Ironia losu - Natalia Góralczyk - ebook + audiobook + książka

Ironia losu ebook i audiobook

Natalia Góralczyk

3,1

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Dziewiętnastoletni Natan Moore ma wszystko, o czym może marzyć nastolatek. Świetną rodzinę, kasę, popularność, genialnych przyjaciół i beztroskie życie. Wszystko wydaje się idealne, ale tak naprawdę wcale takie nie jest.

Przede wszystkim to Natan nie jest idealny.

Nieziemsko przystojny brunet czerpie przyjemność z szydzenia z osób, które uważa za niewystarczająco atrakcyjne. W ten sposób uprzykrza im życie.

Jednak los zadrwi z zarozumiałego chłopaka, kiedy postawi na jego drodze pewną piękną blondynkę, która szybko sprowadzi go na ziemię. 

Czyżby zepsuty do szpiku kości nastolatek miał w końcu dostać nauczkę?

Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej szesnastego roku życia.                                                                         Opis pochodzi od Wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 349

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 8 godz. 45 min

Lektor: Jaskuła Gabriela
Oceny
3,1 (33 oceny)
10
3
7
5
8
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Doncia32
(edytowany)

Całkiem niezła

3,5/5 ⭐ jedna z moich pierwszych książek z wattpad, mam do niej sentyment ale kurcze trochę nie pamiętam całości i byłam zaskoczona końcówką, mam nadzieję,że w drugim tomie będzie happyend, na te chwilę mam trochę mieszane uczucia co do treści, więc ocena taka a nie inna. P.S. mam nadzieję, że Sam i Natan mimo wszystko się ogarną:) P.S. 2 piękna okładka:)
00
Adam431

Dobrze spędzony czas

Główny bohater płytki jak kałuża, a akcja pędzi jak szalona.
00
Annaklek

Nie polecam

No nie, po prostu nie dotrwałam połowy, z całym szacunkiem ale książka przewidywalna, nudna, nie ma ciekawych akcji. Masło maślane, wybaczcie ale nie polecam
00
muckers

Z braku laku…

Pisanina nastolatki .
00
Martuskaa96

Całkiem niezła

książka na początku wydawała się fajna , a ty nagle za szybko zaczęło się wszystko dzieląc .
00

Popularność




Copyright ©

Natalia Góralczyk

Wydawnictwo NieZwykłe

Oświęcim 2023

Wszelkie Prawa Zastrzeżone

All rights reserved

Redakcja:

Angelika Oleszczuk

Korekta:

Alicja Szalska-Radomska

Karolina Piekarska

Maria Klimek

Redakcja techniczna:

Paulina Romanek

Projekt okładki:

Paulina Klimek

Projekt ilustracji:

Marta Michniewicz

www.wydawnictwoniezwykle.pl

Numer ISBN: 978-83-8362-029-9

Rozdział I

Natan

Poranne promienie słońca prześwitywały zza wysokich drzew, przyjemnie ogrzewając nastolatków siedzących na trybunach otaczających szkolne boisko. Sokolim okiem obserwowałem całkiem ładne dziewczyny z młodszej klasy, kiedy nagle mój wzrok natrafił na ostatnią z nich.

– Biegnij, spaślaku! – krzyknąłem.

W chwili gdy razem z grupką kolegów zaczęliśmy się śmiać, dziewczyna runęła na ziemię jak długa. Prawie wyplułem wodę, którą piłem, na przyjaciela siedzącego przede mną. Pulchniutka blondynka podniosła się z usypanej czerwonym żwirem bieżni i ze łzami w oczach ruszyła w stronę damskiej szatni. Słyszałem, jak wuefista krzyczy, że mamy iść do dyrektora, co nie powstrzymało nas od dalszego pokładania się ze śmiechu. Właściwie nie pierwszy i nie ostatni raz byliśmy wzywani do głowy naszego szacownego liceum.

Kiedy lekcja dobiegła końca, wraz z resztą uczniów, którzy akurat dzisiaj nie ćwiczyli, wyszliśmy przed szkołę bocznymi drzwiami. Nie lubiłem zajęć sportowych łączonych z uczniami pierwszej klasy, bo było ich pełno jak mrówek. Oblegali całe boisko. Zastanawiałem się, skąd wytrzasnęli tylu ludzi z jednego rocznika. Porównując do poprzednich dwóch lat, była to chyba rekordowa liczba uczniów, a co za tym szło, wydostanie się z ich tłumu trwało dłużej niż zwykle. Gdy wreszcie wyszliśmy na wolną przestrzeń, zobaczyłem, że na jednej z ławek siedzi nasz dzisiejszy cel. Spojrzałem porozumiewawczo na przyjaciół, a oni skinęli głowami z uśmiechem. Wskoczyłem na ławkę i usiadłem na jej oparciu, obok dziewczyny. Blondynka uniosła głowę, ale patrzyła przed siebie. Jej wzrok nawet na moment nie spoczął na mojej osobie.

– Daj mi spokój. Nigdy nic ci nie zrobiłam, a ty ciągle mnie upokarzasz – powiedziała łamiącym się głosem. Jej policzki pokrył szkarłatny rumieniec.

– Przecież nic ci nie zrobiłem – zaprotestowałem. Położyłem rękę na jej głowie i potarłem ją jak psa. – Tak naprawdę to bardzo cię lubię, grubasku.

– Odczep się. – Dziewczyna potrząsnęła głową, co jedynie spotęgowało to, że jej włosy zaczęły wyglądać jak gniazdo os.

– No jak sobie chcesz, pulpeciku. Do zobaczenia jutro! – Zeskoczyłem z ławki i założyłem okulary przeciwsłoneczne.

Zanim zrobiłem pięć kroków, odwróciłem się i z zadowoleniem stwierdziłem, że blondynka siedzi w tym samym miejscu, patrząc na swoje stopy. Nawet nie zauważyła, że jej włosy to plątanina kołtunów. Za jej plecami stało parę osób, które robiły zdjęcia jej głowie albo nagrywały filmiki. Chcąc ją dobić, rzuciłem niby od niechcenia:

– I lepiej nie wkładaj legginsów. Nie wyglądają dobrze na twoim tłustym tyłku. – Wzruszyłem ramionami, po czym odwróciłem się do kolegów.

– Ładna fryzura! – Zdążył krzyknąć Gracjan, nim dziewczyna zerwała się z miejsca i ruszyła w przeciwnym kierunku, byle jak najdalej od nas.

Umówiłem się z chłopakami nad jeziorem, niedaleko Springville. Kilka lat temu odkryliśmy tam dziką plażę, na której rzadko ktoś bywał. W odróżnieniu od plaży głównej ta była cicha, spokojna oraz czysta. Mogliśmy się ukryć przed ciekawskimi spojrzeniami i kompletnie nikt nie mówił nam, że jesteśmy za młodzi na picie alkoholu. To był nasz azyl, do którego przynosiliśmy wszystkie nasze zmartwienia i wspólnie je tam omawialiśmy. Wiedzieliśmy, że jeśli nie rozwiążemy czegoś nad jeziorem, to nie rozwiążemy tego nigdzie.

Pewnie zastanawiacie się, jacy byli moi przyjaciele? Otóż wbrew pozorom całkowicie się różniliśmy.

Gracjan to wiecznie uśmiechnięty blondyn, który zmieniał dziewczyny jak rękawiczki. Nie potrafił zdecydować się na jedną konkretną sztukę, więc się nie ograniczał. Od dziecka trenował kick-boxing, co sprawiło, że jego ciało było górą mięśni, na którą – nie ma co się oszukiwać – leciała każda laska. Jego rodzice rozwiedli się, ułożyli sobie życie z innymi osobami i w innych miastach, a Gracjanowi zostawili dom, w którym mieszkał sam. Podziwiałem go za to, że potrafi pogodzić się z odejściem obojga rodziców w tym samym czasie.

Brian, najniższy z nas wszystkich, zawsze był głosem rozsądku. Dobrze się uczył, miał duże ambicje i zamierzał studiować. Od dwóch lat spotykał się z Chloe – drobną szatynką o sarnich oczach. Jego pasją była piłka nożna, którą zaraził go jego ojciec.

Spotkaliśmy się przy końcu drogi w lesie, gdzie zostawiliśmy samochody. Wyciągnąłem ze schowka trzy browary, które ostatnio kupiłem, a jakoś nie było okazji ich wypić, po czym wrzuciłem je do plecaka. Zamknąłem auto, następnie bez słowa ruszyłem z chłopakami krętą drogą przez las. Zatrzymaliśmy się, dopiero gdy dotarliśmy na skraj plaży, skąd rozpościerał się widok na wysepkę pośrodku jeziora, i usiedliśmy na pniu powalonego drzewa.

– Nie uważacie, że przesadziliśmy z tą dziewczyną? – zapytał z lekkim wahaniem w głosie Brian.

– Daj spokój. Nic jej nie będzie. Może zmotywujemy ją, żeby zgubiła trochę wałków z brzucha.

Kiwnąłem głową na znak, że zgadzam się z Gracjanem. Nie wiedziałem, kiedy zacząłem być podły, ale nie przeszkadzało mi to. Jako jeden z najpopularniejszych chłopaków w szkole mogłem sobie na to pozwolić, bo zupełnie nikt nie miał mi tego za złe. Może z wyjątkiem moich „ofiar”, co mało mnie obchodziło. Brian przyjął nasze zdanie bez komentarza i szybko zmienił temat, opowiadając o ostatnim spotkaniu z rodzicami Chloe.

Wyciągnąłem w tym czasie bibułkę, trochę towaru, papierosy oraz przypadkowy zeszyt i w skupieniu kręciłem jointa. Nigdy nie brałem twardych narkotyków, jednak marihuany sobie nie odmawiałem. Lubiłem ten stan odprężenia, który obejmował mój umysł niczym ciało najlepszej kochanki owijające się wokół mojego.

Odpaliłem skręta, po czym zaciągnąłem się głęboko. Wypuściłem dym nosem i podałem kolejkę dalej. Odchyliłem się na pniu i patrzyłem na łódkę, która przepływała niedaleko naszej plaży. Czysta woda mieniła się w blasku wrześniowego słońca.

– Nie lubię grubych ludzi – powiedziałem nagle, a przyjaciele zaczęli się śmiać.

– Czemu? – wykrztusił Gracjan, na co wzruszyłem ramionami.

– Bo według mnie to pieprzone lenie. Nie mają chęci i siły, żeby pracować nad swoim ciałem. Oczywiście nie liczę tych, którzy są chorzy. To zupełnie inna sprawa. Ale jeśli ktoś jest gruby, bo słodycze i frytki to jego ulubione jedzenie, to nie zasługuje na szacunek z mojej strony. Rozumiecie, o co mi chodzi? – Spojrzałem na chłopaków, a oni pokiwali głowami.

Brian przyłożył mi pięścią w ramię i uśmiechnął się szeroko.

– Chyba nie powinieneś tyle palić. Mówisz jak pierdolony filozof. – Zaśmiał się, a ja w spokoju dopiłem piwo.

***

Gdy wróciłem do domu, byłem bardzo głodny. Wszedłem do kuchni i podgrzałem obiad, który mama dla mnie zostawiła. W dużym budynku nikogo nie było, więc zabrałem talerz do swojego pokoju. Po posiłku poszedłem pod prysznic, a później położyłem się na łóżku i oparłem głowę o skrzyżowane pod nią przedramiona.

Zacząłem zastanawiać się nad swoim dzisiejszym zachowaniem. Nad tym, czy dobrze zrobiłem, naśmiewając się z tej grubej dziewczyny. W sumie nic mi nie zrobiła. Nie lubiłem grubych, ale właściwie nie wiedziałem, jakie są przyczyny jej otyłości. To, że nie broniła się w znaczący sposób, chyba trochę mnie nakręcało. Ludzie mówią, że znęcanie się nad słabszymi jest satysfakcjonujące, bo można poczuć się lepszym.

Ale czy jestem lepszy? Wątpię.

Musiałem oczyścić umysł, a najbardziej pomagało mi w tym bieganie, więc wstałem z łóżka i rozejrzałem się po pokoju w poszukiwaniu ubrań. Włożyłem lekką bluzę, szorty i sportowe buty, a potem wyszedłem z domu, zabierając po drodze butelkę wody. Ruszyłem swoją ulubioną trasą, prowadzącą przez park, która liczyła jakieś pięć kilometrów – wystarczająco, by pomyśleć, odprężyć się, lecz nie zmęczyć za bardzo. Słońce chyliło się już ku zachodowi, sprawiając, że zapadał zmierzch.

Gdy dotarłem do pierwszej linii parkowych drzew, najpierw usłyszałem, a następnie zobaczyłem dwóch chłopaków popychających niską dziewczynę. Było ciemno, ale wiedziałem, że to dziewczyna, bo cicho prosiła, żeby ją zostawili. Zastanawiałem się, dlaczego akurat teraz nie ma tutaj nikogo, kto mógłby jej pomóc, jednak trwało to tylko chwilę. Lubiłem się bić, a wyczuwając w powietrzu obietnicę ciekawego sparingu, poczułem, jak moje żyły wypełnia adrenalina.

Dwóch na jednego? Proszę bardzo.

Podbiegłem do nich i złapałem wyższego chłopaka za ramię.

– Macie, kurwa, jakiś problem?! – warknąłem.

Obaj odwrócili się, całkowicie zaskoczeni moją obecnością. Zmierzyli mnie wzrokiem i najwidoczniej uznali, że nie ma się czego bać, co było ich gwoździem do trumny.

– Nie, ale ty możesz zaraz mieć! – odparł ten, którego nie trzymałem, i próbował mnie uderzyć, lecz byłem szybszy.

Zablokowałem jego cios prawą ręką, a później wyprowadziłem lewy sierpowy prosto w jego szczękę. Chłopak ewidentnie się tego nie spodziewał i od razu upadł na tyłek u stóp dziewczyny, którą wcześniej razem z kumplem przypierał do dużego drzewa. Spojrzałem na drugiego gościa, ale ten patrzył zszokowany na swojego kompana.

– Chcesz coś jeszcze powiedzieć? – zapytałem z groźbą w głosie, jednak on uniósł dłonie i cofnął się o krok.

– Przepraszam – wymamrotał i zaczął uciekać.

Zaśmiałem się, patrząc za jego niknącą w ciemności sylwetką. Dopiero kiedy zniknął, przeniosłem wzrok na krwawiącego chłopaka, który wyglądał, jakby zaraz miał zwymiotować.

– A ty?

– Prze… prze… przepraszam – wydukał.

Szarpnąłem go do góry, następnie popchnąłem w kierunku, w którym uciekł jego kolega. Chłopak szedł przed siebie, potykając się o własne nogi. Odwróciłem się do dziewczyny – cały czas stała bez słowa w tym samym miejscu – i dopiero teraz zauważyłem, że uratowałem blondynkę, którą od paru tygodni przezywałem. Patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami i chyba była trochę przestraszona. Wydawało mi się, że chce coś powiedzieć, ale odwróciłem się, po czym zacząłem biec w stronę domu, zostawiając ją ze zdziwionym wyrazem twarzy.

Rozdział II

Natan

Ta noc nie należała do najprzyjemniejszych. Przed oczami ciągle miałem zdziwiony wyraz twarzy dziewczyny, kiedy ta zobaczyła, kto ją uratował. Chociaż moja mina musiała być podobna. Oczekiwałem tam każdej laski ze szkoły, ale nie jej. Gdy wracałem do domu, trawiły mnie ogromne wyrzuty sumienia. Patrząc na całą sytuację obiektywnie, odkupiłem swoje winy, a przynajmniej wyszedłem na zero. Uratowanie życia w zamian za wyrządzenie jednej przykrości. Czyż to nie wystarczające?

Przekręciłem się na bok, po czym sięgnąłem po telefon leżący pod poduszką. Mrużąc oczy, odczytałem godzinę: piąta czterdzieści. Zakląłem pod nosem i wstałem. Leżenie i rozmyślanie nie miało najmniejszego sensu. Obraz blondynki nie chciał opuścić mojej głowy, ale ostatecznie stwierdziłem, że będę udawał, że to nigdy się nie wydarzyło. Gdyby przyjaciele się o tym dowiedzieli, zapadłbym się pod ziemię. Niby nie postąpiłem źle – prawdopodobnie ktoś mógłby uznać mnie nawet za bohatera, jednak niekoniecznie chciałem być bohaterem tej dziewczyny.

Ogarnąłem się szybko, następnie zszedłem na parter, gdzie jeszcze nikt nie urzędował. Nastawiłem ekspres do kawy i zacząłem robić ciasto na naleśniki. Nikt nie wiedział o tym, że lubię gotować, i zapewne nikt się o tym nigdy nie dowie. Gracjan wyręczałby się mną za każdym razem, gdy nadarzyłaby się okazja. Byłem zdania, że nie należy się wychylać i pokazywać, że ma się jakieś umiejętności, bo ktoś potem będzie to wykorzystywał.

– Dzień dobry, synku. – Mama pojawiła się w kuchni i podeszła do mnie, żeby złożyć na moim policzku pocałunek.

– Cześć, mamo. – Uśmiechnąłem się słodko, nim podałem jej kubek z parującą kawą oraz talerz z naleśnikami.

To była kolejna rzecz, o której nikt nie miał pojęcia. Kochałem swoją mamę nad życie. Zawsze wyrażałem się o niej z szacunkiem, tak samo jak o tacie, lecz nie afiszowałem się z uczuciami do rodziców przy innych ludziach. Sytuacja wyglądała zupełnie inaczej w domu, gdzie „przytulasy” były na porządku dziennym.

Po tym, jak w miłej atmosferze zjedliśmy śniadanie, zabrałem skórzaną kurtkę i poszedłem do garażu. Moje maleństwo stało na swoim miejscu. Rodzice na siedemnaste urodziny kupili mi sportowego, czarnego nissana skyline. Uwielbiałem go i musiałem przyznać, że laski na niego lecą.

Na szczęście drogi były puste, więc dotarłem do szkoły w dziesięć minut. Tak jak zawsze, zaparkowałem obok bmw Gracjana i audi Briana. Wysiadając z auta, zauważyłem kumpli oraz dziewczynę Briana stojących przy drzwiach wejściowych do szkoły. Przywitaliśmy się i ruszyliśmy w stronę sali matematycznej. Chloe poszła z nami, mimo że miała lekcje w innej części budynku, bo była od nas o rok młodsza. Już pod salą ona i Brian zaczęli się całować, jakby mieli się nie zobaczyć przez kolejne trzy dni, a nie czterdzieści pięć minut.

Lekcje mijały wolno i były nudne. Na matmie wyłapałem gonga. Znowu. Chodziliśmy do szkoły drugi tydzień, a ja już miałem trzy jedynki, chociaż nauczyciele nie powinni nam wstawiać złych ocen od razu po rozpoczęciu roku szkolnego. To nie przez to, że jestem jakiś głupi, bo tak nie jest. To wina nauczyciela od matmy, który najwyraźniej uwziął się na mnie po tym, jak w zeszłym roku przeleciałem jego córkę. Nie miałem pojęcia, że jest jego córką, dopóki nie nakrył nas w jej łóżku. No cóż… nie byłem z tego dumny, ale żałować też nie będę.

Na przerwie obiadowej szliśmy z chłopakami w stronę stołówki, gdy ktoś złapał mnie za ramię. Myślałem, że to jedna z dziewczyn z drużyny cheerleaderek, lecz gdy się obejrzałem, ujrzałem niebieskie oczy i pulchną twarz.

– Dziękuję, że mi wczoraj pomogłeś. Gdyby nie ty, nie wiem, co by się stało – powiedziała, wpatrując się we mnie wielkimi oczami.

Widziałem pełne zdziwienia spojrzenia chłopaków. Zdawałem sobie sprawę, że jeśli jej nie spławię, ucierpi na tym moja reputacja.

– Weź. Te. Łapy. Z. Mojego. Ramienia – wycedziłem. – Chyba mnie z kimś pomyliłaś. Nie pomagam grubasom w opałach!

– A… a… ale wczoraj ty… przecież… – wyjąkała. Jej twarz stała się purpurowa z upokorzenia.

– Spadaj stąd! – warknąłem, a ona odsunęła się o krok. – Jeśli chciałaś kogoś wyrwać, to pomyliłaś adresy.

Wokół nas zgromadziło się kilka osób. Wszyscy patrzyli, jak rozwiną się wydarzenia, jednak wtedy grubaska odwróciła się, spuściła głowę i poszła przed siebie. Niedługo później wyszła ze szkoły. Ludzie zaczęli bić brawo, ale my już ich nie słuchaliśmy. Udaliśmy się do stołówki, chociaż szczerze mówiąc, straciłem apetyt po tym całym wydarzeniu. Jeszcze nigdy nie widziałem, żeby po naszych docinkach ona płakała, a dzisiaj? No cóż, chyba miałem wyrzuty sumienia, lecz na pewno się do nich nie przyznam.

Przyjaciele całą przerwę wypytywali mnie o tę akcję.

– Stary, co to było?

– Co ty wczoraj robiłeś?

– Natan, ona mówiła prawdę?

– Od kiedy lubisz takie puszyste?

To jedynie niektóre pytania, jakie mi zadali. Szczerze mówiąc, nie miałem ochoty na nie odpowiadać, więc rzuciłem:

– Nie, chłopaki. Nie lubię tego spaślaka. Nie wiem, co sobie ubzdurała i z kim mnie pomyliła, ale nie chcę mieć z nią nic wspólnego.

Po obiedzie zostały nam tylko dwie lekcje, ale uznałem, że sobie odpuszczę. Pożegnałem się z przyjaciółmi i pewnym siebie krokiem ruszyłem do drzwi frontowych. Kiedy naciskałem klamkę, coś zmusiło mnie do zatrzymania się i spojrzenia w prawo. Z pokoju dyrektora wychodziła właśnie piękna, długonoga blondynka, a za nią stanęła znajoma grubaska. Odwróciłem się na pięcie, po czym schowałem za filarem, aby podsłuchać, a przede wszystkim ukryć się przed dyrektorem. Niekoniecznie miałem w planach, by zauważył, że zwiewam z lekcji.

– Jest pani pewna, że przeniesienie córki to dobry pomysł? – zwrócił się do kobiety.

A więc ta ślicznotka to mama grubaski. Kurde, chyba dziewczyna ma brzydkiego ojca.

– Tak, to ostateczna decyzja. – Ucięła blondynka.

Kiedy zbliżały się do drzwi frontowych, wychyliłem się zza filaru i wtedy dziewczyna zerknęła w moją stronę. Jej piękne oczy były zaczerwienione i opuchnięte od płaczu. Przez chwilę dostrzegłem w nich błysk, ale chyba mi się wydawało, bo moment później spuściła wzrok, po czym zniknęła za drzwiami. Stałem w miejscu, dopóki dyrektor nie wrócił do swojego gabinetu, następnie wybiegłem ze szkoły.

Przez kolejne trzydzieści minut jeździłem bez celu po mieście, żeby w końcu wylądować w naszej miejscówce nad jeziorem. Zatrzymałem samochód na skraju lasu, wyciągnąłem ze schowka paczkę papierosów i ruszyłem w stronę plaży. Zdjąłem buty i zamoczyłem nogi w ciepłej wodzie. Mimo że była połowa września, pogoda dopisywała. Z chęcią wskoczyłbym do jeziora, jednak zrobienie tego samemu nie zakrawało na dobrą zabawę. Odpaliłem papierosa, a potem mocno się zaciągnąłem. Mogłem jechać do domu, lecz spędzenie czasu nad jeziorem wydawało się lepszym pomysłem.

Choć jeszcze nie do końca rozumiałem, jaki mam problem, chyba targały mną wyrzuty sumienia. Nie miałem wątpliwości, że blondynka przenosi się do innej szkoły przeze mnie. Uważałem, że nie zrobiłem jej takiej przykrości, żeby skłoniło ją to do wyprowadzki, ale najwidoczniej ją to zabolało. Nigdy nie rozumiałem bab. Były takie kruche, wrażliwe i… słabe.

A właśnie, jeśli już byliśmy przy temacie bab, to dawno nie widziałem się z Sarą. No tak, Sara to moja dziewczyna. Przynajmniej tak twierdziła, a ja nie wyprowadzałem jej z błędu, ponieważ nie miałem po co. Spotykaliśmy się wyłącznie w celach rozrywkowych. Towarzyszyła mi wszędzie, gdzie musiałem pochwalić się najlepszą dupą. Bo Sara taką była. Wysoka, szczupła, miała piękne, opalone ciało, długie, czarne włosy i fajne cycki. Nie dało się jednak z nią pogadać, bo była pusta i obchodziły ją tylko jej uroda oraz czubek własnego nosa. No cóż, ładna, ale głupia. Zresztą nie spotykałem się z nią po to, żeby gadać. Robiliśmy dużo ciekawsze rzeczy.

Kiedy wypaliłem połowę paczki, moja ręka mimowolnie powędrowała do kieszeni jeansów i wyciągnęła z niej telefon. Wybrałem numer brunetki. Odebrała po trzecim sygnale.

– Halo?

– Za dziesięć minut u ciebie – rzuciłem, a potem się rozłączyłem.

Wiedziałem, że będzie w domu. Zawsze była. Ostatni raz obrzuciłem spojrzeniem spokojną taflę jeziora, po czym wróciłem do samochodu.

Kilka minut później stałem pod drzwiami wielkiego domu, czekając, aż dziewczyna łaskawie mi otworzy. Po dłuższej chwili w progu pojawiła się Sara. Miała na sobie czarną, jedwabną halkę ledwo zakrywającą tyłek. Wyglądała megaseksownie. Bez zbędnego pierdolenia podszedłem do niej, zatopiłem jedną rękę w jej włosach, a drugą położyłem na zgrabnej pupie. Po tym, jak mocno przycisnąłem usta do jej warg, całowaliśmy się łapczywie, wzajemnie błądząc rękami po swoich ciałach. Nagle dziewczyna podskoczyła i zwinnie oplotła nogami moje biodra. Przytrzymałem ją za uda, następnie zacząłem kierować się w stronę kuchni.

Niewątpliwą zaletą tego, że mieszkała sama, było to, że mogłem ją brać w każdym pomieszczeniu jej wielkiego domu. Z radością zauważyłem, że nie ma na sobie majtek, co bardzo ułatwiło sprawę. Posadziłem Sarę na skraju wyspy kuchennej i zwinnym ruchem ściągnąłem spodnie wraz z bokserkami. Brunetka przygryzła wargę, patrząc, jak nasze ciała łączą się w jedność. Jęknęła przeciągle, gdy wszedłem w nią do końca, a potem zaczęła poruszać tyłkiem, przyciągając moją głowę do siebie.

Kiedy zmęczyliśmy się uprawianiem seksu, zgarnąłem swoje ubrania i poszedłem pod prysznic. Ciepła woda zmywała ze mnie pot i zapach Sary, który był strasznie dławiący, jeśli akurat nie byłem podniecony. Prawdopodobnie nie wytrwałbym w jej obecności godziny, gdyby nie to, że mogłem ją przelecieć, kiedy chcę i jak chcę.

Wróciłem do kuchni, gdzie brunetka siedziała przy wyspie.

– Masz. – Przesunęła w moją stronę talerz z dziwnie wyglądającą pizzą.

– Odgrzałaś mi wczorajszą pizzę? Strasznie romantyczne. – Złapałem się za serce z udawaną dramaturgią, a ona posłała mi krzywy uśmiech.

Gotowanie nie było jej mocną stroną, a ja nie zamierzałem jej w tym wyręczać. Wmusiłem w siebie kilka kęsów twardego ciasta, po czym przeniosłem się do salonu. Sara nie wyszła za mną, bo dobrze wiedziała, że przytulanie po seksie nie jest moim ulubionym zajęciem. Włączyłem jakiś głupi teleturniej, ale nie dotrwałem do końca. Zasnąłem, zanim padła najwyżej punktowana odpowiedź.

Rozdział III

Natan

Poruszyłem się niespokojnie, gdy do mojego umysłu wtargnął skwierczący dźwięk. Otworzyłem oczy i zobaczyłem nad sobą wysoki sufit w różowym kolorze. Leżałem na kanapie w salonie Sary. Kątem oka zauważyłem, że dziewczyna krząta się po kuchni. Miała na sobie szare legginsy i biały crop top, które seksownie opinały jej ciało. Włosy zaplotła w warkocz. Sądząc po zapachu, robiła naleśniki. Leniwie podniosłem się z kanapy i poszedłem do łazienki.

Po pięciu minutach skierowałem się do kuchni, gdzie czekały na mnie kawa oraz talerz naleśników z nutellą i bananami. Moje ulubione danie, chociaż w wykonaniu Sary mogło okazać się kiepskie. Ostatnim razem, gdy postanowiła zrobić mi śniadanie, spaliła jajecznicę, a potem przez trzy godziny musiała wietrzyć kuchnię, aby pozbyć się charakterystycznego smrodu.

– Idziesz na imprezę do Jacoba? – zapytała.

Jacob to chłopak z ostatniej klasy, kapitan drużyny koszykarskiej. Koleś robił najlepsze imprezy pod słońcem, więc odpowiedź była jasna.

– Idę. Zresztą beze mnie ta impreza nie miałaby sensu. – Wyszczerzyłem się w aroganckim uśmieszku.

– Oczywiście. – Sara parsknęła śmiechem, ale doskonale zdawała sobie sprawę, że mam rację.

– Pamiętasz imprezę u Masona, która była rok temu?

Pokręciła głową.

– No właśnie. Nie było mnie tam, więc nikt o niej nie pamięta. – Wzruszyłem ramionami, na co Sara przewróciła oczami.

Niedługo potem wyszedłem z domu dziewczyny i postanowiłem wrócić do siebie. Dobrze, że rodzice byli tolerancyjni i nigdy nie robili mi wyrzutów, gdy wracałem późno – czy nawet następnego dnia – lub po prostu najebany zasypiałem w wannie. Tak, wiem, wiem, co sobie pomyśleliście, ale to zdarzyło się tylko raz. No dobra, może trzy razy, jednak okazja do picia była bardzo ważna, więc sam sobie to wybaczyłem. Nikt nie mówił, że wychowywanie mnie będzie łatwym zadaniem.

Po drodze do domu wstąpiłem do marketu, żeby zrobić zakupy. Zazwyczaj uzupełnianiem zapasów spożywczych zajmowała się mama, lecz naszła mnie ochota na przyrządzenie pizzy. Wrzuciłem do koszyka wszystkie potrzebne składniki oraz kilka innych drobiazgów, które na pewno się przydadzą, bo w domu prawdziwego mężczyzny nie mogło zabraknąć piwa, prawda?

Kiedy znalazłem się przy kasach, miałem do wyboru dwie możliwości: stanąć w kolejce za trzema osobami i podziwiać piękną kasjerkę albo pójść tam, gdzie nie było nikogo, i patrzeć, jak starsza kobieta nabija moje zakupy na kasę fiskalną. Popchnąłem wózek w pierwszą stronę, a potem cierpliwie stałem w szybko malejącej kolejce.

– Cześć, Julie – powiedziałem, gdy przeczytałem imię młodej kasjerki na plakietce.

– Hej. – Uśmiechnęła się delikatnie.

Serio była ładna. Mogłaby się nawet równać z Sarą, chociaż była od niej bardziej naturalna. Wpadłem na pewien pomysł.

– Mam na imię Natan. Wiem, że się nie znamy, ale mój znajomy robi dzisiaj imprezę. Może chciałabyś wpaść? Wtedy poznalibyśmy się lepiej. – Posłałem jej jeden ze swoich seksownych uśmiechów, wypracowanych przez wiele lat podrywu, co sprawiło, że Julie zarumieniła się uroczo.

– Z chęcią, Nate.

Napisałem na paragonie adres znajomego, zapłaciłem za zakupy, dałem jej buziaka w policzek i z uśmiechem na twarzy poszedłem do samochodu.

Około osiemnastej byłem już gotowy, żeby się zabawić. Impreza zaczynała się za godzinę w drugiej części miasta, ale jako że byliśmy najlepszymi gośćmi, zawsze efektownie się spóźnialiśmy. Pokrótce działo się tak, bo dziewczyna Briana i Sara szykowały się od południa i nigdy nie potrafiły wyrobić. Poświęcały wiele czasu na makijaż, który po szalonych tańcach w ogóle nie był widoczny na ich twarzach lub w najgorszym przypadku upodabniał je do smutnych pand.

Równo trzydzieści minut po oficjalnej godzinie rozpoczęcia imprezy podjechaliśmy pod dom Jacoba. Musiałem przyznać, że gość ma zajebistą chatę. Był w niej wielki salon, w którym spokojnie można by zorganizować małe wesele, z kolei za domem znajdował się basen z wydzieloną częścią jacuzzi. Budynek miał sześć sypialni, z których często korzystałem, mimo że Jacob stanowczo zakazywał wchodzenia na piętro.

Wchodziliśmy właśnie do środka, kiedy usłyszałem, jak ktoś mnie woła. Odwróciłem się i zobaczyłem śliczną kasjerkę z marketu. Julie miała na sobie czarną sukienkę sięgającą do połowy uda. Włosy upięła w wysoki kok, a na stopy włożyła złote szpilki. Musiałem przyznać, że prezentuje się idealnie. W tym wydaniu podobała mi się dużo bardziej niż Sara, której strój nie miał w sobie za grosz klasy ani elegancji.

– Idźcie się bawić, zaraz was znajdę – powiedziałem do znajomych i skierowałem się w stronę Julie. Odprowadzało mnie zazdrosne spojrzenie Sary.

Kumple najpierw popatrzyli na siebie, a później na Sarę, której twarz odcieniem przypominała teraz buraka, żeby w końcu zatrzymać wzrok na mnie. Na ich usta wypłynęły cwaniackie uśmiechy, bo dobrze wiedzieli, jak skończy się dzisiejsza impreza. Cała czwórka odwróciła się na pięcie, weszła do domu i zniknęła w tłumie bawiących się ludzi.

– Hej, mała – zwróciłem się do Julie i dałem jej buziaka.

– Hej, Natan. Fajna chata.

Z bliska wyglądała jeszcze śliczniej. Stałem tuż przy niej po części dlatego, że nawet na zewnątrz było strasznie głośno, więc inaczej moglibyśmy się nie usłyszeć, a po części dlatego, że po prostu chciałem mieć ją blisko.

– O tak. Chodź, to pokażę ci resztę domu. Jest o wiele ciekawsza. Mam nadzieję, że wzięłaś bikini. – Spojrzałem na nią zawadiacko.

– Nie wzięłam, ale mogę pływać nago. – Uśmiechnęła się seksownie i puściła do mnie oczko, a na mojej twarzy jak nic malowało się megazdziwienie.

Julie złapała mnie za rękę i pociągnęła do budynku. Nadal osłupiały po usłyszeniu jej słów, dałem się prowadzić. To pierwsza dziewczyna, której udało się doprowadzić mnie do takiego stanu, a mój przyjaciel chciał się z nią przywitać na sam dźwięk słowa „nago”. Czułem, że to będzie długa, niezapomniana noc. Dziewczyna pociągnęła mnie do kuchni, gdzie chłopaki z drużyny piłkarskiej robiły wyścigi w piciu piwa przez słomkę. Musiałem przyznać, że wyglądają komicznie. Wszyscy mieli pozapadane policzki od wciągania płynu, a ich twarze przybrały odcień zielonkawych zasłonek w salonie babci Briana. Po prostu tragedia.

Gdy przyglądałem się wyścigom, poczułem, jak Julie puszcza moją dłoń, by po chwili wrócić z dwoma kubkami wypełnionymi browarem. Wziąłem od niej jeden i stuknęliśmy się nimi. Dziewczyna wypiła jego zawartość jednym haustem, a ja obserwowałem ją z otwartymi oczami i ustami.

Pierwszy raz widziałem, żeby dziewczyna tak piła.

O tak, teraz jest jeszcze fajniejsza. Kto wie, może w końcu się ustatkuję?

Moje rozmyślania nie trwały długo, bo Julie zabrała mi piwo, wypiła je, a potem złapała mnie za ramiona, przyciągnęła do siebie i pocałowała zachłannie. Byłem tak zaskoczony, że dopiero moment później odwzajemniłem pocałunek. Położyłem dłonie na jej talii i delikatnie przyciągnąłem ją bliżej. Całowaliśmy się tak dłuższą chwilę, gdy nagle dziewczyna oderwała się ode mnie, po czym pociągnęła mnie do salonu, gdzie tańczył niezły tłum.

No tak, imprezy u Jacoba zwykle gromadziły setki osób. Na parkiecie znajdowało się mnóstwo par. Dziewczyny w kusych sukienkach ocierały się o pijanych chłopaków. Nie przeszkadzał mi nawet unoszący się dym i smród spoconych ciał. Julie zaprowadziła mnie na środek parkietu i odwróciła się do mnie tyłem. Objąłem ją mocno ramionami, nim delikatnie zaczęliśmy kołysać się w rytm muzyki.

Tańczyliśmy tak około godziny, chociaż wcale mnie to nie obchodziło. Mógłbym tańczyć tak całe życie. Gdy muzyka zmieniła się na szybszą, Julie złapała mnie za rękę i poprowadziła w kierunku wielkiej sypialni – jedynej na parterze. Zdziwiłem się, że o niej wie, ale w tej chwili o tym nie myślałem. Szedłem za nią, urzeczony, gapiąc się na jej idealny tyłek. Chyba pierwszy raz to dziewczyna przejęła inicjatywę, a nie ja.

– Muszę skoczyć do toalety.

Wyszła, zanim zdążyłem odpowiedzieć.

Usiadłem na zaścielonym łóżku i czekałem. Wyciągnąłem z kieszeni telefon i przeglądałem przypadkowe strony w internecie. Po kilkunastu minutach zacząłem ziewać. Zdezorientowany, spojrzałem na zegarek. Minęło dwadzieścia minut, odkąd Julie opuściła sypialnię. Rozumiałem, że mogą być kolejki do toalety, ale nie takie trwające prawie pół godziny. Nagle naszła mnie pewna myśl.

Czyżby stchórzyła?

Teraz, kiedy nakręciła mnie na całego, nie przyjmowałem odmowy. Wyszedłem z pokoju i zacząłem jej szukać. Chodziłem po całym domu chyba przez kwadrans, lecz nigdzie jej nie dostrzegłem. Zahaczyłem o kuchnię, wypiłem kilka szotów, a potem poszedłem szukać dalej. W wejściu do salonu zauważyłem Gracjana i Sarę.

– Widzieliście gdzieś Julie?

– Kogo?! – zapytał Gracjan, wywalając na mnie oczy.

– No tę kasjerkę. Brązowe włosy upięte w kok czy coś – powiedziałem do kumpla.

– Chyba wyszła na zewnątrz – odparła Sara.

Dopiero teraz dostrzegłem, że dziewczyna ma rozmazany makijaż i bardzo wysoko podciągniętą sukienkę. Jak widać, nie była zachwycona tym, kogo szukam, bo w jej głosie słyszałem wyraźną niechęć, ale olałem to. Rzuciłem: „Dzięki”, po czym skierowałem się w stronę tarasu.

Stanąłem przy barierce odgradzającej go od basenu oraz reszty ogrodu. Rozglądałem się w poszukiwaniu znajomej twarzy i wtedy zauważyłem, że dziewczyna siedzi na kolanach Jacoba nad basenem. Wyglądali na zakochanych. Nie wiedziałem, co się dzieje. W jednym momencie poczułem się jak idiota. Julie najwidoczniej zrobiła sobie ze mnie jaja. No musiałem przyznać, że jej się udało. Gdy tak rozmyślałem, nie zarejestrowałem nawet, że para podeszła do mnie.

– Natan, słyszałem, że poznałeś już moją dziewczynę – oznajmił Jacob i wyszczerzył się do mnie głupio.

– No tak, poznałem. – Złapałem się za kark, z pewnym zakłopotaniem spoglądając na Julie.

Ciekawe, czy mu wspomniała, że się całowaliśmy.

– Masz mi coś do powiedzenia? – zapytał z uniesioną brwią.

Zrobiło mi się strasznie głupio. Nie byłem uczuciowy i często nie grałem fair, ale nigdy nie poderwałbym dziewczyny kumpla. To była nasza jedyna zasada – nigdy, przenigdy, nie podrywać laski, która jest lub była dziewczyną któregoś z nas.

– Eee… No wiesz, stary, nie wiedziałem, że to twoja dziewczyna – zacząłem się tłumaczyć, choć wiem, że zabrzmiało to słabo.

Spuściłem wzrok i już miałem spadać, kiedy usłyszałem głośny śmiech Sary oraz Gracjana. Po chwili dołączyli do nich Julie, Brian i Jacob. Zdezorientowany, próbowałem zrozumieć, co się dzieje, a oni raczej nie kwapili się, żeby udzielić mi odpowiedzi. Zamiast tego śmiali się jeszcze bardziej.

– O, stary! Żałuj, że nie widziałeś swojej miny! Wyglądałeś, jakbyś miał narobić w gacie – nabijał się ze mnie Gracjan. – Wymyśliliśmy to po ostatniej imprezie, podczas której przeleciałeś cztery laski. Ktoś musiał ci utrzeć nosa, żebyś nie sądził, że zawsze dostaniesz to, czego chcesz.

Teraz śmialiśmy się wszyscy. Uwielbiałem swoich kumpli, chociaż czasami, tak jak w tej chwili, miałem ochotę ich udusić.

Reszta wieczoru i nocy minęła zadziwiająco szybko. Cieszyłem się, że Brian jest kierowcą, ponieważ dzięki temu nie musiałem się martwić, jak wrócę do domu. A szczerze mówiąc, było ze mną kiepsko.

Rozdział IV

Natan

Dziesięć miesięcy później

Rok szkolny minął zadziwiająco szybko. Zanim zdążyłem na dobre zająć się nauką, już musiałem ją kończyć. Siedziałem właśnie na historii i w myślach odliczałem sekundy do ostatniego przed wakacjami dzwonka. Chyba każdy oczami wyobraźni widział już wskazówki zegara dochodzące do piętnastej dziesięć. Sekundnik coraz bardziej zbliżał się do celu.

Pięć…

Cztery…

Trzy…

Dwa…

Jeden.

Dryyyyyń.

Rozległ się dźwięk dzwonka, a wszyscy w klasie momentalnie podnieśli się z krzeseł i ruszyli do wyjścia. Gracjan czekał na korytarzu pod salą i darł japę, jakby wygrał w totka, chociaż wcale mu się nie dziwiłem, bo to w końcu wyczekiwane od dziesięciu miesięcy wakacje.

Wychodząc ze szkoły, natknąłem się na Sarę. Dziewczyna była o rok starsza od nas, tak że właśnie skończyła liceum.

– Nate, co powiesz na małe uczczenie tego, że skończyłam szkołę i niedługo wyjeżdżam do Londynu? – zapytała, wieszając się na mojej szyi.

– Co konkretnie masz na myśli?

– No wiesz, moi rodzice mają dom w Los Angeles i tak pomyślałam, że tydzień tam to dobry pomysł… Możemy zabrać chłopaków i kogo tylko będziesz chciał. – Przygryzła płatek mojego ucha, po czym zaczęła delikatnie zostawiać mokre ślady na mojej szyi.

Skłamałbym, gdybym stwierdził, że nie podobało mi się to, ale robienie takich rzeczy na terenie szkoły było nieodpowiednie nawet dla mnie, więc nieco odsunąłem się od Sary.

– Sądzę, że to niezły pomysł. Kluby w Los Angeles są zajebiste, a nam po miesiącach męczarni przyda się małe odprężenie.

– To super! – ucieszyła się, a na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.

– Powiem chłopakom co i jak. Ty zarezerwuj bilety na samolot. W sumie będzie nas piątka – zwróciłem się do niej, nim ruszyłem na poszukiwania kolegów.

Nie musiałem pytać nikogo o zdanie, bo doskonale wiedziałem, jaka będzie ich odpowiedź. Wspólne wakacje to nasza tradycja od kilku lat.

Znalazłem ich po dziesięciu minutach, obok swojego nissana. Stali, jarając szlugi i głupio się do siebie uśmiechając.

– Stary, myśleliśmy, że wyskoczyłeś z Sarą na pożegnalny numerek w szatni, tak długo cię nie było – nabijał się ze mnie Gracjan.

– Bardzo śmieszne. – Pokazałem mu środkowy palec. – Jak dowiecie się, co Czarna wymyśliła, to padniecie…

Opowiedziałem im o wyjeździe, który zaproponowała Sara, i widziałem, że mega się ucieszyli. Nie wiedziałem jak Gracjan, ale Brian i jego dziewczyna nie odwiedzili jeszcze Los Angeles, więc byli bardzo podekscytowani czekającą nas podróżą. Osobiście byłem tam z rodzicami trzy razy, jednak wakacje z nimi to zupełnie inna bajka niż takie w gronie przyjaciół. Jakoś nie uśmiechało mi się imprezowanie z mamą czy tatą.

Wyjazd zaplanowaliśmy na następny dzień, dlatego nie mieliśmy zbyt dużo czasu na pakowanie. Nigdy nie lubiłem tego robić, ale też nie potrzebowałem tysiąca pierdół. Wrzuciłem do walizki kilka niezbędnych rzeczy, zabrałem kartę kredytową oraz dokumenty i jeszcze przed czasem byłem na lotnisku, gdzie czekałem na resztę grupy.

– Chociaż raz się nie spóźniłeś. – Usłyszałem za sobą głos Chloe.

– Nigdy się nie spóźniam. – Pokazałem jej język, na co zachichotała. Doskonale zdawała sobie sprawę, że się spóźniam. Zazwyczaj. – Gdzie pozostali?

– Gracjan poszedł do łazienki, a Brian razem z nim. Chociaż to podobno dziewczyny chodzą do toalety parami. – Wywróciła oczami.

– A Sara?

– Jeszcze jej nie widziałam. Martwisz się o swoją zabaweczkę? – zapytała z przekąsem.

– Nie martwię. Tylko że to ona ma wszystkie bilety.

– Faktycznie… Teraz to i ja zaczynam się o nią martwić.

Wybuchnęliśmy śmiechem w tym samym czasie, w którym pozostała trójka zjawiła się u naszego boku.

– A wam co tak wesoło? – odezwał się Brian i zmierzył mnie podejrzliwym wzrokiem.

No tak, bo jeśli już mam ubaw z jego dziewczyną, to musi oznaczać, że coś jest nie w porządku.

– Tak wyszło. Chodźmy, inaczej nie zdążymy na samolot. – Chloe złapała chłopaka pod rękę i zaczęła ciągnąć w stronę odpowiedniej bramki.

Lot trwał pięć godzin, które w całości przespałem. Po wylądowaniu i odebraniu bagaży zamówiliśmy busa i pojechaliśmy nim pod podany przez Sarę adres.

– No, no, niezła chata. – Zagwizdał Gracjan, kiedy dotarliśmy na miejsce.

Musiałem przyznać, że robi wrażenie. Ogromna willa w nowoczesnym stylu z pięknie zagospodarowanym terenem z przodu i podjazdem wyłożonym kamieniem. W środku było jeszcze lepiej. Cały oszklony salon z wielką sofą w odcieniu szarości. Przed nią w ścianie wmurowany był kominek. Na piętrze znajdowały się cztery sypialnie, każda z niewielką łazienką z prysznicem. W sumie w domu mieściły się jeszcze biblioteka, mała siłownia, a także sala kinowa. Za budynkiem z kolei znajdował się ogrooomny basen. Byliśmy tak zmęczeni podróżą, że darowaliśmy sobie zwiedzanie miasta. Każde z nas wybrało sobie sypialnię i zaszyło się w niej do końca dnia.