Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Czy mogą zakończyć się sukcesem igrzyska śmierci Xi i Putina? Na co głosujemy w konkursie Eurowizji? Co mąż stanu ma pod kapeluszem?
Jest i taki sposób opanowywania spraw międzynarodowych: wejść w szczegóły, w których zawiera się wszystko. Grzegorz Dobiecki pisze o wojnie i polityce, ale też o zwierzętach, przedmiotach i strojach, książkach, piosenkach i mitach.
Świat można ogarnąć jednym spojrzeniem… Wystarczy, by było uważne.
Jeśli czytać o historii najnowszej, to właśnie o tak oswojonej. Choć dzieje bywają ciężkie, nam, czytelnikom, jakby lżej. Trochę lepiej wiemy, o co chodzi.
Dobiecki tka swoje felietony z nitek ironii i empatii, erudycji i zdziwienia. Łowi perły tam, gdzie inni widzą tylko muliste dno. Tworzy świat odrębny, celuje z boku, ale trafia w samo sedno.
Dariusz Rosiak
Wierni słuchaczeRaportu… (jak choćby niżej podpisany) wiedzą, jak cenne potrafi być spojrzenie z boku i jak genialne są felietony redaktora Dobieckiego. Może dlatego że, prawdę powiedziawszy, to w ogóle nie są felietony, tylko bogato zdobione eseje z pogranicza spraw międzynarodowych i filozofii. Ich Autor nie tylko jest specjalistą w bezbłędnym wyciąganiu istoty z trudnych tematów, ale jeszcze czyni to w postaci błyskotliwych aforyzmów. Te teksty aż się skrzą od językowej elegancji, nienachalnej erudycji i kulturowych odniesień. Literacka uczta.
Łona (Adam Bogumił Zieliński), raper
Świat pędzi oszalały. Gubi barwy i kształty. Rzeczywistość przez okno mknącego ekspresu. Aż chcesz się zatrzymać. Przyjrzeć. Dotknąć. Posmakować. Tak pokazuje nam świat Grzegorz Dobiecki – dziennikarz, smakosz, koneser. Polecam.
Paweł Reszka, reporter
Grzegorz Dobiecki–dziennikarz, prowadzi w Polsat News magazyn międzynarodowy Dzień na Świecie. Długo mieszkał we Francji, pracował w Radio France Internationale, później był korespondentem TVP i „Rzeczpospolitej“.
Jako felietonista ogłasza swoje teksty w cyklu Świat z boku w ramach podcastu Raport o stanie świataDariusza Rosiaka. Zebrane w książkę – już drugą! - zyskują nowe życie.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 223
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Grzegorz Dobiecki
Międzynarodowiec, czyli paradoksy globalnego zaścianka
Od Autora
Anglicy przekonują, że nie należy oceniać książki na podstawie jej okładki: don’t judge a book by its cover. W ujęciu metaforycznym jest to wskazówka mądra; cenna szczególnie w kontaktach międzyludzkich. Traci jednak wiele ze swej przydatności, gdy mówi o wstępnej relacji, jaką Czytelnik nawiązuje z Książką. Otóż – wbrew angielskiemu zastrzeżeniu – okładka służy do wyrobienia sobie pewnej opinii o tym, co okłada. Zwłaszcza wtedy, gdy front i tył dzieła oraz tzw. skrzydełka niosą całą mnogość informacji zawartych w słowach i obrazach. Zaznajomienie się z nimi jest pierwszym i często wręcz decydującym etapem procesu poznawania książki. Niejednokrotnie jest to zarazem etap ostatni, kończący znajomość. By tak się nie stało, warto rzucić jeszcze okiem na niniejszy wstęp i zawarte w nim wyjaśnienia pomocnicze.
To już drugi zbiór tekstów, które pierwotnie ukazywały się w wersji audio, czytane przez autora. Składały się na felietonowy cykl Świat z boku, dla którego Dariusz Rosiak otworzył okienko w swoim podcaście Raport o stanie świata. Słowa są niby te same, ale nośnik zupełnie inny: tam dźwięk, tu druk. Tam – sugestia czyjegoś głosu, tu – dowolność interpretacji własnej. Bo tytuł Międzynarodowiec, czyli paradoksy globalnego zaścianka podpowiada z okładki, że zawartość nie będzie jednoznaczna.
Wydawnictwo ułożyło ją w rozdziały, łamiąc porządek chronologiczny. Być może teksty straciły przez to walor bieżących zapisków (chociaż nigdy nie były kroniką w ścisłym znaczeniu). Zyskały chyba jednak coś bardziej wartościowego: wolne do newsowego rytmu wyszły poza ramy czasu. W tej wersji są to felietony (o)światowe.
Tył książki też coś mówi. Facet na dachu patrzy trochę spode łba, bez wrogości przecież. Na punkt obserwacyjny wybrał starą kamienicę w śródmieściu, jednak nie w samym centrum, raczej na uboczu. Dom nie jest wysoki, daje perspektywę ograniczoną, niemniej dość rozległą. Nie sięga nieba, dlatego pozwala dostrzec ważny detal na dole. Świat z boku, świat z dachu, a ciągle blisko ziemi. Jakby rzeczywiście była płaska.
Życzę pożytku z lektury
Grzegorz Dobiecki
Podwójne widzenie
Bliski Wschód
Ismael i Izaak znowu składają Abrahama do grobu, a dopiero co wskrzeszali ojcowskiego ducha. Teraz on już ulatuje z wszelkich porozumień. Filistyni o to zadbali, z obcą pomocą. Stary Noe nie wie, który z synów go obraził: Cham czy Sem. To już bez znaczenia, nie zbuduje im arki. Bo i po co, skoro po nich choćby potop i martwe morze.
Martwe jak koncept dwóch państw, płód zaduszony przez wyrodną matkę Geopolitykę. Resztkę złudzeń rozwiały rzezie na festiwalu Tribe of Nova i w przygranicznych kibucach, potem bomby na domy w Gazie i masakra szpitala, ktokolwiek za nią odpowiada. Obie strony zadają sobie wzajem śmierć, ale tylko jedna popełnia zbrodnię – ta druga. Zabici nie rozróżnią, czy są ofiarami terrorystów, czy żołnierzy, sprawiedliwej wojny czy bandyckiej napaści, samoobrony czy zemsty. Kwalifikacją czynów zajmą się komisje ONZ i nic z tego nie wyniknie.
Joshua Cohen w świetnej Rodzinie Netanjahu pisze o Izraelu, że to: „państwo nie wzięte, lecz dane, nie z własnej woli, lecz z poczucia winy, jako próba reparacji po tragedii”. Czyżby na to samo liczyli zdesperowani Palestyńczycy? Lżą Izraelczyków najokrutniej, jak ich zelżyć można – porównaniem do nazistów. Izraelscy przywódcy mówią o strasznej październikowej sobocie, że tylu Żydów nie zginęło jednego dnia od czasu Holocaustu. Odwołanie do Ostatecznego Rozwiązania – argument ostateczny – powinno zamknąć licytację. Nie zamyka, bo ci sami liderzy nazywają hamasowców podludźmi. Po niemiecku to brzmiało Untermenschen.
Niby trwa balet dyplomatyczny, ale kroki są trudne, scena – nierówna. Łatwo się potknąć, zwłaszcza gdy Rosja i Chiny podstawią nogę. A one korzystają z okazji, które same stwarzają. Pekin z Moskwą redukują strony świata: globalne Południe politycznie zanika, zasysa je globalny Wschód. Arabowie nie chcą słuchać Amerykanów, Biden całuje jordańską klamkę. Izraelczycy słuchają sojuszników zza Wielkiej Wody tylko z konieczności, przecież wiadomo, co tamci muszą powiedzieć.
To nie jest czas prawa międzynarodowego, zgranej Karty Narodów Zjednoczonych. Ludom Księgi czyny podyktują teraz jej konkurujące ze sobą edycje: Biblia hebrajska i Koran. Niech się inni nie wtrącają. Sławny filozof z Europy, groteskowy w swoim garniturze i białej koszuli, chce się dostać do zamordowanego kibucu Kfar Aza, by – jak to on lubi – „dać świadectwo przed kamerą”. Izraelski żołnierz go nie wpuszcza: „Proszę stąd odejść, pan tu nam przeszkadza”. Kanclerz Niemiec opuszcza Tel Aviv w popłochu, wystraszony syrenami alarmów.
Mapa regionu stołecznego Francji. Na prawo od stolicy – Montreuil, Bobigny, Clichy-sous-Bois. Bliski Wschód Paryża, region zapalny. Łatwo przenosi się tutaj iskra z Lewantu. Już przeskoczyła dalej, do Arras, wybuchła śmiercią jeszcze jednego nauczyciela. Na „utraconych terytoriach Republiki” Francja nie potrafiła ochronić tylu swoich uczniów przed – jak to się urzędowo określa – islamistyczną radykalizacją. Teraz musi chronić przed nimi swoich nauczycieli. Ale nie tylko ich. Okazuje się, nie po raz pierwszy, że okazywanie solidarności z Izraelem, nawet napadniętym, jest ryzykowne. W każdym razie ryzykowne bardziej niż udział w czasowo zabronionych demonstracjach propalestyńskich. One zaś, z założenia manifestacje poparcia dla słabszych, zamieniają się w manifestacje siły. I nie jest to „siła bezsilnych” z eseju Vaclava Havla. Bliski Wschód Brukseli zajmuje dzielnice Molenbeek i Schaarbeek. Tam ukrywali się po zamachach domorośli dżihadyści, tam policja dopadła zabójcę dwóch szwedzkich kibiców. Bliskowschodni Berlin to Kreuzberg i Neukölln, gdzie po ataku Hamasu na Izrael Palestyńczycy częstowali cukierkami.
My też mamy swój Bliski Wschód. Coraz rzadziej obdarzamy go solidarnością, już nieczęsto kierujemy tam choćby uważne spojrzenie. Inwazja na Ukrainę odwróciła uwagę od Białorusi. Wojna Izraela z Hamasem zepchnęła w cień Ukrainę. Z mroku wydobywa ją na chwilę łuna po pożarze wznieconym przez rosyjską rakietę. Jeszcze bardziej rozbłysk eksplozji za liniami wroga. Przecież to nie jest światło jutrzenki zwycięstwa. Do wschodu daleko.
19/10/23
Bi-Bibi w BBC
Tyle razy miał go już powalić zawał, udar, rak albo zamach. Jak go wreszcie naprawdę szlag trafi – też nie uwierzymy. Pewnie właśnie o to chodzi. Ostatnio Putina uśmiercił w mediach Walerij Sołowiej, znany politolog. Zapewniał, że człowiek, którego od półtora miesiąca pokazuje Kreml, to dubler. Doppelgänger, двойной, i to niejeden. „Wszyscy mówią: «Kreml, Kreml», od każdego to słyszę, a ja sam ani razu Kremla nie widziałem” – przyznawał się Wieniczka Jerofiejew. Pytanie: czy Sołowiej widział kiedyś Putina?
Po 11 września „The New Yorker” zamieścił wiersz Adama Zagajewskiego z pamiętnym przykazaniem: „Musisz opiewać okaleczony świat”. Utwór z mocą lamentu niósł wtedy aktualną refleksję, chociaż istniał już od roku. Wielcy poeci widzą wcześniej. Po 7 października widzimy tylko to, co Izrael i Hamas chcą pokazać z korzyścią dla siebie. Pierwsze własne reportaże dwóch amerykańskich ekip telewizyjnych są własne tylko pozornie. Cahal zabrał reporterów Fox News i ABC do wybranych miejsc w Gazie, pod ścisłą kontrolą. Tak samo Korea Północna organizuje wizyty dla zagranicznych mediów.
W zabiegach o zaufanie odbiorców koncesjonowana relacja może jest jednak lepsza niż bezkrytyczne powielanie propagandy i dezinformacji. Wielkie media – CNN, AFP, „New York Times”, BBC – przyznały, że w pierwszych dniach wojny donosiły zbyt pośpiesznie. Bez dystansu do wieści niemożliwych do sprawdzenia informowały o noworodkach zarzynanych w kibucach i o setkach zabitych w zbombardowanym szpitalu. Wiarygodność, dobro luksusowe, trafiła na promocyjną wyprzedaż. BBC nie nazwała hamasowców terrorystami, stację oskarżono więc o to, że im sprzyja. Ale zaraz spadł na nią zarzut przeciwny: trzymanie strony Izraela. Wzmocniła go banalna wpadka techniczna. Któregoś dnia na ekranie podzielonym na pół obie części zajął przemawiający premier Izraela. Palestyńczyków brak, za to Netanjahu podwójny. Bi-Bibi w BBC.
Dwa różne oblicza zaczyna pokazywać prezydent Ukrainy, choć może one są dopiero teraz dostrzegane. Bohaterski, niezłomny przywódca narodu i małostkowy, nieznoszący krytyki megaloman. Generał Załużny przyznaje, że kontrofensywa ugrzęzła. Zełenski temu przeczy, jego minister spraw zagranicznych apeluje do aliantów: „Ufajcie nam”. Nam – czyli komu? Ukrainie czy obecnej ekipie u władzy? Ukraina musi wierzyć w mit własnej niezwyciężoności, jak Rosja w swój. Izrael zbyt łatwo uwierzył w fetysz technologicznej potęgi armii i to dało mu iluzję bezpieczeństwa. Do 11 września Amerykanie też byli pewni, że na ich własnej ziemi nic im nie grozi.
Kryzys zaufania narasta, gdy kruszą się autorytety; sprzężenie jest tu zwrotne. Nie sposób traktować poważnie ONZ, kiedy Forum Społecznemu Rady Praw Człowieka przewodniczy Iran. Czeska minister obrony domaga się wypisania swego kraju z grona narodów zjednoczonych z powodu rezolucji o „humanitarnym rozejmie” w Strefie Gazy, która całkowicie pomija zbrodnie Hamasu. ONZ zleca firmie informatycznej opracowanie modelu rozwiązania konfliktu bliskowschodniego z wykorzystaniem sztucznej inteligencji. Bo dyplomaci nie potrafią. Papież Franciszek zaklina: „Przerwijcie ogień, w imię Boże zatrzymajcie się”. Jego apel może by poskutkował, gdyby to imię było wspólne.
Armenia już nie wierzy w rosyjski parasol ochronny. Putin traci zaufanie do szefa agencji TASS, bo ta jakby zbyt ochoczo relacjonowała przebieg rebelii Prigożyna. Przed oligarchami i prezesami rosyjskich koncernów niespodziewanie otwierają się okna na wysokich piętrach. Burmistrz gminy Florian w Kolumbii nie ufa samemu sobie. Przekonany, że wygrał wybory ze zbyt nikłą przewagą, rozpisuje je ponownie – i wyraźnie przegrywa. Zakładnicy Hamasu zawierzają własne życie decyzjom Netanjahu, nie mają innego wyjścia. W Estonii eutanasta-amator osiąga siedemdziesięcioprocentową skuteczność zabiegów. Dwóm osobom pomaga w drodze na tamten świat, trzecią zatrzymuje na tym, bo psuje mu się chałupnicza aparatura. Jak komuś takiemu zawierzyć własną śmierć?
I w ogóle komu ufać? Jak żyć, panie premierze? Zapytać można, tylko którego? Pewniejsza pozostaje mądrość poety. W wierszu Improwizacja Zagajewski radził: „Trzeba wziąć na siebie cały ciężar świata / i uczynić go lekkim, znośnym / Zarzucić go sobie na ramiona / tak jak plecak i ruszyć w drogę”. No to próbujemy. Plecak nieraz uwiera, nie trzyma pionu, źle spakowany przesuwa się z lewa na prawo i z powrotem. Ale to w marszu nie przeszkadza. Co najwyżej mamy wtedy świat z boku.
9/11/23
Chwała i hańba
Od pierwszych dni rosyjskiej inwazji Wołodymyr Zełenski wymieniał z imienia i nazwiska bohaterów. Aż trzydziestego szóstego dnia odczytał nie tylko listę odznaczonych. Po raz pierwszy wspomniał o zdrajcach: dwóch oficerach bezpieczeństwa. O antybohaterach, jak ich nazwał. Nazajutrz napiętnował także gauleiterów – merów kilku zajętych miast, którzy przeszli na stronę okupanta. „Teraz nie mam czasu zajmować się zdrajcami, ale stopniowo wszyscy zostaną ukarani” – powiedział prezydent Ukrainy. Tej prawdy też się nie uląkł, dzielny wśród dzielnych, primus inter pares. Prawda jest zaś taka, że żaden naród nie składa się z samych herosów. Czy jednak antybohaterowie to sami zdrajcy i kolaboranci? A alternatywą dla chwały może być tylko hańba?
Młoda matka z dwojgiem dzieci, powiedzmy – Ołena, nie jest w Polsce spokojna ani szczęśliwa, bo Ukraina w ogniu, a tam zostali rodzice. Ale nie czuje się zagubiona i samotna: mąż pracuje w polskiej firmie, są razem. On nie pojechał walczyć, inaczej niż jego brat. Mąż Ołeny nie przysporzy chwały Ukrainie. Znaczy – stchórzył? Zdradził świętą sprawę, stawiając rodzinę ponad ojczyzną? Nie nam to rozstrzygać, dopóki jesteśmy tylko ostrożnymi aliantami. Historyk i politolog Roman Kabaczyj mówi z Kijowa: „Każdy niech przyczynia się do zwycięstwa najlepiej, jak potrafi, nie każdy musi i może być żołnierzem”. Nie my także ocenimy finalnie zakładnika własnej wielkości, jakim stał się Zełenski. „Ambasadorowie nie zmieniają ról, wiedząc, jak blisko od sławy do zdrady”, śpiewał Jacek Kaczmarski. Prezydent Ukrainy już stąpa po ostrzu noża: ustępstwa na rzecz Rosji mogą być konieczne, a zza nich wyziera hańba.
Stopniowo wszyscy zostaną ukarani… Jakie to będą stopnie? Uczciwe procesy czy Rymkiewiczowskie wieszanie, konieczne narodowe katharsis? Powojenne wymierzanie sprawiedliwości zdrajcom – czy choćby antybohaterom – łatwo przemienia się w zemstę. W jej dopełnianiu nie ma już nic bohaterskiego.
Dużo łatwiej zostać zdrajcą w Rosji. Nie trzeba czynów, wystarczą słowa, krytyczne czy choćby nieufne wobec Putina. My przecież czekamy na czyny, a jeśli chłoniemy rosyjskie słowa, to tylko takie, które przepowiadają rychły kres tyrana. I to marny kres, bo jego rezygnację trudno sobie wyobrazić. Emigrant polityczny Ilja Ponomariow, jedyny deputowany Dumy, który głosował przeciwko zagarnięciu Krymu, powiada: „Putin nie przeżyje tej wojny”. Ponomariow nie wie tylko, kto Putina zgładzi – pałacowi rewolucjoniści, rosyjski lud czy ukraiński żołnierz… Pierwszą opcję zaleca amerykański senator Lindsey Graham: rosyjski Brutus pilnie poszukiwany. Czy nie to samo ma na myśli Joe Biden, gdy zaklina się na Boga, że rzeźnik i zbrodniarz nie może pozostać przy władzy?
W Rosji precedensów nie brak, tylko w rodzie Romanowych skończyli żywot gwałtownie: Piotr III, Iwan VI, Paweł I, Mikołaj II. Jednak królobójców nie czeka chwała, lud ma ich za nikczemników. Nawet w polskim panteonie bohaterów zabrakło miejsca dla Ignacego Hryniewieckiego, który zabił cara Aleksandra II, sam ginąc w zamachu. François Ravaillac, okrutnie zamęczony i rozerwany końmi za uśmiercenie Henryka IV Bourbona, nie trafił we Francji na pomniki.
A może miejsce na cokole pisane jest Emmanuelowi Macronowi za rozejm, jaki wyprosi u Putina w osiemdziesiątej siódmej rozmowie telefonicznej? Który z europejskich przywódców zasłuży na laury, który na corozę – szpiczastą czapkę hańby? Na razie demonstrują postawy od bohaterszczyzny do antybohaterstwa. Niektórzy uderzają w tony pokutne; być może biorą przykład z Gérarda Depardieu, który w bólach odkochuje się w swym kremlowskim idolu. O szok przyprawia odkrycie, że dała się mu omamić nawet ta, cośmy ją mieli za troskliwą Mutti Europy, a ona wychodzi na wyrodną macochę. Dobre samopoczucie nie opuszcza natomiast infamisa z Budapesztu. Chodzi w glorii zwycięzcy, w końcu pokonał przeciwnika, z którym nawet Putin nie daje sobie rady: Wołodymyra Zełenskiego, zagranicznego agenta zdradzieckiej węgierskiej opozycji.
7/04/22
Stamtąd tutaj
Kiedyś w miejskich autobusach, starych jelczach typu ogórek, szczególnie pożądane było miejsce siedzące na samiutkim przodzie, po prawej. Z tyłu ścisk, a tu, jak się człowiek zdołał przedrzeć, wygodna intymność, panorama przedniej szyby i gość za kółkiem po lewej niby twój private driver. Pogadać z nim jednak nie szło. Chętnych odstraszała tabliczka: „W czasie jazdy rozmowa z kierowcą zabroniona”. Dziś tego słusznego zakazu złamać się nie da, kierowcy autobusów siedzą w niedostępnych klatkach. Nienaruszony pozostał natomiast fenomen socjologiczny, jakim jest konwersacja z taksówkarzem. Zwłaszcza zaś jego monolog. Ton eksperta. Wzrok w lusterku wymuszający uwagę pasażera. Taki słowotok, któremu niestraszne żadne bariery – nawet językowa – może irytować. Że może również inspirować, dowiódł płytą Taxi raper Łona. Niewiele wynika z kolei z przejażdżko-wywiadów, na jakie dziennikarz telewizyjny zaprasza tak zwanych ciekawych ludzi do auta zamienionego w mobilne studio. Wozi ich w kółko po mieście, pojedynczo. Oni sycą swoją próżność: w końcu redaktor-kierowca byle kogo obok siebie nie posadzi. On na rozmowie skupia się nie bardziej niż na uważnej jeździe – ze szkodą dla jednej i drugiej. Forma przerasta treść, bujda na resorach.
W vanie Maćka Hameli nic z tych rzeczy. Pasażerów zabiera bez selekcji, często w nadkomplecie. Z dzieciakami, z tobołami, z kotem chorym ze strachu. Rozkład jazdy i trasę wyznaczają ich potrzeby, a wszystkie są podobne. Przedostać się albo tylko wydostać. Kierowca słucha, co mówią, nieraz rzuci do tyłu pytanie, ale nie wyciąga zwierzeń. Nie reżyseruje. Słowa płyną same: kaskadą informacji, strumieniem skargi i rozpaczy, nieraz porywa je nurt milczenia. Powierniczką jest kamera, towarzyszka podróży. Kierowca ma ważniejsze zadania. Ustalać marszrutę z omylnym GPS-em. Uważać na miny. Omijać dziury w fatalnych drogach i betonowe zapory na check pointach. Odpowiadać wojskowym kontrolom na stałe pytania. Broni w wozie nie ma? Skąd i dokąd jedziecie – звідкиі куди?
Z miast, wiosek, z głuchego odludzia. Z miejsc, do których Rosjanie mogą wrócić albo dopiero do nich przyjść. A dokąd? „Bez znaczenia” – mówi jedna z pasażerek – „tam, gdzie bezpiecznie”. Gdzie wreszcie można się wyspać i nie słyszeć eksplozji. Może być do Polski. Stamtąd – tutaj.
Maciek Hamela, reżyser dokumentalista już wcześniej znający Ukrainę, jeszcze przed końcem lutego pamiętnego roku kupił pojemny samochód i pojechał na granicę odbierać uchodźców. Potem granicę przekroczył, by swoim vanem świadczyć usługi transportowe potrzebującym i bezradnym. Tak powstał film. Ale ważna była kolejność decyzji i hierarchia odruchów. Najpierw pomoc i imperatyw solidarności, instynkt profesjonalisty odezwał się później. Skąd dokąd jest filmem drogi, jednak to zupełnie inna kategoria niż Easy Rider czy ekranizacja prozy Kerouaca. Dla bohaterów tamtych obrazów droga jest życiem i wolnością, celem samym w sobie. Pasażerowie Hameli drogę, samochód i kierowcę muszą traktować jak środki do celu. Do przeżycia.
Sean Penn pojechał zrobić film o wojnie w Ukrainie. Bernard-Henri Lévy zrobił jeszcze jeden film o sobie na jeszcze jednej wojnie. Przeszkadzał żołnierzom. Hamela pomagał cywilom. Nie pokazał wojny wprost, nie czołgał się w okopach, nie dokumentował walki. A wojnę w jego filmie widać aż nadto dobrze, nie tylko w panoramie wypalonych ruin za oknem samochodu. „Dowodem istnienia potwora są jego ofiary” – pisał Herbert. „Jest dowód nie wprost, ale wystarczający”.Tak jak wystarczająca bywa cisza, na którą nie ma miejsca, nie ma czasu w relacjach dziennikarskich. Nocą z ekranu smartfonu bije łuna jak od świętej ikony. Podświetla twarz dziewczyny z tylnego siedzenia, madonny ukraińskiej.Półcień i milczenie przynoszą ulgę. Stają się kontrapunktem dla opowieści, o których ciężarze, bólu i grozie trudno mieć pojęcie, dopóki się ich nie usłyszy.
Za przeprawę ze świata żywych do Hadesu Charon kazał sobie płacić i jeszcze zaganiał do wioseł. Wolontariusz z vana za kurs w przeciwną stronę nie bierze ani obola. Przeprawił ponad 400 osób.
23/11/23
Ramos w pustym mieszkaniu
Puste mieszkanie, zamknięte na klucz w trzech wymiarach. Ale w tych ścianach jak czwarty wymiar, może nawet jak bezmiar, wisi smutek. Taki lekki, przeźroczysty, dostrzegalny przecież. Mieszkanie nie jest puste, jest opustoszałe, to różnica. Jeszcze meble nieźle sobie radzą we własnym towarzystwie, kilka ciuchów nie musi się rozpychać w szafach, teraz mają luźno. Gorzej z zabawkami. Chociaż tyle ich zostało, od razu widać, że każda czuje się porzucona i cierpi w samotności. Nie zabrali ich, zdradzili dla nowych, co czekały na chłopców już tam, w Kanadzie. Iryna spakowała, co najpotrzebniejsze, łzy otarła, Andrij odstawił wóz do firmy, nawręczali podarków, przeżegnali się i pożegnali, starszy Saszka wziął za rękę małego Wowczika, ruszyli całą czwórką z walizami na lotnisko i tyle ich było.
A mogli tu zostać, jak długo by chcieli, sprzedaż mieszkania była już wstrzymana. Zresztą ten, kto je zostawił w spadku, jakby odszedł w samą porę, może bezwiednie chciał w ten sposób pomóc? Pomóc, wasza pomoc, pomagacie – jak te słowa muszą dokuczać, kiedy ciągle trzeba je wypowiadać. Prosić o pomoc i za nią dziękować. Dawno temu, czterdzieści lat już będzie, inne pomaganie i dziękowanie w sprzężeniu zwrotnym odbywało się na Zachodzie. Na początku dach nad głową dał komuś porządny facet o nazwisku Ramos. Więc wśród świeżych emigrantów przyjęło się, że opiekuńczy, pomocni tubylcy to ramosy: „Mieszkam u moich ramosów”, „Mój ramos załatwił mi robotę”, „Ramosowa będzie matką chrzestną”. A później już: „Ten obraz u mnie to prezent od ramosów”, „Ramosy dziś przychodzą na kolację”, „Jedziemy z ramosami na wakacje”. Nie zawsze rodziły się z tego przyjaźnie, ale było dużo czasu, żeby się poznać.
Jeżeli to prawda, że karma wraca, to Iryna z chłopakami trafiła tu na swoich ramosów. Kilka spotkań w ciągu ośmiu miesięcy ich obecności miało wystarczyć, żeby się poznać, a może i zrozumieć. Nie wystarczyło. Z obu stron padały zapewnienia, że wy już dla nas jak rodzina. Wymiana uścisków, serdeczności, prezentów, informacji. Jednak myśli i wątpliwości zachowywane raczej dla siebie, więcej rezerwy niż otwarcia. Dyskretne przyglądanie się naszej odmienności, bo jej wcale nie mniej niż podobieństw. Niepewność, czy ta wojna rzeczywiście nas połączy na dłużej, po kątach ciągle siedzą stare demony. Pomoc przyjmowana jak gorzkie lekarstwo, ubocznie szkodzące godności. Pomoc niesiona jako odruch bezwarunkowy / refleks geopolityki / niezbyt uczciwy deal, którego nabieranym kontrahentem jest własne sumienie. Niepotrzebne skreślić, jeśli wiadomo, co niepotrzebne. Sondaże mówią o wzbierającej niechęci, może tylko znużeniu. Zbiorowość sondować łatwiej niż samego siebie.
Andrij pewnie taki zabieg wykonał. Wyszło mu, że życie i rodzina są na pierwszym miejscu. Nie wrócił walczyć. Pracował tu już wcześniej, jeździł po Europie na TIR-ach, napatrzył się świata. Kanada to jego pomysł. Iryna nie chciała, tu była o dzień jazdy od domu. Teraz swoją Ukrainę ma w silnej diasporze, ale tę prawdziwą tylko w internecie i w snach emigranta, nieraz pięknych, nieraz koszmarnych. Żadne się nie spełnią, jak już kiedyś wszyscy wrócą do siebie. Iryna wierzy, że wrócą. Po drodze mogliby się znowu zatrzymać w tym mieszkaniu. Ono dalej stoi puste, bo z wynajmem zawracanie głowy, bo przy takiej inflacji sprzedawać nie warto. Bo jeszcze inny głos mówi, że rakiety i drony, że zimno i ciemno, że ludzie tego wszystkiego nie wytrzymają, że wkrótce przyjadą tu następni.
16/12/22
Spis treści
Od Autora
Podwójne widzenie
Bliski Wschód
Bi-Bibi w BBC
Chwała i hańba
Stamtąd tutaj
Ramos w pustym mieszkaniu
© Wydawnictwo WAM, 2024
© Grzegorz Dobiecki, 2024
Opieka redakcyjna: Damian Strączek
Redakcja: Elżbieta Wiater
Korekta: Magdalena Koch
Projekt okładki: Adam Gutkowski
Fot. na pierwszej stronie okładki © Hebestreit / Bundesregierung via Getty Images
Fot. na skrzydełku okładki © Tomek Sikora
Opracowanie graficzne i skład: Lucyna Sterczewska
ePub e-ISBN: 978-83-277-4255-1
Mobi e-ISBN: 978-83-277-4256-8
MANDO
ul. Kopernika 26 • 31-501 Kraków
tel. 12 62 93 200
www.wydawnictwomando.pl
DZIAŁ HANDLOWY
tel. 12 62 93 254-255
e-mail: handel@wydawnictwomando.pl