałam. – To dokąd teraz idziemy, ludzie? Mieliście pokazać mi całą szkołę.
***
Minęło dwadzieścia minut, a Walkera wciąż nie było. Stary dziad twierdził, że to niby on będzie musiał na mnie czekać. Gówno prawda. Od razu wiedziałam, że to on się spóźni, ponieważ jest koszmarnie niezorganizowany. Nie zrozumcie mnie źle, uwielbiam gościa, ale niekiedy mam ochotę przejechać go kosiarką. Jest najbardziej irytującą istotą na tej ziemi.
Naprawdę nie chciałam być wożona przez Walkera, ale szkoła znajdowała się na samym końcu miasta, gdzie dojeżdżał jeden autobus, który akurat nie zatrzymywał się przed moim domem. Byłam skazana na jego towarzystwo.
– Nareszcie! Myślałam, że korzenie tu zapuszczę – burknęłam na widok szofera, który zatrzymał samochód tuż przy mnie, a następnie wysiadł.
– No i co się pultasz? Twój staruszek potrzebował pilnej podwózki, w końcu to on mi płaci – wyjaśnił z uśmiechem, czym jeszcze bardziej mnie wkurzył. – Opowiadaj, jak twój pierwszy dzień – rzucił, zabawnie poruszając brwiami.
– Jestem cholernie zmęczona – mruknęłam.
– Poznałaś kogoś? – zapytał.
– Taaa, raczej samotność mi nie grozi – odparłam, wsiadając do samochodu. – Nauczycielka od muzyki to okropne babsko, ale myślę, że dam radę – dodałam.
– Kurwa, Martin wisi mi sto dolców. Wiedziałem, że nie jesteś aż tak aspołeczna, jak oni twierdzili – oznajmił z satysfakcją, jakby wygrał co najmniej milion.
– Przestaniecie kiedyś z tymi zakładami? To nudne i żałosne – podsumowałam z westchnieniem.
On i Martin zakładali się dosłownie o każdą pierdołę.
– Nigdy, ten pajac ma sporo kasy, a ja dzięki niemu mam na chwasty dla Jenny – odparł, wypinając dumnie pierś.
– Przecież kupujesz jej kwiatki z marketu…
– Nie jesteś przypadkiem zmęczona po szkole? – przerwał mi, a ja zamilkłam. – Tak właśnie myślałem, więc siedź cicho.
***
Uwielbiam sobie robić drzemki w ciągu dnia. Dzisiejsza nie trwała jednak długo, bo tata postanowił mi ją przerwać.
– Cześć, staruszku – wymamrotałam sennie.
– Cześć, dzieciaku. – Z uśmiechem oparł się o futrynę. – Nie chciałem cię obudzić.
– Myślałam, że nie będzie cię w domu. Walker mówił, że gdzieś cię zawiózł – powiedziałam, przeciągając się w łóżku i głośno ziewając.
– Załatwiłem, co miałem załatwić, i wróciłem z chłopakami. Pracujemy nad singlem promującym naszą nową płytę, ale kompletnie nam nie idzie – wyznał, siadając obok mnie na łóżku.
Mimo trzydziestu dziewięciu lat ojciec wyglądał lepiej niż niejeden dwudziestolatek. W jego oczach nadal płonęła młodość. Brakowało mu powagi. Sąsiedzi postrzegali go jako wybryk natury. Miał mnóstwo tatuaży, które ciągnęły się od stóp po kark, oraz ciemne włosy. Ubierał się zazwyczaj w podkoszulki i luźne spodnie. Nigdy nie widziałam go w koszuli, nie wiem, czy kiedykolwiek zobaczę go w takim wydaniu. Byłby to widok wart kilku milionów.
Daleko mu do typowego rodzica, ale z pewnością jest najlepszym tatą na świecie. Zrobił wszystko, aby wychować mnie na dobrego człowieka. Myślę, że w jakimś stopniu mu się to udało.
Moją matkę poznał w przydrożnym barze, jadąc na swój koncert. Była kelnerką, a ich znajomość miała się skończyć na jednym numerku. Nie wiedział, że dziewięć miesięcy później ja pojawiłam się na świecie. Moje narodziny z pewnością nie były wyczekiwane. Byłam wpadką, owocem jednonocnego romansu dwojga młodych ludzi.
Nie pamiętam, jak wyglądały moje pierwsze trzy lata spędzone pod opieką matki, ale mogę się założyć, że były koszmarne. Jej światem zawładnęły narkotyki i niekończące się imprezy. Nie wiedziałam, czym jest rodzicielska miłość, dopóki w moje życie nie wkroczył Ramsey Myles. Wyrwał mnie ze szponów Perry Hamilton i zapewnił poczucie bezpieczeństwa. Był wtedy dwudziestopięcioletnim rockmanem, niemającym pojęcia, czym jest rodzicielstwo. Życie rzuciło go na głęboką wodę, lecz podjął się tego wyzwania.
Chociaż większość czasu spędzałam w trasie razem z Black Night, czułam się z nimi bezpiecznie. Na początku nazwałam go moim bohaterem, a później po prostu tatą. Dzięki niemu pokochałam muzykę, zwiedziłam kawał świata, poznałam różnych ludzi. Jednakże najbardziej jestem mu wdzięczna za całą miłość, którą ofiaruje mi każdego dnia.
– Miałeś pracowity dzień, staruszku – powiedziałam, szturchając go łokciem.
– To będzie inna płyta niż wszystkie. Wzbudzi spore zamieszanie – odparł. – Lepiej opowiedz, jak twój dzień. Walker mówił, że kogoś poznałaś.
– Cóż, nie było tak źle. Mam dwoje nowych przyjaciół, którzy są równie popieprzeni jak ja. – Zaśmiałam się i pogroziłam mu palcem, dodając: – Wszystko byłoby piękne, gdyby nie to, że mój uroczy ojciec nie wspomniał nic na temat mojego przyjęcia do szkoły. Dobrze wiedziałeś, że chcę zapracować na wszystko sama, a nie twoimi wpływami.
– Zapracowałaś, skarbie – zapewnił z powagą.
– Niby jak? Bo im zapłaciłeś? – zapytałam z ironią.
– Nikomu nic nie zapłaciłem, Wiley. Możesz mnie posądzać o najgorsze, ale jeżeli chodzi o ciebie, to pieniądze nie wchodzą w grę – wyjaśnił. – Pamiętasz, jak ostatnio śpiewałaś na ognisku? Nagrałem cię, nie mając pojęcia, że Princeton ma procedury. Potem się okazało, że przegapiłem przesłuchania, więc przekonałem dyrektora tym nagraniem. Nie daj sobie wmówić, że nie zasłużyłaś, dzieciaku. Grasz pięknie na każdym instrumencie, ale to twój nieużywany głos najbardziej każdego zachwyca. Wiem, że nie lubisz śpiewać, ale fakt, że przyjęli cię do szkoły, jest dowodem na to, że możesz osiągnąć nim wszystko – przekonywał.
– Masz szczęście, inaczej skopałabym ci tyłek – odparłam, zaciskając pięści jak na ringu, a potem się do niego przytuliłam i dodałam: – I tak jestem zła, że mnie nagrywałeś.
– Grozisz mi tym, odkąd skończyłaś dziesięć lat, i to jest ciut przerażające. – Zaśmiał się. – Chodź, mały robalu, zjemy coś.
Zbiegłam po schodach i w kuchni zobaczyłam Evansa przy garach. Stał tyłem do mnie, śpiewając Halo Beyoncé. Brzmiało to komicznie, ponieważ Evans ma straszną chrypkę. Poczekałam, aż skończy zwrotkę, a potem dołączyłam do niego.
I can feel your halo, halo, halo
I can see your halo, halo, halo
I can feel your halo, halo, halo
I can see your halo, halo…
Halo, ooh ooh…
Odwrócił się w moją stronę i zobaczył, jak z telefonu robię mikrofon. Czułam się w swoim żywiole, tym bardziej że uwielbiałam tę piosenkę. Zaczęłam gestykulować, a on wybuchnął śmiechem.
– Beyoncé ci pasuje, młoda – powiedział, przybijając ze mną żółwika, i dodał: – Siadaj, zaraz będzie jedzenie.
W tym momencie do kuchni wpadła cała ekipa, łącznie z Jenną i Lindsey. Wszyscy usiedli przy stole, patrząc jedno na drugie.
Nasz dom był zawsze pełen ludzi. Do niedawna mieszkaliśmy wszyscy razem, zanim w życiu Davisa, basisty zespołu taty, nie pojawiła się Lindsey. Nawet Walker w końcu się ustatkował i postanowił przenieść się do swojej dziewczyny, Jenny. Wciąż mieszkałam z tatą oraz z Evansem i Martinem. Wraz z Davisem należeli do zespołu i byli dla mnie jak rodzina.
– Co się stało? – zapytałam, widząc ich niepewne miny.
– Idioci zepsuli filtr w basenie i nie chcą się przyznać, jak to zrobili – powiedziała Lindsey, trzymając się za swój ciążowy brzuszek.
– Zupełnie przypadkiem! Co poradzę, że Walker ma tak wielkie cielsko? – tłumaczył się Martin. – Davis, mogłeś zachować to dla siebie, pieprzony pantoflarzu – mruknął, patrząc wymownie w jego stronę.
– Chcę ci przypomnieć, że to wielkie cielsko wozi twoją dupę! – warknął Walker.
– Nie jestem pantoflarzem, Allen – wtrącił Davis. – Po prostu liczę się ze swoją kobietą.
Wszystkie popatrzyłyśmy na niego, szczerząc się jak głupie.
– Jesteś uroczy, smrodku – powiedziała Jenna i dodała w rozmarzeniu: – Boże, ale ty masz szczęście, Lindsey.
Jenna siedziała Walkerowi na kolanach, ponieważ mój szofer był strasznie zaborczy.
– Prawda? Może i jest upierdliwy, ale kochany. – Lindsey zaczęła ciągnąć Davisa za policzki. Zaraz dostała od niego po łapach. – Auć! Ty debilu! Te ręce będą potrzebne, żebym mogła nosić twoje dziecko.
– Właśnie, będzie chłopak czy dziewczynka? – zaciekawiłam się.
– Dziewczynka, więc mój mąż już sra w gacie – odparła Lindy, szeroko się uśmiechając.
– Wystarczy, że wychowaliśmy jedną larwę z chłopakami. Panoszyła się wszędzie jak mała zaraza – wtrącił Evans, stawiając każdemu przed nosem talerz.
– Dokładnie! Ktoś w końcu mnie rozumie – mruknął Davis.
– Jestem larwą? – zapytałam tatę.
– Nie, skarbie – zapewnił ojciec, który jak zwykle stanął po mojej stronie.
– Kolejny pantoflarz. Kobiety ściągnęły was na samo dno – burknął Martin, wcinając swoją porcję, aż mu się uszy trzęsły.
Mimowolnie się uśmiechnęłam.
Kocham naszą nienormalną rodzinę.
CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI
3Bez słów, Martyna Tomczak, Wyd. Otwarte