Wuhan. Ostateczne rozwiązanie - Łukasz Ławicki - ebook

Wuhan. Ostateczne rozwiązanie ebook

Łukasz Ławicki

1,0

  • Wydawca: Ridero
  • Język: polski
  • Rok wydania: 2023
Opis

Korporacja farmaceutyczna nie wie jak przetestować nowatorską technologię leczenia ludzi zwaną mRNA. Pomysł jak to zrobić podsuwa ekscentryczny milioner, który sugeruje przeprowadzić na świecie kontrolowaną Epidemię Wirusa. Ukryty agent CIA odkrywa plan elity bogatych ludzi którzy chcą wykorzystać Wirusa do swoich celów, ścigany przez zbrodniczą organizację postanawia schwytać jej przywódcę aby uratować ludzkość. W całą sprawę wplątują się Rosyjskie FSB i Izraelskie służby wywiadowcze.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 185

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
1,0 (2 oceny)
0
0
0
0
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Łukasz Ławicki

Wuhan — Ostateczne rozwiązanie

© Łukasz Ławicki, 2023

Korporacja farmaceutyczna nie wie jak przetestować nowatorską technologię leczenia ludzi zwaną mRNA. Pomysł jak to zrobić podsuwa ekscentryczny milioner, który sugeruje przeprowadzić na świecie kontrolowaną Epidemię Wirusa. Ukryty agent CIA odkrywa plan elity bogatych ludzi którzy chcą wykorzystać Wirusa do swoich celów, ścigany przez zbrodniczą organizację postanawia schwytać jej przywódcę aby uratować ludzkość. W całą sprawę wplątują się Rosyjskie FSB i Izraelskie służby wywiadowcze.

ISBN 978-83-8351-277-8

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Książkę dedykuję Kochanej Żonie

i Synowi

Prolog

Jeśli czytasz tę książkę to oznacza, że się nie wszystko udało choć było bardzo blisko. Wiele osób walczyło w twoim imieniu by zatrzymać to szaleństwo. Wielu ryzykowało życiem by oni nie mogli narzucić Tobie swojej ideologii. W imię ludzkości połączyli swoje siły najwięksi wrogowie a przyjaciele umacniali więzi. Pomimo, że oni chcieli by Twoje życie wywróciło się do góry nogami do boju o wolność wkroczyła cała nasza Agencja. Do tej pory walczyliśmy z terrorystami, którzy chcieli wywrócić świat do góry nogami ale i oni okazali się słabi pod naciskiem tej wielkiej organizacji, bardziej zbrodniczej niż Naziści w 1939 roku.

Ci co zginęli by Twoje życie było spokojne i beztroskie jak dawniej zasłużyli na pamięć. Na pewno ich nie zapomnimy i kiedy doprowadzimy sprawę do końca, każde poświęcenie zostanie w godny sposób uhonorowane. Wierz mi ludzkość była bliska obłędu jednak ramię w ramię obok nas Agentów CIA stanęli pracownicy FSB i Mosadu. Pierwszy raz w historii świata, podsłuchiwani nie byli ludzie walczący w opozycji ale najwięksi złoczyńcy. Jak się okazało oni istnieli od dawna planując w każdym pokoleniu swoją najgorszą zbrodnię, którą wieki temu nazwali Ostateczne Rozwiązanie.

Ich macki sięgnęły każdego znanego ci polityka, każde światowe telewizje, portale społecznościowe które znasz a nawet twoich idoli ze sportu i filmu. W organizacji działać mógł każdy byleby tylko ich plan się powiódł. My jednak za Ciebie walczyliśmy kiedy Twoja rodzina zamknięta w domu siedziała wpatrzona w ekran telewizora.

Niestety w tej walce nie udało się dokończyć innych rzeczy, sprawa Rosji pozostała otwarta. Czy jest ona wynikiem naszej walki o Ciebie i całą ludzkość czy przemyślanym aktem ich działania to się okaże w najbliższych latach. Bowiem są bezwzględni i już kolejne ich pokolenia będą przygotowywane by znowu rozpocząć niebezpieczną grę.

Jednakże pisząc do Ciebie te słowa wiem, że warto było walczyć o zwycięstwo. Tak jak nasi przodkowie pokonaliśmy ich w ciężkim boju. Kolejny potwór jakiego wykreowali nie został liderem Nowego Świata a dotkliwie ugodzona Organizacja będzie leczyła rany co najmniej 80 lat. Kiedy wyjrzysz teraz przez okno zobaczysz spokojniejszy świat, bez strachu, kontroli, przepustek czy statystyk.

Wygląda fajnie?

Czyż nie?

Jest tak jak o to walczyliśmy ale zobacz jak mogło

to wyglądać…

Rozdział 1

Chiny, Czerwiec rok 2003. Kopalnia rud metali Bayan Obo, Mongolia Wewnętrzna

Słońce nad pustynią wstało bardzo szybko, skwar w tej części północnych Chin był już odczuwalny na ciele człowieka o godzinie 10 rano. Jak zwykle o tej porze ruch w małym górniczym miasteczku był już na najwyższych obrotach. Sklepikarze z otwartymi straganami oferowali pierwszym klientom produkty a ilość samochodów na ulicy przybywała z minuty na minutę. Kiedyś była to mała mieścina z kilkoma uliczkami, mieszkańcy wiedli spokojne życie ale po odkryciu wielkich złóż rud metali Bayan Obo rozrosło się do pokaźnego rozmiarów miasta. To tu swoją siedzibę ulokował Narodowy Bank Chin, który wyczuł interes i nie mylił się, pracowali tu ludzie z całego regionu. Zarabiali dużo i zostawili dużo gotówki na kontach bankowych.

Dochodziło południe kiedy to z pobliskich hoteli wyszli górnicy kolejnej zmiany. Jeden za drugim, ogoleni i ubrani prawie jednakowo, pospiesznie wsiadali do stojących na ulicach pracowniczych autobusów, które wiozły ich do bram kopalni. Tuż przed wjazdem na teren wyrobiska zatrzymały się, aby ochrona mogła sprawdzić liczbę pasażerów i zapisać godzinę wjazdu.

Jednak tego dnia postój przedłużał się i nikt z personelu nie był wstanie wytłumaczyć co jest tego przyczyną. Z minuty na minutę pasażerowie zerkali nerwowo w okna wyglądając co się dzieje, kierowcy wyszli przed pojazdy żeby zapalić papierosa.

— Ciekawe ile jeszcze nas tu przetrzymają — głośno zapytał jeden z górników i dodał jakby szukając wsparcia wśród innych pasażerów — jak tak dalej pójdzie wyrobimy dniówkę grając w karty! — tłum zareagował śmiechem a kilku współtowarzyszy podróży jakby na zawołanie wyjęło jedną z najstarszą z gier świata i zaczęło sobie umilać czas. Po 30 minutach oczekiwania kierowcy wrócili do pojazdów, wreszcie autobusy ruszyły i wjechały na wielki parking przed głównym budynkiem kopalni. Zanim jednak ktokolwiek wstał z miejsca do pojazdów weszli szybkim krokiem żołnierze Chińskiej Armii, uzbrojeni w karabiny maszynowe i z maskami na twarzy wzbudzili wielkie poruszenie i szmer wśród pasażerów, wyjęli kartki z kieszeni mundurów i wszędzie w każdym pojeździe wyrecytowali ten sam rozkaz:

— Wydobycie w kopalni zostało z dniem dzisiejszym wstrzymane, nikt nie może wyjść z tego pojazdu do czasu przybycia służb medycznych. Zostaniecie przebadani, mamy skażenie pod ziemią.

W jednej chwili we wszystkich pojazdach pasażerowie zamarli, tymczasem na parking wjechało 11 ambulansów, z których wysiedli odziani w kombinezony pracownicy służb medycznych. Mimo wysokiej temperatury sprawnie jeden po drugim pojeździe rozpoczęli kontrolę każdego górnika, wykonując wymaz z nosa i gardła. Wszyscy mieli mieszane myśli ale wiedzieli, że to nie zwiastuje nic dobrego…

***

Chodnik kopalni na którym się znajdowali był 2400 metrów pod ziemią, o tej porze maszyny powinny pracować już na pełnych obrotach jednak nie dziś. Panowała tu mroczna cisza, pomimo że kopalnia miała bardzo wysokie dzienne wydobycie urobku. Przerażająca cisza i ciemność zaniepokoiła również kierownika zmiany. Zjechał on windą w dół natychmiast kiedy dostał informację o wstrzymaniu wydobycia.

— Co tu się wydarzyło do cholery! Skąd te trupy na mojej zmianie? — krzyczał Ya dang Lee, jego głos mimo niewielkiej postury roznosił się pod ziemią bardzo donośnie.

— Przypuszczamy że zabił ich gaz niewyczuwalny dla naszych detektorów, który na chwilę ulotnił się z szybu — raportował niemal na baczność jeden z brygadzistów, którego akurat zastał w tym miejscu Ya dang — Już przyjechały służby medyczne właśnie jadą windą tu do nas! — dodał.

Krótka wypowiedź musiała wystarczyć i tak już mocno zdenerwowanemu kierownikowi, który jeszcze raz podszedł do ciał górników leżących na podłodze chodnika. Wszyscy jeden obok drugiego wyglądali jak by na chwilę położyli się spać zmęczeni pracą.

Służby medyczne dotarły na chodnik po 65 minutach, z windy wysiadło pięciu pracowników ubranych w identyczne kombinezony jak ci co kontrolowali na powierzchni górników, którzy przyjechali do pracy. Kiedy zobaczył ich

Ya dang już wiedział, to nie jest gaz kopalniany, to coś gorszego. -Do zapylenia w kopalni nie używa się kombinezonów przeciwwirusowych i masek z podwójnymi filtrami- myślał

Ya dang ale nie był jednak co do tego pewien, jego Ojciec został lekarzem pediatrą ale on nie poszedł w jego ślady więc wiedzę medyczną miał tylko z opowieści domowych.

Pięciu pracowników w już mocno zabrudzonych kombinezonach skończyło pobierać próbki od 10 martwych górników i podeszło do stojących obok kierownika oraz brygadzisty:

— Teraz Panowie, proszę otworzyć usta, musimy od was też pobrać wymaz. — powiedział jeden z pracowników Służby Medycznej i wyciągnął próbnik.

— Czy to coś poważnego? — zapytał zdumiony Ya dang

— Rutynowa kontrola — odparł pracownik Służby Medycznej i przeprowadził badanie.

Po chwili cała grupa medyczna udała się do windy i pojechała na powierzchnię.

— Co to było do cholery? — wykrzyknął brygadzista

— Nie wiem, wyglądało to jak badanie lekarskie na obecność wirusa? — odparł Ya dang

Wirusa? W kopalni? — dopytywał brygadzista

W tym momencie burzliwą rozmowę przerwał dzwonek kopalnianego telefonu. Żółta skrzynka donośnym głosem i błyskającym sygnałem świetlnym koloru zielonego za chwilę miała wyjaśnić co się działo tu na dole w największej kopalni rudy metali w Chinach. Ya dang podniósł słuchawkę, chwilę rozmawiał nerwowo powtarzając słowa usłyszane

w telefonie po czym odłożył słuchawkę.

— Zostajemy pod ziemią — powiedział zrezygnowany siadając na podłodze chodnika kopalni — Zostajemy tu co najmniej na 24h — powtórzył towarzyszącemu mu brygadziście.

— Oni twierdzą, że w kopalni jest wirus, że górnicy zostali zakażeni i mają ustalić czym, każdy kto nie był zabezpieczony tak jak my jest potencjalnie chory.

Brygadzista zaniemówił i usiadł zrezygnowany na podłodze, zapadła cisza. Dwóch żywych jeszcze ludzi wydawało się, że czeka na śmierć i dołączy do ciał leżących obok nich. W ich głowach kłębiła się jedna myśl: Czy są żywymi trupami czy jednak jeszcze jest dla nich jakiś ratunek?

***

Kontrolna autobusów z górnikami przebiegła bardzo sprawnie, upał doskwierał bardzo mocno ale żaden z pracowników medycznych nie uchylił ani na chwilę maski. Wszystkie karetki sprawnie opuściły już parking kopalni Bayan Obo jednak żołnierze nadal pełnili wartę przy każdym autobusie. Minęło kolejne 45 minut oczekiwania kiedy to do autobusów zbliżyli się wydelegowani przez dyrekcję kopalni kierownicy. Każdy z nich miał do zakomunikowania to samo co już pod ziemią usłyszał kierownik zmiany Ya dang:

— Zostajecie na terenie kopalni na 24h, wykryto wirusa i musimy was izolować od świata zewnętrznego. Do czasu przyjścia wyników badań nikt nie może opuścić tego miejsca.

***

Ambulanse w wielkim pośpiechu zmierzały do tajnego wojskowego laboratorium w mieście Baotou. W Chinach takie miejsca były zlokalizowane w każdym dystrykcie ale żaden wywiad na świecie nie mógł ich odnaleźć. Dobrze zakamuflowane, odporne nawet na ataki elektroniczne, mimo usilnych prób przeniknięcia agentów, werbowania lokalnych mieszkańców, laboratorium w Baotou było jedną z niezdobytych twierdz Chińskiego przemysłu obronnego.

Jedenaście samochodów a w każdym probówki w hermetycznie zamkniętych lodówkach jechały bezpieczne ale jak się miało w przyszłości okazać ze śmiertelnym zagrożeniem dla całego świata. Samochody minęły już otwartą, w ostatniej chwili przed nimi, bramę która niczym się nie różniła wyglądem od tej z kopalni i wjechały do wielkiego hangaru.

Na dachu budynku dla maskowania namalowano wielki czerwony krzyż symulujący szpital. Obok hangaru były dwa stanowiska dla medycznych helikopterów zbudowane po to by jakiekolwiek satelity szpiegowskie nie dały cienia podejrzeń dla oglądających zdjęcia agentów.

Lekarze już od 15 minut w pełnej gotowości czekali na powrót ekipy z Bayan Obo, ubrani w identyczne kombinezony i maski z filtrami przeciwwirusowymi. Drzwi wszystkich jedenastu ambulansów otworzyły się prawie jednocześnie, z samochodów zaczęła wysiadać grupa medyczna.

— Znowu to samo cholerstwo- powiedział jeden z pracowników do czekającego na ich przyjazd jednego z lekarzy — Znowu SARS.

Rozdział 2

Chińskie laboratorium w Wuhan, środkowe Chiny prowincja Hubei, rok 2014

Malownicze miasto nad rzeką Jangcy jakim było Wuhan, nigdy nie zasypiało, w dzień pracowały na pełnych obrotach fabryki zaś nocą ruszały laboratoria. Perełka w Chińskiej maszynie technologicznej i baza największych ośrodków gospodarczych współczesnych Chin. To tu ścierały się wielkie korporacje zachodu z tajną technologią wschodu.

Narodowe Laboratorium Bezpieczeństwa Biologicznego istniało tu od lat pięćdziesiątych. Lecz dopiero od niedawna, praca trwała tu nieprzerwanie całą dobę, w dzień oficjalnie prowadzono badania, w nocy już nie do końca legalne. a rok 2014 jak się miało okazać był początkiem zwrotu cywilizacji jaką znamy dziś.

Dochodziło popołudnie kiedy do budynku wkroczył młody, Peter Vosh. Na pierwszy rzut oka można by było go pomylić ze sportowcem, wyrzeźbiona sylwetka niczym Greckiego Herosa dobitnie ukazywała jego muskulaturę, jednak pozory myliły. Peter biotechnik i wirusolog był z pochodzenia Niemcem pracującym w USA nad tym co kochał najbardziej — ratował ludzi. Zawsze chciał być zbawcą świata i kiedy dostał posadę w firmie farmaceutycznej Rizer mógł się w pełni realizować.

Młody naukowiec minął obrotowe drzwi budynku Laboratorium i zatrzymał się w wielkiej poczekalni. Przypominała nieco starą pocztę, bowiem z lewej i prawej strony ciągnęły się marmurowe parapety a za nimi okienka z pracownikami administracji.

Po pobraniu papierowego numerka z maszyny przy wejściu można było skorzystać z bazy informacji jakimi dysponowało oficjalnie Laboratorium. Vosh jednak nie był tu zwykłym petentem, nie czekał więc zbyt długo.

Z bocznych drzwi wyszła do niego młoda Chinka, wyglądała jak sekretarka wielkiego pana prezesa. Zapytała płynnym angielskim:

— Pan Peter Vosh?

— Tak witam serdecznie, ja do Pana Yougha czy nie za wcześnie przyszedłem? — zapytał Peter

— Nie, Pan Youngh oczekuje Pana w biurze zapraszam do windy — odparła młoda Chinka i wskazała automatyczne rozsuwane drzwi.

Wjechali na najwyższe 16 piętro biurowca, podróż trwała króką chwilę gdyż pomimo starodawnego holu winda była najnowszym szczytem techniki jak to na nowoczesne Chiny przystało. Chinka bez słowa wskazała na drzwi w końcu korytarza, lekko pozłacane z freskami. Peter skinął głową i przeszedł na koniec jednak nie zdążył zapukać bo przed nim stanął już Youngh.

— Witam Pana Panie Peter, zapraszam. Czy napije się Pan zielonej herbaty z imbirem i cynamonem?

— Chętnie — odparł Peter i dodał — cenię Tradycje Chin i ich wiarę w Matkę Naturę.

Gabinet Chińczyka mieścił się w narożnej części budynku, dwie z czterech ścian były całkowicie oszklone z widokiem na miasto. Na trzeciej były monitory z najważniejszymi stacjami informacyjnymi świata i zegary ze strefami czasowymi. Na podłodze był piękny dywan z miękkim włosiem a meble, najprawdopodobniej historyczne, tworzyły spójną całość nowoczesności z tradycją. Peter nie zdążył się rozejrzeć dobrze kiedy to do pomieszczenia wkroczyła znajoma mu Chinka z tacą i gorącą herbatą.

— Dziękuję Pani Lee Hi to wszystko — odparł Youngh i wskazał by Peter zasiadł z nim przy stole. — Proszę wypić kilka łyków jestem tradycjonalistą i to co jest w tej szklance to najlepsza obrona przed tym co my tu mamy w labolatorium.

Zrobili ceremonialnie kilka łyków naparu, Peter wyczuł w napoju mocną ilość Imbiru, Kurkumy i słodkiej Lukrecji. Herbata szybko rozgrzała jego wnętrzności niczym zastrzyk dobrej energii. Ciszę przerwał Youngh.

— Co sprowadza imperialistę do naszych wspaniałych komunistycznych Chin?

Peter uśmiechnął się:

— Przejdę do konkretów, oficjalnie chcemy Wam pomóc rozpracować to co znaleźliście w 2003 roku i szukacie na to rozwiązania. Prosi nas WHO…

— A nie oficjalnie? — przerwał Youngh

— Nieoficjalnie, koncern Rizer jest zainteresowany pozyskaniem wirusa i waszych badań w celu przygotowania odpowiedniego leku i oczywiście zysku — odparł Peter z lekkim uśmiechem.

— WHO boi się SARS? Niesamowite! Zbagatelizowali nasze raporty w tej sprawie. A co my na tym zyskamy?

Peter wyjął teczkę z dokumentami i położył na stole. Opasła księga spowodowała rozszerzenie źrenic u Youngh niczym u dziecka, które zobaczyło wymarzoną zabawkę pod choinką.

— Tu są warunki współpracy, oficjalnie uruchomiliśmy już w Wuhan naszą filię i będziemy wspólnie szukali leku na SARS a nie oficjalnie….-Peter ściszył głos i spojrzał na teczkę.

— Dobrze przekażę to moim zwierzchnikom, jestem może i prezesem Laboratorium ale takie decyzje podejmuje się w Pekinie. — odparł Youngh i zabrał teczkę do pancernej szafy.

— Jak najbardziej rozumiem, kiedy zapadnie decyzja proszę o telefon tu do naszej filii jednak proszę bym nie czekał zbyt długo. — odparł Peter i dopił herbatę, na samym dnie szklanki napotkał kawałki Imbiru, zjadł je ale zrobił mały krymas kiedy sok z rośliny rozpłynął się w jego buzi.

Wstali od stołu i prezes odprowadził Petera do drzwi gdzie już jak na zawołanie czekała Lee Hi jego sekretarka. Oboje jechali w milczeniu windą do holu i młody wirusolog opuścił budynek. Spojrzał jeszcze raz na główne wejście i w myślach wyrecytował jego ulubione powiedzenie — Przygodo trwaj… — po czym spacerkiem udał się do filii koncernu Rizer, która nieprzypadkowo została założona 10 minut drogi od jednego z najważniejszych budynków w Chinach.

***

Gdyby nie szyld nad drzwiami, każdy kto przechodził ulicą w Wuhan mógłby pomyśleć, że mija kolejny Bank zagranicznego koncernu. Rizer Farmacy & BioTechnology rozwiewał jednak po chwili wątpliwości. Peter Vosh wkroczył do budynku z lekkim uśmiechem zadowolenia na twarzy. Był pewien że nim zdążył wrócić do filii koncernu, Chińczycy podejmowali decyzje kluczowe nawet dla całego świata.

Sekretarka Petera wstała zza biurka.

— Owocne spotkanie? Podać Whisky? — zapytała ostrożnie

— Jak najbardziej, szklaneczkę na szczęście poproszę i łączenie z USA.

Peter wszedł do swojego gabinetu a za nim po chwili sekretarka z Whisky:

— Już łączę Panie dyrektorze.

Telefon zadzwonił po 5 minutach. Peter odstawił szklankę i podniósł słuchawkę.

— Łyknęli? — odezwał się głos w słuchawce.

— Łyknęli, odparł Peter i dodał — Panie Prezesie zaczynamy zmieniać świat, niech laboratoria w Bawarii kompletują zespoły, zarobimy majątek.

— Mam nadzieję że mój najlepszy dyrektor się nie myli ale zaryzykuję, podpisz umowę i leć do Bawarii.

Peter odłożył słuchawkę, poczuł się jak bohater współczesny Superman, który od jutra stanie się wielkim wirusologiem i bogatym człowiekiem. Jego samozachwyt przerwał dzwonek telefonu:

— Witam Panie Peter, Prezes Youngh chciałbym zaprosić Pana na jutro na dokończenie herbaty. Myślę że będzie Pan zainteresowany? Mam świeże liście z Pekinu.

— Jak najbardziej Panie Prezesie, nasze sekretarki ustalą godzinę — odparł Peter i odłożył słuchawkę. Czas się jakby zatrzymał, świat zapisał pierwsze wersy kart historii nowego porządku, jaki miał nastać w najbliższych latach.

***

Gulfstream G700 prototypowy amerykański samolot dyspozycyjny, bardzo dalekiego zasięgu przemierzał szelestnie połacie nieba gdzieś nad Morzem Czarnym. Maszynę miano zaprezentować oficjalnie w 2019 roku ale Rizer, jedna z najbogatszych firm farmaceutycznych posiadała takie zabawki na wyposażeniu z wielkim wyprzedzeniem. Opinia publiczna od lat 50-tych nigdy nie dowiadywała się o czasie czym dysponuje rząd USA, specjalnie utworzona w tym celu Strefa 51, bohaterka wielu mitów i książek, była najlepszym tego przykładem.

Peter Vosh, spokojnie przeglądał umowę zawartą z Chińczykami, w zamian za wielomiliardowe wynagrodzenie Państwo środka zobowiązało się do przekazania wszystkich badań i całą dokumentację leczniczą SARS oraz zobowiązało się do współpracy drogą nieoficjalną z WHO. Chiny ponadto miały spowalniać pracę nad ewentualnymi lekami a pierwszeństwo miał na tym polu Rizer.

W dostarczonych dokumentach nie zabrakło też wywiadu szpiegowskiego, jak to na Chiny przystało. Szpiedzy chińscy donosili o zaawansowanych pracach nad antidotum Brytyjczyków jak i Rosjan oraz Polaków, którzy mieli kiedyś świetnych kryptologów a dziś mimo małych budżetów posiadali młodych i ambitnych studentów wirusologii.

Niezliczone gigabajty danych jakie musiał przejrzeć zespół Petera były wydawało się, że nie mają końca, dlatego odłożył on lekturę ich na później.

— Wlatujemy w przestrzeń powietrzną Niemiec, lądujemy za 30 minut — oznajmił kapitan donośnym głosem przez głośnik w kabinie pasażerskiej. Gulfstream przeciął Alpy niczym nóż masło, i rozpoczął zniżanie.

Rozdział 3

Niemcy, USA

Bawaria to największy pod względem powierzchni i najlepiej rozwinięty gospodarczo kraj związkowy Niemiec. To tu w czasie drugiej wojny światowej Naziści rozpuścili plotkę o słynnej Twierdzy Alpejskiej. Amerykanie od 1944 roku obawiali się że te tereny będą ostatnim niezdobytym bastionem w tej wielkiej wojnie światowej. Oficjalnie historia zapisała rejon Berchtesgaden na kartach mitu historycznego jednak gdy wtedy na te tereny wkroczyli Amerykanie od razu cały region objęto tajemnicą wojskową. Jak się okazało, bunkry, baterie przeciwlotnicze i cała podziemna infrastruktura techniczna istniała ale nie została ukończona. Znaleziono wówczas dokumentację podobnej bazy w Południowej Polsce ale bez oznaczenia nazwy ani lokalizacji.

Gulfstream gładko wylądował na zamaskowanym pasie startowym wykutym w górskim szczycie przez wojska Amerykańskie w latach 50-tych. Samolot dojechał do końca pasa i zatrzymał się przed wielkimi drzwiami pancernymi. Schody automatyczne opuściły się i wysiadł z nich Peter, który udał się wprost do wnętrza góry przez uchylone wrota.

Te korytarze w przeszłości miały służyć Nazistom do ostatniej desperackiej obrony przed Aliantami ale po zdobyciu tych terenów przez Amerykanów, szybko zainteresował się nimi koncern farmaceutyczny Rizer. Założony w latach 40-tych dziewiętnastego wieku, w czasie wojny zyskiwał w oczach wojskowych jako tester nowych broni biologicznych. Po konflikcie kiedy odkryto prawie gotowe miejsce na nowe laboratoria, Amerykanie bez wahania przystosowali Niemiecką infrastrukturę do swoich celów.

— Witam Pana dyrektora. Jak podróż? — zapytał młody szef zespołu badawczego Charles Rizer. Młody bystry chłopak od dzieciństwa złapał bakcyla od swojego dziadka a studia doprowadziły go to zagadnień wirusologii.

Oczywiście taki talent nie mógł się zmarnować i zaraz po ukończeniu uczelni objął on kierowanie tajnym ośrodkiem w Niemczech.

— Dziękuję Charles bardzo owocna, macie na serwerach całe sterty danych więc bez zbędnych powitań zabieramy się do pracy. — odparł stanowczym głosem Peter i razem ruszyli w głąb kompleksu podziemnego. Uszli jednak 200 metrów gdzie już czekała na nich podziemna kolejka elektryczna.

— Przejrzyj całą dokumentację jaką udało mi się uzyskać od Chińczyków i niech twój zespół stwierdzi czy na SARS można zarobić. Oni to zatrzymali poniekąd w 2003 roku jednak twierdzą, że używali tradycyjnych metod. — powiedział Peter i dodał — Musimy się dowiedzieć czy ta choroba może nam jeszcze zaszkodzić a jeśli tak czy będziemy gotowi na przygotowanie jak najszybciej szczepionki.

— Panie dyrektorze mój zespół pracuje nad ciekawym projektem już od kilku lat, chętnie zobaczymy czy nasze dokonania będą dobrym polem doświadczalnym na SARS.

Rozmawiali jeszcze dobre 15 minut zanim kolejka dojechała do kompleksu laboratoryjnego. Naziści wydrążyli bardzo dużo w górskich szczytach ale dopiero po wielu latach udało się ostatecznie osuszyć zalane przez nich sztolnie. Cały kompleks jaki przejął Rizer był pod tak wielkim masywem górskim, że na chwilę obecną żadna współczesna broń nie mogła go zniszczyć.

— Ok Charles czekam na wyniki musimy nie zawieść Prezesa, na te dokumenty poszła połowa naszych rezerw finansowych w USA. Pracujcie szybko. Musimy odbić się jak najprędzej — oznajmił z uśmiechem Peter i obaj ruszyli do swoich pomieszczeń biurowych w czeluściach masywu górskiego rejonu Berchtesgaden.

Peter wszedł do pomieszczenia o wielkości około 40 metrów kwadratowych, było to jego małe stanowisko dowodzenia podziemnym kompleksem. Bez okien ale za to z wielkimi ekranami LED pokrywającymi w całości ściany, na których jeśli się nic nie działo, wyświetlany był widok Atlantyku z brzegu skalistych wysp Kanaryjskich. Młody dyrektor nie zdążył się jeszcze nacieszyć chwilą w samotności kiedy na jego biurku zadzwonił telefon.

— Witam mojego najlepszego dyrektora! Już działacie nad naszym Świętym graalem?

— Tak jest Panie prezesie zespół Charlesa już się wziął do roboty ale patrząc na ogrom notatek od Chińczyków zajmie im to co najmniej dwa tygodnie.

— Wierzę w niego, kto jak kto ale to potomek naszego założyciela myślę, że zajmie im to tydzień. Skompletował zespół jak największy w historii, ściągał nawet naukowców z Polski…

— Właśnie Panie prezesie apropo Polski, czytałem w dokumentach od Chińczyków, że młodzi wirusolodzy z tego kraju już w 2003 roku odkryli skuteczność Amantadyny na wirusa SARS leku pomocnego w leczeniu i profilaktyce grypy typu A.

Może to dobry trop?

— Charles ich nie zwerbował wówczas do nas? — zapytał ironicznie Prezes

— Niestety nie sądzę, Chińczycy z nimi wymieniali doświadczenia w 2003 roku ale nic po za tym nie ustalili nawet drogą szpiegowską. Oni raczej nie pracują ani nie pracowali dla nas.

— Sprawdzimy to, zadzwonię do naszej filii w Warszawie niech się ta Blondyna nowa Pani wielka Dyrektor wykaże. — odparł z uśmiechem w głosie Prezes i odłożył słuchawkę.

Peter jeszcze przez chwilę w milczeniu spoglądał na piękne fale Oceanu rozbijające się o brzeg na ekranach LED w jego pokoju dowodzenia. Miał tu spędzić co najmniej tydzień lub dwa zanim ekipa Charlesa przekopie się przez dokumentację uzyskaną z Chin.

Gdyby jednak wiedział jak wielki zespół zebrano tym razem, nie myślałby o tym aż tak źle. Perspektywa życia pod ziemią jednak dla każdego człowieka była nieco przytłaczająca.

***

Charles siedział w swoim gabinecie i przeglądał kolejne strony dokumentacji na temat SARS. Jego zespół złożony z 500-set naukowców robił to samo jednocześnie. Podzielili materiały sprawiedliwie tak by nie dublować roboty i jak najszybciej rozpracować wirusa. Czas naglił bowiem jednocześnie kończono ważny projekt badawczy i sprawdzenie czy działa on na “Chińskim Wirusie” było nie lada kuszące. Jeśliby się udało świat czekał nowy porządek i wielkie zmiany.

Do gabinetu szefa zespołu badawczego wszedł jeden z jego naukowców i zanim odezwał się jego przełożony, oznajmił z entuzjazmem:

— To działa, szefie mRNA działa!

Charles aż podskoczył i wstał z krzesła.

— Na jakie wirusy? — zapytał

— Na każdy znany, są świetne wyniki nowa technologia sprawdzić się może na człowieku, na chwilę obecną testujemy na myszach na razie nie ma komplikacji ale oprócz tego jest jeszcze coś innego. Odkryliśmy to przypadkiem…

— Co takiego — dopytywał nerwowo Charles

— mRNA da się modyfikować na etapie produkcji, tzn. możemy tam zakodować co się nam podoba, czy ma zwalczać wirusa Grypy czy HIV to nie ma znaczenia. Skubany mały biologiczny komputer tak przestawi komórki w organizmie żywym, że wyleczyć możemy co chcemy. — odparł z uśmiechem naukowiec

— Cholera to przełom! Natychmiast sprawdźcie na SARS, próbki wirusa są w lodówkach, przyleciały dziś w nocy samolotem towarowym. — polecił naukowcowi Charles i opadł z impetem oraz wielką ulgą na fotel.

To był przełom, rok 2014 miał się stać początkiem czegoś wielkiego, wielkiego zysku i wielkich pieniędzy w farmacji.

***