Lem w PRL-u. czyli nieco prawdy w zwiększonej objętości - Wojciech Orliński - ebook

Lem w PRL-u. czyli nieco prawdy w zwiększonej objętości ebook

Wojciech Orliński

3,5

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Lem w Polsce Ludowej, czyli wszystkie kręgi piekła.

Perypetie genialnego pisarza w państwie absurdów.

Wyjątkowa książka na 100. rocznicę urodzin Stanisława Lema

Jaki urząd piętrzył przed Lemem największe trudności?

W jaki sposób pisarz kupował samochody?

Kogo chciał wieszać długo i etapami?

Autorski wybór korespondencji pisarza z instytucjami systemu, urzędnikami i przyjaciółmi dokonany przez Wojciecha Orlińskiego obnaża, ile bezsensownych problemów i kumulujących się trudności czekało w PRL na człowieka, który ciężką pracą i talentem odniósł duży sukces. Odrzucenie scenariusza do Szpitala Przemienienia bez żadnego wyjaśnienia, zwodzenie w kwestii wydania powieści i brak wsparcia w sporach z enerdowskim wydawcą czy notoryczne trudności z naprawą wadliwych samochodów – to tylko niektóre z nich.

Jak każdy pracujący, nie mam zbyt wiele czasu, nie mniej dla zasady postanowiłem przynajmniej tę jedną sprawę załatwić do końca. W nadziei, że Pan będzie tego samego zdania, oczekuję – zgodnie z KPA – odpowiedzi, w której zechce Pan przeprosić za niewłaściwy stosunek urzędniczków Urzędu Pocztowego nr 14, nie jako pisarza, laureata państwowych nagród etc., ale jako zwyczajnego obywatela, wobec którego Poczta zobowiązana jest wypełniać całokształt usługowych czynności. Jak również, iż odpowiednim zarządzeniem zechce Pan radykalnie odmienić stosunki, panujące w w/w Urzędzie Pocztowym.

Z poważaniem

Stanisław Lem

PRL był piekłem, w którym obywatel mógł tylko przenieść się z jednego kręgu do drugiego. Ale każda próba poprawienia sobie losu pod jednym względem, prowadziła do pogorszenia pod innym.

Wojciech Orliński

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 524

Oceny
3,5 (4 oceny)
0
2
2
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
TBekierek

Całkiem niezła

Obrazki (listowne) z życia w PRL-u cenionego pisarza. To ważne bo zdecydowanej większości mieszkańcom Polski tego okresu nie było dane tak żyć więc trzeba brać poprawkę ma to. Szkoda, że -nie licząc Funduszu Stypendialnego, który chciał ustanowić-brakuje odpowiedzi instytucji do których pisywał. To dałoby pełen obraz. No i ważna uwaga-opracowujacy te listy dokonał w nich cenzury, na ile dużej wie tylko on, nam pozostaje tylko uwierzyć.
00

Popularność




Przekłady listów z języka niemieckiego – ELŻBIETA ZARYCH z języka angielskiego – MACIEJ PŁAZA
Opieka redakcyjna: MACIEJ ZARYCH
Redakcja: BIANKA DZIADKIEWICZ
Korekta: EWA KOCHANOWICZ, URSZULA SROKOSZ-MARTIUK, KRYSTYNA ZALESKA
Projekt okładki i opracowanie graficzne: PRZEMEK DĘBOWSKI
Redaktor techniczny: ROBERT GĘBUŚ
© Copyright by Tomasz Lem Text and Selection © Copyright by Wojciech Orliński © Copyright for this edition by Wydawnictwo Literackie, 2021
LEM® jest chronionym znakiem towarowym
Wydawnictwo Literackie dziękuje Panu Tomaszowi Lemowi za udostępnienie archiwum Stanisława Lema i pomoc przy opracowaniu listów.
Wydanie pierwsze
ISBN 978-83-08-07291-2
Wydawnictwo Literackie Sp. z o.o. ul. Długa 1, 31-147 Kraków tel. (+48 12) 619 27 70 fax. (+48 12) 430 00 96 bezpłatna linia telefoniczna: 800 42 10 40 e-mail: [email protected] Księgarnia internetowa: www.wydawnictwoliterackie.pl
Konwersja: eLitera s.c.

Kraków, 17 sierpnia 1965

Ob. Dyrektor

Okręgu Poczty i Telekomunikacji

w Krakowie

Szanowny Panie Dyrektorze,

proszę traktować niniejszy list jako zażalenie na funkcjonowanie podwładnego Panu 14 Urzędu Pocztowego na Podgórzu (ul. Zamoyskiego).

W dn. 16 sierpnia br. usiłowałem nadać w ww. Urzędzie Pocztowym list polecony przy okienku, nad którym znajduje się tablica z napisem „PACZKI I LISTY POLECONE”. Urzędniczka oświadczyła mi, gdy doszedłem do okienka, iż przyjmuje jedynie paczki, listy natomiast przyjmuje okienko nr 4. Zwróciłem jej uwagę na to, że wobec tego napis umieszczony nad okienkiem na szklanej tablicy wprowadza w błąd interesantów. Urzędniczka odmówiła jednak przyjęcia listu, w zw. z czym udałem się do naczelnika urzędu, że jednak drzwi jego pomieszczenia były zamknięte, zwróciłem się w tej sprawie do urzędnika przy okienku z napisem KONTROLER. Urzędnik ów powiedział mi, że urzędniczka listu poleconego przyjąć nie mogła, bo brak jej formularzy, a w ogóle okienko to przyjmuje listy polecone prócz paczek jedynie wówczas, gdy panuje wzmożony ruch.

Pragnąłbym zauważyć, że w Urzędzie nr 14 panuje dość niemały bałagan; nad większością okienek brak napisów wyjaśniających, jakie operacje są w nich dokonywane, interesanci chodzą od okienka do okienka, przy okienku nr 4 był spory ogonek, więc ruch był – gdy usiłowałem nadać list – na pewno znaczny; tak więc, gdy nie tylko brak pewnych napisów wyjaśniających, ale inne wprowadzają jeszcze w błąd i przez to zmuszają do kilkakrotnego stania w ogonkach, trudno ów stan określić inaczej niż jako połączenie niechlujstwa, bałaganu i wręcz skandalicznej nieuprzejmości pracowników. Ogólnie bowiem odniosłem wrażenie, że moje – daremne – próby wyjaśnienia panującego stanu rzeczy przyjmowane były jako coś nienormalnego, jako roszczenia całkiem bezzasadne. Jest to tym bardziej zasmucające, że część personelu ww. urzędu stanowią ludzie młodzi, którym wydaje się zapewne, iż sytuacja, w której ludzie mają tracić niepotrzebnie sporo czasu wskutek wywieszania niezgodnych z rzeczywistością informacyjnych napisów, że taka sytuacja jest najzupełniej właściwa, a osoba, która się temu sprzeciwia, zamiast potulnie stanąć w innym ogonku, zawraca tylko głowę.

Jest to sprawa, sama w sobie może i nie najważniejsza z możliwych, uważam jednak, iż nie wolno z powodów pryncypialnych godzić się z takim stanem rzeczy. To, że nie każdemu interesantowi chce się interweniować w wyższych ogniwach Poczty, że więc godzą się potulnie z panującym bałaganem, stwarza atmosferę, w której młodzi pracownicy wszelkie uwagi przyjmują niechętnie, nawet ironicznie, z uśmiechami politowania. Nie wiedzą bowiem, że na całym świecie podobna sytuacja byłaby niedopuszczalna, i że to, co im wydaje się normalne, jest w rzeczywistości skandalicznym przejawem obojętności wobec licznych interesantów. Jak każdy pracujący, nie mam zbyt wiele czasu, niemniej dla zasady postanowiłem przynajmniej tę jedną sprawę załatwić do końca. W nadziei, że Pan będzie tego samego zdania, oczekuję – zgodnie z KPA[15] – odpowiedzi, w której zechce mnie Pan przeprosić za niewłaściwy stosunek urzędniczków Urzędu Pocztowego nr 14, nie jako pisarza, laureata państwowych nagród etc., ale jako zwyczajnego obywatela, wobec którego Poczta zobowiązana jest wypełniać całokształt usługowych czynności. Jak również, iż odpowiednim zarządzeniem zechce Pan radykalnie odmienić stosunki panujące w ww. Urzędzie Pocztowym.

Z poważaniem

Stanisław Lem

[Kraków, 25 listopada 1965]

[Do lokalnej elektrowni]

Szanowni Panowie,

Adresatem jest prawdopodobnie lokalna dyspozytornia mocy, która Lema odesłała wyżej, do „dyrekcji” (stąd następny list).

trwające od dwu tygodni systematyczne, całodzienne przerwy w dostawie prądu dla osiedla Kliny, miały podług informacji, uzyskanej u Was telefonicznie, zakończyć się z dniem 23 listopada. Jednakże dziś, tj. 25 XI, dowiedziałem się z tegoż źródła, że prąd będzie wyłączany dalej przez cały bieżący tydzień.

W związku z powyższym pragnę oznajmić Panom, co następuje. Najoczywiściej zarząd sieci elektrycznych nie tylko może, ale musi dokonywać remontów i innych prac sieciowych. Jednakże stosowana przez Panów metoda, nielicząca się ani z porą roku, ani z zapowiadanymi terminami, praktycznie zdaje się czynić Was najzupełniej niezawisłymi w dysponowaniu prądem przeznaczonym dla odbiorców. Jako pisarz pracujący w domu, któremu pracę na tak długi okres czasu całkowicie uniemożliwiono, nie mogę wywiązywać się ze zobowiązań, jakie na siebie zawodowo przyjąłem. W związku z tym zastrzegam sobie niniejszym prawo dochodzenia wszelkich materialnych roszczeń, spowodowanych niedotrzymaniem przeze mnie terminowych umów na prace twórcze, ponieważ brak elektrycznego oświetlenia przez KILKA TYGODNI wyjawia, iż to Panów, a nie moją winą będą wszelkie wynikłe z tego stanu rzeczy niedotrzymywania przeze mnie terminów umów. Tak zatem, jeżeli podobne roszczenia będą wysuwane pod moim adresem przez strony zainteresowane, ja z kolei okażę się zmuszony przenieść wszelkie takie roszczenia na Panów i dochodzić ich, gdyby to było niezbędne, na drodze sądowej.

W piśmie niniejszym pomijam już systematycznie wyrządzane szkody spowodowane np. brakiem prądu – w urządzeniach typu lodówki, sprowadzające się do zepsucia się środków żywnościowych, gdyż w końcu chodzi w tym wypadku o szkody stosunkowo niewielkie. Natomiast nie jest niewielką szkodą uniemożliwienie pracy. Jest rzeczą zastanawiającą, iż na osiedlu, które nie dysponuje gazem, zechcieliście Panowie przystąpić do tak długotrwałych prac w tym właśnie okresie roku, który znamionuje najkrótszy dzień i najdłuższa noc. Zakrawa to albo na szczególną złośliwość, albo też na godną pożałowania bezmyślność i najwyższą obojętność dla potrzeb mieszkańców. Jeśli prace były nawet niezbędne, można je wszak było zaplanować na mniej niekorzystną porę roku.

Kiedy osiedle nasze przez długie lata pobierało prąd dzięki sieci prowizorycznej umieszczonej na słupach, częste przerywanie dostawy prądu było podobno nieuniknione. Jednakowoż zapewniano nas, iż skablowanie osiedla, do którego doszło też przy wkładzie pracy własnej, wzgl. wkładu pieniężnego mieszkańców, ten stan rzeczy się odmieni, jakoż i odmieniło go NA GORSZE, ponieważ przez trzy tygodnie pod rząd nigdy dotąd na Klinach prądu nie brakowało.

Byłoby to doprawdy nazbyt już wygodne, aby przez proste POWIADOMIENIE w prasie mogła się dyspozycja energii elektrycznej uznawać za zwolnioną z przesyłania tej energii – przez CZAS DOWOLNIE DŁUGI.

List niniejszy, przesłany z potwierdzeniem odbioru jako przesyłki poleconej, stanowi takie oświadczenie z mojej strony, które ma udaremnić Waszej stronie powoływanie się ewentualne na nieświadomość wyrządzonych systematycznie materialnych szkód, i jako taki może, podług wyjawionego wyżej, przedstawiać przesłankę do wystąpienia w sprawie odpowiednich, a nazwanych powyżej roszczeń na drodze sądowej.

Z poważaniem

St. Lem

Kraków, 3 grudnia 1965

Dyrekcja Zakładu Sieci Elektrycznej

w Krakowie

Szanowny Panie Dyrektorze,

niżej podpisany, pisarz polski, Stanisław Lem, autor 21 książek, a zarazem mieszkaniec osiedla Kliny zwraca się do Pana z prośbą o umożliwienie mu dalszej pracy.

Przerwy w dostawie prądu były na Klinach od r. 58, gdy zamieszkałem tam, zawsze rzeczą stosunkowo częstą. Jednakże od listopada br. nie ma tygodnia, aby nie brakło prądu. Niekiedy wyłącza się prąd na całym osiedlu po 8–10 godzin, bez jakiegokolwiek uprzedzenia, choćby telefonicznego. Jeszcze częściej następuje awaria jednej fazy – tej, do której mam nieszczęście być przyłączony. Być może ktoś z użytkowników tej fazy podłącza do niej jakieś urządzenia pobierające zbyt wiele energii. Nie wiem, co jest przyczyną nieustannych awarii. Wiem tylko, że wskutek braku gazu na Klinach jesteśmy zawiśli wyłącznie od elektryczności. Długotrwałe braki prądu powodują psucie się produktów w lodówkach, brak ciepłej wody, radia, telewizji itp. Tak na przykład ten list piszę do Pana w rannym grudniowym półmroku, a na otwarcie walnego zjazdu literatów polskich zmuszony będę niestety pojechać nieogolony, ponieważ mam elektryczną maszynkę do golenia.

Krótki dzień grudniowy nie wystarcza mi nawet na załatwienie bieżącej korespondencji. Nie jestem również w stanie wywiązać się z normalnych obowiązków pisarskich i zagraża mi złamanie warunków umów wydawniczych. Wszystkie te poważne straty i utrudnienia związane są wyłącznie z brakiem elektryczności. Przyznaję, że ostatnio, kiedy niemalże co dzień po południu w godzinach szczytu następowała awaria fazy, do której jestem przyłączony, powiadomione telefonem ekipy pogotowia stosunkowo szybko, w czasie ok. 1–2 godzin awarię tę usuwały. Niestety, kiedy psuje się również telefon (jak obecnie) – prądu brakuje – jak obecnie właśnie – po kilkanaście godzin na dobę.

Uprzejmie proszę zatem – w powstałej sytuacji – o spowodowanie przełączenia mnie (ul. Narwik, dom nr 21) do innej fazy – ponieważ, jak się orientuję, obie inne fazy na Klinach ulegają awariom nieporównanie rzadziej. Proszę także uprzejmie o powiadomienie mnie, jak przedstawia się na najbliższą przyszłość problem pozbawionej zakłóceń dostawy elektryczności na Klinach, ponieważ od tego zależy, najzupełniej dosłownie, moja praca twórcza i moja materialna egzystencja. Zdaję sobie sprawę ze stanu, w jakim znajduje się elektryczna sieć na osiedlu, niemniej ilość awarii, jakim podlega ona obecnie, nigdy jeszcze na przestrzeni lat nie była tak obfita. Obecnie zwracam się w powyższej sprawie wyłącznie do Pana, jako osoby kompetentnej. Niemniej zastrzegam się, iż jeśli te godne pożałowania warunki, uniemożliwiające mi pracę, będą trwały nadal, mając – w stale panujących w mym domu ciemnościach – wiele wolnego czasu, którego nie będę mógł obrócić na sprawy pożyteczniejsze – w rozpaczy, normalnej chyba dla człowieka, któremu udaremniają jego pracę, uznam, iż w takiej „walce o byt” dobre są wszystkie sposoby, jakich można się tylko chwycić. Wyrażając gorącą nadzieję, że Pan zechce zrozumieć moje fatalne położenie i podjąć kroki, mające choć częściowo polepszyć sytuację, pozostaję z poważaniem

Stanisław Lem

Kraków, 26 kwietnia 1970

[Do Jerzego Wróblewskiego]

Drogi Jurku,

znawcy twierdzą, że powrót Amerykanów udowodnił wysoką bezawaryjność programu Apollo i myślę, pooglądawszy fotografie uszkodzonego pojazdu, że to prawda.

„Houston, mamy problem” – to chyba najsłynniejszy cytat w historii astronautyki. Te słowa wypowiedział 13 kwietnia 1970 roku dowódca Apolla 13. Zwarcie spowodowało eksplozję zbiornika z tlenem na statku kosmicznym lecącym w stronę Księżyca. Początkowo wydawało się, że trójkę Amerykanów czeka śmierć w przestworzach. Świat obserwował to z zapartym tchem. Specjalistom w centrum kontroli lotu w Houston udało się jednak wymyślić improwizowane rozwiązanie (wymagające między innymi zastosowania słynnego sekretu amerykańskiej inżynierii – taśmy klejącej). Astronauci wrócili zdrętwiali i zmarznięci, ale jednak generalnie cali i zdrowi 17 kwietnia 1970.

Ale w naszych czasach wszystko jest jednodniową sensacją. Chinole uczcili rocznicę za pomocą pierwszego satelity. Znaczy się, mają rakiety międzykontynentalnego zasięgu (skoro sputnik ich waży 170 kg). Nie przypuszczam, aby go wprowadzili na orbitę tzwanym ręcznym pychem.

Odesłałem już do P.P. Film Polski scenariusz z Pamiętnika znalezionego w wannie, a chociaż raczej filmu nie widzę, umowa nań umożliwiła podpisanie umowy z wydawcą na wznowienie (książka miała tylko 1 nakład, 12 lat temu). Zresztą, jest paskudnie aktualna.

Z końcem maja mam wygłosić coś o metodologii prognozowania w takiej grupie, która w I Wydz. PAN-u u J. Szczepańskiego zajmuje się tymi sprawami, i porozmyślawszy, doszedłem do wniosku, że większość podstaw tej całej futurologii jest ze stanowiska poprawności naukowej jedną lipą. Tezy wygłaszane przez futurologów zwykle nie podlegają dychotomii logicznej ani weryfikacji/falsyfikacji empirycznej. A to, ponieważ nie dostarcza się jednej przepowiedni, lecz takiego pęku, który ma rzekomo pokryć całą przestrzeń możliwości (konfiguracji możliwych). Otóż to mniej więcej odpowiada takiej prognozie meteo: „jutro albo będzie świeciło słońce, albo będzie pochmurno; jeśli będzie świeciło słońce, to albo wskutek napływu powietrza polarnego będzie chłodno, albo wskutek napływu zwrotnikowego będzie upalnie; jeśli będzie pochmurno, to albo będzie padał deszcz, albo nie będzie...” itp. Oczywiście takie przepowiednie sprawdzają się w sensie logicznym, ponieważ są analityczne. Po wtóre, futurologia nie wypowiada żadnych generalizacji, które byłyby zarazem nietrywialne i stanowiły odpowiednik praw wykrywanych przykładowo przez fizykę. Prawa natury mają charakter Zakazów. (Prawa zachowania, prawa ruchu, prawa granicznych pomiarów, prawa EMG itd. zawsze można przeformułować tak, że wypowiadają określone Zakazy, tj. Co Nie Może Zajść). Trywialna generalizacja to np. „wszyscy ludzie są śmiertelni” albo „na 1 m kwadratowym nie może się zmieścić więcej niż 10 osób”. Takich praw futurologia wcale nie wykryła. (Co prawda są „prawa” tego typu, formułowalne jako „bariera informacyjna”, „bariera cieplna”, „bariera demograficzna”, ale to nie futurolodzy je sformułowali!) Tertio, futurologia może coś niecoś głosić w zakresie określonych ekstrapolacji kompleksowych trendów (energetycznej rozbudowy mocy, urbanizacji, przyspieszenia częstotliwości innowacji naukowo-technicznych w bazowych gałęziach produkcji, etc.), ale nie jest w stanie orzekać niczego MIERZALNEGO w zakresie BAZY wszelkich instrumentalnych poczynań, tj. kultury. No bo przecież gdyby miał przyjść na całą planetę (powiedzmy) jakiś analogon francuskiego maja 68, to futurologia tego nie przepowie, a zarazem taki „maj” złamałby wszystkie trendy kompleksowe w ich ruchu dotychczasowym. O ile tedy jest technologia ewoluująca Zmienną Niezależną, coś tam można prognostykować, ale ona taką zmienną naprawdę NIE JEST. Zmiany kompleksowych trendów mogą wynikać albo wskutek ingerencji czynników zewnętrznych (upadek wielkiej komety na Ziemię, epoka lodowcowa itd.), albo wskutek docierania trendu do Bariery (graniczny przyrost ludności, dominowanie procesów informacyjnego rozpadu nad informacyjnym krążeniem). Otóż tych drugich ingerencji futurologia zasadniczo przepowiadać nie jest w stanie. My po prostu nie wiemy, przy jakim stężeniu informacyjnych przekształceń trend rozwoju musi się załamać, i nie wiemy, wiele ludzi faktycznie mogłoby żyć na ziemi, etc. Quarto, probabilizm prognoz nie jest żadnym odpowiednikiem probabilizmów formalnych stosowanych w przyrodoznawstwie, ponieważ nie można przypisać wagi (wartości numerycznych) poszczególnym alternatywom, i gadanie o szansach konfliktu USA–ZSRR w dekadzie 70–80, lub konfliktu Chiny–ZSRR, etc., byłoby zwykłym podejmowaniem działań z zakresu „armchair strategy”[16], czyli zajęciem starszych panów nad kapucynkiem w kawiarni, i co to ma właściwie wspólnego z nauką – przez sam fakt, że nie panowie w kawiarni, ale doktory przy komputerach się tym zajmują, ani o włos scjentyficzność sprawy nie ulega wzmocnieniu. Quinto, blagierski charakter futurologii rozpoznajemy i po tym, że brak w zasadzie systematycznych prób przebadania jakichkolwiek prognoz dawniejszych w ich weryfikowaniu się, nie pod postacią pogaduszek w ilustrowanych pismach, lecz w postaci ujęć komparatystycznych szeroko zakrojonych. O prognozach sprzed 3–4–5 lat po prostu zwykle się (przez grzeczność wobec tych panów?) milczy. Notabene, mikrofizyka, operując probabilizmem, wprowadza przecież mierzalne pojęcie kwadratu amplitudy prawdopodobieństwa stanu, więc wprawdzie mamy przestrzeń możliwości, ale wiemy przynajmniej, co jest i o ile mniej, a co bardziej prawdopodobne. Nic z tego w futurologii. Mam wrażenie, że gadanina o „postindustrialnym” społeczeństwie jest najczystszą fantazją i lipą, ponieważ jak zaczynają bąkać niektórzy (z USA) ekonomiści, póki ciężar spoczywa społecznie na rozwijaniu gałęzi wiodących przemysłu ciężkiego (+ baza energetyczno-paliwowo-transportowa), póty ekstrapolacje długodystansowe (do 10 – nawet 20 lat) są możliwe. Ale gdy usługi przejmują wielki procent zatrudnienia, trwałość trendów ulega zakłóceniu, tj. zmienna dotąd zachowująca się jak niezależna zaczyna się uzależniać od mnóstwa czynników zasadniczo już nieprzewidywalnych długofalowo. Chodzi po prostu o to, że jeśli mamy stałą stopę przyrostu ludności, wiadomo, że chleba, energii, domów trzeba będzie koniecznie, stałość zaś zapotrzebowań rosnących proporcjonalnie (z grubsza) do stopy przyrostów ludności gwarantuje tożsamość nacisku, bodźczo podtrzymującego trend rozwojowy (energetyki, transportu etc.). Ale gdy bazowe minimum życiowe jest już zapewnione, powstają wtedy moce nadmiarowe, których wykorzystanie po prostu w ogóle się prognostykować nie daje (bo, jak w sprawie np. amerykańskiego programu kosmicznego, zależą losy takich projektów od decyzji osób warunkowanych płynną grą czynników politycznych & międzynarodowych). Paradoksalnie, właśnie wyścig zbrojeń, póki trwa, równowagę powiększa, ponieważ stabilizuje trend „wyścigowy”. Jednym słowem, nic nie wiadomo i lipa!

Dobrze, że Ci się udało uruchomić auto. Jacyś Włosi wydali pięć! lat temu dwie moje książki „na dziko”, o czym dopiero teraz się dowiedziałem. Tutti editori sono banditi[17], więc strzeż się! Zdaje się, że już będzie wiosna. Ot i wszystko, co u mnie się dzieje. Dwie nowe książki w druku, dwie jako wznowienie, a z resztą wszystko po staremu!

Twój

[St. Lem]

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Przypisy

[15] KPA – Kodeks postępowania administracyjnego
[16] armchair strategy (ang.) – dosł. strategia fotelowa; snucie domorosłych strategii wojskowych, gospodarczych czy politycznych bez zajmowania się nimi w praktyce
[17] tutti editori... (wł.) – wszyscy wydawcy to bandyci