Puszka Pandory - Natasza Socha - ebook + audiobook + książka

Puszka Pandory ebook

Natasza Socha

4,3

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Klara – poznańska detektyw zajmująca się starymi, nierozwiązanymi sprawami – i jej nowy partner w śledztwach – Antoni, policjant przysłany z Warszawy – stają przed nowym wyzwaniem.

Do komisariatu przychodzi kobieta, która prosi o ponowne zbadanie sprawy zaginięcia jej brata. Tytułowa puszka Pandory – metalowy pojemnik po cukierkach, na który kobieta niespodziewanie natknęła się w antykwariacie, a który należał niegdyś do jej brata – staje się bodźcem do odkopania sprawy sprzed dziesięciu lat. Poszlaki są nikłe, a większość tropów to ślepe zaułki.

Jednak dzięki dociekliwości dwójki policjantów udaje się rozwikłać zagadkę i odpowiedzieć na pytanie, co się stało z Tomkiem.

Trzymający w napięciu kryminał.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi

Liczba stron: 138

Oceny
4,3 (150 ocen)
80
36
28
5
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Renata1010

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo ciekawy kryminał ..zaskakujące zakończenie .. godny polecenia
00
emerytka1950

Nie oderwiesz się od lektury

Dobrze się słuchało
00
Dominika198

Dobrze spędzony czas

Ciekawa, chociaż nie wybitna historia kryminalna, w której nad tajemnicą zaginięcia młodego chłopaka pracuje nowy duet śledczy - Antoni i Klara. Kobieta z początku nie darzy kolegi po fachu sympatią. Czy ich relacja zmieni się na lepsze? Czy wpłynie to na sprawę jaką prowadzą? Warto przeczytać wspomnianą książkę, żeby poznać odpowiedzi na te pytania.
00
grazyna2525

Nie oderwiesz się od lektury

Ciekawa fabuła dobrze się słucha audiobook.
00
MariaWojtkowiak

Całkiem niezła

Szybko się czyta,takie dłuższe opowiadanie. Ale główna bohaterka strasznie irytująca,zachowuje się jak sfochowana nastolatka.
00

Popularność




Rozdział 1

Roz­dział

1

Klara Majew­ska obu­dziła się w wyjąt­kowo złym humo­rze. Wie­działa, że ten dzień musiał w końcu nastą­pić, ale kiedy do tego doszło, poczuła się jesz­cze gorzej. Dzi­siaj miała poznać swo­jego nowego part­nera, który miał z nią pro­wa­dzić śledz­twa sprzed lat. „Archi­wum X” to nie była oczy­wi­ście ofi­cjalna nazwa jej sek­cji, ale i tak wszy­scy jej uży­wali.

Klara już od dziecka uwiel­biała roz­wią­zy­wać zagadki, któ­rych nie udało się nikomu roz­wi­kłać. Lubiła wra­cać do wyda­rzeń sprzed lat, czy­tać o nie­wy­ja­śnio­nych tajem­ni­cach i w gło­wie ukła­dać ich roz­wią­za­nia. Nic dziw­nego zatem, że w końcu tra­fiła do „Archi­wum X”, gdzie prze­pra­co­wała dwa­na­ście lat. Two­rzyła zawo­dowy duet z Iza­belą. Tyle że Iza zaszła w ciążę, o którą długo się sta­rała, i posta­no­wiła, że zrobi sobie co naj­mniej dwu­let­nią prze­rwę.

– Za bar­dzo mi na tym zale­żało. Teraz, kiedy jestem w ciąży, chcę się sku­pić przede wszyst­kim na dziecku. Nie sądzę, żebym mogła dalej zaj­mo­wać się tymi wszyst­kimi mor­der­stwami, zwłasz­cza kiedy zamie­szane są w nie rów­nież dzieci. – Młoda poli­cjantka bez­rad­nie roz­ło­żyła ręce, uni­ka­jąc wzroku kole­żanki. – Ale wie­dzia­łaś, że tak będzie, prawda?

Klara zaci­snęła zęby. Iza ni­gdy nie wspo­mi­nała o tym, że będzie chciała odejść z pracy. Ow­szem, roz­ma­wiały cza­sem o przy­szło­ści, o tym, co będą robić na eme­ry­tu­rze, ale ni­gdy nie podej­rze­wała, że Iza tak szybko podej­mie decy­zję o odej­ściu.

– Marek cię do tego namó­wił?

– Ja wiem, że wy wszy­scy uwa­ża­cie, iż to mój mąż miał wpływ na moją decy­zję. Ale prawda jest taka, że to ja nie chcę chwi­lowo babrać się w śmier­ciach, mor­der­stwach, zbrod­niach i całym tym psy­cho­pa­tycz­nym gów­nie.

– Myśla­łam, że uwiel­biasz to gówno – wyce­dziła przez zęby Klara.

– No tak, wiesz, że tak, ale teraz sytu­acja tro­chę się zmie­niła. Nie wiem, może to hor­mony. Zła­god­nia­łam, nie chcę patrzeć na krew i inne płyny. Nie chcę oglą­dać zdjęć odcię­tych czę­ści ciała i wyobra­żać sobie, jak to wszystko poskła­dać do kupy. Po pro­stu nie mogę.

Klara nie wie­działa, co powie­dzieć. Ona sama miała dwóch synów, Leosia i Matiego – bliź­niaki w wieku sze­ściu lat, ale zawsze sta­rała się oddzie­lać pracę od pry­wat­nego życia. Nawet wtedy, kiedy miała do czy­nie­nia z tru­pem dziecka, pró­bo­wała odsu­wać od sie­bie myśli, że to mógłby być któ­ryś z jej chłop­ców. Nie zasta­na­wiała się nad tym, nie chciała, żeby te dwa światy się prze­ni­kały. Było to trudne, zwłasz­cza na początku, ale po jakimś cza­sie fak­tycz­nie udało jej się funk­cjo­no­wać w dwóch rów­no­le­głych świa­tach. „Archi­wum X” to była tylko praca, coś, co ją fascy­no­wało i powo­do­wało, że cały czas czuła się jak na adre­na­li­nie. Uwiel­biała to, co robiła, zwłasz­cza kiedy uda­wało jej się roz­wią­zać zagadki po wielu mie­sią­cach, a nawet latach śledz­twa. Po kilku godzi­nach zaj­mo­wa­nia się zbrod­niami wra­cała do domu. Do chło­pa­ków i męża, który pasjo­no­wał się kom­plet­nie czymś innym niż ona. Leszek pro­jek­to­wał ogrody, w wol­nych chwi­lach czy­tał, oczy­wi­ście kry­mi­nały, a naj­bar­dziej lubił spę­dzać czas z żoną, pod­su­wa­jąc roz­wią­za­nia, które mogłyby jej pomóc w śledz­twach. Do tej pory jesz­cze ni­gdy nie tra­fił i nie napro­wa­dził jej na wła­ściwy trop, ale nie to było ważne. Dla Klary liczył się fakt, że zawsze inte­re­so­wała go jej praca, że mimo wszystko sta­rał się poma­gać i za wszelką cenę chciał roz­wią­zać cho­ciaż jedną zagadkę.

– Jasna cho­lera, prze­czy­ta­łem tyle kry­mi­na­łów, a jed­nak za każ­dym razem oka­zuje się, że nie potra­fię wpaść na żaden ślad. – Krę­cił z nie­do­wie­rza­niem głową.

Klara tylko się śmiała i mówiła mu, że to, co wyda­rza się w książ­kach, jest czę­sto dużo prost­sze i mniej skom­pli­ko­wane niż rze­czy­wi­stość.

Wyszła teraz z łazienki i poszła do kuchni. Była dopiero piąta rano i wszy­scy jesz­cze spali. Ale ponie­waż i tak przez pół nocy rzu­cała się na łóżku i nie mogła zmru­żyć oka, posta­no­wiła, że odpu­ści sobie sen i postara się pozy­tyw­nie nasta­wić do nowego part­nera. Wie­działa o nim tylko tyle, że ma na imię Antoni i sam popro­sił o prze­nie­sie­nie z War­szawy do Pozna­nia. Podobno cho­dziło o względy oso­bi­ste, co już sta­wiało go w nie­ko­rzyst­nym świe­tle. Jeżeli facet zwiewa do innego mia­sta, bo nie potrafi pora­dzić sobie z kobietą lub też swoim związ­kiem, to raczej nie naj­le­piej o nim świad­czy. Ow­szem, sły­szała, że jest dobry, dro­bia­zgowy, nie odpusz­cza i ma na swoim kon­cie mnó­stwo suk­ce­sów, ale i tak była do niego źle nasta­wiona. Z Izą świet­nie jej się pra­co­wało. Nie było mię­dzy nimi żad­nych nie­po­ro­zu­mień ani pod­tek­stu ero­tycz­nego, który czę­sto jakoś auto­ma­tycz­nie wytwa­rza się mię­dzy kobietą a męż­czy­zną. One sku­piały się wyłącz­nie na zada­niach. Dla­czego teraz wszystko musiało się zmie­nić?

– Wiesz, że gadasz do sie­bie? – Z roz­my­ślań wyrwał ją głos Leszka, który ze zmierz­wio­nymi wło­sami, w T-shir­cie z Baby Yodą, który kupiła mu na Gwiazdkę, i w krót­kich spoden­kach, wszedł wła­śnie do kuchni, sze­roko zie­wa­jąc.

– Sorry, ale za cho­lerę nie mogę spać. Obu­dzi­łam cię?

Mach­nął ręką.

– Ja się chyba zawsze odru­chowo budzę, kiedy zni­kasz z łóżka. Pew­nie bra­kuje mi two­jego cie­pła. – Uśmiech­nął się czule.

Klara ciężko wes­tchnęła i spu­ściła głowę.

– Hej, mała, nie przej­muj się tak. Moim zda­niem Iza za parę mie­sięcy zmieni zda­nie i będzie chciała wró­cić. A do tego czasu jakoś będziesz musiała pora­dzić sobie z tym nowym gościem. Nie takie rze­czy już ogar­nia­łaś, więc po pro­stu weź to na klatę, jak zawsze.

Klara wsy­pała do fili­żanki z kawą dwie łyżeczki cukru. Nie prze­pa­dała za sło­dy­czami, ale nie potra­fiła wypić gorz­kiego ame­ri­cano. Co wię­cej, łyżeczki były czu­bate, kole­dzy w pracy krzy­wili się na sam ich widok. Ale przy­naj­mniej nikt nie pod­kra­dał jej kawy.

– Tak, jasne. Ja też mam nadzieję, że Iza zmą­drzeje i doj­dzie do wnio­sku, że dziecko to nie wszystko. Co nie zmie­nia faktu, że nie mam ochoty na jakie­goś dupka z War­szawy, któ­remu z pew­no­ścią będzie się wyda­wało, że wszystko wie naj­le­piej.

– Naj­waż­niej­sze, żeby nie mówił, iż Legia War­szawa jest lep­sza od Lecha Poznań. Bo będzie miał ze mną do czy­nie­nia – roze­śmiał się Leszek, pró­bu­jąc jakoś roz­ła­do­wać atmos­ferę.

Klara nawet odro­binę się uśmiech­nęła, cho­ciaż na­dal nie popra­wiło to jej humoru.

– Pojadę wcze­śniej na komendę, zanim kto­kol­wiek się zjawi. Posie­dzę tro­chę nad papie­rami i spró­buję zająć czymś myśli.

– Jest piąta trzy­dzie­ści. – Mąż wska­zał głową zegar wiszący na ścia­nie.

– Tak jakby dla poli­cjanta godzina przyj­ścia do pracy miała jakie­kol­wiek zna­cze­nie – zauwa­żyła Klara.

Wstała od stołu i poszła do sypialni. Nie zapa­la­jąc świa­tła w gar­de­ro­bie, się­gnęła po dżinsy i czarną bluzę z kap­tu­rem, z wyha­fto­wa­nym na ple­cach wiel­kim wie­lo­ry­bem. Pre­zent od Izy, która chyba jako jedyna rozu­miała jej miłość do tych ssa­ków. Więk­szość ludzi lubiła psy, koty, cho­miki, a nawet węże. A ona kochała wie­lo­ryby.

– Nie mam dzi­siaj zbyt wiele roboty, więc jeśli chcesz, to może wpadnę koło połu­dnia i zabiorę cię gdzieś na lunch? – zapro­po­no­wał jej Leszek.

Ski­nęła głową.

– Może to i dobry pomysł. Na pewno będę mogła już coś powie­dzieć o moim nowym part­ne­rze. A ponie­waż jestem prze­ko­nana, że nie zapa­łamy do sie­bie więk­szą sym­pa­tią, to wizja lun­chu w twoim towa­rzy­stwie wydaje się cał­kiem sen­sowna. Co za bez­na­dziejny dzień – zgrzyt­nęła zębami.

Mąż przy­tu­lił ją do sie­bie i poca­ło­wał w czu­bek głowy.

– Wdech, wydech i pierś do przodu. Poza tym Poznań jest lep­szy od War­szawy – roze­śmiał się.

Klara nie mogła się z tym nie zgo­dzić.

Rozdział 2

Roz­dział

2

Komi­sa­riat Poli­cji Poznań – Stare Mia­sto po reno­wa­cji wyglą­dał lepiej niż oka­zale. Wymie­niono tu nie­mal wszystko – okna, stropy, drzwi, wzmoc­niono fun­da­menty, zaadap­to­wano pod­da­sza (mię­dzy innymi na sale do prze­słu­chań) i odno­wiono ele­wa­cję. Klara musiała przy­znać, że teraz z jesz­cze więk­szą przy­jem­no­ścią tu przy­cho­dziła. Mieli nawet windę i nową salę kon­fe­ren­cyjną.

Sta­rała się wejść nie­zau­wa­żona. Potrze­bo­wała tro­chę czasu, żeby przy­go­to­wać się na spo­tka­nie z nowym part­ne­rem. Ale ponie­waż plany rzadko kiedy pokry­wają się z tym, co szy­kuje dla nas życie, rów­nież tym razem nie­wiele z nich wyszło. Myślała, że w pracy pojawi się jako jedna z pierw­szych, ale była w błę­dzie. Jesz­cze zanim zdą­żyła zamknąć za sobą drzwi, wpa­dła na wyso­kiego faceta, który miał ewi­dent­nie pofar­bo­wane na blond włosy. Uśmiech­nął się na jej widok sze­roko, zupeł­nie jakby świet­nie się znali.

– No cześć! – zawo­łał rado­śnie.

Klara aż się wzdry­gnęła i spoj­rzała nie­chęt­nie na swo­jego roz­mówcę. Oczy­wi­ście, że od razu domy­śliła się, kto to. Osta­tecz­nie znała nie­mal wszyst­kich pra­cow­ni­ków, przy­naj­mniej z widze­nia. To musiał być zatem słynny Antoni Pra­szyń­ski z War­szawy, który podobno miał nie­zwy­kłego nosa do roz­wią­zy­wa­nia zaga­dek z prze­szło­ści. Naprawdę nie chciała być uprze­dzona, ale to było sil­niej­sze od niej.

– Cześć – odpo­wie­działa, sta­ra­jąc się, aby nie zabrzmiało to zbyt oschle.

– Bar­dzo się cie­szę, że będziemy razem pra­co­wać, bo sły­sza­łem o tobie sporo dobrego. – Zagrał w dość sche­ma­tyczny spo­sób.

Waze­li­niarz.

Klara nie odpo­wie­działa, tylko pró­bo­wała przy­wo­łać na twarz coś w rodzaju uśmie­chu. Chyba nie do końca jej to jed­nak wyszło, bo Antoni pochy­lił się w jej kie­runku i zapy­tał, czy coś ją boli.

Waze­li­niarz i idiota.

– Ja też o tobie co nieco sły­sza­łam – odpo­wie­działa, modląc się, żeby ktoś poja­wił się w końcu w pracy i popro­sił ją o jaką­kol­wiek przy­sługę. Coś, co mogłoby prze­rwać tę głu­pią roz­mowę albo przy­naj­mniej prze­ło­żyć ją na póź­niej. Cho­ciaż może lepiej byłoby mieć to już za sobą…

– Chcesz kawy? – zapy­tał nagle Antoni, na co Klara ski­nęła pota­ku­jąco głową.

W sumie to dobry pomysł. Mogą tak codzien­nie zaczy­nać dzień. On będzie przy­no­sił jej kawę, a potem rozejdą się do swo­ich zadań. Wie­działa jed­nak, że to nie­moż­liwe, osta­tecz­nie mieli pra­co­wać w duecie. Z Izą, jak do tej pory, ta współ­praca ukła­dała się po pro­stu świet­nie. Nic dziw­nego – w końcu rozu­miały się bez słów i wza­jem­nie uzu­peł­niały. Kiedy jedna miała jakiś trop, druga od razu wie­działa, w jakim kie­runku zmie­rzać lub jak dopa­so­wać bra­ku­jące ele­menty ukła­danki. Cza­sem obie zawie­szały się w tym samym miej­scu, ale po godzi­nach roz­mów, dys­ku­sji i kom­bi­no­wa­nia znowu wra­cały na dobrą ścieżkę. Nie kłó­ciły się, nie pró­bo­wały sobie udo­wad­niać, która z nich jest lep­sza. Ale to były lata doświad­czeń, poza tym Iza była do Klary bar­dzo podobna i pew­nie dla­tego tak dobrze im się pra­co­wało. Coś jej mówiło, że z Ant­kiem nie będzie to takie oczy­wi­ste. Swoją drogą szybko usta­lił, gdzie znaj­duje się kan­to­rek z kawą i nawet ogar­nął nowo­cze­sny eks­pres, który dostali w pre­zen­cie świą­tecz­nym.

– Sło­dzisz? Bo ja zawsze dodaję dwie albo trzy łyżeczki cukru. Wiem, że to nie­modne, że cukier to biała śmierć i że w ogóle powinno się go uni­kać, ale jakoś nie potra­fię wypić bez tego kawy.

Klara zmarsz­czyła nos. Nie spo­dzie­wała się, że mogłaby mieć z tym face­tem cokol­wiek wspól­nego. A tu pro­szę – od razu oka­zało się, że oboje lubią słodką jak lukier kawę. Ale to oczy­wi­ście o niczym jesz­cze nie świad­czyło.

– Słu­chaj, wiem, że na początku zawsze bywa trudno, ale ja naprawdę nie jestem skom­pli­ko­wa­nym gościem – oznaj­mił nie­spo­dzie­wa­nie Antoni.

Klara popa­trzyła na niego w mil­cze­niu i ski­nęła głową.

– Zoba­czymy, jak się nam to wszystko ułoży, na razie jed­nak będę musiała cię prze­pro­sić i podzię­ko­wać za roz­mowę. Mam kupę roboty.

– No ale ja tu jestem wła­śnie po to, żeby ci pomóc – słusz­nie zauwa­żył męż­czy­zna.

Klara zgrzyt­nęła zębami.

– Tak, jasne, pod warun­kiem że to, co mam do zro­bie­nia, doty­czy jakiejś kon­kret­nej, kry­mi­nal­nej sprawy. Ale ja mówię teraz o czymś innym. Taka tam papier­kowa robota. – Poli­cjantka mach­nęła ręką i szybko odwró­ciła wzrok, bo zawsze tro­chę trudno przy­cho­dziło jej kłam­stwo.

Na razie jed­nak naprawdę nie miała ochoty na dłuż­szą poga­wędkę. Chciała zamknąć się w swoim pokoju i na spo­koj­nie wszystko prze­my­śleć. Facet na pierw­szy rzut oka nie wyda­wał się może i naj­gor­szy, ale tro­chę za dużo gadał i był bar­dzo pewny sie­bie. Przy­stoj­niak, to musiała przy­znać. Wysoki, męski, dobrze zbu­do­wany. I miał zadziorny uśmiech. Tacy faceci zazwy­czaj zdają sobie sprawę z tego, jakie wra­że­nie robią na kobie­tach. Nie zno­siła takich typów. Prze­ko­na­nych o tym, jak bar­dzo są zaje­bi­ści. Pew­nych sie­bie, prze­świad­czo­nych, że żadna im się nie oprze. Kom­pletne dno.

– Widzimy się nie­ba­wem – rzu­ciła jesz­cze, po czym szyb­kim kro­kiem odda­liła się do sie­bie. – Kurwa, Iza, w coś ty mnie wpa­ko­wała? – mruk­nęła pod nosem, opie­ra­jąc się o drzwi, które sta­ran­nie za sobą zamknęła.

Jedyny plus był taki, że Antoni ide­al­nie posło­dził jej kawę. Sma­ko­wała dokład­nie tak, jak powinna. Obrzy­dli­wie, a jed­no­cze­śnie fascy­nu­jąco słodko. Klara upiła łyk, a potem usia­dła na swoim obro­to­wym fotelu i pró­bo­wała sku­pić się na czym­kol­wiek innym, niż myśle­niu o tym, jak poto­czy się jej współ­praca z war­szaw­skim śled­czym. O wło­sach pofar­bo­wa­nych na złoty blond.

*

Pra­szyń­ski był bar­dzo zado­wo­lony z prze­pro­wadzki do Pozna­nia. Oczy­wi­ście tylko on wie­dział, dla­czego tak mu na niej zale­żało. W War­sza­wie namie­szało mu się w życiu oso­bi­stym i to do tego stop­nia, że posta­no­wił po pro­stu dać nogę. Zazwy­czaj nie zała­twiał spraw w ten spo­sób, ale tym razem nie miał siły na nic innego. A już na pewno nie na napra­wia­nie tego, co w jakiejś czę­ści sam spie­przył. Wie­dział, że ucieczka nie jest naj­lep­szą metodą, ale to było jedyne wyj­ście z moż­li­wych. Bo cza­sem to wła­śnie dystans oka­zy­wał się potrzebny, choćby po to, żeby przyj­rzeć się pew­nym wyda­rze­niom raz jesz­cze, tro­chę ochło­nąć i ze spo­ko­jem zasta­no­wić się, co dalej. W War­sza­wie nie miał part­nera w pracy, nie­wy­ja­śnio­nymi spra­wami sprzed lat zaj­mo­wał się sam, cho­ciaż oczy­wi­ście cza­sem korzy­stał z pomocy dwójki zaprzy­jaź­nio­nych poli­cjan­tów – Baśki i Tomka. Tak naprawdę jed­nak to głów­nie on pro­wa­dził śledz­two i fak­tycz­nie najczę­ściej roz­wią­zy­wał skom­pli­ko­wane zagadki. Uwiel­biał grze­bać w prze­szło­ści, doszu­ki­wać się w niej cze­goś, co ktoś inny prze­oczył lub na co nie zwró­cił uwagi. Był zda­nia, że sprawcę każ­dej zbrodni da się zna­leźć, trzeba tylko patrzeć tro­chę dalej, tro­chę wyżej albo tro­chę głę­biej. Cze­piał się szcze­gó­łów, na które nikt inny nie zwra­cał uwagi. Szu­kał poza nawia­sem i pew­nie to było przy­czyną jego suk­ce­sów. Nie miał poję­cia, jak ułoży się jego współ­praca z nową kole­żanką, ale nie chciał się teraz tym przej­mo­wać. Osta­tecz­nie to i tak było lep­sze niż War­szawa i sta­wie­nie czoła temu, w co się wpa­ko­wał.

Klara była star­sza od niego, ale tak naprawdę nie miało to żad­nego zna­cze­nia. Wyglą­dała na tro­chę nie­za­do­wo­loną z faktu, że wła­śnie dostała nowego part­nera, Antoni to rozu­miał. Kobiety bar­dziej niż męż­czyźni przy­zwy­cza­jają się do ludzi, a nawet zwy­kłych rze­czy i dla­tego ciężko im prze­sta­wić się na nowe tory. W sumie była ładna. Z krótko obcię­tymi wło­sami, tro­chę zadzior­nym spoj­rze­niem zie­lo­nych oczu i małym noskiem, który wyglą­dał tak, jakby ktoś sta­ran­nie wymo­de­lo­wał go w pla­ste­li­nie i przy­kleił pośrodku twa­rzy, wyglą­dała na zbun­to­waną i chyba pewną sie­bie. Cho­dziły słu­chy, że rów­nież nie odpusz­czała i drą­żyła tak długo, aż w końcu udało jej się dopiąć swego. Kto wie, może kiedy połą­czą siły, okaże się, że są jedną z bar­dziej sku­tecz­nych par ści­ga­ją­cych demony prze­szło­ści. Na pewno dobrym zna­kiem było to, że też sło­dziła kawę i to cał­kiem sporą por­cją cukru.

Antoni oczy­wi­ście nie dostał swo­jego pokoju, z tego, co wcze­śniej usta­lił, miał go dzie­lić z Klarą, ale na razie wolał jej nie prze­szka­dzać. Kobieta naj­wy­raź­niej potrze­bo­wała czasu, a on nie zamie­rzał jej go odbie­rać. Posta­no­wił, że zwie­dzi budy­nek, przy­wita się z innymi pra­cow­ni­kami i tro­chę rozej­rzy. Było jesz­cze wcze­śnie, ale parę osób już poja­wiło się w pracy i nie­mal każda z nich zawie­szała zacie­ka­wione spoj­rze­nie na nowym. Witał się więc uprzej­mie, sta­ra­jąc być w miarę neu­tral­nym. Dobrze wie­dział, że ludzie zazwy­czaj nie lubią ani tych zbyt krzy­kli­wych i gada­tli­wych, ani mru­ków, któ­rzy ledwo potra­fią wydu­kać wła­sne imię. Naj­le­piej było być tro­chę nija­kim, przy­naj­mniej na początku. Zwy­kłym śled­czym, który przy­je­chał z War­szawy i któ­rego przy­dzie­lono do poznań­skiej sek­cji „Archi­wum X”. Pew­nie wła­śnie dla­tego ubrał się dziś zupeł­nie prze­cięt­nie, w czarne dżinsy i popie­laty swe­ter. Naj­chęt­niej wło­żyłby do tego kolo­rowe obu­wie spor­towe, które namięt­nie kolek­cjo­no­wał, ale na wszelki wypa­dek posta­wił po pro­stu na czarne adi­dasy.

Nie wychy­lać się, nie rzu­cać w oczy, nie draż­nić swoim wyglą­dem. Z cza­sem przyj­dzie pora na odkry­wa­nie kolej­nych kart. Ale to poma­lutku, krok po kroku.

Mniej wię­cej po godzi­nie Antoni zapu­kał do pokoju Klary i naci­snął klamkę, cho­ciaż nie sły­szał, żeby zapro­siła go do środka.

– Wiem, że jesteś zawa­lona robotą, ale chciał­bym obej­rzeć swoje miej­sce pracy. – Posłał w jej stronę sze­roki uśmiech, na który oczy­wi­ście nie zare­ago­wała.

Ski­nęła tylko głową i wska­zała mu szary obro­towy fotel po dru­giej stro­nie biurka, za któ­rym sie­działa.

– Jak chcesz, możesz prze­su­nąć swoje biurko bar­dziej pod okno – zapro­po­no­wała natych­miast. – Nam z Izą było tak wygod­nie, ale teraz będzie chyba lepiej, jeśli zmie­nimy poprzed­nie usta­wie­nie.

Antoni dosko­nale wie­dział, o co jej cho­dzi. Potrze­bo­wała prze­strzeni, no i oczy­wi­ście czasu, żeby ją zmniej­szyć. Naj­wy­raź­niej było jej nie w smak jego towa­rzy­stwo, no ale na to nie mógł prze­cież nic pora­dzić. To była decy­zja odgórna, przy­naj­mniej tak myśleli tutaj w Pozna­niu. Nikt nie wie­dział, że to Antoni poszedł do szefa i popro­sił go o jak naj­szyb­sze prze­nie­sie­nie. A ponie­waż szef miał u niego mały dług, nie mógł odmó­wić.

– Szkoda, bo tracę dobrego fachowca – powie­dział tylko.

Antoni się uśmiech­nął.

– To tylko na jakiś czas. Po pro­stu muszę zmie­nić oto­cze­nie, powie­trze, któ­rym oddy­cham, a zwłasz­cza miej­sce zamiesz­ka­nia.

– Oczy­wi­ście nie powiesz mi dla­czego?

Antoni bez­rad­nie roz­ło­żył ręce.

– Takie tam pry­watne sprawy. – Pró­bo­wał zba­ga­te­li­zo­wać temat.

Wie­dział jed­nak, że szef mu nie odmówi i fak­tycz­nie, już po trzech tygo­dniach dowie­dział się, iż zwol­niło się miej­sce w Pozna­niu, więc może tam natych­miast wyru­szyć. I tak też zro­bił.

Choć nie­któ­rzy nazwa­liby to histe­ryczną ucieczką.

Rozdział 3

Roz­dział

3

Prze­mek był kolek­cjo­ne­rem, miał to po swoim ojcu. Od naj­młod­szych lat zbie­rał wszystko, co mu się spodo­bało, wpa­dło w sza­ro­nie­bie­skie oko, połech­tało wyobraź­nię. W dzie­ciń­stwie były to kap­sle, papierki z kolo­ro­wych zagra­nicz­nych cze­ko­la­dek, obrazki po gumach do żucia, pocz­tówki, znaczki, a nawet ser­wetki i łyżeczki, które pota­jem­nie wyno­sił z kawiarni i restau­ra­cji. Trzy­mał je w kar­to­no­wych pudłach i co jakiś czas z lubo­ścią prze­glą­dał, odku­rzał, gła­skał i znowu odkła­dał na swoje miej­sce. A żoł­nie­rzyki? Miał chyba ponad trzy­sta ludzi­ków, które codzien­nie brały udział w nie­mej woj­nie – sta­wały potul­nie naprze­ciwko Prze­mka, a ten strze­lał do nich z pla­sti­ko­wego pisto­letu piłecz­kami do ping-ponga. Wtedy prze­wra­cały się jak na zawo­ła­nie. Co cie­kawe, koło par­ty­zan­tów stali India­nie, obok nich szlachta i kow­boje, oddział Bona­par­tego i wresz­cie z dwu­dzie­stu mary­na­rzy.

W dzi­siej­szych cza­sach trud­niej zbu­do­wać wyjąt­kową kolek­cję, ponie­waż wszystko można kupić i to w zastra­sza­ją­cych ilo­ściach. Daw­niej zdo­by­cie zagra­nicz­nej cze­ko­lady gra­ni­czyło z cudem, nic dziw­nego więc, że każde sre­berko i błysz­czący papie­rek pra­so­wało się żelaz­kiem albo wkle­jało do spe­cjal­nego zeszytu. Rów­nie atrak­cyjne były karty tele­fo­niczne czy puszki po napo­jach. Wszystko miało swoją histo­rię.

Ojciec miał mnó­stwo przed­mio­tów z okresu PRL-u – tele­fony Irys, Aster i Tuli­pan, z któ­rych żaden nie dzia­łał, kolo­rowe pro­por­czyki (Kra­kow­ska Stocz­nia Rzeczna, Prze­gląd Aktyw­no­ści Kul­tu­ral­nej Ludzi Pracy czy War­szaw­ska Rada Związ­ków Zawo­do­wych), ponad osiem­set bile­tów PKS wraz z dziur­ka­czem kasow­ni­kiem, naklejki po Orange, Capri, gazo­wa­nym napoju jabł­ko­wym Fruc­ton i wodzie sto­ło­wej CRS. Miał bute­leczki po wodach koloń­skich „Kwiat paproci”, „Cosmia” i „Car­men” oraz per­fu­mach „Kra­snaja Moskwa”, a także sporo pla­ka­tów pro­pa­gan­do­wych. Nic dziw­nego, że Prze­mek prze­jął po nim tę pasję.

– Pamięta pani tam­ten dzień? – spy­tała spo­koj­nie Klara, patrząc na Ninę, która ner­wowo pocie­rała rękę o rękę.

Kobieta zja­wiła się na komen­dzie w środę rano i od razu popro­siła o spo­tka­nie z Klarą. Poli­cjantka już po pierw­szych minu­tach roz­mowy pomy­ślała, że nowy powi­nien przy niej być, ale jakoś nie miała ochoty go szu­kać. Trudno. Tak naprawdę sam musi pil­no­wać swo­ich spraw, nie może cze­kać na spe­cjalne zapro­sze­nie.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki