Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Dała mu ultimatum. Zgodzi się udawać jego dziewczynę pod dwoma warunkami.
Trent Bush, kapitan szkolnej drużyny footballu, nie miał pojęcia, że Lea Dawes się w nim podkochuje. Gdy dziewczyna okazała mu względy, ten ostentacyjnie je odrzucił, łamiąc jej serce, a Lea postanowiła, że nigdy mu tego nie wybaczy.
Kiedy jednak chłopak prosi ją, żeby spotykała się z nim na niby, ona dostrzega szansę, aby się odegrać i go upokorzyć. Natomiast jeżeli Trent chce grać w tę grę, musi najpierw ją poprosić, żeby została jego dziewczyną na oczach całej szkoły.
I do tego codziennie dawać jej białe tulipany.
Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej szesnastego roku życia. Opis pochodzi od Wydawcy.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 240
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © for the text by Justyna Wojtas
Copyright © for this edition by Wydawnictwo NieZwykłe, Oświęcim 2024
All rights reserved · Wszystkie prawa zastrzeżone
Redakcja: Hanna Kwaśna
Korekta: Karina Przybylik, Anna Miotke, Natalia Stefanik
Oprawa graficzna książki: Weronika Szulecka
ISBN 978-83-8362-765-6 · Wydawnictwo NieZwykłe · Oświęcim 2024
Grupa Wydawnicza Dariusz Marszałek
Lea
Sześć miesięcy wcześniej
Był absolutnie cudowny.
Trent Bush.
Absolutnie perfekcyjny. A teraz, kiedy przyciskał do siebie dwie dziewczyny o urodzie modelek i błyskał tym swoim figlarnym uśmiechem, był jeszcze piękniejszy. Widywałam go codziennie od miesiąca i jeszcze nie miałam okazji z nim porozmawiać, ale już całkowicie przepadłam.
Jak mogłabym nie? Wyglądał i zachowywał się jak ci wszyscy przystojni mężczyźni z książek czy filmów. Do tego był kapitanem szkolnej drużyny, co też nie pomagało mi opanować swojego serca za każdym razem, gdy go widziałam. Perfekcyjny w każdym calu.
Ile bym dała, żeby choć na mnie spojrzał. Albo puścił oczko, jak teraz to robił do dwóch dziewczyn, które obejmował ramionami.
Czułam dziwny ucisk w klatce, jak za każdym razem, gdy widziałam go z inną dziewczyną. Co niestety zdarzało się bardzo często. W głębi serca marzyłam, żeby być jak one. Aby móc tak bez skrępowania kłaść mu dłonie na bicepsach czy na włosach. Chciałabym, aby po prostu mnie zauważył.
Nigdy nie oszalałam tak na punkcie żadnego faceta. Wszyscy wydawali się zbyt… nijacy.
Nie chciałam też wzdychać do kogokolwiek. Przez to głupie, potężne zauroczenie byłam… Nie poznawałam samej siebie. Zdesperowana o jego uwagę myślałam o nim niemal non stop, co prowadziło do tego, że miałam ochotę zrobić z siebie idiotkę, byle tylko…
Słysząc własne myśli, nie byłam w stanie pokonać rozczarowania sobą. Ale nie umiałam tego opanować i to mnie przerażało. Bo co, jeśli już nigdy się nie zakocham w żadnym mężczyźnie, ponieważ będę miała w głowie Trenta?
Odwrócił się nieco w stronę tej po prawej, ujął dłonią jej kark i pocałował blondynkę w usta. Miałam wrażenie, jakby każda dziewczyna w pobliżu westchnęła z zazdrością, a kiedy zacisnął dłoń na jej szyi… Niestety, ale byłam pewna, że ja też westchnęłam.
Nagle otworzył powieki i jego wzrok padł centralnie na mnie.
Stop.
Co?!
Obejrzałam się za siebie, żeby sprawdzić, czy może za mną ktoś stoi. Jakaś kolejna seksowna dziewczyna?
Nie.
W kuchni byłam tylko ja i to na mnie patrzył.
To mnie zauważył, przez co serce zabiło mi tak nieznośnie szybko jak nigdy.
Uniosłam kubeczek z drinkiem do ust, aby zminimalizować suchość w gardle. I aby ukryć rumieńce.
Czy wiedział, kim byłam?
Że na każdej przerwie gapiłam się na niego jak stalkerka? O Boże, a co, jeśli czuł na sobie mój wzrok i uważał mnie za jakąś kolejną zadurzoną w nim szurniętą panienkę? Cóż… dużo by się nie pomylił.
Myślał, że ten gest mnie odstraszy? Wcale tego nie zrobił. Wręcz przeciwnie. Kiedy całował tę dziewczynę, zaciskał palce na jej szyi w geście dominacji i patrzył mi w oczy, miałam wrażenie, jakbym jeszcze bardziej go pragnęła. To dziwnie podniecające.
W mojej głowie pojawiła się wizja, w której popycham tę dziewczynę i rzucam się w ramiona Trenta tak, żeby to mnie teraz całował.
I… to miało szansę się wydarzyć. Bo po długich minutach obserwowania, jak kręcił się po salonie, zrobił krok w moją stronę.
Spanikowałam i chciałam jak najszybciej wyjść z kuchni, a najlepiej z całej imprezy, żebyśmy nie zostali sami. Jak nic źle by się to dla mnie skończyło. Tyle że było już za późno.
Przełknęłam ciężko ślinę, bo czułam się jak we śnie. Przed chwilą patrzyłam na niego jak dziwak i marzyłam o tym, żeby na mnie spojrzał, a teraz szedł w moim kierunku?!
Stanął w progu z tym szerokim, zwiastującym kłopoty uśmiechem, który był jego wizytówką, i przeczesał brązowe włosy palcami, a ja zauważyłam na nich dwa srebrne sygnety, które na moment odbiły światło.
Podszedł jeszcze kilka kroków i stanął zbyt blisko mnie. Spociłam się niemiłosiernie ze stresu i szoku. Właśnie stałam w jednym pomieszczeniu z moją największą obsesją. Zauważył mnie. Nie miałam pojęcia, jakim cudem się to wydarzyło i jak w ciągu kilku minut przeszłam od fantazjowania o nim do… stania obok niego na odległość nawet nie metra.
– Jak masz na imię? – Jego głos spowodował jeszcze większy stres, co na pewno zauważył.
– Lea – odpowiedziałam jakimś cudem bez drżenia w głosie.
Czułam, jak moje policzki płonęły od jego uwagi. Nie byłam na to przygotowana.
Zrobił jeszcze jeden krok, aż zetknął się ze mną klatką piersiową, a ja poczułam jego zapach.
Pachniał miętą.
Moje piersi rozpłaszczyły się na jego torsie. Czułam się jak w symulacji. Nie tak wyobrażałam sobie nasze pierwsze spotkanie, ale jednocześnie byłam za bardzo oszołomiona i chętna jego uwagi, żeby próbować zmieniać bieg wydarzeń.
– Chcesz iść na górę? – Położył dłoń na moim biodrze i przyciągnął mnie do siebie jeszcze mocniej, o ile to możliwe. Sparaliżowało mnie.
Miałam wrażenie, że zaraz wypluję płuca.
– Ja…
Czy w ogóle to rozważałam? Z jednej strony tyle na to czekałam i taka okazja mogła się nie powtórzyć, ale z drugiej… nie byłam pewna. Miesiąc czekania, aż ten chłopak mnie zauważy, i… zauważył. Tyle że to spotkanie przebiegało inaczej niż w moich wyobrażeniach, a ja dodatkowo nie widziałam w tym nic złego, zaślepiona jego urodą.
Cholera, co ja wyprawiałam?
– Jesteś niesamowicie piękna – szepnął mi na ucho, a ja oprócz zapachu mięty, który otulał całe jego ciało, poczułam też alkohol.
Wstrzymałam oddech, kiedy przesunął palcami na kraniec mojej krótkiej sukienki i zagłębił je dosłownie milimetry pod nią. Na pewno zauważył, że się zaczerwieniłam. Nawet to, że starałam się przysłonić policzki włosami, niewiele dało. Dotknął ustami mojej szyi i musnął ją tak delikatnie, że przeszły mnie ciarki. Spojrzał w moje niebieskie oczy, bawiąc się krańcem satynowej sukienki.
Zastanawiałam się tylko przez chwilę. Potem już wszystko poszło zdecydowanie za szybko. Poszliśmy na górę, a żeby odegnać choć trochę stres, skupiłam się na piosence, wybrzmiewającej z głośników, którą teraz Trent cicho nucił.
– And now each breath of air is sweeter, birds are singing, grass is greener, suddenly the world is bright again…1
Potem weszliśmy do pokoju, a on przestał nucić.
I co z tego, że to była najlepsza noc w moim życiu.
To wszystko straciło na znaczeniu, kiedy zaraz po tym pierwszy chłopak, w którym byłam zauroczona, wykopał mnie za drzwi jak jakąś dziwkę. A u stóp wraz z moimi ubraniami wylądowała godność.
Tamta data zapisała się w moim kalendarzu jako nowy początek, ponieważ był to ostatni dzień, w którym spojrzałam na Trenta. Złamał moje głupie, naiwne serce, które liczyło na coś więcej niż jedną noc.
Sześć długich miesięcy zajęło mi wyrzucenie go z głowy. Jego uśmiechu i sylwetki. Ale przerobiłam to. I wynik był tylko jeden – żadnego więcej wzdychania i patrzenia na pieprzonego dupka, męską dziwkę.
Trent
Plusy posiadania przyjaciół? Możliwość podzielenia się swoimi problemami. Minusy? Jest ich zdecydowanie więcej.
Na przykład taki jak obowiązek wyciągania ich z aresztu o trzeciej w nocy za obsypanie brokatem samochodu nauczycielki matematyki.
Musiałem wstać w środku nocy, kiedy na zewnątrz wiał zimny wiatr, aby wyciągnąć Dennisa za kaucją. Dodatkowo wczoraj był mecz, który z trudem wygraliśmy, co przekładało się na to, że byłem niesamowicie zmęczony i jedyne, o czym marzyłem, to wyspanie się w ciepłym łóżku.
Tylko że był jeden problem. Miałem najlepszego przyjaciela, którego po prostu nie wypadało zostawiać w potrzebie, i który zdecydowanie najczęściej miał głupie pomysły. Zwłaszcza po alkoholu.
Wszedłem do komisariatu, w którym żółte światło raziło moje oczy, a w środku dostrzegłem zaledwie dwie osoby. Podszedłem ociężałym krokiem do kobiety na recepcji, przestawiłem się i poinformowałem ją, że już wpłaciłem pieniądze i chciałbym, aby zaprowadziła mnie do aresztu.
Nie brzmiałem miło, raczej jak gbur, kiedy mamrotałem nieskładne przekleństwa na tego idiotę. Byłem po prostu padnięty, a moje kości błagały o odpoczynek. Z każdym krokiem odczuwałem zakwasy.
Szedłem za policjantką krętym korytarzem, aby po chwili wejść w bardziej obskurne miejsce. Tutaj było zdecydowanie zimniej niż w holu głównym, a w powietrzu wyczułem dym papierosowy.
Rozejrzałem się wokół po obdartych ścianach oraz kilku osobach za kratkami. Większość spała albo patrzyła beznamiętnie przed siebie, a kilka innych zwróciło głowy w moją stronę.
– Trent!
Spojrzałem w miejsce, skąd doszedł mnie znajomy głos, i dostrzegłem pobladłego Dennisa podnoszącego się z brudnej posadzki. Na ułamek sekundy zerknąłem na dziewczynę, która leżała obok niego z zamkniętymi oczami.
Kiedy policjantka się oddaliła, podszedłem do krat.
– Co ty odpieprzasz, stary? – Szarpnąłem z nerwów prętami, jakby to miało sprawić, że cela się otworzy.
Jedno spojrzenie na policjanta w rogu, którego wcześniej nie zauważyłem, sprawiło, że puściłem pręty i przewróciłem oczami.
– No sorry, noo – jęknął Dennis i przetarł twarz dłońmi… obtoczonymi w różowym brokacie. Zresztą jak cały on. – Byłem pijany. W sumie to nadal trochę jestem – zaśmiał się.
Ja też bym się pewnie śmiał, gdyby nie tak późna godzina i to, że ledwo kontaktowałem przez zamykające się powieki. Ten cały brokat i pomysł nie były takie złe. Należało jej się i żałowałem, że nie mogłem zobaczyć jej miny, kiedy wyszła na zewnątrz i zobaczyła ten samochód.
– Dobra, a tak serio to przepraszam – westchnął, poważniejąc i opierając się o ścianę, pewnie zakręciło mu się we łbie od alkoholu. – Wiem, że jesteś zmęczony, ale…
Znów zaczął rechotać, a ja pokręciłem tylko głową. Możliwe też, że uśmiechnąłem się kącikiem ust, bo ten jego śmiech i to, jak usiłował ustać w miejscu, było tak żenujące, że aż śmieszne.
– To, kurwa, najlepsze, co w życiu zrobiłem. – Dennis przytrzymał się dłonią ściany, aby nie upaść.
– W zasadzie trochę żałuję, że mnie to ominęło – wyznałem zblazowany.
– Tak, ale kar, które dostaniemy, już nie będziesz żałował – wybełkotała dziewczyna.
Zmarszczyłem brwi i dopiero teraz poświęciłem uwagę dziewczynie w samym rogu, która leżała na betonowej podłodze w samej czarnej sukience. I też była w brokacie, który mienił się na jej twarzy i jasnych włosach. Co jakiś czas drżała.
– A ty jesteś… – urwałem, bo nie znałem tej dziewczyny, chociaż kojarzyłem ją ze szkolnych korytarzy.
– Nie twój interes – powiedziała chamsko, patrząc przed siebie.
– Aha – wydukałem pusto zbyt zdezorientowany, aby zastanawiać się nad jej słowami, skoro leżała tutaj prawie z cyckami na wierzchu. – Dobra, wpłaciłem na ciebie kasę, więc wychodź – powiedziałem, ignorując jej słowa. Chciałem stamtąd jak najszybciej wyjść.
Popatrzyłem na policjanta, który otworzył kluczem kratę.
Dennis przeszedł przez próg i się zatrzymał.
– Co znowu? – burknąłem, widząc, jak patrzył to na mnie, to na dziewczynę.
– Zostawimy ją tak? – spytał niepewnie, zawieszając wzrok na blondynce w rogu.
– A co mam z nią niby zrobić? – prychnąłem.
– Najlepiej już sobie idźcie – dopowiedziała kapryśnie.
Uniosłem brwi wkurzony. Pomaganie wrednej lasce nie znajdowało się na mojej liście spraw do załatwienia. A już na pewno nie w nocy.
– No przecież tu zamarznie – marudził Dennis, wracając co chwilę do niej spojrzeniem.
– Rano stąd wyjdę – odburknęła, nawet na sekundę nie przestając wgapiać się w ścianę.
– Do rana nie będziesz czuła żadnego zęba z zimna – zadrwił mój przyjaciel.
– Nic mi nie będzie. – Wydawała się zniecierpliwiona, a nawet trochę zła, co zirytowało i mnie.
Dennis chciał jej pomóc, a ona zachowywała się jak niewdzięczne dziecko, któremu rodzice nie kupili pluszaka w sklepie.
– Weźmy ją – jęknął.
Coraz bardziej skonsternowany myślałem, co zrobić. Co, jeśli serio się pochoruje, bo uniosę się dumą i jej stąd nie zabiorę?
– Powiedziałam…
– Dobra, chodź i bądź miła, bo jeśli nie, to wysadzę cię pośrodku niczego i sama będziesz szła do domu – burknąłem szybko i od razu pożałowałem tych słów.
Dziewczyna w końcu spojrzała na mnie i wykrzywiła twarz, jakby ktoś wsadził jej na siłę cytrynę do ust.
– Nie potrzebuję…
– Chodź – powtórzyłem z uporem, gdy nie ruszała się z miejsca, tylko jeszcze bardziej skuliła się w rogu.
Naprawdę mnie już denerwowała, dlatego mimo krzyku policjanta wszedłem do celi. Szarpnięciem wyswobodziłem się z jego uścisku dłoni na moim nadgarstku, chwyciłem dziewczynę za skostniałą rękę i przyciągnąłem ją do siebie.
– Hej! – wrzasnął ponownie oburzony policjant.
– Niech się pan nie martwi. Wszystko zaraz opłacę – warknąłem z irytacją.
Dziewczyna zaczęła się szarpać i mnie wyzywać. Zerknąłem na jej brudne ciało i przewróciłem oczami, niecierpliwiąc się jej zachowaniem.
Nie obchodziło mnie w tamtym momencie moje zachowanie. I tak ona zachowywała się gorzej. Chciałem stamtąd po prostu wyjść i ta nawiedzona laska nie mogła mnie przed tym powstrzymać, nawet krzykiem.
– Nie potrzebuję twojej pomocy, dupku!
– Uspokój się, do cholery, bo serio wysadzę cię na środku drogi. Jesteś niedorzeczna – syknąłem, ignorując śmiejącego się Dennisa, który szedł za nami.
Ciągnąłem tę brokatową kreaturę przez całą drogę do samochodu. Nie chciałem puszczać jej nadgarstka, bo nie miałem pewności, czy się nie wyrwie i czy nie będę musiał jeszcze za nią biegać, a to ostatnie, czego mi brakowało.
Wpakowałem ją na fotel pasażera z przodu, zapiąłem pasy jak dziecku, lekceważąc jej naburmuszoną minę. Szybko zablokowałem samochód, kiedy tylko mój przyjaciel wsiadł do środka, zaraz po mnie.
Jazda minęła nam w ciszy. Do pewnego momentu.
– Dupku… – zaczęła markotnie, kiwając głową na boki.
– Przestań mnie tak nazywać.
– Chyba będę rzygać.
Popatrzyłem przerażony na jej wykrzywioną twarz. Dziewczyna przyłożyła dłoń do ust.
Noż kurwa mać.
– Zatrzymaj się! – krzyknął Dennis z tylnego siedzenia.
– Na środku drogi?!
– I tak chciałeś ją tutaj wysadzić, kutasie, więc zatrzymaj ten samochód!
Patrzyłem raz na drogę, żeby nie wjechać w żadne drzewo, a raz na blondynkę, która z każdą sekundą wyglądała coraz gorzej. Jakby pozieleniała na twarzy, co w sumie było całkiem możliwe w jej stanie.
– To otwieraj okna! – wrzasnął Dennis, ale za późno.
Właśnie puściła pawia prosto na swoją sukienkę i na skrzynię biegów.
Obudziłem się bardziej zaspany niż w środku nocy. Długo sprzątałem wymiociny, bo laska odleciała zaraz potem, więc położyłem się spać prawie o szóstej.
– Boże, wyglądasz jak przeżuta jaszczurka – stwierdził Dennis, kiedy ledwie żywy robiłem sobie mocną kawę.
– Ciekawe przez kogo – burknąłem zachrypniętym głosem.
Zalałem kubek wrzątkiem i usiadłem na krześle.
– A gdzie ta dziewczyna? – wydusiłem z siebie przez ściśnięte gardło.
– Lea?
– No… chyba. Skąd wiesz, jak ma na imię?
– Robiliśmy kiedyś jakiś projekt i w sumie czasem się witamy na korytarzu – zaśmiał się na widok mojej miny. – Poza tym po pijaku ma niesamowite pomysły.
– Więc to nie był twój pomysł?
– No patrz. Nie – uśmiechnął się zuchwale, pokazując wszystkie zęby.
– Jest strasznie pyskata.
– Dla ciebie owszem. – Dennis patrzył na mnie z tym idiotycznym uśmiechem, który działał mi na nerwy. Czy on nie powinien teraz umierać przez kaca?
– Dlaczego dla mnie? – Zmarszczyłem czoło.
– Przespałeś się z nią i pewnie o to jest wściekła. Mogłeś jej chociaż wysłać jakieś „Dzień dobry, dupeczko, byłaś niesamowita” czy coś – zaniósł się śmiechem.
Moje zdezorientowanie rosło.
– Nie pamiętasz jej? – zapytał, kiedy już się uspokoił, a na twarzy został mu tylko głupi uśmiech.
– Nie? – bardziej spytałem, niż stwierdziłem. – To gdzie jest?
– Nie ma jej. Nie wiem, pewnie się zmyła ze wstydu. W końcu nie każdy ma okazję się zrzygać w aucie kapitana drużyny footballu.
– Nie denerwuj mnie. – Zacisnąłem szczęki.
– Albo nie chciała oglądać twojej dziwkarskiej mordy – dodał z ironicznym uśmiechem i chwycił kanapkę, którą pochłonął w kilka chwil.
Lea
Nie mogłam uwierzyć, że miał taki tupet.
Był zapatrzonym w siebie, najgorszym dupkiem, którego miałam dość do końca życia.
Nawet mnie nie pamiętał.
Po dzisiejszej nocy możliwe, że Dennis mu powiedział. Ne pewno o mnie rozmawiali, zaraz po tym, gdy zwiałam jak tchórz. Czy wolałam, żeby pamiętał, że się ze mną przespał? Żałowałam tego. I to bardzo, bo to największy błąd mojego życia.
Po tym wszystkim nie byłam już naiwną Leą, która widziała tylko jego. Zniszczył to w zaledwie jednej sekundzie. Już nigdy nie pozwoliłabym mu sobą pomiatać. Nie poszłabym z nim do łóżka, choćby błagał mnie o to na kolanach. To wszystko nie było warte późniejszych wyrzutów sumienia i kaca moralnego.
Jeszcze moje wymiociny. Kiedy sobie to przypominam, mam ochotę zapaść się najlepiej sto metrów pod ziemię i nie móc się stamtąd nigdy wydostać, by nie zrobić czegoś takiego ponownie. Ale to trochę jego wina. Gdyby w samochodzie nie telepało mną jak kukiełką, nie zrzygałabym się na ulubioną sukienkę i jego samochód.
Gdy obudziłam się o piątej, nawet nie zawracałam sobie głowy sprawdzaniem telefonu i wszystkich wiadomości, które pewnie się na nim pojawiły. Po prostu wybiegłam stamtąd szybciej niż zawodowy biegacz.
Mój drugi w życiu spacer wstydu.
Jak mogłam być taka głupia, żeby upić się z jego najlepszym przyjacielem i wyczyniać takie gówna? Nie miałam pojęcia, co strzeliło mi do głowy, ale powinnam ograniczyć alkohol, bo źle na mnie działał.
Mimo że minęło już kilka dni, szłam na trybuny ze wzrokiem wbitym w ziemię, bo nie chciałam patrzeć na tych wszystkich szczęśliwych ludzi, kiedy sama miałam ochotę kopnąć w kalendarz.
Przyspieszonym krokiem weszłam na górę trybun i usiadłam obok mojej przyjaciółki Ember na cholernie niewygodnym plastikowym krzesełku.
– Masz jeszcze brokat na włosach – parsknęła, patrząc na moją głowę.
Bawił ją ten żart. Tak jak wszystkich ze szkoły, kiedy dowiedzieli się o samochodzie nauczycielki. Byłam teraz sławna i co chwilę ktoś do mnie podchodził. Chociaż po kilku dniach moja rozpoznawalność nieco zmalała, a ludzie z każdym dniem coraz mniej zwracali na mnie uwagę.
– To nie jest śmieszne – burknęłam. – Teraz przez to muszę posprzątać z Dennisem całą halę i poukładać wszystkie piłki. Tam są ich tysiące, o ile nie miliony! – podniosłam lekko głos.
– Sama bym to zrobiła, gdybym mogła – powiedziała Ember, wyciągając lusterko z torebki. – Jej świecące auto było tego warte.
Tak, brokat z samochodu dalej się nie zmył. Dodatkowo okazało się, że nauczycielka zostawiła lekko opuszczone szyby, przez co drobinki dostały się do środka. Sama się uśmiechnęłam, gdy to usłyszałam.
– Hej, co ty jesteś taka niewyraźna? – zagadała mnie przyjaciółka, kiedy zauważyła moje podkrążone oczy i popękane usta w swoim lusterku.
– Niewyraźny to może być film, a ja jestem po prostu zmęczona – westchnęłam.
– Niby czym? Sławą? – zaśmiała się.
– Życiem. Sława może być bardzo męcząca. Tak samo jak podpisywanie autografów na przerwach – rzuciłam poważnie.
– Podpisałaś się już na jakiejś klacie?
– Napisałam swój numer na jakimś bicepsie. Koleś był mega podekscytowany tymi cyframi.
– Wchodzisz na wyższy poziom. – Spojrzała na mnie ciemnymi oczami i poprawiła proste, brązowe włosy.
– Jeszcze chwila, a będę pisać im te numery na penisach.
– Chcę być tobą – jęknęła Ember i złapała mnie za rękę, którą potrząsnęła. – Zamiana ról? Ja będę podpisywać penisy, a ty dawać autografy na kartkach. – Uśmiechnęła się zadziornie.
– Jesteś małą zdzirą.
– Jestem. O, patrz! Rozgrzewają się! – Ember wyciągnęła palec i wskazała na zawodników footballu.
Trent też tam był. Dzięki Bogu, że odwrócony plecami do nas, bo inaczej spaliłabym się ze wstydu.
Obserwowałyśmy w ciszy całą rozgrzewkę, od czasu do czasu gadając na przypadkowe tematy. Ember kilka razy napomknęła też o klatach chłopaków, ale to było do niej tak podobne, że nawet tego nie komentowałam.
– Dobra, idę do łazienki – westchnęła i podniosła się z siedzenia, a zaraz po tym, jak straciłam ją z oczu, ktoś do mnie podszedł.
– Hej.
Słysząc męski głos, uniosłam głowę i spojrzałam na Callana, który usiadł obok mnie.
Przez jego gabaryty stykaliśmy się kolanami i ramionami, dlatego miałam ochotę odsunąć się od niego.
– Hej – odpowiedziałam z ostrożnością.
– Masz czas dzisiaj po szkole?
– Hmm… – zaczęłam zakłopotana.
Nie chciałam nigdzie wychodzić z bliźniakiem Ember. Mimo że był całkiem przystojny, coś mi w nim nie pasowało. Był nachalny i już od kilku miesięcy nie dawał mi spokoju. Wgapiał się we mnie momentami zbyt intensywnie, co z początku ignorowałam, ale po jakimś czasie stało się to niepokojące.
– Dzisiaj po szkole sprzątam halę. Przykro mi – uśmiechnęłam się z wymuszonym smutkiem.
Już tyle razy dawałam mu do zrozumienia, że nie chcę się z nim spotykać, a ten dalej próbował, choć powinien już dawno zrozumieć aluzje.
– To może jutro? – Poprawił brązowe loki i patrzył na mnie z uśmiechem, który trochę przygasł po moich słowach. W jego oczach natomiast pojawiła się jakaś emocja, ale szybko znikła.
Callan przerzucił rękę przez mój bark. Lekko się wyszarpałam i wstałam z miejsca, czując, że zmienia mi się nastrój. Schyliłam się po zeszyt, który wypadł mi podczas wstawania.
– Do końca tygodnia muszę zostawać po szkole, a potem będę zmęczona – burknęłam, przyciskając notatki do piersi.
Po moich słowach nastąpiła niezręczna cisza, zakłócana tylko gwizdkiem trenera i stłumionymi krzykami chłopaków. Rozejrzałam się po boisku i czekałam na przyjaciółkę.
– Co tu robisz, Callan?
Przyjście Ember sprawiło, że oderwałam wzrok od treningu chłopaków, przenosząc go z ulgą na dziewczynę, która stanęła obok mnie.
– Nie bądź natrętny, Call – westchnęła. – Znajdź sobie kogoś innego do dręczenia.
Rozluźniłam spięte ciało i zerknęłam na brata Ember.
Callan nie ruszył się z miejsca, ale kiedy siostra popchnęła go z wrednym uśmiechem, ten ociężale wstał z plastikowego siedzenia i odszedł, puszczając mi przy okazji oczko.
– Sorki za niego – wypuściła powietrze z ust. – Kiedyś sobie odpuści.
Nie dostrzegła mojej skrzywionej miny.
– Mam nadzieję – westchnęłam, zerkając ostatni raz na boisko, zanim zeszłyśmy na parking.
Po kilku minutach, gdy wsiadłyśmy do auta, a w tle leciała tylko piosenka, moja głowa wypełniła się tyloma myślami, że nie wytrzymałam. Musiałam się wygadać.
– Kilka dni temu zrzygałam się w aucie Trenta – powiedziałam cicho, patrząc na Ember, która gwałtownie zwróciła głowę w moją stronę.
– Co? – parsknęła niedowierzająco.
– No. Upiłam się i tak wyszło. – Schowałam twarz w dłoniach.
– O Jezu. – Zmarszczyła brwi. – Jak? – rzuciła zszokowana, gapiąc się przed siebie.
– Obsypaliśmy ten samochód z Dennisem, a potem z aresztu wyciągał nas Trent…
– To wiem – przerwała mi. – Dlaczego mi to mówisz dopiero teraz, co? – prychnęła urażona. – Powinnam wiedzieć takie rzeczy!
Przewróciłam oczami.
– Zrobiło mi się niedobrze – jęknęłam z udręką. – Kurwa, czuję się przez to jak gówno. Najpierw się z nim przespałam, on mnie nie pamięta, a teraz jeszcze taka wtopa!
Spojrzała na mnie z krzywą miną i wzięła głębszy wdech.
– A gadał potem z tobą?
– Nie – burknęłam cicho.
– To chociaż tyle.
Zerknęłam na nią, nie dowierzając.
– No co? – Uniosła brew. – Chyba lepiej, że potem nie przyszedł i nie dał ci rachunku do zapłacenia za zniszczone auto. Za miesiąc nie będzie pamiętał, że taka laska jak ty istnieje.
Mrugnęłam i się przygarbiłam.
– Oby.
Serio miałam nadzieję, że tak będzie. Nie potrzebowałam go w swoim życiu. Świetnie radziłam sobie bez niego i lepiej, żeby tak pozostało.
1 Utwór I Wonder Madison Beer (wszystkie przypisy pochodzą od redaktorki).