Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
18 osób interesuje się tą książką
Święta w krainie mediów społecznościowych
Mistrzyni świątecznych opowieści powraca w ciepłej historii o szaleństwie internetowej popularności i znaczeniu głębokich relacji międzyludzkich
Grudniowy Poznań przykryty śnieżną pierzyną. Przedświąteczne zakupy. A w samym środku tego szaleństwa Julka, która dorabia sobie jako dekoratorka bożonarodzeniowych choinek u najbogatszych mieszkańców miasta. Jej tegorocznymi klientkami są cztery influencerki: Alex, Inez, Anna i Ewa. Każda z nich ma zamiar wygrać nieoficjalny konkurs na najpiękniejsze #instaświęta. Mimo blichtru i luksusu pokazywanego w mediach społecznościowych, wszystkie dźwigają własny bagaż problemów. Kłopoty z dorastającymi dziećmi, nieudane małżeństwo, samotność... A jednak istnieje dom Julki i jej dziadka, w którym kobiety odkryją, jak łatwo można być sobą i odnaleźć prawdziwe rodzinne ciepło.
Natasza Socha w ujmujący sposób pisze o sile rodzinnych więzi i rozgrzewa serca prawdziwie świąteczną atmosferą. #Instaświęta przypomina, że rzeczywistość często bywa piękniejsza niż instagramowe ujęcia.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 270
ROZDZIAŁ 1
W starożytnym Rzymie w Saturnalia, czyli święto ku czci legendarnego władcy Italii, który nauczył ludzi uprawiać rolę i winogrona, odbywające się w dniach od 17 do 23 grudnia, przystrajano drzewa liściaste bluszczem i laurem, aby błagać boga o urodzaj na przyszły rok.
Julka podniosła głowę, otworzyła szeroko usta, zamknęła oczy i połknęła pierwszy tej zimy płatek śniegu. Jej twarz rozjaśnił uśmiech. To był jej coroczny rytuał, którego nauczyli ją rodzice. Połknięcie śnieżynki zwiastowało udane święta oraz moc prezentów pod choinką. Takich jak na przykład cudowny zielony sweter, który idealnie pasowałby do jej zielonych oczu. Miała wtedy trzynaście lat i taki sweter był jej marzeniem. Nie mogła uwierzyć, kiedy go w końcu dostała. Z przejęciem dotykała miękkiej wełny i wąchała jej zapach. A potem nie chciała go zdjąć nawet do snu. Albo Zhu Zhu Pet, gryzoń robot przypominający chomika. Dostała go, kiedy miała siedem lat, i od razu pokochała szczerą miłością. Chomik cudownie mruczał, biegał po całym domu, a gdy się zmęczył, po prostu spał.
Pięć lat temu nie połknęła płatka śniegu, jakoś o tym zapomniała. Czy właśnie dlatego wydarzyła się tragedia?
Julka oblizała spierzchnięte usta, poprawiła zieloną czapkę i postukała w okno sklepowej wystawy, na której dwie sprzedawczynie ubierały choinkę. Była końcówka listopada, a więc najwyższy czas na świąteczną aranżację. Obie kobiety pomachały jej i chyba nawet się uśmiechnęły. Julka zmrużyła oczy i zapatrzyła się w bożonarodzeniowe drzewko.
Każda z ozdób, które pojawiają się na tradycyjnych choinkach, ma swoje znaczenie. Jabłko nawiązuje do rajskiego owocu, dzwoneczki symbolizują dobrą nowinę, aniołki – opiekę Bożą, a łańcuchy – zniewolenie grzechem, chociaż niektórzy wierzą, że raczej wzmacniają one rodzinne więzy. Najważniejsza jest oczywiście gwiazda betlejemska, którą umieszcza się na wierzchołku drzewka. Jest symbolem światła prowadzącego do domu zbłąkanych wędrowców. Tyle mówi tradycja.
Julia zdawała sobie jednak sprawę z tego, że tradycję już dawno wyparła komercja, a także moda na konkretne ozdoby. Choinka stała się nie tyle symbolem świąt, ile odzwierciedleniem pewnego statusu, dowodem na to, że ktoś zna się na trendach i ma dobry gust.
W tym roku dziewczyna miała niełatwe zadanie, bo już we wrześniu zebrała zlecenia na ubranie aż siedemnastu choinek. Problem w tym, że większość klientów chciała, aby Julka w ramach solidnych przygotowań pojawiała się w ich domu najczęściej, jak się da, a na tydzień przed Wigilią przystroiła samą choinkę. Pogodzenie tych wszystkich życzeń było zwyczajnie niewykonalne. Siedemnaście zleceń rozłożyła zatem w czasie, a na grudzień zostawiła sobie kluczowych klientów: cztery domy, a dokładniej cztery zamożne, influencerskie rodziny, które wpłaciły gigantyczne zaliczki, by na pewno mieć drzewko piękniejsze niż w domach innych gwiazd i zwykłych użytkowników mediów społecznościowych.
Pozostali klienci zgodzili się, by choinki w ich salonach stanęły już w listopadzie, a nawet uznali to za całkiem dobry pomysł. Zgodnie orzekli, że w ten sposób wydłużają sobie radość oczekiwania.
Nie byli w tym odosobnieni, ostatecznie pierwsze świąteczne dekoracje pojawiły się w Poznaniu już w okolicach października, a przecież po drodze było jeszcze Halloween. Nie od dziś wiadomo, że im częściej człowiek jest bombardowany reklamą, tym łatwiej jej ulega, choćby podświadomie. Dzięki temu udaje się przedłużyć okres świątecznych zakupów, by w grudniu osiągnąć konsumenckie apogeum.
Cztery rodziny nie chciały wszakże słyszeć o listopadzie, bo w tym czasie miały zaplanowaną inną strategię w social mediach i nie mogły naruszyć tego harmonogramu. W grę wchodził zatem wyłącznie grudzień. Od każdej klientki wypłynęła gorąca prośba, żeby dekoracje były naprawdę wyjątkowe. Inne niż wszystkie.
Julia wyznawała zasadę absolutnej dyskrecji i nigdy nie rozmawiała o swoich klientach. Nie podawała nazwisk, nie sugerowała, kto jeszcze zamówił u niej ubieranie choinki, właściwie w ogóle nie poruszała tego tematu.
Gdyby ktoś jej kilka lat temu powiedział, że najwięcej pieniędzy zarobi w grudniu, i to tylko dzięki ubieraniu bożonarodzeniowych drzewek w domach influencerów, pewnie popukałaby się w czoło. A jednak liczba osób niezdecydowanych, które nie miały pojęcia, jak zabrać się do dekorowania choinki, czy też po prostu się bały, że zrobią to źle, rosła z każdym rokiem. Przynajmniej tak wynikało z instagramowych fotek i wydłużającej się listy klientów Julki.
Czy były to chwilowe kaprysy? Coś w rodzaju mody? A może właśnie strach przed tym, że obserwujący źle ocenią domowe drzewko, skomentują w nieprzyjemny sposób, a potem będzie się to odbijało czkawką przez cały rok? Życie influencerów wcale nie jest takie łatwe. Zwłaszcza w grudniu, kiedy wszystko musi być perfekcyjne. Choinka to przecież główny symbol świąt Bożego Narodzenia. Przyciąga wzrok i pięknie prezentuje się na zdjęciach. Oczywiście pod warunkiem, że jest oryginalnie udekorowana. Cudownie byłoby zgarnąć dzięki niej bożonarodzeniowe lajki i wygrać w nieformalnym konkursie na najpiękniejsze #instaświęta...
Wszystko zaczęło się trzy lata temu, kiedy Julka wyjechała do swojej ciotki do Londynu i tam zupełnie przypadkowo zetknęła się ze zjawiskiem ubierania choinek na zlecenie. Usłyszała kiedyś, jak ciotka Magda, która w Londynie kazała mówić na siebie Madeleine, dyskutowała z sąsiadką o tym, ile pieniędzy trzeba będzie wydać w tym roku na świąteczne dekoracje.
– Wyobraź sobie, że bogaci londyńczycy przeznaczają nawet kilka tysięcy funtów na profesjonalne dekorowanie domu! Nie jestem pewna, czy mnie na to stać, ale kilka stówek mogłabym zainwestować. Przynajmniej w samą choinkę – zastanawiała się głośno ciotka.
Julka była pewna, że się przesłyszała.
– Ciociu, ty tak serio? – spytała zdumiona, kiedy sąsiadka już sobie poszła.
– Oczywiście. Dyrektorzy dużych firm, celebryci i artyści płacą ogromne sumy dekoratorom, którzy instalują im w domu choinkę i inne ozdoby, a na drzwiach wejściowych wieszają wieniec.
– Naprawdę istnieje ktoś taki jak instalator wieńca na drzwiach? – roześmiała się Julka.
Ciotka Madeleine wzruszyła ramionami.
– Wyczytałam ostatnio w specjalnym raporcie „The Guardian”, że jeden z mieszkańców Londynu sypnął około osiemdziesięciu tysięcy funtów na dekoracje i dodatki, w tym lodowisko oraz dwa żywe renifery. Świat się zmienia, moja droga, podobnie jak moda na różne rzeczy. Kiedyś choinka nie była aż tak ważna jak teraz.
– A mnie się wydawało, że zawsze była główną bohaterką świąt... – Julka zmarszczyła nos.
Ciotka Madeleine tylko machnęła ręką.
– Chodzi o to, że teraz jest czymś więcej niż tylko bożonarodzeniowym drzewkiem. W istocie pokazuje światu, czy masz gust. Czy orientujesz się w najnowszych trendach, czy wiesz, co w trawie piszczy.
– Chcesz mi powiedzieć, że choinka powinna być modna? Tak jakby... ubierać się u najlepszych projektantów?
Ciotka skinęła głową.
– Coś w tym stylu. Zresztą nie mówię tu tylko o niej, ale o wszystkich bożonarodzeniowych dodatkach. Chodzi o to, żeby dekoracje były niestandardowe i wyróżniały się na tle tych, które mają sąsiedzi. Niektórzy na przykład zamawiają ogromną liczbę pozłacanych lub wysadzanych kryształkami bombek. Cel jest jeden: nie kupować tego, co wszyscy. Nie ma nic gorszego niż ślepe podążanie za tłumem. No chyba nie muszę ci tłumaczyć takich rzeczy.
– Zawsze wydawało mi się, że ubieranie choinki ma w sobie coś magicznego. Że ludzie lubią robić to samodzielnie, bo wtedy mogą dotknąć ducha świąt. Jeśli wiesz, co mam na myśli... – Julka nadal nie mogła zrozumieć tego trendu.
Ciotka Madeleine najwyraźniej nie miała z tym problemu.
– Ale czasy się zmieniają, podobnie jak nastawienie do pewnych rzeczy. I doskonale rozumiem, dlaczego ktoś wzywa kwiaciarkę z Knightsbridge tylko po to, żeby zawiesiła wieniec na drzwiach wejściowych, a potem ustawiła i udekorowała rzadką odmianę jodły. Koszt to minimum tysiąc pięćset funtów, ale wydatek się opłaci.
– Niby jak? – wtrąciła sceptycznie Julka.
– Londyńska elita co roku prowadzi świąteczną bitwę. Każdemu zależy na zaprezentowaniu światu spektakularnych dekoracji. Stąd zapotrzebowanie na profesjonalne firmy eventowe, które potrafią stworzyć zimową krainę czarów w domach i ogrodach. Są w stanie nawet ściągnąć aktorów do odegrania roli Mikołaja lub aniołów. Ja akurat uważam, że nie ma w tym nic złego. Ostatecznie, jeżeli ktoś ma pieniądze, to niech je sobie wydaje, na co chce. Święta to przecież niekończący się strumień gotówki, prawda? Wydawajmy pieniądze z radością, zamiast liczyć każdy grosz – orzekła i wzruszyła beztrosko ramionami.
Kiedy Julia wróciła do Polski, na kilka miesięcy zapomniała o tym, co zobaczyła w Londynie i co usłyszała od ciotki, ale już pod koniec wakacji kolejnego roku przyszedł jej do głowy pewien pomysł. A co, jeśli zaoferowałaby podobne usługi na rodzimym rynku? Polscy celebryci na pewno nie chcieli być gorsi od swoich kolegów z zagranicy. Święta Bożego Narodzenia już od dawna były do bólu komercyjne, z tym nie musiała wszak dyskutować. Dlatego kto wie, może odpłatna pomoc w organizacji perfekcyjnych #instaświąt wcale nie jest tak niedorzeczna, jak by się mogło wydawać? Może nie wszyscy od razu skuszą się na to, by ich rezydencje zostały przerobione na scenę z Dziadka do orzechów, z żołnierzami zabawkami naturalnej wielkości (ciotka opowiadała o londyńskiej rodzinie, która wybrała taki właśnie wystrój), ale z całą pewnością chętnie skorzystają z możliwości modnego i oryginalnego udekorowania domu oraz samej choinki. Przecież każdy celebryta miał swojego wizażystę, stylistę włosów, makijażystę i pewnie też dekoratora wnętrz. Posiadanie prywatnego dekoratora choinki było więc tylko kwestią czasu. Oraz snobizmu. Julka miała pewne doświadczenie w tym temacie, chociaż może niekoniecznie związane z ubieraniem bożonarodzeniowych drzewek. Ale od jakiegoś czasu pracowała w wakacje w kwiaciarni, gdzie zajmowała się między innymi układaniem wiązanek i kwiatowych dekoracji. Okazało się, że ma do tego smykałkę i właścicielka pozwoliła jej nawet przygotować kilka ślubnych bukietów, które spotkały się z absolutnym zachwytem. Rok temu zrobiła zatem kurs florystyczny i teraz warto byłoby z tego skorzystać. Chociaż nie lubiła social mediów, mogła przynajmniej na nich „zarobić”.
W ten właśnie sposób Julka rozpoczęła swoją przygodę z ubieraniem drzewek na zlecenie. Co prawda, troszeczkę nagięła rzeczywistość, chwaląc się w CV dekorowaniem domów najbogatszych londyńczyków, miała jednak cichą nadzieję, że nikt tego nie sprawdzi. Z opowieści ciotki Madeleine stworzyła własną historię, a następnie opublikowała reklamę w mediach społecznościowych. Na Instagramie założyła profil i opatrzyła go krótkim opisem: „dekoratorka choinek”. Nie wrzuciła zbyt wielu fotek, za to wszystkie profesjonalne i z całą pewnością przykuwające uwagę.
I to był strzał w dziesiątkę. Mimo że w pierwszym roku działalności miała tylko kilka zleceń, to i tak wystarczyło na pokrycie czesnego za kolejny rok studiów, zakup wymarzonego roweru i na parę fajnych ciuchów, a nawet udało jej się ciut odłożyć. Wszyscy chwalili jej kreatywność i obiecali, że polecą ją swoim znajomym. Publikując zdjęcia na Instagramie, zawsze oznaczali Julkę, co również okazało się przydatne w promocji biznesu.
„Stylistka Bożego Narodzenia”.
„Królowa dekorowania choinek”.
„Wonder Woman świata świątecznych bibelotów” – to tylko niektóre z mnóstwa komentarzy, jakie przeczytała na temat swojej pracy. W tym roku liczba zamówień przekroczyła wszelkie jej oczekiwania. Julka pomyślała nawet, że dobrze byłoby mieć pomocnika, chociaż wcale nie zamierzała oddawać swojego pomysłu komuś innemu. Jedyny problem polegał na tym, że okres przedświąteczny był zdecydowanie za krótki, żeby zdołała zadbać o wszystkich klientów. Dobrze, że część zdecydowała się na współpracę w listopadzie. Cztery rodziny, które uparły się na grudzień, miały zamiar regularnie bombardować media społecznościowe informacjami o tym, że wielkie przygotowania już się rozpoczęły. Fotki musiały pojawiać się w określonych odstępach czasu i za każdym razem wzbudzać powszechny zachwyt. Ten z kolei przekładał się na zainteresowanie kolorowej prasy oraz plotkarskich portali, których niby nikt nie lubił, ale nikt też nie miał nic przeciwko temu, żeby tam o nim wspomniano. Nieważne, w jakim kontekście, ważne, żeby rozlało się po sieci.
Ostatecznie Julce udało się jakoś dograć wszystkie terminy, chociaż wyglądało na to, że w grudniu nie będzie miała zbyt wiele wolnego. Musiała poświęcić na pracę również niektóre soboty i niedziele, by tydzień przed samą Wigilią postawić kropkę nad i, czyli udekorować bożonarodzeniowe drzewka. Nie mogła oczywiście pojawić się w domu klienta tylko raz. W grę wchodziły regularne wizyty, żeby wszystko skrupulatnie przeanalizować, zaplanować, uzgodnić, a potem rozpocząć świąteczne przygotowania.
Ale może to i dobrze, że będzie miała co robić. Nie lubiła przecież grudnia.
– Cieszy mnie twoja smykałka do interesów – powiedział dziadek Julii, z którym mieszkała w kamienicy blisko Starego Rynku w Poznaniu.
Po śmierci rodziców dziewczyny to właśnie pan Antoni zaopiekował się wnuczką, która miała wtedy niespełna siedemnaście lat. I zrobił to tak dobrze, że Julka nie wyobrażała sobie dnia, w którym miałaby się wyprowadzić i rozpocząć samodzielne życie. Być może był już na to czas, ale ona próbowała na razie o tym nie myśleć. Żyli w zgodzie w dwupokojowym mieszkaniu dziadka, bo Julka nie chciała wracać do tego, w którym mieszkała z rodzicami i które przypominało jej dawne czasy. Pan Antoni sprzedał je zatem, a niewielkie pieniądze, jakie zostały po spłacie kredytu, umieścił na koncie Julki, chociaż trochę zabezpieczając w ten sposób jej przyszłość. Przynajmniej tyle mógł dla niej zrobić.
Z dziadkiem Julce mieszkało się bardzo dobrze, głównie dzięki jego trzeźwemu spojrzeniu na świat. Nigdy nie owijał w bawełnę i zawsze mówił to, co myślał. Był przy tym wyjątkowo wyrozumiały dla innych, w przeciwieństwie do niej.
– W zasadzie to natchnęła mnie ciotka Madeleine. I pomyśleć, że mogę zarabiać na czymś, co człowiek powinien robić sam. Smutne to... A zarazem głupie – dodała po chwili. – Ja rozumiem, że ktoś może nie wiedzieć, jak się gra na ukulele, ale chyba nie jest trudno zawiesić bombkę na choince. – Pokręciła z niedowierzaniem głową.
Dziadek się zaśmiał.
– Domyślam się, że nie chodzi tu tylko o samo zawieszenie bombki... Bombka to bombka, czy może coś mi umknęło w ostatnich latach?
– To raczej taka przenośnia. Chodzi o to, żeby choinka wyglądała nietypowo.
– To może zawieś na niej suszoną kiełbasę – zaproponował dziadek.
Julka zachichotała.
– Suszona kiełbasa zdecydowanie nie jest instagramowa. Zanim zdecyduję, jak powinno wyglądać drzewko, muszę odwiedzić rodzinę, dokładnie obejrzeć dom, ocenić kolorystykę wnętrz, wystrój i mnóstwo innych rzeczy. – Julka przewróciła oczami. – Poza tym muszę zaproponować co najmniej pięć pomysłów do wyboru, żeby klienci byli przekonani, że to oni podejmują decyzje. Musimy wszystko szczegółowo ustalić, zaplanować... Możesz mi wierzyć, że jest to równie trudne, jak przygotowania do ślubu.
Pan Antoni zmarszczył zabawnie nos.
– Masz rację, trochę to smutne – orzekł po chwili – choć może się czepiamy? Może kryje się za tym coś więcej?
– Absolutnie nie. Zdecydowanie nie ma w tym drugiego dna. Ale przynajmniej mam dzięki temu dobry zarobek.
Julka od zawsze uważała, że dekorowanie domu, a już zwłaszcza choinki, jest czymś intymnym, rodzinnym, czymś, co scala mieszkańców domu i powoduje, że ma się jeszcze większą ochotę na święta. Lecz najwyraźniej nie o to w tym wszystkim chodziło.
– Zaczynam jutro w domu państwa Marczyńskich – powiedziała jeszcze, zerkając na nazwisko zapisane w telefonie. – Mają ogromną willę urządzoną na bogato. Tak wnioskuję po zdjęciach na Instagramie. Z rozmowy przez telefon wiem jeszcze, że klientka nie pracuje, jej mąż prowadzi jakiś biznes. Aha, i mają córkę.
– Dziwne, że dziecko nie potrafi przystroić choinki. Czy po prostu jej nie pozwalają? – zastanowił się pan Antoni.
Julka uśmiechnęła się pod nosem.
– Możliwe, że nie ma do tego smykałki. Albo że dekorowanie domu nie jest dla niej wystarczająco ciekawe. Zresztą, nieważne. Nie będę w to wnikać, ostatecznie to moje najdroższe zlecenie. Wyobraź sobie, że zapłacą mi osiem tysięcy! Pierwsza transza już na początku grudnia, a więc za chwilę.
– Ile? – Pan Antoni złapał się za serce. – Przecież to jest czterokrotność mojej emerytury! I to za co! Za dopasowanie choinki pod kolor pokoju i ubranie jej w drogą sukienkę... Bez urazy. Ależ chciałbym to zobaczyć! Julka, a może powiedz, że przyprowadzisz ze sobą pomocnika Świętego Mikołaja. Jestem w stanie założyć sztuczną siwą brodę i wbić się w czerwony kubraczek. – Wydął śmiesznie policzki. – To co, weźmiesz mnie pod uwagę?
Dziewczyna tylko się uśmiechnęła, a potem podeszła do dziadka i pocałowała go w czoło. Lubiła jego ironiczne poczucie humoru i to, że tak celnie punktował największą głupotę. Ale te pieniądze były jej potrzebne, a perspektywa łatwego zarobku bardzo kusząca. Mogłaby je później przeznaczyć bez większych wyrzutów sumienia na swoje przyjemności. A skoro ktoś chciał je wydać i nie robił z tego żadnego problemu, to dlaczego ona miałaby nie skorzystać? Dzięki łatwo zarobionej gotówce nie musiała ruszać kapitału ze sprzedaży mieszkania.