Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Jeśli chcesz dowiedzieć się, dlaczego warto być w czymś nie najlepszym, jak przetrwać WF oraz czemu ostatecznie lepiej być młodszym rodzeństwem, ta książka jest dla Ciebie.
James Rallison, obecnie gwiazda YouTube'a i autor bestsellera New York Timesa, nie zawsze był popularny. Wręcz przeciwnie — nigdy nie wygrywał meczów jak jego starszy brat, nie lubił imprezować w liceum, a talentem plastycznym zdecydowanie nie dorównywał siostrze. Mimo tego uwielbiał rysować komiksy, które chętnie pokazywał kolegom. Teraz zdradza, jak to się stało, że w końcu stał się... cool.
Z pomocą przezabawnych rysunków i historii odkryjesz tajniki dorastania i dowiesz się, jak radzić sobie z prawdziwymi nastoletnimi wyzwaniami. I już zawsze będziesz spoko.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 99
Tytuł oryginału: The Odd 1s Out: How to Be Cool and Other Things I Definitely Learned from Growing Up
Tekst i ilustracje: James Rallison
Tłumaczenie: Grzegorz Komerski
Redaktorka prowadząca: Marta Cyzio
Redaktor techniczny i skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski
Redakcja: Anna Czubska
Korekta: Małgorzata Kuśnierz, Beata Wójcik
THE ODD 1s OUT
Copyright © by James Rallison, 2023
© for this edition by MUZA SA, 2024
W porozumieniu z Transatlantic Literary Agency Inc. i Book/Lab Literary Agency.
ISBN 978-83-287-3094-6
MUZA SA
Wydanie I
Warszawa 2024
–fragment–
Mojej pokręconej rodzince, dostawcom miliona historyjek, za które wpada teraz kasa.
Ze szczególnym uwzględnieniem mamy, która czyta wszystkie moje scenariusze, a poza tym jest odpowiedzialna za sprowadzenie mnie na świat.
Książkę tę dedykuję również sobie. Sam ją napisałem, więc to chyba fair.
Dobra, koniec dedykacji. Bierzcie się do czytania.
Na początku każdy artysta jest fatalny. Od tego się po prostu zaczyna i kropka. Niektórzy na tym etapie kończą. Na szczęście trafiają się też tacy, którzy z czasem stają się lepsi. Nikt nie lubi słuchać podobnych mądrości, ale rozwój wymaga najczęściej setek godzin ćwiczeń. Gdyby dorośli z góry szczerze mówili dzieciom, jak wiele wysiłku trzeba włożyć, by w końcu zostać artystą, maluchy już mniej więcej w połowie przedszkola porzucałyby marzenia o sztuce i planowały karierę zupełnie inaczej. Właśnie dlatego dorośli uparcie wmawiają dzieciom, że są one wielkimi artystami, nawet jeśli nie mają za grosz talentu.
Gdybyście przejrzeli moje najwcześniejsze rysunki, nie przyszłoby wam do głowy, że ich autor wyrośnie na grafika. Nie były to obrazki z gatunku tych, które rodzice z dumą zawieszają na drzwiach lodówki. Większą część powierzchni drzwi naszej lodówki zajmowały prace Faith, mojej siostry bliźniaczki. Miała tak wielki talent plastyczny, że oglądający jej dzieła krewni naprawdę wiedzieli, co one przedstawiają.
W podstawówce na plastyce namalowałem kiedyś przepiękny obrazek przedstawiający człowieka. Niestety, nie mam już oryginału ani żadnej wiernej kopii, lecz postaram się to malowidło odtworzyć:
Jeśli nie wiecie, co się na nim dzieje, pokazuję i objaśniam:
Z jakiegoś zagadkowego powodu nauczycielka nie zrozumiała mojej wizji artystycznej. Kiedy prace całej klasy trafiły na ścianę, moja zawisła do góry nogami.
Nie wiem jak wy, ale ja sądzę, że do góry nogami ten rysunek nie ma najmniejszego sensu.
Faith nieustannie zdradzała tak wyraźne objawy talentu, że kiedy oboje poszliśmy do trzeciej klasy, mama zapisała ją na pozalekcyjne zajęcia plastyczne. Też chciałem tam chodzić – nie do końca pamiętam dlaczego – więc mama zapisała i mnie. Faith rysowała na tych zajęciach bardzo realistyczne kotki, psy i inne zwierzaki, ja tymczasem wyspecjalizowałem się w Kurogodzillach.
O, widzicie? Kurogodzilla sięga głową tam, gdzie latają samoloty, a w dodatku zieje ogniem i strzela jajami. I to właśnie, moi drodzy, jest prawdziwa sztuka.
Kiedy te zajęcia dobiegły końca, nie rysowałem już zbyt wiele. Drzwi lodówki pozostały do dyspozycji Faith. Nie pamiętam, czy którakolwiek z moich pań od plastyki zachęcała mnie, bym poszedł w tym kierunku, a nawet jeśli, to z pewnością wyłącznie z czystej uprzejmości.
Potem jednak nastała epoka wczesnego liceum i narysowałem komiks, by zaimponować pewnej dziewczynie. Była fanką Zmierzchu, więc mój komiks opowiadał o widzach, którzy oglądają jej ulubiony film w kinie. Nie był zabawny, nie był dobrze narysowany, lecz dla mnie okazał się prawdziwym przełomem.
Nie, nie, to również nie jest oryginał. Oryginał sprezentowałem tamtej dziewczynie. Nie mam pojęcia, czy się jej spodobał ani czy go zachowała, lecz ponieważ praca nad nim okazała się świetną zabawą, narysowałem go jeszcze raz i pokazałem kumplom. Też nie wiem, czy przypadł im do gustu, ale właśnie wtedy postanowiłem zacząć tworzyć komiksy.
Rysowałem więc po sześć pasków na tydzień i rozdawałem je kolegom, którzy z upodobaniem czytali je na lekcjach zamiast słuchać nauczycieli.
Kumple bardzo polubili tę rozrywkę. Pedagodzy za to niespecjalnie. Pamiętam, że jeden nauczyciel publicznie zgniótł kartkę z moim komiksem, twierdząc, że przez te moje paski nikt nie uważa. Traktuję te słowa jako pierwszą pozytywną recenzję, jaką otrzymałem w życiu. Ostatecznie stanowiły dowód, że koledzy woleli czytać moje komiksy niż słuchać tego, co mówi nauczyciel. (Oczywiście zdaję sobie sprawę, że to właściwie żadne osiągnięcie…)
Tak czy siak, z czasem zyskałem opinię „kolesia od komiksów”. I wiecie? Nie żałuję, bo szczerze mówiąc, w ogólniaku można usłyszeć sporo mniej pochlebnych tekstów na swój temat.
Ostatecznie zamarzyło mi się, by wejść ze swymi komiksami na wyższy poziom. Ba, uznałem, że w przyszłości uczynię z tego swój zawód. Pamiętajcie, nie ma w życiu rodzica momentu wspanialszego i bardziej napawającego dumą niż ten, kiedy pociecha oświadcza, że zamierza zarabiać na chleb, rysując komiksy.
Także i moi rodzice wykazali się zrozumieniem i udzielili mi pełnego poparcia:
Teraz, pięć lat później, moja ciężka praca stanowi dowód, że talent składa się w dziewięćdziesięciu procentach z determinacji, w siedmiu z farta i w trzech z niesłuchania innych. Ćwiczyłem, uczyłem się. Obecnie Faith maluje zachwycające pejzaże, a ja rysuję białe, łyse ludziki. Podejrzewam, że i dzisiaj wolelibyście oglądać na swojej lodówce jedną z jej prac, ale moje obrazki krążą za to po całym internecie. Więc chyba nie wyszedłem na tym wszystkim najgorzej.
* * *
koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji
MUZA SA
ul. Sienna 73
00-833 Warszawa
tel. +4822 6211775
e-mail: [email protected]
Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl
Wersja elektroniczna: MAGRAF sp.j., Bydgoszcz