Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
W „Więzi” nr 4/2014:
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 391
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Kwartalnik Warszawa rok LVII nr 4 [658]
Często dyskutujemy na tych łamach o kształcie współczesnego chrześcijaństwa. Tym razem opisujemy spór o oblicze islamu. Jak wykazują nasi autorzy, większość muzułmanów stanowczo potępia przemoc, gwałty i terror stosowane przez bojowników tzw. Państwa Islamskiego wobec mniejszości religijnych i odrzuca roszczenia przywódcy ISIS samozwańczo ogłaszającego się „kalifem”. Skąd zatem biorą się sukcesy dżihadystów?
W rok po śmierci Tadeusza Mazowieckiego – założyciela i wieloletniego redaktora naczelnego naszego pisma – chcemy pokazać go od mniej znanej strony. Był politykiem i mężem stanu, ale czy był również myślicielem religijnym? Szukając odpowiedzi, sięgamy także po niepublikowane teksty pierwszego premiera III RP.
Kolejny temat zimowej „Więzi” to nagość. Kiedy i dlaczego w naszych głowach splotła się ona z podejrzaną seksualnością i grzesznością? Czy obecny w popkulturze kult nagiego ciała to wciąż jeszcze próba przełamania tabu? Czy w nieustannym eksponowaniu nagości nie gubi się to, co w niej najistotniejsze? A właśnie: co w nagości jest najistotniejsze? I co nam dziś mówi nagie ciało?
Na łamach jesiennej „Więzi” gościmy kilku znakomitych autorów zagranicznych. Andrea Riccardi oraz eksperci z Wielkiej Brytanii i Niemiec piszą o współczesnym islamie. Marko Ivan Rupnik wskazuje, że nic nie jest nieme, bo nasze życie jest pełne symboliki. Anatolij Krasikow przedstawia rosyjską symfonię tronu i ołtarza w ujęciu patriarchy Cyryla. Jovan Divjak wspomina bośniacką misję Tadeusza Mazowieckiego.
Piszemy też o bardzo ważnych książkach Leszka Kołakowskiego i Olgi Tokarczuk oraz o filmach Andrieja Zwiagincewa. Ks. Robert Woźniak przekonuje zaś, że człowiek to „pojęcie” wybitnie teologiczne. Zapraszamy do lektury – i do prenumeraty „Więzi” na nowy rok.
Zbigniew Nosowski
Serdecznie dziękujemy wszystkim, którzy odpowiedzieli na nasz apel o pomoc finansową. W ostatnim okresie wsparcia udzieliły „Więzi” następujące osoby:
Andrzej Biernacki (Warszawa), po raz trzydziesty dziewiąty
Maria Ciemniewska (Poznań), po raz dziesiąty
Krzysztof Jedliński (Warszawa), po raz piąty
Rafał Majda (Łódź)
Elżbieta Pakulska (Kołuda Wielka), po raz piąty
Paweł Sawicki (Warszawa), po raz dziewiąty
Marek Wesołowski (Gdańsk), po raz siódmy
Jan Wyrowiński (Toruń), po raz czterdziesty czwarty
Maria Wyszyńska (Wołomin)
Michał Zioło OCSO (Montjoyer), po raz siódmy
Każda forma pomocy jest cenna. Będziemy wdzięczni zarówno za wpłaty jednorazowe, jak i regularne (np. w formie stałego zlecenia bankowego). Nazwiska Ofiarodawców będziemy publikować w kolejnych numerach „Więzi”.
Wpłaty na rzecz statutowej działalności Towarzystwa „Więź” mogą być odliczane od dochodu jako darowizny. Prosimy o przekazywanie wpłat, także dewizowych, na konto:
Towarzystwo „Więź”, 00–074 Warszawa, ul. Trębacka 3
PKO BP S.A. XV O/Warszawa, nr 79 1020 1156 0000 7702 0067 6866
z dopiskiem: darowizna na rzecz działalności statutowej Towarzystwa „Więź”
Zachęcamy Państwa również do prenumeraty redakcyjnej naszego pisma oraz polecania prenumeraty „Więzi” swoim Bliskim i Przyjaciołom. Warunki prenumeraty na rok 2015 – zob. s. 239.
Radosław Bania
Na początku XXI wieku region Bliskiego Wschodu i Północnej Afryki jest powszechnie uznawany za jeden z największych obszarów niestabilności we współczesnym świecie. Region, który stanowi kolebkę wielu cywilizacji – na którego obszarze powstawały i rozwijały się wielkie religie monoteistyczne: judaizm, chrześcijaństwo i islam – wciąż pozostaje obszarem niepokojów i konfliktów. Ich wpływ nie ogranicza się wyłącznie do samego regionu bliskowschodniego, ale wywołuje również reperkusje w innych obszarach globu, jak chociażby pokazały ataki terrorystyczne na Stany Zjednoczone przeprowadzone przez członków Al-Kaidy 11 września 2001 r.
Niejednorodna jest również struktura religijna współczesnego Bliskiego Wschodu. Państwa muzułmańskie są oczywiście dominujące, jednak wyznawcy islamu dzielą się na dwie główne grupy – większość sunnicką i mniejszość szyicką. Przy czym oba odłamy islamu pozostają często w stanie mniej lub bardziej skrywanej wrogości, co jest efektem wielowiekowej już rywalizacji między nimi. Nie bez znaczenia jest również czynnik geopolityczny wpływający na napięcia pomiędzy szyitami a sunnitami. W państwach arabskich dominuje islam sunnicki, natomiast najważniejszym centrum szyizmu na Bliskim Wschodzie jest Iran, uważany przez państwa arabskie za głównego konkurenta politycznego w regionie.
Powyższy podział nie wyczerpuje rozłamów w świecie islamu. Także w ramach sunnizmu i szyizmu można wskazywać różne, często konkurujące ze sobą, odłamy i ugrupowania. Istnieją również sekty, które funkcjonują na pograniczu obu głównych odgałęzień islamu, a częściowo również chrześcijaństwa, jak chociażby alawici czy druzowie.
Współczesny system państw bliskowschodnich powstał w oparciu o nałożenie się na siebie dwóch procesów politycznych. Po pierwsze, rywalizacji o władzę lokalnych sił politycznych, a po drugie, ekspansji kolonialnej mocarstw europejskich po upadku Turcji Osmańskiej. Niemal wszystkie współczesne państwa bliskowschodnie doświadczyły dominacji europejskiej – jako kolonie, obszary mandatowe lub protektoraty.
Z pewnym uproszczeniem można przyjąć, że w latach 20. i 30. XX wieku mocarstwa europejskie – Wielka Brytania i Francja – dokonały podziału terytorialnego byłych bliskowschodnich prowincji tureckich, jednocześnie podejmując arbitralne decyzje o wyznaczeniu linii granicznych, czego efektem jest współczesna mapa polityczna Bliskiego Wschodu. Jednym z przykładów kreowania sztucznych organizmów państwowych jest powstanie współczesnego Iraku. Na mocy decyzji mocarstw europejskich połączono w jeden organizm państwowy byłe osmańskie wilajety Mosulu, Bagdadu i Basry. Stworzono państwo sztuczne, w ramach którego znaleźli się arabscy sunnici, szyici oraz Kurdowie. W ten sposób powstał zalążek późniejszych konfliktów wewnętrznych w tym państwie. Powołanie do życia państwa irackiego służyło realizacji celów mocarstw europejskich, w tym przypadku Wielkiej Brytanii. W ten sposób łatwiej było kontrolować i wykorzystywać zasoby ropy naftowej znajdujące się w obszarze Mezopotamii i Kurdystanu.
Irak formalnie uzyskał niepodległość w roku 1932. Wprowadzenie rządów republikańskich w 1958 roku nie niosło ze sobą ustabilizowania sytemu politycznego. W następnych latach dochodziło do wstrząsów wewnętrznych i kolejnych zamachów stanu. Sytuacja wewnętrzna ustabilizowała się wraz z objęciem urzędu prezydenckiego przez Saddama Husajna w 1978 roku. Nowy prezydent Iraku zdołał wprowadzić stabilny system rządów dyktatorskich, który zapewnił mu sprawowanie władzy aż do 2003 roku. Upadek reżimu Husajna nie został spowodowany jednak pojawieniem się liczącej się opozycji wewnętrznej, lecz był efektem inwazji wojsk amerykańskich.
Okres rządów Saddama Husajna to także czas konfliktów zbrojnych, w które zaangażowało się to państwo. W latach 1980–1988 Irak stoczył krwawą wojnę z sąsiednim Iranem. W trakcie tego konfliktu obie zaangażowane strony straciły ponad milion żołnierzy. Samemu Irakowi wojna przyniosła także ogromne zadłużenie zewnętrzne, którego znaczna część pochodziła z pożyczek zaciągniętych w arabskich państwach Zatoki Perskiej, w tym z Kuwejtu. W roku 1990 Husajn postanowił dokonać swoistej redukcji długów poprzez zajęcie Kuwejtu. Scenariusz, w którym jedno państwo dysponuje większością zasobów ropy naftowej, było jedną z istotniejszych przyczyn podjęcia międzynarodowej operacji zbrojnej przeciwko Saddamowi Husajnowi. W styczniu 1991 r., działając w oparciu o rezolucje ONZ, wojska koalicji antyirackiej przystąpiły do operacji wyzwalania Kuwejtu. Wojna zakończyła się klęską Iraku.
Wojna ta nie doprowadziła jednak do upadku reżimu. Antyrządowe powstania, jakie wywołali Kurdowie i szyici, zakończyły się porażką wobec braku poparcia sił koalicyjnych, które uznały, że ich mandat nie obejmuje, poza wyzwoleniem Kuwejtu, operacji odsunięcia od władzy Saddama Husajna. W konsekwencji reżim Husajna przetrwał.
Po zakończonej wojnie o Kuwejt Irak pozostał jednak ekonomicznie i militarnie osłabiony, do czego przyczyniały się również sankcje ekonomiczne narzucone przez Zachód, jednak Saddam zdołał utrzymać się przy władzy do początku pierwszej dekady XXI wieku. Bezpośrednią przyczyną upadku jego rządów stały się zamachy terrorystyczne na Stany Zjednoczone przeprowadzone przez Al-Kaidę.
W ramach tzw. doktryny Busha Irak został zaliczony obok Iranu i Korei Północnej do tzw. osi zła, czyli państw, które wspierają międzynarodowy terroryzm oraz dążą do proliferacji broni masowego rażenia. Pretekstem do ataku na Irak miało być niewykonywanie rezolucji ONZ dotyczących likwidacji arsenałów broni masowego rażenia oraz wspieranie międzynarodowego terroryzmu. Pomimo międzynarodowego sprzeciwu wobec ewentualnej interwencji zbrojnej administracja i siły koalicji międzynarodowej George’a W. Busha rozpoczęły 20 marca 2003 r. działania zbrojne przeciwko Irakowi w ramach operacji „Iracka Wolność”. Oczywistym celem inwazji było odsunięcie od władzy Saddama Husajna. Działania zbrojne zostały zakończone wraz z zajęciem Bagdadu przez wojska amerykańskie 9 kwietnia 2003 r.
1 maja 2003 r. prezydent Bush ogłosił oficjalne zakończenie działań zbrojnych. W czerwcu 2003 r. Irak został podzielony na strefy odpowiedzialności, z których jedna przypadła Polsce – jako państwu, które wzięło bezpośredni udział w działaniach wojennych. W ten sposób Irak znalazł się de facto pod okupacją międzynarodową.
O ile zwycięstwo w działaniach wojennych przyszło siłom amerykańskim stosunkowo łatwo, o tyle inaczej rzecz się miała z realizacją strategii powojennej. Po upadku rządów Saddama Husajna w Iraku zapanował chaos, na porządku dziennym były napady i rabunki.
Podstawowym błędem popełnionym przez Amerykanów w opanowanym Iraku było zastosowanie strategii, która odniosła sukces w Europie w odniesieniu do pokonanych po II wojnie światowej Niemiec, nie sprawdziła się jednak w przypadku państwa bliskowschodniego. Siły okupacyjne przystąpiły do likwidacji wszelkich pozostałości struktur władzy z okresu rządów Saddama Husajna. Pozbawiono pracy wszelkich członków byłej partii rządzącej, rozwiązano również resorty siłowe oraz zlikwidowano armię iracką. Efektem był narastający opór przeciwko wojskom koalicyjnym, powstanie partyzantki prosaddamowskiej, a także powołanie ugrupowań zbrojnych różnej proweniencji politycznej i religijnej, których celem stały się wojska koalicyjne oraz budowane w ramach tzw. działań stabilizacyjnych nowe struktury państwowe.
Na mocy tymczasowej konstytucji Irak formalnie uzyskał suwerenność w czerwcu 2004 roku. Powołanie tymczasowych struktur państwowych zakończyło oficjalnie okres okupacji terytorium Iraku, chociaż na mocy porozumienia z władzami irackimi wojska USA i innych państw koalicji antysaddamowskiej wciąż pozostawały w Iraku. Pierwsze realne wybory powszechne odbyły się w Iraku na początku stycznia 2005 roku. W ich wyniku uformowały się nowe władze irackie. Urząd prezydenta objął Kurd Dżalal Talabani, natomiast premierem rządu został szyita Nuri al-Maliki.
Stałym elementem sytuacji wewnętrznej w Iraku w okresie postsaddamowskim stała się przemoc zbrojna. W kilka tygodni po zakończeniu działań wojennych uformowały się liczne oddziały rebelianckie, składające się z ludzi dawnego reżimu oraz pozbawionych pracy i stanowisk zdemobilizowanych oficerów i szeregowych żołnierzy armii irackiej. Podejmowali oni działania zbrojne zarówno przeciwko siłom okupacyjnym, jak i administracji nowo tworzonego państwa irackiego. Kolejnym elementem destabilizującym sytuację wewnętrzną był wybuch walk o charakterze religijnym pomiędzy sunnitami i szyitami, którego podłożem było oskarżanie tych ostatnich o kolaborację z siłami okupacyjnymi.
Faktem jest, że skoro podstawę reżimu Saddama Husajna stanowili sunnici, to Amerykanie uznali, iż nowe struktury polityczne powinny być oparte na zwiększonym udziale szyitów – jako elemencie większościowym w strukturze demograficznej państwa irackiego, a także wrogo nastawionym wobec dawnego reżimu i jego ludzi. Postawienie na szyitów jako podstawę nowego reżimu politycznego okazało się częściowo chybione. Wśród szyitów przewagę zyskały ugrupowania fundamentalistyczne, które także były źródłem problemów dla władz koalicyjnych, jak również angażowały się w akty przemocy skierowane przeciwko ludności sunnickiej.
Szczególnym paradoksem sytuacji wewnętrznej w Iraku stało się to, że wojna prowadzona przeciwko Saddamowi w imię walki z międzynarodowym terroryzmem w istocie stała się elementem promocji terroryzmu w samym Iraku, a także na Bliskim Wschodzie. Na początku 2004 roku swoją działalność w Iraku rozpoczęła Al-Kaida. Głównym koordynatorem i organizatorem działań irackiego odłamu tej organizacji został Jordańczyk Abu Musab az-Zarkawi. Irak stał się polem bitwy dla wszystkich, którzy w imię radykalnie pojmowanego dżihadu chcieli walczyć z żołnierzami amerykańskimi i koalicyjnymi.
Sytuacja w Iraku zaczęła ulegać zmianie wraz z opracowaniem nowej strategii działań politycznych i militarnych przez wojska amerykańskie. Polegała ona m.in. na uzyskaniu poparcia ze strony ludności sunnickiej i lokalnych przywódców plemiennych na obszarach o największej aktywności ugrupowań zbrojnych. Na korzyść wojsk amerykańskich działała także sytuacja wzrastających napięć pomiędzy ugrupowaniami terrorystycznymi, zwłaszcza w prowincji Anbar, gdzie doszło do powstania tzw. ruchu przebudzenia, który zaczął występować przeciwko ugrupowaniom zbrojnym działającym w ramach irackiego odgałęzienia Al-Kaidy. Amerykanie doszli do porozumienia z przywódcami plemiennymi, rozpoczynając finansowanie lokalnych milicji, składających się z bojowników ugrupowań partyzanckich, którzy w tym momencie wystąpili przeciwko ugrupowaniom powiązanym z Al-Kaidą. Inną przyczyną wolty wykonanej przez sunnitów były obietnice związane z uwzględnieniem ich w strukturach nowego państwa. W efekcie z końcem 2011 roku żołnierze amerykańscy opuścili Irak.
Bilans konfliktu w Iraku okazał się tragiczny. W ramach działań stabilizacyjnych zginęło ok. 5000 żołnierzy wojsk koalicyjnych, w tym 4400 żołnierzy amerykańskich. Mowa tu tylko o stratach poniesionych już po zakończeniu działań zbrojnych, a więc od maja 2003 roku. Jeszcze tragiczniej sytuacja wygląda z punktu widzenia Iraku. W wyniku działań zbrojnych skierowanych przeciwko koalicji oraz walk wewnętrznych śmierć poniosło ponad 800 tys. Irakijczyków.
Sytuacja wewnętrzna w Iraku na przełomie pierwszej i drugiej dekady XXI wieku zdawała się nieść nadzieję na zakończenie aktów przemocy. Tak się jednak nie stało, na co złożył się szereg przyczyn. Początkowo uwaga międzynarodowej opinii publicznej została skierowana na inne regiony Bliskiego Wschodu w związku z rozwojem wydarzeń w ramach tzw. Arabskiej Wiosny.
Jednak na początku 2014 roku sytuacja w Iraku ponownie przyciągnęła uwagę za sprawą działalności jednej z organizacji terrorystycznych pod nazwą Irackie Państwo Iraku i Lewantu/Syrii (dalej: ISIS1). W roku 2013 organizacja ta zdołała przejąć kontrolę nad centralnymi i wschodnimi obszarami Syrii, a z początkiem 2014 roku przeniosła swoją działalności na terytorium Iraku.
Dużym zaskoczeniem dla społeczności międzynarodowej stało się opanowanie przez ISIS niemal połowy terytorium irackiego. Najbardziej spektakularnym posunięciem tej organizacji było zdobycie Mosulu oraz przejęcie kontroli nad sunnickimi prowincjami środkowego i północnego Iraku – Anbarem, Niniwą, Salah ad-Din. Oddziały ISIS zagroziły również stolicy Iraku, Bagdadowi. Jednocześnie nie ustały operacje zbrojne tej organizacji na terytorium syryjskim. Powszechną uwagę przyciągnęły wciąż trwające walki o kurdyjskie miasto Kobane, znajdujące się na pograniczu turecko-syryjskim.
Sukcesy militarne ISIS spowodowały, że organizacja ta została uznana przez szereg państw – zarówno z Bliskiego Wschodu, jak i spoza tego obszaru – za tworzącą najistotniejsze zagrożenie dla bezpieczeństwa regionu. W efekcie uformowała się międzynarodowa koalicja, której działania obejmują między innymi prowadzenie ataków powietrznych skierowanych przeciwko oddziałom ISIS. Za szczególne uzasadnienie operacji militarnych, skierowanych przeciwko „Państwu Islamskiemu”, uznaje się popełnianie przez jej członków zbrodni na ludności cywilnej.
Znamienne jest, że ISIS – prowadząc operacje militarne – nie jest typową organizacją terrorystyczną ukierunkowaną na stosowanie przemocy wobec wybranych celów cywilnych lub militarnych. Zawarte w nazwie organizacji odwołanie do stworzenia struktury politycznej w postaci państwa nie okazało się zabiegiem jedynie semantycznym. 29 czerwca 2014 r. ISIS ogłosiło utworzenie na obszarach przez siebie kontrolowanych „Państwa Islamskiego”. Na jego czele stanął przywódca organizacji Abu Bakr al-Baghdadi. Jednocześnie został on ogłoszony kalifem i imamem, roszcząc sobie przy tym prawo do przewodzenia wszystkim muzułmanom na świecie. W ten sposób powstało poważne wyzwanie nie tylko dla porządku terytorialnego na Bliskim Wschodzie – oznacza to również nowy etap walki o „serca i umysły” samych muzułmanów. Deklaracja o odnowieniu instytucji kalifatu jest wyraźnym wyzwaniem rzuconym przywództwu politycznemu i religijnemu dynastii Saudów jako powiernikowi świętych miejsc islamu – Mekki i Medyny.
ISIS nie jest aż tak nową siłą polityczną, jak mogłoby się pozornie wydawać. Powstanie i rozwój tej organizacji związane są z pojawieniem się pod koniec lat 90. XX wieku kilku nowych organizacji terrorystycznych na Bliskim Wschodzie, motywowanych religijnie i podejmujących działania przeciwko regionalnej dominacji Stanów Zjednoczonych. Istotnym czynnikiem przyspieszającym rozwój takich struktur stała się amerykańska inwazja na Irak i okupacja tego kraju.
Geneza ISIS jest związana z działalnością Abu Musaba az-Zarkawiego. W 2004 roku działająca w Iraku grupa Az-Zarkawiego przyjęła nazwę Organizacja Monoteizmu i Dżihadu (arab. Dżama’at at-Tawhid wa-l-Dżihad), następnie – Al-Kaida Dżihadu na Obszarze Mezopotamii (dosł. „dwóch rzek”; arab. Tanzim Qa’idat al-Dżihad fi Bilad ar-Rafidajn). Organizacja ta stała się jednym z najbardziej aktywnych ugrupowań bojowych w Iraku i była bardziej znana pod skróconą nazwą – Al-Kaida Iraku. Strategia walki przyjęta przez Az-Zarkawiego zakładała destabilizowanie sytuacji wewnętrznej w Iraku. Jej działania nie były skierowane jedynie przeciwko wojskom okupacyjnym. Arsenał metod walki obejmował zamachy bombowe, zabójstwa polityczne czy szczególnie okrutne egzekucje osób cywilnych, przede wszystkim pracowników instytucji międzynarodowych, zaangażowanych w odbudowę infrastruktury państwowej. Ofiarami działań irackiego odłamu Al-Kaidy stali się nie tylko przedstawiciele nowych władz państwowych i administracji lokalnej. Grupa Az-Zarkawiego odpowiedzialna była również za ataki przeciwko ludności szyickiej. W lipcu 2006 roku wojska amerykańskie zabiły Az-Zarkawiego, a jego następcą został Egipcjanin Abu Ajjub al-Masri. To z inicjatywy Al-Masriego organizacja przyjęła nową nazwę: Islamskie Państwo Iraku. Celem tej zmiany było zwiększenie powiązania organizacji z obszarem jej działania, a tym samym uzyskanie akceptacji ze strony irackich sunnitów, dla których organizacja stawała się problematyczna do zaakceptowania ze względu na liczny udział bojowników pochodzących z innych krajów arabskich i muzułmańskich.
Kluczowe dla dalszego rozwoju organizacji stały się wydarzenia z 2010 roku, gdy została ona pozbawiona dowództwa, które zginęło w amerykańskich atakach rakietowych. Rada Mudżahedinów wybrała na nowego przywódcę Abu Bakra al-Baghdadiego. Urodzony w sunnickiej rodzinie w 1971 roku w irackiej Samarze, był członkiem jednej z irackich radykalnych organizacji bojowych. W roku 2004 został schwytany przez siły koalicyjne i uwięziony. W 2009 roku został zwolniony z więzienia wraz z grupą innych członków sunnickich organizacji zbrojnych. Po przejęciu dowództwa nad organizacją Al-Baghdadi dokonał kolejnej zmiany jej nazwy. Od 2013 roku stała się ona znana jako Islamskie Państwo Iraku i Lewantu. W ten sposób Al-Baghdadi wskazywał, jaki powinien być obszar działania dowodzonej przez niego organizacji.
Czynnikiem, który umożliwił przegrupowanie i rozwój organizacji stał się wybuch i rozwój wojny domowej w Syrii po 2011 roku. Zarówno Stany Zjednoczone, jak i państwa regionu – Arabia Saudyjska i Katar – rozpoczęły wspieranie ugrupowań walczących z wojskami lojalnymi wobec prezydenta Baszszara al-Asada. O ile pomoc USA, przynajmniej oficjalnie, miała charakter humanitarny, obejmowała także przekazywanie środków finansowych i wyposażenia technicznego o charakterze militarnym, głównie Wolnej Armii Syrii, to w wypadku wspomnianych państw bliskowschodnich rzecz miała się zgoła inaczej. Arabia Saudyjska, a jeszcze w większej mierze Katar, zaangażowały się we wspieranie grup zbrojnych o charakterze fundamentalistycznym. Pomoc ta obejmowała również przekazywanie uzbrojenia.
Nie można wykluczyć, że część tego uzbrojenia trafiła w ręce różnych grup dżihadystycznych, w tym ISIS, wyraźnie wzmacniając jego możliwości militarne. Nie jest do końca pewne, jaką siłą zbrojną dysponowała ta organizacja. Według niepotwierdzonych danych ISIS miało liczyć 10 tys. bojowników, co w warunkach syryjskich stanowiło istotną siłę. W tym czasie Al-Baghdadi oficjalnie przedstawił program budowy państwa muzułmańskiego opartego na rygorystycznej doktrynie szariatu. Na tym gruncie doszło do zaostrzenia konfliktu pomiędzy ISIS a pozostałymi grupami zbrojnymi opozycji antyasadowskiej. Od końca 2013 roku dochodziło już do regularnych starć zbrojnych pomiędzy oddziałami Wolnej Armii Syrii a oddziałami ISIS. Przeciwko Al-Baghdadiemu zaczęły występować również pomniejsze organizacje dżihadystyczne. Główną przyczyną działań przeciwko ISIS ze strony innych syryjskich organizacji zbrojnych było prowadzenie przez tę organizację działań, które były skierowane nie tylko przeciwko siłom rządowym. Jest ona odpowiedzialna za czystki etniczne dokonywane na alawitach, szyitach, jazydach, Kurdach, a także umiarkowanych sunnitach. Na początku 2014 r. ISIS straciło także poparcie Al-Kaidy, gdy Al-Baghdadi ogłosił podporządkowanie swojej organizacji Frontu An-Nusra, oficjalnego przedstawiciela Al-Kaidy na terenie Syrii.
Mimo nieformalnego sojuszu syryjskich organizacji zbrojnych oddziały ISIS wciąż kontrolują centralne i wschodnie obszary Syrii, pogranicze irackie, a także blisko połowę linii granicznej z Turcją. Pomimo porażek, jakie towarzyszyły działaniom ISIS w Syrii, organizacja ta podjęła ofensywę militarną na obszarze Iraku.
W takich okolicznościach rodzi się pytanie o pochodzenie siły i źródła sukcesów organizacji. Jak doszło do tego, że w stosunkowo krótkim czasie bojownicy ISIS zdołali osiągnąć tak poważne sukcesy na terytorium irackim? Należy tu wziąć pod uwagę relacje sunnicko-szyickie.
Począwszy od 2006 roku, urząd premiera Iraku sprawował nieprzerwanie szyita Nuri al-Maliki – przy poparciu USA, co było częścią amerykańskiej strategii ograniczania wpływów irańskich pośród irackich szyitów i ograniczania działalności irackich milicji zbrojnych. Cel ten został osiągnięty, jednak faworyzowanie szyitów kosztem sunnitów było powodem kontynuowania oporu zbrojnego przez sunnickich bojowników. Dopiero wprowadzenie strategii działań przeciwpartyzanckich – której istotnym elementem był kompromis sunnicko-szyicki, zawierający obietnicę włączenia sunnitów w struktury nowego państwa irackiego – pozwoliło na ograniczenie aktów przemocy w Iraku. Sytuacja ta uległa zmianie po wycofaniu sił amerykańskich w 2011 roku, gdy ponownie w Iraku zaczął narastać kryzys polityczny, spowodowany polityką wewnętrzną premiera Al-Malikiego. Sunnici zaczęli oskarżać jego rząd o nierównomierny podział zysków z eksploatacji pól naftowych, brak dostępu do urzędów centralnych i lokalnych, a wreszcie wszechobecną korupcję. Rosnące niezadowolenie z rządów Al-Malikiego spowodowało wznowienie działań zbrojnych przez ugrupowania sunnickie. Zatem ISIS wykorzystało narastający kryzys wewnętrzny w Iraku oraz rozwijającą się kolejną rebelię sunnicką do podjęcia próby opanowania nowych terytoriów. W ten sposób przywództwo organizacji pokazało, że posiada znajomość uwarunkowań społecznych i politycznych w odniesieniu do obszaru, który jest docelowym miejscem jej działań, a tym samym posiada zdolność wykorzystania sytuacji, gdy istnieją ku temu sprzyjające okoliczności.
Kolejną kwestią, która wydaje się kluczowa dla zrozumienia źródeł siły ISIS, jest fakt, że organizacja dysponuje dobrze zorganizowanym przywództwem, zdolnym wyciągać wnioski z wcześniejszych niepowodzeń oraz skutecznie dostosowywać strategię działań do zmieniających się okoliczności. Jednak jednym z najważniejszych czynników umożliwiających funkcjonowanie ISIS jest zinstytucjonalizowana ekonomia wojenna. Pod rządami Al-Baghdadiego organizacja zdołała wypracować poważne źródła pozyskiwania dochodów niezbędnych dla prowadzenia nie ataków terrorystycznych, lecz regularnych działań zbrojnych, których celem jest zdobycie terytorium i sprawowanie nad nim stałej kontroli, aż do stworzenia realnych struktur państwowych.
W początkowym okresie działalności ISIS głównym źródłem finansowania jej operacji wojennych były dotacje ze strony bogatych donatorów pochodzących z arabskich państw Zatoki Perskiej. Jednakże organizacja ta w niezwykle wysokim stopniu zdołała wypracować własną ekonomię wojenną, która pozwoliła na zakup uzbrojenia, finansowanie bojowników, a także rekrutację nowych, w tym na obszarze państw Unii Europejskiej. Wzorzec finansowania działań zbrojnych został wypracowany na początku 2013 roku. Jednym z istotnych źródeł finansowania działań ISIS jest eksploatacja i nielegalna sprzedaż ropy naftowej. ISIS zdołało przejąć ważne elementy infrastruktury wykorzystywanej do produkcji ropy naftowej zarówno na terenie Syrii, jak i Iraku. Kontrola nad granicą z Turcją daje organizacji możliwość nielegalnego transportowania tego surowca przez jej terytorium. Innym źródłem dochodów ISIS jest nielegalna handel starożytnościami. Zasoby finansowe, którymi dysponowała organizacja na koniec 2013 roku, szacowano na 2 miliardy dolarów. Uległy one dalszemu powiększeniu wraz z zajęciem instytucji bankowych w miastach irackich. Szacuje się, że zajecie zasobów bankowych w Mosulu dało organizacji kolejne 450 mln dolarów. Równocześnie przejęcie broni zgromadzonej w magazynach wojskowych armii irackiej wyraźnie zwiększyło zdolność bojową całej organizacji. Stosując zasady nowej ekonomii wojennej praktykowanej we współczesnych konfliktach zbrojnych, ISIS osiągnęło znaczne możliwości samofinansowania. Oznacza to, że instrument walki z podobnymi ugrupowaniami, jakim jest pozbawianie ich możliwości finansowania dalszych operacji poprzez odcięcie od źródeł dopływu środków finansowych, będzie trudny w zastosowaniu i niekoniecznie może przynieść spodziewany efekt.
Kolejnym ważnym nowym elementem związanym z działalnością ISIS jest wspomniane już ogłoszenie powstania nowej struktury politycznej „Państwa Islamskiego” na terenach znajdujących się pod kontrolą bojowników. Samego Abu Bakra al-Baghdadiego, przyjmującego przy okazji imię Ibrahima, ogłoszono kalifem, a tym samym przywódcą nie tylko Arabów, ale wszystkich muzułmanów na całym świecie. Deklaracja ta wskazywała również, że nowy kalif jest „potomkiem z rodu Proroka”. ISIS odwołuje się tym samym do fundamentalistycznej koncepcji odbudowy kalifatu jako struktury, w ramach której powinno być realizowane życie polityczne. Kalif – czyli zastępca proroka Boga na ziemi – był nie tylko przywódcą politycznym, ale i najwyższym autorytetem religijnym, odpowiedzialnym również za realizację boskiego porządku prawnego. Należy podkreślić, że żadne z ugrupowań fundamentalistycznych (poza Boko Haram w Nigerii) nie odważyło się na zadeklarowanie odbudowy kalifatu i ogłoszenie kalifem swego przywódcy.
Nie chodzi tu tylko o samą nazwę instytucji. Mamy tu do czynienia z hierarchicznie zorganizowaną strukturą organów państwowych, na którą składają się również inne instytucje, tworzące cały aparat rządowy „Państwa Islamskiego”. Możemy tu wymienić chociażby: Radę Szariatu, Radę Ummy, Wojskową Radę Bezpieczeństwa. „Państwo Islamskie” przekształca także dotychczasowe struktury administracji terytorialnej, tworząc własne prowincje – wilajety. Na podstawie realnych działań można powiedzieć, że „Państwo Islamskie” rzeczywiście spełnia warunki, jakie są konieczne do tego, aby konkretną jednostkę polityczną nazwać państwem – posiada rząd, ludność i kontroluje dane terytorium. Ten ostatni warunek jest jednak jeszcze nie do końca spełniony, gdyż zasięg terytorium „Państwa Islamskiego” nie został dotąd w pełni wyznaczony.
Powyższa sytuacja ukazuje rzeczywiste intencje ISIS. Celem organizacji jest utworzenie państwa – i defacto jest to czynione. Kiedy jej bojownicy zajmowali irackie miasta, pojawiły się opinie, że posługując się okrucieństwem, wprowadzając drakońskie prawa, piętnując innowierców, każąc im płacić podatki na rzecz ummy, ISIS doprowadzi do buntu lokalnej ludności i nie będzie w stanie sprawnie rządzić. W chwili obecnej organizacja jednak to właśnie robi. Jak na razie nie dochodzą do nas żadne informacje o buntach przeciwko „Państwu Islamskiemu”. Bez wątpienia jest to efekt stosowania przemocy politycznej, fizycznego likwidowania tych, którzy mogą stanowić przyszłe zagrożenie dla nowej władzy.
Należy jednak podkreślić, że ISIS to nie tylko bezwzględna przemoc. Na obszarach kontrolowanych przez „Państwo Islamskie” działają sklepy, szkoły, inne instytucje, zakładane są oddziały policji obyczajowej, bezproblemowo działa infrastruktura miejska. Wreszcie „państwo” zapewnia realizację pomocy charytatywnej dla osób ubogich. Podejmowany jest zatem konkretny wysiłek, który ma świadczyć o tym, że bojownicy ISIS to nie tylko bezwzględni terroryści, ale przede wszystkim muzułmanie, którzy tworzą własne państwo. Dżihadyści z ISIS pokazują, że potrafią rządzić, szczególnie w porównaniu z niewydolnością wcześniejszej administracji państwa irackiego, a to przynosi efekt w postaci akceptacji ze strony sunnitów irackich.
Kolejną sprawą, która wiąże się z kwestią budowania struktur państwowych – co również zapewnia „Państwu Islamskiemu” poparcie ze strony wielu muzułmanów – jest sprzeciw wobec porządku terytorialnego narzuconego, ich zdaniem, przez Zachód w celu zabezpieczenia interesów jedynie Zachodu, a nie muzułmanów. Antyzachodnie, a przede wszystkim antyamerykańskie resentymenty, są skutecznie wykorzystywanie w propagandzie ISIS, zwiększając poparcie dla organizacji.
Proklamowanie przez ISIS „Państwa Islamskiego” w 2014 roku stanowi bardzo poważne zagrożenie dla regionalnego porządku politycznego, gdyż ostateczny kształt terytorialny tego państwa nie został jeszcze ustalony. Ambicje Al-Baghdadiego – jako „kalifa” – sięgają Mekki i Medyny, a to stwarza już bezpośrednie zagrożenie dla Arabii Saudyjskiej. ISIS podejmuje już działania w Libanie, może również uzyskać akceptację ze strony organizacji jemeńskich, które działają w ramach siatki Al-Kaidy Półwyspu Arabskiego. Sukcesy ISIS czynią tę strukturę jeszcze bardziej atrakcyjną dla wielu organizacji dżihadystycznych, co może skłonić je do zerwania powiązań z Al-Kaidą i wsparcia właśnie ISIS.
Powstanie ISIS, a w dalszej kolejności „Państwa Islamskiego”, jest zatem efektem nałożenia się na siebie wielu czynników. Jednym z nich jest ukształtowanie się na Bliskim Wschodzie ideologii fundamentalistycznej, wrogiej Zachodowi i obciążającej go winą za wszelkie problemy i nierówności będące udziałem muzułmanów. Jest to również ideologia wroga współczesnym strukturom politycznym świata arabskiego jako akceptującym dominację Zachodu. Kolejnym czynnikiem jest radykalizacja nastrojów politycznych związana najpierw z amerykańskimi operacjami wojskowymi w obszarze Zatoki. Podkreślały one przekonanie fundamentalistów o negatywnej roli Zachodu w polityce bliskowschodniej.
Warto też podkreślić niezdolność społeczności międzynarodowej do wypracowania i wdrożenia jakiejkolwiek realnej strategii zakończenia konfliktu syryjskiego. Jak się okazuje, przyniósł on nie tylko katastrofę humanitarną, ale również przyczynił się do wykreowania poważnej siły politycznej, otwarcie negującej porządek polityczny na Bliskim Wschodzie.
Przyszłość „Państwa Islamskiego” jest trudna do przewidzenia. Po stronie swoich wrogów ma zarówno mocarstwa zachodnie, jak i państwa regionalne. Jednak „Państwo Islamskie” nie zniknie z dnia na dzień. Rządzący nim dżihadyści pokazują, że dysponują odpowiednimi środkami, które są podstawą dla budowy konkretnej struktury politycznej. W takich okolicznościach potrzebna będzie regularna interwencja zbrojna. Otwarte pozostaje pytanie, kto miałby ją przeprowadzić i jakie przyniosłaby efekty dla całego Bliskiego Wschodu.
Radosław Bania
Radosław Bania – historyk, politolog, dr hab., profesor nadzwyczajny w Katedrze Bliskiego Wschodu i Północnej Afryki Uniwersytetu Łódzkiego. Zajmuje się badaniami politologicznymi i historycznymi dotyczącymi Bliskiego Wschodu, szczególnie zagadnieniami bezpieczeństwa w tym regionie. Autor m.in. dwóch monografii poświęconych polityce USA wobec Bliskiego Wschodu w okresie prezydentury Dwighta D. Eisenhowera oraz relacji kuwejcko-brytyjskich po II wojnie światowej. Członek Polskiego Towarzystwa Orientalistycznego, Polskiego Towarzystwa Nauk Politycznych, Polskiego Towarzystwa Studiów Międzynarodowych oraz London Middle East Institute.
1 Obecną nazwę tej organizacji najpierw tłumaczono z arabskiego (Ad-Daula al-Islamijja fi-l-Irak wa-sz-Szam) na angielski jako ISIL (ang. Islamic State in Iraq and Lewant), potem jako ISIS (Islamic State in Iraq and Syria). Wyraz Asz-Szam ma po arabsku kilka znaczeń: „Syria”, „Lewant” (tzw. Wielka Syria), a nawet „Damaszek”. Dalej w tym tekście – i w całym numerze „Więzi” – stosujemy skrót ISIS jako najbardziej rozpowszechniony [przyp. red.].
Agata Skowron-Nalborczyk
O organizacji samozwańczo określającej się jako „Państwo Islamskie” wiadomo niewiele – na opanowanych przez tę grupę terenach nie ma mediów, niezależnych dziennikarzy czy obserwatorów; ci zaś, którzy tam byli, przypłacili swoją obecność życiem. Nie wiemy, jak naprawdę żyją ludzie pod rządami tej grupy, z kogo ona się składa, z kim współpracuje. Nasza wiedza bierze się z materiałów propagandowych samego ISIS, które kreślą obraz monolitycznej grupy, motywowanej nie tylko salaficką, konserwatywną i literalną, ale też niezwykle radykalną interpretacją islamu, którą członkowie tej organizacji uważają za jedynie słuszną, a inne odrzucają. Z doniesień na temat zbrodniczych działań tej sunnickiej grupy widać, że celem ich są wszyscy inaczej myślący czy wierzący: poza wyznawcami innych religii – także muzułmanie reprezentujący inną wizję islamu, i to nie tylko szyici, ale i sunnici, np. służący w wojsku irackim.
Nie jest przypadkiem, że pierwsze sukcesy ISIS odniosło w Iraku w miejscach najbardziej poszkodowanych przez inwazję amerykańską, jak np. Falludża. Warunki polityczne i społeczne, jakie tam zaistniały, dały możliwość powstania tak radykalnej grupy, a jej okrucieństwo jest zwieńczeniem wszystkich okropności, jakie tam miały już dotąd miejsce. Grupa ta przedstawia się jednak jako reprezentant prawdziwego islamu, a opinia publiczna wydaje się wierzyć tym enuncjacjom propagandowym, co z kolei negatywnie wpływa na postrzeganie islamu i jego wyznawców. Podobnie rzecz się ma w przypadku przywódcy ISIS, Abu Bakra al-Baghdadiego, który obwołał się kalifem, czyli przywódcą duchowym i politycznym rzekomo całego świata islamu.
W związku z pojawieniem się ISIS na scenie światowych mediów coraz częściej słychać w nich głosy, że organizacja ta (czy też ten ruch) reprezentuje „prawdziwy islam” lub że jest to „prawdziwe oblicze islamu”. Temu przekonaniu pomaga wszechobecność w mediach relacji na temat zbrodni i okrucieństw ISIS, a nikły udział informacji na temat ich potępień ze strony muzułmanów1.
Oczywiście w przypadku islamu pewnym problemem przy potępianiu czy określaniu miejsca danej grupy muzułmanów jest brak zwierzchniego autorytetu, reprezentatywnego dla całej społeczności muzułmańskiej – czy to na poziomie lokalnym, czy regionalnym lub państwowym (w rodzaju biskupa czy patriarchy), nie mówiąc już o jednym instytucjonalnym autorytecie, który mógłby wypowiadać się w imieniu wszystkich wyznawców islamu (czyli 1,4 miliarda osób). Jest to wynikiem historii rozwoju społeczności muzułmańskiej, a także charakteru muzułmańskiego autorytetu religijnego.
Według religii muzułmańskiej każdy człowiek został obdarzony rozumem i ma prawo sam interpretować święte źródła religijne – świętą księgę, zawierającą objawione Słowo Boże, czyli Koran, oraz tradycję Proroka, czyli przekazy o tym, jak Prorok się zachował i co powiedział w konkretnej sytuacji. Interpretacja tych dwóch źródeł religijnych stanowi podstawę funkcjonowania muzułmanów – dzięki niej muzułmanie otrzymują odpowiedzi na pytanie, co jest dozwolone, a co nie, jak postępować i jak się zachowywać. Zgodnie z zasadami islamu żadna interpretacja nie jest jednak wieczna, a źródła religijne powinny być interpretowane odpowiednio do miejsca i czasu, w których danej społeczności muzułmańskiej przyszło żyć.
Zagadnienie autorytetu religijnego w islamie wiąże się z osobą proroka Mahometa, który dla pierwszej społeczności muzułmanów był nie tylko prorokiem, przynoszącym ludziom objawienie Boże, ale także od czasu przeniesienia się z rodzinnej Mekki do innego miasta, Medyny, w 622 r. (hidżra) stał się przywódcą politycznym, prawodawcą całej wspólnoty. Po jego śmierci wspólnota wybierała jego czterech kolejnych następców (kalifów) do roku 661, a następnie władzę w tej dziedzinie przejęła pierwsza wielka dynastia Omajjadów (661–750), której władcy łączyli nominalnie władzę religijną i polityczną, choć oczywiście wielu z nich nie było uczonymi teologami. Za panowania następnej dynastii, Abbasydów (750–1258), władza polityczna kalifów coraz bardziej wymykała się im z rąk, przechodząc w ręce wezyrów lub nawet lokalnych władców, sułtanów, którzy nie tylko tworzyli miejscowe dynastie, ale niektórzy z nich wręcz przyjmowali tytuł kalifa2.
Wraz z najazdem Mongołów skończył się „mainstreamowy” kalifat arabsko-muzułmański i przez następne wieki nie było władcy, który zjednoczyłby pod swoim panowaniem całą społeczność muzułmanów. W XVI w. dynastia Turków osmańskich, której udało się zapanować nad częścią świata muzułmańskiego, przyjęła tytuł kalifów, a kalifat ten został zlikwidowany w 1924 r. w wyniku sekularyzacyjnych reform Atatürka w Turcji. Trzeba jednak zaznaczyć, że kalifowie osmańscy nie sprawowali władzy nad znaczną częścią ludów muzułmańskich i nie byli uznawani przez wszystkich muzułmanów3, którzy byli i są zdania, że ostatni prawowierny kalifat skończył się w roku 12584.
To, co zostało napisane powyżej, dotyczy sunnitów, czyli większości muzułmanów. Kolejna pod względem liczebności grupa to szyici, którzy mają inny pogląd na władzę religijną i polityczną. Według nich po śmierci Mahometa władza ta powinna była pozostać w jego rodzinie, reprezentowanej wtedy przez jego zięcia Alego ibn Abi Taliba (656–661) (Mahomet nie pozostawił syna), ostatniego wybranego kalifa, oraz jego synów, Al-Hasana i Al-Husajna. Poczynając od wnuków Proroka i ich potomków, zwanych imamami, którzy w przekonaniu szyitów mieli autorytet religijny i prawo do przewodzenia wspólnocie (ostatni, dwunasty imam zniknął z tego świata ok. 874 roku), nigdy nie posiadali oni rzeczywistej władzy politycznej, byli w opozycji i musieli się ukrywać. W rozumieniu szyickim zatem również nie ma obecnie żadnego przywódcy, który reprezentowałby nie tylko wszystkich muzułmanów, ale nawet wszystkich szyitów5.
Na tle specyfiki przywództwa religijnego w islamie widać wyraźnie problem z brakiem reprezentatywnej instytucji, która mogłaby wypowiedzieć się w imieniu wszystkich muzułmanów i np. oficjalnie potępić działania ISIS. Jednak muzułmanie świadomi są wagi zagadnienia i od początku podejmują różne kroki, które mają służyć pokazaniu, że ISIS i jego działania nie tylko nie są przez nich popierane, ale także są wyraźnie potępiane.
Mufti Libanu, szajch Mohammed Raszid Qabbani, w swoim świątecznym kazaniu (chutbie) z okazji święta Id al-Adha stwierdził, że członkowie ISIS złymi czynami zadają kłam swoim deklaracjom wiary. Także już w sierpniu wielki mufti Arabii Saudyjskiej, szajch Adbul Aziz asz-Szajch6, wydał oświadczenie ostro potępiające ISIS. Powiedział w nim: „Ekstremistyczne i siejące przemoc idee oraz terroryzm, które szerzą na ziemi zepsucie, w żadnym razie nie są częścią islamu, lecz jego wrogiem numer jeden, a muzułmanie są ich pierwszymi ofiarami”.
Szajch Al-Azharu Szauki Allam, wielki mufti Egiptu, jeden z najważniejszych sunnickich autorytetów religijnych na świecie, wraz z członkami Dar al-Ifta (Urzędu Fatw) z Egiptu we wrześniu, po wydaniu ostrych oświadczeń potępiających ISIS, zapoczątkowali kampanię uświadamiającą ludności prawdziwe oblicze tej grupy – kampania ta wystartowała także w dziesięciu językach w internecie.
Muzułmanie zjednoczyli się w sprzeciwie wobec ISIS. Konserwatyści z Arabii Saudyjskiej wypowiadają się w jednym duchu z liberalnymi myślicielami z Europy i USA.
Inne autorytety religijne, które wypowiedziały się zdecydowanie przeciwko ISIS, to np. konserwatywny Abu Ammaar Yasir Qadhi z USA, zaangażowany w walkę z reżimem syryjskim miejscowy szajch Muhammad Abu-l-Huda al-Jakubi (wypowiadający się w imieniu sunnitów i sufich), uczony europejski Tariq Ramadan, szajch Hamza Yusuf z Wielkiej Brytanii, imamowie z USA: Suhaib Webb, Faisal Abdul Raouf, założyciel Cordoba Initiative, zajmującej się dialogiem międzyreligijnym, czy Mohamed Magid, przewodniczący Islamic Society of North America, imamowie brytyjscy, sunniccy i szyiccy, jak Qari Mohammed Asim, Ghulam Rasool czy Ustadh Ashfag Sadiq oraz wielu innych. W podobnym tonie wypowiedzieli się w sierpniu przywódcy największych organizacji muzułmańskich w Indonezji: Slamet Effendy Yusuf z Nahdlatul Ulema (ponad 30 milionów członków) i Abdul Muti z Muhammadiyya (29 milionów członków).
Jednym z najważniejszych głosów politycznych potępiających ISIS była na pewno wypowiedź Ijada Amina Madaniego, sekretarza generalnego Organizacji Współpracy Islamskiej (ang. Organization of Islamic Cooperation), instytucji reprezentującej wszystkie 57 państw muzułmańskich.
Muzułmanie mieszkający na Zachodzie także zabierają głos w tej sprawie. Przywódcy muzułmanów amerykańskich dowodzą w różnych wypowiedziach, że postępowanie ludzi związanych z ISIS nie tylko nie mieści się w ramach ortodoksji muzułmańskiej, ale dla nich nie mieści się w islamie w ogóle. Safdar Khwaja, przewodniczący oddziału Council of American-Islamic Relations powiedział, że to, co robi ISIS, jest desakralizacją religii, używaniem jej imienia bezprawnie, gdyż prawo muzułmańskie zabrania atakowania cywilów, mordowania nieuzbrojonych więźniów itp. Uzurpację tytułu kalifa nazwał on sztuczką marketingową, mającą na celu przyciągnięcie uwagi łatwowiernych jednostek.
Właśnie ze względu na osoby w młodym wieku, które mogą ulec tej oszukańczej propagandzie, wszystkie muzułmańskie organizacje w USA zaplanowały różnego rodzaju akcje skierowane do młodzieży muzułmańskiej, które mają pomóc jej znaleźć pozytywny cel w życiu, w tym wykształcenie i dobrą pracę, by nie stali się mięsem armatnim dla grupy, która szerzy terror. Organizacje te zaczęły czujniej przyglądać się temu, co robią młodzi ludzie, i zapewniły o gotowości do współpracy z władzami, gdyby zaszła taka potrzeba.
Gesty sprzeciwu zwykłych muzułmanów przyjęły różną formę, jednak zawsze zgodną z trendami komunikacyjnymi we współczesnym świecie. Uczeni muzułmańscy z różnych krajów zamieszczają w internecie swoje wypowiedzi, w których teologicznie dowodzą, że działania ISIS są niezgodne z islamem albo że ta grupa radykałów w żadnym razie nie reprezentuje większości muzułmanów.
W kampanię sprzeciwu angażują się także tzw. zwykli ludzie, bez wykształcenia teologicznego. Brytyjscy muzułmanie zapoczątkowali we wrześniu 2014 r. na Twitterze i na YouTubie kampanię #notinmyname („Nie w moim imieniu”). Fotografują się oni z napisem tej treści, by pokazać światu, że odrzucają ideologię i działania ISIS; że grupa ta nie reprezentuje ani muzułmanów, ani ich religii. Jedna z uczestniczek akcji mówi w filmie: „Musimy się zjednoczyć, by powstrzymać tę grupę przed niszczeniem islamu i niszczeniem muzułmanów”.
Innego rodzaju inicjatywa pojawiła się z kolei w Niemczech. Tamtejsze ogólnokrajowe organizacje muzułmańskie, jak Centralna Rada Muzułmanów w Niemczech (ZDM), Turecko-Muzułmańska Unia Prezydium ds. Religii (DİTİB), Muzułmańska Rada Republiki Federalnej Niemiec (IR)i Związek Muzułmańskich Centrów Kultury (VIKZ) wezwały do przeprowadzenia w piątek 19 września 2014 r. modlitw, których wymowa byłaby skierowana przeciw terrorowi i rasizmowi. Modlitwy o tej wymowie odbyły się tego dnia w licznych meczetach i salach modlitw w całych Niemczech, a główne obchody miały miejsce w Berlinie, w meczecie Mevlana. Został on wybrany nieprzypadkowo, gdyż w sierpniu miała miejsce próba podpalenia nieukończonego jeszcze budynku. W kazaniu imam tego meczetu powiedział: „My, muzułmanie niemieccy, opowiadamy się jasno i wyraźnie przeciwko wszelkim formom nienawiści, niesprawiedliwości i terroru”. Ta forma protestu spotkała się z poparciem niemieckich władz państwowych, a także Kościołów chrześcijańskich.
Co ciekawe, pojawiły się w internecie także żarty z ISIS, w których muzułmanie wyśmiewają ideologię, działania i sposób funkcjonowania tej grupy. Np. na Twitterze jeden z użytkowników opublikował zdjęcie, na którym pod flagą ISIS członkowie tej grupy modlą się w różne strony (a powinni mieć wspólny kierunek na Mekkę, skoro znajdują się w jednym miejscu) z komentarzem, że tacy z nich muzułmanie, iż nawet nie wiedzą, w którą stronę należy się modlić (autor nazwał to „przywłaszczeniem” sobie jego religii). Pojawił się też amatorski arabski film, w którym patrol ISIS stojący przy drodze sprawdza przejeżdżających nią ludzi. Przepuszcza brodatych konserwatystów; zabija szyitę za to, że nim jest; potem członkowie patrolu kłócą się długo, który z nich ma zabić chrześcijanina; w końcu chrześcijanin, próbując pomóc im w rozstrzygnięciu sporu, ginie sam; a oni, zajęci kłótnią, puszczają wolno Izraelczyka, który teoretycznie powinien być dla nich największym wrogiem.
Najpoważniejszym przedsięwzięciem jest jednak otwarty list do przywódcy ISIS, Abu Bakra al-Baghdadiego, który obwołał się kalifem. List ten został podpisany przez reprezentatywną – bo pochodzącą z wielu państw muzułmańskich z całego świata – grupę 126 osób, głównie szanowanych uczonych, i ogłoszony 24 września 2014 r. Wśród sygnatariuszy są m.in.: szajch Al-Azharu Szauki Allam, wielki mufti Egiptu, szajch Muhammad Ahmad Husajn, Mufti Jerozolimy i Całej Palestyny, przedstawiciele Dar al-Ifta z Egiptu, byli wielcy mufti Stambułu oraz Bośni i Hercegowiny, uczeni muzułmańscy z Jordanii, Malezji, Maroka, Nigerii, Czadu, Jemenu, Indonezji, Tunezji, Afganistanu, Sudanu, Syrii, Uzbekistanu, Zjednoczonych Emiratów Arabskich itd., a także z wielu państw europejskich i USA.
Jak podkreślają autorzy listu, stosowana jest w nim terminologia i metody tradycyjnej, klasycznej teologii muzułmańskiej, a wywód zawarty w liście skierowany jest do tych, którzy ze względu na wyznawanie przez siebie tradycyjnej, nawet salafickiej wersji islamu, byliby skłonni ulec propagandzie ISIS. Główny przekaz tego listu jest następujący: kalifa można wybrać tylko przez ogólny konsensus, a każdy inny sposób prowadzi do fitny, czyli rozłamu i chaosu wśród wyznawców islamu. Tekst otwiera zwięzłe, sformułowane w punktach, odrzucenie praktyk i ideologii głoszonej przez ISIS – na razie bez uzasadnienia teologicznego. Poniżej przykłady takich krótkich stwierdzeń:
1. W islamie jest zabronione wydawanie fatw [opinii religijno-prawnych] bez koniecznego wykształcenia. (...) Jest także zabronione cytowanie wersetów z Koranu – lub ich fragmentów – aby wyprowadzić z nich zasady prawne, bez zwracania uwagi na to, jakie jest nauczanie całego tekstu Koranu i hadisów na dany temat. (...)
4. W islamie dopuszczalna jest różnica zdań [wśród uczonych muzułmańskich] we wszystkich sprawach poza fundamentami wiary, które muszą być znane wszystkim muzułmanom.
5. W islamie zabronione jest ignorowanie rzeczywistości współczesnych czasów przy ustalaniu reguł prawnych.
6. W islamie zabronione jest zabijanie niewinnych.
7. W islamie zabronione jest zabijanie emisariuszy, ambasadorów i dyplomatów, a zatem zabronione jest także zabijanie dziennikarzy7 i pracowników pomocy humanitarnej. (...)
9. W islamie zabronione jest ogłaszanie kogokolwiek niemuzułmaninem, jeśli ta osoba nie zadeklaruje tego sama otwarcie.
10. W islamie zabronione jest krzywdzenie – w jakikolwiek sposób – chrześcijan i wszelkich ludów Księgi8.
11. Uznanie jazydów za ludzi Księgi jest obowiązkowe.
12. Ponowne wprowadzenie niewolnictwa jest zabronione w islamie. Zostało ono zniesione w wyniku powszechnego konsensusu.
13. W islamie zabronione jest zmuszanie ludzi do nawrócenia.
14. W islamie zabronione jest pozbawianie kobiet ich praw.
15. W islamie zabronione jest pozbawianie dzieci ich praw.
16. W islamie zabronione jest stosowanie kar cielesnych (hudud) bez zastosowania poprawnych procedur, które są gwarancją sprawiedliwości i miłosierdzia.
17. W islamie zabronione jest torturowanie ludzi.
18. W islamie zabronione jest okaleczanie zmarłego.
19. W islamie zabronione jest przypisywanie aktów zła Bogu. [...]
21. Zbrojne powstanie jest zabronione w islamie z innych powodów niż jasna niewiara panującego i zabranianie ludziom modlenia się.
22. W islamie zabronione jest ogłaszanie kalifatu bez zgody wszystkich muzułmanów. [...]
W dalszej części listu następuje powtórzenie negatywnej oceny ideologii ISIS już z uzasadnieniem teologicznym. Podkreślone jest tam wyraźnie, że roszczenia Al-Baghdadiego do funkcji kalifa nad wschodnią Syrią i zachodnim Irakiem są nieuprawnione. Autorzy pytają samozwańczego kalifa:
Kto dał ci władzę nad całą ummą [wszystkimi muzułmańskimi ludami]? Czy była to twoja grupa? Jeśli tak, to grupa składająca się z nie więcej niż kilku tysięcy mianowała władcę nad półtora miliarda muzułmanów. To podejście jest oparte na wadliwej, pokrętnej logice, która mówi: „Tylko my jesteśmy muzułmanami i my decydujemy, kto jest kalifem, wybraliśmy go i ktokolwiek nie akceptuje go, nie jest muzułmaninem”.
Kierowane przez ISIS wezwanie do podjęcia dżihadu także jest niedopuszczalne. W liście czytamy:
Zabiliście wielu niewinnych, którzy nie byli bojownikami ani nie byli uzbrojeni, tylko dlatego, że nie zgadzali się z waszym zdaniem. Nie istnieje nic takiego jak ofensywny, agresywny dżihad tylko z tego powodu, że ludzie wyznają różne religie i mają odmienne opinie.
Podkreślone i udowodnione są także braki w edukacji teologicznej członków ISIS i brak wystarczającej znajomości zasad interpretacji Koranu, a nawet samego języka Koranu (języka archaicznego i nie całkiem zrozumiałego dla współczesnych bez odpowiedniego przygotowania; kompetencja w tym języka jest warunkiem koniecznym dla dokonywania egzegezy koranicznej).
Autorzy listu piszą, że w islamie zabronione jest zabijanie więźniów, i wymieniają miejsca zbrodni i liczby zabitych, nazywając te czyny ohydnymi zbrodniami wojennymi. Zwracają się oni też z prośbą do opinii światowej, by nie używać terminu „Państwo Islamskie” w odniesieniu do tej grupy, gdyż jest on bezprawnie przez tę grupę zawłaszczony i nie odpowiada rzeczywistości.
Mimo tak wielu gestów ze strony muzułmanów, starających się wyrazić swoje potępienie wobec ISIS i jego działań, odrzucenie roszczeń tej grupy do przywództwa nad społecznością muzułmańską i ich bezzasadność, wciąż słychać w mediach opinie, że muzułmanie muszą zabrać głos, potępić, odciąć się i głośno wołać, że nie popierają ISIS.
Jednak muzułmanie, jak przedstawiono powyżej, masowo zabierali w tej sprawie głos i zjednoczyli się w wyrażaniu sprzeciwu wobec działań i ideologii ISIS. Konserwatyści z Arabii Saudyjskiej wypowiadają się w jednym duchu z liberalnymi myślicielami z Europy i USA. Czy to nie jest zadziwiające zjawisko?
Ta zbieżność opinii w sprawie roszczeń i działań radykałów spod sztandarów ISIS nie przyczyni się prawdopodobnie do wytworzenia jednego, zwierzchniego autorytetu w islamie, ale wydaje się, że nie o to samym muzułmanom chodzi. Oni przywykli do różnorodności i cenią ją sobie. To współcześni ludzie Zachodu dopytują się ciągle o to, jakie jest „prawdziwe oblicze islamu”, i wydają się uznawać, że ono może być tylko jedno. A co jeśli tych obliczy jest wiele? Czy jesteśmy w stanie to uznać? Istnienie wielu obliczy nie jest aż tak bardzo dziwne, jeśli dostrzeże się, że nawet tak scentralizowana instytucja religijna jak Kościół katolicki nie we wszystkich sprawach lokalnie mówi jednym głosem i wydaje się niekiedy mieć i/lub prezentować różnorakie oblicza – jakby jednocześnie w jednym regionie istniały dwa te same Kościoły albo więcej.
Od setek lat muzułmanie jakoś sobie radzą z wielorakością opinii i interpretacji przez szukanie i budowanie szerokiego konsensusu w sprawach ważnych. Tym razem po raz kolejny udało się im takowy zbudować – „kolejny”, bo na przestrzeni ostatniego dziesięciolecia udawało się to kilkukrotnie, np. w sprawie tzw. Przesłania z Ammanu (Amman Message) czy listu „Jednakowe słowo dla nas i dla was”9. Może nie zauważamy tego, bo zbyt usilnie szukamy „jednego, prawdziwego” oblicza islamu?
Z faktu, że w potępieniach uczestniczą uczeni z najróżniejszych odłamów islamu, reprezentujący wszystkie państwa muzułmańskie i wszystkie społeczności muzułmańskie, a także z masowych wystąpień tzw. zwykłych muzułmanów, wyraźnie wynika, że w sprawie roszczeń i działań ISIS istnieje ogólny konsensus i nie ma zgody na to, by niewielka grupa, do tego wykazująca brak edukacji religijnej, rościła sobie pretensje do reprezentowania społeczności 1,4 miliarda muzułmanów i narzucania im swojej interpretacji islamu. Problemem pozostaje, jak teraz w praktyce zatrzymać i zneutralizować grupy pokroju ISIS.
Agata Skowron-Nalborczyk
Agata Skowron-Nalborczyk – dr hab. religioznawstwa (islamistyka), iranistka i arabistka, adiunkt w Zakładzie Islamu Europejskiego Wydziału Orientalistycznego Uniwersytetu Warszawskiego. Zajmuje się m.in. mniejszościami muzułmańskimi w Europie, sytuacją kobiety w islamie, kontaktami muzułmańsko-chrześcijańskimi oraz obrazem islamu w Europie. Współautorka (z Agatą Marek) leksykonu dla dziennikarzy Nie bój się islamu, wydanego przez „Więź” (2005). Redaktor serii „Annotated Legal Documents on Islam in Europe” (Brill), członek zespołu „Yearbook of Muslims in Europe” (Brill, 2009–2014). Współprzewodnicząca ze strony katolickiej Rady Wspólnej Katolików i Muzułmanów. Jest członkiem m.in. Association for the Sociology of Religion, International Study of Religion in Eastern and Central Europe Association. Należy do Zespołu Laboratorium „Więzi” i redakcji „Więzi”.
1 Niewielki oddźwięk potępień ISIS dokonywanych przez muzułmanów został przez nich zauważony – np. Moutasem Atiya opublikował w październiku 2014 r. na swoim blogu wpis zatytułowany How Many Condemnations of ISIS Would You Like?. Pokazał w nim najważniejsze muzułmańskie głosy potępiające ISIS i jego działania, jakie udało mu się znaleźć jedynie w ciągu 30 minut, a było ich naprawdę bardzo dużo – chutby szanowanych imamów, wypowiedzi medialne wielu autorytetów religijnych oraz głosy zwykłych muzułmanów z Twittera i Facebooka.
2 W historii wiele razy istniały kalifaty równoległe, np. kalifat fatymidzki w Egipcie (909–1171), omajjadzki w Kordobie (929–1031), północnoafrykański Almohadów (1147–1269).
3 Turcy osmańscy uzyskali tytuł kalifa w wyniku wojny – legitymizacja tego tytułu dokonała się w 1516 roku, gdy zdobyli Egipt, gdzie przebywał potomek rodu Abbasydów, który zrzekł się tytułu kalifa na ich korzyść w zamian za własną wolność. Jego przodkowie uciekli do Egiptu przed najazdem mongolskim i od tego czasu legitymizowali władzę egipskich sułtanów mameluckich.
4 Prawomocność nawet kalifatu sprawowanego przez Abbasydów jest podważana przez niektórych muzułmanów – uważają oni np., że tej władzy nie powinno się dziedziczyć, ale powinna być ona przekazywana w wyniku wyboru najbardziej do tego celu nadającej się osoby, dzięki m.in. wykształceniu i kwalifikacjom moralnym.
5 Szyici również są podzieleni na różne ugrupowania, np. imamici, ismailici, zajdyci.
6 Co ważne, jest on potomkiem Ibn Abd al-Wahhaba, założyciela wahhabizmu, konserwatywnej i literalnej interpretacji islamu, praktykowanej w Arabii Saudyjskiej.
7 Dalej w liście dziennikarze nazwani są „emisariuszami prawdy”, gdyż ich zadaniem jest ukazywanie prawdy ludziom.
8 Ludy Księgi (arab. ahl al-kitab) – określenie Żydów i chrześcijan jako posiadających świętą księgę objawioną (pierwsi mają Torę, drudzy Ewangelię); czasem określenie to obejmuje także zoroastryjczyków (zaratusztrian). Jako wyznawcy monoteizmu i posiadacze tego samego, co muzułmanie, choć zniekształconego, objawienia, nie mogą być nawracani na islam siłą. W klasycznym państwie muzułmańskim byli kategorią ludzi „objętych opieką” (arab. ahl az-zimma).
9 Tekst listu i komentarze – zob. „Więź” 2008, nr 1.
Dilwar Hussain
Trudno siedzieć bezczynnie i przyglądać się, jak moja religia – której istotą jest dla mnie przede wszystkim pokój, miłość i miłosierdzie – wykorzystywana jest do brutalnych celów przez ludzi, których nie pojmuję ani ja, ani inni muzułmanie wokół mnie. Od roku obserwujemy rozrost ugrupowania ISIS oraz jego niszczycielski wpływ zarówno na scenie lokalnej, jak i międzynarodowej. Ci ludzie nie patrzą, czy terror i śmierć, które sieją, uderzają w muzułmanów czy chrześcijan. Ich czyny mogą pochłaniać dowolną liczbę ofiar dowolnego wyznania.
Z przykrością czytam również nagłówki gazet, w których na porządku dziennym używa się sformułowań typu „terroryzm muzułmański” – chociaż gdy IRA i podobne organizacje toczyły swoje brudne wojny, rzadko słyszeliśmy o „terrorystach chrześcijańskich”. Częściowo to właśnie tego typu frustrujące obserwacje podsycają uczucia nienawiści i bezsilności u części młodych ludzi, którzy dali się omamić idei, że właściwą odpowiedzią na to, co oni postrzegają jako niesprawiedliwość, jest przemoc.
W samej Wielkiej Brytanii mieszkają blisko 3 mln muzułmanów, w całej Europie Zachodniej 20 mln, a na świecie ponad 1,4 mld. Ekstremiści stanowią w tych grupach znikomy odsetek. Tak jak chrześcijaństwo i judaizm, islam wywodzi się z Bliskiego Wschodu, skąd rozprzestrzenił się znacznie dalej. Istotą islamu jest pokój, co widać chociażby w muzułmańskim pozdrowieniu „Pokój z wami” (arab. As-salamu alajkum). Dla przeważającej większości muzułmanów to jest właśnie islam, w który wierzą – nie ten podążający drogą przemocy i terroru.
Ale nawet jeśli liczba ekstremistów jest niewielka, ich działania narażają na niebezpieczeństwo niewinne osoby i dlatego my, muzułmanie, czujemy się w obowiązku zabrać głos i wesprzeć nasze kraje w sprzeciwie przeciwko temu nowemu zagrożeniu. Jest ono zarazem naszym wspólnym wrogiem, stanowiącym niebezpieczeństwo tak dla muzułmanów, jak i niemuzułmanów.
Niemniej – jako społeczeństwo – musimy zdawać sobie sprawę, że skutecznie możemy pokonać terroryzm, jedynie wzmacniając fundamenty sprawiedliwości i wolności. Prawdziwe zwycięstwo terrorystów nastąpiłoby, gdybyśmy zapomnieli o wartościach brytyjskich i europejskich1: poszanowaniu wolności, godności, uczciwości i sprawiedliwości. Bycie muzułmaninem i bycie Europejczykiem nie stoi ze sobą w sprzeczności, a wartości europejskie to wartości muzułmańskie.
Liczni uczeni i przedstawiciele różnych organizacji ze świata islamu wielokrotnie potwierdzali uzurpatorski i bezpodstawny charakter działań ISIS oraz jego pretensji do przewodzenia muzułmanom i stworzenia tzw. Państwa Islamskiego2. Wielu uczonych muzułmańskich z Wielkiej Brytanii i z innych krajów podejmowało próby wyjaśnienia, dlaczego zjawisko to nie jest ani wiernym, ani rzetelnym odczytaniem islamu.
Jest jednak faktem, że – w przypadku braku scentralizowanej władzy religijnej – działania podejmowane przez uczonych pozostają w sferze opinii bez jakiejkolwiek mocy prawnej; ich zwierzchnictwo nie jest wszak uznawane. Warto tu jednak zauważyć, że uczeni, imamowie oraz przywódcy różnych ruchów wewnątrz islamu zgodnym głosem potępiają ISIS. Niemniej wciąż z różnych stron słychać nieustające żądania potępienia tej organizacji oraz pytanie: „co muzułmanie faktycznie myślą o ISIS?”. Sytuacja ta, choć niesprawiedliwa, stała się krzyżem, który musimy nieść (jeśli wolno mi zapożyczyć tę chrześcijańską metaforę).
Ale to nie o nasze – europejskich muzułmanów – brzemię tutaj chodzi, lecz o Syrię i Irak oraz bezprawne i barbarzyńskie czyny, których doświadczają obecnie muzułmanie, chrześcijanie i wyznawcy innych religii w całym tamtym regionie. To właśnie natężenie oraz nieludzki i jednostronny charakter tego kryzysu pchnęły niektórych młodych ludzi w ramiona syryjskiego konfliktu. Niestety, wielu z nich weszło w strefę wojny i bezprawia oraz padło ofiarą akcji werbunkowej prowadzonej przez ISIS. Zamiast pomóc, sami stali się elementem problemu. Część z nich jest obecnie w potrzasku – obawiają się opuścić szeregi ugrupowania ze strachu o swoje życie, ponieważ zginą, jeśli ISIS uzna ich za zdrajców.
Co jest więc źródłem tej radykalizacji opinii? Dla niektórych najprostsza odpowiedź to polityka zagraniczna. Dla innych problem tkwi w ideologii „islamizmu”. W moim przekonaniu żaden z tych czynników z osobna nie tłumaczy przejścia od uczucia gniewu czy może nawet wyobcowania do zaangażowania i pragnienia przyłączenia się do organizacji terrorystycznej. Radykalizacja jest procesem złożonym i współgra tu ze sobą wiele czynników.
1. Czynniki teologiczne.Choć nie brakuje osób widzących islam jako platformę dialogu, współpracy i solidarności, dla innych religia ta opiera się na podziale na „my” i „oni”. Podział ten dodatkowo zaogniać może poczucie jednostki, że żyje ona w dar al-harb (terytorium wojny)3 oraz zbliżony do ekskomuniki koncept takfir4. Zgodnie z dżihadystyczną wizją świata znajdujemy się w stanie ciągłej wojny, albo przynajmniej w stanie wojny z kluczowymi reprezentantami Zachodu, czyli Stanami Zjednoczonymi i Wielką Brytanią. Wizja taka zupełnie wypacza światopogląd muzułmański, czyniąc konflikt normą, a pokój sytuacją wyjątkową. Dżihad uważa się za agresywne działanie wyprzedzające, za pomocą którego można wpływać na społeczeństwo oraz zmieniać jego przywódców. W założeniu dżihad wymierzony jest w kuffar (niewiernych)5, ale po drodze nie oszczędza się również muzułmanów.
Wąsko zdefiniowana koncepcja czystości, konsekwencji grzechu oraz takfir wypychają wiernych poza granice islamu. Dla dżihadystów jest to równoznaczne z legitymizacją używania przemocy wobec osób, które uznane zostały za stronników kuffar. Co ciekawe, współczesne ugrupowania takie jak ISIS czy Al-Kaida wykazują pewne podobieństwo do ruchu charydżyckiego6, więc w pewnym sensie nie są to zjawiska nowe. Charydżyci byli skrajnym, nietolerancyjnym i w efekcie brutalnym odłamem islamu, który wyodrębnił się na wczesnym etapie istnienia tej religii i który po licznych próbach negocjacji i łagodzenia konfliktu został powstrzymany na drodze walki zbrojnej.
2. Wykluczenie społeczne.Czy chodzi o jednostkowe doświadczenie, czy też o szerszą narrację pokrzywdzenia – osoby wyrażające swoje skrajne przekonania często mówią o poczuciu alienacji. Przejawy ekstremizmu wzmagają atmosferę wyobcowania, co z kolei przekłada się na dalszą radykalizację poglądów. Jednostka może więc pochodzić z całkiem zamożnej rodziny, ale jednocześnie być włączona w zbiorową narrację niedostatku, upośledzenia społecznego i wykluczenia, którą może współodczuwać z innymi muzułmanami. Takie poczucie pokrzywdzenia może się nasilać na skutek zachowań, które dana osoba postrzega jako akty dyskryminacji wobec muzułmanów.
3. Sprawy międzynarodowe.Na przestrzeni kilku ostatnich dziesięcioleci mogliśmy na bieżąco śledzić wydarzenia światowe na skalę wcześniej zupełnie niespotykaną. Nie możemy bagatelizować roli, jaką międzynarodowe konflikty i decyzje polityczne odegrały w procesie radykalizacji islamu. Wręcz przeciwnie, jest to najczęściej pierwszy powód do skargi wymieniany przez tych, którzy dopuszczają się aktów terroru. Co więcej, narracja ta nie ogranicza się do czasów współczesnych, lecz sięga epoki kolonializmu, która miała przemożny wpływ na kształtowanie się głównych nurtów i ruchów wewnątrz islamu w poprzednim stuleciu (i dziś). Niektórzy patrzą jeszcze dalej w przeszłość, mówiąc o wojnie Zachodu z islamem trwającej od czasów wypraw krzyżowych.
4. Czynniki tożsamościowe.Większość muzułmanów mieszkających w Europie znalazła już sposób, jak być muzułmanami i Europejczykami jednocześnie; zostały już wydane liczne fatwy7 w sprawach dotyczących obywatelstwa, głosowania, rządów prawa, aktywności obywatelskiej itd. Mimo to ci, którzy przyłączają się do ruchów stawiających na przemoc, w którymś momencie odrzucili swoją tożsamość obywateli kraju europejskiego i twierdzą, że są w stanie wojny z tym krajem. Postawa taka, często połączona z innymi wyżej wymienionymi czynnikami, ma związek z głębokim odrzuceniem koncepcji umowy społecznej, która powinna tworzyć wspólne poczucie obywatelskości oraz związanych z nią praw i obowiązków.
5. Infrastruktura społeczna, wzorce osobowe i przywództwo.W społeczności o kompozycji demograficznej ciągle jeszcze zachwianej na rzecz młodszych grup wiekowych8 trudno o odpowiednie pozytywne wzorce osobowe. Co więcej, dopiero teraz zaczyna się w niej rozrastać klasa średnia, która w społecznościach często spełnia rolę stabilizacyjną. Doświadczenia wrogości, wyobcowania, czy nawet dyskryminacji są elementem rozwoju nowych zbiorowości, ale złość i frustracja – jeśli nie zostaną ukierunkowane na pozytywną wizję zmian społecznych – pozostają uśpioną energią, którą zasysają ruchy ekstremistyczne.
6. Werbunek. Proces radykalizacji zazwyczaj wymaga aktywnej postawy ze strony osób werbujących i zachęcających do radykalizacji poglądów, czy to w kontaktach bezpośrednich, czy internetowych. Zdarzają się oczywiście „samotne wilki”, które przypadkiem znajdują konkretne namiary i samodzielnie przypuszczają atak, ale w większości przypadków wydaje się, że są to działania koordynowane i związane z jakąś siecią, która zajmuje się organizowaniem, werbowaniem, a być może nawet „uwodzeniem” kandydatów na ekstremistów.
Są też inne ważne czynniki wpływające na radykalizację postaw, jak choćby psychiczne samopoczucie jednostki. Niemniej to raczej skomplikowany splot wszystkich tych czynników, a nie poszczególne jego elementy, może nam pomóc lepiej wyjaśnić ten proces. Rząd brytyjski i inne rządy zaczynają rozumieć, że walka z radykalizmem będzie długa, a strategia musi zawierać elementy „zdobywania serc i umysłów”. Społeczności muzułmańskie zrozumiały również, że to one muszą od środka skutecznie wspierać szczerą, mądrą, otwartą i refleksyjną debatę na ten temat.
Ale sama negatywna kontrnarracja o tym, czym być nie możemy lub nie powinniśmy – choć ważna, ma swoje ograniczenia. Ludzi najlepiej motywują jednak pozytywne aspiracje, a nie tłumienie idei. Musimy zatem wypracować silną i pozytywną opowieść o tym, czym może być dla młodych muzułmanów dorastających w Wielkiej Brytanii i ogólnie na Zachodzie zintegrowane, harmonijne i osadzone w społeczno-kulturowym kontekście podejście do wiary. Dopiero gdy takiej narracji uda się pogodzić poczucie przynależności wyznaniowej i państwowej, lojalności wobec religii i ojczyzny, przynależności do społeczności wyznawców i społeczności współobywateli, możemy mówić o prawdziwej „integracji”. Potrzebna nam jest również wizja i wiedza, czym jest tutejszy islam – jak on wygląda i jak go odczuwamy tutaj, w Wielkiej Brytanii i w ogóle w Europie – tak jak wiemy, czym jest islam turecki, afrykański czy hinduski, i potrafimy wskazać, czym różni się od swoich arabskich korzeni.
W przeszłości islam cieszył się względnie pozytywną opinią, jeśli chodzi o tolerancję, pluralizm i światłe przywództwo. Wyznawcy innych religii mogli całkiem nieźle prosperować pod rządami muzułmańskimi, czując się częścią wspólnoty narodów, do których dotarł islam – do tego stopnia, że po dziś dzień istnieje nieprzerwana obecność chrześcijaństwa, judaizmu i innych religii w krajach muzułmańskich. Gdyby pierwsi muzułmanie przyjęli spójną politykę wypierania innych religii, nie przetrwałyby one zapewne w miejscach takich jak Egipt, Irak, Syria czy Indie.
Fakt ten wart jest podkreślenia, ale nie znaczy to, że na tym możemy poprzestać. Widać bowiem, że owa praktyka tolerancji jest obecnie wystawiana na próbę i – biorąc pod uwagę globalny rozwój pojmowania praw człowieka i równości – ta średniowieczna wizja musi iść o krok dalej i potrzebuje nowego otwarcia. Być może zachodni muzułmanie mogliby tu odegrać znaczącą rolę jako członkowie liberalnych społeczeństw, w których myślenie o prawach człowieka jest najbardziej zaawansowane.
W czyjej gestii leży więc wspieranie takiej wizji, zwłaszcza na rzecz muzułmanów mieszkających w Europie? Niektórzy interpretują brak działań wspierających tę wizję jako porażkę polityki rządu, ale w liberalnym i świeckim społeczeństwie granice między religią a państwem są niezwykle istotne. Być może rząd faktycznie mógłby zrobić wiele w kwestii wspierania takiej inicjatywy, ale nie może być odpowiedzialny za jej powołanie czy napędzanie. Wręcz przeciwnie, gdyby rząd podjął taką próbę, moglibyśmy się słusznie domagać, żeby się z niej wycofał. To musi być raczej domena społeczeństwa obywatelskiego, poszczególnych społeczności muzułmańskich oraz samych instytucji religijnych. Znaczenie takiego przedsięwzięcia wykracza daleko poza działania skierowane przeciw ekstremistom. Największa korzyść z takich inicjatyw pojawia się w dziedzinie tożsamości i integracji – to wkład w budowę silniejszego i bardziej spójnego społeczeństwa oraz bardziej świadomej i zakorzenionej lokalnie społeczności wierzących.
To jest walka na idee i żeby wygrać, musimy propagować ducha wolności, a nie ograniczeń. Idei nie wolno dławić, aż znikną. Trzeba z nimi polemizować i o nich dyskutować. Możemy wypracować pozytywną narrację i wygrać tę walkę na idee tylko świadomie żyjąc w zgodzie z wartościami, które wydają nam się zagrożone (a nie poświęcając te wartości dla krótkowzrocznych celów), podejmując współpracę muzułmanów i niemuzułmanów dla wspólnego dobra, wzajemnie się wspierając i ucząc się od siebie nawzajem.
Dilwar HussainTłum. z angielskiego Aleksandra Machura
Dilwar Hussain – ur. 1971. Ekspert w zakresie polityki społecznej, tożsamości muzułmańskiej i reform islamu we współczesnym świecie. Przewodniczący Islamic Society of Britain. Założyciel i przewodniczący New Horizons in British Islam – organizacji działającej na rzecz reformy muzułmańskich nauk i praktyk. Jest wykładowcą w Centre for Islamic Studies Uniwersytetu Cambridge. Autor wielu publikacji. Prowadzi blog: dilwarh.wordpress.com.
1 Autor odwołuje się do wartości brytyjskich i europejskich, będąc muzułmaninem urodzonym w Wielkiej Brytanii (wszystkie przypisy – od redakcji).
2 Zob. obok w tym numerze „Więzi” tekst Agaty Skowron-Nalborczyk.
3 W klasycznym prawie muzułmańskim termin ten oznacza tereny w stanie wojny z muzułmanami; inaczej: tereny pod panowaniem niemuzułmańskim. Obecnie przez wielu uczonych uważany jest za nieadekwatny do współczesnej sytuacji politycznej.
4Takfir – uznanie kogoś za kafira („niewiernego”), czyli wyłączenie go ze wspólnoty muzułmanów; źle uzasadniany i niesłusznie stosowany jest jednym z większych grzechów w islamie.
5Kuffar (l. poj. kafir – „niewierny”) – termin ten odnosi się do bałwochwalców, czyli politeistów i tych, którzy utracili wiarę, także muzułmanów; w klasycznej teologii muzułmańskiej nie odnosi się do chrześcijan i Żydów, którzy są monoteistami, „ludem Księgi”.
6 Charydżyci (arab. charidż – „wychodzący, odchodzący”) – wczesny i jeden z najbardziej skrajnych odłamów islamu, w 661 r. zamordowali oni kalifa Alego ibn Abi Taliba, zięcia Proroka; jako jedyni muzułmanie uważali walkę zbrojną (tzw. dżihad mniejszy) za obowiązek każdego wyznawcy islamu; do dzisiaj przetrwał tylko jeden ich odłam, niewielki i najbardziej umiarkowany, głównie w Omanie.
7 Fatwa – opinia religijno-prawna wydawana przez muftiego lub osobę o dużym autorytecie w kwestiach muzułmańskiego prawa lub teologii; może dotyczyć bardzo różnych dziedzin.
8 Społeczności imigranckie o krótkiej historii charakteryzują się małą liczbą osób w starszym wieku, gdyż migrują głównie młodzi – ci, którzy mają na to dość sił; osoby starsze zostawia się w kraju pochodzenia.
Stanisław Grodź SVD
Nie ulega wątpliwości, że chrześcijanie w różnych miejscach świata oddają obecnie życie jako świadkowie wiary. Nie wahają się zaryzykować swoje życie w sytuacjach, gdy wyraźne podtrzymanie własnych przekonań religijnych oznacza dla nich wyrok śmierci. Mogliby uniknąć śmierci, wypierając się wiary w Chrystusa. Oni jednak heroicznie trwają w wierze, stając się celem ataków podejmowanych przez zamachowców, bojówkarzy, szwadrony śmierci i różnych fanatyków, ale czasem też bandyckich rabusiów skrywających się pod religijnymi sztandarami.
Problem prześladowań chrześcijan jest więc bardzo ważny i aktualny, wymagający wiedzy i odpowiedzi. Dość łatwo jednak popaść w tej kwestii w dwie skrajności. Z jednej strony bywa to milczenie, a z drugiej – nadgorliwa przesada. Męczennicy są niemymi świadkami wiary – dlatego tak ważny jest sposób, w jaki będziemy o nich mówić. On bowiem decyduje o tym, jak będą oni obecni w naszej pamięci.
Pierwsze ryzyko to milczenie. Można w nie popaść na różne sposoby. Przede wszystkim z niewiedzy – zawinionej lub nie. Do niedawna informacje na temat współczesnych prześladowań chrześcijan były trudno dostępne, stąd niewiedza wielu osób i zdziwienie, gdy były konfrontowane z faktami. Ale milczenie może też być owocem bezradności – wtedy, gdy uznajemy, że nasze protesty, petycje czy demonstracje i tak nic nie dadzą. Może też być wyrazem lekceważenia – bo te „ich” prześladowania mają miejsce gdzieś daleko, a tymczasem tutaj my przeżywamy swoje wielkie problemy.
Choć do niedawna niewiedza o współczesnych męczennikach była udziałem wielu Polaków (także gorliwych katolików), to w ostatnich miesiącach sytuacja zdecydowanie się poprawiła. Dzięki apelom biskupów, akcjom organizacji charytatywnych oraz inicjatywom takim jak opisywany obok przez Ewę Karabin międzyreligijny marsz solidarności z prześladowanymi chrześcijanami – coraz trudniej już zasłaniać się niewiedzą.
A przede wszystkim coraz trudniej milczeć. I dobrze – bo na prześladowania za wiarę nie można się nigdy zgodzić. Swoboda wyznawania i praktykowania religii jest i musi pozostać fundamentalnym testem na rzeczywiste respektowanie wolności w nowoczesnych społeczeństwach. Chrześcijanie naprawdę stanowią dziś największą grupę prześladowanych z powodów religijnych – i temu faktowi nie da się zaprzeczyć.
Warto zatem zwrócić uwagę na drugą skrajność. Paradoksalnie bowiem to ona staje się obecnie większym niebezpieczeństwem, jeśli chodzi o reakcje Polaków na współczesne prześladowania chrześcijan. Wiadomo, że przesada w argumentacji może zniechęcić nawet osoby głęboko przekonane do jakiejś sprawy. Nie inaczej może być w tym przypadku.
Chrześcijanie giną bowiem w różnych częściach świata również jako ofiary zamachów, wojen czy bandyckich napadów – niekoniecznie dlatego, że są chrześcijanami. Są to oczywiście niewinne ofiary. Nie są to jednak ofiary prześladowań ani męczennicy. Czasem jednak zdarza się, że nadgorliwi obrońcy prześladowanych wliczają również i ich do statystyk odnotowujących „tych, którzy oddali życie za wiarę”.
Zdarzają się przypadki nadużywania takich statystyk nawet przez wysokich urzędników kościelnych. W maju 2013 r. abp Silvano Maria Tomasi, stały przedstawiciel Stolicy Apostolskiej przy ONZ, powiedział, że „wiarygodne badania doprowadziły do wyciągnięcia szokującej konkluzji, iż każdego roku szacunkowo ponad 100 tysięcy chrześcijan jest zabijanych z powodów związanych z wyznawaną przez nich religią”. Informacja ta podlegała później dalszemu przetwarzaniu – niektórzy twierdzili na przykład, że te sto tysięcy ofiar ginie rocznie z rąk muzułmanów.
Wkrótce jednak, w listopadzie 2013 r., dziennikarka BBC Ruth Alexander dokładnie przeanalizowała dane, na których oparł się abp Tomasi. Pochodzą one z Center for the Study of Global Christianity (CSGC) w Gordon-Conwell Theological Seminary w amerykańskim stanie Massachusetts. Oszacowano tam, że w latach 2000–2010 około miliona chrześcijan zginęło śmiercią męczeńską. Zatem roczna średnia wynosi 100 tysięcy. Okazuje się jednak, że na podany szacunkowy milion męczenników około 900 tysięcy zabitych pochodziło z terenów Demokratycznej Republiki Konga, gdzie od wielu lat toczy się wojna. CSGC stwierdziło bowiem (dość arbitralnie), że 20% z szacowanych 4,5 miliona ofiar tej wojny oddało życie z powodów przekonań religijnych. Problem jednak w tym, że DRK jest państwem zamieszkanym w przeważającej większości przez chrześcijan. W trwającej tam wojnie domowej chrześcijanie zabijają zatem chrześcijan! Gdyby konsekwentnie stosować takie uproszczone kryteria, to do kategorii „prześladowania chrześcijan” należałoby zaliczyć także np. do niedawna bardzo intensywny konflikt w Irlandii Północnej.
Liczba 100 tysięcy chrześcijańskich męczenników rocznie jest więc wyraźnie zawyżona. Rzecz jasna, takie stwierdzenie nie ma na celu pomniejszania tragedii męczenników ani lekceważenia problemu prześladowań. Nasza pamięć i nasze reakcje muszą być jednak oparte na faktach, a nie na błędnych szacunkowych danych.
Podobnie sprawa ma się z listami państw prześladujących chrześcijan. Jeden z moich współbraci zakonnych – Polak od wielu lat pracujący w Indonezji – wyraził swoje oburzenie, gdy odkrył, iż w publikacji Prześladowani. Przemoc wobec chrześcijan wydanej po polsku przez Pomoc Kościołowi w Potrzebie na mapce umieszczonej na wewnętrznej stronie okładki Indonezję zaliczono do kategorii państw, w których dokonują się krwawe prześladowania chrześcijan, wraz z m.in. Afganistanem, Pakistanem i krajami arabskimi (w tekście książki ten podział wygląda nieco inaczej). Polski werbista podkreśla, że owszem, są regiony Indonezji, w których dochodzi do użycia przemocy wobec chrześcijan, ale jest to przemoc stosowana przez tych samych sprawców również wobec muzułmanów, buddystów i wyznawców innych religii.
Statystycznie mierzy się liczbę ataków i przy ich pomocy opisuje się ogólną sytuację, sygnalizując atmosferę prześladowań. „Bezduszne” statystyki nie mogą oczywiście uwzględniać drugiej strony medalu: przyjacielskich, codziennych kontaktów między wyznawcami różnych religii, a także takich działań, jak np. oddolne inicjatywy młodzieżowych muzułmańskich organizacji, które wysyłają ochotników do chronienia kościołów i miejsc kultu w okresach, gdy z kręgów terrorystów padają groźby ataków na świątynie.
Współczesne media elektroniczne i portale społecznościowe sprzyjają błyskawicznemu obiegowi informacji. Łatwo jednak mogą stać się również narzędziem dezinformacji. W 2013 r. z prędkością błyskawicy rozpowszechniała się w internecie fala ostrzeżeń przed atakami na chrześcijan i ich miejsca kultu w Indiach ze strony... buddyjskich fanatyków. Informacja była pełna tak zdumiewająco błędnych detali, że powinna od razu wzbudzić nieufność odbiorcy. Wyraźnie jednak prostoduszne pragnienie okazania solidarności z cierpiącymi współwyznawcami okazywało się większe niż potrzeba krytycznej weryfikacji informacji. W tym przypadku szybko pojawiło się sprostowanie ze strony prowincjała indyjskich franciszkanów (rzekomego źródła tej informacji), który mówił o wzorcowych relacjach katolicko-buddyjskich i zapewniał, że nigdy w Indiach żaden buddysta nie atakował wspólnot katolickich. Jak to bywa w takich przypadkach, fałszywy alarm okazał się jednak skuteczniejszy niż uspokajające sprostowanie – informacje o „fanatycznych buddyjskich ekstremistach” w Indiach wciąż krążą po katolickim internecie... Nawiasem mówiąc, ataki na chrześcijan i ich miejsca kultu ze strony identyfikujących się z buddystami bojówek miały miejsce w Sri Lance, ale tam ogólna sytuacja społeczno-polityczna naznaczona jest wieloletnią wojną domową między Syngalezami i Tamilami.
Wniosek z tego taki, że spotykane alarmistyczne informacje trzeba koniecznie poddawać weryfikacji, zanim będzie się je rozpowszechniać lub podejmować jakieś działania.
Pewien dyskomfort w mówieniu o prześladowaniu chrześcijan możemy też odczuwać, bo – gdybyśmy spojrzeli na ten problem w szerszym kontekście – mogłoby się okazać, że również „nas” ta sytuacja stawia w trudnym położeniu albo nawet ukazuje w złym świetle.
Mówiąc „my”, mam na myśli ludzi Zachodu. Tak właśnie, w szerokim sensie tego słowa, odbierają nas ludzie w innych regionach świata – niezależnie od naszych własnych intencji i zamiarów. My nie poczuwamy się dziś do odpowiedzialności za czyny dokonane przez Europejczyków w okresie kolonialnym, gdy kolonizacja i działalność misyjna pozostawały w niełatwym i nie do końca jasnym związku wzajemnego wspierania się i zwalczania. Tymczasem zbiorowa, „historyczna pamięć” wielu ludów pozaeuropejskich nadal posługuje się obrazem, w którym „człowiek Zachodu” jest postrzegany jako „chrześcijanin” – bez względu na to, co my o tym myślimy.