Lądowanie o świcie - Pietrzak Ryszard - ebook + książka

Lądowanie o świcie ebook

Pietrzak Ryszard

0,0

Opis

Tę książkę możesz wypożyczyć z naszej biblioteki partnerskiej! 

Książka dostępna w katalogu bibliotecznym na zasadach dozwolonego użytku bibliotecznego. Tylko dla zweryfikowanych posiadaczy kart bibliotecznych 

"Czarny Rolls- Royce minął skrzyżowanie i wpadł na Tottenham Court Road. Lord Louis Mountbatten oparł się wygodnie na tylnym siedzeniu i strzepnął niewidzialny pyłek z klapy nienagannie skrojonego marynarskiego munduru."

[opis okładkowy]

Książka dostępna w zasobach: 
Fundacja Krajowy Depozyt Biblioteczny

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 111

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




 

Ryszard Pietrzak

 

LĄDOWANIE

O ŚWICIE

 

WYDAWNICTWO

MINISTERSTWA OBRONY NARODOWEJ

 

Okładkę projektował

JANUSZ CISZEWSKI

 

Redaktor

ELŻBIETA SKRZYŃSKA

 

Redaktor techniczny

BARBARA KLAMROWSKA

 

Pięć tysięcy sześćdziesiąta pierwsza

publikacja Wydawnictwa MON

 

Printed in Poland

 

Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej

Warszawa 1972 r. Wydanie I

 

Nakład 240 000 + 336 egz. Objętość 4 62 ark. Wyd. 3,75 ark. druk. Papier druk sat. VII kl.. 65 g, format 63 cm z roli z Zakładów Papierniczych w Myszkowie. Oddano do składu w marcu 1972 r Druk ukończono w październiku 1972 r. w Wojskowych Zakładach Graficznych w Warszawie. Zam. nr 511 z dnia 3.VI.1972 r.

Cena zł 5.—

PLAN

Czarny Rolls-Royce minął skrzyżowanie i wpadł na Tottenham Court Road Lord Louis Mountbatten oparł się wygodnie na tylnym siedzeniu i strzepnął niewidzialny pyłek z klapy nienagannie skrojonego marynarskiego munduru. Lubił jeździć tą trasą Londynu i cieszył się już na przejażdżkę przez West End z jego teatrami i kinami, które mimo trwającej prawie trzy lata wojny nie zaprzestały działalności. Tak się jednak złożyło, że już od kilku miesięcy nie był w teatrze; zarywał noce, pracował do świtu.

Odczuwał przy tym jakiś niepokój, choć nie wydawał mu się on uzasadniony. Rok 1942 mógł uważać za wyjątkowo pomyślny. Na dwa miesiące przed swą czterdziestą drugą rocznicą urodzin, które wypadały w czerwcu, awansowano go do stopni: wiceadmirała, generała porucznika i marszałka lotnictwa. Dwa ostatnie stopnie były co prawda honorowe; nominacje te oznaczały jednak coś więcej niż symboliczny akt. Używał już teraz tytułu Szefa Operacji Połączonych i nikt z oficerów sztabowych w marynarce, lotnictwie i armii nie miał wątpliwości co do tego, jak duże znaczenie przypisuje się połączonym operacjom lądowo-morskim.

Churchill, składając mu gratulacje, wybąkał coś pod nosem o ojcu, księciu i admirale floty, i dodał, ze godnie wstępuje w jego ślady. Lord Louis Mountbatten pomyślał sobie wówczas, jak dziwne koleje losu sprowadziły jego ród na Wyspy. On sam znany był jako Louis Francis Battenberg, zanim stary książę nie zrezygnował z niemieckiego tytułu i nie przyjął nazwiska Mountbatten. Niewątpliwie przyczyniło się to, podobnie jak i powinowactwo z rodziną królewską, do kariery, choć lord Louis Mountbatten był zdania, iż najwięcej zawdzięcza sobie.

Jako trzynastoletni chłopiec został kadetem szkoły marynarki wojennej, w pięć lat później otrzymał stopień podporucznika, komandorem został dopiero po upływie prawie dwudziestu lat służby. Przeszedł więc wszystkie szczeble w Royal Navy. I o tym mógł się przekonać każdy, kto sięgnął do słownika biograficznego...

Rolls-Royce zatrzymał się pod czerwonymi światłami przy Oxford Street. Lord Mountbatten spojrzał na fronton znajdującego się naprzeciwko kina. „FANTASTYCZNE PRZYGODY NA LOTNISKOWCU »ILLUSTRIOUS«. AUTENTYCZNE ZDJĘCIA!”

Uśmiechnął się. Kto jak kto, ale on najbardziej zasmakował tych przygód. Zanim został dowódcą HMS „Illustrious”, dowodził niszczycielem „Kelly”, a później 5 flotyllą niszczycieli. Swoją drogą, były to najlepsze lata służby. Teraz czekała go już tylko harówka sztabowa.

Rolls-Royce ruszył do przodu przez Charing Cross Road i nagle za szybą samochodu mignęła Mountbattenowi sylwetka oficera kanadyjskiego, który prowadził pod rękę młodą dziewczynę.

— Do diabła, co on tu robi — powiedział do siebie półgłosem. — Mam nadzieję, że nie jest to oficer od Robertsa...

Gdyby nie ci Kanadyjczycy — myślał — to chyba by nie doszło do całego tego misternego planu próbnej inwazji na kontynent. Przybyli zza oceanu, aby walczyć z Niemcami, i nie widzieli dotychczas wroga. Podczas wojny bezczynność może obniżyć morale nawet najlepszych jednostek. To był jednak znakomity pomysł, żeby wzięli udział w planowanym rajdzie, i przyczynił się do tego walnie Montgomery. Zwrócono także uwagę, że mamy już wystarczającą ilość nowego sprzętu, specjalnie wyprodukowanego do tego rodzaju wypadów. Propozycja została zaakceptowana przez War Office1. Chodziło o rzecz niezmiernej wagi, ozdobycie przez wojska doświadczenia dla przyszłych, na pełną skalę, działań w Europie.

W tym momencie lord Mountbatten doszedł do źródła swego niepokoju. Niedobrze się stało, iż operację już tyle razy odwoływano. No tak, ale przecież ćwiczenia, przeprowadzone w ubiegłym miesiącu na wybrzeżu Dorset, wykazały wiele niedociągnięć. Oddziały wylądowały daleko od wyznaczonych plaż, barki desantowe czołgów przybyły za późno. Sam zaproponował wtedy odroczenie operacji. Wojska zgrupowano na wyspie Wight i w dziesięć dni później, od 22 do 24 czerwca, przeprowadzono następne ćwiczenia w pobliżu Bridport. Wypadły pomyślnie. Operację wyznaczono teraz na 4 lipca. Oddziały 2 kanadyjskiej dywizji pod dowództwem generała majora J. H. Robertsa zostały zaokrętowane i otrzymały instrukcje. Niestety, w nocy na 3 lipca zapanowała nad południowym wybrzeżem zła pogoda, powodując nieoczekiwaną zwłokę. Oddziały zostały „zapieczętowane” na okrętach. I wtedy, 7 lipca — lord Mountbatten wzdrygnął się na wspomnienie tego faktu — nieprzyjacielski samolot zrzucił bomby na dwa okręty desantowe, które znajdowały się ze swymi wojskami opodal Yarmouth. Zaczęto wówczas wysnuwać przypuszczenia, że wywiad Canarisa jest uprzedzony o naszych intencjach. 8 lipca — pogoda nadal się nie poprawiała — rozczarowani żołnierze kanadyjscy zeszli z okrętów i powrócili do obozów i kwater. Montgomery miał się później wyrazić, że cel wyprawy stanowił odtąd przedmiot rozmów we wszystkich kwaterach i knajpach południowej Anglii.

Lord Mountbatten nie zauważył nawet, kiedy przejechał przez Charing Cross Road. Na Trafalgar Square obrzucił spojrzeniem pusty o tej rannej porze plac i stojącą pośrodku kolumnę Nelsona. Gdy przejeżdżał tędy parę dni temu, w sobotnie popołudnie, u jej podnóża odbywała się manifestacja. Plac był szczelnie wypełniony ludźmi, którzy słuchali mówiącego do mikrofonu mężczyzny Jego głos, wzmocniony przez megafony, rozlegał się zewsząd. Lord Mountbatten trafił akurat na początek tego przemówienia. Utkwiło mu ono dobrze w pamięci. Skromnie ubrany mężczyzna mówił: „Rosjanie w heroicznym wysiłku powstrzymują od kilkunastu miesięcy napór 240 dywizji niemieckich i powinniśmy zdać sobie sprawę, że przesyłanie dostaw wojennych nie stanowi z naszej strony dostatecznego wsparcia. Konieczne jest podjęcie działań ofensywnych, otwarcie drugiego frontu...”

Trudno było nie uznać przekonywającej argumentacji, zawartej w tych słowach. Może bardziej niż kiedykolwiek zrozumiał wówczas Mountbatten, jak powszechne są w Wielkiej Brytanii żądania otwarcia drugiego frontu. Sprawa ta była już niejednokrotnie omawiana na posiedzeniach gabinetu i Komitetu Szefów Sztabów. W parlamencie posłowie z lewicy wręcz domagali się, aby zdjąć z Rosjan przynajmniej część wysiłku i odwieść Niemców od redukcji ich garnizonów na Zachodzie. Something must be done to help Russia (coś trzeba zrobić, żeby pomóc Rosji) — to zdanie powtarzało się w wielu rozmowach.

Czy jednak Rosjanie uznają, że planowany właśnie wypad za kanał La Manche jest tym, o co im rzeczywiście chodzi?

Lord Louis Mountbatten spojrzał na zegarek. Dochodziła godzina ósma.

Czarny Rolls-Royce zatrzymał się przed gmachem, w którym mieścił się Komitet Szefów Sztabów.

Churchill, ssąc cygaro, przesunął się ciężko w fotelu.

— Zdaję sobie sprawę z ryzyka, ale podczas wojny jest ono nieuniknione. Wyrażam całkowitą zgodę na kontynuowanie tej operacji. Pod warunkiem, iż zachowana zostanie najgłębsza tajemnica, że poza mną, lordem Mountbattenem i Komitetem Szefów Sztabów nikt nie będzie w to do czasu wtajemniczony. Zatem słucham panów...

Lord Mountbatten spojrzał najpierw na siedzących wokół czworokątnego stołu mężczyzn, a później na wiszącą na ścianie dużą mapę, obejmującą południową Anglię, kanał La Manche i wybrzeże północnej Francji.

— Zdobyliśmy już pewne doświadczenie podczas operacji na obszarze europejskim — rozpoczął. —Mam tu między innymi na myśli atak na Lofoty, na Saint-Nazaire czy też lądowanie w Boulogne. Rajd na Dieppe, który będzie ostatnim etapem naszego planu badawczego, przewyższa jednak znacznie tamte operacje. W dotychczasowych wypadach brały udział specjalnie wyszkolone do tego celu jednostki, komandosi i wojska spadochronowe. W Dieppe wylądujemy bezpośrednio na plaży z oddziałami piechoty i czołgami oraz będziemy mieli wsparcie z powietrza i morza. Zaatakujemy w dzień, o świcie 19 sierpnia, a więc nie tak, jak to zwykli czynić komandosi, którzy działali pod osłoną ciemności... Planowany desant wyjaśni nam wiele zagadek. Po pierwsze: zorientujemy się, jak silna jest obrona niemiecka na wybrzeżu północnej Francji. Po drugie: sprawdzimy, jak będzie przebiegał wyładunek wojsk i ciężkiego sprzętu na plażach. Nie trzeba panom wyjaśniać, jak trudny będzie transport ludzi i środków technicznych z okrętów znajdujących się na nie osłoniętej redzie. Po trzecie: będziemy usiłowali poprzez nawiązanie bezpośredniej walki w powietrzu dociec, jaką siłą dysponuje Luftwaffe w zachodniej Europie. Zobaczymy, czy nie pomyliliśmy się w naszych przewidywaniach...

— A co z bombardowaniem miasta i portu? — wtrącił Churchill.

— Zastanawialiśmy się nad tym i choć pan premier zgodził się w tym wypadku odstąpić od zasady, zezwalając na bombardowanie, postanowiliśmy nie bombardować Dieppe — kontynuował lord Mountbatten. — Próbowaliśmy bombardować Saint-Nazaire i, jak przypuszczamy, zaalarmowaliśmy przez to nieprzyjaciela. Nie mamy poza tym gwarancji, że nocne bombardowanie byłoby precyzyjne, i sądzimy, iż burząc domy utrudnilibyśmy bardzo naszym czołgom wtargnięcie do miasta... Wreszcie czwarty, czysto już praktyczny cel naszego wypadu na Dieppe — lord Mountbatten wstał w tym momencie z miejsca i podszedł do mapy — to zniszczenie obiektów nieprzyjaciela. Będzie o tym mówił szczegółowo generał Roberts, więc pominę na razie tę kwestię. Chciałbym jedynie zauważyć, że zaniechaliśmy desantu z powietrza, ale za to wezmą udział w akcji komandosi...

Mountbatten przerwał na chwilę i wziął do ręki wskaźnik.

— Jak panowie pamiętają, gdy zaczynaliśmy w kwietniu opracowywać plan tej operacji, braliśmy pod uwagę dwie możliwości. Najpierw zakładaliśmy lądowanie rzutu szturmowego na głównym kierunku natarcia, pod Dieppe, oraz wsparcie go desantem morskim i lotniczym na obu skrzydłach. Drugi plan wykluczał uderzenie czołowe. Armia sądziła, że nie można z niego zrezygnować, i miała w tym swoją rację. Ograniczenie się do lądowania na skrzydłach pociągnęłoby bowiem za sobą zbyt duże oddalenie od miasta, przez co utracilibyśmy czynnik zaskoczenia. Z kolei marynarka zwracała uwagę na niebezpieczeństwo uderzenia od czoła, uważała wszakże, iż jest ono możliwe pod warunkiem zapewnienia wystarczającego ubezpieczenia na skrzydłach... Nasz ostateczny plan — słowu „ostateczny” lord Mountbatten nadał szczególne brzmienie — uwzględnia większość dotychczasowych propozycji i przewiduje zarówno lądowanie na skrzydłach, jak i na głównym kierunku natarcia, pod Dieppe. Oto wschodni rejon lodowania, miejscowość Berneval — trzymany przez Mountbattena wskaźnik dotknął wybrzeża północnej Francji. — A na jego przeciwległym końcu zachodni rejon lądowania, miejscowość Varengeville...

Wszyscy wpatrywali się teraz w strzałki na mapie, które wyskakiwały z Kanału i wbijały się ostro w brzeg.

— Na tym pasie północnego wybrzeża o długości jedenastu mil2 — mówił dalej lord Mountbatten — będziemy nacierać. Berneval położone jest sześć mil na wschód od Dieppe, Varengeville — pięć mil na zachód od tego miasta. W każdym z tych punktów są, według naszego rozeznania, silne baterie artylerii nadbrzeżnej, które musimy zniszczyć. Pomiędzy Berneval a Dieppe — Mountbatten znów dotknął wskaźnikiem mapy — znajduje się nasz wschodni pomocniczy rejon lądowania — Puits3 zaś między Varengeville a Dieppe zachodni pomocniczy rejon lądowania — Pourville. No i oczywiście główny rejon lądowania — Dieppe. W sumie mamy więc pięć rejonów lądowania, ale pragnąłbym zaznaczyć, iż desant nastąpi na ośmiu odcinkach, ośmiu Oddzielnych plażach: dwóch na zachodnim zewnętrznym kierunku natarcia w pobliżu Varengeville, dwóch na wschodnim zewnętrznym kierunku natarcia w pobliżu Berneval i dwóch na głównym kierunku natarcia Dieppe. A także na zachodnim wewnętrznym kierunku natarcia w Pourville oraz na wschodnim wewnętrznym kierunku natarcia w Puits. I jeszcze jedno: główne lądowanie pod Dieppe odbędzie się w pół godziny później niż na skrzydłach.

— Dlaczego nie jednocześnie? — zapytał Churchill.

— Z dwóch powodów — odpowiedział lord Mountbatten. — Poruszające się powoli barki do przewożenia czołgów musiałyby wyruszyć bardzo wcześnie, aby dotrzeć do wybrzeża, i mogłyby być zauważone przez nieprzyjaciela. Poza tym w naszej ekspedycji weźmie udział około 250 różnego rodzaju jednostek morskich, dysponujących zróżnicowaną prędkością, i nie jest możliwe, by osiągnęły one wyznaczony odcinek wybrzeża w tym samym czasie.

— To brzmi dość przekonywająco — powiedział Churchill. — Jaką ustalono w końcu liczbę wojsk?

— Ponad sześć tysięcy. Będą to głównie dwie kanadyjskie brygady piechoty: 4 i 6, oraz, jak już wspomniałem, oddziały komandosów — odpowiedział Mountbatten i dodał: — Zanim zabierze głos generał Roberts, proponowałbym, aby najpierw wystąpił komandor Hughes-Hallet. Tym bardziej że zaczęliśmy już właściwie mówić o sprawach morskich. Komandor Hughes-Hallet został mianowany przed kilkoma dniami, panie premierze, dowódcą marynarki wojennej w operacji „Jubileusz”...

Stojący w kącie wiktoriański zegar zaczął wybijać dziewiątą. Promienie lipcowego słońca przedostawały się przez szczeliny w kotarach, zasłaniających weneckie okna. Komandor J. Hughes-Hallet przeczekał ostatnie uderzenie.

— Lord Mountbatten — zaczął — podał już ogólną liczbę okrętów, barek i łodzi desantowych. Nie uwzględnia ona dwóch flotylli trałowców, które wypłyną pierwsze, aby oczyścić kanał z zagród minowych postawionych przez nieprzyjaciela. Jeśli chodzi o osłonę i ubezpieczenie, to dysponować będziemy ośmioma niszczycielami typu Hunt: HMS „Calpe”, „Fernie”, „Brocklesby”, „Garth”, „Albrighton”, „Bleasdale”, „Berkeley” oraz polski niszczyciel... „Ślązak”... — w tym miejscu komandor Hughes-Hallet zrobił pauzę, wymawiając z trudnością nazwę polskiego okrętu. — Dowódcy marynarki i wojsk lądowych — ciągnął po przerwie — będą na HMS ,,Calpe”. Okręty, barki oraz łodzie desantowe podzielone zostaną na trzynaście zespołów i wypłyną z portów Southampton, Portsmouth, Shoreham i Newhaven. Lądowanie na plaży pod Dieppe poprzedzone będzie pięciominutowym intensywnym ostrzeliwaniem budynków wzdłuż brzegu z dział 4-calowych, po czym okręty przesuną swój ogień na skrzydła. Wojska otrzymają również wsparcie ogniowe ze strony specjalnie wyposażonych jednostek, jak na przykład ścigaczy artyleryjskich. Nie mają one, niestety, takiego uzbrojenia jak niszczyciele. Większość z nich posiada broń o wiele mniejszego kalibru. Warto tu zauważyć, że pięć niemieckich baterii artylerii nadbrzeżnej dysponuje około dwudziestoma działami, mającymi kaliber przewyższający znacznie działa naszych niszczycieli... Czy podać rozmieszczenie poszczególnych oddziałów na okrętach?

— Nie trzeba. Dziękuję, komandorze — powiedział lord Mountbatten. — Proszę teraz generała majora Robertsa...

Generał Roberts podszedł do mapy. Rozpoczął od spraw najważniejszych.

— Komandosi z oddziału numer 3 wylądują na wschodnim skrzydle pod wioską Petit Berneval — Żółta Plaża I i w pobliżu wsi Belleville — Żółta Plaża II. Komandosi z oddziału numer 4 wylądują na zachodnim skrzydle w Varengeville — Pomarańczowa Plaża I oraz parę mil dalej na zachód tuż obok ujścia rzeki Saane — Pomarańczowa Plaża II. Oba oddziały zniszczą niebezpieczne dla okrętów baterie artylerii nadbrzeżnej... Kanadyjski Pułk Królewski osiągnie Puits — Niebieska Plaża, weźmie szturmem baterie artylerii przeciwlotniczej na skalistym brzegu oraz baterię połową w głębi lądu, wysadzi gazownię znajdującą się na południowy wschód od Dieppe i połączy się z pułkiem Essex Scottish, który, po wylądowaniu na plaży pod Dieppe, powinien do tego czasu przedostać się przez miasto... Pułk South Saskatchewan uchwyci Pourville — Zielona Plaża oraz wzgórze pomiędzy tą miejscowością a Dieppe, gdzie jest usytuowana stacja radiolokacyjna i bateria małokalibrowej artylerii przeciwlotniczej. Pułk ten ma również za zadanie zdobyć ufortyfikowany Folwark Czterech Wiatrów i nawiązać kontakt z Królewskim Pułkiem Lekkiej Piechoty z Hamilton, który znajdzie się na głównym kierunku natarcia pod Dieppe...

Zwięzły i precyzyjny wywód generała Robertsa przypominał wyuczoną na pamięć lekcję. Churchill przyglądał mu się badawczo spod przymrużonych powiek. Lord Mountbatten opuścił lekko głowę i stukał bezgłośnie palcami w blat stołu.

— W pół godziny po wylądowaniu w Pourville pułku South Saskatchewan — kontynuował generał Roberts — osiągnie tę samą plażę Szkocki Pułk Szefostwa Królowej z Winnipeg. Przesunie się on przez pozycje pułku South Saskatchewan w górę wschodniego brzegu rzeki Scie i wyjdzie w kierunku na lotnisko Saint-Aubin, położone około cztery mile w głębi lądu. Następnie spotka się z batalionem 14 kanadyjskiego pułku wsparcia czołgów z Calgary, który do tego czasu przebije się przez miasto Dieppe. Połączone siły wykonają uderzenie na lotnisko, a później zaatakują dowództwo niemieckiej dywizji, które, jak przypuszczamy, rozlokowane jest w Arques. Chcemy tam zdobyć wszelkie dostępne dokumenty i dokonać jak najwięcej zniszczeń. Wszystkie wymienione przeze mnie oddziały, z wyjątkiem, oczywiście, pułku z Winnipeg, wylądują jednocześnie o godzinie 4.50 rano, czyli o astronomicznym świcie4.

— Piekielnie ambitny plan — powiedział Churchill. — Najbardziej gorąco będzie chyba na plaży pod Dieppe...

— Istotnie, będą tu bardzo trudne warunki, podobnie zresztą jak i na innych odcinkach — mówił generał Roberts — wysokie, urwiste skały kredowe, wyżłobione gdzieniegdzie przez wpadające do morza rzeki i strumienie. Nad jedną z takich rzek, Arques, u jej ujścia, leży miasto i port Dieppe. Jest to największy wyłom w naturalnej barierze klifowego brzegu. Lądowanie na tej plaży o długości jednej mili odbędzie się, jak już zaznaczył lord Mountbatten, pół godziny później niż na skrzydłach. Pułk Essex Scottish osiągnie Czerwoną Plażę, Królewski Pułk Lekkiej Piechoty z Hamilton — Plażę Białą. Plaże te ogranicza od lądu obwałowanie nadmorskie o wysokości około czterech stóp5. Nad nim jest aleja z trawnikami i kwietnikami, jaką znaleźć można w wielu kąpieliskach nadmorskich na wybrzeżu angielskim. Za tym polem ostrzału są hotele i inne budynki, które tworzą Boulevard de Verdun. Na uwagę zasługuje gmach kasyna, jest on silnie ufortyfikowany... Po uchwyceniu tych plaż przez oba wymienione oddziały wylądują natychmiast czołgi; wtargną one z piechotą do miasta i portu. O zadaniu czołgów, które przesuną się następnie w kierunku na lotnisko, już wspomniałem. Mówiłem także, że piechota nawiąże kontakt z oddziałami na skrzydłach... Tak przedstawiałoby się to w ogólnym zarysie...

Generał Roberts wrócił na swoje miejsce przy stole.

Zabrał teraz głos wicemarszałek lotnictwa Trafford Leigh-Mallory.

— W operacji weźmie udział około 60 dywizjonów samolotów myśliwskich oraz 7 dywizjonów samolotów bombowych lub szturmowych. Oprócz dywizjonów RAF oraz kanadyjskich będą jeszcze między innymi dywizjony polskie, o których wartości bojowej nie muszę przekonywać. Spośród różnorodnych zadań wymienić należy: rozpoznanie, atakowanie obiektów nieprzyjaciela, maskowanie dymami oraz, rzecz jasna, osłonę i ubezpieczenie zarówno dla wojsk, jak i dla okrętów...

Wicemarszałek Leigh-Mallory umilkł na chwilę, objął spojrzeniem mapę.

— Zainteresuje zapewne panów — podjął znów — jakimi siłami powietrznymi dysponują, według naszych ocen, Niemcy. Otóż rozporządzają oni około 260 samolotami myśliwskimi na obszarze pomiędzy holenderską wyspą Texel a Brestern. Z tego około 40 maszyn stacjonuje w Holandii, 125 w Pas de Calais, 95 w Normandii i Bretanii. Ponadto w Holandii znajduje się około 120 bombowców, a na terytorium północnej Francji ponad 100 Sądzimy, iż niemożliwe jest, aby samoloty te pojawiły się natychmiast nad Dieppe. We wczesnych fazach bitwy siła Luftwaffe nie powinna przekroczyć 120 maszyn. Wydaje się również, że później, w ciągu dnia, posiłki nie będą mogły liczyć więcej niż 75 samolotów. Tej sile, jak sądzę, możemy się przeciwstawić. To wszystko, co miałem panom do zakomunikowania...

Zapanowała cisza. Wiktoriański zegar wskazywał za pięć dziesiątą.

— Myślę, że na tym zakończymy — powiedział lord Mountbatten.

Churchill pierwszy podniósł się z fotela. — Niech Bóg ma w opiece tych chłopców...

RAPORT FELDMARSZAŁKA VON RUNDSTEDTA

Feldmarszałek Gerd von Rundstedt. Lat sześćdziesiąt siedem. Pełna sprawność umysłu. Weteran pierwszej wojny światowej. Później wyróżniający się oficer Reichswehry W 1939 roku, podczas napaści na Polskę, dowódca Grupy Armii „Południe”. W roku czterdziestym dowodził Grupą Armii „A”, która podbiła Belgię i Francję. W czterdziestym pierwszym, za wycofanie się po nieudanym ataku na Rostów, musiał zdać dowództwo Grupy Armii „Południe”. W marcu 1942 roku mianowany dowódcą Frontu „Zachód”.

Feldmarszałek von Rundstedt nie myślał teraz o przebiegu swojej kariery wojskowej, choć dokument, który trzymał w ręku, mógł w jakiejś mierze na tę karierę wpłynąć.

Siedział w swym obszernym gabinecie i czytał uważnie, zastanawiając się, co do projektu tego raportu dodać i czy wysłać go już do kwatery głównej, czy też jeszcze trochę poczekać.

Zbierane od połowy czerwca przez Dowództwo Frontu „Zachód” informacje, które są rezultatem rozpoznania lotniczego trzeciej floty powietrznej Luftwaffe oraz meldunków agentów, wykazały, iż na południowym wybrzeżu Anglii zgromadzono znaczną ilość małych barek i łodzi desantowych...

Przez chwilę wahał się, czy nie wykreślić słów: „oraz meldunków agentów”. Doskonale orientował się w nastrojach, które panowały w Naczelnym Dowództwie Wojsk Lądowych i w Naczelnym Dowództwie Sił Zbrojnych. Wiedział, że akcje admirała Canarisa spadają. Wywiad niemiecki popełnił wiele błędów od początku tej wojny. Dlatego nie traktowano już poważnie niektórych jego doniesień.

Nie skreślił jednak tych słów i czytał dalej:

Dalsze rozpoznanie lotnicze poczynione zostało dopiero w końcu lipca. Złe warunki atmosferyczne uniemożliwiały bowiem obserwacją wizualną i fotografowanie. Rozpoznanie to potwierdziło, iż zwiększyła się jeszcze bardziej ilość wspomnianych jednostek desantowych...

Przecież to woda na młyn Keitla — pomyślał w tym momencie von Rundstedt. Na niedawnej odprawie u Hitlera szef Naczelnego Dowództwa Wehrmachtu wyraził się, że w lecie 1942 roku może dojść do anglo-amerykańskiej inwazji przez kanał La Manche. Zignorował przy tym zupełnie oświadczenie Canarisa, który nie wierzył w możliwość takiej inwazji.

Von Rundstedt znów spojrzał na dokument:

Poza tym me uzyskaliśmy żadnych innych danych, z wyjątkiem meldunków agentów o przygotowywanej operacji...

Czyżby Canaris powoli wycofywał się z zajmowanych pozycji? A może woli ubezpieczyć się na dwa fronty? Niczego nie można przewidzieć. W takim razie trzeba zrobić to samo.

Feldmarszałek ujął pióro i dopisał na maszynopisie: Meldunków tych nie mogliśmy jednak sprawdzić.

Zatarł z zadowoleniem ręce. Wilk syty i owca cała. Nauczył się tej „dyplomacji sztabowej” — jak ją ironicznie nazywał — w Rosji, gdy próbował wykonywać często nierealne rozkazy Hitlera.

Ponownie zagłębił się w lekturze:

Niemniej jednak Dowództwo Frontu „Zachód”oceniając sytuację, jaka zaistniała od połowy czerwca, zdecydowało, iż należy liczyć się z możliwością operacji nieprzyjaciela nawet na większą skalę, w każdej chwili i w każdym punkcie rozległego frontu na wybrzeżu.

Podkreślił ten akapit czerwonym ołówkiem. Keitel znajdzie częściowo potwierdzenie swoich wniosków. Tylko następny fragment o wzmocnieniu poszczególnych pasów obrony na wybrzeżu trzeba będzie jeszcze rozszerzyć. I dołączyć dzisiejszy meldunek.

Von Rundstedt wziął do ręki leżący oddzielnie na biurku papier.

15 sierpnia nastąpiła nagła zmiana w sposobie powiadamiania angielskiej łączności radiowej, co spowodowało, że praca naszej służby podsłuchowej stała się niezwykle trudna...

Odłożył meldunek i powrócił znowu do projektu raportu:

Liczne loty przez Kanał mogą sugerować, iż jest to rozpoznanie lotnicze. Stwierdzono również wielokrotnie, że załogi zestrzelonych samolotów nieprzyjaciela rekrutowały się z Amerykanów...

Czy tamten meldunek służby podsłuchowej w połączeniu ze stwierdzeniem o aktywności aliantów w powietrzu nie brzmi zbyt kategorycznie? Należałoby to złagodzić jakimś zdaniem — pomyślał i zaczął pisać na marginesie:

Nie upoważnia to wszakże do konkluzji, iż nieprzyjaciel na pewno przygotowuje rajd czy inwazję.

Nacisnął guzik dzwonka przy biurku.

Pojawił się natychmiast adiutant.

— Odnieście to do poprawienia — feldmarszałek podał mu dokument. — Chciałbym jeszcze przejrzeć rozkaz dowódcy 15 armii. Ten dotyczący wprowadzenia specjalnych środków ostrożności w dniach, kiedy są najbardziej korzystne warunki przypływu morza.

Adiutant wyszedł.

Feldmarszałek von Rundstedt skierował się ku oknu. Otworzył je szeroko. Buchnęło gorące sierpniowe powietrze. Taki sam upalny sierpień był przed dwoma laty. Miał wówczas dowodzić siłami inwazyjnymi na Anglię Operacja „Lew Morski” nie doszła jednak do skutku Dziś sytuacja wyglądała już inaczej. Dowództwo Frontu „Zachód” liczyło się z możliwością inwazji anglo-amerykańskiej.

EKSPEDYCJA PŁYNIE

Nastrój podniecenia udzielił się wszystkim. Od rana obowiązywał zakaz wychodzenia na ląd W mesie oficerskiej nad czymś radzono Bosmani chodzili szybciej niż zwykle po pokładzie Artylerzyści ciągle znosili pociski, choć komory amunicyjne były załadowane po brzegi.

Przy dziale nr 3, przy którym pracowali Polacy — ochotnicy z USA, toczyła się rozmowa, w której słowa angielskie przeplatały się z polskimi.

— Redaktor, ty powinieneś wiedzieć więcej od nas Masz news? Mówię ci, to nie jest zwykły rejs z konwojem...