Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
W kwartalniku „WIĘŹ” 2/2015:
O co chodzi Rosji? To pytanie zadajemy sobie, często bezradnie, od wielu miesięcy. Letnia „Więź” przynosi wnikliwą analizę długofalowych celów polityki Kremla i potencjału militarnego Rosji.
Co dalej z Synodem Biskupów o rodzinie? Prezentujemy różne spojrzenia: kardynała, teologa, duszpasterza i publicystów z doświadczeniem małżeńskim. Przypominamy też nowatorstwo myśli ks. Karola Wojtyły sprzed ponad 50 lat.
Czy, patrząc na publicznie eksponowane obrazy cierpienia i przemocy, można poczuć się zgwałconym przez oczy? Gdzie leży granica flirtu z sadyzmem? Autorzy naszego dwugłosu odwołują się do tych samych wartości i lektur, wyciągają z nich jednak odmienne wnioski.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 389
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Kwartalnik Warszawa rok LVIII nr 2 [660]
To kolejny już numer „Więzi”, w którym sporo miejsca poświęcamy analizie sytuacji w Rosji. Nie sposób się od tego oderwać, bo ekspansywna polityka Kremla zmusza do stawiania wciąż nowych pytań. Tym razem postanowiliśmy zastanowić się nad długofalowymi celami polityki Kremla. Wnikliwie analizują je Dmitrij Trawin i Włodzimierz Marciniak. Andrzej Wilk opisuje zaś niezwykle rzeczowo potencjał militarny Rosji.
W październiku rozpocznie się kolejna część obrad Synodu Biskupów o rodzinie. Prezentujemy różne spojrzenia na problematykę prac synodalnych: oczami kardynała, teologa, duszpasterza i publicystów z doświadczeniem małżeńskim. W kontekście synodu przypominamy też nowatorstwo myśli ks. Karola Wojtyły sprzed ponad 50 lat. Ciekawe, że zrozumiała je i doceniła komunistyczna cenzura. Trudniej było (i jest) w Kościele...
W dziale kultury publikujemy dwugłos o publicznym eksponowaniu cierpienia i obrazów przemocy. Co wolno pokazywać w imię sztuki perswazji? Jakimi metodami leczyć znieczulicę? Gdzie leży granica flirtu z sadyzmem? Zarówno ks. Andrzej Draguła, jak i Zbigniew Treppa odwołują się do tych samych wartości i lektur, wyciągają z nich jednak odmienne wnioski.
W letniej „Więzi” ponadto Jan Skórzyński porównuje dwie świeżo opublikowane biografie Tadeusza Mazowieckiego. Przypominamy tak niezwykłe osoby, jak Władysław Bartoszewski, ks. Jan Twardowski czy André Chouraqui. Prezentujemy nowe wiersze Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego i rozmowę z Urszulą Kozioł. Kard. Walter Kasper opisuje znaczenie rewolucji czułości w ujęciu papieża Franciszka. Piszemy też o postawie międzywojennej PPS wobec Kościoła, o dynamicznym katolicyzmie w Indiach oraz o poszukiwaniach duchowych we współczesnym Berlinie. Zapraszamy do lektury.
Zbigniew Nosowski
Serdecznie dziękujemy wszystkim, którzy odpowiedzieli na nasz apel o pomoc finansową. W ostatnim okresie wsparcia udzieliły „Więzi” następujące osoby:
Andrzej Biernacki (Warszawa), po raz czterdziesty pierwszy
Krystyna Błażejczyk
Anna Gorczyńska (Oxford, USA), po raz drugi
Krzysztof Jedliński (Warszawa), po raz siódmy
Olga Maria Kalinowska (Warszawa)
Marcin Listwan (Czernica), po raz drugi
Roman Murawski (Poznań), po raz dziesiąty
Paweł Sawicki (Warszawa), po raz jedenasty
Piotr Strzykała (Poznań), po raz drugi
Wojciech Surówka OP (Kijów)
Jan Wyrowiński (Toruń), po raz czterdziesty szósty
Michał Zioło OCSO (Montjoyer), po raz dziesiąty
Każda forma pomocy jest cenna. Będziemy wdzięczni zarówno za wpłaty jednorazowe, jak i regularne (np. w formie stałego zlecenia bankowego). Nazwiska Ofiarodawców będziemy publikować w kolejnych numerach „Więzi”.
Wpłaty na rzecz statutowej działalności Towarzystwa „Więź” mogą być odliczane od dochodu jako darowizny. Prosimy o przekazywanie wpłat, także dewizowych, na konto:
Towarzystwo „Więź”, 00–074 Warszawa, ul. Trębacka 3
PKO BP S.A. XV O/Warszawa, nr 79 1020 1156 0000 7702 0067 6866
z dopiskiem: darowizna na rzecz działalności statutowej Towarzystwa „Więź”
Zachęcamy Państwa również do prenumeraty redakcyjnej naszego pisma oraz polecania prenumeraty „Więzi” swoim Bliskim i Przyjaciołom. Warunki prenumeraty na rok 2015 – zob. s. 239.
Dmitrij Trawin
W ciągu ostatniego roku sytuacja w Rosji uległa poważnym zmianom. W marcu 2014 r. nieoczekiwanie dla większości obserwatorów Kreml podjął decyzję o przyłączeniu Krymu. Fakt ten spowodował zaostrzenie stosunków z krajami Zachodu, a w szczególności doprowadził do wprowadzenia sankcji.
Kreml przyjął to spokojnie i nie zrezygnował z Krymu. Co więcej, w wybuchłej na wschodzie Ukrainy wojnie domowej władze Rosji otwarcie stanęły po stronie zwolenników oddzielenia Doniecka i Ługańska. Kreml udziela separatystom poważnego poparcia moralnego. Poza tym, jak słusznie zauważa wielu komentatorów, Rosja w takiej lub innej formie dostarcza broń do Donbasu, a także stymuluje uczestnictwo w konflikcie znacznej liczby ochotników, w tym zawodowych wojskowych, formalnie urlopowanych na okres walk. Według danych poważanej rosyjskiej „Nowej Gaziety”, przez pewien czas na terytorium Donbasu przeciw wojskom ukraińskim walczyły również regularne oddziały wojskowe Rosji. Chociaż Kreml nigdy nie przyznał się do wprowadzenia swych wojsk na terytorium Ukrainy, nie podjęto żadnych istotnych prób zanegowania informacji „Nowej Gaziety”.
Pojawił się smutny żart, że w rezultacie eskalacji działań wojennych i wprowadzenia sankcji Donbas utracił środki niezbędne do życia, Ukraina utraciła Donbas, Rosja utraciła Ukrainę, a Europa utraciła Rosję. Wydawać by się mogło, że w tej historii biorą udział sami przegrani. Rzeczywistość jednak tak nie wygląda. Istnieje bowiem jeden człowiek, który dzięki temu wszystkiemu zdecydowanie wygrał. Jest nim prezydent Rosji Władimir Putin. Jego popularność w kraju znacznie wzrosła dzięki przyłączeniu Krymu. Jeśli w trakcie masowych protestów, które odbyły się w Moskwie i Sankt-Petersburgu zimą 2011–2012 r., wielu komentatorów uznało, że reżim putinowski zakołysał się i być może w przewidywalnej perspektywie runie w ogóle, to obecnie praktycznie nikt z poważnych analityków nie ma wątpliwości co do tego, że Putin z łatwością wygra wybory prezydenckie w roku 1918, po których będzie mógł jeszcze przez sześć lat rządzić Rosją.
Powyższe stwierdzenie wystarczająco wyjaśnia aktualne wydarzenia w Rosji i w Ukrainie1. Trzeba jednak pamiętać, że nie od razu Władimir Putin – który już od 15 lat znajduje się u władzy – przyjął obecny kierunek polityki. Sprawując urząd prezydenta, w miarę upływu czasu zmieniał on jakościowo swoje stanowisko. Początkowo Putin był nie tylko partnerem, ale nawet przyjacielem Ameryki i Europy. To on jako pierwszy przywódca państwowy złożył prezydentowi Bushowi wyrazy współczucia z powodu ataków terrorystycznych 11 września 2001 r. Dziś jednak wielu analityków na Zachodzie traktuje Putina jako istotne zagrożenie dla świata, na równi z fundamentalizmem islamskim.
Rodzi się w związku z tym szereg ważnych pytań: Czy putinowska Rosja rzeczywiście zagraża dziś Zachodowi i przygotowuje poważną wojnę w Europie? Jaki może być los Ukrainy w związku z działaniami Rosji? Z czym związana jest tak radykalna ewolucja reżimu putinowskiego w ciągu 15 lat?
Aby zrozumieć wydarzenia polityczne zachodzące w Rosji w latach 2014–2015, trzeba najpierw spojrzeć na kwestie gospodarcze. Uważa się, że przyłączenie Krymu i kiepsko zamaskowane uczestnictwo w wojnie domowej na wschodzie Ukrainy spowodowane są tym, że Putin wyczerpał tradycyjne możliwości otrzymywania poparcia ze strony obywateli rosyjskich, wobec czego został zmuszony, aby wykorzystać metody nietradycyjne.
W trakcie dwóch pierwszych kadencji prezydenckich (2000–2008) Putin rzeczywiście cieszył się poparciem większości ludności Rosji. Wynikało to z ówczesnego wzrostu realnych dochodów. Co prawda, był to efekt nie działalności Putina jako głowy państwa, lecz obiektywnego wzrostu cen ropy naftowej, którą Rosja eksportuje. Jednak prosty wyborca, co naturalne, nie wnikał w te subtelności. Dzięki temu szerokie warstwy ludności właśnie z imieniem Putina kojarzyły przezwyciężenie trudności „złych lat dziewięćdziesiątych”.
Przełom nastąpił w czasie kryzysu lat 2008–2009, kiedy gospodarka Rosji runęła. Poparcie dla Putina stało się wtedy zauważalnie niższe. Mimo to nadal był on popularny, jednakże fanatyczne pokłony zastąpiło poparcie spowodowane sytuacją bez wyjścia. W warunkach braku realnej demokracji rosyjscy obywatele nie widzieli alternatywy dla Putina i z przyzwyczajenia traktowali go jako lidera najlepszego ze wszystkich możliwych.
Podczas masowych protestów z zimy 2011–2012 dostrzeżono na Kremlu formowanie się aktywnej mniejszości, która już w pełni świadomie dąży do wybawienia Rosji od Putina. Protesty te same w sobie nie stanowiły poważniejszego niebezpieczeństwa dla władz rosyjskich, gdyż w skali kraju brała w nich udział niewielka grupa ludzi. Poza tym ich uczestnicy nastawili się na wyłącznie pokojowy i niedługi protest, w odróżnieniu od ukraińskiego Majdanu, który w ostatecznym rachunku zdołał obalić prezydenta Janukowycza. Niemniej Putin zapewne wtedy pojął, że jeśli w Rosji powstaną warunki dla szeroko rozpowszechnionego niezadowolenia z władz i jeśli na ulicę wyjdą nastawieni agresywnie ludzie z prowincji, zachowanie starego reżimu politycznego przyjdzie mu z wielkim trudem.
Oznaki poważnego niebezpieczeństwa Kreml musiał zauważyć już w wynikach gospodarczych roku 2013. Gospodarka Rosji wzrosła w tym roku zaledwie o 1,3%, a przed kryzysem lat 2008–2009 wzrastała rocznie prawie o 8%. Ostre obniżenie tempa wzrostu miało miejsce w warunkach utrzymujących się stosunkowo wysokich cen na ropę naftową. Oczywistością stał się fakt, że potencjał wzrostu gospodarki rosyjskiej został całkowicie wyczerpany. Nawet sprzyjająca koniunktura światowa na rynku nośników energii nie była w stanie zapobiec szybko nadciągającej stagnacji.
Z jednej strony nie oznacza to wcale szybkiej destrukcji gospodarki rosyjskiej – najbardziej prawdopodobna będzie długoletnia stagnacja. Z drugiej jednak strony Putinowi w takich warunkach trudno będzie utrzymać władzę jeszcze przez długi okres. Zauważając, że ich życie przestało się poprawiać, ludzie zaczynają zwykle popierać opozycję. A Putin dąży do tego, aby dalej zachować swoją osobistą władzę. Nie byłoby to trudne w warunkach gospodarczego rozkwitu. Ale jak utrzymać władzę w kraju wchodzącym w stan stagnacji, gdzie wysoki poziom korupcji i ogromne różnice w dochodach między bogatymi a biednymi są zbyt oczywiste? Jedynym sposobem zachowania władzy jest posłużenie się nadzwyczajnymi sposobami wzbudzania miłości narodu do prezydenta i rządzącej partii.
Przyłączenie Krymu do Rosji okazało się takim właśnie sposobem. Malutka wojna przynosząca zwycięstwo sprzyja zwykle pobudzeniu uczuć patriotycznych i zjednoczeniu narodu wokół sprawujących władzę. A w danym wypadku praktycznie nawet nie było wojny. Putin przyłączył ziemie, które wielu obywateli Rosji uważa za swoje, bez zderzenia z armią ukraińską i faktyczne bez ofiar w ludziach. Ten „sukces” wiele osób rzeczywiście uznało za przykład mądrości narodowego przywódcy, jak często nazywają Putina przedstawiciele prokremlowskiej partii Jedna Rosja. Wskaźniki poparcia dla Putina stały się znowu nadzwyczaj wysokie. Mimo że wiele osób w Rosji ma wątpliwości, czy socjologowie są w stanie odpowiednio ocenić stosunek narodu do władzy, trudno wątpić w realny wzrost sympatii dla Putina.
Tym sposobem Kreml zdołał rozwiązać (choćby na pewien czas) swój główny problem – zachowanie poparcia społeczeństwa w warunkach narastania trudności ekonomicznych. Było to bardzo pragmatyczne rozwiązanie problemu. Putina zresztą zawsze cechował pragmatyzm, którego w tym przypadku użył w pełnym wymiarze.
Na dodatek sytuacja gospodarcza stała się jeszcze gorsza na skutek ucieczki kapitału z Rosji, a także wprowadzenia sankcji przez państwa zachodnie. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że stoi to w sprzeczności z twierdzeniem o pragmatyzmie Putina. Władze rosyjskie myślą jednak nie tyle o perspektywach rozwoju kraju, ile o przeżyciu i zachowaniu swojej pozycji. Z tego punktu widzenia Kreml wykonał akurat to, co pozwoliło mu na optymalne rozwiązanie problemu. Społeczeństwo faktycznie zapomniało na pewien czas o trudnościach ekonomicznych i wpadło w euforię patriotyczną, nadzwyczaj dla Putina korzystną.
Warto dodać, że Putin nie ma praktycznie żadnego pomysłu na poprawę sytuacji gospodarczej. Według wyników z roku 2014 wzrost gospodarczy spadł prawie do poziomu zerowego, przy czym w ostatnim kwartale zarejestrowano już spadek PKB. Tradycyjnie ekonomiści uznają za recesję sytuację, w której przez dwa kolejne kwartały PKB ulega zmniejszeniu. W momencie pisania niniejszego artykułu (połowa kwietnia 2015 r.) Rosja weszła zatem w stan recesji.
Kreml żywi nadzieję, że wyjdzie z niej dzięki realizacji produkcji antyimportowej. Takie doświadczenie Rosja rzeczywiście ma. Właśnie dzięki produkcji antyimportowej gospodarka poszła ostro w górę po kryzysie roku 1998, kiedy rubel runął w przybliżeniu pięciokrotnie. Formalnie również obecnie produkcji antyimportowej sprzyjają spadek kursu rubla i wprowadzenie przez władze rosyjskie sankcji przeciwko towarom pochodzącym z Unii Europejskiej oraz szeregu innych krajów rozwiniętych. Nie mając możliwości nabywania importowanych towarów wysokiej jakości (zarówno z powodu ich wysokiej ceny, jak i po prostu braku na półkach sklepowych), rosyjscy konsumenci są zmuszeni do nabywania produktów krajowych. Jednakże możliwość rozszerzenia produkcji takich towarów jest dziś ograniczona z trzech powodów. Po pierwsze, skala dewaluacji rubla jest obecnie nieporównywalnie mniejsza niż w roku 1998. Po drugie, rozszerzenie produkcji krajowej wymaga inwestycji, a kapitały – z powodu niesprzyjającego inwestycjom klimatu – z Rosji głównie uciekają. Po trzecie, na skutek upadku rubla automatycznie wzrasta cena importowanego oprzyrządowania, niezbędnego do zorganizowania produkcji.
Nie ma zatem podstaw, aby uznać, że postawienie na produkcję antyimportową doprowadzi dziś do sukcesów na tyle istotnych, by dzięki nim stało się możliwe przywrócenie tempa wzrostu PKB z okresu dawnego putinowskiego rozkwitu (2000–2007).
Może jednak istnieje w gospodarce jakaś alternatywa? Rady praktycznie wszystkich trzeźwo myślących ekonomistów od dawna już sprowadzają się do konieczności znacznego ocieplenia klimatu inwestycyjnego. Nie można mieć wysokiego tempa wzrostu, twierdzą oni, kiedy kapitał ucieka z kraju, a wydajność pracy utrzymuje się na poziomie skrajnie niskim. Ocieplenie klimatu inwestycyjnego wymaga w pierwszej kolejności przezwyciężenia wysokiej korupcji, poprawy jakości pracy policji i sądów oraz udzielenia gwarancji nietykalności własności prywatnej. A to z kolei wymaga rozszerzenia demokracji. Zaś na rozszerzenie demokracji Kreml nie jest na razie gotów przystać, ponieważ wtedy stanie się oczywiste, że korupcja i nadużycia władzy osiągają w Rosji poziom bardzo wysoki.
Jak zatem widać, Putin doskonale rozumie, że realne działania na rzecz rozwoju gospodarczego Rosji nie są możliwe w warunkach zachowania obecnego systemu władzy. Władzy tej nie da się też utrzymać przy obecnych wynikach gospodarczych. Wniosek z tego, że formowanie atmosfery patriotycznej euforii stanowi jedyny sposób na polityczne przeżycie Putina i wszystkich związanych z nim ludzi.
Nadzwyczaj ważne jest uznanie faktu, że przyczyną decyzji podjętej przez Putina w sprawie Krymu był pragmatyzm. Wielu bowiem komentatorów zakłada, jakoby Rosja dążyła do realizacji celów imperialnych na wielką skalę i dlatego będzie odbudowywać swoją kontrolę na całej przestrzeni posowieckiej, a nawet w Europie Środkowej i Wschodniej. Naturalnie w związku z tym rodzą się obawy dotyczące wybuchu nowej, „prawdziwej” wojny europejskiej.
W rzeczywistości Rosja nie posiada wystarczających zasobów, aby móc prowadzić tego rodzaju wojnę. Stan gospodarki można określić jako ciężki. Armia zademonstrowała swoje słabe zdolności bojowe podczas prowadzenia działań wojennych przeciw bojownikom czeczeńskim na północnym Kaukazie. Co więcej, dzisiejsza patriotyczna euforia szerokich mas ludowych nie zakłada, że ludzie ci mogą osobiście pójść walczyć za imperium albo chociażby ponosić ciężkie straty materialne, jakie pociąga za sobą każda prawdziwa wojna. Nawet w Donbasie, gdzie walki toczyły się bezpośrednio, jego mieszkańcy (wielu z nich pragnęło przyłączenia do Rosji) w większości uchylają się od służby w miejscowych formacjach zbrojnych, na co niejednokrotnie skarżyli się przywódcy separatystów. Tym bardziej obywatele Rosji nie zechcą przelewać krwi za odbudowę wielkiego imperium. Przyzwyczaili się już bowiem do dostatniego życia w warunkach pokoju i do wysokiego poziomu konsumpcji.
Zachowanie Kremla wobec Donbasu w pełni mieści się w tej logice. Putin powstrzymał się od zwykłego oderwania Doniecka i Ługańska od Ukrainy, tak jak to uczynił z Krymem. Kreml uznaje te regiony za część Ukrainy, jednakże naciska na federalizację tego kraju i przestrzeganie praw rosyjskojęzycznych obywateli zamieszkujących wschodnie regiony. Putin nie przyznaje się do wprowadzenia wojsk rosyjskich do Donbasu, a tym bardziej nie próbuje dojść z nimi do Kijowa albo do Lwowa. Rozumie, że w takiej sytuacji nie do uniknięcia okazałaby się wojna z Ukrainą na pełną skalę, co pociągnęłoby za sobą – w odróżnieniu od historii z Krymem – znaczne straty ludzkie i militaryzację gospodarki wraz ze zdecydowanym obniżeniem poziomu konsumpcji obywateli Rosji.
Można więc przyjąć, że nieformalne poparcie udzielane separatystom przydaje się Putinowi raczej do prowadzenia na wielką skalę targów z Zachodem, dotyczących całego szeregu kwestii, niż do tego, aby utrzymać Donbas w swoich rękach. Na ile skuteczne będą w perspektywie te targi, na razie nie wiadomo.
Z jednej strony Putin otrzymał uderzenie ze strony państw Zachodu w postaci sankcji ekonomicznych, które negatywnie – chociaż bynajmniej nie katastrofalnie – wpływają na system gospodarczy Rosji. Problemy wywołane przez sankcje wydają się raczej pewnym dopełnieniem do tych ogromnych problemów, spowodowanych złym klimatem inwestycyjnym, które istnieją już od wielu lat. Z drugiej strony nie można wykluczać prawdopodobieństwa swego rodzaju „zamienienia” Donbasu na Krym. Jeśli Zachód będzie w jakimś momencie gotowy do zniesienia sankcji za cenę uregulowania kryzysu na wschodzie Ukrainy, tym samym przyłączenie Krymu do Rosji zostanie faktycznie legitymizowane. Nawet jeśli formalnie Krym nie zostanie uznany za część Rosji.
Kiedy Rosja wplątywała się w konflikt ukraiński, wielu ludziom wydawało się nieprawdopodobne, aby rosyjscy chłopcy strzelali do swoich słowiańskich braci. A jednak bratobójcza wojna stała się faktem.
Początkowo przeciw armii ukraińskiej w Donbasie walczyły oddzielne grupy bojowników-ochotników, z których najbardziej znanym był „minister obrony” Igor Girkin, który przyjął głośny wojenny pseudonim Striełkow. Wkrótce w konflikcie zaczęli uczestniczyć bezpośrednio wojskowi rosyjscy. Formalnie Rosja tego nie przyznaje, ale w rzeczywistości udział jej armii nie jest nawet specjalnie ukrywany. W każdym razie „Nowaja Gazieta” zdołała niedawno opublikować długi wywiad z żołnierzem na kontrakcie, który został ranny w Donbasie. Opowiedział on dokładnie, kogo, w jaki sposób i na jakich warunkach rosyjskie dowództwo wojskowe posyła na front. Wszystko to przypomina historię z lat 30. XX wieku, kiedy żołnierze radzieccy brali udział w hiszpańskiej wojnie domowej, mimo że oficjalnie nie przyznawano się do udziału ZSRR w konflikcie.
Aby nie dopuścić wśród prostych obywateli do pojawienia się wątpliwości na temat słuszności pozycji rosyjskich w ukraińskim konflikcie, Kreml podejmuje dziś ogromne wysiłki propagandowe. Zdecydowana większość Rosjan otrzymuje informacje o wydarzeniach w Ukrainie za pośrednictwem telewizji kontrolowanej przez władze. Dlatego wizja wojny, która powstała w ich głowach, różni się diametralnie od wizji ludzi, którzy czerpią informacje z innych źródeł. Miliony Rosjan są dziś przekonane, że naród ukraiński stał się ofiarą przewrotu państwowego, inspirowanego przez USA i wspartego przez kraje Unii Europejskiej. Co więcej, rosyjscy telewidzowie uważają, że władze ukraińskie w mniejszym czy większym stopniu mają charakter faszystowski. Dlatego rozumieją uczestnictwo żołnierzy i ochotników rosyjskich w działaniach wojennych nie jako wojnę przeciwko narodowi ukraińskiemu, lecz jako wojnę prowadzoną w obronie jego interesów przeciwko Ameryce i przeciw tym siłom na Zachodzie, które najpierw chciałyby podporządkować Ukrainę swojej kontroli, a następnie wziąć się już bezpośrednio za Rosję.
Nie da się zrozumieć istoty procesów zachodzących we współczesnej Rosji bez zrozumienia tego, jakimi oczami rosyjski telewidz patrzy na wydarzenia w Donbasie. Popularność oficjalnej narracji wynika z kilku powodów. Po pierwsze, w ciągu ostatnich dziesięciu lat w świadomości obywateli rosyjskich aktywnie formowano przekonanie o agresywności USA i o tym, że Amerykanie dążą do opanowania tych krajów, które posiadają ropę naftową. Analogicznych przekonań nie było w świadomości obywateli radzieckich przed ćwierćwieczem. Przeciwnie, byli oni na tyle zmęczeni propagandą komunistyczną, że w końcu lat 80. z łatwością przyjmowali idee o możliwości przyjaźni z państwami świata kapitalistycznego. Przełom nastąpił po rozpoczęciu przez USA wojny w Iraku w celu likwidacji reżimu Saddama Husajna. Wojna ta została uznana w Rosji za otwartą agresję, tym bardziej że broni masowego rażenia (która stała się pretekstem do wybuchu wojny) w Iraku nie odnaleziono. A dzisiaj coraz częściej możemy usłyszeć pytanie: jeśli Ameryka dla zdobycia pól naftowych wtargnęła do Iraku, to co ją powstrzyma od dokładnie takiego samego potraktowania Rosji?
Po drugie, wyobrażenia o agresywności USA połączyły się w świadomości Rosjan z gorzkim rozczarowaniem Zachodem, jakie przeżyli przedstawiciele elit w ciągu lat dziewięćdziesiątych. Rosja przechodziła wtedy przez trudny okres reform gospodarczych. Wiele mówiono wówczas o pomocy, jakiej gotowe są udzielić USA, Unia Europejska, MFW, Bank Światowy. W rzeczywistości jednak kredyty zachodnie okazały się nieznaczne (odczuwa się to szczególnie dziś, na tle pomocy udzielonej w ostatnich latach maleńkiej Grecji). W większości kredyty z lat dziewięćdziesiątych miały charakter albo restrukturyzacji radzieckich długów, jakie nagromadziły się za Michaiła Gorbaczowa, albo pożyczek „celowych”, przeznaczonych na import zagranicznych towarów. Taka „pomoc” Zachodu nie zdołała zapobiec dewaluacji rubla, która w 1998 roku spowodowała drastyczne obniżenie poziomu życia w Rosji. Politycy rosyjscy, biznesmeni i intelektualiści w latach dziewięćdziesiątych coraz częściej jeździli na Zachód, widząc jak bogato tam się żyje. W tym samym czasie życie w Rosji układało się coraz gorzej.
Jednocześnie NATO rozszerzało się na wschód, przyłączając nawet kraje bałtyckie, które wcześniej wchodziły w skład ZSRR. Nic więc dziwnego, że wielu przedstawicieli rosyjskich elit sformułowało wtedy opinię, że Związek Radziecki został zburzony specjalnie przez „agentów Ameryki”, a wszystkie rozmowy o przyjaźni, współpracy i pomocy ze strony Zachodu stanowiły jedynie przykład stosowania podwójnych standardów w polityce. Ta opinia elit w różnym stopniu dotarła w ciągu ostatnich lat do szerokich warstw obywateli i stała się jeszcze jednym wyjaśnieniem dla „podstępnej polityki Zachodu” w Ukrainie.
Po trzecie, między obywatelami Rosji a wieloma Ukraińcami istnieją poważne różnice w poglądach na historię II wojny światowej, a zwłaszcza na rolę ludzi walczących o wolność Ukrainy. W pierwszym rzędzie niezgodę wywołuje osoba Stepana Bandery – największego z ukraińskich nacjonalistów. Paradoks wojny polegał na tym, że sam Bandera spędził długi okres w nazistowskim obozie koncentracyjnym Sachsenhausen, gdzie osadzono go za próbę ogłoszenia niepodległego państwa ukraińskiego, ale mimo to jego współpracownicy wojowali razem z hitlerowcami przeciw armii radzieckiej.
W Rosji uważa się ukraińskich nacjonalistów tej epoki (tzw. banderowców) za zdrajców, wspólników niemieckich okupantów, czyli – mówiąc prosto i dosadnie – faszystów. W Ukrainie są oni natomiast bojownikami o niepodległość, którzy sprzeciwili się zarówno okupacji niemieckiej, jak i radzieckiej. Rosjanie przyjmują każdą informację o uczczeniu pamięci banderowców w Ukrainie (albo o tym, że niektórzy politycy ukraińscy uważają siebie za kontynuatorów dzieła Bandery) jako oznakę odżywania faszyzmu. Nie znając historii Ukrainy, Rosjanie nie sympatyzują z dążeniami Ukraińców do stworzenia własnego państwa i w ogóle uważają, że Ukraińcy nie mieli nigdy powodu do walki, ponieważ dobrze im było razem z Rosjanami, zarówno w imperium carskim, jak i w ramach ZSRR.
Wszystkie wymienione wyżej elementy stanowią dogodną podstawę dla propagandy telewizyjnej przedstawiającej obecną Ukrainę jako państwo profaszystowskie, powstałe w rezultacie przewrotu państwowego i służące interesom Ameryki. Mało tego, pod koniec roku 2014 Putin zaznaczył, że nawet państwa Unii Europejskiej faktycznie są tylko marionetkami USA. Taka demonizacja USA jest dobrze przyjmowana przez ludność Rosji i jeszcze mocniej upewnia Rosjan co do tego, że wojna w Ukrainie toczona jest właśnie przeciw zarządcom z Waszyngtonu, dążącym do utrzymania jednobiegunowego świata, kontrolowania zasobów naftowych i wyciągania ze sprawowanej kontroli korzyści dla siebie.
W taki to sposób formuje się dziś w Rosji swoista ideologia oblężonej twierdzy. Sprzyja ona nie tylko pozytywnemu stosunkowi obywateli do polityki Kremla w Ukrainie, ale też umacnia w całości stanowisko Putina. Trudności gospodarcze przyjmowane są nie jako następstwo złej polityki ekonomicznej prowadzonej przez Kreml w ostatnich latach, lecz jako rezultat agresji ze strony USA. Sankcje nałożone na Rosję przez Stany Zjednoczone i Unię Europejską również są przyjmowane jako akt agresji. Ma to być próba osłabienia ekonomicznego Rosji, po której zostaną podjęte przeciw niej działania wojenne. W tych warunkach poparcie dla Putina pozostaje wysokie. Wielu Rosjan uważa, że znajdując się we wrogim otoczeniu, należy zjednoczyć się wokół przywódcy narodowego, broniącego „naszych wspólnych interesów”.
Jak już zaznaczyłem, takie zjednoczenie nie oznacza bynajmniej, że Rosjanie są gotowi osobiście wojować z wrogim otoczeniem i ponosić poważne straty ekonomiczne. Obecna Rosja nie jest podobna do tej z czasów stalinowskich. Ludzie przyzwyczaili się do życia w społeczeństwie konsumpcyjnym. Młodzież stara się na wszelkie sposoby uniknąć służby w armii. Dlatego Kreml w żadnym wypadku nie jest zainteresowany wybuchem poważnej wojny europejskiej. Rosja nie dysponuje realnymi możliwościami finansowymi i organizacyjnymi, aby taką wojnę prowadzić. Natomiast narastanie zagrożenia ze strony Ameryki będzie prawdopodobnie stałym elementem propagandy telewizyjnej także w przyszłości. Polityczny reżim Putina umacniany jest bowiem nie tyle przez realną wojnę, ile przez jej wyobrażenie na ekranie telewizora.
Innymi słowy, dla Kremla wojna ukraińska jest sposobem realizacji polityki wewnętrznej, a nie zagranicznej. Putinowi niepotrzebne są rozległe terytoria. On potrzebuje jedynie informacyjnego pretekstu dla kontrolowanej przez siebie prasy, by ta mogła go przedstawiać jako prawdziwego bohatera i zbawcę ojczyzny przed Ameryką.
Istotę zmian zachodzących w sferze polityki zagranicznej można lepiej zrozumieć, jeśli ma się na uwadze nie tak szeroko znane za granicami Rosji zmiany polityki wewnętrznej. A zmiany te są w istocie ogromne. Faktycznie Putin buduje swój trzeci już reżim polityczny, przy czym każdy z etapów transformacji tego reżimu wydawał się odpowiedzią na zmiany warunków obiektywnych.
Pierwszy reżim polityczny – którego umowne autorstwo można przypisać byłemu szefowi prezydenckiej administracji, Aleksandrowi Wołoszynowi – istniał od momentu objęcia przez Putina urzędu prezydenta na samym początku roku 2000 do wyborów prezydenckich w roku 2004. W tym okresie Putin praktycznie rozgniótł pozostałości tzw. jelcynowskiej „rodziny” (grupa osób na czele z biznesmenem i politykiem Borysem Berezowskim, sprawująca władzę w Rosji w okresie, kiedy Borys Jelcyn często chorował) i ustanowił jednoosobowy system rządzenia.
Drugi reżim polityczny został stworzony głównie przez byłego zastępcę szefa administracji prezydenta ds. kierowania polityką wewnętrzną, Władisława Surkowa. Reżim ten funkcjonował od wyborów prezydenckich 2004 r. do zimy 2011–2012. Do tego okresu należą też lata 2008–2012, w których Dmitrij Miedwiediew formalnie sprawował urząd prezydenta, dokonując wielu rozumnych deklaracji, niczego jednak nie zmieniając w putinowskim systemie władzy.
Formowanie trzeciego politycznego reżimu Putina rozpoczęło się, gdy Surkowa zastąpił Wiaczesław Wołodin. Dziś zasadnicze zmiany są już doskonale widoczne. System Surkowa, od którego obecnie Putin odchodzi, opierał się na kilku kluczowych założeniach.
Główne media (podstawowe kanały telewizyjne i kilka wysokonakładowych gazet) zostają przekształcone w środki masowej agitacji i propagandy. Nie dopuszcza się w nich żadnej wolności słowa. Ponieważ dominująca część elektoratu formułuje swoje wyobrażenia o życiu w kraju i działaniach kluczowych polityków tylko na podstawie telewizji, wynik wyborów okaże się w ten sposób z góry przesądzony. Władza może dopuścić wolność słowa tylko w internecie, w określonej liczbie niektórych gazet i radiostacji. Z jednej strony taka wolność może być wykorzystana dla „wypuszczania pary” przez niezadowoloną inteligencję, a z drugiej – w razie konieczności będzie można ją zademonstrować licznym cudzoziemcom krytykującym Kreml za brak wolności.Wybory parlamentarne opierają się na listach partyjnych, wskutek czego odfiltrowane od udziału w nich są tzw. małe partie, szczególnie te, które chcą się stać realną opozycją. Efekt ten osiągany jest przez odcięcie tych partii od dostępu do ekranu telewizyjnego, wpływającego na masowego wyborcę, a także od poważnych źródeł finansowania. De facto wprowadza się zakaz prywatnego finansowania partii opozycyjnych. Przedstawiciele biznesu, którzy w odpowiednim czasie nie zorientują się, kogo w tym systemie politycznym pozwala się finansować, a kogo nie, zaczynają odczuwać poważne problemy w stosunkach z władzą, co prędko „oczyszcza im mózgi”. Wobec najbardziej „nierozgarniętych” stosuje się wyrafinowane metody gnębienia, w których rezultacie tracą oni w ogóle swoje partie (tak było z politykiem i miliarderem Michaiłem Prochorowem, próbującym stworzyć opozycyjną partię liberalną przed wyborami parlamentarnymi w roku 2011).Tzw. opozycja systemowa – po pierwsze, komuniści; po drugie, partia nacjonalisty Władimira Żyrinowskiego; po trzecie, partia Sprawiedliwa Rosja, stworzona przez sam Kreml w charakterze dopełnienia do głównej partii prokremlowskiej Jedna Rosja – powinna być obecna w Dumie Państwowej po to, aby imitować istnienie „suwerennej demokracji”, jak swój system nazywał sam Surkow. Jednak nawet tej opozycji, która jest w pełni posłuszna Kremlowi, w żadnej sytuacji nie pozwala się dominować w parlamencie. Aby każda partia znała swoje miejsce w szeregu, stosuje się działania administracyjne i tzw. czurowszczyznę (termin nieoficjalny, utworzony od nazwiska przewodniczącego Centralnej Komisji Wyborczej, Władimira Czurowa). Dzięki odpowiednim manipulacjom CKW zwycięzcą w każdym rozdaniu okazuje się prokremlowska partia Jedna Rosja. Komunistom pozwala się głosić rytualne opinie na temat ciężkiego życia ludu i konieczności zmiany reżimu oligarchicznego – po to, aby ludzie na Zachodzie mogli pofantazjować, że istnieje u nas pewien stopień demokratyzmu.Niemniej Surkow przewidywał możliwość poważnego osłabienia Jednej Rosji. Na taki wypadek sformułował on „teorię dwóch nóg władzy”. W jej myśl utworzona została rezerwowa partia pod nazwą Sprawiedliwa Rosja. Surkow twierdził, że jedna noga władzy może w jakimś momencie się zmęczyć i wtedy należy oprzeć się na drugiej nodze. Innymi słowy, jeśli Jedna Rosja z jakiejkolwiek przyczyny straci poparcie ludności, to zamiast na różne sposoby pchać ją do władzy, można będzie przekazać dominację w parlamencie innej sile kierowanej z kremlowskiej administracji, co w całości zachowa mechanizm putinowskiego sprawowania władzy.System Surkowa dopuszczał spór Sprawiedliwej Rosji z Jedną Rosją, ale nie jako walkę polityczną, w której krytykuje się reżim putinowski, a wyłącznie jako walkę o środki finansowe i o posady w administracji – czyli jako walkę o podział putinowskiego elektoratu. Zasadniczym założeniem systemu Surkowa była zasada, że walka nie powinna osłabiać reżimu jako całości. Zgodnie z tym w ramach tej walki nie pozwalano na krytykę charyzmatycznego wodza i odsłanianie immanentnych wad systemu.Surkow nie przewidział jednak, że długotrwałe znajdowanie się w „rezerwie politycznej” wzbudzi w działaczach Sprawiedliwej Rosji poczucie krzywdy wobec Putina i Kremla, którzy wszak obiecali im w przewidywalnej perspektywie udział we władzy. Przed wyborami parlamentarnymi roku 2011 Sprawiedliwa Rosja zbuntowała się i przestała przestrzegać tabu nałożonego na nią przez Surkowa. Tuż po wyborach zbuntowali się także bezpartyjni intelektualiści, którzy, zgodnie z teorią Surkowa, powinni cicho siedzieć w internecie, czytać zachowaną tam wolną prasę i wylewać tam swoją żółć, nie wychodząc na ulicę. Zamiast tego intelektualiści pojawili się w grudniu 2011 roku na głównych placach Moskwy i Sankt Petersburga. Zaczęli głośno nawoływać do przeprowadzenia uczciwych wyborów, a potem do zmiany całego putinowskiego reżimu politycznego.
Te dwa błędy, chociaż nie niosły bezpośredniego zagrożenia dla reżimu, musiały poskutkować pytaniem, czy Surkow jest odpowiednią osobą na zajmowanym stanowisku. Problemy pogłębiło narastanie poważnych kłopotów ekonomicznych, co szczegółowo omówiłem na początku niniejszego artykułu. Po kryzysie lat 2008–2009 Rosja nie mogła już powrócić do takiego tempa wzrostu PKB i realnych dochodów ludności, które gwarantowałyby Putinowi bezwarunkową dominację w przestrzeni politycznej. Powstało niebezpieczeństwo, że wcześniej lub później jego absolutnie lojalny elektorat zacznie przejawiać skłonności do masowego protestu z powodu utraty pracy, obniżenia poziomu pensji i emerytur. A przecież cały system Surkowa został zbudowany na założeniu, że posiadany przez Kreml monopol na dostęp do telewizji pozwoli na utrzymanie w lojalności wielomilionowego wyborcy.
Aby zachować Putinowski reżim, należało pożegnać Surkowa. Jego następca, Wiaczesław Wołodin przystąpił do głębokiej transformacji systemu. Dziś, trzy lata po kryzysie politycznym zimy 2011–2012, kontury jego systemu stały się wystarczająco jasne, aby poddać go analizie. System Wołodina jawi się dziś następująco:
Należy odróżnić potencjalny protest ubożejącej rosyjskiej prowincji od protestu liderów intelektualnych, którzy czekają na możliwość powrotu na centralne place Moskwy. Zlanie się tych dwóch fal może okazać się naprawdę niebezpieczne dla Kremla, ponieważ sytuacja zacznie przypominać wybuchową sytuację z Kijowa z 2014 r. Aby zapobiec ukrainizacji sprzeciwu społecznego w Rosji, władze realizują politykę personalnej dyskredytacji najbardziej znanych figur ruchu protestu (od polityka Aleksieja Nawalnego po satyryka Wiktora Szenderowicza) według starej zasady stosowanej w radzieckim KGB: „Jeśli nie otwarto jeszcze przeciwko panu sprawy, to nie pańska zasługa, lecz nasza niedoróbka”.Aby tego typu niedoróbek było jak najmniej, parlament rosyjski (określony przez naród jako „oszalała drukarka”) opracowuje maksymalnie poplątane prawodawstwo, z którego usuwa się coraz więcej dawnych swobód. Dzięki temu, jeśli prokuraturze spodoba się nacisnąć na określonego człowieka albo organizację (włącznie z mass mediami), zawsze będzie można w tym celu znaleźć jakiś paragraf: albo o propagandzie, albo o obrazie uczuć religijnych, albo o nawoływaniu do podzielenia kraju...„Oszalała drukarka” może pracować bez końca, ponieważ im więcej ograniczeń wolności ona ustanowi, tym silniejszy będzie strach prostego człowieka przed naruszeniem kolejnej normy. Wymienienie ich wszystkich wkrótce będzie praktyczną niemożliwością. W ten sposób nawet prosty wpis na blogu czy w portalu społecznościowym może stworzyć problem dla człowieka. Rzecz jasna, władza nie pragnie wsadzić do więzienia wszystkich blogerów wyrażających swoje myśli. Jednak w razie konieczności każdego potencjalnego opozycjonistę będzie można zaprosić na rozmowę z funkcjonariuszami bezpieczeństwa państwowego i uprzedzić o odpowiedzialności za naruszenie prawa. Analogiczny system profilaktyki dysydentów był stosowany w radzieckim KGB w czasach Jurija Andropowa, do tego całkiem skutecznie. Przytłaczająca większość uprzedzonych w ten sposób obywateli wolała nie wchodzić w spory z represyjnym systemem.Jeśli protestujący intelektualiści zostaną odcięci od szerokich mas, to władzy znacznie łatwiej przyjdzie „prać mózgi” narodu za pomocą nowej ideologii. Próby tworzenia takiej ideologii są już podejmowane. Jeśli Surkow tylko o tym mówił, to Wołodin realizuje konkretne kroki. Dzięki propagandystom telewizyjnym – takim jak Michaił Leontiew, Dmitrij Kisielow czy Arkadij Mamontow – elektorat powinien czuć narastającą z roku na rok dumę ze swego kraju, niezależnie od tego, czy istnieją dla niej realne podstawy.Celom ideologicznym podporządkowana jest także przebudowa systemu edukacji, a zwłaszcza kształtowanie jedynego standardu podręcznika historii. Wprowadzenie oficjalnego standardu uniemożliwi dobrym nauczycielom dopełniający wykład wiedzy dla najbardziej zdolnych uczniów. Standard dla szkoły jest tym samym, co „oszalała drukarka” dla społeczeństwa w całości. Odchylisz się od normy – trafiasz do spisu osób naruszających prawo, ze wszystkimi wynikającymi z tego następstwami.Jeśli nie da się przekupić całego narodu albo chociaż jego większej części, to można przekupywać liderów żywiołowo pojawiających się na prowincji, używając metody kija i marchewki. Głosowanie w jednomandatowych okręgach większościowych stopniowo usuwa potrzebę istnienia Jednej Rosji i Sprawiedliwej Rosji, które same się zdyskredytowały. Niech w tym albo w innym okręgu zwycięży silniejszy. Wtedy złożą mu propozycję „nie do odrzucenia” (jak mówił Vito Corleone w filmie Ojciec chrzestny). Takiego zwycięzcę zintegrują z działającą na rzecz Kremla koalicją ONF2, wraz z wynikającymi z tego korzyściami i przywilejami. Jeśli odmówi – uruchomiony zostanie mechanizm personalnej dyskredytacji, a wyborcy nieoczekiwanie odkryją, że ich deputowany jest przestępcą, zboczeńcem, wrogiem ludu i agentem wszystkich możliwych wywiadów zagranicznych.Tworzony obecnie trzeci reżim Putina jest kompleksowy i wewnętrznie niesprzeczny. Wszystkie jego elementy uzupełniają się wzajemnie, tak jak dopełniały się elementy systemu Surkowa. Duża sztywność nowego modelu wynika z problemów znajdującej się w zastoju gospodarki. Gdy brakuje pieniędzy na kupowanie głosów wyborców, trzeba apelować do ich bezinteresownej miłości ku rządzącym za pomocą zmasowanego prania mózgów.
Opierając się na takim systemie i na propagandzie związanej z wojną ukraińską, Putin może jeszcze długo znajdować się u władzy. Trzeba więc rozstać się z wyobrażeniami, że reżim putinowski łatwo runie pod uderzeniami kolejnych masowych protestów. Posiada on mocne zasoby do przetrwania, nawet w ciężkiej sytuacji ekonomicznej.
Dmitrij TrawinTłum. Paweł Przeciszewski
Dmitrij Trawin – ur. 1961. Ekonomista, profesor Uniwersytetu Europejskiego w Sankt Petersburgu, dyrektor Ośrodka Studiów nad Procesami Modernizacji.
1 W języku polskim i rosyjskim przyjęło się pisać „na Ukrainie”, co jest przykre dla samych Ukraińców używających formy в Україні(w Ukrainie). W czasach pierestrojki Rosjanie zaczęli stosować formułę „w Ukrainie”. Po rozpadzie ZSRR sympatycy Ukrainy i cały ruch demokratyczny pozostał przy formie „w Ukrainie”, natomiast osoby i wydawnictwa jej niechętne albo wrogie powróciły do odrzuconej formy „na Ukrainie”. Dymitr Trawin w oryginalnym tekście używa obu formuł. Postanowiłem jednak w polskim przekładzie konsekwentnie przyjąć określenie „w Ukrainie”, mimo że nie jest jeszcze powszechnie przyjęte w języku polskim [przyp. tłum.].
2 ONF – ОбщероссийскийНародныйФронт, Ogólnorosyjski Front Narodowy, koalicja organizacji politycznych zawiązana w 2011 roku na wniosek Władimira Putina [przyp. red.].
Włodzimierz Marciniak
Daty mają znaczenie. Umieszczenie poszczególnych wydarzeń na osi czasu pozwala dostrzec ich wzajemny związek oraz rytm przebiegu procesu, który układa chaotyczne ludzkie działania w poddające się zrozumieniu całości. Aneksja Krymu oraz rebelia w Donbasie wydają się częściami takiej właśnie całości, o której istnieniu niedawno przypomniał Władimir Abarinow – autor znany polskiemu czytelnikowi chociażby z książki Katyński labirynt.
Wieczorem 25 lutego 1917 roku – czyli w dniu, w którym Mikołaj II podpisał dekret o rozpuszczeniu Dumy Państwowej – pysznym i efektownym przedstawieniem Maskarady Michaiła Lermontowa w reżyserii Wsiewołoda (Karla Theodora) Meyerholda imperatorska Rosja pożegnała się z tym światem. Na premierze w Teatrze Aleksandryjskim była cała petersburska socjeta, po czym znany artysta Alexandre Benois napisał w recenzji Daremne piękno: „to puste i przeładowane widowisko było ostatnim pozbawionym sensu fajerwerkiem na tle martwej przeszłości”1. Dalej Abarinow pisze, że imperium sowieckie, nadal jeszcze istniejące w schyłkowej postaci wspólnoty państw niepodległych, pożegnało się z tym światem 23 lutego 2014 r. pompatyczną ceremonią zamknięcia zimowej olimpiady w Soczi.
Hasła i dekoracje, jakie pozostały po igrzyskach olimpijskich, zużyte zostały do świętowania rocznicy wybuchu I wojny światowej w kompleksie memorialnym Wielkiej Pobiedy w Moskwie na Górze Pokłonnej. Powstał w ten sposób logiczny ciąg wydarzeń od lutego do sierpnia 2014 roku. Stworzył on sugestywną symbolikę wojny. Władimir Putin, z uporem uzasadniając udział Rosji w I wojnie światowej, usprawiedliwiał tym samym każdą rosyjską wojnę jako taką. W ten sposób geopolityczno-religijna metafora ruskiego miru napełniona została starym i dobrze znanym sensem, zaczerpniętym z opisanej jeszcze przez George’a Orwella propagandy „angsocu” – „ruski mir to ruska wojna”.
Ruska wojna to nie tylko konkretne działania militarne i towarzysząca im propaganda. To raczej rebelia całego porządku społecznego, gruntowna zmiana polityki gospodarczej i etnicznej. W Donbasie aktualizacja okrutnej wojny w roli matrycy rzekomo odzyskiwanej świadomości narodowej dokonuje się poprzez szereg aktów rytualnej rozprawy, takich jak „parada pokonanych”, wiece wojskowo-religijne, słupy hańby i inscenizowanie rozstrzeliwań. W ten sposób przedmiotem wojny staje się samo człowieczeństwo. Liberalno-lewicowa publicystyka bije w Rosji na alarm. Analizując zabójstwo Borysa Niemcowa, Władimir Pastuchow pisze, że Rosję „ogarnia noworosyjski projekt”, a kraj „przekształca się w Donbas”. Polityka Putina to „projekt reakcyjnej renacjonalizacji i stworzenia [...] «korporacyjnego państwa» typu totalitarnego”2.
Marsz prowadzący imperium rosyjskie do, przypomnianej przez Abarinowa, inscenizacji Maskarady rozpoczął się równo sto lat temu, wraz z początkiem wojny Rosji z jej najważniejszym europejskim partnerem – Niemcami. Partnerem nie tylko politycznym i gospodarczym, ale także intelektualnym, formacyjnym i rodzinnym, biorąc pod uwagę liczne związki łączące establishmenty basenu Morza Bałtyckiego. Amerykański historyk Eric Lohr pokazał, w jaki sposób wojna z Niemcami zmieniła radykalnie sytuację w Rosji3. Niezwykle silne i wpływowe środowiska domagały się likwidacji gospodarczej zależności Rosji od obcego kapitału, nie tylko niemieckiego, ale w ogóle europejskiego. Ekspertów zagranicznych zaczęto zastępować specjalistami słowiańskimi. Konsekwentna realizacja tych pomysłów po półtora roku doprowadziła do krachu gospodarczego. Ekspropriacje i konfiskaty majątków – nie tylko Niemców, ale i innych nie-Rosjan – były na porządku dziennym. Ucieczka kapitałów za granicę, zwłaszcza po moskiewskim pogromie w maju 1915 roku, doprowadziła do zmniejszenia obrotów handlowych i spadku produkcji przemysłowej, także zbrojeniowej. Punktem finalnym katastrofy było wywłaszczenie niemieckich rolników w południowo-wschodniej Ukrainie w latach 1915–1916. Po upływie roku, zimą 1917 r., zaczęło w dużych miastach brakować żywności, a potem była rewolucja. Dzisiejsza Rosja nie musi powtórzyć tej drogi. Nie jest też wcale takie pewne, że do zamieszek dojdzie dokładnie w lutym 2017 roku, jak to utrzymuje Nikołaj Mitrochin4.
Z lektury książki Lohra wynika jednak jeden ważny wniosek. Rewolucja socjalistyczna w Rosji poprzedzona była rewolucją narodowo-socjalistyczną, której świadkami jesteśmy obecnie w Donbasie. Nawet miejsce jest do pewnego stopnia podobne. Rosyjskie służby specjalne kontrolują tamtejszych rebeliantów, a nawet celowo skierowały żywioły radykalne z Rosji na Ukrainę, aby lepiej panować nad sytuacją u siebie w kraju. Jeśli aneksja Krymu spowodowała eksplozję nastrojów nacjonalistycznych w Rosji, to rebelia w Donbasie pozwoliła wypchnąć znaczną część wyzwolonej w ten sposób energii na Ukrainę, jako teren realizacji rosyjskiej polityki wewnętrznej. Federalna Służba Bezpieczeństwa przeprowadziła spis wszystkich niezadowolonych z sytuacji panującej w Rosji i w każdej chwili gotowych do chwycenia za broń „mentalnych inwalidów wojen minionych”5. Czy to wystarczy? Ochranie się nie udało, ale lata nauki i doświadczeń mogły nie pójść na marne.
Retrospekcja politologiczna może więc prowadzić do wniosku, że istnieją pewne strukturalne podobieństwa pomiędzy sytuacją w Rosji w latach 1914–1917 oraz częściowo hipotetyczną sytuacją w latach 2014–2017. Przyjmując takie założenie, warto się następnie zastanowić nad sytuacją Rosji w ujęciu dyskur-sywnym.
Zajmując Krym i inicjując rebelię w Donbasie, Rosja za jednym zamachem pozbawiła się wszystkich sojuszników i przyjaciół, zamknęła się w „oblężonej twierdzy”, jak chce Abarinow, lub przesunęła się w stronę pogrążonych w chaosie peryferii światowego porządku, jak stwierdził niedawno Władisław Inoziemcew6.
Na dodatek Rosja z Krymem okazała się mniejsza od Rosji bez Krymu, i to nie tylko pod względem ekonomicznym – mniejszy produkt krajowy brutto, mniejsza kapitalizacja wszystkich firm i mniejsze dochody realne zwykłych mieszkańców tego kraju – ale także pod względem geopolitycznym i historycznym. Dążenie do zachowania monopolu władzy putinowskiego establishmentu doprowadziło do tego, że Rosja została jednocześnie zmniejszona w czasie i w przestrzeni. Krym, który zawsze, a przynajmniej od czasów starożytnych, był częścią świata globalnego, nagle przekształcił się w odizolowaną wyspę, a być może nawet w zamkniętą bazę wojskową. Zmianie uległa nie tylko geografia, ale także historia. Niezwykle bogata przeszłość Taurydy została sprowadzona do jednego spornego epizodu chrztu kijowskiego księcia Władimira i nadbudowanej nad nim ideologii krymnaszu7. Na polecenie ministerstwa szkolnictwa Rosji tworzona jest już historia Krymu bez Ukrainy, a nawet wymyślana jest historia Noworosji.
Wraz z Krymem w wyspę przekształciła się także Rosja. Nikołaj Pietrow w swym artykule Dwie wyspy8 nawiązał do dyskutowanego od początku lat dziewięćdziesiątych problemu insularyzacji Rosji. Wadim Cymburski w 1993 roku przedstawił „chronologiczny” wymiar geopolityki – historyczne cykle uprowadzenia Europy przez Rosję – i zaproponował koncepcję „powrotu na wyspę”. Znana metafora uprowadzenia Europy oddaje niezmienne cele polityki rosyjskiej, polegające na rozgrywaniu problemu przemiennej synchroniczności modeli rozwojowych dwóch części kontynentu europejskiego – zachodniego i wschodniego. Dążenie do europeizacji Rosji, co zdaniem Cyburskiego stanowi uniwersalny dyskurs polityki zagranicznej od czasów Piotra I, zawsze stanowiło grę „na granicy katastrofy”. Oficjalny europeizm imperatorów stale nakazywał im podtrzymywać rosyjską obecność w Europie w imię równowagi sił na kontynencie, korzystnej najczęściej dla Imperium Brytyjskiego. Skurczenie się Rosji na początku lat dziewięćdziesiątych, które uczyniło ją wyspą, przywróciło jej zarazem możliwość prowadzenia polityki nazwanej przez Cymburskiego „idealistyczną”. Odwołanie się polityki rosyjskiej do rubieży z początku wieku XVIII stanowiło szansę zrekonstruowania politycznej tożsamości Rosji poprzez powrót do położonego w centrum kontynentu „właściwego” miejsca cywilizacyjnej dyslokacji9.
W późniejszych tekstach Cymburski pisał, że Rosja tej szansy nie wykorzystała, powracając pod rządami Putina do dyskursu uprowadzenia Europy i zagrożeń płynących z dominacji amerykańskiej dla Europy prawdziwej, której treść definiuje oczywiście Moskwa. Według Dmitrija Rogozina – obecnie wicepremiera nadzorującego przemysł zbrojeniowy – wszystko to, co nie odpowiada określeniu moskiewskiemu, nie jest Europą10. Paradoksalność tego stwierdzenia jest tylko pozorna, gdyż wynika ona z przemienności geograficznej dyslokacji modeli rozwojowych zachodniego i wschodniego. Dlatego też wiceminister spraw zagranicznych Jewgienij Gusarow, referując w lipcu 2001 roku politykę nowego prezydenta Putina, wprost porównał Rosję do złotego byka ratującego Europę przed Azją i Ameryką11. Dopiero w ostatnim czasie Putin zaczął czerpać z leksykonu euroazjatyckiego wariantu metafory „uprowadzenia”.
Rosja z Krymem okazała się mniejsza od Rosji bez Krymu, i to nie tylko pod względem ekonomicznym.
Przeciwstawienie Rosji Europie, na przykład poprzez podział Europy na „prawdziwą” i „fałszywą”, odegrało istotną rolę w rosyjskim dyskursie politycznym lat dziewięćdziesiątych, który doprowadził – jak dowodzi Wiaczesław Morozow – do aktualizacji dziewiętnastowiecznych modeli tożsamości politycznej, zwłaszcza nacjonalizmu etnicznego. Próba rekonstrukcji Noworosji zdaje się potwierdzać tę tendencję. Co prawda, Władimir Abarinow uważa, że idea noworosyjska mogła pojawić się w głowie prezydenta wprost z konspirologicznych opusów okultysty Aleksandra Dugina12, ale w sensie instytucjonalnym pracowały nad nią dwa ośrodki – oficjalny Rosyjski Instytut Studiów Strategicznych, kiedyś instytut resortowy wywiadu, a obecnie jednostka organizacyjna Administracji Prezydenta oraz formalnie niezależny Instytut Państw WNP Konstantego Zatulina, zwany także Instytutem Diaspory i Integracji. Preferują one bardziej tradycjonalistyczne podejście, poprzez rozszerzenie pojęcia sootieczestwienniki na obywateli innych państw oraz „nacjonalizację idealnej ojczyzny”. W efekcie ich pracy powstaje koncepcja, w której splatają się elementy nacjonalistyczne (russkije) i imperialne (w granicach ZSRR). Koncepcja ruskiego miru w sowieckich granicach ubrana została w komputerowe metafory CCCP 2.0 lub „ruskiej matrycy w granicach ZSRR”. W tym ujęciu ukraińska tożsamość traktowana jest jako separatyzm, próba ucieczki z rosyjskiej historii. Romantyzujący piewca „ruskiej wiosny”Jegor Chołmogorow dowodzi, że typowy majdanowiec to nosiciel wszystkich negatywnych cech Rosjan13. W ujęciu moskiewskim braterstwo narodów słowiańskich przyjmuje formę do złudzenia przypominającą doktrynę pangermańską i zapewne stanowiącą jej kalkę.
Tego typu praktyki dyskursywne prowadzą – zdaniem Morozowa – do konstruowania tożsamości politycznej Rosji w oparciu o pojęcie bezpieczeństwa suwerena w kontekście globalnej demokratyzacji. Podjęta przez Władimira Putina próba rekonstrukcji podmiotowej suwerenności państwa rosyjskiego na wzór upadłego imperium sowieckiego musi prowadzić do znacznych strukturalnych dyslokacji, zarówno terytorialnych, jak korporalnych. Równoczesne zaostrzenie stosunków z sąsiadami i z szeroko rozumianym Zachodem wydawało się Morozowowi nieuchronne już w 2008 roku. Liczył on wtedy na pojawienie się w Rosji demokratycznej krytyki uniwersalistycznego projektu demokratyzacji, ale zarazem zwracał uwagę na to, że zasadniczym czynnikiem blokującym taką możliwość jest nieokreślona rola islamu, występującego w dwojakiej roli – istotnego elementu wewnętrznej stabilności (reżim Ramzana Kadyrowa) oraz zewnętrznego zagrożenia ze strony ruchów islamistycznych14.
Analiza dyskursów rosyjskiej polityki zagranicznej pozwala, jak sądzę, postrzegać aneksję Krymu i rebelię w Donbasie jako przejaw kryzysu procesu globalnej demokratyzacji, wyrażający się poprzez próbę zamknięcia rosyjskiej przestrzeni politycznej przy pomocy różnych praktyk bezpieczeństwa, np. policyjnych, militarnych, rebelianckich, propagandowych. Na liczne podobieństwa pomiędzy rebelią w Donbasie a wojną w Syrii zwrócił już uwagę Nikołaj Mitrochin. Przeciwko Ukrainie walczą wspierane z zewnątrz różnobarwne formacje: od prawosławnych terrorystów, poprzez kozaków, rosyjskich nacjonalistów, narodowych socjalistów i stalinowców, aż po czeczeńskich ochotników z batalionu „Wostok”. Część z nich zdążyła już wziąć udział w licznych konfliktach zbrojnych w Naddniestrzu i na Kaukazie (w Abchazji i Osetii Południowej), na Bałkanach i na Bliskim Wschodzie, także w Syrii15. Te podobieństwa pozwalają, moim zdaniem, mówić o „ruskiej wiośnie” przez analogię do wiosny arabskiej. Wymaga to jednak bardziej szczegółowego opisu przebiegu wydarzeń na Krymie i w Donbasie.
Przywołana na wstępie Maskarada – dramat napisany przez urodzonego w Rosji potomka szkockiego klanu Learmonth – dobrze oddaje istotę momentu, spinając klamrą nie tylko chronologiczną, ale także egzystencjalną wydarzenia odległe od siebie prawie o sto lat. Główny bohater, Abrenin – mężczyzna obdarzony silną wolą, rozumem i środkami materialnymi – stara się osiągnąć pełną niezależność od reguł rządzących wielkim światem. Kończy się to zupełną katastrofą. Próba osiągnięcia przez ludzi rządzących dzisiejszą Rosją całkowitej niezależności od norm współczesnego świata też może skończyć się katastrofą. Na razie podbijają oni stawkę.
Dla zrozumienia tej sytuacji Michaił Epstein podsuwa nam „politologię egzystencjalną” wywiedzioną z lektury Notatek z podziemia Fiodora Dostojewskiego. Ogarnięty irracjonalną ideą hegemonii rosyjski establishment postanowił – powodowany jedynie własnym kaprysem, albo nawet dla kurażu – postąpić w końcu „jak suweren” i odrzucił prawo międzynarodowe, tworząc tym samym precedens, w oparciu o który można będzie w przyszłości odrywać od Rosji kolejne terytoria16.
Tezy epsteinowskiej politologii egzystencjalnej wydają się bliskie Władimirowi Putinowi, który w filmie telewizyjnym Krym. Droga do Ojczyzny chętnie wystąpił w roli sumasszedszego17, mówiącego: „Jestem, a więc rzucam wyzwanie całemu światu”. O decyzji przyłączenia Krymu poinformował on wszystkich swoich kolegów (dosłownie: czterech) w nocy przed zakończeniem olimpiady w Soczi 23 lutego 2014 r. Bezpośrednim powodem tej decyzji miał być wybór Ołeksandra Turczynowa na stanowisko przewodniczącego Rady Najwyższej Ukrainy. Putin – według własnych słów – działał pod wpływem sytuacji. Był „zmuszony do rozpoczęcia pracy nad powrotem Krymu w skład Rosji”, gdyż nie mógł „wydać tego terytorium i ludzi, którzy tam mieszkają, na kaprys losu” i „położyć ich pod walec nacjonalizmu”. Aby w pełni odmalować grozę egzystencjalnego wyboru, odpowiadając na pytanie prowadzącego rozmowę o gotowość użycia broni atomowej, Putin odpowiedział: „Byliśmy gotowi to zrobić. Nie chcieliśmy iść przebojem, ale zmusili nas do tego”18. Oczywiście siły zbrojne, a zwłaszcza siły atomowe – jak twierdzi rzecznik prasowy prezydenta Rosji Dmitrij Pieskow – nie są wprowadzane w stan gotowości bojowej po to, aby zostały użyte, a tylko tak, dla zabawy...
Słowa Pieskowa dobrze wyrażają sens tego odwiecznego skrzyżowania fatalizmu z tumiwisizmem, które zwykle nazywane jest rosyjskim charakterem narodowym19, a ostatnio przybrało postać polityki zagranicznej Rosji. Dlatego też Elisabeth Braw, porównując Putina do Kadafiego, napisała w „Newsweeku”, że udawanie szaleńca jest tylko politycznym trikiem, który służyć ma owinięciu Zachodu wokół palca20. Cytowany przez nią Bill Browder nazywa Putina, którego zna osobiście, „wysoko racjonalnym socjopatą”.
Opinię tę zdaje się potwierdzać historia działalności zarejestrowanego na wyspie Guernsey funduszu inwestycyjnego Hermitage Capital Management, który był jednym z największych inwestorów zagranicznych w Rosji. Firma ta, założona w 1996 roku przez Billa Browdera i Edmonda Safrę21, wchodziła w liczne spory prawne z korporacjami rosyjskimi, z czego chętnie korzystała ekipa Putina, np. doprowadzając do zmiany zarządu Gazpromu i do usunięcia Rema Wiachiriewa. Do konfliktu z rosyjskimi władzami doszło w 2005 roku zapewne dlatego, że Hermitage Capital zainteresowało się strukturą właścicielską firmy Surgutnieftiegaz. Ofiarą tego konfliktu był prawnik Siergiej Magnitskij, który zmarł w listopadzie 2009 roku w areszcie śledczym. Opinia Browdera ma więc racjonalne przesłanki, tkwiące w konflikcie interesów, co w niczym nie unieważnia ani nie potwierdza supozycji o socjopatii Putina.
Groźby użycia broni atomowej mogą być po prostu przyjęte do wiadomości i potraktowane jako „informacja do przemyślenia” w niezwykle długiej grze amerykańsko-rosyjskich interesów, której jeden z etapów niechcący odsłoniła psychologiczna diagnostyka Browdera. Proces racjonalizacji konfliktu ma przecież charakter dwustronny. Ewentualny szantaż atomowy ze strony Rosji może co prawda nadać cechy racjonalności decyzji o zajęciu Krymu, chociażby z racji geograficznego położenia półwyspu i jego wysunięcia w głąb akwenu Morza Czarnego, ale jednocześnie – jak ostrzega Ilia Milstein – może pozwolić na wykorzystanie polityki Putina do wywołania pod adresem Rosji „uczuć fatalnych, ale bez zbędnego tumiwisizmu”22.
Politologia egzystencjalna prowadzi więc nas do wniosku o konieczności postrzegania„ruskiej wiosny” w kontekście konfliktu interesów. Konkluzję taką uzasadnia również ten fakt, że koncepcję „decyzji Putina” na długo przed rosyjską telewizją przedstawiły agencja Bloomberg i „New York Times”. Jeśli obie strony politycznego konfliktu zgadzają się co do obsadzenia Putina w roli sumasszedszego to znaczy, że mają w tym interes, który trzeba wyjaśnić. Tym bardziej że najprawdopodobniej nie było „jednej decyzji Putina”, a miał miejsce szereg kroków, które w efekcie doprowadziły do fatalnych następstw, a początek tego procesu trudny jest do ustalenia. Ponieważ zarówno analiza dyskursywna, jak i egzystencjalna prowadzą do jednego wniosku, konieczne będzie posłużenie się metodą politologii opisowej. Zajmę się tym w następnym numerze „Więzi”.
Włodzimierz Marciniak
Włodzimierz Marciniak – ur. 1954. Politolog, dr hab., specjalista w zakresie polityki rosyjskiej. Kierownik Katedry Stosunków Międzynarodowych Akademii Ignatianum w Krakowie. Wykłada również w Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego. Autor książki Rozgrabione imperium. Upadek Związku Sowieckiego i powstanie Federacji Rosyjskiej. W latach 1992–1997 był radcą Ambasady RP w Moskwie. Od 2008 r. członek Polsko-Rosyjskiej Grupy ds. Trudnych. Mieszka w Komorowie.
1В. Абаринов, Заманиловщина, w: Grani.ru, 8 kwietnia 2015 r., http://grani.ru/opinion/abarinov/m.239876.html.
2В. Пастухов, УбийствоНемцова, политическаяреконструкция, w: „НоваяГазета”, 4 marca 2015 r.
3 E. Lohr, Nationalizing the Russian Empire. The campaign against enemy aliens during World War I. Cambridge 2003.
4Н. Митрохин, Напутяхкфевралю 17-го, w: Grani.ru, 8 sierpnia 2014 r., http://grani.ru/opinion/mitrokhin/m.231891.html.
5Н. Митрохин, Борьбасдонбандитизмом, w: Grani.ru, 6 czerwca 2014 r., grani.ru/opinion/mitrokhin/m.230021.html.
6В. Иноземцев, Теориябольшогохаоса, w: Gazeta.ru, 21 kwietnia 2015 r., http://www.gazeta.ru/column/vladislav_inozemcev/6648189.shtml.
7Krymnasz – zbitka od słów „Krym nasz” [przyp. red.].
8Н. Петров, Дваострова, w: Grani.ru, 19 marca 2015 r., http://grani.ru/opinion/petrov/m.239312.html.
9В. Цымбурский, ОстровРоссия. ЦиклыпохищенияЕвропы (Большоепримечаниек „ОстровуРоссия”), w: Иное. Хрестоматияновогороссийскогосамосознания, red. B. Czernyszow, Moskwa 1995, s. 207–254.
10Д. Рогозин, МыиестьнастоящаяЕвропа, w: „Завтра” 19 stycznia 2004 r.
11 Tekst wystąpienia dostępny na stronie internetowej rosyjskiego MSZ: Е. Гусаров, РоссиявЕвропе XXI века, http://www.mid.ru/bdomp/ns-dp.nsf/8f29680344080938432569ea00361529/432569f10031fa4343256a87004a7615!OpenDocument.
12В. Абаринов, Оккультнаяличность, w: Grani.ru, 26 września 2014 r., http://grani.ru/opinion/abarinov/m.233386.html.
13Е. Холмогоров, ОглавномвпосланииПрезидента. Слово „русский” становитсяблизкимкпонятию „ромей”, w: „РусскаяВесна”, 5 grudnia 2015 r., http://rusvesna.su/recent_opinions/1417730008.
14В. Морозов, Россияидругие: идентичностьиграницыполитическогосообщества, Moskwa 2009.
15Н. Митрохин, БлижнийВосток, w: Grani.ru, 2 czerwca 2014 r., http://grani.ru/Politics/World/Europe/Ukraine/m.229890.html.
16М. Эпштейн, 2014 годвпредсказанииДостоевскогo, w: „НоваяГазета”, 5 grudnia 2014 r.
17 Ros. сумасшедший – szaleniec, wariat, obłąkany [przyp. red.].
18В. Дергачев, КрымскаяверсияПутина, w: „Gazeta.ru”, 15 marca 2015 r., http://www.gazeta.ru/politics/2015/03/15_a_6600065.shtml.
19И. Мильштейн, Отлубянскогоинформбюро, w:Grani.ru, 3 kwietnia 2015 r., http://grani.ru/opinion/milshtein/m.239776.html.
20 E. Braw, Putin is „Playing the Madman” to Trick the West, w: „Newsweek”, 1 kwietnia 2015 r.
21 Edmond Safra, syn libańskiego bankiera Jacoba Safry, zmarł w dramatycznych okolicznościach w grudniu 1999 roku w swojej willi w Monaco. Bill Browder jest natomiast wnukiem przywódcy Komunistycznej Partii USA Earla Browdera, zwolennika frontu ludowego popierającego politykę prezydenta Franklina D. Roosevelta.
22И. Мильштейн, Отлубянскогоинформбюро, art. cyt.
Andrzej Wilk
Pod rządami Władimira Putina Siły Zbrojne Federacji Rosyjskiej przeszły znaczącą ewolucję. W pierwszych latach XXI wieku powstrzymana została postępująca od rozpadu ZSRR degradacja potencjału militarnego. Począwszy od 2004 r., przystąpiono do jego modernizacji, która trwa nieprzerwanie do chwili obecnej. Modernizacja ta uzyskała rangę priorytetowego programu reformatorskiego ekipy Putina, a także stała się jednym z głównych punktów odniesienia dla Rosjan. Wyznacznikami zmian stały się: stopniowe ograniczenie poboru i postępujące uzawodowienie armii rosyjskiej, z roku na rok coraz bardziej intensywne przezbrajanie jej w nowe (bądź gruntownie zmodernizowane) uzbrojenie i sprzęt wojskowy oraz wzrost aktywności szkoleniowej na skalę porównywalną z okresem zimnej wojny.
Dekadę po rozpoczęciu modernizacji, po wojnie pięciodniowej z Gruzją i agresji przeciwko Ukrainie, trudno znaleźć eksperta, który podważałby zmiany zachodzące w Siłach Zbrojnych FR. Nadal jednak trudno uzyskać jednoznaczną odpowiedź na pytanie o efekty prowadzonych reform. Czy mimo wszystko armia rosyjska nadal pozostaje zacofanym w stosunku do swoich zachodnich odpowiedników „kolosem na glinianych nogach”, czy też powróciła do grona największych potęg militarnych świata, rywalizując jedynie z siłami zbrojnymi Stanów Zjednoczonych i Chin?
Postrzeganie armii rosyjskiej – podobnie jak Rosji w ogóle – przestało być oceną (opartą często na słabo przystających do siebie faktach), a stało się kategorią wyznania wiary. Truizmem jednak byłoby stwierdzenie, że prawda leży gdzieś pośrodku. Z roku na rok coraz więcej wskazuje na to, że Rosja na powrót staje się militarną superpotęgą. Kwestią otwartą pozostaje natomiast jej zdolność jako państwa do finansowego udźwignięcia w dłuższej perspektywie potencjału militarnego, który stworzyła i nadal tworzy.
Wiosną 2014 r. żołnierze rosyjscy po raz pierwszy od czasów zimnej wojny przekroczyli jako agresor granice państwa europejskiego. Po bezkrwawym zajęciu Krymu regularne formacje Sił Zbrojnych FR wzięły udział w sprowokowanych przez Rosję walkach w Donbasie, a ich zaangażowanie zadecydowało o oderwaniu części wschodniej Ukrainy od reszty kraju. Bezpośrednim rezultatem agresji przeciwko Ukrainie było zerwanie kooperacji z Zachodem i ponowne postawienie na forum NATO kwestii zagrożenia militarnego ze strony Rosji. Te fakty – oraz, z drugiej strony, polityka informacyjna Moskwy – przyczyniły się do utrwalenia dwóch przeciwstawnych, nierzadko skrajnych opinii na temat Sił Zbrojnych FR.
O ile nie słychać już głosów podważających postępy uzawodowienia i modernizacji technicznej armii rosyjskiej, a także znaczący wzrost ich aktywności, dyskutowane są nadal jakość zachodzących zmian oraz zdolność Rosji do finansowego udźwignięcia postępującej militaryzacji państwa. Rosyjska machina informacyjna stara się równolegle lansować dwa wizerunki – prezentowane na różnych poziomach i kierowane do różnego typu odbiorców. W przekazie kierowanym do własnego społeczeństwa, a także sympatyków Rosji za granicą armia rosyjska już obecnie jawi się jako groźny konkurent armii amerykańskiej, bez większych problemów realizujący kolejne fazy reform i zdolny do obrony interesów FR w dowolnym zakątku globu. W lansowaniu takiego przekazu prym wiodą rosyjskojęzyczne stacje telewizyjne. Natomiast w przekazie kierowanym do kręgów eksperckich, a także odbiorców nastawionych antyrosyjsko uwypuklane są problemy i sugerowana niezdolność armii rosyjskiej do osiągnięcia poziomu technologicznego jej zachodnich odpowiedników. W związku z problemami gospodarczymi Rosji lansowana jest także teza o jej niezdolności do sfinansowania programu zbrojeń. Przy okazji działań przeciwko Ukrainie mówi się zaś o niezdolności do pokonania tego kraju na drodze militarnej ze względów wojskowych (ograniczony charakter możliwych do wykorzystania sił i środków), gospodarczych (niemożność sfinansowania większej operacji) i społecznych (niechęć do wojny i do służby wojskowej, potęgowana rzekomo wysokimi stratami rosyjskimi w Donbasie).
Ocenę rzeczywistej sytuacji, w jakiej znajduje się armia rosyjska, w coraz większym stopniu utrudnia fakt, że rosyjskie media i eksperci są de facto jedynymi źródłami informacji. W ostatnich latach reforma Sił Zbrojnych FR została objęta parasolem informacyjnym ze strony resortu obrony, a także służb specjalnych odpowiedzialnych za kontrolę nad mediami. Sytuacje, w których na zewnątrz przedostają się informacje niepoddane wcześniej obróbce propagandowej na rzecz jednego lub drugiego wizerunku armii rosyjskiej, zdarzają się coraz rzadziej i dotyczą głównie kwestii niszowych. Biorąc pod uwagę, że oba z lansowanych wizerunków są w jakiś sposób wypaczone, należy jednak przyznać, że armia rosyjska wykonała w ostatnich latach milowy krok na drodze do potęgi.
Przez ponad dekadę reformy w Siłach Zbrojnych FR prowadzone były w niezwykle korzystnej sytuacji finansowej. Wydatki na cele wojskowe rosły nieprzerwanie, od kilku do kilkunastu procent rocznie. Realizowane programy modernizacyjne – głównie najkosztowniejsze tzw. Państwowe Programy Uzbrojenia (ros. GPW) – począwszy od zainicjowanego w 2006 r. GPW-2015, miały zapewniony parasol ochronny w przypadku pogorszenia sytuacji finansowej państwa (od początku łączonej ze spadkiem cen paliw, ponieważ przychody z ich eksportu pozostają głównym źródłem wpływów do budżetu FR).
Pierwszy sprawdzian stabilności finansowej nastąpił pod koniec ubiegłej dekady – w kryzysowym 2009 r. Rosja utrzymała wzrost wydatków na cele wojskowe mimo spadku cen ropy naftowej poniżej 40 USD za baryłkę, wykorzystując m.in. środki pochodzące z rezerw. Obecnie Rosja znajduje się w trudniejszej sytuacji – zmniejszenie wpływów do budżetu jest rezultatem nie tylko spadku cen ropy (choć nie tak drastycznego jak 5 lat wcześniej), lecz także zerwania odziedziczonych po ZSRR powiązań gospodarczych z Ukrainą (jeśli chodzi o kooperację przemysłową, Ukraina była de facto najważniejszym partnerem Rosji). Częściowo jest to również efekt zachodnich sankcji. Niemniej – zgodnie z przyjętymi dekadę wcześniej założeniami – FR utrzymała realny wzrost wydatków na cele wojskowe w 2015 r. i, przy deklarowanej świadomości istniejących problemów, zamierza utrzymać go także w latach następnych. W przypadku trwania niekorzystnej sytuacji wiązałoby się to jednak z dalszym „przejadaniem” rezerw (w maju br. wynosiły one 358 mld USD, a w szczytowym okresie pod koniec 2013 r. 520 mld USD).
W 2015 r. Rosja wyda na armię rekordową sumę 3,274 bln rubli, co stanowi wzrost w porównaniu z rokiem poprzednim nominalnie o 30%, a realnie o 10%. Wartość ta stanowi 4,3% PKB i 20,5% wydatków budżetowych. Ponad połowa zapisanej sumy (1,8 bln rubli) przeznaczona została na zakup i modernizację uzbrojenia i sprzętu wojskowego. Wraz ze znaczącymi wahaniami kursu rubla wobec walut zachodnich, w sytuacji prawie całkowitej samowystarczalności Rosji w zakresie zabezpieczenia potrzeb Sił Zbrojnych FR (w szczytowym okresie na początku obecnej dekady import pochłaniał zaledwie 2% budżetu resortu obrony) mylące stało się stosowanie przelicznika, np. dolarowego. Wynikałoby z niego, że w 2014 r. przy wydatkach na cele wojskowe rzędu 2,471 bln rubli (wówczas 77 mld USD) Rosja wydała więcej niż w roku bieżącym (według aktualnego przelicznika 66 mld USD), co w zestawieniu z obserwowaną aktywnością i inwestycjami byłoby dezinformacją. Podobnie jak miało to miejsce po kryzysie w 1998 r. ponownie najbardziej wiarygodną metodą oceny rzeczywistej wartości rosyjskich wydatków wojskowych będzie porównanie parytetu siły nabywczej. Przy częściowym wykorzystaniu takiej metodologii SIPRI oceniło wydatki wojskowe Rosji w 2014 r. na 84,5 mld USD, co dawało budżetowi wojskowemu FR trzecie miejsce po Stanach Zjednoczonych (610 mld USD) i Chinach (216 mld USD). Dla porównania pierwsza wśród państw Europy Zachodniej Francja (piąte miejsce w zestawieniu) wydała w analogicznym okresie 62,3 mld USD.
Za dalszym utrzymaniem wzrostu wydatków na cele wojskowe przemawiają nie tylko deklarowane obawy Rosji przed zagrożeniem z zewnątrz, maskujące jej własną imperialną politykę na obszarze byłego ZSRR. Reforma Sił Zbrojnych FR stała się w ostatnich latach nie tylko narzędziem polityki mocarstwowej, lecz przede wszystkim dźwignią rozwoju gospodarczego i elementem polityki społecznej. Rosnące zakupy uzbrojenia i sprzętu wojskowego przyczyniły się do ożywienia w całym rosyjskim przemyśle, z drugiej strony ujawniły jednak największą słabość procesu modernizacji armii rosyjskiej – strukturalne i technologiczne zacofanie części przemysłu (niemożność sprostania wymaganiom stawianym przez Siły Zbrojne FR).
Przedsiębiorstwa tzw. Kompleksu Obronno-Przemysłowego jako jedyne szczycą się w ostatnich latach nieprzerwanym wzrostem produkcji i inwestycjami (także w budowę od podstaw nowych zakładów, jak dostarczający systemy rakietowe obrony powietrznej Ałmaz-Antiej), a ich załogi stanowią elitę rosyjskiej klasy robotniczej. Wzrost wydatków na armię odbywa się w warunkach powszechnej akceptacji dla modernizacji sił zbrojnych jako symbolu mocarstwowości Rosji. Po latach zapaści wojsko ponownie stało się instytucją cieszącą się w Rosji wysokim prestiżem. Niewątpliwie sprzyja temu fakt, że po znaczących podwyżkach uposażenia armia stała się jednym z najbardziej cenionych pracodawców, a służba wojskowa – sposobem na życie dla coraz większej liczby młodych Rosjan. Prawdopodobnie dopiero znaczący, długotrwały spadek poziomu życia mógłby się przyczynić do odwrócenia tego trendu.
Czynnikiem decydującym o obecnym kształcie armii rosyjskiej były zmiany optymalizujące strukturę Sił Zbrojnych FR. W wymiarze organizacyjnym ich celem była konsolidacja jednostek, w wymiarze funkcjonalnym – „spłaszczenie” struktury dowodzenia. Konsolidacja, wiążąca się w większości przypadków z likwidacją zbędnej nomenklatury jednostek (rzadziej z ich faktycznym rozformowaniem), stanowiła realizację koncepcji wypracowanej w drugiej połowie lat 90. i zastosowanej w ramach reorganizacji samodzielnych rodzajów wojsk (Wojsk Powietrzno-Desantowych, Strategicznych Wojsk Rakietowych i Wojsk Kosmicznych). Z kolei przejście ze struktury dywizyjno-pułkowej na korpuśno-brygadową w dużej mierze należy postrzegać jako powrót do koncepcji z lat 80., której realizację przerwał rozpad ZSRR.
Zmiany strukturalno-organizacyjne w armii rosyjskiej FR rozpoczęły się w 2004 r., jednakże decydujący cios strukturze odziedziczonej po armii sowieckiej zadano dopiero po wojnie rosyjsko-gruzińskiej w 2008 r. Siły Zbrojne FR ostatecznie zrezygnowały z utrzymywania kadry oficerskiej przystosowanej do potrzeb armii masowej opartej na powszechnym poborze (jej widocznym przejawem była znacząca nadwyżka etatów wyższych oficerów). Rozpoczęto też dostosowywanie kadry do potrzeb armii o wysokim stopniu uzawodowienia, kładąc nacisk na zwiększenie liczby etatów uzupełnianych w systemie kontraktowym – o czym dalej – i skracając zasadniczą służbę wojskową do 12 miesięcy.
W latach 2009–2012 całkowicie zmieniona została struktura dowodzenia, przyspieszono także proces uzawodowienia jednostek pierwszorzutowych. Utworzone zostały cztery połączone dowództwa strategiczne, skupiające pod swoją komendą zlokalizowane na podległym im obszarze jednostki wszystkich rodzajów sił zbrojnych i rodzajów wojsk (poza formacjami centralnego podporządkowania, głównie strategicznymi siłami jądrowymi). Zredukowano liczbę jednostek i przywrócono klasyczną piramidę dowodzenia (zlikwidowano m.in. większość etatów starszych oficerów, w przypadku majorów aż 75%), uwolniono także armię od rozbudowanego, posowieckiego zaplecza, które w większości zostało sprywatyzowane (zgodnie z rosyjskim obyczajem popełniono przy tym liczne nadużycia finansowe).
Agresja przeciwko Ukrainie i otwarty powrót do konfrontacji z Zachodem przyniosły ze sobą kolejne zmiany organizacyjne. Po opanowaniu Krymu w 2014 r. odtworzona została istniejąca w czasach sowieckich tzw. Krymska Baza Marynarki Wojennej, operacyjnie podporządkowana połączonemu dowództwu strategicznemu „Południe”. Wraz z planami znaczącego zwiększenia potencjału Floty Czarnomorskiej (do poziomu gwarantującego jej przewagę nad pozostałymi flotami czarnomorskimi wziętymi razem) odtworzono także rozformowaną kilka lat wcześniej 30. Dywizję Okrętów Nawodnych (w Sewastopolu), a w 2015 r. sformowano nową, 4. Brygadę Okrętów Podwodnych (w Noworosyjsku).
Równocześnie zintensyfikowano rozbudowę infrastruktury militarnej w Arktyce. 1 grudnia 2014 r. w oparciu o Flotę Północną i nowo tworzone jednostki arktyczne (m.in. specjalnie wyposażone brygady zmechanizowane) utworzone zostało piąte połączone dowództwo strategiczne. Zakończenie formowania zgrupowania w Arktyce zaplanowano na 2018 r., a w jego składzie ma się znaleźć m.in. nowo utworzona armia wojsk lotniczych i obrony powietrznej. W stadium formowania znajduje się także nowy rodzaj sił zbrojnych – Siły Powietrzno-Kosmiczne, tworzone na bazie dotychczasowego samodzielnego rodzaju wojsk: Wojsk Obrony Powietrzno-Kosmicznej.
Kierunek i charakter zmian strukturalno-organizacyjnych w Siłach Zbrojnych FR, przede wszystkim profesjonalizacja jednostek pierwszorzutowych o charakterze stricte ofensywnym, wskazuje, że Rosja nie dąży do stworzenia sprawnej struktury obronnej, skupia się natomiast na przygotowaniu armii zdolnej do działań zaczepnych poza terytorium FR. Uzawodowienie jednostek stałej gotowości, mających w perspektywie końca obecnej dekady stanowić trzon Sił Zbrojnych FR, odejście od struktury kadry dowódczej typowej dla armii masowej (z poboru), zmiany w systemie utrzymania i szkolenia rezerw, a także „spłaszczenie” struktury dowodzenia wskazują, że przyszła armia rosyjska będzie de facto armią zawodową, utrzymującą możliwość przeprowadzenia powszechnej mobilizacji na wypadek konfliktu zbrojnego na dużą skalę (kontynentalną lub globalną).
Za początek zapowiadanego od połowy poprzedniej dekady procesu modernizacji technicznej rosyjskiej armii należy uznać rok 2004, w którym trafiły do służby pierwsze seryjne partie nowego oraz gruntownie zmodernizowanego uzbrojenia i sprzętu wojskowego. Początkowo skala inwestycji była, zważywszy na wielkość armii rosyjskiej, niewielka. Do jednostek trafiało rocznie po kilkadziesiąt czołgów, bojowych wozów piechoty i transporterów opancerzonych oraz po kilka samolotów i śmigłowców bojowych. Fakt ten, jak również wybiórcze przedstawianie przez przedstawicieli Ministerstwa Obrony informacji o zakupach stanowiły podstawę do krytyki i podawania w wątpliwość rozpoczęcia procesu modernizacji technicznej. Przyczyniały się do tego same gremia kierownicze resortu obrony, pozostawiając poza oficjalnym nurtem informacji dane nt. budowy nowych okrętów, na którą (jako najbardziej czasochłonną) przeznaczano większość środków finansowych. Istotną część inwestycji w modernizację techniczną sił zbrojnych FR (rokrocznie kilkanaście procent ogółu wydatków) przeznaczano ponadto na nieprzynoszące szybkich efektów prace badawczo-rozwojowe nad nowymi typami uzbrojenia i sprzętu wojskowego.
Do skokowej zmiany, czyniącej bardziej zauważalnym postępujące przezbrojenie armii, doszło w 2007 r., w ramach rozpoczętego wówczas programu zbrojeń (GPW-2015), pierwszego zakrojonego na tak szeroką skalę od czasów ZSRR (w momencie przyjęcia wartość programu oceniano na 150 mld USD). W 2011 r. został on uzupełniony i częściowo zastąpiony przez jeszcze ambitniejszy GPW-2020 (o wartości 650 mld USD). Nowe lub zmodernizowane egzemplarze podstawowych kategorii uzbrojenia konwencjonalnego o charakterze ofensywnym (wg CFE) dla Wojsk Lądowych zaczęto liczyć na setki, a dla Sił Powietrznych – na dziesiątki. W korzystnej sytuacji finansowej jedynym ograniczeniem programu zbrojeń były możliwości rosyjskiego Kompleksu Obronno-Przemysłowego.
W roku 2014 – mimo dodatkowych wydatków związanych z działaniami przeciwko Ukrainie, a także narastających problemów natury wojskowo-technicznej, związanych z zerwaniem kooperacji z ukraińskim przemysłem zbrojeniowym (w dużo mniejszym stopniu z przerwaniem współpracy z przedsiębiorstwami zachodnimi) – dostawy nowego i zmodernizowanego uzbrojenia i sprzętu wojskowego osiągnęły kolejny rząd wielkości. Zeszłoroczny poziom zakupów został utrzymany także w roku bieżącym.
Począwszy od roku 2014, do służby trafia rocznie około 300 czołgów T-72B3 (modernizowanych do standardu porównywalnego z T-90), drugie tyle bojowych wozów opancerzonych (BMP-3, BTR-82AM) oraz około 100 systemów artyleryjskich kalibru 100 mm i powyżej (m.in. następcy spopularyzowanych działaniami w Donbasie „Gradów” – wyrzutnie rakietowe „Tornado-G”). Tylko w pierwszym kwartale br. Wojska Lądowe otrzymały ponad 600 różnego typu wozów bojowych i pojazdów specjalistycznych, w tym przedseryjne partie wyposażenia tzw. żołnierza przyszłości „Ratnik” oraz nowej generacji czołgu T-14 (na platformie „Armata”) i haubicy samobieżnej „Koalicyja-SW”. W 2014 r. do służby trafiły 142 nowe i zmodernizowane samoloty oraz 135 śmigłowców, w tym roku podawane liczby są nieco niższe – 126 samolotów i 88 śmigłowców (głównie bojowe Ka-52 i wielozadaniowe, głęboko zmodernizowane Mi-8). W odróżnieniu od lat poprzednich większość zakupionych samolotów będą jednak stanowiły maszyny fabrycznie nowe (Su-34, Su-35S, Su-30 i Jak-130). W przypadku śmigłowców są to finalne partie maszyn zamówionych w ramach GPW-2015. Systematycznie przezbrajane są brygady rakiet taktycznych (w systemy „Iskander”, począwszy od 2014 r. dwie rocznie), pułki rakietowe obrony powietrznej (S-400, minimum 2 pułki rocznie) oraz dywizje Strategicznych Wojsk Rakietowych (wielogłowicowe rakiety „Jars”, 4 pułki rocznie).
Do służby wchodzi także coraz więcej nowych okrętów (rzędu kilkunastu rocznie), systematycznie kładzione są także stępki pod kolejne. Od początku obecnej dekady weszło do służby 39 nowych okrętów (nie licząc jednostek pomocniczych), próby zdawczo-odbiorcze przechodzi 10, a w różnej fazie budowy znajdują się kolejne 43 (m.in. 6 fregat, 6 korwet, 7 atomowych i 4 konwencjonalne okręty podwodne). W 2014 r. do służby w Marynarce Wojennej FR weszły m.in. czwarta korweta projektu 2380 oraz 2 atomowe (w tym trzecia jednostka przenosząca rakiety balistyczne projektu 955 „Boriej”) i 2 konwencjonalne okręty podwodne. W br. wejdą do służby pierwsze nowe fregaty (gotowe są już 2, a przez próby przechodzą 2 następne), kolejna korweta oraz 2 okręty podwodne. Ponadto od 2011 r. do służby powróciło 6 okrętów po modernizacji (głównie atomowych okrętów podwodnych), a poddawanych jej jest kolejnych 15.
Ponadto armia rosyjska otrzymuje wiele innych typów uzbrojenia i sprzętu wojskowego, w tym na coraz większą skalę nowe systemy walki radioelektronicznej i łączności, a także sprzęt wsparcia i zabezpieczenia działań. Towarzyszy temu modernizacja infrastruktury, głównie lotnisk. Inwestycje w nowe i zmodernizowane uzbrojenie i sprzęt wojskowy pozwoliły na realizację kończącego się programu GPW-2015 z nawiązką. Wyjątek stanowią jedynie nowe okręty, z których część zostanie oddana do służby później, niż pierwotnie planowano.
Wiosną ubiegłego roku większość obserwatorów zaskoczył inny niż ten, do którego przywykli, wygląd i zachowanie żołnierzy rosyjskich, którzy znaleźli się na Krymie. Byli nowocześnie wyekwipowani i zdyscyplinowani, nie przypominali tych, którzy jeszcze kilka lat wcześniej brali udział w wojnie z Gruzją. Potwierdzeniem nowej jakości stał się otwarty udział batalionowych grup bojowych z Wojsk Powietrzno-Desantowych oraz z brygad zmechanizowanych z Południowego Okręgu Wojskowego w działaniach w Donbasie w sierpniu 2014 r. Mimo liczebnej przewagi sił podległych władzom w Kijowie w ciągu kilku dni wojska rosyjskie powstrzymały ofensywę armii ukraińskiej i wyparły ją z większości terenów kontrolowanych wcześniej przez separatystów, ponosząc przy tym stosunkowo niewielkie straty. Za miarodajne należy uznać dane zebrane w tzw. raporcie Niemcowa i upublicznione w maju br., zgodnie z którymi na Ukrainie zginęło dotychczas 220 rosyjskich żołnierzy, w większości „urlopowanych” z Sił Zbrojnych FR i biorących udział w działaniach w składzie formacji zbrojnych separatystów.
Armia rosyjska ćwiczy intensywnie i de facto