Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Znaleźli się w tym samym miejscu, w tym samym czasie, ale z zupełnie innych powodów. On chciał odzyskać kontrolę nad swoim życiem, ona - ją stracić.
Gwyneth Seale nie jest najpopularniejszą dziewczyną w szkole. W przeciwieństwie do Emily, idealnej, wiecznie uśmiechniętej przyrodniej siostry, której szczerze nienawidzi. Z wzajemnością. Rodzinny dom, w którym znajdowała kiedyś troskę, jest teraz miejscem, w którym czuje się gorsza, nie wystarczająca. A Emily dba o to, żeby w szkole czuła się tak samo.
Po kolejnej kłótni z ojcem, wybiega z domu i trafia na dach kamienicy. To tam pierwszy raz spotyka chłopaka, który pierwszy raz od dawna wywoła u niej uśmiech. Gwen wierzy, że wszystko jest przeciwko niej. Riven, że wszystko jest po coś. Oboje jeszcze tego nie wiedzą, ale to, co zrodzi się między nimi tej nocy uruchomi lawinę wydarzeń, których finał sprawdzi, czy uda im się docenić piękno życia mimo czającego się tuż za rogiem mroku.
Spotkanie, które zmieniło wszystko. Tajemnica, która zmieni jeszcze więcej. Pożegnania, z którymi trzeba się zmierzyć.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 526
Projekt ilustracji: Aleksandra Leśniak, @alex.and.the.books
Projekt okładki: Piotr Wszędyrówny
Redakcja: Anna Rozenberg
Redaktor prowadzący: Małgorzata Święcicka
Redakcja techniczna i skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski
Korekta: Małgorzata Święcicka, Katarzyna Szajowska
Grafika w tekście: brgfx/Freepik
Droga Czytelniczko/Drogi Czytelniku,
powieść zawiera treści, które mogą być nieodpowiednie i niewygodne dla niektórych czytelników, takie jak fobia społeczna, próba samobójcza, samookaleczanie, alkohol, narkotyki czy toksyczne relacje.
Jeśli nie czujesz się na siłach – nie czytaj dalej. Dbaj o swoje zdrowie i komfort psychiczny.
© for the text by Natalia Zalewska
© for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2024
ISBN 978-83-287-3144-8
You&YA
MUZA SA
Wydanie I
Warszawa 2024
–fragment–
Dla tych, którzy choć raz pomyśleli, że nie zasługują na to, by mówić, oddychać, żyć.
Zasługujecie na wszystko, co najlepsze i jeszcze więcej.
Where Is My Mind? – Pixies
Iris – The Goo Goo Dolls
Neptune – Sleeping At Last
Paralyzed – NF
Afraid – The Neighbourhood
Daylight – David Kushner
Gilded Lily – Cults
Elastic Heart – Sia
Angel By The Wings – Sia
Apocalypse – Cigarettes After Sex
Riptide – Vance Joy
Black Friday – Tom Odell
Not About Angels – Birdy
Wings – Birdy
Never Let Me Go – Florence + The Machine
Ghosts – BANNERS
Yellow – Coldplay
Photograph – Ed Sheeran
Hold Back The River – James Bay
Atlantis – Seafret
Work Song – Hozier
The Night We Met – Lord Huron
Talking to the Moon – Bruno Mars
Gwyneth
Przestałam doszukiwać się potworów pod swoim łóżkiem, w szafie czy w górze nieposkładanych ubrań leżących niedbale na krześle. Zrozumiałam, że największe, z którymi kiedykolwiek przyjdzie mi się zmierzyć, to te, które kryły się w mojej własnej głowie. W niczym nie przypominały tych przyjaznych potworów z bajki Potwory i spółka. Były to demony, których nie widać gołym okiem, ale cały czas boleśnie przypominały o swojej obecności, głuche na wszelkie prośby i błagania. Ale to właśnie one stały przy mnie niezależnie od pory dnia. Nie uciekały, gdy sprawy robiły się zbyt trudne i skomplikowane. Wręcz przeciwnie. Z ludźmi było inaczej.
W słuchawkach leciała jedna z piosenek Nirvany i właśnie zbliżała się najlepsza część utworu. Czarnym długopisem w podniszczonym zeszycie bazgrałam na marginesie coś na kształt kota, ale po dłuższym przyglądaniu się bazgrołom stwierdziłam, że bliżej im do niezbyt zgrabnej żyrafy. Moje zdolności artystyczne pozostawiały wiele do życzenia.
Zaczęłam skreślać zaczęty szkic, gdy ktoś siedzący za mną szturchnął mnie swoim podręcznikiem w ramię, wyrywając z zamyślenia i zmuszając do bolesnego powrotu na ziemię.
Za każdym razem odwlekałam ten moment, mając nadzieję, że nigdy nie nastąpi. Wyobraźnia była niczym narkotyk. Pozwalała mi chociaż przez krótką chwilę poczuć coś więcej. O wiele łatwiej było mi się odnaleźć w fikcyjnym świecie niż w szarej rzeczywistości, która czyhała na mnie każdego dnia. Dlatego też z przyjemnością zatracałam się w książkach i serialach. Jednak każde wzniesienie się niosło ze sobą upadek. A ten porównywałabym do upadku z wysokiej wysokości na asfalt lub zderzenie z murem.
Chociaż w większości sytuacji zwyczajnie zignorowałabym ten przejaw arogancji, tym razem odwróciłam się gotowa rzucić kilka uwag na temat bezczelnego zachowania osoby siedzącej w ławce za mną.
Nie lubiłam, gdy ktoś drażnił mnie, gdy zamykałam się we własnym świecie. Chociaż moja głowa i myśli często stanowiły przekleństwo i mogłabym im wiele zarzucić, równocześnie były bezpieczną przystanią. Były dostępne tylko dla mnie.
Jednak cała odwaga wyparowała ze mnie, gdy zamiast zobaczyć na twarzy chłopaka cwany uśmieszek, który sugerowałby, że chciał po prostu mnie zirytować, ujrzałam napięte mięśnie i usta zaciśnięte w wąską linię. Przypomniałam sobie, że nie byłam sama, a ta świadomość zaczęła mnie przygniatać. Dosłownie czułam, jakby kilogramy kamieni spadały z kamieniołomu prosto na mnie. Nic nie mogłam poradzić na nierówny oddech i szybsze bicie serca.
Blondyn wymamrotał coś cicho i niezrozumiale, udając, że drapie się po nosie. Wyciągnęłam z ucha słuchawki, na dobre wracając do sali pełnej uczniów. Ze znaczną większością nie łączyło mnie zupełnie nic poza kilkoma wspólnymi zajęciami. Znałam imiona tylko poszczególnych osób, które jakimś trafem zapadły mi w pamięć.
Policzki mi zapłonęły, gdy zorientowałam się, że wszystkie pary oczu skierowane były właśnie na mnie. Bycie w centrum uwagi nigdy nie należało do rzeczy, których pragnęłam, i sama myśl o tym przyprawiała mnie o bóle brzucha.
Nawet osoby siedzące w ławkach przede mną wykręciły tułowie tak, aby lepiej mnie widzieć. Ta nagła świadomość sprawiała, że miałam ochotę zapaść się głęboko pod ziemię i jeszcze głębiej, zamknąć oczy i już nigdy więcej nie wystawiać się na światło dzienne. Towarzystwo trupów było całkiem niezłą alternatywą. Nie musiałabym się martwić, co mówię ani co o mnie pomyślą.
Ceniłam sobie spokój, ale teraz wolałam, aby każda osoba znajdująca się w pobliżu zaczęła krzyczeć, zamiast trwać w tej niezręcznej ciszy i ciężkiej atmosferze, którą można było kroić nożem. Nawet drzewa za oknem, wcześniej poruszane przez wiatr, jakby całkowicie zastygły, przystosowując się do sytuacji. Nie mogłam liczyć na najcichszy szept dobiegający gdzieś zza moich pleców. Nikt nie przesuwał długopisem po kartce, nie poprawiał się na krześle ani nerwowo nie poruszał nogą.
Powoli podążyłam za wzrokiem chłopaka, przygotowując się w duchu na to, co miało nastąpić. Nie musiałam długo czekać, czy się rozglądać, aby natknąć się na nauczyciela. Stał tuż przy mojej ławce ze skrzyżowanymi na piersiach rękami. Byłam tak zapatrzona w zeszyt i pogrążona w myślach, że nie zarejestrowałam, kiedy nauczyciel zmienił tok lekcji i poświęcił mi całą swoją uwagę. Być może w innych okolicznościach czułabym się tym zaszczycona.
Ciemne oczy świdrowały mnie surowym spojrzeniem znad oprawek czarnych okularów, które dodawały mężczyźnie powagi. Już bez nich wyglądał wystarczająco surowo. Zmarszczka pomiędzy jego brwiami była tak wyraźna, że można było odnieść wrażenie, jakby marszczył brwi całe swoje życie bez przerwy, a miał już swoje lata. Niecierpliwy wyraz twarzy wskazywał na to, że wywoływał mnie już parę razy. Bezskutecznie.
– Panno Seale.
Spięłam się jeszcze bardziej przez szorstki, niesamowicie nieprzyjemny ton jego głosu.
– Jest pani już z nami?
Starszy mężczyzna po sześćdziesiątce posłał mi jeden ze swoich sztucznych, krzywych uśmiechów, ukazując tym samym braki w uzębieniu. Tym razem uniósł brwi w oczekiwaniu na odpowiedź. Mógł się wydawać cierpliwy, ale wiedziałam, że najchętniej już dawno wystawiłby mnie za drzwi. Był świadomy postrachu, jaki budził wśród uczniów. I nie miał nic przeciwko takiej reputacji.
Ostrożnie pokiwałam głową, starając się bezgłośnie odłożyć słuchawki na ławkę. Mimowolnie zaczęłam skubać skórki przy paznokciach, jak miałam w zwyczaju, gdy się czymś stresowałam. Nienawidziłam tego, bo przez to moje dłonie nigdy nie wyglądały tak schludnie jak u innych dziewczyn i żaden lakier na paznokciach nie trzymał się dłużej niż trzy dni. Ale była to najłatwiej dostępna metoda na zajęcie czymś głowy i rąk.
– Świetnie! – Nauczyciel klasnął w dłonie tak niespodziewanie, że większość osób, łącznie ze mną, się wzdrygnęła. Ci, którzy myślami błądzili całkiem gdzie indziej, korzystając z tego, że mężczyzna jest chwilowo zajęty, podskoczyli na krzesłach, jakby ktoś poraził ich prądem, ale szybko przywołali się do porządku.
Pan Sawyer był wymagającą i konsekwentną osobą, a atmosferę panującą na jego zajęciach można porównać do atmosfery panującej na pogrzebie czy stypie. Niejednego ucznia podczas odpytywania doprowadził do płaczu, więc wszystko by się zgadzało. Jego charakterystyczne usposobienie działało na wszystkich, którzy zdawali sobie sprawę z wpływów, jakie posiadał nauczyciel. Nawet osoby, które na pozostałych przedmiotach nie potrafiły usiedzieć w ciszy dłużej niż przez trzydzieści sekund, na jego lekcjach uważały, aby nie mrugnąć za głośno. To tylko przypominało mi, w jak beznadziejnej sytuacji się znalazłam. Jeszcze gorsza była świadomość, że miałam na nią wpływ i mogłam jej uniknąć, gdybym tylko się opamiętała i zaczęła brać czynny udział w zajęciach. Przez czynny miałam na myśli nie dać się złapać na nieuważaniu, a nie zgłaszanie się do odpowiedzi i bycie aktywnym.
Problem w tym, że ostatnio skupienie przychodziło mi z ogromną trudnością. Słowa nauczycieli wpadały mi do głowy jednym uchem tylko po to, aby od razu wypaść drugim, nieważne jak bardzo starałabym się słuchać. Dlatego też nauka w domu szła mi strasznie wolno. Musiałam powtarzać cały materiał od nowa, bo z lekcji nie zapamiętywałam zupełnie niczego. Zaczęłam rozważać zakup jakiegoś konkretnego brudnopisu, bo nie posiadałam żadnego zeszytu, którego marginesy wyglądały nienagannie.
– W takim razie przypomnij, proszę, klasie, co poprosiłem przygotować na następne zajęcia. Zdaję się, że mówiłem o tym już kilka razy, ale nie zaszkodzi powiedzieć o tym raz jeszcze. Nie chciałbym, aby któreś z was o tym zapomniało.
Zaczęłam się nerwowo rozglądać po pomieszczeniu, szukając jakiegoś wsparcia, ale szybko tego pożałowałam, ponieważ gdziekolwiek bym spojrzała, widziałam przyglądającą mi się osobę, która uważnie śledziła przebieg sytuacji.
Jako dziecko, uwielbiałam oglądać filmy, programy o nastolatkach i wszystko co się ich tyczyło. Nie mogłam się doczekać, kiedy sama stanę się jedną z nich. Wreszcie byłam w wieku, o którym marzyłam od wielu lat. Tyle że nic nie wyglądało jak w telewizji. Moje serce nie biło szybciej, gdy przechodził obok mnie chłopak, w którym sekretnie podkochiwałam się od paru miesięcy. Nie biło również z ekscytacji, gdy wraz z przyjaciółką szykowałam się na domówkę, która miała być najlepszą imprezą w naszym życiu. Serce biło mi szybciej, a oddech stawał się niespokojny, gdy nauczyciel zaczynał pytać, a ja zmuszona byłam do publicznej wypowiedzi.
– Patrz na mnie, gdy do ciebie mówię. To wyraz szacunku, który powinnaś okazać starszej osobie.
Niechętnie uniosłam wzrok, ale nie śmiałam nawet wywrócić oczami. Cały czas zwlekałam z odpowiedzią, bo nie miałam zielonego pojęcia, o co prosił klasę. Już pomijając fakt, że formy prośby to z pewnością nie miało.
– Przypomnij klasie, o co prosiłem – powtórzył z jeszcze większym zniecierpliwieniem w głosie.
Gdy cisza zaczęła się przedłużać, jedna z dziewczyn siedząca w tylnym rzędzie poderwała się ze swojego miejsca i uniosła rękę. Było to niemądre posunięcie, biorąc pod uwagę bojowy nastrój nauczyciela, ale ta dziewczyna nie wzbraniała się przed niczym. Rozdrażniony mężczyzna spojrzał na nią. Nie czekając na przyzwolenie, zabrała głos.
– Raczej nie doczeka się pan od niej odpowiedzi – oznajmiła bez ogródek z udawaną zbolałą miną.
Nie musiałam się nawet odwracać, aby wiedzieć, do kogo należał ten głos. I chociaż starałam się pilnować i posuwać do rozważnych gestów, w tamtej chwili wywróciłam oczami, nie dbając o to, czy nauczyciel to zauważy. To było silniejsze ode mnie.
– Dziękuję za tę uwagę, ale nie przypominam sobie, abym prosił panią o udzielenie się na forum klasy.
Blondynka usiadła, a cały jej entuzjazm opadł. Nie była przyzwyczajona do ponoszenia klęski.
– To jak będzie? Przypomnisz klasie, co mają zrobić? – zwrócił się z powrotem do mnie.
– Wolałabym nie – odpowiedziałam cicho i od razu miałam ochotę strzelić sobie z otwartej dłoni w czoło przez tak bezmyślną wypowiedź. Odchrząknęłam, gdy mój własny słaby i zachrypnięty głos rozbrzmiał w pomieszczeniu.
Chociaż raczej nikt nie chciał podpaść nauczycielowi historii i zazwyczaj wszystkim udawało się trzymać emocje na wodzy, to w tamtym momencie po mojej nieprzemyślanej odpowiedzi przez klasę przeszła fala szeptów i nieudolnie tłumionych śmiechów. To przypomniało mi o publiczności, jaką miałam. Publiczności, która mimo wszystko gdzieś w głębi duszy cieszyła się, że to ja obrywałam, a oni będą mieli o czym poplotkować. Ta szkoła żyła plotkami i wyssanymi z palca historiami. Nie było tygodnia, aby nie wymieniano się fałszywymi lub nie do końca zgodnymi z prawdą opowieściami.
Pomimo że mężczyzna szybko i skutecznie wszystkich uciszył, omiatając klasę chłodnym i nieprzyjaznym spojrzeniem, które w zupełności wystarczyło, to w mojej głowie śmiechy dźwięczały jeszcze przez jakiś czas.
Naciągnęłam rękawy szarej, nieco zmechaconej bluzy mocniej na nadgarstki i przygryzłam policzek, próbując wszelkich sposobów, aby zająć myśli czymś innym niż śmiechami czy surowym spojrzeniem nauczyciela. Jednak nawet to nie przynosiło mi ukojenia. Chyba jedyną rzeczą, która by mnie w tamtym momencie uratowała, było wyskoczenie z okna. Nie zrobiłabym sobie większej krzywdy, ponieważ znajdowałam się na parterze, ale przynajmniej napędziłabym historykowi chwilowego strachu, a innym dała na tacy temat do plotek. Każdy by skorzystał.
Do tej pory nauczyciele przymykali oko na moje zachowanie, o ile przynajmniej udawałam, że słuchałam, siedziałam cicho i nie przeszkadzałam. Nie było żadnych wątpliwości co do tego, że pan Sawyer nie będzie na tyle miły, aby do nich dołączyć, i zrobi wszystko, aby uprzykrzyć mi dzień, tak jak ja zrobiłam to z jego dniem.
Wbiłam wzrok w ławkę, bo nie mogłam dłużej znieść natarczywego i złośliwego spojrzenia, którym obdarzył na mnie mężczyzna. Nauczyciel historii należał do osób, które traktowały swoje lekcje bardzo poważnie, i jakikolwiek wyraz braku szacunku wobec nich był niedopuszczalny.
– To nie była prośba.
Mocniej przygryzłam policzek, ale nic nie odpowiedziałam, czym jeszcze bardziej zasłużyłam sobie na dezaprobatę nauczyciela. Mężczyzna wziął głęboki wdech i obrócił się w stronę ściany.
– W porządku. W takim razie może odpowiesz na pytanie, które jest zapisane na tablicy?
Zerknęłam ponad ramieniem nauczyciela. Pytanie dotyczyło wojny secesyjnej, o której mówił na poprzedniej lekcji. Wiedziałam o tym, bo większość ubiegłego wieczoru poświęciłam na naukę i powtarzanie materiału. Doskonale znałam również odpowiedź na zapisane kredą pytanie, ale mimo to, nieważne jak bardzo bym chciała, nie byłam w stanie nic z siebie wykrztusić. Słowa ugrzęzły mi w gardle. Gdybym się odezwała, wyszedłby z tego jakiś niespójny bełkot zamiast ładnie skleconych zdań, dlatego postanowiłam oszczędzić sobie dodatkowego stresu. Czułam wzbierające z powodu poczucia bezradności łzy pod powiekami, ale nie zamierzałam się złamać. Nie przy klasie, a już na pewno nie przy dziewczynie, która tylko czekała na to, aby mnie jeszcze bardziej pogrążyć.
Z trudnością przełknęłam ślinę, a wraz z nią rozczarowanie, które pozostawiło na moim języku gorzki posmak i ponownie uniosłam wzrok na mężczyznę, siląc się na słaby uśmiech.
– Nie wiem.
– Oto niepodważalny dowód na to, że mnie pani lekceważy i nie słucha tego, co mówię – zaczął, odwracając się do mnie. – Jeśli nie jest pani zainteresowana wiedzą, jaką dysponuję, to radzę w ogóle nie przychodzić na moje zajęcia i nie marnować mojego cennego czasu.
Nie miałam ochoty tłumaczyć mu, że to wcale nie tak, bo tylko zmarnowałabym jego czas i przysporzyła sobie dodatkowego upokorzenia. Ograniczyłam swoją wypowiedź do cichego i niepewnego:
– To się więcej nie powtórzy.
– Ależ oczywiście, że się nie powtórzy. – Wykrzywił wargi w grymasie, ale zaraz powrócił do swojej poważnej postawy. – Od następnych zajęć widzę cię w pierwszej ławce i oczywiście dostaniesz należytą ocenę, a wy… – zwrócił się do całej klasy – na początku każdej lekcji odkładacie telefony i wszelkie urządzenia elektroniczne do pudełka i zostawiacie je tam aż do dzwonka. Będę pilnie nadzorował, aby każde z was zastosowało się do mojego polecenia – rzekł surowo i ostatni raz omiótł mnie oceniającym spojrzeniem. Odwrócił się na pięcie, aby pójść w stronę do swojego biurka. – Już dawno powinienem był ukrócić wasze możliwości. Muszę w końcu pomówić z dyrektorem na temat waszego dostępu do internetu.
Żałowałam, że nie było przycisku, który pozwoliłby mi na rozpłynięcie się w powietrzu. Gdyby taki wynaleźli, z chęcią wydałabym na niego całe swoje oszczędności.
Mężczyzna dorwał się do klawiatury i zaczął wpisywać coś na komputerze. Odgłos wciskanych klawiszy niósł się echem po sali, w której uczniowie wymieniali się ukradkowymi spojrzeniami.
– Na przyszłych zajęciach test sprawdzający waszą wiedzę z przerobionego dotychczas materiału – oznajmił, nie odrywając wzroku od monitora.
W pomieszczeniu rozległy się szepty i pomruki wyrażające niezadowolenie.
– Przepraszam… – Usłyszałam za sobą.
Przewróciłam oczami. Sam głos tej osoby potrafił doprowadzić mnie do białej gorączki. Reagowanie na nią w ten sposób chyba weszło mi już do krwiobiegu.
Odwróciłam głowę, aby w tym nie uczestniczyć. Zerknęłam na zegar wiszący na jednej ze ścian. Zaczęłam bawić się słuchawką, którą podniosłam z ławki, nie odrywając wzroku od wskazówek, które przesuwały się bardzo wolno. Blondynka była w stanie zrobić wszystko, aby tylko poprawić swoją reputację wśród nauczycieli, uczniów, a nawet świętych krów.
Mężczyzna skinął głową, dając jej przyzwolenie na zabranie głosu, chociaż nie był szczególnie zadowolony. Prawdopodobnie było mu już wszystko jedno i kolejna bezsensowna wypowiedź uczennicy niczego by nie zmieniła.
Blondynka poprawiła się na krześle, odchrząknęła i odezwała się dopiero, gdy upewniła się, że była w centrum uwagi i każdy jej słuchał.
– Przecież to niecały tydzień. – Próbowała zachować spokój, chcąc brzmieć grzecznie, ale w jej głosie było słychać nutę oburzenia.
Pan Sawyer skrzywił się, leniwym ruchem dłoni zsunął okulary z nosa i odłożył je starannie na biurku, po czym złożył ręce jak do modlitwy i przyłożył je do ust, jakby chciał w ten sposób nad sobą zapanować.
– Jeśli ktoś uczy się regularnie, to bez problemu poradzi sobie z nieco większą ilością materiału, niż zwykle wymagam od was na testach.
Dziewczyna zacisnęła zęby, aby nie wybuchnąć. Nie chciała stracić w oczach nauczyciela.
– Absolutnie nie chciałabym niczego sugerować – zaczęła po przełknięciu śliny, dając innym do zrozumienia, że właśnie to zamierzała zrobić – ale dlaczego my mamy obrywać za nią, skoro niczego nie zrobiliśmy? – kontynuowała, w międzyczasie wymachując dłonią w moją stronę, jakby to miało jej pomóc w przekonaniu nauczyciela. Dumnie uniosła podbródek, a parę osób jej przytaknęło.
– Nie będzie mnie pani pouczać, panno Beckham.
– Seale – przerwała mu głośno i nieuprzejmie, ale po spojrzeniu, jakie od niego otrzymała, ściszyła nieco ton. – Teraz już Seale – przypomniała.
Robiła to notorycznie, uporczywie chcąc to każdemu uświadomić. Ale większość nauczycieli nie miało głowy do tak błahych rzeczy, a w systemie wciąż widniała jako Emily Beckham.
– Test miałem w planach już od dłuższego czasu – kontynuował, zbywając jej wypowiedź na temat nazwiska. – Dzisiejsze zachowanie waszej rówieśniczki tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że to doskonały pomysł, i powinienem był zrealizować go już dawno temu.
– Ale…
Słowa nauczyciela przestały do mnie docierać, podobnie jak odpowiedzi Emily, która próbowała jakoś wybrnąć z nieudanej próby sprzeciwienia się historykowi. Czułam się tak, jakbym była zamknięta w szklanej bańce, w której dostęp do powietrza był ograniczony, a przestrzeń z każdą sekundą się zmniejszała, uniemożliwiając mi swobodne oddychanie. Zacisnęłam dłonie w pięści, walcząc z przygniatającym uczuciem otępienia i nagłymi falami gorąca. Blondynka wciąż coś świergotała, ale słyszałam ją jak przez mgłę. I musiałam przyznać, że tę wersję jej głosu wolałam o niebo bardziej.
Z wielką ulgą powitałam rozlegający się w całym budynku dźwięk dzwonka, który zadzwonił w ostatniej chwili. Jeszcze moment, a wybiegłabym z sali na oczach wszystkich albo w ostateczności wyskoczyła z tego okna. Co prawda dzwonek nie był sygnałem zakończenia dzisiejszych zajęć, ale przynajmniej mogłam odetchnąć na kilka minut.
W klasie zapanował szmer, gdy wszyscy po kolei podnosili się z krzeseł, zbierając swoje rzeczy. Już nikt nie poświęcał uwagi nauczycielowi, który sprzeciwiał się, mówiąc, że jeszcze nie skończył i mają siedzieć na swoich miejscach.
Pospiesznie wpakowałam podręcznik wraz z zeszytem do torby, ignorując zagięte brzegi, nad którymi ubolewałabym, gdyby nie to, że czytanie tej książki było dla mnie czystą udręką, i podniosłam się z krzesła. Udało mi się zrobić zaledwie krok, zanim natknęłam się na smukłą sylwetkę, która stanęła mi na drodze.
Uniosłam znudzony wzrok. Emily wraz ze swoją najlepszą przyjaciółką uniemożliwiały mi dojście do drzwi, przez które zdążyła wyjść już większość klasy. Zerknęłam na miejsce, w którym wcześniej siedziała blondynka. Jej rzeczy nadal leżały na ławce, co wskazywało na to, że nawet nie trudziła się z pakowaniem i od razu ruszyła uprzykrzyć mi życie.
Doskonale zdawałam sobie sprawę, że konfrontacja z moją przyrodnią siostrą i jej niezbyt udaną kopią nie przyniesie nic dobrego. Gromiły mnie oceniającymi spojrzeniami pełnymi wyższości. Sunęły wzrokiem od moich czarnych schodzonych tenisówek aż po ciemne włosy, które założyłam za uszy, gdy kosmyki wpadały mi do oczu podczas pakowania się z zamiarem szybkiej ewakuacji. Szybko je poprawiłam, ponownie pozwalając im okalać moją twarz. Błądziłam wzrokiem wokół, przygryzając wargę. Chciałam uniknąć kontaktu wzrokowego z obiema dziewczynami. Chociaż wiedziałam, że nie było na to najmniejszych szans, miałam nadzieję, że odsuną się z własnej woli. Nie miałam siły się z nimi wykłócać i nie obchodziło mnie, czego chciały.
Emily wydęła pełną wargę i zarzuciła proste lśniące włosy do tyłu. Wymieniła z przyjaciółką porozumiewawcze spojrzenie, które zrozumiałby nawet trzylatek.
Pałałam do tej dwójki taką samą niechęcią, z tą różnicą, że wolałam zachować to dla siebie. Nie obnosiłam się z tym na każdym kroku, jak one.
– Nie wiem, o jakim chłopaku myślałaś, że tak odpłynęłaś, ale nie martw się. – Przechyliła głowę, posyłając mi udawane zatroskane spojrzenie. – Mogę ci zagwarantować, że nie masz u niego żadnych szans – oznajmiła, trzepocząc długimi ciemnymi rzęsami. Wredny, pyszałkowaty uśmieszek rozjaśnił jej twarz.
Traktowała mnie z pogardą, chociaż nigdy nie dałam jej ku temu wyraźnych powodów. Widziałam to za każdym razem w jej oczach, gdy przypadkowo napotykałam jej spojrzenie. Była dość lubiana. Wyrobiła sobie niezłą reputację, której w żaden sposób nie byłam w stanie zrozumieć. Mieszkała w mieście krócej niż ja, ale szybko się zaaklimatyzowała, potrafiła manipulować ludźmi i owijać ich sobie wokół palca. Uważała się za lepszą od innych i potrzebowała ciągłej atencji, między innymi uczniów, którzy lgnęli do niej jak pszczoły do kwiatków. Jeśli ona coś powiedziała, były to święte słowa. Była również lubiana przez nauczycieli, ponieważ na każdą lekcję przychodziła przygotowana i robiła wszystko, aby im się przypodobać. Mimo to nigdy nikt nie nazwał Emily kujonką czy pupilką nauczyciela. Podobnie jak jej przyjaciółki Isabel, która nie odstępowała jej na krok. Sytuacja, w której się znalazłyśmy teraz, była na to idealnym przykładem. Isabel stała obok niej jak cień, z założonymi rękami, gotowa dołączyć i zacząć bronić przyjaciółki, gdyby zaszła taka potrzeba. Ciekawe tylko, czy Emily postąpiłaby tak samo, gdyby role się odwróciły. Raczej spodziewałabym się, że broniłaby własnej dupy.
– Daruj sobie – rzuciłam chłodno, zaciskając mocniej dłonie na pasku torby. Posłałam im obu znudzone spojrzenia. Emily zagwizdała z udawanym podziwem.
– Rozzłościłam cię? – spytała zmartwionym tonem, marszcząc brwi. – Po prostu powiedziałam, jak jest. To chyba nazywa się szczerość.
– Szkoda, bo powinno się nazywać „odpierdol się i zajmij sobą” – burknęłam i korzystając z chwili zdezorientowania dziewczyn, wyminęłam je, dbając o to, aby moje ramię szturchnęło Isabel.
Nie musiałam się odwracać, aby wiedzieć, jak wyglądało oburzenie na twarzy blondynki. Oberwie mi się za to, ale nie zamierzałam rozmawiać i przebywać z nimi w jednym pomieszczeniu dłużej, niż było to faktycznie konieczne. Szczególnie z Emily, z której towarzystwem musiałam mierzyć się każdego dnia w domu.
Nigdy nie podobało mi się, jak obie panoszyły się w szkole wraz z dwójką innych uczniów. Zawsze zajmowali najlepsze miejscówki. Najlepszy stolik na stołówce, najlepszą ławkę na dziedzińcu, a nawet miejsce pod ścianą, z którego widać było cały plac. W tej szkole nie było miejsca dla osób takich jak ja, a Emily każdego dnia dbała o to, abym o tym nie zapomniała. Zaczynałam wątpić w to, czy w ogóle gdzieś było dla mnie miejsce.
Ruszyłam korytarzem, nie oglądając się za siebie. Chciałam jak najszybciej wyjść na świeże powietrze. Starałam się ignorować uczniów, których mijałam. Niektórzy stali przy szafkach, rozmawiając ze znajomymi, inni siedzieli na podłodze oparci o ścianę, z nosami wlepionymi w ekrany telefonów. Wszyscy zajmowali się sobą, ale mnie nieustannie dręczyło poczucie, że oglądali się właśnie za mną. Nie były to spojrzenia, którymi obdarza się takie dziewczyny jak Emily czy Isabel.
Pchnęłam drzwi prowadzące na szkolny dziedziniec, który znajdował się z tyłu budynku. Gwar szkolnych rozmów i kłótni ucichł, gdy zamknęły się za mną z cichym skrzypnięciem. Odetchnęłam głęboko świeżym, lecz chłodnym styczniowym powietrzem. Starałam się ignorować wiatr, który atakował moje – już i tak zaróżowione – policzki. Kroczyłam w stronę opustoszałych stołów, które w cieplejsze dni roku zapełniały się rozmawiającymi i śmiejącymi się nastolatkami. Ze spuszczoną głową przysiadłam przy jednym z nich. Przez dłuższą chwilę po prostu wpatrywałam się w wilgotną ziemię pod tenisówkami, dopóki emocje we mnie nie opadły. Wyciągnęłam z kieszeni bluzy słuchawki, włożyłam je do uszu i puściłam nieprzesłuchany wcześniej do końca utwór. Przymknęłam powieki, pozwalając na to, aby cały świat rozpłynął się w błogich nutach muzyki, sama zaś wsłuchałam się w tekst.
Niczego nie pragnęłam bardziej niż znaleźć się jak najdalej od tej szkoły, a najlepiej miasta i wszystkich ludzi, ale miałam przed sobą jeszcze kilka lekcji, przez które mimo wszystko musiałam jakoś przebrnąć.
– Gwen?
Otworzyłam oczy, aby dostrzec znajomą twarz. Znów zmuszona byłam zapauzować lecącą piosenkę. Dziewczyna, z którą utrzymywałam kontakt, stała niedaleko wejścia do budynku i uśmiechała się do mnie. Mogłam po prostu udawać, że jej nie słyszałam, ale nie miałam nic przeciwko rozmowie z nią.
Nie miałyśmy razem zajęć, więc nie widywałyśmy się tak często, jak to jest w przypadku osób, które spędzają razem niemal całe dnie. Daleko nam było do typowych nierozłącznych przyjaciółek na całe życie, ale lubiłyśmy spędzać czas w swoim towarzystwie, dogadywałyśmy się i to wystarczało.
Tracy poznałam na sali gimnastycznej w pierwszej klasie, gdy dostałam piłką podczas lekcji i musiałam na chwilę zejść z boiska na trybuny. Ona akurat tam siedziała i odrabiała jakieś zadanie z trygonometrii. Oderwała się od pracy domowej i zagadała do mnie, widząc, że zwijam się z bólu. Jako jedyna zaoferowała pomoc i spytała, czy nie potrzebuję przypadkiem iść do pielęgniarki. Zaczęłyśmy luźną, niezobowiązującą rozmowę, gdy przyciskałam worek z lodem do twarzy, i od tamtej pory wymieniałyśmy się wiadomościami, a czasem spędzałyśmy razem przerwy na lunch. Była jedyną osobą, którą zdarzało mi się nazwać swoją przyjaciółką.
Dziewczyna wyróżniała się urodą i stylem bycia, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Przez czarne proste włosy, które sięgały jej do ramion, przebijały się niebieskie pasemka. Miała na sobie spraną zimową kurtkę, ale mogłam przysiąc, że pod nią nosiła ciekawą stylizację i masę bransoletek z muliny, które uwielbiała pleść, kiedy się nudziła. Sama nie rozstawałam się z jedną, którą dostałam od niej na początku naszej znajomości.
Była moim zupełnym przeciwieństwem, nie tylko w kwestii ubioru, gdyż ja wolałam nie wychylać się ze swoimi kreacjami i stawiałam na bezpieczne opcje. Takie, w których nie musiałam martwić się o to, że ktoś dostrzeże moją figurę lub zobaczy coś, czego nie powinien.Tracy lubiła towarzystwo innych ludzi. Lubiła przebywać i rozmawiać z nimi. Ja za tym nie przepadałam.
– Nie zimno ci tu? Wszyscy są na stołówce – powiedziała, podchodząc bliżej. Odgarnęła kosmyki włosów za ucho dłonią przyozdobioną srebrnymi pierścionkami.
Przestawiłam swoją torbę na stół, aby zrobić jej więcej miejsca. Usiadła na ławce, stawiając obok siebie plecak i kubek termiczny z herbatą. Albo czymś mocniejszym niż earl grey.
Pokręciłam głową, siląc się na uśmiech, i odpowiedziałam, trochę mijając się z prawdą.
– Jadłam wcześniej. Po prostu chciałam odetchnąć świeżym powietrzem, a nie tym wypełnionym cholernie drogimi perfumami Emily.
Czarnowłosa parsknęła śmiechem i przyciągnęła do siebie kolana, opierając na nich policzek.
– Znowu coś zrobiła? – zagadała.
– Można tak powiedzieć. Ale to przecież nic nowego – zaśmiałam się nerwowo, po czym dodałam, aby skończyć ten temat: – Jest w porządku – zapewniłam.
Coraz intensywniej odczuwałam skutki przebywania na zewnątrz przy tak niskiej temperaturze w bluzie, w której przechodziłam niemal całą jesień, dlatego również przyciągnęłam do siebie kolana, oplatając się ciaśniej rękami. Spojrzałam na przyjaciółkę nieco podejrzliwie, bo teraz była bardziej przygaszona niż zwykle. Nie rzuciła żadnym kąśliwym komentarzem, by dać wyraz niechęci do mojej przyrodniej siostry. Była jedną z nielicznych osób, które nie dawały się nabrać nawet na najpiękniejszy uśmiech Emily.
– A ty? – podjęłam. – Co tu robisz?
Tracy pociągnęła nosem i westchnęła przeciągle, jakby chciała ominąć temat, ale raczej nie należała do osób, które trzymały wszystko w sobie do momentu, w którym w końcu wybuchną. Kolejna rzecz, która odróżniała nas od siebie.
– W sumie to też chciałam odetchnąć. Do Lauren przykleił się jakiś koleś. – Wywróciła ostentacyjnie zielonymi oczami i się skrzywiła.
Lauren była dziewczyną, z którą Tracy kręciła od paru dobrych tygodni. Nie były oficjalnie razem, ale wszystko szło w dobrym kierunku. Przynajmniej takie informacje i sygnały otrzymałam, ale nie miałam pewności, czy od naszej ostatniej rozmowy nic nie uległo zmianie. Lubiłam jednak patrzeć na Tracy, gdy rozpływała się po każdej niewinnej wiadomości od Lauren.
Nie zdążyłam nawet otworzyć ust, bo przyjaciółka znów zabrała głos, nie czekając na moją odpowiedź.
– Nie ma mnie zaledwie trzy dni w szkole, a gdy wracam, to widzę, jak dziewczyna, która mi się podoba, ślini się do jakiegoś typa, którego nigdy wcześniej nawet na oczy nie widziałam! – wypaliła na jednym wydechu, wyrzucając ręce w górę, gdy emocje zaczęły przejmować nad nią kontrolę. – W dodatku jego włosy wyglądają jak jakiś pieprzony makaron!
Z trudem powstrzymałam się od śmiechu. Tracy zakryła twarz dłońmi i jęknęła sfrustrowana, kopiąc mnie z udawaną urazą glanem w kostkę.
– No ale widziałaś ich razem? Całowali się? – spytałam wciąż nieco rozbawiona, kręcąc przy tym głową z uśmiechem, ale musiałam jakoś wesprzeć przyjaciółkę. Tracy była dość emocjonalną osobą, ale nie uważałam, aby w jej przypadku było to coś złego. Jeśli się w coś angażowała, robiła to całą sobą.
– Całowali może i nie – odrzekła, odsuwając dłonie od twarzy. Kiedy zobaczyła, że jej odpowiedź mnie nie usatysfakcjonowała i czekam na dalsze wyjaśnienia, powiedziała: – Ale oboje wyglądali, jakby chcieli się na siebie rzucić. I nie mam na myśli bójki. Ewidentnie coś jest na rzeczy.
Domyślałam się, że po prostu widziała ich, gdy rozmawiali, i dopowiedziała sobie coś, co nie miało miejsca. Nie chodziło o samą zazdrość, bo Tracy nigdy nie zabroniłaby swojej drugiej połówce pisać z innymi, ale przemawiał przez nią lęk, że znów się na kimś zawiedzie. Niestety, nie miała szczęścia w miłości, ale podziwiałam ją za to, że pomimo paru nieudanych związków dalej nie straciła wiary w prawdziwą miłość. Zaczęła czuć coś więcej do Lauren i nie wzbraniała się przed tym.
– Myślę, że się nakręcasz – przyznałam szczerze. Patrzyłam na nią z łagodnym wyrazem twarzy. W żaden sposób nie chciałam jej oceniać.
Tracy przechyliła głowę i popatrzyła na mnie ze zmrużonymi oczami.
– Serio. Nakręcasz się – powtórzyłam – ale to nie oznacza przecież niczego złego. To znaczy, że ci zależy.
Uśmiechnęłam się, aby dodać jej otuchy. Prawda była taka, że sama nie wiedziałam wiele na temat miłości. Przynajmniej nie tej prawdziwej. O ile taka jeszcze w ogóle istniała.
– Powinnaś z nią najpierw pogadać, zanim zaczniesz ją o coś posądzać – zachęciłam Tracy.
– Myślisz? – spytała niezbyt przekonana.
Skinęłam głową.
Westchnęła zrezygnowana i zaczęła się nad czymś intensywnie zastanawiać. Tkwiłyśmy w ciszy i kiedy myślałam, że Tracy na dobre porzuciła ten temat, ona ożywiła się na nowo, omal nie strącając przy tym herbaty, o którą zahaczyła łokciem. Zapatrzyłam się na drzewo pozbawione liści, więc drgnęłam zaskoczona.
– Ale powiedz mi szczerze – zaczęła, pochylając się, jakby zamierzała wyjawić jakąś tajemnicę. – Co on ma, czego ja nie mam?
Przez chwilę myślałam, że nie pyta poważnie, ale wyraz twarzy czarnowłosej ani trochę nie wskazywał na to, że żartowała.
– No… – odrzekłam niepewnie, szukając czegoś odpowiedniego do powiedzenia. W ostatniej chwili powstrzymałam się od wytknięcia jednej dość wyraźnej różnicy pomiędzy nimi.
Dziewczyna patrzyła na mnie wyczekująco, wyginając brwi, jakby od mojej odpowiedzi zależało jej życie.
– Czy to ma znaczenie? – spytałam retorycznie, obierając inną taktykę. – Jesteś świetna, Tracy. I każdy, kto cię zna, powie ci dokładnie to samo.
Nie byłam dobra w dawaniu rad. Nie ogarniałam własnych emocji i myśli, a co dopiero czyichś. Ulżyło mi, gdy Tracy pokiwała głową, a kąciki jej pomalowanych bordową szminką ust uniosły się do góry.
– Potwierdzam.
Obie obróciłyśmy się w stronę, z której padły te słowa. Musiałam nieco bardziej wyciągnąć szyję, ponieważ dobiegał zza moich pleców. Skrzywiłam się, gdy coś mi w niej strzeliło.
Dziewczyna z ciemniejszą karnacją i kręconymi kasztanowymi włosami, które spięła w wysoki kucyk, błysnęła w naszą stronę uśmiechem. Przez ramię przerzuconą miała kurtkę, a w ręku trzymała telefon. Ominęła nas i usiadła po drugiej stronie stołu, naprzeciwko Tracy.
– Szukałam cię – zwróciła się do czarnowłosej, zdejmując kurtkę z ramienia.
– Mnie? – spytała Tracy dla pewności, obracając się tak, że siedziała teraz przodem do Mulatki.
– No. Nawet dzwoniłam, ale nie odebrałaś – rzuciła, wzruszając ramionami i nałożyła na siebie bomberkę.
Tracy wyciągnęła urządzenie z kieszeni i spojrzała na wyświetlacz, marszcząc brwi.
– Faktycznie dzwoniłaś. Musiałam nie usłyszeć – powiedziała z przepraszającą miną, chowając smartfona z powrotem do tylnej kieszeni czarnych jeansów.
– O czym rozmawiałyście? – zainteresowała się Leah. – Usłyszałam tylko ten fragment, w którym Gwen mówi ci, że jesteś cudowna. Oczywiście podpisuję się pod tym, ale nie oszukujmy się, potrafisz dopiec, jeśli chcesz. – Dziewczyna otworzyła szerzej oczy, jakby zdała sobie właśnie z czegoś sprawę. – Komu tym razem podpadłaś?
– Wypraszam sobie – broniła się Tracy. – Nikomu. Ale właściwie to chciałabym dopiec takiemu jednemu. – Powiedziała po chwili zastanowienia.
– Tracy… – upomniałam ją, przekrzywiając lekko głowę.
– Pomożesz? – poprosiła, zlewając mój sprzeciw. Uśmiechnęła się do Leah tak, jak robiła za każdym razem, gdy chciała, aby ktoś coś dla niej zrobił. Na odpowiedź nie musiała długo czekać.
– Jasna sprawa – odpowiedziała, jednocześnie odblokowując telefon.
– Ma włosy jak makaron – podpowiedziałam, odpuszczając. Była to jedyna wskazówka jaką mogłam zaproponować. Brunetka w szybkim tempie przebierała palcami po klawiaturze na ekranie.
– I jest niesamowicie irytujący – dopowiedziała Tracy. Najwidoczniej również nie dysponowała konkretnymi faktami.
– Nawet z nim nie rozmawiałaś – zmarszczyłam brwi.
– Nie musiałam – odrzekła, wzruszając ramionami, jakby to wszystko wyjaśniało.
– Noah Hughes – oznajmiła Leah, pokazując Tracy ekran telefonu, na którym widniał czyjś profil na Instagramie. Oprócz zdjęcia profilowego nie miał żadnych postów. – Raczej nie udziela się w social mediach ani w ogóle nigdzie. Ale byłam z nim na letnim obozie trzy lata temu. Wymęczył mnie gadkami o komiksach. – Wywróciła oczami. – Zaraz podeślę ci jego plan lekcji.
– Dziękuje, Leah. Jesteś najlepsza! – Czarnowłosa rzuciła się na przyjaciółkę, przytulając ją przez dzielący je stół.
– I co zamierzasz teraz zrobić? – zapytałam, gdy przestała dusić dziewczynę i usiadła z powrotem na swoje miejsce.
– No jak to co? – odpowiedziała bez żadnego zastanowienia, jakby odpowiedź na to pytanie była oczywista. – Porozmawiam z nim.
– Nie! – krzyknęłyśmy równocześnie i posłałyśmy Tracy karcące spojrzenia.
Leah nie musiała nawet znać kontekstu i kryjącej się za niechęcią dziewczyny historii, aby wiedzieć, że to beznadziejny pomysł, który mógłby zakończyć się katastrofą.
– Co? Zły pomysł?
– Fatalny!
– Niby czemu? – Skrzywiła się.
– Bo najpierw powinnaś dać szansę Lauren – wyjaśniłam, gdy jej zapał do tego pomysłu nieco opadł.
Czarnowłosa wywróciła oczami, ale westchnęła, niechętnie przyznając nam rację.
– Dobra.
Rozległ się dźwięk przychodzącego powiadomienia, więc Tracy złapała za swój telefon, odblokowała go i zaczęła studiować plan lekcji chłopaka.
Popatrzyłam na nią spode łba.
– No co? – Ściągnęła niewinnie brwi. – To tylko na wszelki wypadek.
Wywróciłam oczami, kręcąc głową, ale dałam przyjaciółce spokój. Żadne siły wyższe nie przemówiłyby jej do rozsądku, a już z pewnością nie ja.
– Podpadłam dzisiaj panu Sawyerowi – wypaliłam i poczułam, jak na policzki wpełza mi rumieniec.
– Temu nauczycielowi historii?! – upewniła się Tracy z wybałuszonymi oczami. Momentalnie odłożyła telefon, podobnie jak Leah, która przerwała pisanie wiadomości.
Pokiwałam głową, oparłam ręce o stół i schowałam w nich twarz.
– O słodki Boże, Najświętsza Maryjo i Jezusie Chrystusie, miejcie ją w opiece… – powiedziała Tracy, unosząc wzrok na pochmurne niebo.
– Nie jesteś nawet wierząca – wymamrotałam.
– Wiem. Dodaję temu tylko trochę dramaturgii.
– Co więcej… – zaczęłam, podnosząc głowę, ale moje słowa zostały zagłuszone przez Leah, która najwidoczniej uznała, że moja chwila dobiegła końca.
– Ej, słyszałaś o domówce w tę sobotę?
– Jest jakaś domówka? – zaciekawiła się Tracy.
– No u takiego chłopaka z trzeciej klasy. Nie trzeba mieć zaproszenia i myślałam, że może wybierzemy się razem – zaproponowała, przekręcając w dłoni breloczek w kształcie róży.
Tracy zerknęła na mnie, ale szybko odpowiedziałam jej spojrzeniem w stylu „na mnie nie patrz”.
Imprezowanie nie należało do mojej ulubionej formy spędzania wolnego weekendu. Tym bardziej że pewnie Tracy by mnie wystawiła i byłaby tam ze mną tylko w teorii. Oczywiście nie miałam jej tego za złe. Po prostu skoro mogłam oszczędzić sobie bezsensownego krzątania się wśród nieznajomych w celu poszukania sobie jakiegoś miejsca, zamierzałam z tego skorzystać.
– W takim razie chyba ją sobie odpuszczę. I tak miałam się trochę pouczyć – uznała Tracy i oparła policzek na dłoni.
– Poważnie? – spytała Leah, niezadowolona z odpowiedzi. – A co, jeśli powiem ci, że Lauren też ma tam być? – Uśmiechnęła się, sugestywnie poruszając brwiami.
Wzmianka o dziewczynie sprawiła, że Tracy zabłyszczały oczy, a pomysł w pełni przypadł jej do gustu. Rozpromieniła się bardziej, niż podczas rozmowy ze mną.
Przysłuchiwałam się temu, co mówiły, ale nie chciałam się wtrącać. I tak nie miałam już nic istotnego do powiedzenia. Zaczęłam przygryzać spierzchnięte usta.
Moja przypominająca przyjaźń relacja z Tracy zaczęła się, zanim poznała Leah. Na początku za sobą nie przepadały, ponieważ czarnowłosej nigdy nie podobało się zachowywanie Mulatki. W dodatku w drugiej klasie Leah nieświadomie odbiła Tracy chłopaka i od tamtej pory zachowywały względem siebie dystans. W zeszłym roku zostały zmuszone do współpracy przy organizacji dni otwartych naszego liceum. Wtedy udało im się jakoś dojść do porozumienia i zapomnieć o zaistniałej sytuacji. Dosyć szybko znalazły wspólny język, a Leah coraz częściej się do nas dosiadała. Zazdrościłam im swobody, z jaką ze sobą rozmawiały. Żartowały z siebie, nie martwiąc się o to, że któraś z nich powie coś nie tak.
Po wysłuchaniu, w co powinny się ubrać, wstałam z ławki i zgarnęłam swoje rzeczy. Przerwały na chwilę dyskusję o dodatkach, gdy zorientowały się, że nie siedziałam już na swoim miejscu, tylko znajdowałam się parę metrów dalej.
– Idziesz już? – zapytała mnie Tracy.
Obróciłam się i przez moment szłam tyłem. Kiwnęłam głową, zaciskając usta. Poczułam na nich metaliczny posmak.
– Przypomniałam sobie, że mam coś do załatwienia w bibliotece – skłamałam, nieudolnie wskazując dłonią na drzwi znajdujące się gdzieś za mną.
– Cześć! – pożegnała się Leah, unosząc kącik ust. Skinęłam jej głową, odwzajemniając słaby uśmiech.
– Aha. To do jutra? – dołączyła się Tracy, nieco zbita z tropu.
– Jasne.
Odwróciłam się i schowałam dłonie do kieszeni. Oddalając się od dziewczyn, które na nowo pogrążyły się w ożywionej rozmowie, przyglądałam się niebu.
Zapatrzyłam się w nie tak bardzo, że nie zauważyłam, kiedy ktoś pchnął z impetem drzwi od środka, a te uderzyły prosto we mnie. Syknęłam z bólu i nieźle zdezorientowana, przyłożyłam otwartą dłoń do obolałego czoła, chociaż czułam, jakby ból przeszył całe moje ciało.
– O Boże, przepraszam! Nie zauważyłem cię! – Usłyszałam męski zaniepokojony głos.
* * *
koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji
You&YA
MUZA SA
ul. Sienna 73
00-833 Warszawa
tel. +4822 6211775
e-mail: [email protected]
Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl
Wersja elektroniczna: MAGRAF sp.j., Bydgoszcz