Las duchów - Andrzej Dybczak - ebook + książka
NOWOŚĆ

Las duchów ebook

Andrzej Dybczak

0,0

18 osób interesuje się tą książką

Opis

 

Las duchów to książka z gatunku literatury faktu. Jej kanwą jest poszukiwanie informacji o przedmiotach z tak zwanej kolekcji syberyjskiej Muzeum Etnograficznego w Krakowie, przywożonych w XIX wieku przez podróżników, zesłańców, ludzi interesu. W latach 2016-2019 autor kilkakrotnie jeździł na Syberię, rozmawiał z potomkami ludzi, do których takie rzeczy należały. Nieme przedmioty dały początek fascynującym historiom. O współczesnych i dawnych mieszkańcach tamtych terenów, o miejscach i kulturze od dziesięcioleci degradowanych na skutek decyzji podejmowanych w Moskwie. W centrum uwagi Dybczaka jest zawsze czujący człowiek na tle historii, natury, polityki albo czujące zwierzę, często od tego człowieka zależne. Las duchów dziś nie mógłby już powstać, ponieważ tocząca wojnę z Ukrainą Rosja stała się dla polskiego badacza praktycznie niedostępna. Również z tego powodu jest to świadectwo bezcenne.

 

Te opowieści wciągają jak rzeki. Chciałoby się już w nich pozostać. Zanurzać się coraz głębiej w głosy ludzkie i nieludzkie, które razem składają się na świat. Ku spotkaniu z drugim człowiekiem, źródłem wiedzy i niewiedzy, jak mówi nam Andrzej Dybczak.

 

Jego książka jest naprawdę wspaniała.

 

                                                                                  Olga Stanisławska

 

 

 

O autorze

 

Andrzej Dybczak (ur.1978) – antropolog, pisarz, dokumentalista. Wydał wcześniej Gugarę, literacki reportaż ze spotkania z ewenkijskimi pasterzami reniferów (Nagroda Kościelskich 2012) oraz zbiór opowiadań Pan wszystkich krów (nominowany do Nagrody Nike 2018). Jako współtwórca pełnometrażowego dokumentu pt. Gugara został nagrodzony m.in. Złotym Lajkonikiem na Krakowskim Festiwalu Filmowym.  

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 368

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



LAS DU­CHÓW

.

To był chyba już trzeci wie­czór w po­ciągu prze­su­wa­ją­cym się przez szary je­sienny kra­jo­braz już da­leko za gó­rami Ural, pro­sto na pół­noc. Za­padł wcze­sny zmrok, zro­biło się ciemno, li­sto­pa­dowo i sen­nie. Trudno było oprzeć się wra­że­niu, że świat lubi te mo­kre, je­sienne ciem­no­ści. Lubi je, bo po­zwa­lają mu od­po­cząć od sa­mego sie­bie. Za­po­mnieć. Tylko lu­dzie nie dają o so­bie tak ła­two za­po­mnieć. Ci w wa­go­nie – ki­wa­jący się na pry­czach obok mnie ro­bot­nicy – i wszy­scy inni, schro­nieni w swo­ich bań­kach: w blado oświe­tlo­nych ka­ju­tach, sy­pial­niach, sa­lo­nach, kuch­niach, knaj­pach, po­cze­kal­niach i ga­bi­ne­tach. Tym­cza­sem za­to­piony w ciem­no­ści świat ma urlop, po­dró­żuje po ścież­kach wła­snej du­szy. Co to mu­szą być za po­dróże!

Ogromna czarna rzeka po­ja­wiła się na­gle, a wraz z nią nie­po­kój, co się sta­nie, je­śli po­ciąg ru­nie z wą­skiego mo­stu bez końca. W ci­chym wa­go­nie ro­ze­szły się szepty, że Sur­gut już bli­sko. Nic dziw­nego, że w drugą stronę śmi­gały mo­stem cy­sterny cią­gnięte przez złą­czone dwój­kami i trój­kami lo­ko­mo­tywy. Wa­gon za wa­go­nem. Zresztą przez całą roz­le­głą rów­ninę bez prze­rwy su­nęły że­la­zne ka­ra­wany naf­to­wych skła­dów. W roz­świe­tlo­nych na ró­żowo ka­bi­nach tkwili ma­szy­ni­ści, mocni i pewni. Praw­dziwi władcy tej prze­strzeni. Nie­dba­jący o nic poza swoją że­la­zną drogą i swoim ła­dun­kiem. Miesz­kańcy wi­docz­nych po dro­dze blo­ków w mia­stach, któ­rych nazw nie zdo­ła­łem za­pa­mię­tać. Albo nie­wiel­kich do­mów i do­mecz­ków w bez­i­mien­nych z per­spek­tywy po­ciągu wsiach przy­kry­tych bez­mia­rem oło­wia­nego nieba.

Za rzeką, po­nad li­nią po­kry­wa­ją­cych rów­ninę brzó­zek, chwiał się w ciem­no­ściach po­ma­rań­czowy ję­zyk ognia. Nie­rze­czy­wi­sty w oto­cze­niu mo­krej nocy i pól peł­nych sza­rych łat śniegu.

– Fa­kiel – ode­zwał się wą­saty fa­cet na­prze­ciwko mnie, wi­dząc, że pa­trzę.

– Ropa?

– Gaz.

Nie chciał roz­ma­wiać, ale ile można sie­dzieć vis-à-vis i tylko pa­trzeć za okno. Dzień, dwa?

(...)

– A ten to kto? – py­ta­nie za­brzmiało gło­śno i wy­raź­nie, ale nie za­dał go czło­wiek z czaj­ni­kiem. W drzwiach do są­sied­niego po­miesz­cze­nia stała ko­bieta. Miała znisz­czoną twarz, wy­glą­dała na pi­jaczkę. – Kto to jest? – po­wtó­rzyła py­ta­nie, zwra­ca­jąc się do Sier­gieja.

– Uczony – od­po­wie­dział.

– Et­no­graf – uści­śli­łem.

– Et­no­graf? – po­wtó­rzyła. I umil­kła, jakby się nad czymś za­sta­na­wiała.

Za nią, w głębi po­koju wi­dać było frag­ment że­la­znego łóżka, ktoś wła­śnie się z niego pod­no­sił. Pod­szedł do niej i po­nad nią wy­sta­wiał głowę przez otwór. Ta sama strze­cha co u czło­wieka z czaj­ni­kiem, te same oczy, te same grube rysy i za­my­ślony wy­raz twa­rzy. Bliź­niacy! Ten pierw­szy kroił już po­dany mu przez ko­goś chleb, drugi, tak samo bosy i przy­gar­biony, prze­szedł nie­pew­nie, jak po omacku, przez kuch­nię i usiadł na zy­delku pod ścianą. Tam gdzie już nie się­gało świa­tło świec. Jedna z ko­biet po­dała mu ku­bek. Zła­pał go w dwie ręce i wy­pił jed­nym hau­stem. To nie była her­bata.

– Masz! – Kie­rowca dru­giego bu­rana trą­cił mnie i po­dał mi zimny ku­bek.

Wódka. Wy­pi­łem. Na­lał każ­demu.

– Po co tu przy­jeż­dża­cie?

Nie mu­sia­łem pod­no­sić wzroku, żeby wie­dzieć, że pyta ko­bieta sto­jąca w progu. Było ci­cho, tylko ogień trza­skał w piecu. Bliź­niak od­sta­wił czaj­nik, usiadł na pod­ło­dze obok brata i pod­cią­gnął ko­lana.

– Kto? – za­py­ta­łem, żeby ukryć za­kło­po­ta­nie.

Spoj­rza­łem – pa­trzyła roz­gnie­wana.

– No... – zro­biła pauzę, świ­dru­jąc mnie wzro­kiem. Szu­kała wła­ści­wego słowa. – Sam po­wie­dzia­łeś. Et­no­gra­fo­wie – wy­du­siła w końcu.

– Je­ste­ście rzadcy. Dla­tego przy­jeż­dżają do was et­no­gra­fo­wie.

Zdzi­wiła mnie moja wła­sna od­po­wiedź. Po­my­śla­łem o mi­liar­dach lu­dzi, wła­śnie wsta­ją­cych do pracy albo kła­dą­cych się spać, do któ­rych nikt nie przy­jeż­dża. Może by­łem pi­jany. Spi­ry­tus szybko ko­pie. Ale ro­zej­rza­łem się – le­d­wie wi­doczne twa­rze słu­chały mnie w na­pię­ciu, za­in­try­go­wane. Może z wy­jąt­kiem braci. Ten, który po­ja­wił się jako drugi i sie­dział na krze­sełku, ki­wał się w przód i w tył. Sie­dzący na pod­ło­dze splótł dło­nie wo­kół ko­lan i opu­ścił głowę tak, że wi­dzia­łem tylko jego włosy.

– Nie chcemy was tu – głos ko­biety był bar­dzo zde­cy­do­wany. – Nie chcemy – po­wtó­rzyła jakby z bez­sil­no­ści, tylko do sie­bie.

(...)

Opar­łem głowę o grubo cio­saną belkę ściany. Mech gryzł mnie w kark. Ściana przy­le­gała do ca­łego wil­got­nego i zim­nego świata, po­grą­żo­nego te­raz w ciem­no­ści. A tu, w nie­wiel­kim po­miesz­cze­niu, tylu lu­dzi. Księgi za­pi­sane i księgi nie­mal pu­ste, ich hi­sto­rie do­piero się two­rzyły. Czu­łem to. Sły­sza­łem w każ­dym od­de­chu. Trzy­ma­łem kciuki za to, żeby to były do­bre hi­sto­rie. Chcia­łem do nich do­łą­czyć, za­snąć. Żeby już było ju­tro.

– A kim był jego dzia­dek? – wy­szep­ta­łem jesz­cze, jak szep­cze się w głąb studni, je­śli tylko ma się od­wagę, je­śli nie boi się usły­szeć od­po­wie­dzi.

Stud­nia mo­jego dziadka była głę­boka, prze­pastna. Poił z niej krowy. Uwiel­bia­łem klę­czeć przy be­to­no­wej cem­bro­wi­nie i pa­trzeć na peł­ga­jącą da­leko w dole czarną ta­flę. I czarny za­rys mo­jej wła­snej głowy, jak głowy ja­kie­goś in­nego chłopca. Wy­obra­ża­łem so­bie, że pa­trzy na mnie stam­tąd ostroż­nie. Cie­ka­wie. I cho­wał się za każ­dym ra­zem, kiedy cho­wa­łem się ja.

– Ich dzia­dek był te­typy – usły­sza­łem szept.

Te­typy, sza­man, „czło­wiek, który wie”. Serce za­biło mi moc­niej. Tak my­śla­łem.

– Złym te­typy – do­dał ten sam głos i umilkł, jakby po­ża­ło­wał tego okre­śle­nia.

– Tacy są naj­moc­niejsi. – Tym ra­zem szept był ko­biecy, miękki. – Mają szpony ja­strzębi.

– Ich już nie ma – wy­szep­ta­łem w stud­nię.

– Są! – od­po­wie­działo coś z jej głębi.

– Żyją! – do­dał ktoś inny.

– Ale gdzie?

– Sam zo­ba­czysz.

– Spać, chłopcy, spać.

Giena za­sze­le­ścił śpi­wo­rem. Ja też za­nu­rzy­łem nogi w swoje okry­cie, osu­ną­łem się na fu­tro rena. Pu­chową kurtkę pod­ło­ży­łem so­bie za­miast po­duszki. Krę­ciło mi się w gło­wie od jej za­pa­chu, za­pa­chu śniegu i ben­zyny.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki
© by An­drzej Dyb­czak © for this edi­tion by Ni­sza
ISBN 978-83-66599-85-7
Wy­da­nie IWar­szawa 2024
Re­dak­cja: KRY­STYNA BRAT­KOW­SKA
Ko­rekta: DO­ROTA DUL
Pro­jekt gra­ficzny, skład i ła­ma­nie: ANNA ZA­BDYR­SKA
Zdję­cie na okładce: MI­CHAŁ KORTA
Wy­daw­nic­two Ni­sza tel. +48 22 617 89 61, 48 607 622 655ni­sza­[email protected]
www.fa­ce­book.com/Ni­sza.Wy­daw­nic­two
Zre­ali­zo­wano w ra­mach sty­pen­dium Mi­ni­stra Kul­tury i Dzie­dzic­twa Na­ro­do­wego.
Pro­jekt zre­ali­zo­wany przy wspar­ciu fi­nan­so­wym Na­grody Kra­kowa Mia­sta Li­te­ra­tury UNE­SCO, re­ali­zo­wany przez Kra­kow­skie Biuro Fe­sti­wa­lowe ze środ­ków Gminy Miej­skiej Kra­ków.
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.