Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Książka Marcina Jacoby, sinologa, autora bestsellerowych "Chin bez makijażu", przybliża współczesny obraz Korei Południowej w szerszej perspektywie: historycznej, kulturalnej i lifestylowej. Autor, z pewnością eksperta i pasją wielbiciela, wprowadza nas w świat koreańskich relacji społecznych i rodzinnych oraz tradycji duchowości i religii. Przedstawia tajniki historii i historii politycznej Republiki Korei w XX oraz na początku XXI wieku, bazując na dopiero niedawno udostępnionych wynikach badań historyków tematu i obalając wiele mitów. Zadaje pytania dotyczące między innymi fenomenu niezwykłego rozwoju Korei, która jeszcze stosunkowo niedawno była postrzegana jako kraj Trzeciego Świata, a obecnie jest centrum nowych technologii. W książce nie zabrakło też tak aktualnego tematu jak koreański konsumpcjonizm wraz z kulturą seriali, K-popu i modą na koreańskie kosmetyki.
Korea Południowa, oficjalnie Republika Korei to prawie dokładnie połowa górzystego, wąskiego półwyspu otoczonego morzem, zamieszkanego przez ponad pięćdziesiąt milionów ludzi, którzy nie boją się niczego, a już najmniej ciężkiej pracy. Gdy wszyscy idą w prawo, oni idą w lewo, gdy ktoś mówi, że coś jest niemożliwe, oni przekornie dowodzą, że wszystko da się zrobić. Są w stanie, tak jak w swoich tradycyjnych daniach, połączyć i wymieszać wszystko ze wszystkim: stare z nowym, twarde z miękkim, wyszukane z pospolitym. Wybuchowi, wylewni i serdeczni. Przywiązani do etykiety, oficjalni i eleganccy. Niewolni od kompleksów wyrosłych z trudnej historii, mimo to uparcie pokazujący światu, że ich kraj jest inny. Inny od wszystkich. Że kroczy swoją własną drogą. Całą naprzód, a najlepiej jeszcze pod prąd. Szybko, bo nie ma czasu. Byle do przodu!
"Korea Południowa. Republika żywiołów" to obowiązkowa lektura dla tych, którzy chcą zdobyć wiedzę na temat tego fascynującego kraju i dzięki temu pozbyć się stereotypowego myślenia o Korei i jej mieszkańcach.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 490
Projekt okładki: Adam Kosik
Konsultacja koreanistyczna: dr Anna Paradowska
Redaktor serii: Halina Hałajkiewicz
Redaktor prowadzący: Barbara Czechowska
Redakcja techniczna: Sylwia Rogowska-Kusz
Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski
Korekta: Lingventa (Barbara Milanowska, Aleksandra Zok-Smoła), Maria Talar
Mapy: Anna Szymańska
Zdjęcia: Marcin Jacoby oraz Kim Sunghee i Kim Sumin
© for the text by Marcin Jacoby
© for this edition by MUZA SA, Warszawa 2018, 2024
ISBN 978-83-287-3022-9
Sport i Turystyka – MUZA SA
Wydanie III uzupełnione
Warszawa 2024
–fragment–
Pragnę, żeby nasz kraj był najpiękniejszy na świecie. Nie najbogatszy i nie najpotężniejszy. Cierpieliśmy pod obcą okupacją i nie chcę, żebyśmy i my atakowali innych. (…) Pragnę, by nasz kraj stał się źródłem, standardem i wzorem nowej, wyrafinowanej kultury. Pragnę, by w ten sposób ideał prawdziwego pokoju mógł być w naszym kraju ucieleśniony i rozprzestrzeniony na całym świecie.
KIM GU (1876–1949)
Gdy w 1988 roku w Seulu odbywały się XXIV Letnie Igrzyska Olimpijskie, Republika Korei była jeszcze krajem Trzeciego Świata. Niewiele o niej wiedzieliśmy i niewielu z nas interesowała, tym bardziej że sami byliśmy jeszcze biedniejsi i wciąż zamknięci za żelazną kurtyną. Niedawno zakończyły się kolejne igrzyska olimpijskie, tym razem zimowe w Pyeongchangu (Pjongczangu), w Republice Korei, tej samej, ale już nie takiej samej. Wyrosła niemal z niczego koreańska potęga gospodarcza rywalizuje już z najsilniejszymi graczami na światowych rynkach, a koreańska technologia weszła do naszych domów i wpływa na nasze codzienne życie. Smartfony Samsunga w kieszeniach, porozumiewające się ze sobą telewizory, lodówki i pralki LG w mieszkaniach czy samochody elektryczne Hyundai i Kia na ulicach sprawiły, że znalazła się nagle dużo bliżej, niż się wielu z nas wydaje. Zawojowała nasze życie, zanim zdążyliśmy się zastanowić, skąd pochodzi. Siłę koreańskiej marki pierwsi odkryli młodzi ludzie, którzy szaleją na punkcie k-popu, oglądają w internecie koreańskie dramy, ubierają się zgodnie z koreańską modą, chodzą do koreańskich restauracji i oszczędzają na wakacje w Seulu.
Republika Korei świetnie radzi sobie na arenie międzynarodowej. Południowych Koreańczyków, poza najbardziej znanymi osobistościami, takimi jak Ban Ki-moon (sekretarz generalny ONZ w latach 2007–2016) i dr Lee Jong-wook (dyrektor generalny Światowej Organizacji Zdrowia od 2003 do śmierci w 2006), najbardziej widać w sporcie. Dominują w żeńskim golfie (Imbee Park), łyżwiarstwie szybkim i figurowym (Cha Jun-hwan) czy w swoich tradycyjnych dyscyplinach: łucznictwie i oczywiście taekwondo. Słychać o nich w kulturze: w filmie (reżyserzy Bong Joon-ho, Park Chan-wook), muzyce klasycznej (śpiewacy operowi, skrzypek Yong In-mo, pianista Cho Seong-Jin, zwycięzca XVII Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. F. Chopina w 2015), nie mówiąc już o setkach sławnych koreańskich aktorów, piosenkarzy i tancerzy.
Stosunkowo niewielki kraj, gdzieś daleko na Wschodzie, w ciągu zaledwie trzydziestu lat stał się tak potężny, innowacyjny i nowoczesny, że udało mu się przekonać świat nie tylko do swoich produktów i usług, ale też do muzyki, tańca, designu czy filmów. I co jeszcze dziwniejsze, dokonał tego wbrew tykającej geopolitycznej bombie, z totalitarnym reżimem północnokoreańskim i nieprzychylną Japonią w bezpośrednim sąsiedztwie oraz największymi potęgami światowymi: USA, Chinami i Rosją, traktującymi Półwysep Koreański jak boisko do meczu o supremację w regionie.
Oto Korea Południowa, oficjalnie Republika Korei: prawie połowa górzystego, wąskiego półwyspu otoczonego morzem, zamieszkanego przez ponad pięćdziesiąt milionów ludzi, którzy nie boją się niczego, a już najmniej ciężkiej pracy. Gdy wszyscy idą w prawo, oni idą w lewo, gdy ktoś mówi, że coś jest niemożliwe, oni przekornie dowodzą, że wszystko da się zrobić. Są w stanie, tak jak w swoich tradycyjnych daniach, połączyć i wymieszać wszystko ze wszystkim: stare z nowym, twarde z miękkim, wyszukane z pospolitym. Wybuchowi, wylewni i serdeczni. Przywiązani do etykiety, oficjalni i eleganccy. Niewolni od kompleksów wyrosłych z trudnej historii, mimo to uparcie pokazujący światu, że ich kraj jest inny. Inny od wszystkich. Że kroczy swoją własną drogą. Całą naprzód, a najlepiej jeszcze pod prąd. Szybko, bo nie ma czasu. Byle do przodu!
*
Dlaczego ja i dlaczego akurat ta książka? Być może niektórzy pamiętają Chiny bez makijażu, z tej samej serii wydawnictwa Muza. Wymądrzałem się tam, pisząc o Państwie Środka, z pozycji sinologa, który całe swoje zawodowe życie zajmuje się badaniem kultury chińskiej i ma na ten temat, jak mu się wydaje, coś do powiedzenia. Ale skąd w kręgu moich zainteresowań Korea Południowa? Po prostu z pobudek czysto osobistych, ponieważ związałem się z nią raz na zawsze, gdy po raz pierwszy wyjechałem na Tajwan, aby uczyć się języka chińskiego. A tam w szkole, czy też dokładniej rzecz biorąc, w szkolnej ławce, poznałem pewną Koreankę, która dwa lata później została moją żoną… Julia – to imię będzie się wielokrotnie powtarzać w tej książce – stała się moim oknem i moimi drzwiami do kultury koreańskiej. Dzięki niej i mojej kochanej koreańskiej rodzinie przez ostatnie dwadzieścia parę lat poznaję kraj od środka, z perspektywy uczestnika rodzinnych spotkań, świąt, ślubów, narodzin dzieci, codziennych sukcesów, porażek, tragedii, smutków i radości. Nie mieszkam w Korei Południowej, ale mam ją na co dzień: poprzez rozmowy z żoną, internet, telefon. Język koreański, choć nie znam go płynnie, słychać w naszym domu częściej chyba niż polski, programy koreańskie królują w telewizorze, kuchnia zdominowała moją dietę, częściej trzymam w dłoniach koreańskie metalowe pałeczki niż nóż i widelec. Od 2002 odwiedziłem ten kraj ze trzydzieści razy, z czego aż pięć wizyt odbyłem w ciągu dwunastu miesięcy. W większości były to prywatne wyjazdy z żoną, część stanowiły delegacje służbowe, gdyż do Seulu prowadziły mnie zawodowe ścieżki, gdy pracowałem w sektorze kultury.
W 2008 rozpocząłem pracę w Instytucie Adama Mickiewicza, który szukał kogoś znającego Chiny i język chiński do pomocy w realizowaniu programu polskich wydarzeń kulturalnych na odbywające się dwa lata później Expo w Szanghaju. Już w drugim roku mojej pracy w instytucie stwierdziłem, że dobrze byłoby budować polską obecność kulturalną nie tylko w Chinach, ale w ogóle w regionie Azji Wschodniej. Republika Korei była jednym z tych miejsc, w których chciałem spróbować swoich sił. Znając jakoś ten kraj, dostrzegałem we współpracy z nim ogromny potencjał, mimo że w owym czasie w Polsce jeszcze mało kto tak myślał. Na próżno szukałem sprzymierzeńców – ten kraj nikogo specjalnie nie interesował. Gdy po raz pierwszy powiedziałem o moim pomyśle ówczesnemu dyrektorowi instytutu, Pawłowi Potoroczynowi, ten spojrzał na mnie uważnie i powiedział tylko: „Udowodnij mi, że warto”. Przygotowałem więc solidną analizę, przedstawiłem argumenty i… dostałem szansę. Przez następne dwa lata wspólnie ze skromnym zespołem Projektu Azja przygotowywałem serię polskich wydarzeń kulturalnych zaplanowanych na październik 2012 roku. „Polski październik w Korei”, pierwsza tak duża prezentacja naszej kultury na Półwyspie, okazał się sporym sukcesem i od tego czasu Instytut Adama Mickiewicza już Korei Południowej nie opuścił. Przez kolejne cztery lata naszemu zespołowi udało się tam zrealizować wiele wspaniałych projektów, niektóre imponujące, tak jak Wycinka w reżyserii Krystiana Lupy otwierająca festiwal teatralny SPAF, przekrojowa wystawa polskiej sztuki dawnej w Muzeum Narodowym Korei czy trasa koncertowa Sinfonii Varsovii pod batutą Krzysztofa Pendereckiego. Nawiązałem mnóstwo znajomości i przyjaźni, lepiej poznałem dawną i współczesną kulturę, środowisko pracy czy w ogóle społeczeństwo od nieco innej strony niż prywatna i rodzinna. Przez zespół Projektu Azja przewinęły się trzy zdolne koreanistki: Justyna Najbar-Miller, Anna Diniejko-Wąs i Ewa Chwilczyńska. Nie tylko wspierały mnie w pracy, ale dużo nauczyły o Korei, za co im bardzo serdecznie dziękuję. Dodatkową satysfakcją jest dla mnie to, że Ewa kontynuuje w Instytucie współpracę z Koreą, rok po roku odnosi wielkie sukcesy, ostatnio m.in. dzięki pierwszej polskiej prezentacji na prestiżowym Gwangju Biennale.
Książka, którą oddaję w Państwa ręce, to wypadkowa czterech ścieżek moich doświadczeń życiowych. Przede wszystkim osobistych relacji rodzinnych na przestrzeni ostatnich dwudziestu paru lat, doświadczeń zawodowych wyniesionych z organizacji wydarzeń w Republice Korei oraz doświadczeń akademickich z nauczania o Azji Wschodniej na Uniwersytecie SWPS we współpracy z koreanistami i japonistami. A na koniec również i mojego wykształcenia sinologicznego, gdyż daje mi ono pewną swobodę poruszania się w historii Azji Wschodniej, kultury konfucjańskiej czy pisma znakowego i pozwala zupełnie inaczej patrzeć z tej perspektywy na Półwysep Koreański. Cywilizacja chińska przez wieki wywierała głęboki wpływ na cały region: od Korei i Japonii po Wietnam, dlatego wiedza sinologiczna niewątpliwie pomaga w zrozumieniu głębszych warstw kultury, religii, obyczajów i relacji społecznych w tych wszystkich krajach.
Nie byłbym w stanie napisać tej książki bez przekopania się przez całą stertę mądrych książek i niezliczone artykuły prasowe, analizy oraz statystyki dostępne w internecie. Ponieważ nie jestem koreanistą, musiałem próbować wszelkimi sposobami uzupełniać braki w mojej edukacji, szczególnie w takich obszarach, jak historia starożytnej Korei. Zdaję sobie sprawę, że nie mogło się to w pełni udać, dlatego koreanistów proszę o wybaczenie. Dziękuję pani dr Annie Paradowskiej, kierownikowi Zakładu Koreanistyki Wydziału Orientalistycznego Uniwersytetu Warszawskiego, za wnikliwą konsultację merytoryczną pierwszego wydania tej książki, za wszystkie niezwykle cenne uwagi i poprawki, jakie do niej wniosła. Dziękuję moim współpracownikom z Uniwersytetu SWPS, koreanistom: dr. Dominikowi Rutanie, dr. Jakubowi Krzoskowi i dr. Jakubowi Taylorowi – za kolejną porcję uwag, dzięki którym obecne, trzecie wydanie lepiej odpowiada najnowszemu stanowi wiedzy o Korei. Jestem również bardzo wdzięczny zespołowi wydawnictwa MUZA za owocną, wieloletnią współpracę i możliwość uaktualnienia mojej koreańskiej opowieści. Pod koniec książki zamieszczam zwięzły opis głównych źródeł, na których się oparłem lub z których korzystałem. Nie jest to publikacja naukowa, nie miałem więc możliwości zaznaczania w tekście, komu albo jakiemu źródłu zawdzięczam daną informację. Dlatego wszystkich dociekliwych czytelników proszę o zrozumienie. Starałem się sprawdzać przytaczane przeze mnie fakty w co najmniej dwóch źródłach o charakterze naukowym, choć wiele informacji aktualnych czerpałem bezpośrednio z prasy. W takich wypadkach sięgałem po gazety i magazyny o ustalonej międzynarodowej reputacji. Większość z nich to źródła angielskojęzyczne.
Na koniec muszę wspomnieć o ogromnej roli, jaką w pisaniu tej książki odegrała moja żona. Była moim pełnoetatowym wyszukiwaczem informacji, konsultantem, krytykiem i recenzentem. Całymi godzinami szperała w koreańskim internecie, sporządzając setki stron notatek i referując mi, co na dany temat piszą koreańscy historycy, dziennikarze, badacze, blogerzy czy zwykli użytkownicy. Zarzucałem ją setkami pytań i próśb o weryfikację tego, co ja z kolei przeczytałem w językach europejskich lub po chińsku. Ona zaś nie wahała się mnie krytykować, gdy pisałem coś, co jej zdaniem było błędne lub niewłaściwe. Pytała rodzinę i znajomych o ich opinie i odczucia, by zapobiec ukazywaniu wszystkiego wyłącznie z własnego punktu widzenia. Wykonała mnóstwo ciężkiej i wspaniałej roboty. Jej imię powinno widnieć na okładce jako współautorki książki. Dlaczego go tam w takim razie nie ma? W naturze Julii leży chęć pozostawania w cieniu. Dobrze się czuje w roli osoby wspierającej i nie zgodziła się na nic więcej. A zatem, szanując ten wybór, dziękuję jej z głębi serca za pracę, pomoc, wsparcie, a przede wszystkim za motywowanie mnie do pisania o Korei Południowej. Julia kocha swoją ojczyznę i chce, by w Polsce można było Koreę lepiej poznać, zwalczać stereotypy, korygować błędne lub niedokładne informacje i opinie w środkach masowego przekazu. Nie wiem, czy udało mi się spełnić którykolwiek z tych celów, ale szczerze próbowałem.
Nie mogę w tym miejscu pominąć mojej koreańskiej rodziny. Przede wszystkim dziękuję im za to, że są i że przyjęli mnie jak swego niemal już pierwszego dnia, bez żadnych warunków wstępnych, bez uprzedzeń, bez rezerwy. Mieli serce na dłoni, wspierali mnie we wszystkich moich poczynaniach. Pokazywali mi swój kraj, obsypywali mnie prezentami, żywili, dbali o mnie, otaczali miłością. Nigdy nie będę w stanie spłacić tego długu ani odwdzięczyć się im nawet w niewielkiej części. Ucieszyli się, że piszę o Korei, pozwolili mi na wspominanie o nich w różnych anegdotach, a podczas naszego pobytu w 2017 roku ofiarnie wozili nas oboje po przeróżnych miejscach, bym mógł zrobić zdjęcia, które znajdą państwo w tej książce. Rozbijaliśmy się po wioskach i opłotkach, by uchwycić ryż rosnący na polu czy papryczki chilli w czyimś ogródku, jeszcze raz zaliczaliśmy główne atrakcje turystyczne, by je pokazać na zdjęciach polskim czytelnikom. Gdy mówiłem, że potrzebuję jeszcze jakiegoś tematu, stawali na głowie, by mi pomóc.
Niewątpliwie więc nie jest to chłodna i w pełni obiektywna relacja. Zaważyło na niej zbyt wiele osobistych doświadczeń i zbyt bliskie są moje koreańskie powiązania rodzinne, by mogła taka być. Ale może to i lepiej?
Do jej napisania przygotowywałem się, gdy rządziła tam jeszcze prezydent Park Geun-hye (Park Geun Hie). Kiedy nieoczekiwanie straciła grunt pod nogami, a przez kraj zaczęły się przetaczać demonstracje setek tysięcy ludzi, zastanawiałem się, czy powinienem pisać o państwie, które ewidentnie przechodzi właśnie gigantyczne, historyczne przemiany. Zacząłem nieśmiało, gdy po usunięciu prezydent Park i po nowych wyborach władzę objął obecny prezydent Moon Jae-in. Ale na tym zmiany się nie skończyły. Zatarg z Chinami z powodu systemu rakietowego THAAD, próby jądrowe w Korei Północnej, nałożenie na reżim największego w historii embarga, eskalacja napięcia pomiędzy Koreą Północną a USA, która doprowadziła niemal do wybuchu wojny, rozjemcze działania Moona podczas igrzysk w Pyeongchangu i jego mistrzowskie strategie dyplomatyczne, poruszające spotkanie głów dwóch koreańskich państw w Panmunjom (Panmundżom) i drugie spotkanie ad hoc w obliczu niebezpieczeństwa zerwania rozmów przez USA, wreszcie historyczny szczyt Trump–Kim w Singapurze dwunastego czerwca 2018 roku – to wszystko działo się, gdy ja pociłem się nad książką. Zastanawiałem się, czy zaraz nie będę musiał pisać jej od nowa. Czy może poczekać, aż wszystko się już „zadzieje”? Ale skąd będę wiedział, że już? Czy zdążę książkę wydać, zanim wszystko się zmieni? Sytuacja na Półwyspie Koreańskim przynosi fascynujące zwroty akcji, ale publikacja nie mogła dłużej czekać. Przyjąłem więc, że opowiem również o najbardziej aktualnych kwestiach nawet, jeśli historia pokaże później, że wszystko potoczyło się nie tak, jak mi się wydawało. I właśnie tak się stało, gdy tak obiecujące rozmowy koreańsko-amerykańskie w 2019 roku spełzły na niczym, a w 2022 roku kolejne wybory prezydenckie wygrał kandydat konserwatystów Yoon Suk-yeol, który odwrócił całą politykę koreańską do góry ogonem. Było co poprawiać do trzeciego wydania książki!
Podobnie jak Chiny bez makijażu oraz inne publikacje w serii Spectrum poleca wydawnictwa MUZA także ta książka ma pokazać współczesny kraj i jego społeczeństwo w szerszej perspektywie historycznej i kulturalnej. To oznacza, że skupiłem się przede wszystkim na próbach opisania tego, co typowe dla Korei Południowej, oraz tego, co może się nam z polskiej perspektywy wydawać inne, egzotyczne czy mało zrozumiałe. Celowo niewiele piszę o Korei Północnej, czyli Koreańskiej Republice Ludowo-Demokratycznej (KRLD). Traktuję ją nie tylko jako osobny (i bardzo specyficzny) kraj, ale jako zupełnie inny temat. Ujmuję kwestię podziału Półwyspu przede wszystkim z perspektywy południowokoreańskiej i koncentruję się na naprostowaniu kilku kwestii dotyczących KRLD przede wszystkim po to, by czytelnicy mogli lepiej zrozumieć, jak trudny i złożony jest temat relacji obydwu państw koreańskich ze sobą nawzajem i z mocarstwami, które mają na nie przemożny wpływ – Chinami i USA. W Korei Północnej nigdy nie byłem, nie czuję się więc kompetentny, by pisać o tym kraju więcej niż to, co „widać” z południa.
Książkę podzieliłem na trzy części. W pierwszej opisuję nieco sam kraj, ale koncentruję się na zagadnieniach społecznych. Znajdą tu Państwo sporo informacji o relacjach międzyludzkich, rodzinie, tradycyjnej duchowości i religii. Druga część przynosi solidną dawkę historii i historii politycznej Republiki Korei w XX oraz na początku XXI wieku. Stawiam w niej wiele tez opartych na publikacjach i wynikach badań historyków dostępnych dopiero od niedawna, w rezultacie przemian politycznych zachodzących w tym kraju od 2017 roku. Tym bardziej czyni ją to ryzykowną. Czytelników obeznanych z tematyką koreańską, o ugruntowanej wiedzy pochodzącej z wcześniejszych źródeł może zdziwić zwłaszcza mocno krytyczny portret dyktatorów rządzących w latach 1948–1987 oraz roli Stanów Zjednoczonych czy masowość ruchów demokratycznych w XX wieku. Wiele z tego, o czym piszę, można odnieść bezpośrednio do sytuacji w naszym kraju. Podobieństwo, jeśli chodzi o wydarzenia polityczne czy uwarunkowania społeczne, pomiędzy Republiką Korei a Polską było dla mnie wręcz uderzające, tyle że tam wiele procesów dokonało się o kilka lat wcześniej niż u nas, a poza tym obydwa państwa borykały się z uwarunkowaniami polityczno-ideologicznymi w lustrzanym odbiciu. My do 1989 roku mieliśmy socjalizm, byliśmy podporządkowani ZSRR i walcząc o wolność, wierzyliśmy w neokonserwatywny liberalizm. Oni do 1987 roku mieli autorytarne rządy kapitalistyczne, byli podporządkowani interesom USA, a walcząc o demokrację, wierzyli w ideały socjalistyczne. Prawdziwa ironia historii. Ostatnia część poświęcona jest zagadnieniom gospodarczym, technologii i konsumpcji. Na koniec piszę nieco o fascynującym zjawisku mody na Koreę, która objęła niemal cały świat i dotarła też do Polski. Mam nadzieję, że i wśród państwa są jej zagorzali fani czy to K-popu, czy kosmetyków koreańskich, czy może koreańskich dram i filmów. Oby moda na Koreę trwała dalej!
I jeszcze słowo o transkrypcji z języka koreańskiego. Imiona, nazwy własne i słowa koreańskie oddawane są w językach europejskich w rozmaity sposób. Na przykład Joseon, nazwa państwa dynastii Yi panującej od XIV do początku XX wieku, zapisywana bywa jako Choson, Chosun, a w Polsce dodatkowo jako Dżoson czy nawet Czoson. Do końca XX wieku najszerzej stosowany był system McCune’a-Reischauera z lat trzydziestych, z późniejszymi modyfikacjami. Nadal system ten preferuje wielu koreanistów jako stosunkowo najlepiej oddający wymowę koreańskich dźwięków. W 2000 koreańskie Ministerstwo Kultury, Sportu i Turystyki wprowadziło nową transkrypcję, opracowaną przez rodzimych językoznawców, zwaną milenijną, udoskonaloną w 2007 roku. Większość słów i nazw koreańskich w tej książce podaję zgodnie z zasadami tej oficjalnej transkrypcji koreańskiej. Opiera się ona na wymowie według zasad języka angielskiego, stąd ’jeon’ wymawia się jak ’dżon’, a ’dae’ jak ’de’.
Niestety obowiązujący w Polsce standard zapisu nazw geograficznych nadal utrzymuje stare transkrypcje polskie, do czego dochodzą jeszcze nazwy szeroko zadomowione, jak ’Seul’ zamiast ’Seoul’. Nasza prasa stosuje swoje własne pomysły, stąd poprzedni prezydent Moon Jae-in zapisywany jest w formie ’Mun Dze In’, obecny prezydent Yoon Suk-yeol jako ’Jun Suk-jol’ (jeśli już, to raczej powinno być ’Jun Sog-jol’), a miasto Pyeongchang, gdzie odbyły się ostatnie zimowe igrzyska olimpijskie, występuje jako ’Pjongczang’, na wzór niedawno spolszczonej nazwy stolicy Korei Północnej ’Pjongjang’ zamiast ’Pyongyang’ (i tak jest dużo bliżej niż fatalny dawny ’Fenian’). Pewnie łatwiej jest stosować wersje spolszczone, ale tylko do czasu, gdy zechcemy z naszą wiedzą wyjść poza Polskę albo sprawdzić coś w źródle obcojęzycznym. Wtedy okaże się, że trudno nam dopasować zapisy, do jakich przywykliśmy, do wersji, które obowiązują wszędzie indziej. Dlatego jestem za tym, żeby jednak trzymać się standardu międzynarodowego i do tego w tej książce zachęcam. Dla opornych lub niechętnych w nawiasach podaję najbardziej rozpowszechnione w Polsce wersje alternatywne.
Nie stosuję jednak żelaznej konsekwencji, szczególnie gdy chodzi o nazwiska. Najbardziej popularne – Kim, właściwie powinno zapisywać się ’Gim’, ’Lee’ to w rzeczywistości ’Yi’, a ’Choi’ zapisuje się ’Choe’, a wymawia ’Człe’. Do tego różne osoby (szczególnie politycy) stosują rozmaite zapisy swoich nazwisk. Zostaję przy utartych wersjach i tych używanych przez samych zainteresowanych. Dlatego właśnie dyktator Yi Seungman pojawia się jako Syngman Rhee, morderczy generał Jeon Duhwan jako Chun Doo-hwan, a prezydent No Muhyeon jako Roh Moo-hyun.
* * *
koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji
Sport i Turystyka – MUZA SA
ul. Sienna 73
00-833 Warszawa
tel. +4822 6211775
e-mail: [email protected]
Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl
Wersja elektroniczna: MAGRAF sp.j., Bydgoszcz