Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
10 osób interesuje się tą książką
Była przeciętnego pochodzenia, ale miała wyjątkowy talent. Doskonale grała drobnym gestem, mówiono o niej, że ma „błyskotliwe łokcie”. Jej znakami rozpoznawczymi były figlarnie przekrzywiona głowa i lekko ironiczne spojrzenie . Zdobyła dwa Oscary i trzy Złote Globy , nagrody Emmy, BAFTA i Tony, ale największą sławę zyskała dopiero pod koniec życia dzięki rolom profesor Minerwy McGonagall w ekranizacjach Harry’ego Pottera i hrabiny Violet Crawley w serialu Downtown Abbey. Nigdy nie obejrzała żadnego z odcinków tego ostatniego. „Kto ma na to czas?” – pytała. Uwielbiała plotkować.
Przed wami MAGGIE SMITH .
Jej kariera to historia brytyjskiego teatru i kina w pigułce – sześć dekad znakomitych ról na scenach i przed kamerami. Współpracowała z największymi: grała u Laurence’a Oliviera i u boku Judi Dench czy Richarda Burtona. Wiedziała, kiedy należy zostać w cieniu, a kiedy błyszczeć gwiazdorskim blaskiem. Miała urocze wyczucie absurdu, chętnie żartowała, ale do pracy podchodziła z wręcz obsesyjną powagą, była niczym naukowiec w laboratorium. Biografia napisana przez Michaela Coveneya to wnikliwy , stworzony z ogromną sympatią portret jednej z najwybitniejszych osobowości scenicznych naszych czasów.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 580
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Zapowiedź
W towarzystwie ukrytej gwiazdy
„Widziałem tę Mary Smith w Maggie, Maggie...” Sztuka tak naprawdę nosiła tytuł Mary, Mary, a ten przypadkowo usłyszany komentarz spodobał się Maggie Smith, ponieważ mieszał jej tożsamość z tożsamością bohaterki, która nigdy nie istniała. Aktorzy wykorzystują elementy swojej osobowości, gdy tworzą fikcyjne postaci. Chcą zarazem ukrywać się za kimś innym i popisywać. Kształtując wyobrażonych bohaterów na swoje podobieństwo, bezwiednie się odsłaniają, przynajmniej w niewielkiej części. Ale w przypadku Maggie Smith tajemnica pozostaje. Przede wszystkim jest niezwykle zabawna, lecz – jak przystało na najwybitniejszych artystów rewiowych – uważa, że w pełni istnieje wyłącznie w światłach reflektorów. To, co myśli o świecie – przeważnie upiornym i przygnębiającym – nikogo nie powinno obchodzić. Jest błyskotliwa i potrafi być wymagająca. Ale nie wywyższa się i nie jest nudna. Ma obsesyjny stosunek do pracy. Patrzy na wszystkich ludzi, wszelkie przedsięwzięcia i materialne dobra z niepokojem i kpiącym niedowierzaniem. Ten lęk i oszołomienie światem, połączone z intuicyjnym talentem technicznym oraz wrodzoną inteligencją, uczyniły z niej wybitną aktorkę sceniczną, zarówno komediową, jak i tragiczną, oraz światowej sławy gwiazdę filmową.
Przeszła drogę od artystki rewiowej do gwiazdy West Endu, od teatru Old Vic, jeszcze przed narodzinami Royal National Theatre, do roli członkini założycielki pierwszego zespołu teatralnego sir Laurence’a Oliviera. Zdobyła dwa Oscary, pięć nagród „Evening Standard” dla najlepszej aktorki, a w ostatnich latach zyskała ogromną popularność dzięki filmom o Harrym Potterze i serialowi Downton Abbey. Przez osiem lat była żoną aktora wagabundy Roberta Stephensa, któremu urodziła dwóch synów. Na pięć lat zniknęła z Wielkiej Brytanii, by stanąć na czele klasycznej trupy teatralnej w Stratfordzie w prowincji Ontario i kręcić filmy w Los Angeles. Ma zwyczajne pochodzenie i wyjątkowy talent. Maggie Smith nawet dla tych, którzy najlepiej ją znają, pozostaje prawdziwą zagadką.
„Gwiazda to ktoś, kto ma w sobie coś ekstra”, powiedział Noël Coward, jego definicja zawodzi jednak, gdy próbujemy zdefiniować to „coś ekstra”. Publiczność potrafi rozpoznać gwiazdę, gdy na nią patrzy. Według jednego z frazesów powtarzanych w świecie kina każdą gwiazdę kocha kamera. W teatrze pewne podstawowe cechy gwiazdorstwa są policzalne: doskonała słyszalność, zdolność nawiązywania kontaktu wzrokowego z całą widownią, zwierzęcy magnetyzm, umiejętność precyzyjnego przekazania procesu myślowego, fizyczny powab, który nie słabnie, nawet gdy dana osoba jest odwrócona tyłem do publiczności. W wypadku Maggie samo wymówienie jej nazwiska budzi oczekiwania i podnosi na duchu. Jak kiedyś powiedział dziennikarz Bernard Levin: „Otacza ją blask, na scenie i poza nią, i wszyscy o nim wiedzą. Jest czymś namacalnym”. A mimo to ze wszystkich prawdziwych gwiazd ona jako ostatnia nachalnie domagałaby się uznania swojego statusu. Niektóre wielkie gwiazdy, jak Vanessa Redgrave albo Helen Mirren, są uroczymi i sympatycznymi osobami, ale w kryzysowych chwilach zamykają się w sobie i stają się wyniosłe oraz zdystansowane. Maggie jest wyjątkowa z tego względu, że zawsze zachowuje się w taki sposób, jakby nie dysponowała władzą ani ważną pozycją. W dniu debiutu scenicznego jej młodszego syna Toby’ego, który w 1991 roku grał w Świętoszku na deskach Playhouse w Charing Cross, stała skromnie w holu i popijała szampana ze scenarzystą Beverleyem Crossem, swoim drugim mężem, nie zwracając uwagi na tłum, który jej nie rozpoznał. Jednocześnie zainteresowane nią osoby doskonale wiedziały, że nie powinny jej przeszkadzać.
Paradoksalnie jak na osobę żyjącą w świetle reflektorów Maggie Smith podchodzi do swojej pracy z prawdziwie religijnym oddaniem urodzonej samotniczki. Jak na przedstawicielkę złotego wieku brytyjskiego aktorstwa jest wyjątkowo cicha i „niewidzialna”, nawet w porównaniu z takimi koleżankami po fachu jak Vanessa Redgrave, o trzy lata od niej młodsza, czy Judi Dench, zaledwie dziewiętnaście dni starsza. Rzadko pojawia się w telewizji jako „ona sama”, tylko od wielkiego święta udziela dość lakonicznych wywiadów prasie, nie angażuje się publicznie w działalność żadnych instytucji (prawie żadnych: jednym z wyjątków jest Oxford Playhouse, jej Alma Mater), nie podpisuje żadnych petycji, nie zasiada w radach reżyserów. Życie jest wystarczająco trudne bez kłopotliwych dobrych uczynków. A małostkowość teatru, zachłanność studiów filmowych i próżność aktorskiego rzemiosła to zjawiska, które Maggie traktuje jako cenę, jaką musi zapłacić za tkwiącego w niej demona.
Reżyser teatralny Peter Wood, który zna Maggie przez jej całą zawodową karierę, twierdzi, że cierpi ona „na coś w rodzaju psychologicznego półpaśca, zapalenie zakończeń osobowości”. Z kolei nagrodzony Oscarem kostiumolog Anthony Powell widzi w niej „oskórowane ciało odsłaniające wewnętrzną strukturę mięśni i kości. Nie znam nikogo, kto tak bardzo bałby się dotknięcia i zranienia”. Scena, pomimo wszystkich związanych z nią zagrożeń, zapewnia bezpieczeństwo. W teatrze dochodzi do osobliwego zatracenia indywidualności i rozcieńczenia osobowości. Maggie w końcu odnajduje siebie: odkrywa, kim jest, co powinna nosić i z kim rozmawiać. Poza sceną we wszystkich tych kwestiach dręczą ją niepewność i obojętność.
A przynajmniej tak może się wydawać. „Radzenie sobie ze swoim darem” stanowi istotę jej życia, jak twierdzi Brian Bedford, jeden z jej ulubionych aktorów, a nic innego nie jest w stanie przeszkodzić jej w tym zadaniu. Bez przerwy pracuje z tekstem, jak pies ogryzający kość, nie po to, by znaleźć nowy sposób na rozbawienie widowni albo nauczyć się nowej sztuczki, ale po to, by każda linijka, fragment, a ostatecznie cała sztuka nabrały życia. Słynie z tego, że nigdy nie przestaje analizować swoich kwestii. Podczas prób rezygnuje z przerw na kawę i zamiast tego siada na tyłach sali i wczytuje się w scenariusz. Nawet w trakcie ostatniego spektaklu jak zahipnotyzowana wpatruje się w tekst w garderobie, zastanawiając się, co jeszcze mogłaby z niego wydobyć. Reżyser William Gaskill, który pracował z nią w początkach jej kariery w National Theatre i jest jednym z jej najbardziej zaufanych kolegów, opowiada, że Laurence Olivier zawsze pojawiał się na próbach doskonale przygotowany, wygłaszał swoje kwestie, jakby obdarowując nimi słuchaczy, a potem dokonywał poprawek, jeśli były konieczne. „Maggie nigdy nie uważa, że w pełni wykonała zadanie, dzięki czemu próby z nią są tak ekscytujące”. W odróżnieniu od wielu młodszych aktorów i aktorek nadal ćwiczy gamy i arpeggia. Nieustannie pracuje nad artykulacją za pomocą ćwiczeń rodem ze studiów aktorskich, traktując je jak starą sprawdzoną szczoteczkę do zębów. Obsesyjnie dba o to, by nie przybrać na wadze. Ćwiczy jak tancerka.
Każda próba „umiejscowienia” Maggie Smith w annałach brytyjskiego aktorstwa nieuchronnie prowadzi do porównania jej z Judi Dench i Vanessą Redgrave. Te dwie aktorki pozostały w walce o koronę Peggy Ashcroft[1], kiedy Glenda Jackson zeszła ze sceny, by zająć się karierą polityczną jako posłanka Partii Pracy. Dench i Redgrave w pewnym sensie są jak współczesne Gladys Cooper[2] i Sybil Thorndike[3], podczas gdy Maggie z pewnością bardziej przypomina Edith Evans. Odniosła znaczne sukcesy w wielu rolach Edith – jako Millamant, pani Sullen, Rozalinda, Kleopatra, Judith Bliss – i najbardziej ze wszystkich zbliża się do ideału subtelnie inteligentnej Anne Bracegirdle[4], dla której William Congreve[5] napisał swoje najsłynniejsze kobiece role. Dame Edith Evans, podobnie jak Maggie, nie pochodzi z rodziny o aktorskich tradycjach. Była jedynym dzieckiem pracownika poczty, a jej matka – jak to ujął Bryan Forbes – „przywiązywała ogromną wagę do zasad, tak samo zresztą jak matka Maggie”. Evans dysponowała instynktownym, twórczym, nieszkolonym talentem i uznawała takie słowa jak „niecka” za niezwykle zabawne. Podobnie jak Maggie, nigdy nie musiała tułać się po prowincjonalnych teatrach. „Bóg był dla mnie bardzo łaskawy”, powiedziała kiedyś. „Pozwolił mi nigdy nie pojechać na tournée”.
Evans znała osobiście George’a Bernarda Shawa – zagrała lady Utterword w Domu serc złamanych, Węża w Powrocie do Matuzalema, Oryntię w Wielkim kramie oraz, po długich przepychankach, Epifanię Fitzfassenden w Milionerce, w którą Maggie z takim wdziękiem wcieliła się w telewizyjnej produkcji – jednak nie była mu bardzo oddana: „Kiedyś mnie pocałował, ale nie odniosłam z tego żadnej korzyści”. Nic nie mogło jej przeszkadzać w karierze, na którą złożyło się sześćdziesiąt cudownych lat na scenie, po tym, jak William Poel[6] odkrył ją w roli Cressidy w ratuszu w Streatham. Nie miała dzieci i mogła liczyć na wsparcie oddanego męża, którego znała od nastoletnich lat, za którego wyszła w 1925 roku i którego rzadko widywała, ponieważ pracował za granicą dla spółki British Controlled Oilfields. Podobnie jak Maggie, Edith Evans była poza sceną bardzo skrytą osobą. Nie interesował jej świat materialny i nie miała ambicji zaistnienia w show-biznesie. Trafiła do teatru Old Vic jako gwiazda West Endu. W odróżnieniu od Maggie nie była naturalnie zabawna, nie występowała w rewiach, zaczęła grać w filmach większe role dopiero w drugiej połowie życia („Obawiam się, że nie mam filmowej twarzy – za bardzo nią poruszam”, powiedziała kiedyś dziennikarzom) oraz pisała mnóstwo listów.
Maggie mogła bez trudu zastąpić Edith Evans jako Millamant czy pani Sullen, ponieważ krytycy i widzowie niemal zapomnieli o tamtych rolach, ale to, w jaki sposób Evans zagrała lady Bracknell w filmie z 1952 roku Brat marnotrawny[7] w reżyserii Anthony’ego Asquitha, prezentując niemal autoironiczną wyniosłość i dramatycznie dopytując o „torbę”, stanowiło wyzwanie dla każdej aktorki. Maggie inspirowała się jej technikami aktorskimi, gdy występowała w rewiach. Kiedy Judi Dench grała lady Bracknell w National Theatre w 1982 roku, genialnie uniknęła wszystkich porównań, ukazując napięcie i melancholię znacznie młodszej zamożnej wdowy, cichej i wciąż ponętnej, której mąż, miłośnik samotnych posiłków, nie pozwalał rozwinąć towarzyskiego oraz seksualnego potencjału. Jej sukces w tej roli nie zaszkodził Edith Evans. Zresztą również Maggie nie starała się jej przyćmić, gdy w końcu miała okazję zaprezentować zaskakująco dziewczęcą i wzruszająco wrażliwą wersję lady Bracknell w nowej odsłonie sztuki wyreżyserowanej przez Nicholasa Hytnera w Aldwych w 1993 roku, co stanowiło początek ich owocnej współpracy.
Ale obie te role stanowiły udane próby wyparcia staroświeckiej, przerażająco ekscentrycznej wersji tej bohaterki. Dench miała ponadto na koncie triumfalne, łamiące konwenanse występy w zespole Royal Shakespeare Company jako Hermiona/Perdita w Opowieści zimowej, a także jako Viola, Porcja, księżna D’Amalfi, Beatryks, lady Makbet oraz Imogen w Cymbelinie. Po wcieleniu się w lady Bracknell w National Theatre zaprezentowała równie niespodziewaną i zapadającą w pamięć rolę Kleopatry. Konkurencyjna działalność ze strony Maggie nie wykraczała wtedy poza Kanadę, dlatego panowało przekonanie, przynajmniej w Wielkiej Brytanii, że Judi Dench stała się ich główną aktorką tragiczną. Wszystkie role Dench charakteryzuje wywołujące cudowny dreszcz wyładowanie emocji, któremu towarzyszy rozpoznawalne natychmiast załamanie głosu. Powrót do groteskowości lady Bracknell Dench zostawiła Maggie, kiedy ta ponownie wcieliła się w niemal identyczną postać jako ciotka Augusta w Podróżach z moją ciotką[8] (Graham Greene nazwał imieniem lady Bracknell swoją wędrowną gorgonę). Można powiedzieć, że Dench uchyliła się przed tym wyzwaniem, zarazem łaskawie przyznając, że Maggie wyróżniają niezwykły sposób, w jaki patrzy na świat, oraz zachwycające wyczucie absurdu: „Podchodzi do wszystkiego z taką śmiałością, że zostawia mnie w tyle. A przy okazji mnie rozśmiesza”.
Wszyscy kochają Judi Dench, tak jak wszyscy kochali Ellen Terry[9]. Ale to aktorka innego kalibru niż Maggie, mniej obsesyjnie oddana pracy. John Moffatt, który pracował w Old Vic „zarówno z Judi, jak i z Mags”, powiedział, że tę drugą, podobnie jak Paula Scofielda, prowadzi wymagający duch geniuszu, ale jednocześnie balansuje ona na granicy kampu, gdyż zamieszkuje świat należący wyłącznie do niej, jak niegdyś gwiazda rewiowa Beatrice Lillie. Maggie uwielbia tekst Bei Lillie, którym ta podsumowała pewną aktorkę schodzącą ze sceny: „Nie znajdzie drogi do kuchni, jest na to zbyt humorzasta”. Występy Maggie często przypominają serię wymyślnych masek, które stopniowo opadają, budząc zaciekawienie tym, co tak naprawdę kryje się pod nimi. Jak mówi reżyser Peter Hall[10]: „Kiedy widzowie oglądają Maggie Smith na scenie, ogarnia ich łapczywa żądza, aby dowiedzieć się, jaką jest osobą”. Można znaleźć wiele podobieństw między Maggie a Judi Dench, ale tym akurat się różnią. Judi Dench znana jest jako przyjazna osoba o nienagannych manierach, szlachetnym pochodzeniu i skłonnościach do wybuchów śmiechu. W przypadku Maggie wszystko jest bardziej niebezpieczne, sarkastyczne i obserwowane z większą przenikliwością.
Nie należy tego traktować jako oceny ich talentu, ale Maggie, zwłaszcza w komedii, prezentuje rolę jako całość, podczas gdy Dench stawia się w samym centrum, a następnie buduje kreację od wewnątrz na zewnątrz, negocjując granice własnej interpretacji i jednocześnie wchodząc w relacje z pozostałymi aktorami oraz całą inscenizacją. Taka metoda, co nie może dziwić, prowadzi do okazjonalnych potknięć w doborze kostiumów i peruk, do których Dench często podchodzi z karygodną beztroską. Maggie nigdy nie popełnia takich błędów. Kontrast między nią a Vanessą Redgrave jest jeszcze bardziej widoczny, co zauważył Simon Callow[11], opierając się na własnych doświadczeniach. „Przejście od pracy z Maggie do pracy z Vanessą jest jak przejście od alfy do omegi. One są jak Gielgud i Olivier, w tym sensie, że stanowią swoje całkowite przeciwieństwa. Vanessa zamieszkuje poetyckie stany ducha, które ją przenikają, ale to, czym one są i skąd pochodzą, pozostaje tajemnicą. Maggie z kolei w każdym momencie jest zainteresowana konkretną prawdą i podchodzi do wszystkiego jak kryminolog. Nigdy się nie zatrzymuje. Vanessa w znacznie większym stopniu kieruje się intuicją i przypadkiem, rzuca na wszystko światło, a jako że nikt wcześniej nie operował takim blaskiem, dostrzegamy w nim rozmaite odbicia”.
Callow uważa, że Maggie, tak jak Olivier, znajduje spokój ducha tylko w technicznych aspektach swojego rzemiosła: „Oboje są bardzo wymagającymi osobowościami i nie tyle grają, ile muszą wyrażać na zewnątrz to, co robią. Ale gdyby to było wszystko, nie byłbyś nimi zainteresowany. Maggie bada scenariusz i mówi: «Co mam zrobić... to znaczy... to znaczy mówi pan, że... ma być zabawnie». Na co odpowiadasz: «Ma być zabawnie», a ona wciska guzik i przechodzi w tryb komiczny, a to, co napisałeś albo przetłumaczyłeś, zaczyna brzmieć jak Congreve. W przypadku Vanessy trzeba zbudować całą fikcyjną strukturę, co zajmuje mniej więcej pięć godzin. Nie można po prostu powiedzieć: «Ta kobieta nienawidzi mężczyzn». Kiedy Vanessa już przyswoi taką ideę do swojego wyobrażonego świata, całkowicie się z nią utożsamia. Natomiast pojedyncza myśl przekazana Maggie w prosty sposób może natychmiast przeniknąć całą jej rolę. W takich chwilach wpada w ekstazę i staje się najpiękniejszą, najbardziej zmysłową i pełną życia kobietą, jaką kiedykolwiek widziałeś”.
Dłonie, gesty, „te dowcipne łokcie”, jak je nazywał reżyser Robin Phillips, który przez lata towarzyszył Maggie na festiwalu w kanadyjskim Stratfordzie, oraz figlarnie przekrzywiona głowa są częściami mechanizmu, którego sposób działania pozostaje tajemnicą. Przyjaciel i kolega po fachu Maggie, Alec McCowen[12], twierdzi, że u większości aktorów można podpatrzeć, jak obracają się trybiki tego mechanizmu, ale u niej to niemożliwe. Inni od lat próbują rozwikłać zagadkę, w jaki sposób Maggie potrafi za pomocą fragmentu dialogu albo nawet pojedynczego słowa dać prztyczka w nos widowni. Kiedyś pochwaliła irlandzkiego aktora Josepha Mahera za to, że „nigdy nie odpowiada na pytania z poprzedniego wieczoru”; w ten sposób chciała powiedzieć, że podczas każdego przedstawienia reaguje on na to, co robią pozostałe osoby na scenie. Maher przyznał, że zawsze mu się wydawało, iż właśnie na tym polega aktorstwo. „Znajdź mi pięć osób, które to potrafią”, odparła Maggie. Maher dostrzegł również, że wstawienie w linię dialogu oddechu albo maleńkiego wtrętu typu „no wiesz” ożywia nawet mało charakterystyczny czy niezbyt zabawny tekst. To dobry przykład intuicyjnego daru technicznego, z którego rzadko robi się użytek. Nicholas Pennell, który grał u boku Maggie w Kanadzie, również analizował tę technikę i doszedł do wniosku, że jest to sposób na sprawienie, by dana kwestia brzmiała, jakby wypowiadano ją po raz pierwszy. Czasem robi się użytek także z drobnych, niemal niezauważalnych powtórzeń. Pennell zauważył, że aktorzy powtarzają często daną frazę bardzo szybko nie po to, by wzmocnić jej znaczenie, ale je zanegować i skierować uwagę publiczności na zupełnie nowe tory.
Amerykańska krytyczka filmowa Pauline Kael stwierdziła, że Diane Keaton w Annie Hall Woody’ego Allena podniosła nerwowość do rangi sztuki. Takiego określenia często używano także w stosunku do Maggie Smith, aby opisać jej osobliwe rozdrażnienie i kanciastość, a także szybkość myśli i ruchów, która stanowi jej znak rozpoznawczy. Dzięki charakterystycznym dla niej skupieniu i intelektowi jej aktorstwo nigdy nie traci lekkości, chociaż krytycy niekiedy narzekają na całkowicie sztucznie generowane emocje oraz powtarzające się manieryzmy. Maggie w odpowiedzi tylko wzrusza ramionami ze współczuciem i mruczy pod nosem, że nic nie poradzi na swoje niedoskonałości, po raz kolejny posępnie spoglądając na wiecznie nieprzyjazny świat. Wykorzystuje swoje przygnębienie, by rozbudzić w sobie determinację, która pozwala jej w najlepszy sposób opracować kolejną kwestię, scenę, sztukę lub film. Kolejnym ważnym aspektem jej tajemnicy jest fakt, że tak wiele w sobie ukrywa i tłumi. Jak kiedyś powiedziała Angela Fox, matka Edwarda, Jamesa i Roberta[13]: „Nie można grać jak Maggie, jeśli się nie doświadczyło głębokich osobistych emocji. Vanessa jest taka sama”.
Niewielu aktorów dorównuje Maggie pod względem błyskotliwości. Nie chodzi o to, że wygłasza dopracowane, nadające się do cytowania aforyzmy, jak to robiły na przykład Mrs Patrick Campbell[14] albo Coral Browne[15]. W przypadku Maggie to jej lekko szyderczy i niezwykle krytyczny sposób postrzegania świata sprawia, że jest zabawna, i jednocześnie definiuje jej grę aktorską. Nie potrafi nie być zabawna. Harold Clurman[16] powiedział kiedyś o niej, że myśli w humorystyczny sposób. Gdy jest w odpowiednim nastroju, uwielbia plotkować. Nazywała to „wyciąganiem brudów”, kiedy rozmawiała z nianią swoich synów, Christine Miller, o sekretach swoich przyjaciół i wrogów. Zjadliwe przydomki, jakie wymyśla dla kolegów i koleżanek z branży, świadczą dobitnie o jej darze obserwacji. Michael Blakemore to według niej „chytry Australijczyk” albo „krokodyl Blakemore”, Vanessa Redgrave to „lucjan czerwony”, Patrick Mower, który grał z nią w Londynie w Night and Day Toma Stopparda[17], został „kosiarką” (ang. lawn mower), Peter Shaffer to „rubin”, Brian Bedford to po prostu „księżna”, od księżnej Bedford, natomiast Michaela Palina, w którym nie zdołała znaleźć żadnej przywary, nazywała „świętym”.
Ludzie często próbują imitować Maggie, podobnie jak Johna Gielguda, ale ona pozostaje niepodrabialna. Imitacje Gielguda zawsze zdają się sugerować, że był kimś wyniosłym, czego akurat nie można było o nim powiedzieć. Oczywiście nikt nie potrafi naśladować innych tak dobrze jak Maggie. A podobnie jak świętej pamięci Coral Browne, a także kolejna perfekcjonistka otoczona kultem, Patience Collier[18], Maggie rozkwita w obecności osób homoseksualnych. Być może wynika to z braku seksualnego napięcia w łączących ich relacjach, a może z tego, że geje w świecie teatru często bywają zabawniejsi i przystępniejsi niż ich heteroseksualni koledzy. W każdym razie Maggie zawsze potrzebowała towarzystwa zaufanych przyjaciół gejów. Na początku kariery jej najbliższym przyjacielem był Kenneth Williams[19]. Wspominał, jak pewnego dnia podczas wizyty w Fortnum’s Maggie wyraziła oburzenie cenami bielizny. „Siedem gwinei za biustonosz?”, wybuchła. „Taniej byłoby obciąć sobie cycki!”
Kolejna z opowieści Williamsa doczekała się wielu przeróbek. Kiedy aktora obsadzono w roli młodego chłopca w Gentle Jack Roberta Bolta, Edith Evans wpadła we wściekłość. Używając swojego ekstrawagancko barokowego i pełnego falujących akcentów głosu, poskarżyła się kierownictwu: „Nie możecie go zaangażować, ma taki dziwaczny głos”. Ta opowieść o kotle, który przyganiał garnkowi, ponownie stała się popularna, gdy Maggie rzekomo w identyczny sposób zareagowała na wieść, że Geraldine McEwan, kolejna specjalistka od chrapliwego tonu i modulacji samogłosek, została wybrana na jej następczynię w londyńskiej produkcji Letycja i lubczyk Petera Shaffera.
Kiedy Maggie pojechała do Nowego Jorku z Letycją, na deski sąsiedniego teatru Longacre trafiła pełna tańca i śpiewu produkcja o Mahalii Jackson. Występowali w niej Queen Esther Marrow i chór Harlem Gospel Singers. Maggie była wściekła, że ekstatyczne śpiewy zakłócały jej spokój za kulisami. Kierownictwo Shubert Organization, do której należały oba teatry, zostało zaproszone na popołudniowe przedstawienie. Nerwowo zacierając dłonie i bijąc się w piersi, zaproponowali rozwiązanie, które uznali za satysfakcjonujące. Przeprosiwszy, że nie wpadli na to wcześniej, zapowiedzieli, że zawieszą na wewnętrznych ścianach obu teatrów grube płachty czarnego weluru, by odizolować Maggie i jej kolegów od uciążliwych śpiewów gospel w wykonaniu Queen Esther i jej radosnego zgromadzenia. Maggie wyszła na przerwę, a gdy wróciła na wieczorne przedstawienie, kierownik grupy teatralnej przekazał jej dobre wieści: „Myślę, że będzie pani bardzo zadowolona, dame Maggie. Powiesiliśmy te czarne szmaty”. Maggie odparła: „Nie było potrzeby posuwać się aż tak daleko”.
Istnieją dwie wersje pewnej wesołej wymiany zdań z Ronaldem Harwoodem, autorem sztuki Interpreters, w której Maggie zagrała u boku Edwarda Foxa, oraz scenariusza do jednego z jej dwóch filmów noszących tytuł Kwartet. Nawet najbliżsi przyjaciele muszą być bardzo ostrożni, gdy zamierzają odwiedzić aktora czy aktorkę za kulisami. Harwood był odporny na takie subtelności, więc stale wpadał do garderoby, by pożartować z aktorami grającymi w jego sztuce, która notabene nie odniosła wielkiego sukcesu. Na domiar złego Fox i Maggie, niezbyt dopasowani jako sceniczni partnerzy, prawie ze sobą nie rozmawiali. Maggie w końcu miała tego dosyć i gdy głowa Harwooda ponownie pojawiła się w drzwiach, postanowiła mu ją odgryźć. „Cześć, Ronnie, co porabiasz?”, spytała lodowatym tonem. „Zmagam się ze swoją nową sztuką, kochana”, odpowiedział Harwood. Maggie przez chwilę przyglądała się swoim paznokciom, po czym odparła: „My również, mój drogi”. (Według innej, apokryficznej wersji Harwood powiedział: „Próbuję dokończyć nową sztukę, kochana”, na co Maggie odburknęła niecierpliwie: „Spróbuj najpierw dokończyć tę”).
Trzy tygodnie intensywnych zdjęć do Otella z Laurence’em Olivierem w roli głównej, które odbywały się w studiu filmowym Shepperton w 1965 roku, wymagały ogromnego wysiłku od Maggie (w roli Desdemony), która w tym samym czasie grała w Pannie Julii oraz Czarnej komedii w Chichester. Wożono ją śmigłowcem między teatrem a studiem. Pierwszego dnia przywitał ją dyrektor Stuart Burge, który miał jej wręczyć notatki do prób. Kiedy potargana Maggie wyłoniła się spod wirujących śmigieł, zawołała: „Chryste, nie myślałam, że kiedyś spojrzę między swoje nogi i zobaczę Guildford!”.
Zakonnica w przebraniu z 1992 roku była wariacją na temat arcydzieła Billy’ego Wildera Pół żartem, pół serio. Maggie zagrała matkę przełożoną, a Whoopi Goldberg śpiewaczkę z klubu nocnego, która jest świadkiem morderstwa i musi ukryć się w klasztorze przebrana za zakonnicę. Film kręcono w Reno w stanie Nevada, a aktorzy mieli liczne problemy z logiką scenariusza, a raczej jej brakiem. Papież miał wysłać wiadomość do swoich podwładnych, ale nikt nie wiedział, jak fabuła miałaby przekonująco wyjaśnić jego interwencję. W jaki sposób Jego Świątobliwość kontaktuje się ze swoimi sługami? „Pewnie poprzez fax vobiscum”, zasugerowała Maggie spoza planu.
Za każdym razem, gdy Maggie wpada na Aleca McCowena, prosi go, by „pokazał żółwia”. Powodów dzisiaj już nikt nie pamięta, choć wiążą się z faktem, że McCowen ma w swoim repertuarze żart, w którym naśladuje żółwia. „Witaj, żółwiu”, mówi Maggie, a on zaczyna nadymać policzki i wymachiwać dłońmi, jakby płynął połączeniem pieska z żabką. Czy takie zachowanie przystoi jednemu z najwybitniejszych aktorów starszego pokolenia, do tego rodowitemu mieszkańcowi Tunbridge Wells? „Och, Alec zawsze miał w sobie coś z dwunastolatka”, chichocze Maggie. Jej wieloletni garderobiany Christopher Downes zapamiętale kolekcjonował powiedzonka Maggie i z dumą przypominał jedno, które dotyczyło jego samego. Podczas gwarnego przyjęcia Downes rozmawiał z innym gościem, który spytał: „Tak, Christopherze, ale czym tak naprawdę się zajmujesz?”. W tej samej chwili Maggie, która przechodziła obok nich z tacą, rzuciła przez ramię: „Ratuje ludziom życie”.
Tę nonszalancję podszytą kąśliwością doskonale widać w wielu z jej ról filmowych, a także w tym, jak sportretowała hrabinę Grantham w Downton Abbey. W serialu toczy wiele niezapomnianych pojedynków werbalnych z Shirley MacLaine, która wcieliła się w ekstrawagancką matkę jej synowej, lady Cory, jak również z Isobel Crawley (Penelope Wilton) w każdej ich wspólnej scenie, a nawet podczas rozmowy z nowym członkiem personelu: „Naprawdę jesteś taki wysoki? Myślałam, że chodzisz na szczudłach”. Każda jej kwestia jest zabarwiona kpiną bądź niedowierzaniem, nawet jeśli jakość tekstów nie zawsze dorównuje standardom Oscara Wilde’a czy chociażby Juliana Fellowesa z najlepszych czasów. Maggie i Fellowes po raz pierwszy spotkali się na planie Gosford Park Roberta Altmana (Fellowes zdobył Oscara za scenariusz), kryminału, którego akcja toczy się w 1932 roku, a więc osiem lat po tym, jak zakończyła się fabuła piątego sezonu Downton. Maggie zagrała lady Constance Trentham, arystokratkę spędzającą weekend na imprezie myśliwskiej w ogromnej wiejskiej posiadłości, gdzie pojawia się między innymi kompozytor Ivor Novello (w tej roli Jeremy Northam), który niedługo przedtem pracował nad nieudanym filmem. „Co to był za obraz?”, pyta Maggie, próbując przypomnieć sobie tytuł. „Lokator”, odpowiada kompozytor, zgrzytając zębami. (Ten niemy film Alfreda Hitchcocka z 1927 roku tak naprawdę nie był klapą, a dziś uchodzi za kultowy klasyk). „To musi być bardzo rozczarowujące, gdy coś... tak... klapnie”, drąży lady Constance, lekko poruszając nadgarstkami, jakby prowokowała uderzenie, na które nikt nie mógłby się odważyć.
Tuż przed pierwszą emisją Downton Abbey Fellowes i Maggie współpracowali po raz drugi, tym razem przy filmie Od czasu do czasu, który Julian napisał i wyreżyserował. Maggie wcieliła się w rolę wywodzącej się z klasy średniej kobiety, która podczas II wojny światowej mieszka w wiejskiej posiadłości i opiekuje się swoim wnukiem po tym, jak jego ojciec zaginął na froncie. W filmie pojawia się niesamowita scena, w której Maggie w końcu nawiązuje nić porozumienia ze sceptycznie nastawionym wnuczkiem – zatrzymuje się w progu i mówi do niego, surowym i niewzruszonym tonem, że kocha go bardziej niż kogokolwiek na świecie, z wyjątkiem własnego syna. Większość aktorek ubarwiłaby tę kwestię emocjonalnym załamaniem głosu lub łzawym pociągnięciem nosem. Ale nie Maggie. Ona jest twarda jak diament i dlatego tym bardziej wzruszająca.
Kiedy oglądałem ten film, dotarło do mnie, że Maggie w ciągu ostatnich dwudziestu lat stała się ekspertką w pracy z dziećmi – w Tajemniczym ogrodzie, filmach o Harrym Potterze (powiedziała, że była tam praktycznie panną Jean Brodie w kapeluszu czarownicy i zarobiła na emeryturę, choć było to dziewięć lat przed pierwszym sezonem Downton Abbey), Moim domu w Umbrii oraz w Nianii i wielkim bum z Emmą Thompson – i podejrzewam, że wynika to z tego, że w swoim aktorstwie traktuje ich jak dorosłych. Poza tym jest szczęśliwą babcią pięciorga dzieci swoich synów, aktorów Chrisa Larkina i Toby’ego Stephensa. Ich ulubioną sceną z udziałem babci jest ta, w której niania McPhee siada na krowim placku.
Złote czasy z definicji należą do przeszłości. Ale ostatnie pięćdziesiąt lat nieprzerwanej kariery Maggie wkrótce będzie można tak określić nie tylko ze względu na jej pracę sceniczną z dziełami Alana Bennetta, Edwarda Albeego, komediami z czasów restauracji Stuartów czy Szekspira (niestety, częściej w Kanadzie niż w Anglii), lecz także ze względu na sposób, w jaki jej gra ekranowa ewoluowała – od komicznej ekstrawagancji do surowej emocjonalnej ekspozycji i przekazywania prawdy. Dwadzieścia lat temu wydawało się, że Maggie toczy w sobie bitwę między niezrównaną biegłością techniczną a emocjonalnym objawieniem. Jednak biegłość została niemal brutalnie zaprzęgnięta do pracy w służbie temu drugiemu, a role Maggie, zarówno na ekranie, jak i na scenie, nabrały łagodzącej surowości w miejsce usztywniającej nonszalancji, dzięki czemu nawet lady Violet w Downton Abbey wydaje się osobą, z którą lepiej nie zadzierać, dopóki nie uświadomimy sobie, że kryje się w niej także błysk złośliwego humoru.
Ostatnim projektem telewizyjnym Maggie przed Downton była Opowieść Mary Stephena Poliakoffa, gdzie w niesamowity sposób oddała zarówno upadek, jak i wspomnienie przeszłości kobiety odartej z talentu przez okrutnego, wyrachowanego uwodziciela. Znaczną część filmu, jeśli chodzi o jej rolę, stanowiły partie narracji z offu, ale, zgodnie ze swoim podejściem do pracy, nauczyła się na pamięć całego scenariusza i zarejestrowała swoje kwestie „na żywo”, w pełnym kostiumie i na planie. To uosabia jej nawyk wcielania się w rolę przy jednoczesnym zachowywaniu dystansu do niej. Ta niezwykła zdolność, którą dawno temu zauważył u niej Tom Stoppard, naznacza każdy jej występ spontanicznością oraz krytyczną mądrością.
Przypisy