Międzynarodowiec, czyli paradoksy globalnego zaścianka - Dobiecki Grzegorz - ebook

Międzynarodowiec, czyli paradoksy globalnego zaścianka ebook

Dobiecki Grzegorz

5,0

Opis

Czy mogą zakończyć się sukcesem igrzyska śmierci Xi i Putina? Na co głosujemy w konkursie Eurowizji? Co mąż stanu ma pod kapeluszem?

Jest i taki sposób opanowywania spraw międzynarodowych: wejść w szczegóły, w których zawiera się wszystko. Grzegorz Dobiecki pisze o wojnie i polityce, ale też o zwierzętach, przedmiotach i strojach, książkach, piosenkach i mitach.

Świat można ogarnąć jednym spojrzeniem… Wystarczy, by było uważne.

Jeśli czytać o historii najnowszej, to właśnie o tak oswojonej. Choć dzieje bywają ciężkie, nam, czytelnikom, jakby lżej. Trochę lepiej wiemy, o co chodzi.

 

 

Dobiecki tka swoje felietony z nitek ironii i empatii, erudycji i zdziwienia. Łowi perły tam, gdzie inni widzą tylko muliste dno. Tworzy świat odrębny, celuje z boku, ale trafia w samo sedno.

Dariusz Rosiak

Wierni słuchaczeRaportu… (jak choćby niżej podpisany) wiedzą, jak cenne potrafi być spojrzenie z boku i jak genialne są felietony redaktora Dobieckiego. Może dlatego że, prawdę powiedziawszy, to w ogóle nie są felietony, tylko bogato zdobione eseje z pogranicza spraw międzynarodowych i filozofii. Ich Autor nie tylko jest specjalistą w bezbłędnym wyciąganiu istoty z trudnych tematów, ale jeszcze czyni to w postaci błyskotliwych aforyzmów. Te teksty aż się skrzą od językowej elegancji, nienachalnej erudycji i kulturowych odniesień. Literacka uczta.

Łona (Adam Bogumił Zieliński), raper

Świat pędzi oszalały. Gubi barwy i kształty. Rzeczywistość przez okno mknącego ekspresu. Aż chcesz się zatrzymać. Przyjrzeć. Dotknąć. Posmakować. Tak pokazuje nam świat Grzegorz Dobiecki – dziennikarz, smakosz, koneser. Polecam.

Paweł Reszka, reporter

 

 

Grzegorz Dobiecki–dziennikarz, prowadzi w Polsat News magazyn międzynarodowy Dzień na Świecie. Długo mieszkał we Francji, pracował w Radio France Internationale, później był korespondentem TVP i „Rzeczpospolitej“.

Jako felietonista ogłasza swoje teksty w cyklu Świat z boku w ramach podcastu Raport o stanie świataDariusza Rosiaka. Zebrane w książkę – już drugą! - zyskują nowe życie.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 223

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (2 oceny)
2
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Grzegorz Dobiecki

Międzyn­ar­o­dowiec, czyli paradoksy glob­al­nego za­ś­cianka

Od Autora

Anglicy przekonują, że nie należy ocen­iać książki na pod­stawie jej okładki: don’t judge a book by its cover. W uję­ciu meta­forycznym jest to wskazówka mądra; cenna szczegól­nie w kon­tak­tach międzyludzkich. Traci jed­nak wiele ze swej przy­dat­ności, gdy mówi o wstępnej relacji, jaką Czytel­nik naw­iązuje z Książką. Otóż – wbrew angiel­skiemu za­strzeżeniu – okładka służy do wyrobi­enia sobie pewnej opinii o tym, co okłada. Zwłaszcza wtedy, gdy front i tył dzieła oraz tzw. skrzy­dełka niosą całą mno­gość in­form­acji za­war­tych w słowach i obrazach. Za­zna­jomi­enie się z nimi jest pier­wszym i często wręcz decy­dującym eta­pem pro­cesu pozn­awania książki. Niejed­nok­rot­nie jest to za­razem etap os­tatni, kończący zna­jomość. By tak się nie stało, warto rzu­cić jeszcze okiem na niniejszy wstęp i za­warte w nim wyjaśni­enia pomoc­nicze.

To już drugi zbiór tek­stów, które pier­wot­nie ukazy­wały się w wer­sji au­dio, czytane przez autora. Składały się na fe­li­etonowy cykl Świat z boku, dla którego Dari­usz Ro­siak ot­worzył oki­enko w swoim pod­caście Ra­port o stanie świ­ata. Słowa są niby te same, ale nośnik zu­pełnie inny: tam dźwięk, tu druk. Tam – sug­es­tia czyjegoś głosu, tu – dowolność in­ter­pretacji włas­nej. Bo tytuł Międzyn­ar­o­dowiec, czyli paradoksy glob­al­nego za­ś­cianka pod­powiada z okładki, że za­war­tość nie będzie jed­nozn­aczna.

Wydawn­ictwo ułożyło ją w rozdzi­ały, łam­iąc porządek chro­no­lo­giczny. Być może tek­sty stra­ciły przez to walor bieżą­cych za­p­isków (cho­ciaż nigdy nie były kroniką w ścisłym zn­aczeniu). Zyskały chyba jed­nak coś bardziej war­toś­ciowego: wolne do news­owego rytmu wyszły poza ramy czasu. W tej wer­sji są to fe­li­etony (o)świ­atowe.

Tył książki też coś mówi. Fa­cet na dachu patrzy trochę spode łba, bez wro­gości prze­cież. Na punkt ob­ser­wacyjny wybrał starą kami­en­icę w śród­mieś­ciu, jed­nak nie w samym centrum, raczej na uboczu. Dom nie jest wysoki, daje per­spek­tywę ogran­iczoną, niem­niej dość rozległą. Nie sięga nieba, dlat­ego pozwala dostrzec ważny de­tal na dole. Świat z boku, świat z dachu, a ciągle blisko ziemi. Jakby rzeczy­wiście była płaska.

Życzę pożytku z lektury

Grzegorz Dobiecki

Pod­wójne widzenie

Bliski Wschód

Is­mael i Iz­aak znowu składają Ab­ra­hama do grobu, a dopiero co wskrzesz­ali oj­cowskiego ducha. Teraz on już ulatuje z wszelkich poro­zu­mień. Filistyni o to za­d­bali, z obcą pomocą. Stary Noe nie wie, który z synów go obraził: Cham czy Sem. To już bez zn­aczenia, nie zbu­duje im arki. Bo i po co, skoro po nich choćby po­top i martwe morze.

Martwe jak koncept dwóch państw, płód zaduszony przez wyrodną matkę Geo­pol­itykę. Resztkę złudzeń rozwiały rzezie na fest­i­walu Tribe of Nova i w przy­gran­icz­nych kibu­cach, po­tem bomby na domy w Gazie i ma­sakra szpit­ala, ktokolwiek za nią odpowiada. Obie strony za­dają sobie wza­jem śmi­erć, ale tylko jedna popełnia zbrod­nię – ta druga. Zab­ici nie rozróżnią, czy są ofi­arami ter­rorys­tów, czy żołnierzy, spraw­ied­li­wej wo­jny czy bandyck­iej napaści, sam­oobrony czy zem­sty. Kwal­i­fikacją czynów za­jmą się ko­m­isje ONZ i nic z tego nie wyniknie.

Joshua Co­hen w świet­nej Rodzinie Net­an­jahu pisze o Izraelu, że to: „państwo nie wzięte, lecz dane, nie z włas­nej woli, lecz z poczu­cia winy, jako próba re­paracji po tra­gedii”. Czyżby na to samo liczyli zdes­perow­ani Palestyńczycy? Lżą Izrael­czyków na­jok­rut­niej, jak ich zelżyć można – porówn­aniem do nazistów. Izraelscy przy­wódcy mówią o strasznej paździ­ernikowej sob­ocie, że tylu Ży­dów nie zginęło jed­nego dnia od czasu Holo­caustu. Odwołanie do Os­tatecznego Rozwiąz­ania – ar­gu­ment os­tateczny – pow­inno zamknąć li­cytację. Nie zamyka, bo ci sami liderzy nazy­wają hama­sow­ców pod­ludźmi. Po niemiecku to brzmi­ało Un­ter­menschen.

Niby trwa balet dyplo­matyczny, ale kroki są trudne, scena – ni­er­ówna. Łatwo się potknąć, zwłaszcza gdy Rosja i Chiny pod­stawią nogę. A one korzys­tają z okazji, które same stwar­zają. Pekin z Moskwą re­dukują strony świ­ata: glob­alne Połud­nie politycznie zanika, za­sysa je glob­alny Wschód. Ar­a­bowie nie chcą słuchać Amerykanów, Biden całuje jordańską klamkę. Izrael­czycy słuchają so­juszników zza Wielkiej Wody tylko z konieczności, prze­cież wiadomo, co tamci muszą pow­iedzieć.

To nie jest czas prawa międzyn­ar­o­dowego, zgranej Karty Nar­odów Zjed­noczo­nych. Lu­dom Księgi czyny po­dyk­tują teraz jej konkur­ujące ze sobą edycje: Bib­lia heb­rajska i Koran. Niech się inni nie wtrącają. Sławny filo­zof z Europy, groteskowy w swoim garniturze i bi­ałej koszuli, chce się dostać do zam­or­dow­anego kibucu Kfar Aza, by – jak to on lubi – „dać świadectwo przed kamerą”. Izrael­ski żołnierz go nie wpuszcza: „Proszę stąd ode­jść, pan tu nam przeszkadza”. Kan­clerz Niemiec opuszcza Tel Aviv w popło­chu, wys­traszony syre­nami alarmów.

Mapa re­gionu stołecznego Francji. Na prawo od stolicy – Montreuil, Bobigny, Clichy-sous-Bois. Bliski Wschód Paryża, re­gion za­p­alny. Łatwo przen­osi się tutaj iskra z Le­wantu. Już przeskoczyła dalej, do Ar­ras, wybuchła śmier­cią jeszcze jed­nego nauczy­ciela. Na „ut­raco­n­ych teryt­oriach Re­pub­liki” Francja nie po­trafiła ochronić tylu swoich uczn­iów przed – jak to się urzę­dowo określa – is­lamistyczną ra­dykal­iz­a­cją. Teraz musi chronić przed nimi swoich nauczy­cieli. Ale nie tylko ich. Okazuje się, nie po raz pier­wszy, że okazy­wanie solid­arności z Izraelem, nawet napad­niętym, jest ryzykowne. W każdym ra­zie ryzykowne bardziej niż udział w cza­sowo za­b­ro­nio­nych demon­strac­jach pro­palestyńskich. One zaś, z za­łożenia mani­fest­acje popar­cia dla sł­ab­szych, zami­eniają się w mani­fest­acje siły. I nie jest to „siła bez­sil­nych” z es­eju Vaclava Havla. Bliski Wschód Bruk­seli za­jmuje dziel­nice Molen­beek i Schaar­beek. Tam ukry­wali się po zamachach do­morośli dżi­hadyści, tam policja dopadła za­bójcę dwóch szwedzkich kib­iców. Bliskowschodni Ber­lin to Kreuzberg i Neuk­ölln, gdzie po ataku Hamasu na Izrael Palestyńczycy częstowali cuki­erkami.

My też mamy swój Bliski Wschód. Coraz rz­a­dziej ob­dar­zamy go solid­arnoś­cią, już nieczęsto kier­ujemy tam choćby uważne spojrzenie. In­wazja na Ukrainę odwró­ciła uwagę od Bi­ałor­usi. Wo­jna Izraela z Hama­sem zepch­nęła w cień Ukrainę. Z mroku wydobywa ją na chwilę łuna po pożarze wznieconym przez rosyjską raki­etę. Jeszcze bardziej rozbłysk ek­s­plozji za liniami wroga. Prze­cież to nie jest świ­atło jutrzenki zwycięstwa. Do wschodu daleko.

19/10/23

Bi-Bibi w BBC

Tyle razy miał go już powalić za­wał, udar, rak albo zamach. Jak go wreszcie naprawdę szlag trafi – też nie uwi­erzymy. Pewnie właśnie o to chodzi. Os­tat­nio Putina uśmier­cił w me­diach Walerij Sołow­iej, zn­any polit­o­log. Za­pewniał, że człow­iek, którego od półt­ora miesiąca pokazuje Kreml, to du­bler. Dop­pel­gänger, двойной, i to niejeden. „Wszy­scy mówią: «Kreml, Kreml», od każdego to słyszę, a ja sam ani razu Kremla nie widzi­ałem” – przyzn­awał się Wien­iczka Jer­ofiejew. Py­tanie: czy Sołow­iej widział kiedyś Putina?

Po 11 września „The New Yorker” zam­ieś­cił wi­ersz Adama Za­ga­jew­skiego z pam­ięt­nym przykazaniem: „Mu­s­isz opiewać okaleczony świat”. Ut­wór z mocą lamentu niósł wtedy ak­tu­alną re­fleksję, cho­ciaż ist­niał już od roku. Wielcy poeci widzą wcześniej. Po 7 paździ­ernika widz­imy tylko to, co Izrael i Hamas chcą pokazać z korzyś­cią dla siebie. Pier­wsze własne re­portaże dwóch amerykańskich ekip telew­izyj­nych są własne tylko po­zornie. Ca­hal za­b­rał re­port­erów Fox News i ABC do wybra­nych miejsc w Gazie, pod ścisłą kon­trolą. Tak samo Korea Północna or­gan­izuje wizyty dla zagran­icz­nych mediów.

W zabie­gach o za­ufanie odbior­ców kon­ces­jonow­ana relacja może jest jed­nak lepsza niż bezkrytyczne pow­ielanie pro­pa­gandy i dez­in­form­acji. Wielkie me­dia – CNN, AFP, „New York Times”, BBC – przyzn­ały, że w pier­wszych dniach wo­jny dono­siły zbyt pośpiesznie. Bez dys­tansu do wieści niemożli­wych do sprawdzenia in­for­mowały o no­worodkach za­r­zyn­a­nych w kibu­cach i o setkach zabi­tych w zbom­bardow­anym szpit­alu. Wiary­god­ność, dobro luk­susowe, trafiła na promo­cyjną wyprzedaż. BBC nie nazwała hama­sow­ców ter­rorys­tami, stację os­karżono więc o to, że im sprzyja. Ale za­raz spadł na nią za­r­zut prze­ciwny: trzy­manie strony Izraela. Wzmoc­niła go banalna wpadka tech­niczna. Któregoś dnia na ekranie podzielonym na pół obie części za­jął przemawiający premier Izraela. Palestyńczyków brak, za to Net­an­jahu pod­wójny. Bi-Bibi w BBC.

Dwa różne ob­licza za­czyna pokazy­wać prezy­dent Ukrainy, choć może one są dopiero teraz dostrzegane. Bo­hater­ski, niezłomny przy­wódca nar­odu i małostkowy, nieznoszący krytyki me­ga­lo­man. Gen­erał Za­łużny przyznaje, że kon­tro­fensywa ugrzęzła. Zełenski temu przeczy, jego min­is­ter spraw zagran­icz­nych ape­luje do ali­antów: „Ufa­jcie nam”. Nam – czyli komu? Ukrainie czy obecnej ekipie u władzy? Ukraina musi wi­erzyć w mit włas­nej niezwyciężoności, jak Rosja w swój. Izrael zbyt łatwo uwi­erzył w fetysz tech­no­lo­gicznej potęgi armii i to dało mu iluzję bezpieczeństwa. Do 11 września Amerykanie też byli pewni, że na ich włas­nej ziemi nic im nie grozi.

Kryzys za­ufania narasta, gdy kruszą się autorytety; sprzężenie jest tu zwrotne. Nie sposób trak­tować poważnie ONZ, kiedy Forum Społecznemu Rady Praw Człow­ieka prze­wod­niczy Iran. Czeska min­is­ter obrony domaga się wyp­is­ania swego kraju z grona nar­odów zjed­noczo­nych z po­wodu rezolucji o „hu­man­it­ar­nym roze­jmie” w Strefie Gazy, która całkow­icie pom­ija zbrod­nie Hamasu. ONZ zleca firmie in­formatycznej opra­cow­anie mod­elu rozwiąz­ania kon­f­liktu bliskowschod­niego z wykorzys­tan­iem sztucznej in­teli­gencji. Bo dyplomaci nie po­trafią. Papież Fran­ciszek za­k­lina: „Przer­wijcie ogień, w imię Boże zatrzyma­jcie się”. Jego apel może by poskutkował, gdyby to imię było wspólne.

Ar­menia już nie wi­erzy w rosyjski para­sol ochronny. Putin traci za­ufanie do szefa agencji TASS, bo ta jakby zbyt ochoczo relac­jonowała prze­bieg re­belii Prigożyna. Przed ol­ig­archami i prezes­ami rosyjskich kon­cernów nies­podziewanie otwi­erają się okna na wyso­kich piętrach. Bur­mis­trz gminy Florian w Kolumbii nie ufa samemu sobie. Przekon­any, że wygrał wybory ze zbyt nikłą przewagą, rozpisuje je ponownie – i wyraźnie przegrywa. Za­kład­nicy Hamasu za­w­i­erzają własne życie decyz­jom Net­an­jahu, nie mają in­nego wyjś­cia. W Es­tonii eu­ta­nasta-am­ator os­iąga siedem­dziesię­ciopro­centową skuteczność zabiegów. Dwóm osobom po­maga w drodze na tamten świat, trze­cią zatrzymuje na tym, bo psuje mu się chałupn­icza aparatura. Jak komuś takiemu za­w­i­erzyć własną śmi­erć?

I w ogóle komu ufać? Jak żyć, panie premierze? Zapy­tać można, tylko którego? Pewniejsza po­zostaje mądrość po­ety. W wi­er­szu Im­prow­iz­a­cja Za­ga­jew­ski radził: „Trzeba wziąć na siebie cały ciężar świ­ata / i uczynić go lekkim, znośnym / Za­r­zu­cić go sobie na rami­ona / tak jak ple­cak i ruszyć w drogę”. No to próbujemy. Ple­cak ni­eraz uwi­era, nie trzyma pi­onu, źle spakow­any prze­suwa się z lewa na prawo i z powro­tem. Ale to w marszu nie przeszkadza. Co na­jwyżej mamy wtedy świat z boku.

9/11/23

Chwała i hańba

Od pier­wszych dni rosyjskiej in­wazji Wołodymyr Zełenski wymi­eniał z imi­enia i nazwiska bo­haterów. Aż trzy­dzi­est­ego szóst­ego dnia odczytał nie tylko listę odzn­aczo­nych. Po raz pier­wszy wspom­niał o zdra­jcach: dwóch ofi­cer­ach bezpieczeństwa. O anty­bo­hat­er­ach, jak ich nazwał. Nazajutrz nap­ięt­nował także gauleit­erów – merów kilku za­ję­tych mi­ast, którzy przeszli na stronę ok­upanta. „Teraz nie mam czasu za­j­mować się zdra­jcami, ale stopniowo wszy­scy zostaną ukarani” – pow­iedział prezy­dent Ukrainy. Tej prawdy też się nie uląkł, dzielny wśród dziel­nych, primus inter pares. Prawda jest zaś taka, że żaden naród nie składa się z sa­mych her­osów. Czy jed­nak anty­bo­haterowie to sami zdra­jcy i kolabor­anci? A al­ternatywą dla chwały może być tylko hańba?

Młoda matka z dwo­j­giem dzieci, pow­iedzmy – Ołena, nie jest w Polsce spoko­jna ani szczęśliwa, bo Ukraina w og­niu, a tam zostali rod­zice. Ale nie czuje się za­gu­biona i sam­otna: mąż prac­uje w pol­skiej firmie, są razem. On nie po­jechał wal­czyć, in­aczej niż jego brat. Mąż Ołeny nie przysporzy chwały Ukrainie. Zn­aczy – stchórzył? Zdradził świętą sprawę, stawiając rodz­inę ponad ojczyzną? Nie nam to roz­strzy­gać, dopóki jesteśmy tylko os­trożnymi ali­an­tami. His­toryk i polit­o­log Ro­man Kabaczyj mówi z Ki­jowa: „Każdy niech przyczynia się do zwycięstwa na­jlepiej, jak po­trafi, nie każdy musi i może być żołnierzem”. Nie my także ocen­imy fi­nal­nie za­kład­nika włas­nej wielkości, jakim stał się Zełenski. „Am­bas­ad­orowie nie zmi­eniają ról, wiedząc, jak blisko od sławy do zdrady”, śpiewał Jacek Kaczmarski. Prezy­dent Ukrainy już stąpa po os­trzu noża: ustępstwa na rzecz Rosji mogą być konieczne, a zza nich wyzi­era hańba.

Stopniowo wszy­scy zostaną ukarani… Jakie to będą stopnie? Uczciwe pro­cesy czy Rymkiewiczowskie wiesz­anie, konieczne nar­o­dowe kath­arsis? Po­wo­jenne wymierz­anie spraw­ied­li­wości zdra­j­com – czy choćby anty­bo­haterom – łatwo przemi­enia się w zem­stę. W jej dopełnianiu nie ma już nic bo­hater­skiego.

Dużo łatwiej zostać zdra­jcą w Rosji. Nie trzeba czynów, wys­tar­czą słowa, krytyczne czy choćby nieufne wobec Putina. My prze­cież czekamy na czyny, a jeśli chłoniemy rosyjskie słowa, to tylko takie, które prze­powiadają rychły kres tyr­ana. I to marny kres, bo jego rezyg­nację trudno sobie wyo­brazić. Emig­rant polityczny Ilja Pono­mariow, je­dyny deputow­any Dumy, który głosował prze­ciwko za­garnię­ciu Krymu, powiada: „Putin nie przeżyje tej wo­jny”. Pono­mariow nie wie tylko, kto Putina zgładzi – pała­cowi re­woluc­jon­iści, rosyjski lud czy ukraiński żołnierz… Pier­wszą op­cję za­leca amerykański sen­ator Lind­sey Gra­ham: rosyjski Bru­tus pil­nie poszukiwany. Czy nie to samo ma na myśli Joe Biden, gdy za­k­lina się na Boga, że rzeźnik i zbrod­ni­arz nie może po­zostać przy władzy?

W Rosji pre­ced­ensów nie brak, tylko w rodzie Ro­manow­ych skończyli ży­wot gwałtownie: Piotr III, Iwan VI, Paweł I, Mikołaj II. Jed­nak królobójców nie czeka chwała, lud ma ich za nikczem­ników. Nawet w pol­skim panteonie bo­haterów za­b­rakło miejsca dla Ig­nacego Hryniew­ieckiego, który zabił cara Aleksandra II, sam ginąc w zamachu. François Rav­ail­lac, ok­rut­nie zamęczony i rozer­wany końmi za uśmier­cenie Henryka IV Bour­bona, nie trafił we Francji na pom­niki.

A może miejsce na cokole pisane jest Em­manuelowi Mac­ro­nowi za rozejm, jaki wyprosi u Putina w osiem­dziesiątej siód­mej roz­mowie tele­fon­icznej? Który z europejskich przy­wód­ców za­służy na laury, który na corozę – szpicza­stą czapkę hańby? Na ra­zie demon­strują postawy od bo­hater­szczyzny do anty­bo­haterstwa. Niek­tórzy uderzają w tony pok­utne; być może biorą przykład z Gérarda De­pardieu, który w bólach odko­chuje się w swym krem­lowskim id­olu. O szok przyprawia odkrycie, że dała się mu omamić nawet ta, cośmy ją mieli za trosk­liwą Mutti Europy, a ona wy­chodzi na wyrodną ma­cochę. Dobre sam­o­poczucie nie opuszcza na­to­mi­ast in­fam­isa z Bud­apesztu. Chodzi w glorii zwycięzcy, w końcu pokonał prze­ciwnika, z którym nawet Putin nie daje sobie rady: Wołodymyra Zełenskiego, zagran­icznego agenta zdradzieck­iej wę­gi­er­skiej opozycji.

7/04/22

Stamtąd tutaj

Kiedyś w miejskich auto­busach, starych jel­czach typu ogórek, szczegól­nie pożądane było miejsce siedzące na sami­utkim przodzie, po prawej. Z tyłu ścisk, a tu, jak się człow­iek zdołał przedrzeć, wy­godna in­tym­ność, pan­or­ama przed­niej szyby i gość za kółkiem po lewej niby twój private driver. Pogadać z nim jed­nak nie szło. Chęt­nych odstrasz­ała tabliczka: „W cza­sie jazdy roz­mowa z kierowcą za­b­ro­niona”. Dziś tego słusznego za­kazu złamać się nie da, kierowcy auto­busów siedzą w niedostęp­nych klatkach. Ni­en­aruszony po­został na­to­mi­ast feno­men soc­jolo­giczny, jakim jest kon­wer­sacja z tak­sówkar­zem. Zwłaszcza zaś jego mono­log. Ton ek­sperta. Wzrok w lusterku wymusza­jący uwagę pas­ażera. Taki sło­wo­tok, któremu ni­estraszne żadne bar­i­ery – nawet językowa – może irytować. Że może również in­spirować, dow­iódł płytą Taxi raper Łona. Niew­iele wynika z kolei z prze­jażdżko-wy­wiadów, na jakie dzi­en­nikarz telew­izyjny zaprasza tak zwa­nych ciekaw­ych ludzi do auta zami­enionego w mo­bilne stu­dio. Wozi ich w kółko po mieście, po­je­dyn­czo. Oni sycą swoją próżność: w końcu redak­tor-kierowca byle kogo obok siebie nie posadzi. On na roz­mowie skupia się nie bardziej niż na uważnej jeździe – ze szkodą dla jed­nej i dru­giej. Forma przer­asta treść, bujda na re­sor­ach.

W vanie Maćka Hameli nic z tych rzeczy. Pas­ażerów zabi­era bez selekcji, często w nadkom­plecie. Z dzieciakami, z to­bołami, z kotem chorym ze strachu. Rozkład jazdy i trasę wyzn­aczają ich po­trzeby, a wszys­tkie są podobne. Przedostać się albo tylko wydostać. Kierowca słucha, co mówią, ni­eraz rzuci do tyłu py­tanie, ale nie wyciąga zwi­erzeń. Nie reżyser­uje. Słowa płyną same: kaskadą in­form­acji, stru­mi­eniem skargi i rozpaczy, ni­eraz porywa je nurt mil­czenia. Powi­er­niczką jest kam­era, to­war­zyszka podróży. Kierowca ma ważniejsze za­dania. Ustalać marszrutę z omylnym GPS-em. Uważać na miny. Om­i­jać dzi­ury w fatal­nych drogach i betonowe za­pory na check pointach. Odpowiadać wojskowym kon­tro­lom na stałe py­tania. Broni w wozie nie ma? Skąd i dokąd jedziecie – звідкиі куди?

Z mi­ast, wi­osek, z głuchego od­ludzia. Z miejsc, do których Ros­janie mogą wró­cić albo dopiero do nich przyjść. A dokąd? „Bez zn­aczenia” – mówi jedna z pas­ażerek – „tam, gdzie bezpiecznie”. Gdzie wreszcie można się wyspać i nie słyszeć ek­s­plozji. Może być do Pol­ski. Stamtąd – tutaj.

Ma­ciek Hamela, reżyser dok­u­ment­alista już wcześniej zna­jący Ukrainę, jeszcze przed końcem lut­ego pam­ięt­nego roku kupił po­jemny sam­ochód i po­jechał na gran­icę odbi­erać uchodźców. Po­tem gran­icę przek­roczył, by swoim vanem świad­czyć usługi trans­por­towe po­trze­bującym i bezradnym. Tak powstał film. Ale ważna była kole­jność decyzji i hier­ar­chia od­ruchów. Na­jpi­erw pomoc i im­peratyw solid­arności, in­stynkt pro­fes­jon­alisty odezwał się później. Skąd dokąd jest fil­mem drogi, jed­nak to zu­pełnie inna kat­egoria niż Easy Rider czy ekran­iz­a­cja prozy Ker­ou­aca. Dla bo­haterów tam­tych obrazów droga jest ży­ciem i wolnoś­cią, celem samym w sobie. Pas­ażerowie Hameli drogę, sam­ochód i kierowcę muszą trak­tować jak środki do celu. Do przeży­cia.

Sean Penn po­jechał zrobić film o wo­jnie w Ukrainie. Bern­ard-Henri Lévy zrobił jeszcze jeden film o sobie na jeszcze jed­nej wo­jnie. Przeszkadzał żołnierzom. Hamela po­magał cy­wilom. Nie pokazał wo­jny wprost, nie czołgał się w oko­pach, nie dok­u­mentował walki. A wo­jnę w jego filmie widać aż nadto dobrze, nie tylko w pan­or­amie wyp­a­lo­nych ruin za oknem sam­ochodu. „Dowo­dem ist­ni­enia pot­wora są jego ofi­ary” – pisał Her­bert. „Jest dowód nie wprost, ale wys­tar­cza­jący”.Tak jak wys­tar­cza­jąca bywa cisza, na którą nie ma miejsca, nie ma czasu w relac­jach dzi­en­nikarskich. Nocą z ekranu smart­fonu bije łuna jak od świętej ikony. Podświetla twarz dziew­czyny z tyl­nego siedzenia, madonny ukraińskiej.Pół­cień i mil­czenie przyn­oszą ulgę. Stają się kon­tra­punk­tem dla opow­ieści, o których ciężarze, bólu i grozie trudno mieć po­jęcie, dopóki się ich nie usłyszy.

Za prze­prawę ze świ­ata ży­wych do Hadesu Charon kazał sobie pła­cić i jeszcze za­ganiał do wi­oseł. Wo­lontari­usz z vana za kurs w prze­ciwną stronę nie bierze ani obola. Prze­prawił ponad 400 osób.

23/11/23

Ramos w pustym mieszkaniu

Puste mieszkanie, zamknięte na klucz w trzech wy­mi­arach. Ale w tych ścianach jak czwarty wy­miar, może nawet jak bezmiar, wisi smutek. Taki lekki, przeźroczysty, dostrzegalny prze­cież. Mieszkanie nie jest puste, jest opus­tosz­ałe, to różn­ica. Jeszcze meble nieźle sobie radzą we własnym to­war­zys­twie, kilka ciuchów nie musi się rozpychać w sz­a­fach, teraz mają luźno. Gorzej z za­bawkami. Cho­ciaż tyle ich zostało, od razu widać, że każda czuje się porzu­cona i ci­erpi w sam­ot­ności. Nie zab­rali ich, zdradz­ili dla now­ych, co czekały na chłop­ców już tam, w Kanadzie. Iryna spakowała, co na­j­po­trzebniejsze, łzy otarła, An­drij odstawił wóz do firmy, nawręczali podarków, przeżeg­nali się i pożeg­nali, starszy Saszka wziął za rękę małego Wow­czika, ruszyli całą czwórką z wal­izami na lot­nisko i tyle ich było.

A mogli tu zostać, jak długo by chcieli, sprzedaż mieszkania była już wstrzy­mana. Zresztą ten, kto je zostawił w spadku, jakby odszedł w samą porę, może bezwied­nie chciał w ten sposób pomóc? Pomóc, wasza pomoc, po­magacie – jak te słowa muszą dok­uczać, kiedy ciągle trzeba je wypo­wiadać. Prosić o pomoc i za nią dz­iękować. Dawno temu, cz­ter­dzieści lat już będzie, inne po­maganie i dz­iękow­anie w sprzężeniu zwrot­nym odby­wało się na Zachodzie. Na początku dach nad głową dał komuś porządny fa­cet o nazwisku Ramos. Więc wśród świeżych emig­rantów przyjęło się, że opiekuńczy, pomocni tubylcy to ramosy: „Mieszkam u moich ramosów”, „Mój ramos za­łatwił mi ro­botę”, „Ramosowa będzie matką chrzestną”. A później już: „Ten obraz u mnie to prezent od ramosów”, „Ramosy dziś przy­chodzą na kolację”, „Jedziemy z ramosami na wakacje”. Nie za­wsze rodz­iły się z tego przy­jaźnie, ale było dużo czasu, żeby się poznać.

Jeżeli to prawda, że karma wraca, to Iryna z chło­pakami trafiła tu na swoich ramosów. Kilka spotkań w ciągu oś­miu miesięcy ich obecności mi­ało wys­tar­czyć, żeby się poznać, a może i zro­zu­mieć. Nie wys­tar­czyło. Z obu stron padały za­pewni­enia, że wy już dla nas jak rodz­ina. Wy­mi­ana uś­cisków, ser­deczności, prezentów, in­form­acji. Jed­nak myśli i wąt­pli­wości zachow­y­wane raczej dla siebie, więcej rezerwy niż ot­war­cia. Dys­kretne przy­glądanie się naszej odmi­en­ności, bo jej wcale nie mniej niż podobieństw. Niepewność, czy ta wo­jna rzeczy­wiście nas połączy na dłużej, po kątach ciągle siedzą stare de­mony. Pomoc przyj­mow­ana jak gorzkie lekarstwo, ubocznie szkodzące god­ności. Pomoc nie­siona jako od­ruch bezwar­unkowy / re­fleks geo­pol­ityki / niez­byt uczciwy deal, którego na­bi­er­anym kon­tra­hen­tem jest własne sum­i­enie. Niepo­trzebne skreślić, jeśli wiadomo, co niepo­trzebne. Sondaże mówią o wzbi­era­jącej niechęci, może tylko znużeniu. Zbioro­wość son­dować łatwiej niż samego siebie.

An­drij pewnie taki zabieg wykonał. Wyszło mu, że życie i rodz­ina są na pier­wszym miejscu. Nie wró­cił wal­czyć. Pra­cował tu już wcześniej, jeździł po Europie na TIR-ach, napatrzył się świ­ata. Kanada to jego pomysł. Iryna nie chciała, tu była o dzień jazdy od domu. Teraz swoją Ukrainę ma w sil­nej di­a­sporze, ale tę prawdziwą tylko w in­ternecie i w snach emig­ranta, ni­eraz pięk­nych, ni­eraz kosz­mar­nych. Żadne się nie spełnią, jak już kiedyś wszy­scy wrócą do siebie. Iryna wi­erzy, że wrócą. Po drodze mogliby się znowu zatrzymać w tym mieszkaniu. Ono dalej stoi puste, bo z wyna­jmem za­wracanie głowy, bo przy takiej in­flacji sprzedawać nie warto. Bo jeszcze inny głos mówi, że raki­ety i drony, że zi­mno i ciemno, że ludzie tego wszys­tkiego nie wytrzymają, że wkrótce przy­jadą tu następni.

16/12/22

Spis treści

Od Autora

Pod­wójne widzenie

Bliski Wschód

Bi-Bibi w BBC

Chwała i hańba

Stamtąd tutaj

Ramos w pustym mieszkaniu

© Wydawn­ictwo WAM, 2024

© Grzegorz Dobiecki, 2024

Opieka redak­cyjna: Damian Strączek

Redak­cja: Elżbi­eta Wiater

Korekta: Mag­dalena Koch

Pro­jekt okładki: Adam Gutkowski

Fot. na pier­wszej stronie okładki © Hebestreit / Bundes­reg­ier­ung via Getty Im­ages

Fot. na skrzy­dełku okładki © Tomek Sikora

Opra­cow­anie graficzne i skład: Lucyna Ster­czewska

ePub e-ISBN: 978-83-277-4255-1

Mobi e-ISBN: 978-83-277-4256-8

MANDO

ul. Ko­per­nika 26 • 31-501 Kraków

tel. 12 62 93 200

www.wydawn­ict­wo­mando.pl

DZIAŁ HAND­LOWY

tel. 12 62 93 254-255

e-mail: han­del@wydawn­ict­wo­mando.pl