Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
22 osoby interesują się tą książką
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 404
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Witajcie ponownie w Babiborze Podlaskim. Tutaj dzieją się rzeczy niespodziewane. Będziecie straszeni, wodzeni za nos i... rozśmieszani do łez. Dajcie się pochłonąć tej klimatycznej lekturze, a z pewnością nie pożałujecie!
Czarny humor, przewrotny los i trup przyczajony znienacka na podlaskiej ziemi — Małgorzata Starosta jest mistrzynią błyskotliwych komedii kryminalnych z pazurem, podlanych smakowitą dawką folkloru i tajemnicy. Nic tylko czytać!
Pod nietuzinkową warstwą kryminalną dostrzeżemy całe spektrum ciepłych postaci, z którymi chętnie usiądziemy w Siedlisku i napijemy się nalewki... albo bezpieczniej — herbaty! Czytajcie bez obaw!
Pełna intryg komedia kryminalna, w której grają Dziady, Słowacki konkuruje z Mickiewiczem, a nietuzinkowi bohaterowie zapadają w pamięć. Polecam Wam serdecznie!
Gosia ujarzmia dla Nas Wieszczów i romantyzm, bawi się słowem z coraz większą wirtuozerią, a i jej bohaterowie to nadpodziw plastyczne postaci, zapadające w pamięć, które chciałoby się spotkać choć raz w życiu.
Lilka, Alutka, Julka i Basia znowu w akcji! Z tymi cudownymi bohaterkami nie można się nudzić, a jeśli do tego dodamy jeszcze tajemnicę z przeszłości, klątwę, zjawę i trupy to możemy liczyć na nie lada gratkę czytelniczą! Polecam!
Jak połączyć ze sobą klątwę, upiory, trupa i miłość? Doskonałą recepturę na tak wieloskładnikową ucztę literacką zna jedynie Małgorzata Starosta, doprawiając ją łyżką czarnego humoru. Siedlisko po raz kolejny zaprasza w swoje progi. Z pewnością nie będziecie się tam nudzić!
„Wsi spokojna, wsi wesoła...” — niewątpliwe uroki środowiska wiejskiego wychwalał już Kochanowski i z pewnością nie zmieniłby zdania, gdyby dziwnym zrządzeniem losu trafił do podlaskiego Babiboru Małgorzaty Starosty. Tu co prawda większą atencję wzbudza Mickiewicz, a świętego spokoju to już ze świecą by szukać, ale na nudę i brak powodów do śmiechu zdecydowanie nie sposób narzekać!
Jesień w Babiborze będzie... zabójcza! Tajemnice sprzed lat, tradycje i wierzenia, pachnące kulinaria, cała paleta emocji i starcia barwnych postaci to prawdziwa mieszanka wybuchowa. Do czego doprowadzi miłość, najpotężniejsza z klątw?
Redakcja
Barbara Kaszubowska
Robert Ratajczak
Korekta
Natalia Jargieło
Grafika na okładce
Agnieszka Śliwka
© Copyright by Małgorzata Starosta
© Copyright by Wydawnictwo „Vectra”
Projekt okładki, skład i łamanie
Natalia Jargieło
Druk i oprawa
WZDZ Drukarnia Lega, Opole
ISBN 978-83-65950-62-8
Wydawca
Wydawnictwo „Vectra”
Czerwionka-Leszczyny 2021
www.arw-vectra.pl
Dominice,
która bez kota nie czyta.
Serce ustało, pierś już lodowata,
Ścięły się usta i oczy zawarły:
Na świecie jeszcze, lecz już nie dla świata!
Cóż to za człowiek? — Umarły.
Patrz, duch nadziei życie mu nadaje,
Gwiazda pamięci promyków użycza,
Umarły wraca na młodości kraje
Szukać lubego oblicza.
Pierś znowu tchnęła, lecz pierś lodowata,
Usta i oczy stanęły otworem,
Na świecie znowu, ale nie dla świata;
Czymże ten człowiek? — Upiorem.
Adam Mickiewicz, Dziady. Poema,
Wstęp do Dziadów cz. II
ROZDZIAŁ 1
Ach, jakże byłoby pięknie, gdyby trafić szóstkę w totolotka! Mogłyby siedzieć na werandzie, łowić ryby we własnym jeziorze, a dla zabicia nudy prowadzić pensjonat.
Szczęśliwy los miały w zasięgu ręki, ośmiu rąk, dokładniej rzecz ujmując. Cztery łodzianki stanęły przed szansą zrealizowania młodzieńczego marzenia i kupiły urokliwe siedlisko w samym sercu Podlasia. Los jednak zagrał im na nosie i do kompletu dorzucił zbrodnię...
Lilka odłożyła gazetę i spojrzała na Alicję z nieukrywanym obrzydzeniem.
— Co to za badziew? — zapytała.
— Nie patrz tak na mnie, przecież to nie ja jestem autorką. — Alutka ze wszystkich sił starała się zachować minę pokerzysty, ale wyglądało na to, że zaraz pęknie. Na dwoje babka wróżyła: albo się rozpłacze, albo zacznie kląć.
— Przynajmniej nazwisk nie wymieniła — zauważyła Basia.
— Przecież Babibór Podlaski to nie jest metropolia. Każdy głupi się domyśli, że to o nas chodzi! — piekliła się Julka.
— E tam, każdy! — zbagatelizowała problem Basia. — Najpierw musiałby tu przyjechać, potem znaleźć siedlisko, a przypominam ci, Jula, że to wcale nie jest takie proste. Nie wydaje mi się, żeby czekał nas tu zmasowany nalot łodzian.
— Przysięgam wam, dziewczyny — odezwała się Ala, zaciskając zęby — że jak tylko się z nią spotkam, to nakopię do tyłka, aż jej w pięty pójdzie!
— Daj spokój, Alutka, rodziny się nie wybiera. A twoja kuzynka najwyraźniej ma parcie na szkło.
— Lila pogłaskała przyjaciółkę po policzku. — Karma wraca, pamiętaj.
O tym, że karma wraca, Alicja Adamczyk przekonała się już kilka razy. Co prawda nigdy owa karma nie stosowała kodeksu Hammurabiego, kierując się raczej własną fantazją, ale, co do zasady, jako taka sprawiedliwość w końcu triumfowała. W tym wypadku najlepszą karą dla jej osobistej nadgorliwej i stanowczo zbyt frywolnie przekraczającej granice kuzynki byłby chyba wtórny analfabetyzm, żeby już nigdy nie napisała żadnego kompromitującego artykułu, ale na to Ala liczyć nie mogła. No nic, zda się na fantazję karmy.
— Pamiętacie, jak narzekałam na jesień? — zapytała nagle, spoglądając na spowijającą jezioro mgłę.
— Głupia byłam. Nie ma nic piękniejszego niż te soczyste barwy, te szeleszczące gałęzie, ten zapach lasu. Czujecie? — Ala chciwie wciągała powietrze. — W życiu nie czułam cudowniejszej woni. Jakby mi się nos odetkał.
Trzy pozostałe przyjaciółki skinęły głowami. To była ich pierwsza jesień na Podlasiu i — choć poranki bywały bardzo chłodne, a gęste mgły niemal nieustannie spowijały okolicę — nie można było odmówić jej uroku. Otaczająca zewsząd cisza, przerywana jedynie trelami ptaków, sprawiała, że czuły się wolne, tak wolne, jak nigdy nie miały okazji poczuć się w mieście. Tu nawet deszcz padał inny — ożywczy, czysty, pachnący mchem i wiatrem.
Siedziały na pomoście, który latem został wyremontowany dzięki uprzejmości mieszkańców wsi, a w szczególności pewnego przystojnego (zdaniem Basi) prawnika i lekarza w jednej osobie. Tafla wody była zupełnie nieruchoma, co oznaczało, że żyjące tam stwory odpoczywały w głębinach. Wiatr delikatnie poruszał gęstym sitowiem, ziemię przykrywał dywan z żółtych i czerwonych liści. Brakowało tylko słońca, które wstydliwie skrywało się po drugiej stronie puszczy. W oddali słychać było pokrzykiwanie pustułki, do którego cztery kobiety zdążyły już przywyknąć, choć początkowo budziło w nich lęk.
— Dobra, kochane, odprawa zakończona, pora wracać do roboty — zadecydowała Lilka i jako pierwsza się podniosła. — Jeśli nie przyśpieszymy, to nasz pensjonat będzie gotowy w okolicach emerytury.
Niechętnie i głośno stękając, pozostałe trzy również wstały. Dobrze im było tak sobie siedzieć, popijać kawę i kontemplować piękno własnego raju na ziemi. Choć właściwie do raju jeszcze trochę brakowało — składzik, pieszczotliwie zwany pierdolnikiem, wciąż nie został uprzątnięty, kuchnia także nie nadawała się do przyjmowania letników, nie wspominając o tym, że pokoje na najwyższej kondygnacji domu doczekały się jedynie nowych okien. Udało im się jednak odświeżyć stolarkę, barierka werandy już nie zagrażała życiu, a reszta mogła zaczekać. Nigdzie im się przecież nie spieszyło, wszak pierwszych gości planowały przyjąć dopiero na Boże Narodzenie.
Chwyciły się pod ręce i ruszyły w kierunku siedliska. Dokładnie w chwili, kiedy znalazły się na werandzie, upiorny dźwięk otwieranej furtki zakomunikował przybycie gościa, a wraz z nim — rzecz jasna — kłopotów.
ROZDZIAŁ 2
osterunkowy Sebastian Sierżant od kilku dni mierzył się z największym życiowym kryzysem. Nie mógł jeść, nie mógł spać, nawet czytanie książek przestało sprawiać mu przyjemność — klasyczny Weltschmerz w najgorszym wydaniu.
— Sebuś, musisz jeść — błagała go matka, patrząc z troską na nieszczęśliwe oblicze jedynaka. — Jeszcze w jaką anoreksję popadniesz albo depresję.
— Uhm...
— To nie są żarty, synek — utyskiwała.
— Uhm...
— Jajecznicę ci zrobię, na szyneczce.
— Kiedy ja nic nie przełknę, mamuś.
— Och, do diabła! — Cierpliwość Sylwii Sierżant też miała swoje granice i te właśnie zostały przekroczone. — Stało się coś? Szelest ci dokucza? Jak chcesz, to zrobię z nim porządek!
— A gdzie tam Szelest. — Rudowłosy młodzieniec machnął ręką. — Moje życie nie ma sensu, mamuś, ot co.
— Pierdoły opowiadasz, synuś, aż zęby bolą! Przecież ty dopiero życie zaczynasz, wszystko przed tobą. Do psychologa idź, pogadaj z kimś mądrym, od razu będzie ci lepiej. — Usiadła obok syna i pogładziła go po pomarańczowej czuprynie. — A jakbyś sobie porządną dziewczynę znalazł... Zakochasz się i zobaczysz świat przez różowe okulary.
Sebastian zasmucił się jeszcze bardziej. Zupełnie nieświadomie jego matka dotknęła delikatnej struny, która w jego duszy wydawała jęczące dźwięki. W tym sęk, myślał chłopak, że ja bym chciał się zakochać, tak naprawdę i na całe życie, żeby świata poza nią nie widzieć i recytować jej wiersze Mickiewicza pod oknem. Niestety, kandydatki na horyzoncie brak. Nikt do tej zapyziałej dziury nie przyjeżdża, a miejscowe dziewczyny są albo głupie, albo puszczalskie, albo zajęte. W dodatku brzydkie i żadna nie wygląda jak jego wyśniona niebieskooka nimfa z warkoczem w kolorze słomy.
Westchnął ciężko i dopił herbatę z miodem, która wraz z nastaniem jesieni stawała się nieodłącznym elementem codzienności każdego babiborzanina. Co prawda zapasy miodu z pasieki Augusta Arciszewskiego powoli się kończyły, a nikt nie kwapił się do przejęcia schedy po zmarłym, więc przyszłoroczna herbata z miodem stawała pod znakiem zapytania.
— Może tobie urlop potrzebny, co, Sebuś? I nie na czytanie książek całymi dniami, tylko taki prawdziwy: samolotem, do ciepłych krajów, pod palmami się wybyczyć.
— W Honolulu małpy straszyć — zażartował. — Chociaż... A może i racja — rzekł po chwili. — Nic tu się nie dzieje, morderstw żadnych nie ma, Antkowiak sobie poradzi. Pojadę dzisiaj do Hajnówki i rozejrzę się za czymś.
— No i widzisz? Zawsze znajdzie się rozwiązanie. — Sylwia ucałowała syna w zmarszczone czoło, po czym poszła szykować się do wyjścia. Tego dnia do biblioteki miały przyjechać nowe książki ufundowane przez Piotra Piaseckiego, więc czekał ją długi dzień.
— Widzę, widzę — mruknął chłopak, choć wcale nie był przekonany.
Jego nad wyraz rozwinięta intuicja chichotała, dając do zrozumienia, że teoria nie zawsze idzie w parze z praktyką, a skóry na niedźwiedziu nie należy dzielić pod żadnym pozorem.
Po wyjściu matki umył kubek, starł stół i spróbował czytać kolejną książkę. Niestety i tym razem skończyło się na kilku zdaniach, które ani go nie zainteresowały, ani nie uspokoiły rozbieganych myśli. Odłożył książkę na regał i wyszedł z domu, licząc na to, że kilkunastominutowy spacer pozwoli mu się zrelaksować.
ROZDZIAŁ 3
Niedostępne w wersji demonstracyjnej.
ROZDZIAŁ 4
Niedostępne w wersji demonstracyjnej.
ROZDZIAŁ 5
Niedostępne w wersji demonstracyjnej.
ROZDZIAŁ 6
Niedostępne w wersji demonstracyjnej.
ROZDZIAŁ 7
Niedostępne w wersji demonstracyjnej.
ROZDZIAŁ 8
Niedostępne w wersji demonstracyjnej.
ROZDZIAŁ 9
Niedostępne w wersji demonstracyjnej.
ROZDZIAŁ 10
Niedostępne w wersji demonstracyjnej.
ROZDZIAŁ 11
Niedostępne w wersji demonstracyjnej.
ROZDZIAŁ 12
Niedostępne w wersji demonstracyjnej.
ROZDZIAŁ 13
Niedostępne w wersji demonstracyjnej.
ROZDZIAŁ 14
Niedostępne w wersji demonstracyjnej.
ROZDZIAŁ 15
Niedostępne w wersji demonstracyjnej.
ROZDZIAŁ 16
Niedostępne w wersji demonstracyjnej.
ROZDZIAŁ 17
Niedostępne w wersji demonstracyjnej.
ROZDZIAŁ 18
Niedostępne w wersji demonstracyjnej.
ROZDZIAŁ 19
Niedostępne w wersji demonstracyjnej.
ROZDZIAŁ 20
Niedostępne w wersji demonstracyjnej.
ROZDZIAŁ 21
Niedostępne w wersji demonstracyjnej.
ROZDZIAŁ 22
Niedostępne w wersji demonstracyjnej.
ROZDZIAŁ 23
Niedostępne w wersji demonstracyjnej.
ROZDZIAŁ 24
Niedostępne w wersji demonstracyjnej.
ROZDZIAŁ 25
Niedostępne w wersji demonstracyjnej.
ROZDZIAŁ 26
Niedostępne w wersji demonstracyjnej.
ROZDZIAŁ 27
Niedostępne w wersji demonstracyjnej.
ROZDZIAŁ 28
Niedostępne w wersji demonstracyjnej.
ROZDZIAŁ 29
Niedostępne w wersji demonstracyjnej.
ROZDZIAŁ 30
Niedostępne w wersji demonstracyjnej.
ROZDZIAŁ 31
Niedostępne w wersji demonstracyjnej.
ROZDZIAŁ 32
Niedostępne w wersji demonstracyjnej.
ROZDZIAŁ 33
Niedostępne w wersji demonstracyjnej.
ROZDZIAŁ 34
Niedostępne w wersji demonstracyjnej.
ROZDZIAŁ 35
Niedostępne w wersji demonstracyjnej.
ROZDZIAŁ 36
Niedostępne w wersji demonstracyjnej.
ROZDZIAŁ 37
Niedostępne w wersji demonstracyjnej.
ROZDZIAŁ 38
Niedostępne w wersji demonstracyjnej.
ROZDZIAŁ 39
Niedostępne w wersji demonstracyjnej.
ROZDZIAŁ 40
Niedostępne w wersji demonstracyjnej.
ROZDZIAŁ 41
Niedostępne w wersji demonstracyjnej.
ROZDZIAŁ 42
Niedostępne w wersji demonstracyjnej.
ROZDZIAŁ 43
Niedostępne w wersji demonstracyjnej.
ROZDZIAŁ 44
Niedostępne w wersji demonstracyjnej.
ROZDZIAŁ 45
Niedostępne w wersji demonstracyjnej.
ROZDZIAŁ 46
Niedostępne w wersji demonstracyjnej.
ROZDZIAŁ 47
Niedostępne w wersji demonstracyjnej.
ROZDZIAŁ 48
Niedostępne w wersji demonstracyjnej.
ROZDZIAŁ 49
Niedostępne w wersji demonstracyjnej.
ROZDZIAŁ 50
Niedostępne w wersji demonstracyjnej.
ROZDZIAŁ 51
Niedostępne w wersji demonstracyjnej.
ROZDZIAŁ 52
Niedostępne w wersji demonstracyjnej.
ROZDZIAŁ 53
Niedostępne w wersji demonstracyjnej.
ROZDZIAŁ 54
Niedostępne w wersji demonstracyjnej.
ROZDZIAŁ 55
Niedostępne w wersji demonstracyjnej.
ROZDZIAŁ 56
Niedostępne w wersji demonstracyjnej.
ROZDZIAŁ 57
Niedostępne w wersji demonstracyjnej.
ROZDZIAŁ 58
Niedostępne w wersji demonstracyjnej.
ROZDZIAŁ 59
Niedostępne w wersji demonstracyjnej.
ROZDZIAŁ 60
Niedostępne w wersji demonstracyjnej.
ROZDZIAŁ 61
Niedostępne w wersji demonstracyjnej.
ROZDZIAŁ 62
Niedostępne w wersji demonstracyjnej.
ROZDZIAŁ 63
Niedostępne w wersji demonstracyjnej.
ROZDZIAŁ 64
Niedostępne w wersji demonstracyjnej.
EPILOG
Niedostępne w wersji demonstracyjnej.
OD AUTORKI
Niedostępne w wersji demonstracyjnej.
PRZYPISY
Niedostępne w wersji demonstracyjnej.