Kocie story. Miłość, fascynacja i trudna sztuka wspólnego życia - Katarzyna Burda - ebook

Kocie story. Miłość, fascynacja i trudna sztuka wspólnego życia ebook

Burda Katarzyna

4,6

Opis

Dzikie czy udomowione? Ile w naszym pupilu dzikiego żbika? Jak postrzegane były koty? Przynoszą pecha czy mają jednak boskie cechy? O czym myśli kot? I czy twój kot cię kocha? – czyli życie wewnętrzne kotów. Majstersztyk natury czyli kocie ciało i zmysły - co widzi i słyszy kot, jak czuje świat wibrysami i dlaczego koty nie lubią wody, choć świetnie pływają? 

 

     Niezależne, chodzące własnymi drogami, zagadkowe. A przy tym wielkie pieszczochy, przytulasy i łasuchy, przepadające za tuńczykiem i drapaniem za uszkiem. Są przy nas od dziesięciu tysięcy lat, a nigdy w pełni nie podporządkowały się człowiekowi i nie dały się całkowicie rozszyfrować. Dlaczego? Dzięki badaniom genetyków, zoologów, psychologów wiemy coraz więcej o ich pochodzeniu, ewolucji, niezwykłych możliwościach ich gibkiego ciała oraz o psychice, osobowości czy zachowaniu.  

   “Kocie story” przedstawia historie kota od samego początku, czyli od tych pierwszych chwil tysiące lat temu, kiedy niewielkie, dzikie stworzenia podobne do żbików pojawiły się w pobliżu ludzkich gospodarstw. 

      W wielu kulturach i wierzeniach przypisywano kotom nadprzyrodzone moce, a przynajmniej umieszczano ich wizerunki w pobliżu bogów. Nie bez powodu uważano je za towarzyszy wiedźm czy posiadaczy kilku żywotów. Jest w kotach coś demonicznego. 

      Wiemy, że podobnie jak ludzie, mają swoje osobowości, że na różne sposoby próbują się z nami komunikować, ale my nie zawsze prawidłowo odbieramy ich sygnały. Kot, który mruczy, nie zawsze wyraża swoje zadowolenie, a nasze głaskanie czasami nie uspokaja, ale nasila frustrację. Z kotami możemy też wymieniać uśmiechy, ale nie mają one nic wspólnego z uśmiechem ludzkim - książka podpowiada, jak uśmiechać się “po kociemu”.  

Pokazane są problemy, jakie spotykają te zwierzęta we współczesnym świecie - na przykład życie wielkomiejskich kotów bezdomnych czy los wiejskich mruczków. Koty domowe narobiły też trochę kłopotów w miejscach, w które się dostały, a nad pewną wyspą zapanowały niepodzielnie. Koci los ma bardzo wiele obliczy. 

 

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 219

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,6 (14 ocen)
10
3
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Jardraj

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo udana książka. Dużo ciekawych informacji o kotach i ich historii. Dużo doświadczeń i przeżyć opiekunów kotów, którzy każdego dnia starają się zapewnić kocurkom dobre życie.
10
monika_i_ksiazki78

Nie oderwiesz się od lektury

Lubicie towarzystwo kotów? A może macie w domu takiego mruczącego przyjaciela? Są milusińskie, towarzyskie, jednak znajdą się wśród nich i takie indywidualności, które chodzą swoimi ścieżkami. Miałam w życiu trzy kotki i każda z nich miała zupełnie inny charakter. Jedna była jak małe tornado, wspinała się po wszystkich meblach i nie lubiła towarzystwa innych zwierząt, bo od razu na nie syczała. Druga z kolei to był typowy kot kanapowy. Mogłaby cały dzień koło ciebie leżeć, bylebyś ją tylko ciągle głaskała. Natomiast trzecia uwielbiała polować na wszelkiego rodzaju ptaki i myszy, a upolowanymi trofeami chwaliła się zostawiając je na wycieraczce. W książce pani Katarzyny znajdziecie informacje na temat historii i pochodzenia kotów. Poznacie legendy z nimi związane, np. Legendę o Rostamie i pierwszym kocie perskim, czy też Chińską legendę o leniwych kotach. A może macie ochotę poznać średniowieczne przesądy związane z kotami? Jesteście ciekawi "Komu i kiedy po raz pierwszy zaświtała ...
00
bookczystakartka

Nie oderwiesz się od lektury

Świetne kompendium wiedzy o kotach. Polecam
00

Popularność




Ty­tuł: Ko­cie story. Mi­łość, fa­scy­na­cja i trudna sztuka wspól­nego ży­cia
© Ka­ta­rzyna Burda © Co­py­ri­ght for the Po­lish edi­tion by Wy­daw­nic­two Zwier­cia­dło sp. z o.o., War­szawa 2023
Pro­jekt okładki i strony ty­tu­ło­wej: Krzysz­tof Kieł­ba­siń­ski
Pro­jekt gra­ficzny i skład: Krzysz­tof Kieł­ba­siń­ski
Ilu­stra­cje: Krzysz­tof Kieł­ba­siń­ski
Zdję­cia na okładce: Ado­be­Stock/Africa Stu­dio
Re­dak­cja: Do­rota Śru­tow­ska
Ko­rekta: Be­ata Sa­ra­cyn
Re­dak­tor ini­cju­jąca: Edyta Woź­nica
Dy­rek­tor pro­duk­cji: Ro­bert Je­żew­ski
Wy­daw­nic­two nie po­nosi żad­nej od­po­wie­dzial­no­ści wo­bec osób lub pod­mio­tów za ja­kie­kol­wiek ewen­tu­alne szkody wy­ni­kłe bez­po­śred­nio lub po­śred­nio z wy­ko­rzy­sta­nia, za­sto­so­wa­nia lub in­ter­pre­ta­cji in­for­ma­cji za­war­tych w książce.
Wy­da­nie I, 2023
ISBN: 978-83-8132-544-8
Wy­daw­nic­two Zwier­cia­dło Sp. z o.o. ul. Wi­dok 8, 00-023 War­szawa tel. 22 312 37 12
Dział han­dlowy:han­dlowy@gru­pa­zwier­cia­dlo.pl
Wszel­kie prawa za­strze­żone. Re­pro­du­ko­wa­nie, ko­pio­wa­nie w urzą­dze­niach prze­twa­rza­nia da­nych, od­twa­rza­nie, w ja­kiej­kol­wiek for­mie oraz wy­ko­rzy­sty­wa­nie w wy­stą­pie­niach pu­blicz­nych tylko za wy­łącz­nym ze­zwo­le­niem wła­ści­ciela praw au­tor­skich.
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

WSTĘP

Dżen­tel­men Klu­sek, Ziu­tek za­bi­jaka, stra­chliwy Białko, nie­wi­doma Gwiazdka, Grem­lin ze stu­pro­cen­to­wym ko­cim ADHD, sza­lona Ko­zia i uwiel­bia­jąca przy­tu­lanki bu­ra­ska An­dzia. Ach, i jesz­cze nie­peł­no­sprawna i je­dyna w swoim ro­dzaju Bo­żenka! No i kil­ka­na­ście ko­cich sie­ro­tek, które tym­cza­sowo miesz­kały u nas, do­póki nie zna­la­zły no­wego domu. Te koty prze­wi­nęły się przez moje do­ro­słe ży­cie. Nie wszyst­kie do­cze­kały wy­da­nia tej książki, która prze­cież by nie po­wstała, gdyby nie moja więź z nimi. I to ni­gdy nie była ła­twa re­la­cja, ra­czej pełna nie­po­ro­zu­mień, wzlo­tów i upad­ków, cza­sami po­czu­cia, że kom­plet­nie nie wiem, o co tym ko­tom cho­dzi. Ale jed­no­cze­śnie mie­ściła się w tym fa­scy­na­cja, chęć po­zna­wa­nia skom­pli­ko­wa­nej ko­ciej na­tury, zro­zu­mie­nia, dla­czego są wła­śnie ta­kie – nie­za­leżne, nie­okieł­znane, uparte, a w tym wszyst­kim jed­no­cze­śnie są ko­chane i chwy­tają za serce.

Moje koty i ich hi­sto­rie prze­wi­jają się nie­ustan­nie przez kartki tej książki, bo śle­dząc różne ba­da­nia na­ukowe, roz­ma­wia­jąc z zoo­p­sy­cho­lo­gami, le­ka­rzami we­te­ry­na­rii, oso­bami po­ma­ga­ją­cymi ko­tom, po­rów­ny­wa­łam ich do­świad­cze­nia i usta­le­nia z mo­imi ob­ser­wa­cjami. A mam ich całe mnó­stwo, bo każdy z mo­ich ko­tów to zu­peł­nie od­dzielne in­dy­wi­duum, ze swoją oso­bo­wo­ścią, z tem­pe­ra­men­tem, upodo­ba­niami i dzi­wac­twami. Moje spo­strze­że­nia ilu­strują więc to, co na­ukowcy wie­dzą i wciąż od­kry­wają na te­mat ko­ciej na­tury. A prze­cież jesz­cze nie wiemy wszyst­kiego. Ba, wiemy na­prawdę nie­wiele, może ciut wię­cej niż same koty chcą nam od­kryć, ale z pew­no­ścią nie od­sło­niły jesz­cze wszyst­kich kart. Ja cią­gle się uczę i gro­ma­dzę wie­dzę – swoją, na­ukow­ców, mo­ich zna­jo­mych. Ich opo­wie­ści rów­nież są przy­to­czone w tej książce, bo prze­cież ile ko­tów i ich opie­ku­nów, tyle je­dy­nych w swoim ro­dzaju re­la­cji, cza­sami trud­nych i skom­pli­ko­wa­nych. Ale czy ktoś obie­cy­wał, że bę­dzie ła­two?

Żeby jed­nak było choć tro­chę ła­twiej i raź­niej nam wszyst­kim, wła­ści­cie­lom (a może słu­gom?) swo­ich ko­tów, ze­bra­łam te do­świad­cze­nia, opo­wie­ści i ba­da­nia na te­mat ko­tów w Ko­cim story. Od szkiełka i oka na­ukowca po wspo­mnie­nia wo­lon­ta­riu­szy po­ma­ga­ją­cych wolno ży­ją­cym ko­tom, od pre­hi­sto­rii po współ­cze­sne wiel­kie mia­sta – z tej mo­zaiki opo­wie­ści z róż­nych cza­sów być może wy­łoni się bar­dziej kom­plek­sowy ob­raz na­szego ko­ciego przy­ja­ciela.

Aby zro­zu­mieć na­turę ko­tów, nie można po­mi­nąć tego, skąd wła­ści­wie wzięły się mię­dzy ludźmi i jak re­la­cje z nami wpły­nęły na ich ewo­lu­cję. Dla­tego pierw­szą część książki po­świę­cam po­cho­dze­niu ko­ciego rodu, udo­mo­wie­niu ko­tów (a może wcale nie?) oraz temu, co wła­ści­wie przy­no­szą nam w swo­ich ge­nach. Przy­glą­dam się też ko­cim ra­som, róż­ni­com i po­do­bień­stwom mię­dzy nimi oraz wpły­wowi sztucz­nej se­lek­cji na wy­gląd i oso­bo­wość ko­tów. Kot jaki jest, niby każdy wi­dzi, ale za­zwy­czaj nie mamy po­ję­cia, ja­kim cu­dem ewo­lu­cji jest jego ciało, ide­al­nie przy­sto­so­wane do wspi­na­czek, do wi­dze­nia w ciem­no­ści, do po­lo­wa­nia z za­sko­cze­nia, a na­wet do pły­wa­nia. I do tego te nie­sa­mo­wite zmy­sły, które po­zwa­lają kotu sły­szeć i czuć bodźce, które dla na­szych zmy­słów są zu­peł­nie nie­do­stępne.

Gdy po­znamy ko­cie ciało, jego wy­ma­ga­nia i ogra­ni­cze­nia, a także ge­ne­tyczny ka­pi­tał, z któ­rym każdy mru­czek przy­cho­dzi na świat, ła­twiej nam bę­dzie zro­zu­mieć jego psy­chikę, emo­cje, po­trzeby i wy­pły­wa­jące z nich za­cho­wa­nia, nie za­wsze ta­kie, ja­kich by­śmy ocze­ki­wali po „grzecz­nym ko­teczku”. O tym trak­tuje część druga Ko­ciego story. Po­szu­kamy od­po­wie­dzi na py­ta­nie, ja­kie emo­cje mogą od­czu­wać koty, czy są w sta­nie być zło­śliwe albo za­zdro­sne, o co czę­sto je po­dej­rze­wamy. No i naj­waż­niej­sze – co ko­chają bar­dziej: nas czy pełną mi­skę? Przyj­rzymy się też ko­ciej mo­wie, za­równo róż­nym sy­gna­łom, które wy­sy­łają nam za po­mocą swo­jego ciała, jak i od­gło­som, w któ­rych koty ce­lują – mru­cze­niu, miau­cze­niu, pry­cha­niu i sy­cze­niu. Na­sze koty to prze­cież istne ga­duły i warto wie­dzieć, co mają nam do prze­ka­za­nia.

Trze­cia i ostat­nia część Ko­ciego story to po­dróż po współ­cze­snym świe­cie peł­nym ko­tów. Są miej­sca, gdzie na­wet te wolno ży­jące mają jak w raju, ale są też ta­kie, gdzie umie­rają chore i głodne. Opo­wiem o wy­siłku ty­sięcy lu­dzi, wo­lon­ta­riu­szy, któ­rzy do­kar­miają i ste­ry­li­zują bez­domne koty, pró­bu­jąc za­po­biec ich nie­kon­tro­lo­wa­nemu roz­mna­ża­niu się i pro­du­ko­wa­niu ko­lej­nych ko­cich nie­szczęść. Ale bez­dom­ność to nie jest je­dyne nie­szczę­ście, które może spo­tkać koty. Nę­kają je też różne cho­roby, a na wiele z nich wciąż nie ma le­kar­stwa. O tym opo­wie nam za­przy­jaź­niona le­karka we­te­ry­na­rii, opie­ku­jąca się od lat moim licz­nym sta­dem. Koty wy­cho­dzące może też spo­tkać zde­rze­nie z na­szą cy­wi­li­za­cją z po­wodu roz­pę­dzo­nego sa­mo­chodu. Dwa moje pu­pile stra­ciły wła­śnie tak ży­cie, a w ca­łej Pol­sce giną ich ty­siące. Czy w związku z tym po­win­ni­śmy za­mknąć te zwie­rzaki w domu? I czy w ten spo­sób ochro­nimy przy­rodę przed ich ło­wiec­kimi za­ku­sami? To dziś bar­dzo kon­tro­wer­syjne kwe­stie, o które spie­rają się na­wet na­ukowcy. Po­sta­no­wi­łam po­ka­zać ar­gu­menty obu stron, aby dać każ­demu wła­ści­cie­lowi kota moż­li­wość wy­ro­bie­nia so­bie wła­snego zda­nia.

W książce uży­wam za­mien­nie słów „opie­kun” i „wła­ści­ciel” (choć za­sta­na­wia­łam się jesz­cze nad wpro­wa­dze­niem okre­śle­nia „po­korny sługa”). Tak, je­ste­śmy przede wszyst­kim opie­ku­nami i na­szymi ko­tami za­zwy­czaj opie­ku­jemy się naj­le­piej jak po­tra­fimy. Ale jed­no­cze­śnie od strony praw­nej je­ste­śmy wła­ści­cie­lami na­szych zwie­rząt, co na­kłada na nas obo­wią­zek za­dba­nia o ich do­bro­stan, o le­cze­nie, o wzię­cie od­po­wie­dzial­no­ści za ich roz­mno­że­nie. To już nie te czasy, kiedy ko­cięta można było uto­pić w wia­drze czy wy­wieźć do lasu i tam zo­sta­wić w pu­dełku. Choć oczy­wi­ście ta­kie przy­padki wciąż się zda­rzają, a mnie za­wsze wtedy ci­sną się na usta nie­cen­zu­ralne słowa. Mówi się – za­cho­wuj się jak czło­wiek. Pa­trząc na to, co lu­dzie po­tra­fią zro­bić zwie­rzę­tom, ja bym ra­czej po­wie­działa – za­cho­wuj się jak kot. Je­stem prze­ko­nana, że świat byłby wtedy o wiele pięk­niej­szym miej­scem do ży­cia.

Kiedy pi­szę te słowa, ne­stor mo­jego ko­ciego stada, dwu­na­sto­letni Klu­sek, leży obok mnie na biurku i niby śpi, ale co chwila strzyże uszami i le­ni­wie otwiera do po­łowy jedno oko. Na szczę­ście nie wie, co tu o nim na­wy­pi­sy­wa­łam. Tylko ci­cho sza! On ro­zu­mie wię­cej niż się zdaje. To po­twier­dzone na­ukowo.

Za­pra­szam do czy­ta­nia wszyst­kich ko­cia­rzy i tych, któ­rzy jesz­cze nie wie­dzą, że nimi są.

Au­torka

ROZ­DZIAŁ 1

Kiedy to się za­częło,

czyli ge­ne­tycy na tro­pie pierw­szych udo­mo­wio­nych ko­tów

Po­zna­łam ją, za­nim jesz­cze spro­wa­dzi­li­śmy się na stałe na wieś. Przy­jeż­dża­li­śmy na week­endy z War­szawy, cza­sami la­tem zo­sta­wa­li­śmy na dłu­żej. Któ­re­goś dnia, a była to już je­sień, chłodne po­po­łu­dnie, na­gle do na­szego domu we­szła jak gdyby ni­gdy nic drobna, czarna kotka z bia­łymi ła­pami. Wsko­czyła na łóżko i zwi­nęła się w kłę­bek, roz­kosz­nie mru­cząc. Ro­bo­czo na­zwa­li­śmy ją Skar­petką – od śmiesz­nych bia­łych ła­pek. Sie­działa przez cały dzień, zo­stała na noc, a my na­stęp­nego dnia wra­ca­li­śmy do War­szawy. No kło­pot, nie za­mkniemy prze­cież ob­cego kota w domu. Wy­ru­szy­li­śmy więc na po­szu­ki­wa­nia wła­ści­ciela Skar­petki.

– Czarna kotka z bia­łymi łap­kami? – Naj­bliż­sza są­siadka się za­sta­no­wiła. – Ach, to na pewno kotka dzieci pań­stwa G.

Po­szłam kilka do­mów da­lej – do pań­stwa G., ale oni się zdzi­wili.

– Tak, kie­dyś przy­błą­kała się i po­miesz­ki­wała u nas, ale dawno jej nie wi­dzie­li­śmy – po­wie­dział pan G. – Ostat­nio miesz­kała chyba u pani N.

Pani N. z ko­lei ze­znała:

– Tak, ta kotka bywa u nas od czasu do czasu, ale czyja jest, to nie wiem. – Star­sza ko­bieta roz­ło­żyła ręce.

I tak oto oka­zało się, że kotka bywa w co naj­mniej czte­rech do­mach, ale żad­nego nie trak­tuje jako wła­sny. Nikt z są­sia­dów nie czuł się też jej wy­łącz­nym opie­ku­nem.

– Pani ją wy­pu­ści, tu ją za­wsze ktoś na­karmi. Ona tak od kilku lat cho­dzi mię­dzy do­mami – po­ra­dziła pani N.

I tak też zro­bi­li­śmy, bo czas już nas go­nił. Wy­sta­wi­li­śmy Skar­petkę ra­zem z mi­ską je­dze­nia na dwór i po­je­cha­li­śmy do War­szawy. Wró­ci­li­śmy do­piero na wio­snę ko­lej­nego roku. Nie mi­nął dzień, a Skar­petka znów się po­ja­wiła. Nie sama. Przy­pro­wa­dziła trzy pod­ro­śnięte już ko­ciaki, które z wiel­kim ape­ty­tem pa­ła­szo­wały wy­sta­wioną karmę. A po­tem cała ro­dzina gdzieś so­bie po­szła. Przy­cho­dziły co­dzien­nie przez ty­dzień, w tym cza­sie udało nam się zna­leźć ko­cia­kom domy.

A do nas pew­nego dnia przy­szła nowa są­siadka – pani Ka­sia, która wła­śnie za­częła przy­jeż­dżać na lato do Bor­suk. Za­py­tała, czy to przy­pad­kiem nie na­sza kotka, taka czarna z bia­łymi łap­kami. Opo­wie­dzia­łam jej hi­sto­rię Skar­petki, która od lat po­miesz­kuje w kilku do­mach. Nowa są­siadka przy­wią­zała się bar­dzo do Skar­petki, opła­ciła jej ste­ry­li­za­cję, na­wet chciała za­brać na zimę do domu do mia­sta.

– Ale to była dla tej kotki mę­czar­nia. Sie­działa w na­szym miesz­ka­niu pod łóż­kiem, całe dnie nie ja­dła, kom­plet­nie nie umiała się od­na­leźć – wspo­mina pani Ka­sia, która za­opie­ko­wała się Skar­petką. – Pró­bo­wa­łam trzy razy, za każ­dym ra­zem kotka była w mie­ście okrop­nie nie­szczę­śliwa. Co zro­bić, przy­wieź­li­śmy ją na wieś i wy­pu­ści­li­śmy wolno.

Od tego czasu Skar­petka jesz­cze przez kilka lat żyła, jak sama chciała – wę­dru­jąc mię­dzy za­przy­jaź­nio­nymi do­mami i pod­ja­da­jąc tu i ów­dzie (a w prak­tyce – wszę­dzie). Prze­pro­wa­dzi­li­śmy się już wtedy na stałe na wieś i Skar­petka zo­stała na­szą re­zy­dentką na zimę, choć po­miesz­ki­wała też u pani Ireny za pło­tem – to było jej dru­gie zi­mowe schro­nie­nie. Po­tra­fiła nie po­ja­wiać się przez całe lato, ale kiedy nad­cho­dziły chłody, mel­do­wała się na ka­na­pie przy piecu. Śmia­li­śmy się je­sie­nią:

– Oho, Skar­petka przy­szła, trzeba na­pa­lić w piecu, bo bę­dzie mróz!

Czę­sto sły­sze­li­śmy ją szyb­ciej, niż zo­ba­czy­li­śmy, bo Skar­petka była w sta­nie per­ma­nent­nej wojny z na­szym naj­star­szym ko­tem Klu­skiem. Kiedy wcho­dziła do kuchni, na wszelki wy­pa­dek za­czy­nała ostrze­gaw­czo bu­czeć, Klu­sek na nią pry­chał i sy­czał, a reszta ko­tów roz­pierz­chała się po ką­tach. Po­tem tro­chę stado się do niej przy­zwy­cza­jało, choć jego czę­ścią Skar­petka nie stała się ni­gdy. Ani ona tego nie chciała, ani reszta ko­tów. Kiedy nad­cho­dziły pierw­sze cie­płe dni, Skar­petka wy­no­siła się od nas. Naj­czę­ściej la­tem re­zy­do­wała u pani Kasi, która zjeż­dżała na let­ni­sko. Tam była je­dyną ko­cią kró­lową. Ile lat tak prze­wę­dro­wała mię­dzy do­mami? Nikt do­kład­nie nie wie, ale we­dług na­szych ra­chun­ków co naj­mniej dzie­sięć. I w końcu do­pa­dło ją to, co do­sięga tak wiele wy­cho­dzą­cych ko­tów. Roz­pę­dzony sa­mo­chód, który po­trą­cił ją pew­nie w nocy. Rano mar­twą Skar­petkę na po­bo­czu zna­la­zła Agatka idąca do szkoły. Po­cho­wa­li­śmy ją w ogro­dzie pod ja­błonką w ubie­głym roku.

Do dziś czę­sto o Skar­petce my­ślę. Jest dla mnie ucie­le­śnie­niem nie­za­leż­nego ko­ciego cha­rak­teru, za­mi­ło­wa­nia do cho­dze­nia wła­snymi dro­gami, ta­lentu do prze­trwa­nia, ale też tru­dów ży­cia kotki na wol­no­ści. Prze­cież do­piero ste­ry­li­za­cja spra­wiła, że Skar­petka prze­stała mieć rocz­nie dwa mioty ko­ciąt, które mu­siała obro­nić i wy­kar­mić. Pod ko­niec lata wy­glą­dała za­zwy­czaj jak cień. Do­piero kiedy prze­stała ro­dzić i kar­mić bez prze­rwy, na­brała ciała, sierść za­częła jej błysz­czeć, mo­gła so­bie po­zwo­lić na le­niwe wy­le­gi­wa­nie się w słońcu. Prze­sta­li­śmy ją wi­dzieć prze­my­ka­jącą ner­wowo w po­szu­ki­wa­niu je­dze­nia dla sie­bie i dzieci.

I kiedy czy­tam naj­now­sze ana­lizy na­ukow­ców, któ­rzy do­tarli do po­cząt­ków ist­nie­nia ko­ciego ga­tunku i od­kryli, że wła­ści­wie ni­czym nie różni się on od ko­tów dzi­kich, przed oczami staje mi wła­śnie Skar­petka. Ży­jąca przy lu­dziach, a jed­nak nie­za­leżna. Li­cząca na karmę w mi­seczce, ale do­sko­nale po­tra­fiąca po­ra­dzić so­bie bez do­kar­mia­nia. Uwiel­bia­jąca gła­ska­nie i dra­pa­nie za uchem, ale jed­nak nie­re­zy­gnu­jąca ni­gdy z czuj­no­ści i dy­stansu. Czy to był kot dziki, czy do­mowy? Z na­uko­wego punktu wi­dze­nia na to py­ta­nie nie ma jed­no­znacz­nej od­po­wie­dzi. Zda­niem bio­lo­gów kota nie można uznać za ga­tu­nek w pełni udo­mo­wiony, cho­ciaż jego związki z czło­wie­kiem li­czą so­bie wiele ty­sięcy lat.

Ba­da­nia ge­ne­tyczne prze­pro­wa­dzone w ostat­nich kil­ku­na­stu la­tach w róż­nych ośrod­kach na­uko­wych na świe­cie po­ka­zały jed­no­znacz­nie, że pro­ces udo­mo­wie­nia kota wcale się nie za­koń­czył. Ko­tom wciąż jest bli­żej do ich dzi­kich po­bra­tym­ców niż do pod­po­rząd­ko­wa­nych czło­wie­kowi, nie­umie­ją­cych już po­ra­dzić so­bie sa­mo­dziel­nie w na­tu­ral­nym śro­do­wi­sku zwie­rząt do­mo­wych – uwa­żają dziś na­ukowcy.

Za­nim ba­da­cze wy­su­nęli tę re­wo­lu­cyjną tezę, prze­śle­dzili, jak prze­bie­gało udo­mo­wie­nie in­nych zwie­rząt do­mo­wych, i spraw­dzili, które z nich speł­niają kry­te­ria do­me­sty­ka­cji (udo­mo­wie­nia). Ta­kie zwie­rzę po­winno być zso­cja­li­zo­wane z czło­wie­kiem, czyli to­le­ro­wać jego obec­ność i być mu pod­po­rząd­ko­wane. Co naj­waż­niej­sze – czło­wiek po­wi­nien mieć kon­trolę nad jego roz­mna­ża­niem się i moż­li­wość wpły­wa­nia na do­bór par zwie­rząt w celu wy­eks­po­no­wa­nia po­żą­da­nych cech i eli­mi­na­cji nie­chcia­nych. W ten spo­sób udo­mo­wiono i wy­od­ręb­niono rasy wszyst­kich zwie­rząt ho­dow­la­nych. Udo­mo­wie­nie to pro­ces prze­bie­ga­jący przez całe po­ko­le­nia zwie­rząt. Dia­me­tral­nie różni się ono od oswo­je­nia, które może na­stą­pić w ży­ciu jed­nego zwie­rzę­cia, jak choćby w przy­padku dzi­kich zwie­rząt ho­do­wa­nych w zoo. One też to­le­rują czło­wieka, są od niego za­leżne i nie wy­bie­rają so­bie same part­ne­rów do roz­rodu. Pro­ces do­me­sty­ka­cji sięga jed­nak jesz­cze da­lej. Aby można było o nim mó­wić, zmiany mu­szą na­stą­pić na po­zio­mie cech mor­fo­lo­gicz­nych oraz ge­ne­tycz­nych zwie­rzę­cia w wy­niku sztucz­nej se­lek­cji. Zwie­rzę udo­mo­wione to­le­ruje lu­dzi nie dla­tego, że na­uczyło się tego w ciągu swo­jego ży­cia, ale dla­tego że ma to za­pi­sane w ge­nach.

Pierw­sze zwie­rzęta ho­dow­lane czło­wiek udo­mo­wił w cza­sach neo­litu, około 10 ty­sięcy lat temu, tuż po tym, jak człon­ko­wie pierw­szych spo­łecz­no­ści ło­wiecko-zbie­rac­kich wy­brali osia­dły, rol­ni­czy tryb ży­cia. Udo­mo­wie­nie krów czy świń po­szło ła­two. To zwie­rzęta ła­godne, ule­głe, ro­śli­no­żerne, które szybko do­brze po­czuły się przy czło­wieku. Nieco ina­czej prze­bie­gało udo­mo­wie­nie pierw­szego i naj­bliż­szego zwie­rzę­cego to­wa­rzy­sza czło­wieka – psa, któ­rego bez­po­śred­nim przod­kiem był wilk. Pierw­sze psy po­ja­wiły się przy czło­wieku jesz­cze w cza­sach spo­łecz­no­ści ło­wiecko-zbie­rac­kich. Szybko stały się bar­dzo uży­teczne – alar­mo­wały war­cze­niem o na­dej­ściu ob­cych zwie­rząt, pil­no­wały miejsc noc­le­go­wych, po­ma­gały w po­lo­wa­niach. Czło­wiek bar­dzo szybko za­czął in­ge­ro­wać w ich roz­mna­ża­nie, eli­mi­nu­jąc agre­sję i skłon­ność do walki, a wzmac­nia­jąc ce­chy so­cja­li­za­cji z czło­wie­kiem. Dla­tego pies szybko za­tra­cił in­stynkt stad­nego po­lo­wa­nia i stał się wier­nym to­wa­rzy­szem czło­wieka, co­raz bar­dziej ge­ne­tycz­nie róż­ni­cu­jąc się od swo­ich wil­czych przod­ków.

Wszyst­kie te zwie­rzęta, od krowy po psa, łą­czy jedna ce­cha, klu­czowa w pro­ce­sie udo­mo­wie­nia – to zwie­rzęta stadne, in­stynk­tow­nie pod­po­rząd­ko­wu­jące się prze­wod­ni­kowi stada, w tym przy­padku czło­wie­kowi. Z ko­tem rzecz miała się zu­peł­nie ina­czej. To je­dyny sa­mot­nik w gro­nie zwie­rzę­cych to­wa­rzy­szy czło­wieka. W do­datku cał­ko­wi­cie mię­so­żerny, co rów­nież utrud­nia udo­mo­wie­nie – reszta zwie­rząt ho­do­wa­nych przez czło­wieka nie jest tak wy­ma­ga­jąca w kwe­stii diety. Kot ma też silny in­stynkt te­ry­to­rialny, dla­tego do dziś przy­wią­zuje się bar­dziej do miej­sca niż do czło­wieka. To wszystko ja­koś na­ukow­com nie pa­so­wało do wi­ze­runku pod­po­rząd­ko­wa­nej czło­wie­kowi ma­skotki. Dla­tego dwóch pro­fe­so­rów z Uni­wer­sy­tetu Oks­fordz­kiego Car­los Dri­scoll, Da­vid Mac­do­nald wraz prof. Ste­phe­nem O’Brie­nem, ge­ne­ty­kiem z ame­ry­kań­skiego Na­tio­nal In­sti­tu­tes of He­alth, po­sta­no­wiło prze­pro­wa­dzić na­ukowe śledz­two i wziąć pod lupę kwe­stię ko­ciego po­cho­dze­nia i stop­nia udo­mo­wie­nia. W tym celu na­ukowcy po­brali próbki DNA za­równo od dzi­kich ko­tów Fe­lis si­lve­stris, jak i od około 1000 ko­tów do­mo­wych Fe­lis si­lve­stris ca­tus. Oka­zało się, że oba ga­tunki mają bar­dzo po­dobny ge­nom – znacz­nie bar­dziej niż by­łoby to w przy­padku udo­mo­wio­nego zwie­rzę­cia.

– Do­me­sty­ka­cja kota nie była ce­lo­wym dzia­ła­niem czło­wieka – uwa­żają Dri­scoll, Mac­do­nald i O’Brien.

– To te sprytne, dzi­kie zwie­rzęta wy­ko­rzy­stały ni­szę eko­lo­giczną, która po­wstała, kiedy ludz­kie spo­łecz­no­ści z pier­wot­nych grup ło­wiecko-zbie­rac­kich prze­kształ­ciły się w osady rol­ni­cze, czyli mię­dzy 9500 a 3500 lat przed na­szą erą. Wtedy lu­dzie za­częli siać przy swo­ich sie­dzi­bach zboża i prze­cho­wy­wać ziarno oraz inne płody rolne. Bły­ska­wicz­nie przy­cią­gnęły one szczury i my­szy, a za nimi przy­wę­dro­wały do sie­dzib ludz­kich koty. Tak na­prawdę ni­gdy nie dały się cał­ko­wi­cie udo­mo­wić. Przez ty­siąc­le­cia miesz­ka­nia bli­sko czło­wieka za­wsze szu­kały so­bie pary na wła­sną rękę, a ich roz­mna­ża­nie nie było kon­tro­lo­wane. Kot do­mowy wy­ewo­lu­ował ze swo­jego przodka w cał­ko­wi­cie na­tu­ralny spo­sób jako nowy ga­tu­nek – twier­dzą ba­da­cze.

A po­tem kot po pro­stu wy­brał so­bie sie­dziby ludz­kie jako ob­fi­tu­jące w je­dze­nie i bę­dące wy­god­nymi miej­scami do ży­cia. Jak wy­ka­zały ba­da­nia ge­ne­tyczne, prze­pro­wa­dzone przez ze­spół prof. Dri­scolla, stało się to ja­kieś 10 ty­sięcy lat temu. Aby zna­leźć miej­sce pierw­szego udo­mo­wie­nia kota, na­ukowcy prze­ana­li­zo­wali DNA 11 ty­sięcy współ­cze­snych ko­tów z róż­nych za­kąt­ków świata i usta­lili, że pierw­sze ge­ne­tyczne tropy pro­wa­dzą do re­jonu zwa­nego Ży­znym Pół­księ­ży­cem, cią­gną­cego się od Egiptu, przez Pa­le­stynę, Sy­rię, aż po Me­zo­po­ta­mię w do­li­nie Ty­grysu i Eu­fratu. Współ­cze­śnie to te­reny Tur­cji, Sy­rii, Izra­ela i Jor­da­nii. Tam wła­śnie żył kot, który stał się pra­przod­kiem wszyst­kich ko­tów do­mo­wych ist­nie­ją­cych dzi­siaj na świe­cie.

Usta­le­nia prof. Dri­scolla po­twier­dziło po­tem kilka nie­za­leż­nych ba­dań za­równo DNA ko­tów współ­cze­snych, jak i ba­dań szcząt­ków i ge­nów pra­przod­ków dzi­siej­szych mrucz­ków. Nie ma więc wąt­pli­wo­ści, że wła­śnie tam kot po raz pierw­szy za­miesz­kał w po­bliżu czło­wieka i stam­tąd roz­prze­strze­nił się po świe­cie, choć po­wody i trasy tych mi­gra­cji kryją jesz­cze wiele nie­spo­dzia­nek.

Z ży­cia wzięte

Kotka, która my­ślała, że jest psem. Opo­wiada Piotr Sta­siak Su­le­jówka, dy­rek­tor w fir­mie IT

Swego czasu mie­li­śmy dwie kotki – Nyx i Rey, sio­stry. Obie wy­cho­wały się z na­szym psem, ale tylko Rey uznała, że rów­nież jest psem. Kiedy wy­cho­dzi­li­śmy z psem na spa­cery, cho­dziła ra­zem z nami. Kiedy pies umarł, to się na nas ob­ra­ziła i ode­szła. To się zda­rzyło już ja­kieś cztery lata temu. Raz nie było jej przez kilka ty­go­dni. Zła­pa­łem ją w po­bli­skim le­sie, przy­wio­złem do domu, ale ucie­kła przy pierw­szej oka­zji. W końcu się wy­pro­wa­dziła. To była – a wła­ści­wie jest – bar­dzo cha­rak­terna kotka. Cza­sem ją wi­du­jemy, mieszka ja­kieś 2 ki­lo­me­try od nas w stronę War­szawy. Zna­la­zła inny dom. Jej sio­stra Nyx jest z nami do tej pory.

Kot ma wciąż wiele za­cho­wań dzi­kiego zwie­rzę­cia. Kiedy prze­staje do­sta­wać je­dze­nie od czło­wieka, bez pro­blemu za­mie­nia się w sku­tecz­nego łowcę, na­wet je­śli całe ży­cie wcze­śniej spę­dził na ka­na­pie. Nie­któ­rzy ba­da­cze uwa­żają, że u pod­łoża za­cie­śnie­nia kon­tak­tów ko­cio-ludz­kich wcale nie le­żała na­sza chęć po­sia­da­nia eta­to­wego za­bójcy my­szy. War­tość użyt­kowa kota za­wsze była ni­kła, na­wet jako łowcy gry­zoni. W tej roli dużo le­piej spraw­dzają się na przy­kład te­riery albo fretki. Jed­nak kot do­mowy wy­kształ­cił ce­chę, która po­zwala mu bez pro­blemu od­na­leźć się w to­wa­rzy­stwie lu­dzi i być współ­bie­siad­ni­kiem przy ludz­kim stole – on cał­ko­wi­cie wbrew swo­jej pier­wot­nej na­tu­rze na­uczył się to­le­ro­wać czło­wieka w swoim oto­cze­niu i stał się stwo­rze­niem spo­łecz­nym. A przy­naj­mniej cał­kiem spraw­nie uda­ją­cym, że tak jest. A czło­wieka to ob­ła­ska­wie­nie zwie­rzę­cia, które wciąż za­cho­wało swoją dziką na­turę, naj­wy­raź­niej za­chwy­ciło tak, że mach­nął ręką na za­ga­nia­nie kota do pracy i po­zwo­lił mu wy­le­gi­wać się przy piecu.

Jed­nak w ge­nach kota do­mo­wego są już pewne ślady udo­mo­wie­nia, które od­na­leźli ba­da­cze z Wa­shing­ton Uni­ver­sity School of Me­di­cine w Sa­int Lo­uis pod kie­row­nic­twem prof. We­sleya War­rena. Ana­li­zu­jąc ge­nom ko­tów do­mo­wych i dzi­kich, na­ukowcy od­kryli zmiany w ge­nach wa­run­ku­ją­cych pa­mięć, strach i po­szu­ki­wa­nie na­grody. Uważa się, że tego typu za­cho­wa­nia – szcze­gól­nie te, gdy zwie­rzę szuka na­grody – są ważne w pro­ce­sie udo­mo­wie­nia. Jak uważa prof. War­ren, nie­trudno so­bie wy­obra­zić, że lu­dzie mu­sieli da­wać ko­tom sma­ko­łyki za po­zo­sta­wa­nie w po­bliżu do­mostw – kot, po­lu­jący lub nie, jed­nak jest sku­tecz­nym stra­sza­kiem na gry­zo­nie. W ten spo­sób w ko­cim ge­no­mie wzmoc­niły się geny od­po­wie­dzialne za przy­jem­ność z po­szu­ki­wa­nia i otrzy­my­wa­nia na­grody – a to po­zwo­liło za­cie­śnić więzi mię­dzy ko­tami a ludźmi.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki