Krucjata Cienia - Łukasz Ławicki - ebook

Krucjata Cienia ebook

Łukasz Ławicki

0,0

Opis

Wyjęty spod ochrony agencji CIA, zdradzony agent staje się bezwzględnym najemnikiem. W krwawym tańcu z niebezpieczeństwem ściga zdrajców, próbując powstrzymać zagładę ludzkości. Rzucony w wir wojny na Ukrainie. Musi wybierać, po której stanie stronie.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 218

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Łukasz Fox Ławicki

Krucjata Cienia

© Łukasz Fox Ławicki, 2024

Wyjęty spod ochrony agencji CIA, zdradzony agent staje się bezwzględnym najemnikiem. W krwawym tańcu z niebezpieczeństwem ściga zdrajców, próbując powstrzymać zagładę ludzkości. Rzucony w wir wojny na Ukrainie. Musi wybierać, po której stanie stronie.

ISBN 978-83-8369-417-7

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

„Świat jest rządzony przez zupełnie inne grono figur, niż sobie wyobrażają ci, którzy nie znają kulis — Beniamin Disraeli, premier Wielkiej Brytanii

Prolog

Zabił, choć tak naprawdę nie wiedział, kto pociągnął za spust. Pistolet dostał w siedzibie rosyjskiego FSB, a wskazówki jak znaleźć ofiarę dostarczyło mu CIA. Teraz patrzył, jak ciało idzie na dno morskiej zatoki, z przywiązanymi do nóg ciężarami. Ethan czy Igor pozostało bez odpowiedzi, był podwójnym agentem, w dwóch różnych wywiadach. Jednak cel, jaki miał, to doprowadzić sprawę do końca, tak aby koszmar się nigdy nie powtórzył. Spojrzał jeszcze raz na zatokę, podróż powrotna w łodzi podwodnej, którą przypłynął wraz z ofiarą, nie wchodziła w grę.

— Śmierć za śmierć — pomyślał, kiedy odchodził z miejsca zbrodni.

Schował pistolet do kabury, udając się w głąb lądu. Mimo że był na odludziu Australijskiego kontynentu, bez trudu znalazł transport, lokalni aborygeni za sowite wynagrodzenie, dowieźli go do najbliższego lotniska. Samolot pasażerski, do którego wsiadł, kursował codziennie do Singapuru. Potem już było łatwiej, dotarł do Moskwy, gdzie mógł zameldować, swojemu szefowi wykonanie zadania. Igor Woronin starał się jak mógł, by awansować na szefa FSB. Nie mógł przypuszczać, że okazja nadarzy się już za kilka miesięcy.

Rok 2022 kończył się połowicznym sukcesem, choć udało się wyeliminować, większego wroga to nadal wojna wywiadów trwała. Woronin nie czekał więc zbyt długo, rozkaz wyjazdu do USA dostał od razu. Wsiadając do samolotu z Moskwy do Nowego Jorku, znów zmienił tożsamość, lądując w Stanach jako agent CIA, Ethan Shaw.

Kolejny etap pasjonującej walki, właśnie się rozpoczynał. Organizacja NWO, z którą próbowali się uporać, zarówno Rosjanie, jak i Amerykanie, była w rozsypce. Jej przywódca, pragnący zabijać ludzi w imię Covid-19, zniknął.

Rozdział 1

Styczeń 2023, Australia, Rosja

Słońce już było w zenicie. Dwóch młodych chłopaków, przyjaciół od wielu lat, wybrało się nad brzeg wschodniego wybrzeża Australii. Miejsce, jakie wybrali na połów, było niewielką zatoką. Wrzynającą się w głąb lądu, często niedostępną dla wielu śmiałków. Jeśli w ten region zapuszczali się turyści, musieli uważać. Liczne skupiska krokodyli, stawały się śmiertelną pułapką. Jednak młodzieńcy byli wychowani w duchu życia zgodnie z matką naturą. Przeszli bezpiecznie około 2 km na południowy zachód, mijając pozostałości drewnianych zabudowań i zniszczonej przystani. Deski skrzypiały, pamiętając jeszcze czasy wojny światowej. Ich podróż trwała niecałe piętnaście minut. Rozstawili wędki i nałożyli przynętę, by po kilku chwilach zarzucić ją do wody. Miejsce, jakie wybrali, obfitowało w ryby, nie czekali więc zbyt długo na branie. Jedna po drugiej ryby wpadały do wiadra z wodą, które w błyskawicznym tempie się zapełniało. Czas biegł leniwie, zamiast zegara odmierzany kolejną złowioną zdobyczą. W pewnym momencie jeden z młodych wędkarzy zauważył, że spławik znów się zanurzył w wodzie. Jednak tym razem nie wypłynął, co by oznaczało, że kolejna ryba podjęła walkę. Zdumiony pociągnął wędkę, żyłka naprężyła się mocno, ale napotkała na opór. Wydawało się, że haczyk zaczepił się o coś na dnie, co bardzo zaniepokoiło młodego Aborygena. Szarpnął wędką jeszcze raz, tym razem poczuł ciężar, który sugerował, że coś dużego złapało się na przynętę. Powoli zaczął obracać kołowrotkiem, nie chciał zerwać ani żyłki, ani zgubić trofeum. Kiedy pojawił się spławik, obaj młodzieńcy zaniemówili. Wpatrywali się w zdobycz jak zauroczeni magią. Na końcu żyłki nie było pokaźnej ryby, tylko ludzka czaszka dorosłego człowieka. Chłopcy na widok resztki włosów, uzębienia i wyłupiastych oczodołów rzucili sprzęt. Chwilę stali jak sparaliżowani, po czym zaczęli biec w stronę wioski. Dystans dwóch kilometrów pokonali w około 6 minut. Lekko łapiąc oddech, dobiegli do domu, gdzie w drzwiach stał zdumiony ojciec.

— Chłopcy co się stało? Czy gonił was krokodyl? Ile razy mówiłem, gdzie można spokojnie łowić, a gdzie są ich żerowiska!

— Nie tato — odparł jeden z młodych wędkarzy, łapiąc łapczywie oddech, próbował wykrzesać kolejne słowo — znaleźliśmy ludzkie szczątki! Tam za starą przystanią! Tam, gdzie byli ci Niemcy!

***

Broome to miasto na północnym wybrzeżu Australii, nieformalna stolica hrabstwa, była największym centrum hodowli pereł. Głównie dzięki turystom z Japonii, amatorom nurkowania, stało się znane na cały region tego globu. Zazwyczaj liczące około 11 tysięcy mieszkańców. W sezonie noworocznym zmieniało się w centrum rozrywki dla bogatych ludzi. W styczniowe popołudnie temperatura tu nieco zelżała, utrzymując jednak nadal 28 stopni Celsjusza. Właśnie do swoich kwater wracali poławiacze pereł, zawodowcy, jak i amatorzy mieli się czym chwalić. Łupy były obfite. Lokalni handlarze, już od samego nabrzeża, nagabywali każdego by za dobrą cenę, dobić targu na tym „lokalnym złocie”. Kto pierwszy raz nurkował, zachłyśnięty sukcesem, był podatny by za niską cenę, oddać swój łup, aby za chwilę przepić pieniądze, w pobliskich barach.

Zawodowcy jednak nie łapali się na sztuczki tubylców. Skrzętnie pakowali swoje zdobycze, by za chwilę nadać je samolotem towarowym. Czas w Broome im bliżej wieczoru zaczynał się wydłużać. Z godziny na godzinę, w pobliskich barach zaczynała grać muzyka. Alkohol lał się strumieniami, a rozweseleni turyści wymieniali się historiami z mijającego dnia. Późnym wieczorem sielanka i humor rozlały się już na dobre w uliczkach Broome, kiedy to do jednego z barów wszedł miejscowy młody policjant. Skończył właśnie dyżur na posterunku i chciał się nieco zrelaksować. Barman na jego widok wyjął szklankę i nalał Whisky z Colą. Policjant jednym łykiem opróżnił jej zawartość i wskazałby barman, nalał kolejną porcję.

— Czy to prawda, że znaleźli trupa w Djarindjin? — zapytał barman, kiedy policjant przechylał kolejną szklankę trunku.

— Tak, jakieś dzieciaki z tej wioski wyłowiły czaszkę człowieka. Jeszcze

cholera miała włosy. Mamy przez to masę roboty papierkowej. Podobno jedzie do nas jakiś ważniak z Sydney. Parszywie zaczął się ten nowy rok jak nie SARS to teraz to…

— Co ma Sydney do trupa w wiosce Aborygenów?

— Nie mam, zielonego pojęcia. Jutro muszę tam jechać, by nadzorować całą sprawę. — odparł młody policjant i pokazał ruchem ręki, by barman nalał mu kolejną porcję Whisky.

Wypił trunek jednym haustem, rzucił pieniądze na blat i chwiejnym lekko krokiem wyszedł z lokalu. Na ulicach Broome tłum, bawił się już w najlepsze,

***

Rok 2023 dla Rosji był nową kartą w dziejach. Kraj ten trzymany przez wiele lat w uścisku dyktatora, nagle zmieniał swoje oblicze. Po informacji o nagłej śmierci prezydenta Rosji, człowieka z KGB, dla tego wielkiego kraju nadchodziły zmiany. Wreszcie miała zagościć tam demokracja, w stylu zachodniej cywilizacji. Wybory na nowego przywódcę wygrał bez przeszkód, młody Aleksandr Volkov. Syn oligarchy, z bogatego domu wspierany przez biznesmenów amerykańskiej rodziny Roth, pokonał wszystkich oponentów, by wspiąć się na sam szczyt. Choć świat zachodni, nie znał go wcale, o jego reklamę i potrzebne fundusze na kampanię, zadbał Ben Roth. Najmłodszy członek, wielkiej rodziny finansistów z USA. Snuł się niczym cień młodego Volkova, od samego początku, kierując go na właściwe tory polityki. Sukces w wyborach młodego Rosjanina był zarazem sukcesem całej finansjery Roth. Ta rodzina od wielu pokoleń pojawiała się tam, gdzie trzeba było zaprowadzić, nowy porządek świata. Jej przodkowie finansowali Napoleona, kiedy podpalał świat, nazistów, kiedy zdobywali Europę. Sam Ben w latach 2019—2022 pożyczał pieniądze Unii Europejskiej, by ta miała za co kupić szczepionki na SARS-COV-2. Ludzie, rzadko wychodzący z cienia, unikający blasku fleszy i kamer, byli jednak wszędzie tam, gdzie można było zarobić.

Pierwsze pół roku w Rosji minęło Aleksandrowi, beztrosko i lekko, odbierał on bowiem same gratulacje. Epidemia SARS nagle zniknęła jak zaczarowana, granice zostały otwarte, a świat zaczął znowu oddychać bez masek. Nikt tak naprawdę, już nie zastanawiał się, jak to było możliwe, że omal nie zaczęto zamykać ludzi w więzieniach za brak szczepienia. Młody prezydent Rosji, dzięki nowym regulacjom WHO, mógł swobodnie podróżować i przedstawiać się światu. Brylował na salonach niczym celebryta, ocieplał stosunki z zachodem, stawiając Rosję nie w roli złej dyktatury, a dobrego wuja „Saszy”.

Nad Europą nastał poranek, kiedy samolot Ił-96-300PU wiozący Volkova, przecinał przestrzeń powietrzną kontynentu. Za około sześćdziesiąt minut miał rozpocząć zniżanie na lotnisku pod Moskwą. Ten mocno zmodyfikowany poradziecki samolot, był niczym Air Force One w USA. Tym razem maszyna z prezydentem Rosji wracała ze spotkania, jak to mówiono w kręgach politycznych, z „Panem T”, czyli głową Stanów Zjednoczonych. Milionerem, ekscentrycznym biznesmenem, o twardym charakterze, nielubianym w świecie finansjery. Rozmowy, jakie prowadzono, dotyczyły roli WHO. Po niedawnej Epidemii prezydent USA rozpoczął proces wyjścia, jego kraju z tej organizacji. Był bowiem przeciwnikiem szczepień, sceptykiem odnośnie do wirusa SARS, twierdził, że w 2022 roku, mógł schwytać mitycznego Nicolasa Shamba. Jak mówił prezydent USA, ta osoba była szefem organizacji NWO, która chciała wprowadzić Ostateczne Rozwiązanie, za pomocą spreparowanych szczepionek.

Samolot Ił-96 właśnie znajdował się nad Polską, kiedy w kabinie Prezydenta Volkova, zadzwonił telefon satelitarny. Wyglądająca nieco, jak stara, wojskowa radiostacja puszka, brzęczała i mrugała czerwoną lampką. Świeżo upieczony szef, największego kraju podniósł aparat i nacisnął guzik, w słuchawce odezwał się piskliwy, dziecięcy głos:

— Chyba mamy Problem Aleksandr, nasz człowiek w Australii donosi, że odnaleźli „dziadka”. Rozumiesz, co to oznacza?

Volkov próbował zebrać myśli i łapać oddech, serce zaczęło mu bić nieco szybciej.

— Skąd wiadomo, że to on? — wycedził po kilkunastu sekundach

— Znaleźli sygnet z symbolem naszej organizacji. Trzeba odnaleźć tego błazna z NWO. Płynęli razem na pokładzie łodzi podwodnej, uciekali jak szczury przed CIA. Po tym, jak spopielił on, prawie całą swoją organizację. Zginęli na Nusa Penida, główni ludzie, którzy mieli objąć stanowiska w światowej polityce.” Dziadek” z nimi płynął, ale zostawili go na łodzi. Miał mieć nasz transport poza całą grupą. Niestety nie dojechał na miejsce docelowe — referował głos w słuchawce telefonu.

— No to się odnalazł, cholera jasna. Trzeba natychmiast zatuszować sprawę. Ledwo co objąłem urząd w Moskwie, a już trzeba będzie zmieniać plany — odparł Volkov i dodał — Rosja nie może nam się wywinąć!

— Nasz człowiek na razie pilnuje spraw. Australia musi zostać pod naszą kuratelą.

Obaj bez słowa więcej, rozłączyli się. Jednak Aleksandr jeszcze minutę, trzymał mocno zaciśniętą w dłoni słuchawkę. Zdawał sobie sprawę, co oznaczało, odnalezienie zwłok i jakie skutki może to spowodować w Nowym Porządku Świata.

Samolot łagodnie wylądował na lotnisku pod Moskwą, gdzie prezydent Rosji przesiadł się do limuzyny. Samochód zawiózł go prosto na Kreml, tam czekali już ministrowie i generałowie. Na baczność witali go z wielkimi honorami i wysłuchali raportu z wizyty w USA. Po dwugodzinnej naradzie wszyscy wrócili do swoich spraw. Wówczas Aleksandr mógł odpocząć, nalał sobie kieliszek wódki i wypił bez popitki. Trunek rozgrzał go tylko na chwilę, ale nic więcej. Nie rozwiązał problemu, jaki pojawił się nagle, bez ostrzeżenia w Australii.

***

Policyjny Jeep przemierzał z wielkim łoskotem, Australijską drogę w kierunku północnym. Młody Jack Mitchell, policjant z posterunku Broome, jechał do Djarindjin. Dwieście kilometrów kamienistej trasy, samochód pokonał w niecałe dwie godziny. Słońce już było w zenicie, kiedy Mitchell wjechał do wioski Aborygenów. Kierował się ku zatoce, gdzie wedle informacji, jakie posiadał, młodzi wędkarze „złowili” coś nietypowego niż zwykła ryba. Po kilometrze droga Eleventh Rd się skończyła, auto wyjechało na plaże, ale nie ugrzęzło w piasku. Napęd na cztery koła zadziałał i samochód z łatwością przejechał jeszcze dwa kilometry. Kiedy Jack minął stare zabudowania przystani, jego oczom ukazała się duża grupa aut oficerów śledczych, teren zabezpieczony policyjnymi taśmami, a nawet dwa auta, Australijskiej Tajnej Służby Wywiadowczej.

— Co tu do cholery robi Wywiad? — zdziwił się Mitchell.

Zatrzymał samochód i wysiadł wprost na piasek, nogi mu ugrzęzły w lekko podmokłym terenie. Nikt z grupy śledczej, nawet nie zauważył jego przybycia, kompletowano kości i resztki ubrań denata, a psy tropiące przeszukiwały teren. Przez chwilę, miał wrażenie, że jest tu niepotrzebny, ale w tym momencie podszedł do niego ubrany w ciemny garnitur, wysoki, niebieskooki blondyn.

— Jestem Daniel Walker z ASIS, dowodzę tu śledztwem. Jak mniemam pan przyjechał z Broome?

— Tak, jestem tu z polecenia hrabstwa — odparł Jack Mitchell i dodał — czy mogę się do czegoś przydać?

— Nasza agencja przejęła już sprawę tego znaleziska, Pan jako miejscowy Policjant musi zabezpieczyć teren, zanim zwłoki przewieziemy do Sydney.

— Do Sydney?

— Tak, mamy polecenie rządowe to sprawa wagi państwowej, ale proszę sobie nie zawracać tym głowy i wykonać to, o co poprosiłem.

Jack już więcej, nie pytał, tylko ruszył w kierunku grupki gapiów, by ich przegonić. Nie protestował z agentem ASIS, w hierarchii podlegał pod niego i jakikolwiek sprzeciw, mógł się dla niego źle skończyć. Kiedy wykonał kilka drobnych zadań, postanowił się nieco rozejrzeć po terenie znaleziska. Jedyne co mu się rzuciło w oczy, to zabudowania starej przystani i resztki pomostu. Ta rzecz, która pasowała do mrocznego wizerunku sprawy, zaciekawiła go bardzo. Podszedł do pomostu, który lekko się unosił na falach zatoki. Deski już były zniszczone, dlatego Mitchell nie ryzykował spaceru i wrócił na miejsce zbrodni.

Zapadał wieczór, kiedy ostatnie ślady zostały zbadane i ostatnie elementy szkieletu skompletowane, w specjalnych pojemnikach. Jeden po drugim, śledczy znikali z miejsca. Agenci wywiadu jako ostatni wsiedli do swoich czarnych Fordów i odjechali, w kierunku pobliskiego lotniska polowego. Tam szczegółowo, nadzorowano załadunek skrzyń do samolotu transportowego. Kiedy zakończono całą operację, pilot uruchomił silniki i maszyna wystartowała w kierunku południowo wschodnim, znikając za horyzontem.

— Dziękujemy za pomoc — Daniel Walker, wycedził w kierunku Mitchella i wsiadł do auta, ruszając z impetem.

Jack jeszcze stał przez chwilę, zastanawiając, się co tak naprawdę tu widział. W Broome coś znaczył jako Policjant, dziś był jak dozorca, pilnujący porządku na ulicy. Wsiadł do auta i miał już uruchomić silnik, kiedy do samochodu podszedł starszy mężczyzna. Rysy twarzy wskazywały, że nie jest to rodowity Aborygen, raczej Europejczyk.

— Czy możemy porozmawiać Panie funkcjonariuszu? — zapytał

— W jakiej sprawie? — odparł Mitchell

— Wiem, kogo tam znaleźli.

***

Samolot pasażerski z Indonezji wylądował gładko na lotnisku Perth, miasta położonego w Zachodniej Australii. Atrakcyjna lokalizacja przy ujściu rzeki Łabędziej czyniła ten region, obowiązkowym punktem na mapie każdego turysty. Samolot zjechał z pasa startowego na drogę kołowania, a następnie na swoją płytę postojową. Pierwsi turyści, głównie z Indonezji licznie przybyli, aby wypocząć po trudach Epidemii, jaka opanowała świat. Z dnia na dzień nowego 2023 roku, linie lotnicze również zaczęły odrabiać straty. Głód podróżowania, zakorzeniony głęboko w ludzkiej naturze był tak silny, że każdy tylko czekał na ten moment. Po czterech latach w zamknięciu Australia znowu się otwierała niczym matka z szeroko chętnymi ramionami, na pieniądze i przybyszów z innych regionów świata.

Pilot wyłączył silniki maszyny, a stewardesy otworzyły drzwi, dając znak, że można bezpiecznie opuścić pokład. Jeden po drugim, pasażerowie zaczęli schodzić po schodach, prosto kierując się do terminalu. Wśród nich był też młody, wysportowany niczym grecki heros, Peter Vosh. Z wykształcenia, świetny wirusolog z zawodu agent CIA. Zwerbowany w latach 2003—2004, pracownik rodzinnego koncernu farmaceutycznego Rizer. Zakamuflowany w laboratorium, na terenie Alp Bawarskich, jeszcze pół roku wcześniej w sierpniu 2022 roku, miał na wyciągnięcie ręki, szefa tajnej organizacji NWO, Nicolasa Shamba. Mimo zakrojonej, na szeroką skalę akcji na wyspie Nusa Penida, zleconej przez prezydenta USA, nie udało się schwytać tego zbrodniarza. Peter musiał się nieco usunąć w cień, zdemaskowany nie wrócił już do koncernu Rizer, choć była to jego rodzima firma.

Vosh bez trudu odnalazł na taśmociągu swoją walizkę i wyszedł na postój Taxi. Tam wsiadł do jednego z pojazdu i kazał się zawieźć do Hotelu. W trakcie jazdy zadzwonił telefon, Peter wyciągnął smartfon z kieszeni, spojrzał na ekran. Dzwonił do niego jego szef CIA Maxwell Reynolds.

— Dojechałeś już na miejsce? Jak podróż? — zapytał Reynolds

— Właśnie wylądowałem, informacje o misji, dostałem na lotnisku w Singapurze, od łącznika. Co tu jest grane, czemu taki pośpiech? — zapytał Peter.

— Pamiętasz jak Shamb zwiał z Nusa Penida? Nasz człowiek w Australii dał cynk do agencji, że pół roku temu tajemnicza łódź podwodna z okresu II wojny światowej, dobiła do brzegu kontynentu. Oprócz załogi było na pokładzie trzech pasażerów, Shamb, Roth i ktoś trzeci. Nie udało się jednak ustalić kto, jednakże niedawno w rejonie Broome, jakieś dzieciaki wyłowiły czaszkę człowieka.

— Czaszkę? Jaki to ma związek ze Shambem i jego NWO?

— To właśnie w rejonie Broome, lokalni Aborygeni widzieli tę łódź podwodną pół roku temu. Jak się urządzisz w hotelu, natychmiast jedź na lotnisko RAF, czeka już tam C-17. Polecisz do Djarindjin. Zbadaj sprawę i daj mi znać, może to być trop.

Peter jeszcze kwadrans rozmawiał z Maxwellem, następnie się rozłączył. Jego taksówka zatrzymała się przed hotelem, gdzie w recepcji czekał już na niego portier z kluczem do apartamentu. Młody agent CIA rozgościł się w pomieszczeniu, chwilę siedział w fotelu, układając plan działania, na najbliższe dni. Misja była bardzo ważna dla agencji, Peter więc musiał mieć, wszystko drobiazgowo, dopięte na ostatni guzik. Przez chwilę, nawet myślał o Shambie, ten zbrodniarz mógł gdzieś tu być. Kiedy usłyszał, co znaleźli młodzi Aborygeni, liczył przez chwilę, że to Nicolas.

***

Posterunek Policji w Broome już opustoszał, został tylko oficer dyżurny, w tej imprezowej miejscowości, jedyne interwencje to były bójki handlarzy pereł. Od wielu lat, zaostrzone przepisy prawa w Australijskiego, skutecznie ograniczyły przestępstwa. Każdy, kto chciał złamać prawo, trzy razy się zastanowił, bo to groziło zatrzymaniem na co najmniej czterdzieści osiem godzin. Mieszkańcy z turystami i poławiaczami pereł zaczynali dobrą zabawę. Muzyka i alkohol robiły swoje. Tego wieczoru jednak nie spał Jack Mitchell, był tu w randze detektywa, kiedy więc wrócił z Djarindjin, znów poczuł się kimś ważnym. Tam podczas całej tej akcji, miał wrażenie, że był oddelegowany tylko jako dekoracja. Ważniacy z Sydney robili główną robotę, ale to jednak on mógł na koniec powiedzieć o sukcesie, całej operacji.

Od kilkunastu godzin poszukiwał informacji, które mogły go naprowadzić na trop, jaki podsunął mu tajemniczy mieszkaniec Djarindjin. Mężczyzna o rysach bardziej Europejczyka niż Aborygena wiedział dużo. Kiedy rozmawiali na parkingu w wiosce, Mitchell jeszcze nie wszystko rozumiał. Wiedział jednak, że trup był Niemcem i jakieś pół roku wcześniej, w okolicach sierpnia 2022 roku, przypłynął na pokładzie łodzi podwodnej. Wówczas, cała przystań była jeszcze „na chodzie”, od wielu lat należała do potomków kolonistów niemieckich. W czasie II wojny światowej pojawiały się tu częściej, takie łodzie a szczególnie pod koniec konfliktu. Wówczas przywoziły też Niemców, ale w galowych mundurach SS. To, co jeszcze powiedział mu tajemniczy Europejczyk to to, że nieboszczyk nie wyszedł z łodzi o własnych siłach. Był tam ktoś jeszcze, kto wyciągnął już zwłoki na brzeg, a następnie wrzucił w otchłań wody. Młody, wysportowany facet, na oko po trzydziestce, najprawdopodobniej według zeznań Europejczyka z Djarindjin, mógł być zabójcą. Jedyne co pamiętał tajemniczy świadek, to że po utopieniu Niemca, morderca, wykonał dwa telefony, rozmawiał najpierw po niemiecku, a potem po rosyjsku. Stąd domysły, kim był nieboszczyk.

Sprawa dla Jacka robiła się coraz bardziej zagmatwana, chociaż po usłyszeniu tej historii, zaczynała pasować układanka z agentami ASIS. W sieci jednak nie znalazł żadnej informacji. Panowała wówczas epidemia SARS-COV-2 i media, raczej skupione były na liczbie zakażonych, niż na szukaniu sensacji w postaci niemieckiej łodzi podwodnej, u wybrzeży Australii. Jedyne co mu się rzuciło w oczy to krótka wzmianka, o wojskowej operacji „Super Garuda Shield”. Były to coroczne manewry wojskowe, organizowane przez USA i Indonezję. W lecie 2022 roku wyjątkowo posiadały dodatek w nazwie „Super”. Oficjalnie dlatego, że dotyczyły nowych scenariuszy wojennych, zwiększonej liczby żołnierzy i maszyn. Obszar działania wojsk, zahaczał nawet o wyspę Bali, ale nic więcej. Mitchell wyłączył komputer, wstał od biurka i ruszył w kierunku drzwi Posterunku Policji. Myślami był już, w wygodnym fotelu, ze szklanką Whisky. Postanowił zakończyć, to śledztwo, by nie zwariować. Podszedł do auta i odruchowo sięgnął do kieszeni po kluczyki. Po chwili zrobił grymas na twarzy. Odwrócił się na pięcie w kierunku budynku. W tym samym momencie nastąpiła eksplozja, siła wybuchu auta rozerwała je na strzępy. Płomienie buchnęły tak gwałtownie, że przechodnie, instynktownie rzucili się na ziemię, a samochód prawie wyparował. Wszystko wyglądało jak zamach terrorystyczny.

Rozdział 2

Australia, USA

Poranek w Djarindjin zapowiadał się leniwie, rutynowo ten dzień jedynie rozpoczęli wędkarze. Tubylcy, by przetrwać, korzystali z dobrodziejstw Matki Natury, zatem ruszyli z domów wprost nad zatokę. Wyposażeni w wędki, jeden po drugim zajmowali najlepsze miejsca, by rozpocząć połów. Kiedy pierwsze spławiki pojawiły się w wodzie, ciszę gwałtownie przerwał ryk silników. Boeing C-17 Globemaster III, ciężki wojskowy samolot transportowy, zrobił piorunujące wrażenie na tubylcach. Kiedy pilot zatrzymał silniki, otworzyły się drzwi. Jednak zamiast całego plutonu armii USA, wyszedł z niego jeden człowiek, Peter Vosh. Rozejrzał się wokoło, jakby szukał lokalnego przewodnika. Minęła chwila, zanim z tłumu wyszedł mężczyzna o rysach europejskich, wyróżniał się mocno wśród lokalnych Aborygenów. Podszedł do Petera i wyciągnął rękę na powitanie.

— Dominic Viper, kłaniam się nisko szefowi z CIA — powiedział z uśmiechem

— MI6? — zdziwił się Peter, poznając brytyjski akcent.

— Oczywiście, przecież Australia to była kolonia, w Koronie! Trochę nas tu weteranów zostało. — odparł Viper i zaprosił gestem do swojego domu.

Przeszli około czterystu metrów, wychodzą na polanę za wioską, gdzie stał mały domek. Pokryty białą farbą, przypominał bardziej siedzibę kolonistów angielskich. Kiedy podeszli bliżej, Vosh spostrzegł na werandzie dwa kubki i imbryk.” Herbaciarze” — pomyślał.

Zasiedli w lnianych fotelach, Viper nalał herbatę z imbryka i podał filiżankę Peterowi. Ten zrobił kilka łyków, wyczuwając gorzkawy smak zielonej odmiany. Vosh zajrzał przez otwarte drzwi domu, w przedpokoju na ścianie wisiała wielka flaga Wielkiej Brytanii, kilka szabel i medale. Niczym w muzeum, na podłodze rozłożona była, skóra lamparta. Mały domek, z zewnątrz może i nie robił wrażenia, ale w środku przenosił każdego do epoki, świetności Brytanii.

Rozmowę zaczął Viper.

— Była tu cała śmietanka Australian Secret Intelligence Service, mój drogi przyjacielu. Węszyli, sprawdzali każdy kąt, jakby szukali tropów. Znaleźli tylko trupa.

— To ciekawe, czyżby ktoś z NWO?

— Wiem tylko tyle, że rozgrywała się tu jakaś scena pół roku temu, łódź jakby z innej epoki, Nazistowska. Wysiedli z niej ludzie, załoga i dwóch facetów, akurat łowiłem niedaleko ryby, więc miałem dobry ogląd na cały teren. Odjechali w głąb lądu, kilka minut później z łodzi wyszedł jakiś młody facet, wyciągał starego, na moje oko tamten miał 80 lat. Wrzucił go na głębinę, dzwonił gdzieś, najpierw rozmawiał po niemiecku potem po rosyjsku.

— Po rosyjsku? To ciekawe. — przerwał Peter i dodał — miałem rosyjski wątek kiedyś w Bawarii. Jak pod przykrywką, pracowałem w laboratorium koncernu farmaceutycznego Rizer. Wówczas był tam sabotaż, napisy w języku rosyjskim i trup. Może coś łączy te sprawy?

— Tyle wiem, mój drogi przyjacielu, co widziałem tamtego sierpnia. Łódź odpłynęła dwa tygodnie później. Tylko z załogą, tych dwóch nie wróciło.

Peter na chwilę się zamyślił, analizował to, co usłyszał od agenta MI6, próbując złożyć w całość tę układankę. Po dłuższej chwili wyciągnął telefon z kieszeni. Chwilę przeglądał galerię zdjęć, zatrzymał się na jednym. Pokazał ekran Viperowi. Ten spojrzał na telefon, jego oczy zrobiły się większe. Złapał oddech i popatrzył na Petera, na potwierdzenie, powiedział:

— To jeden z tych, co zostali. Tu na kontynencie.

Vosh natychmiast się wyprostował i wstał od stolika. Odszedł kilka metrów od domu, a następnie wybrał numer telefonu do szefa CIA. Maxwell Reynolds odebrał natychmiast, jakby czekał na sygnał od Petera.

— Witaj, ten skurwiel jest w Australii. Cel numer jeden, którego szuka całe CIA Nicolas Shamb, podejmuje poszukiwania natychmiast. Potrzebuje kontaktów i sprzętu.

***

Nowy Jork leniwie budził się z nocnego snu, styczeń 2023 roku był mroźny, dla tej części USA. Nocne ekipy sprzątające śnieg, właśnie kończyły zmianę. Piaskarki i solarki sypały mieszankę na ulice miasta, aby poranne samochody, nie zablokowały tej wielkiej metropolii Stanów Zjednoczonych. W tym kraju również opadła euforia związana z COVID-19, prezydent elekt wybrany na drugą kadencję, straszny sceptyk i przeciwnik szczepień, właśnie rozpoczynał śniadanie. Nie był on zwolennikiem wyrafinowanych porannych posiłków, ale jak już wybierał, to na stół serwowano mu płatki, bekon albo jajka. Kucharz, był przygotowany na wszystko, lokator Białego Domu najbardziej, preferował jednak Fast Foody. Bywało często, że osobisty kierowca, z samego rana jechał po kanapkę z wołowiną, oblaną obfitą ilością ketchupu. Nikogo to jednak nie dziwiło, po pierwszej kadencji w USA, „Pan T” ekscentryczny milioner, który dorobił się na nieruchomościach, czasem zaskakiwał, ale miał swoje schematy i w ciągu dnia powtarzał je z dokładnością zegarmistrza.

Tego dnia jednak padło na jajka, które kucharz osobiście podał je prezydentowi. Ten chwycił za widelec, ale nie zdążył wziąć porcji do ust. Dzwonek jego prywatnego, telefonu komórkowego zatrzymał rękę z widelcem, prezydent odłożył sztućce i odebrał rozmowę. To był Maxwell Reynolds.

— Panie Prezydencie, mamy go! Nicolas Shamb żyje i jest w Australii, nasz agent Peter Vosh, ruszył za nim w pościg.

— I to jest Good News! Wreszcie świat mi uwierzy i przestanie się śmiać, mówiąc, że wymyśliłem sobie teorię spiskową o tej całej Epidemii. Vosh ma dostać wszystko, co potrzebuje. Trzeba złapać tego zbrodniarza Covidowego!

Reynolds potwierdził słowa prezydenta, przedstawiając plan działania. Należało szybko sprawdzić, co na ten temat wie też Australian Secret Intelligence Service. Prezydent „T” nabrał podejrzeń co do tej agencji, nakazując Reynoldsowi, aby agent Peter Vosh, sprawdził i ten trop. USA mimo upływu dekad, nadal miała chłodne stosunki z byłymi koloniami Brytanii. Dla Amerykanów byli to dzicy, smutni potomkowie Europejczyków. Poza tym Nicolasa Shamba CIA miało złapać i dostarczyć przed oblicze prezydenta, aby ten niczym Cesarz Rzymski, mógł pokazać niedowiarkom, że miał rację. Zbrodnicza organizacja NWO miała przestać istnieć raz na zawsze.

Rozmawiali jeszcze kwadrans. ”Pan T” kazał się budzić w dzień i w nocy, a Maxwell Reynolds, szef CIA miał do tego mieć żelazne prawo. Po tej rozmowie świat zaczynał biec w nowym kierunku, rok 2023 miał stać się rokiem, wielkich zmian. Główną rolę, jednak miały odgrywać USA i nieobliczalny prezydent, tego kraju. Wybrany w kontrowersyjnych wyborach, gdzie podejrzewano sfałszowanie wyników. Jednak on „Pan T” odnalazł dowody, na to, że głosy zostały dobrze policzone. Rzutem na taśmę, niczym rasowy zapaśnik, pokonał kontrkandydata, starszego i słabszego polityka. Nie wiedział jednak, że rozpoczął w ten sposób wojnę, z jeszcze mocniejszymi ludźmi tego świata. Organizacją, która miała się dopiero wyłonić, z czeluści, a która już swoimi mackami, zdobyła i kontrolowała największego przeciwnika Stanów Zjednoczonych, wielką Rosję.

***

Samolot medyczny Australijskiej służby zdrowia przemierzał bezkresne obszary, nad Australią. Leciał nisko, tak że pasażerowie mogli zobaczyć przez okna, jak fascynujący jest ten kontynent. Wystartował z Broome kierując się na południowy — wschód w kierunku Sydney. Jednak na pokładzie, nie wszyscy mieli okazję, na podziwianie widoków. Oprócz personelu medycznego, lekarza i pilotów, maszyna przewoziła jeszcze jednego pasażera. Leżał w śpiączce od kilku dni, cudem ocalały z potężnej eksplozji, własnego samochodu. Detektyw Jack Mitchell, nie mógł już dłużej przebywać w Broome, szpital lokalny nie miał dobrego zaplecza, by kontrolować życie policjanta. Po konsultacji i spotkaniu online z lekarzami podjęto decyzję o przewiezieniu go do specjalistycznej placówki, w jednym z największych miast Australii.

Maszyna zniżyła lot i ustawiła się w osi pasa lotniska, piloci gładko wylądowali i samolot zjechał na płytę postojową, gdzie już czekał ambulans. Pacjent został przeniesiony do samochodu, który ruszył w kierunku szpitala. Jack Mitchell leżał bez ruchu, jedynie oddech pokazywał personelowi, że jest z nim wszystko w porządku. Przejechali miasto i wjechali na podjazd placówki medycznej, tu czekały już nosze i dwóch sanitariuszy. Zanieśli Pacjenta do sali, gdzie położono go na oddziale „Ciszy”, jak nazywali miejscowi lekarze. W „objęciach Morfeusza” Jack spokojnym snem, wyznaczał czas, jaki biegł, od feralnego zdarzenia przed posterunkiem w Broome.

***

Boeing 757 pokonywał przestworza z wielką gracją, pilotowany przez najlepszych pilotów, jakimi dysponował ekscentryczny prezydent USA. Nie latał on często, rządową maszyną Air Force One, ale swoim cackiem kupionym za wiele milionów dolarów. Maszyna miała na ogonie wyryte nazwisko mieszkańca Białego Domu, tak że rzucała się w oczy, nawet lecąc na sporej wysokości. Pan „T” jak go nazywali wrogowie oraz przyjaciele, postanowił odpocząć od wielkiej polityki, był nie tylko szefem USA, ale też biznesmenem. Musiał lawirować niekiedy, między stanowiskami, jak i zadaniami wypełniając grafik. Kiedy jednak znajdował chwilę dla siebie, wsiadał do samolotu i kierował się do West Palm Beach na Florydzie. Tam miał swoje ulubione pole golfowe. Wybierał tę grę nader często, zapominając na chwilę o całym świecie, problemach i rozterkach, a nawet rodzinie. Prezydenckie hobby, tak go pochłonęło, że grał częściej niż jego poprzednik.

Samolot wylądował miękko na pasie, a przesiadka do limuzyny zajęła prezydentowi, kilka minut. Dzień zapowiadał się słonecznie, a temperatura w styczniu na Florydzie, wahała się w granicach 24 stopni, co jeszcze bardziej zachęcało do rozrywki. Prezydent przebrał się w odpowiedni strój, by już po południu być gotowym do zaliczania kolejnych dołków. Pole golfowe należące do niego było świetnie przygotowane, odwiedzała je największa finansjera USA, jak również bogaci Arabowie z Dubaju. Rozciągnięte na wielkich połaciach terenu, zapewniało swoim gościom, zawsze ekskluzywną atmosferę. Ogrodzone wielkim murem, z prywatną ochroną, było oazą intymności, dla każdego, kto chciał odizolować się od świata.

Prezydent ustawił piłeczkę na podstawce, wyszukał swój ulubiony kij, metalowy, zakończony kością słoniową. Sprawdził kierunek wiatru, tradycyjnie spluwając na palec i podnosząc go do góry. Jak na profesjonalnego gracza przystało, wziął głęboki zamach. Kiedy końcówka kija zbliżyła się do piłeczki, delikatnie ją dotykając, całą okolicę przeszył przeraźliwy huk. Tuman kurzu, piasku i trawy uniósł się w górę. Worek z kijami golfowymi rozleciał się na strzępy, które zapaliły się w powietrzu. Przez chwilę niektórzy myśleli, że na Florydzie nastąpiło trzęsienie ziemi. Okna w pobliskim hotelu zafalowały tak, jakby były z papieru, a nie szkła najwyższej jakości. Krater, jaki powstał w miejscu, gdzie była piłeczka golfowa, miał średnicę dziesięciu metrów. Kilku gości w pobliżu powalił podmuch samego wybuchu. Gracz, który jeszcze chwilę temu trzymał kij w ręku i był najpotężniejszym człowiekiem na świecie, wyparował. Kiedy opadł kurz, ochrona rzuciła się w kierunku, gdzie jeszcze przed chwilą stał prezydent USA. Niestety, oprócz dziury w ziemi, nie znaleźli nic. W jednej chwili świat zmienił po raz kolejny swój bieg. To, co miało się wydarzyć później, było następnym etapem jego nowego początku. Skala zniszczeń sugerowała jedno, ktoś wykonał wyrok z premedytacją.

***

Maxwell Reynolds, szef CIA od kilkunastu minut odbierał dwa telefony jednocześnie. Nawet na chwilę nie złapał oddechu, by się czegoś napić czy wyjść do toalety. Całe Stany Zjednoczone, tego wieczoru nie miały się położyć spać. On jako głowa Agencji Wywiadowczej, co chwilę otrzymywał raporty od swoich agentów. Siatka na całym świecie informowała, o niezwykłej radości w krajach arabskich, wręcz fanatycznej euforii. Kraje sojusznicze natomiast przesyłały wyrazy współczucia i smutku. Do późnych godzin nocnych, każda nawet najmniejsza organizacja terrorystyczna, oficjalnie przyznawała się do zbrodni, jaka miała miejsce na polu golfowym West Palm Beach na Florydzie. Zabicie, tak spektakularne, prezydenta USA, który wyleciał w powietrze grając w golfa, stało się tematem numer jeden na całym świecie. Czołowe stacje telewizyjne, prześcigały się w podawaniu niesprawdzonych informacji, potem je dementować i tak całą noc. W CIA jednak trwała mrówcza praca, by ustalić, kto stoi za tym spektakularnym atakiem. Reynolds nakazał wzmożoną czujność i obserwację, każdego wroga USA. Po kilkunastu godzinach analiz wykluczono kilka małych grup terrorystów, ładunek wybuchowy najprawdopodobniej umieszczony w piłeczce golfowej, nie był robotą byle jakiego fanatyka. Kiedy kraj ochłonął nieco, stery przejął wiceprezydent, nakazując CIA i FBI złapanie za wszelką cenę winnych. Szefowie departamentów zjednoczyli się i rozpoczęto krucjatę, jak przystało na USA. Ten kraj, nastawiony oficjalnie pokojowo, kiedy był atakowany, zmieniał się w bestię. Przekonali się o tym boleśnie, Japończycy w 1945 roku. Po ataku ich wojsk na Pearl Harbor, w odwecie USA spopieliło im miasta bombami atomowymi.

Po kilku kolejnych dniach znalazła się chwila by Maxwell Reynolds, mógł odsapnąć. Wziął prysznic, zjadł normalny posiłek i wypił kawę, zaczynając poranek normalnie, bez pośpiechu i szaleństwa. Rząd funkcjonował, giełda amerykańska odrabiała straty. Kraj stał mocno jak bokser na nogach, który mimo serii ciosów, snuł plany jak zadać to jedno, decydujące uderzenie. Kiedy Reynolds, kończył pić gorzką, świeżo zmieloną Arabikę zadzwonił na jego biurku telefon. Numer, jaki wyświetlił się na ekranie smartfona, był mu dobrze znany. W ferworze wydarzeń, jakie miały miejsce w kraju, szef CIA zapomniał nieco o sprawie, jaką jeszcze prowadziła agencja. To dzwonił Peter Vosh, który dzielnie tropił innego wroga, Nicolasa Shamba.

— Witam szefa. Jak sytuacja w kraju? Chciałem zameldować…

— Słabo, ale liżemy rany, zupełnie o tobie zapomniałem, skupiliśmy się na Arabach. Podejrzewamy, że to robota jednego z ich ugrupowań na Bliskim Wschodzie. Co u ciebie jak śledztwo? — odparł Reynolds

— Rozumiem, że agencja w pierwszej kolejności musi posprzątać ten bałagan, jednakże czemu wykluczamy NWO? Prezydent nieboszczyk miał obsesję na ich punkcie?

— Słuchaj, COVID się skończył, a Shamb, na którego polujesz, był fanatykiem szczepionkowym. Miał plany, które się nie udały i myślę, że on jako ostatni, chciałby śmierci naszego prezydenta.

— Rozumiem. W takim razie może i ja się pochwalę rewelacjami. Udało mi się tu w Australii odnaleźć ślad, po tym, jak łódź podwodna przywiozła gości na ląd. Zasięgnąłem informacji od lokalnych mieszkańców, kilku naszych ukrytych agentów. Trop zwiódł mnie w okolicę góry Uluru.

— Nie rozśmieszaj mnie, przecież to bardziej atrakcja turystyczna, niż tajna siedziba organizacji NWO — skwitował Maxwell

— Możliwe, ale co powiesz na to, że właśnie jestem około kilometra od tej atrakcji turystycznej, obserwuje przez lornetkę mały biały domek. Co chwilę w oknach tego domu widzę mordę, naszego celu, Nicolasa.

Maxwell Reynolds na chwilę zaniemówił, próbował pozbierać myśli. Schwytanie tego człowieka, było priorytetem agencji, zanim prezydent USA, nie wyleciał w powietrze, grając w golfa na Florydzie. Niemoc, jaka ogarnęła szefa CIA, trwała jeszcze dwie minuty. Peter w tym czasie cierpliwie czekał, wiedział, że rewelacje, jakie przekazał, wywarły na przełożonym ogromne wrażenie.

— Czy możemy go przechwycić?

— Możemy, jednak proponuję obserwację celu, od kilku dni zaczęły się tu dziać ciekawe rzeczy. Jeszcze przed zamachem, pojawił się u Shamba, Ben Roth, ten finansista z bogatej rodziny. Następnie przyleciał tu helikopterem Libb Marshall.

— Guru od komputerów? — zdziwił się Maxwell

— Może i kiedyś od komputerów, nie zapominajmy jednak, że on dowodzi teraz koncernem farmaceutycznym Rizer. Po przechwyceniu, przez nas Morgana Lewisa. Pamiętasz, chciał mnie zabić w Singapurze, ale w porę przyjechaliście z pomocą.

— Tak pamiętam. Ethan Shaw, nasz człowiek w Indonezji nam pomagał, to była fajna przygoda — odpowiedział Reynolds

— Tak więc myślę, że NWO nie powiedziało jeszcze ostatniego słowa, mogą wykorzystać chaos, jaki panuje w USA. — skwitował Peter.

— No ale jak? Przecież wirusa nie ma?

— Wirusa COVID nie ma, owszem oficjalnie, tylko że na jednym wirusie świat się nie kończy? Czyż nie?

Reynolds nie odpowiedział, na chwilę się zamyślił i zaczął analizować elementy układanki, którą próbowali złożyć od 2019 roku. Wtedy pojawił się nagle na świecie, SARS-COV-2. Pandemia, wywołana celowo prawdopodobnie przez organizację NWO. Szczepionki stały się wówczas bronią, oznaczone specjalnym kodem 1-22-1, likwidowały niewygodnych polityków w tym prezydenta Rosji. Szef Kremla był ostrożny, cwany i wyszkolony w KGB, ale dał się podejść. Trop w Australii wydawał się więc, na tyle interesujący, że Reynolds dał Peterowi wolną rękę, rozmawiał z nim jeszcze kilkanaście minut, a następnie się rozłączyli. Szef CIA znów skupił się na wydarzeniach w USA.

Rozwój wypadków kierował kraj na wybór nowej głowy państwa. Startować mógł każdy, łakomy kąsek, jakim były Stany Zjednoczone, rozpoczynał brutalną grę.

***

Dom, jaki został kiedyś wybudowany przez bogatych osadników niemieckich u stóp góry Uluru, wyglądał jak chatka Alpejska z Bawarii. Samowystarczalne miejsce, z panelami słonecznymi oraz łapaczami deszczówki, czyniło to miejsce oazą spokoju, dla każdego, kto chciał zniknąć przed światem. Sama góra Uluru była świętym miejscem Aborygenów, owiana licznymi teoriami spiskowymi, stanowi obowiązkowy punkt w zwiedzaniu Australii. Obserwacje o zachodzie słońca lub o wschodzie dają złudzenie, że zmienia się jej kolor. Wielu turystów, obowiązkowo jakby zgodnie z jakimś rytuałem, otwiera w tych porach szampana i pije za zdrowie, tego cudu natury. Liczne hotele i restauracje zapełnione po brzegi, nadają magii tego miejsca. Ludzie jakby ładują tu energię, po czym wracają do swoich spraw. Jednakże domek Bawarski, wyróżnia się mocno w tej okolicy. Miejscowi, nie pytają i nie lubią opowiadać, kto tam mieszka. Zakładając, że to jedna z fanaberii bogatych ludzi tego świata, nikt nie interesował się nigdy, tym tematem.

Wydarzenia, jakie miały miejsce, w tym rejonie pół roku temu w sierpniu 2022 roku, nawet nikogo specjalnie nie przejęły. Pojawiła się tu grupa samochodów, z której wysiedli dwaj tajemniczy mężczyźni. Jeden z nich na stałe zamieszkał w domu, drugi po miesiącu odleciał helikopterem. Miejscowi nie mieli pojęcia, że nowym lokatorem, stał się człowiek, na którego polowało CIA, Nicolas Shamb szef tajnej organizacji NWO. Uciekał on z Bali, tropiony przez Petera Vosha, o mało nieschwytany w swojej siedzibie na wyspie Nusa Penida. Wysadzając ją w powietrze i zabijając członków organizacji, zwiał do Australii.

Pod skrzydłami bogatej rodziny Roth, która finansowała od wieków, ludzi czynu nie zawsze dobrych dla świata, nawiał pogoni w centrum tego wielkiego kontynentu. Wiódł tu spokojne życie, obmyślając kolejny etap jak wskrzesić swoją organizację. Mijały kolejne dni, które z czasem wydawały się jednakowe, aż do stycznia 2023 roku. Zamach i śmierć prezydenta USA przerwała letarg Shamba, triumfował, wiedząc, że ten fanatyczny biznesmen polował na niego. W związku z tymi wydarzeniami Nicolasa odwiedzili Ben Roth, jak i Libb Marshall. Lojalni członkowie NWO. Nadarzyła się okazja, by przejąć kontrolę w USA. Organizacja musiała jednak znaleźć i wykreować swojego człowieka. Odbudowanie struktur, przejęcie władzy w światowej polityce i wznowienie planów Ostatecznego rozwiązania, znowu nabierało kształtów. Shamb razem z Benem i Libbem ustalili, że należy podobnie jak w Rosji, finansować tego, kto najbardziej rokuje, by być lojalnym członkiem NWO. Wszystko zostało zaplanowane i każdy ruszył do działania, Nicolas jednak dla bezpieczeństwa został w Australii. Znowu poczuł się jak przywódca, który wyleczył rany i ruszał na kolejną wojnę.

Kurz jeszcze nie opadł, po śmierci prezydenta USA. Kiedy w domu Shamba zadzwonił jego telefon, numer zastrzeżony wzbudził u niego lekkie zdziwienie. Chwilę się zawahałby odebrać, mogła to być prowokacja z CIA. Może chcieli go namierzyć? Jednak po chwili ciekawość zwyciężyła, nacisnął przycisk na ekranie. Kilka sekund trwała cisza.

— Witaj drogi przyjacielu z NWO — Shamb próbował przypomnieć sobie, skąd zna ten ton.

— Próbujesz sobie przypomnieć, kim jestem? To ci pomogę, nasz człowiek rządzi teraz Rosją, a nasza organizacja wyrwała z korzeniami prezydenta USA. Zniknął jak Dżin w butelce.

Shamba nagle olśniło, przypomniał sobie znak trójkąta z ludzkim okiem w środku. Grawer taki widział na garniturze Aleksandra Volkova, kiedy spotkali się w Davos w 2022 roku. Potem został on prezydentem Rosji po śmierci poprzednika. Nagle całość zaczęła się układać w jeden obraz, Nicolas nabrał powietrza i wycedził słowa:

— WHO…

— Brawo kolego, jak mniemam, jesteś pod wrażeniem naszego działania? No ale zobacz, jak to robią profesjonaliści.

— Jestem pod wrażeniem, że sam szef WHO dzwoni do mnie w tej sprawie. No ale tak przyznaję, spektakularne zlikwidowanie prezydenta USA — odparł Shamb

— Siedzisz w tej norze jak szczur, może pora wracać do gry?

— Chętnie, ale co zamierzacie? Jesteście przecież Światową Organizacją Zdrowia, oficjalnie — odparł z ironią Shamb

— Zapraszam do nas do Genewy, Szwajcarskie powietrze dobrze ci zrobi.

— Zapewnicie mi ochronę? Ściga mnie CIA?

— CIA już nie istnieje albo za chwilę przestanie istnieć.

Rozdział 3

Rosja, Niemcy, Luty 2023

Gelendżyk jest miastem położonym na południu Rosji w Kraju Krasnodarskim. Ten popularny kurort na kaukaskim wybrzeżu Morza Czarnego, w każde letnie dni miesiąca, przyciąga tłumy. Niestety, kiedy przychodzi Luty, temperatury spadają do trzech stopni Celsjusza. Zimowa aura odstrasza, miejscowość zamiera, a mieszkańcy czekają z utęsknieniem na kolejny sezon. W każdym domu liczone są ruble i korygowane domowe budżety. Pieniędzy musi starczyć co najmniej do kwietnia, kiedy to pogoda poprawia się, a temperatura przekracza 16 stopni. Całe miasto wówczas ożywa i z dnia na dzień zwiększa się liczba mieszkańców.