62,99 zł
Miłość przyjdzie do ciebie tylko wtedy, gdy przestaniesz się jej bać
Lata 90., Śląsk. Zafascynowany subkulturą punkową Aleks wychowuje się bez matki, za to z ojcem, który nadużywa alkoholu i odreagowuje na synu swoje życiowe niepowodzenia. Julia, córka znanego reżysera, wydaje się dziewczyną z zupełnie innej bajki. Na pozór ma wszystko: pieniądze, piękny dom, dostęp do wszelkich luksusów i podziw koleżanek. Nic dziwnego, że znajomość dziewczyny z dobrego domu i zbuntowanego punkowca od początku pełna jest wrogości i negatywnych emocji. Z czasem jednak coś zaczyna się zmieniać, a tragiczne wydarzenie, w którym oboje biorą udział, powoduje, że ich relacja zmierza w zupełnie innym kierunku, niżby tego chcieli…
Miłość w rytmie punk rocka to poruszająca historia o pragnieniu bliskości, zdradzie i samotności, która boli najbardziej, gdy jest się nastolatkiem. Czy Julii i Aleksowi uda się przekroczyć barierę własnych lęków i udowodnić, że prawdziwa miłość jest silniejsza niż społeczne konwenanse?
Wracam do domu. Dom… Właściwie czym jest ten dom? Z tego, co pamiętam, to dom stanowi matka, ojciec i dziecko – rodzina. Rodzina, która kilka lat temu się rozpadła. Miałem zaledwie dwanaście lat, kiedy straciłem matkę. Matkę, która kochała mnie nad życie. Ojciec też. Właściwie… Właściwie teraz to nie wiem, czy faktycznie ten ojciec kiedykolwiek mnie kochał.
Przecież gdyby mnie kochał, to nie traktowałby mnie obecnie jak worek treningowy, no nie? Jak zwykłego śmiecia, na którym można się wyładować, niezależnie od sytuacji. Jestem jego jedynym dzieckiem. Powinien być dla mnie wsparciem, ostoją. Mimo tego… No właśnie. Mimo tego że zabiłem mu żonę. To przeze mnie mama zginęła. Zginęła, a ja nawet nie wiem, kto – oprócz mnie, rzecz jasna – ją zabił.
Gdy tak pomyślę o mamie i o tym, jaki ojciec był przy niej szczęśliwy…
Karolina Hejmanowska
Urodziła się w 1992 roku, mieszka na Śląsku. Jest mamą cudownej dziewczynki. Ma romantyczną duszę; uwielbia doświadczać piękna przyrody, oddawać się lekturze i słuchać muzyki. Ponadto interesuje się psychologią, tematyką uzależnień, a także historią II wojny światowej i czasów PRL-u. Za idealną odskocznię od tak poważnej tematyki uważa książki o miłości. Kocha pływanie i szybkie marsze, którym obowiązkowo towarzyszy muzyka (w zależności od nastroju są to agresywne lub spokojne dźwięki), co wpływa zbawiennie na jej ciało i duszę.
W 2020 roku zadebiutowała książką Adres w sercu. Rok później ukazała się kontynuacja tej powieści.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 1210
Miłość to nie pluszowy miś ani kwiaty. To też nie diabeł rogaty. Ani miłość, kiedy jedno płacze, A drugie po nim skacze. Miłość to żaden film w żadnym kinie Ani róże, ani całusy małe, duże. Ale miłość – kiedy jedno spada w dół, drugie ciągnie je ku górze.
Happysad,
W jednym z pomieszczeń na ubogim osiedlu kamienic dał się słyszeć nieprzyjemny hałas.
– Co jest, do cholery? – wymruczał chłopak, otwierając jedno oko. Dopiero po otwarciu drugiego zorientował się, że strużka śliny, wyciekająca z jamy ustnej, zamoczyła spory kawałek poduszki, na której leży jego głowa. – Fuj! – krzyknął z obrzydzeniem, błyskawicznie unosząc się na rękach i ocierając usta wierzchem dłoni.
Hałas dochodził z zewnątrz i narastał.
– Kurwa, kogo niesie o tej porze?
Mocno zdenerwowany, stanął na równe nogi, ale zaraz pożałował swojej decyzji. W jednym momencie stał przy łóżku, by w drugim z powrotem na nie opaść.
Chwycił się oburącz za głowę, a na jego twarzy pojawił się wyraz bólu.
Zacisnął mocno powieki i wstał, nadal trzymając się za głowę. Tym razem pilnował, by zrobić to powoli.
Gdy znalazł się w pozycji pionowej, powoli wypuścił powietrze, otworzył drzwi swojego pokoju, a następnie skierował się w głąb korytarza.
– Kurwa, Jimmy, czyś ty zdurniał do reszty?! – zrugał przyjaciela, który okazał się być przyczyną hałasu.
Jimmy, długowłosy blondyn z czerwoną chustą na głowie, tylko się zaśmiał.
– Kac gigant? – zapytał z uśmiechem.
– Gorzej – odpowiedział gospodarz, a z jego twarzy znów dało się wyczytać cierpienie, spowodowane nadmierną ilością wypitego alkoholu.
– Tak właśnie myślałem – stwierdził, po czym wyjął z czarnego plecaka małą tabletkę wraz z butelką wody.
– Trzymaj – rzekł gość, wyciągając rękę. – Połknij, popij i lecimy do budy. Za pół godziny zaczynamy matmę. Witaj, szkoło! – zaśmiał się na ostatnie słowa, choć trzeba przyznać, że jego radość spowodowana nowym rokiem szkolnym nie należała do szczerych.
– Ja pierdolę… – Ciemnowłosy chłopak uderzył dłonią w czoło. – Jeszcze matma na dzień dobry? Dziś to nie do przejścia.
Jego przyjaciel ponownie się zaśmiał:
– Jakby kiedykolwiek była.
***
– Stary, po cholerę po mnie przyszedłeś, co? – skrzywił się chłopak (choć tym razem przyczyną nie był ból głowy – tabletka zrobiła swoje). – To pierwszy dzień! To, że ty jesteś taki chętny do nauki, wcale nie oznacza, że ja też!
Jego kumpel, mierzący sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu, odparł z uśmiechem:
– Po prostu się o ciebie troszczę. Nie chcę, żebyś od razu na wejściu podpadł belfrom. Wczoraj na rozpoczęciu cię nie było. Sam powiedziałeś, że jeśli chcę iść, to po całej tej szopce mam wpaść, przekazać ci plan, a potem pójdziemy się najebać z rozpaczy.
– No tak… Coś takiego było – odpowiedział niepewnie.
– Coś takiego było? Joey, aż tak najebany nie byłeś, gdy się rozstawaliśmy – zachichotał Jimmy.
Ciemnowłosy chłopak westchnął.
– Kiedy cię odprowadziliśmy, postanowiliśmy z Sarą jeszcze trochę wypić… Chociaż najwyraźniej wymknęło się to spod kontroli.
Jego przyjaciel przewrócił oczami.
– A jesteś pewien, że niedługo nie zostaniesz tatusiem? – spytał.
Joey pierwszy raz tego dnia się zaśmiał.
– O to się nie martw. Nawet gdy jestem najebany, uważam. A jeśli chodzi o tę kwestię… – Spojrzał na niego wymownie. – Pamiętam wszystko ze szczegółami. Udowodnić?
– O nie! – Jimmy wystawił przed siebie ręce i dodał: – Wierzę ci.
Jego przyjaciel w tym momencie nie wytrzymał i zaczął się śmiać.
Pod szkołę podjechał elegancki mercedes, rocznik dziewięćdziesiąty. Drogi i dlatego rzadko tu spotykany; zwykli ludzie nie mogliby sobie na niego pozwolić. Samochód, gdziekolwiek się pojawiał, wzbudzał zainteresowanie. Trochę inaczej było tutaj, pod budynkiem, w którym mieściły się liceum, technikum oraz szkoła zawodowa. Widok srebrnego mercedesa nie był tu niczym dziwnym, bowiem już od zeszłego roku szkolnego podjeżdżał on pod szkolne mury.
– Jaką masz pierwszą lekcję? – zwrócił się do swojej córki mężczyzna w średnim wieku, kiedy już okazały pojazd stał bezpiecznie na szkolnym parkingu.
– Polski – odpowiedziała z uśmiechem szczupła, czarnowłosa dziewczyna.
– Rozumiem – odparł chłodno ojciec, bo nie należał do osób, które lubią okazywać uczucia. A może po prostu nie był w tym dobry?
Jego córka odwrotnie – uśmiechnęła się promiennie i zapytała:
– A może jednak od dziś to ty będziesz mnie woził do szkoły?
Mężczyzna westchnął.
– Tłumaczyłem ci, że dziś zrobiłem wyjątek, ponieważ nasz szofer jest chory, ale jutro powinien już zająć swoje miejsce pracy.
Dziewczyna przewróciła oczami.
– Boże, tato, czy ty zawsze musisz być taki poważny? – spytała z lekkim uśmiechem.
Ojciec już miał odpowiedzieć na to pytanie, gdy nagle, jakieś cztery metry za szybą po stronie córki, dostrzegł nietypowo wyglądające osoby.
– Julia, kim oni są? – Najwyraźniej ich wygląd mu się nie spodobał. Może dlatego, że nie potrafił określić ich płci? Wyraz jego twarzy sugerował odrazę.
Julia natychmiast odwróciła głowę w tamtym kierunku, ale zaraz pożałowała. Zbladła, gdy ponownie spojrzała na ojca.
– Ech… Nikt godny uwagi, zapewniam cię, tato.
Ojciec wnikliwie przyglądał się córce, nie dawał za wygraną. Po kilku sekundach, które dziewczynie dłużyły się niemiłosiernie, zapytał:
– Znasz ich?
– Nie. To znaczy…
– To znaczy co? – Zmrużył oczy.
– Z widzenia. Znam ich z widzenia. I przestań tak na mnie patrzeć, dobrze? – odpowiedziała trochę zbyt nerwowym tonem, co nie uszło uwadze ojca.
– Czy ty się aby nie zapominasz? Co to za ton?
Julia westchnęła.
– Przepraszam. Po prostu nie przepadam za nimi i tyle.
– Nie przepadasz? Zrobili ci coś?
Zacisnęła szczękę i zwinęła dłonie w pięści.
– Nie. Po prostu… To znaczy widzę, jak się zachowują na przerwach. A szczególnie ten drugi, wyższy.
Nie miała na myśli Jimmy’ego, który mierzył metr osiemdziesiąt. Choć trudno to sobie wyobrazić, wcale nie on był wyższy – jego przyjaciel mierzył aż sto dziewięćdziesiąt osiem centymetrów wzrostu, przez co zyskał miano najwyższej osoby w szkole.
– Na pewno? Niczego złego ci nie zrobili? – dopytywał ojciec.
– Nie. – Julka nie miała pewności, czy mężczyzna jej uwierzy. Przecież doskonale zdawała sobie sprawę, że właśnie go okłamuje. Miała jednak nadzieję, że ojciec nie zechce ich poznać. Obaj chłopcy wyróżniali się w tłumie, a on gardził osobami, które wyglądały inaczej niż większość; mówiąc krótko – oceniał ludzi po wyglądzie.
– W porządku. Że też musisz obcować z czymś takim na co dzień… – odparł ojciec, spuszczając w końcu wzrok z córki i kierując go z powrotem na chłopców, do których dołączyli już inni, wyglądający podobnie, i teraz wszyscy energicznie gestykulowali i coś wykrzykiwali. Tak w każdym razie powiedziałby ojciec, ponieważ śpiewem, według niego, nie można było tego nazwać. – Jak oni mogą to tolerować? Jeszcze nie tak dawno to było nie do pomyślenia… – Kręcił głową z dezaprobatą, a Julia wiedziała, że zapewne ma na myśli poprzedni ustrój (chociaż i w nim zdarzały się wyjątki).
– Tato, muszę iść. Nie chcę się spóźnić. – Słowa córki przywróciły mężczyznę do rzeczywistości.
– Słusznie – pochwalił ją, siląc się na uśmiech.
– Do zobaczenia o czternastej dwadzieścia. – Julia pochyliła się, by pocałować ojca w policzek.
Mężczyzna, pomimo tego, że córka za każdym razem tak się z nim żegnała, czuł się wyraźnie skrępowany tym przejawem uczuć.
Gdy tylko zamknęły się drzwi, Julia pomachała jeszcze do swojego ojca.
Ten znów nieśmiało się do niej uśmiechnął, a gdy w końcu zniknął jej z oczu, dziewczyna zamknęła powieki i westchnąwszy nieznacznie, z powrotem je otworzyła i odwróciła się, by wejść na schody prowadzące do szkoły.
Czy powodem jej niepokoju był powrót do szkoły po dwóch miesiącach nieobecności? Nie. Gdyby tak było, owo uczucie zniknęłoby jeszcze dziś. Dziewczyna jednak wiedziała, że lęk, który towarzyszy jej od wczorajszego poranka, a dzisiaj eksplodował z niezwykłą intensywnością, nie zniknie jeszcze długo. W najgorszym wypadku towarzyszyć jej będzie aż do ukończenia trzeciej klasy, czyli do tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego piątego roku.
Z rozmyślań wyrwały ją słowa piosenki, której pracownicy szkoły raczej nie zaliczali do ulubionych:
Chcemy wiedzieć coś o życiu,
lecz profesor się z nas śmieje:
młodzież durnie i złodzieje!
Edukacja – kopulacja!
Mamy mózgi postrzępione
przez te lekcje popieprzone
[…]![1]
Julka usłyszała, że grupka chłopców znów zaczęła śpiewać refren obrażający edukację, i widziała w tym nawet szansę na bycie niedostrzeżoną, lecz nagle, ku jej rozpaczy, chłopak, którego tak bardzo się obawiała, najwyższy z grupki, zauważył ją i gestem ręki uciszył swoich kompanów. Następnie spojrzał na nią i z szyderczym uśmieszkiem powiedział:
– A cóż to za maniery? Nie przywitasz się z nami? W końcu nie widzieliśmy się przez całe wakacje, a kultura wymaga, żeby odezwać się do swoich znajomych, prawda?
Julka stanęła jak wryta. Mogła się tego spodziewać. Co prawda miała nikłą nadzieję, że ten przerażający chłopak nie pojawi się w szkole, ale cóż… Wyglądało na to, że to, co nieuniknione, i tak ją dopadnie.
Zadarła głowę, żeby mu się przyjrzeć. Nie. Tym razem się postawi. Popatrzy mu w oczy i powie, co o nim myśli. Przecież tyle razy dopingowała samą siebie – w końcu musi jej się udać!
I gdy już miała otworzyć usta, nagle Aleks, w ciężkich butach i skórzanej kurtce, podszedł do niej i po raz kolejny sprawił, że zamarzyła o tym, by zapaść się pod ziemię:
– Swoją drogą, chyba nie powinienem się zbytnio temu dziwić, co? Zauważyłem, że po raz pierwszy twój szofer nie otworzył przed tobą drzwi… – Zachichotał. – Pewnie stąd ten twój brak manier, zgadłem? – To pytanie zakończył swoim typowym wkurzającym, drwiącym uśmieszkiem. Nienawidziła go. Tego uśmiechu… Jego też. Nienawidziła go całego.
Cała jej pewność siebie uleciała; w tym momencie czuła się jak myszka, która stara się postawić słoniowi. Nie, raczej jak mrówka.
– Dziś… Dziś przywiózł mnie tata… – odparła drżącym głosem i opuściła głowę.
– Oj… Wygląda na to, że twojemu tatusiowi również brakuje kultury. Jaki z tego wniosek? Chyba to u was rodzinne! – Po tych słowach zaczął się śmiać.
Jego koledzy patrzyli na dziewczynę z politowaniem.
– Dosyć tego!
Aleks przestał się śmiać i wraz z resztą zwrócił się w stronę, z której dobiegł głos. W połowie schodów prowadzących do budynku stała, trzymając się pod boki, dziewczyna.
– O, Anita! Miło cię widzieć! – Uśmiechnął się od ucha do ucha, ale nawet ślepy by zauważył, że jego radość jest fałszywa.
Anita podeszła do chłopaka. Bardzo blisko. Za blisko. Niebezpiecznie blisko. Następnie zadarła głowę (bo przecież mierzyła znacznie mniej – niecałe sto siedemdziesiąt centymetrów) i powiedziała, z wściekłością mrużąc oczy:
– Wiesz, to bardzo źle się składa, bo mi ciebie zdecydowanie nie w smak oglądać.
– Uuu… – Koledzy Aleksa zawyli z uznaniem.
– Brachu, niezła jest! – zawołał jeden z obecnych.
Natomiast Aleks jeszcze raz wyszczerzył się z nieskrywaną niechęcią i zwrócił się do Anity, nachylając się, by mogli mieć lepszy kontakt wzrokowy:
– To wyszczekanie zdecydowanie do ciebie nie pasuje. Kobiety powinny być delikatne. Ach, i zastanów się, w czyjej obronie stajesz.
Spojrzał jeszcze raz na Julkę, która była przerażona całą sytuacją, a następnie podszedł do kolegów, po czym cała paczka udała się do wnętrza budynku.
***
– Co za palant – stwierdziła Anita, przyjaciółka Julki. Było wyraźnie widać, że dziewczynie nie przeszła złość na kolegę, choć minęła już jedna lekcja.
– A miałam cichą nadzieję, że znudzi mu się po pierwszej klasie… – odparła zrezygnowana Julia.
Szkoła, do której uczęszczały dziewczyny, wyglądała jak większość szkół w całym kraju – smutno i szaro. Od szkół z poprzedniego systemu odróżniał ją tylko brak propagandowych napisów na ścianach. Jeszcze kilka lat temu w tej placówce korytarz zdobił napis: SZKOŁA TO TWÓJ DRUGI DOM, na co uczniowie żartobliwie i z przekąsem odpowiadali między sobą: „To nie chodź do szkoły, po co ci dwa domy?”.
Niestety przed wejściem do szkoły za każdym razem stała osoba, która sprawdzała, czy tarcze są wystarczająco mocno przymocowane do fartuszka. Jeśli, według osoby sprawdzającej, nie były, odsyłano ucznia do domu.
Nie trzeba dodawać, że taki uczeń dostawał nieobecność na zajęciach.
Aleks, jego najlepszy przyjaciel Adrian oraz reszta paczki tak bardzo nie przepadali za chodzeniem na zajęcia, że wypracowali nawet pewien system, który zresztą na dłuższą metę im nie pomógł.
Raz na jakiś czas jeden z chłopców zjadał surowego ziemniaka i ruszał do szkoły; jak można się spodziewać, temperatura ciała wzrastała i „chory” zmuszony był opuścić zajęcia.
Po pewnym czasie sposób „na ziemniaka” przestał działać, bo nauczyciele stali się podejrzliwi co do „chorób”, które obejmowały tylko grupę Aleksa i Adriana.
Chłopcy zaczęli wagarować i nie mieli najmniejszej ochoty tłumaczyć się ze swoich nieobecności. Gdyby tak głębiej się nad tym zastanowić, można by dojść do wniosku, że ich ewentualne tłumaczenia nie dałyby pożądanych efektów. Numer z ziemniakiem i podejściem do nauki zdemaskował ich na dobre.
Właściwie to nawet nie wiadomo, jakim cudem chłopcy (a w szczególności Aleks) ukończyli szkołę podstawową. Przecież od szóstej klasy całkowicie olewali naukę. Chyba tylko szczęście spowodowało, że nauczyciele godzili się na ich promocję z klasy do klasy. Nawet Aleks, który po ukończeniu siódmej klasy miał za nic naukę, po rozdaniu świadectw głośno się zastanawiał, czy powinien skorzystać z promocji do ostatniej klasy. Chociaż… Czy naprawdę można tu mówić o szczęściu? Może po prostu nauczyciele wzięli sobie za cel jak najszybsze pozbycie się kłopotliwych uczniów z murów szkoły?
Cała paczka wybrała szkołę zawodową. Aleks wraz z Adrianem postanowili zostać górnikami. Nie w tym rzecz, że marzyli o takiej pracy, raczej nie mieli lepszego pomysłu na życie. Inni wybrali mechanikę samochodową, a jeszcze inni zawód ślusarza.
– Dlaczego on mnie tak nie cierpi? – spytała ze smutkiem Julka.
Anita westchnęła.
– Przecież wiesz: jesteś bajecznie bogata, a on nie trawi bogatych ludzi.
Julia pokręciła przecząco głową.
– Rozumiałabym go, gdybym się obnosiła z pieniędzmi i gardziła nim, bo jest ubogi, ale przecież ja nic takiego nie robię! Wręcz przeciwnie; nawet robię wszystko, żebyśmy na siebie nie wpadali! Wiesz, jak często w zeszłym roku zmieniałam drogę tylko dlatego, że zauważałam go w oddali? – spytała rozgorączkowana.
– Oj, kochana… – Anita przystanęła i położyła obie dłonie na ramionach przyjaciółki. – On jest punkiem. I w dodatku ostro świrniętym.
Julka przewróciła oczami, a następnie odpowiedziała:
– No właśnie. Dlatego powinien być tolerancyjny dla innych. Przecież sam jest inny. Chyba najlepiej wie, jak to jest czuć się wyobcowanym i wytykanym palcami. Przecież nic złego mu nie robię! Odkąd rok temu przeprowadziliśmy się z tatą do Katowic, odnoszę wrażenie, że ulubioną rozrywką Aleksa jest dręczenie mnie. A wiesz, co ci jeszcze powiem?
Anita nadal trzymała dłonie na ramionach koleżanki, wpatrując się w nią intensywnie.
– Co takiego?
– Mimo tego, że jest kompletnym palantem, zdołał przeciągnąć na swoją stronę większość ludzi ze szkoły. Tylko ty stoisz po mojej stronie, a reszta, która nie popiera jego zachowania, jest obojętna.
– To nie tak. Myślę, że ta reszta po prostu się go obawia. Potrafi być naprawdę przykry. A nie zawsze tak było…
– Słucham?
Anita w końcu zdjęła dłonie z ramion Julki i powiedziała:
– Chodź do kibla. Tutaj nie ma warunków do rozmowy.
Gdy weszły do damskiej toalety, mieszczącej się niedaleko miejsca, w którym stały, przywitały je szydercze uśmieszki dwóch dziewczyn w ich wieku. Szesnastolatki miały starannie uczesane włosy (upięły je w koki, z których lekko zwisały pojedyncze pasma), krótkie, kuse spódniczki oraz bluzeczki na ramiączkach.
Dziewczyny nie uczęszczały do liceum, tak jak Anita i Julka, były uczennicami szkoły zawodowej. A dokładniej – przyjaciółki miały przed sobą dwie przyszłe fryzjerki.
– Przyszłyście się wreszcie uczesać? Anita, ty i to twoje siano na głowie… – odezwała się zaczepnie wysoka blondwłosa piękność.
– Pewnie tak – dodała jej przyjaciółka, choć pytanie nie było skierowane do niej. – Anita w końcu odkryła, że jest kobietą, i postanowiła coś z tym faktem zrobić – zachichotała.
Anita przewróciła oczami. Nie ubierała się typowo – lubiła luźne, hipisowskie ubrania, a dziś miała na sobie kolorową, trochę za szeroką suknię w kwiaty i brązowe sandałki, a na głowie, podobnie jak Jimmy, bandanę. Z tą różnicą, że jej chustę zdobiły frędzle w różnych odcieniach, natomiast bandana chłopaka była czerwona. Ponadto trzeba dodać, że Anita fascynowała się zespołem Dżem. I wcale nie czuła się gorsza od tych dziewczyn.
– Elka, daj spokój. Jeszcze ci się nie znudziło? To przecież takie dziecinne. Zachowujesz się zupełnie jak ten przygłup Aleks, tylko że on zaczął się staczać dopiero w szóstej klasie, za to ty robisz to już od pierwszej klasy podstawówki… – Anita zmarszczyła brwi.
– No proszę… A niby taka pokojowo nastawiona do świata… – Ela uśmiechała się szyderczo.
– Ciężko być oazą spokoju, gdy na każdym kroku ludzie udowadniają, jak bardzo potrafią być podli.
– Ej, dobra! – Koleżanka Eli postanowiła się włączyć do rozmowy. – Co do Aleksa… – Spojrzała z wyższością na Julkę. – Nie lubię go, bo jest obrzydliwym brudasem, ale w jednym ma rację – nie powinno cię tutaj być. Nie pasujesz do nas.
Julka, zamiast coś odpowiedzieć, pokręciła głową z rezygnacją.
– Kryśka, a ty nie jesteś lepsza, wiesz? Julka to świetna osoba, jak śmiesz oceniać kogoś, kogo nie znasz? Mało tego – nawet nie zamieniłyście ze sobą słowa! – Anita najwyraźniej postawiła sobie za punkt honoru obronę koleżanki.
– Ech, dobra, nie ma co dłużej z nimi gadać. Elka, wychodzimy.
***
– Co miałaś na myśli, mówiąc, że Aleks nie zawsze taki był? – spytała z zaciekawieniem Julka, kiedy już zostały całkiem same.
Anita westchnęła, zdjęła chustę, przeczesała dłonią włosy, a następnie z powrotem założyła ją na głowę. Chciała w ten sposób zyskać na czasie.
– Cóż… Tak jak wspomniałam przed chwilą, mniej więcej w szóstej klasie przestał być Aleksem, jakiego znałam. – Zrobiła krótką pauzę, a w lustrze zauważyła, że towarzyszka uważnie się jej przygląda. – Poznaliśmy się w pierwszej klasie podstawówki i choć wiem, że trudno ci w to uwierzyć, Aleks był wtedy słodkim chłopczykiem… – Uśmiechnęła się tak delikatnie, że gdyby Julka nie była spostrzegawcza, pewnie by tego nie zauważyła.
Anita ponownie się zatrzymała, a jej przyjaciółka była przekonana, że właśnie teraz odpłynęła w lepszą przeszłość; jej twarz zdobił już wyraźny uśmiech. Trwało to chwilę, zanim ponownie podjęła wątek:
– Wtedy poznałam ich obu, to znaczy Aleksa i Adriana. Oni znali się już wcześniej, od przedszkola. Właściwie od tamtego czasu są nierozłączni. Aleks jest jedynakiem, Adrian też, i gdy tylko się poznali, zapałali do siebie braterską miłością.
– To piękne. – Nawet Julka, która nie znała Aleksa jako słodkiego chłopczyka, uśmiechnęła się na słowa przyjaciółki.
Anita w żaden sposób nie dała po sobie poznać, że usłyszała swoją towarzyszkę. Ciągnęła swoją opowieść:
– Wtedy, już w podstawówce, dołączyłam do nich ja – oznajmiła, zerkając w lustro. Uśmiechnęła się szerzej, gdy ujrzała w lustrze odbicie Julki, która wyglądała na mocno zaskoczoną. – Nie, nie przesłyszałaś się. Cała nasza trójka bardzo się ze sobą zżyła. Zarówno w szkole, jak i poza nią spędzaliśmy ze sobą czas. Nie potrzeba nam było wiele; byliśmy szczęśliwi, mając siebie nawzajem. Każdy za każdego dałby sobie rękę uciąć.
Julka była coraz bardziej zdumiona opowieścią Anity.
– Do czasu… – Anita spuściła głowę. W jednym momencie promieniała radością, by w następnym kompletnie się załamać. – W zeszłym roku, kiedy się poznałyśmy, wspomniałam ci, że ojciec Aleksa jest alkoholikiem. Pije od czasu, kiedy byliśmy z chłopakami w piątej klasie. W któryś piątek cała nasza trójka poszła się bawić; po szkole wróciliśmy do domów zjeść obiad, a później, jak zawsze, wyszliśmy na dwór. Aleks wpadł na pomysł, żebyśmy poszli do takiej szemranej dzielnicy. Musisz wiedzieć, że tam naprawdę było nieciekawie; to od takich dzieciaków jak my wymagało wielkiej odwagi… – W tym momencie Anita przygryzła wargę. – Ale było głupie. Teraz to wiemy. Strasznie żałuję, że wtedy postrzegaliśmy to inaczej.
Julka przyglądała się jej coraz wnikliwiej.
– No więc… – kontynuowała Anita, przełknąwszy ślinę – bawiliśmy się tam i nawet było fajnie; do naszej trójki dołączyły inne biedne dzieciaki z tej okolicy. Nawet się nie zorientowaliśmy, gdy zapadł zmierzch. Po pewnym czasie grupka pijanych facetów zaczęła nas zaczepiać i dopiero wtedy dotarło do nas, że przesadziliśmy. Zaczęliśmy uciekać z krzykiem, na szczęście nic więcej się nie wydarzyło. Pamiętam, że rodzice strasznie na mnie nakrzyczeli, rodzice Jimmy’ego, to znaczy Adriana, jak później się dowiedziałam, również. Gorzej było z rodzicami Aleksa… – Anita ponownie przełknęła ślinę, a w jej oczach pojawił się strach. – Wiesz, jego mama postanowiła go szukać na własną rękę. Już wcześniej podejrzewała, że jej syna ciągnie do tego niebezpiecznego miejsca, więc poszła właśnie tam. Gdy Aleks wrócił, jego mamy już nie było. Dopiero rano… – W tym momencie w oczach dziewczyny pojawiły się łzy. – Rano przyjechała milicja i oznajmiła, że jego mama nie żyje. Została… Została zgwałcona i zamordowana. I to niedaleko miejsca, w którym się bawiliśmy.
W tym momencie również do oczu Julki napłynęły łzy. Dziewczynie zbierało się na mdłości.
– Na dodatek sprawcy nigdy nie odnaleziono – dodała już ciszej Anita. Tak cicho, że nawet najmniejszy szmer zagłuszyłby jej wypowiedź. – Od tamtego czasu ojciec Aleksa z całkiem fajnego faceta zaczął przemieniać się w potwora. Coraz częściej zaglądał do kieliszka, przez alkoholizm stracił w końcu pracę. Wyrzucili go z kopalni, pracował na „Wujku”. Nie to jednak było najgorsze.
W tym momencie Julię ogarnęło zdumienie. Jak to „nie to jednak było najgorsze”? Co mogło być gorszego?
– Pan Staszek zaczął obwiniać syna o śmierć żony. Aleks zawsze był jego ukochanym dzieckiem, a od czasu śmierci pani Marysi zaczął traktować go jak śmiecia. W końcu zaczął go bić. Do znęcania się psychicznego doszło fizyczne…
Przez łzy, które zebrały się w oczach Julki, ta z trudem rozpoznawała otoczenie.
– I tak to się zaczęło; wypady we trójkę były coraz rzadsze, Aleks zaczął się izolować, był jakiś wyobcowany… Na początku ukrywał przed nami obrażenia, ale ile można? W końcu się dowiedzieliśmy. Stawał się coraz bardziej agresywny, już nie przypominał tego słodkiego, wiecznie uśmiechniętego, skorego do pomocy chłopaka. Gwoździem do trumny była przymusowa zmiana mieszkania. Ojciec Aleksa nie miał stałej pracy, czasami, gdy nie był w ciągu, udało mu się coś złapać, ale to nie wystarczało na pokrycie kosztów; większość z tego, co zarobił, przepijał. Byli zmuszeni się wyprowadzić. Niestety nie mieli wyboru. Mieszkają dokładnie tam, gdzie to się stało, rozumiesz?
W tym momencie oczy Julki prawie wyszły z orbit.
– Właśnie tam? Na tym osiedlu, gdzie jego mama… – Nie potrafiła dokończyć.
Anita westchnęła.
– Tam właśnie mieszkają ludzie, których nie stać na życie.
Po tej wypowiedzi zapadła krótka cisza.
– Wiesz… – odezwała się w końcu Anita. – Odkąd się tam przeprowadzili, dawny Aleks, a raczej to, co z niego jeszcze zostało, zniknął na dobre. Próbowaliśmy jeszcze z Adrianem jakoś na niego wpłynąć, ale im bardziej naciskaliśmy, tym bardziej jego agresja dawała się nam we znaki. W końcu całkowicie straciliśmy z nim kontakt. Zamienił nas na jakichś dziwnych typków; wiesz, drobne kradzieże, alkohol i tak dalej.
– Z tego, co widzę, to jego relacje z Adrianem są całkiem dobre.
– Ach tak, to prawda. Ich przyjaźń odnowiła się na początku wakacji, zaraz po zakończeniu siódmej klasy. Tak sobie myślę, że Aleksowi wyszło to na dobre. Gdyby nie Adrian, który jako tako trzyma go w ryzach, pewnie już dawno marnie by skończył. Na szczęście ich relacja okazała się silniejsza niż spartaczona psychika Aleksa i jego nowi kumple. To właśnie dzięki Jimmy’emu, czyli Adrianowi, zerwał z tamtymi złodziejami. – To powiedziawszy, Anita uśmiechnęła się lekko, a chwilę później dodała już ze smutkiem, znacznie ciszej: – Niestety dla mnie w jego życiu zabrakło już miejsca.
***
– Moja dziewczyna! – zawołał Aleks na widok niskiej, mierzącej sto sześćdziesiąt sześć centymetrów dziewczyny. Była ubrana w czerwone spodnie w kratkę i fioletową bluzkę. Włosy po bokach miała krótko ścięte, zaś na środku postawione w coś na kształt irokeza.
Aleks wraz z Adrianem stali za szkołą podczas przerwy, między trzecią a czwartą lekcją. Ten pierwszy palił papierosa. Adrian lubił wypić, lecz nie znosił zapachu dymu. Mimo tego, jak zawsze, towarzyszył swojemu przyjacielowi.
– Wiedziałam, że cię tu znajdę! – odpowiedziała Sara, przyśpieszając kroku, by następnie wtulić się w swojego chłopaka.
– Eeej, nie jesteście sami – wtrącił Adrian, który skrzywił się na widok całującej się pary.
– Nie zwracaj na niego uwagi. On jest po prostu zazdrosny – oznajmił Aleks.
Adrian przewrócił oczami.
– Odezwał się pieprzony King Kong.
Za to przezwisko przyjął porządnego kuksańca od kumpla.
[1] Śmierć Kliniczna, Nasza edukacja, sł. Dariusz Dusza.
Julka skończyła zajęcia. Anita wyszła dwie godziny wcześniej, ponieważ wypadł dzień jej miesiączki, którą przechodzi bardzo boleśnie.
Zanim Julka wyszła z budynku, postanowiła skorzystać z toalety. Usłyszała tam wymowne dźwięki, a następnie drzwi jednej z kabin otworzyły się z impetem.
Przed nią stanęła dziewczyna, pierwszoroczna uczennica zawodówki krawieckiej, oraz znacznie wyższy chłopak, który obejmował ją w pasie.
– O… Co za niespodzianka! – Ku niezadowoleniu Julki, chłopakiem, który właśnie wyszedł z damskiej ubikacji, był nie kto inny jak Aleks.
– Cześć – przywitała się Sara, jego partnerka.
– Cześć – odpowiedziała nieśmiało Julka.
– O, to jednak masz maniery – zadrwił chłopak, na co Sara zrugała go spojrzeniem. – Kotku, nie patrz tak na mnie. Nie widziałaś jej zachowania. Rano ta pożal się Boże księżniczka miała zamiar udawać, że mnie nie zna. Na szczęście powiedziałem, co myślę o jej braku kultury, i widzisz? Podziałało! – Pstryknął palcami, po czym dodał: – Ale żeby taki śmieć jak ja uczył kultury taką damulkę z wyższej półki… – Skrzywił się i z niesmakiem pokręcił głową.
Sara przewróciła oczami, po czym odparła:
– Na litość boską, Aleks, daj jej już spokój, dobra?
No proszę. Tego się Julka na pewno nie spodziewała. Była przekonana, że jego dziewczyna również sobie na niej poużywa.
Aleks już miał coś na to odpowiedzieć, ale Sara go ubiegła:
– Idziesz?
Zanim odpowiedział, przyjrzał się uważnie wystraszonej Julce:
– Chwila. Poczekaj przed wejściem, dobra?
Sara ponownie przewróciła oczami.
– Nie ma mowy. Wychodzimy razem.
Aleks miał to w sobie, że nie lubił, gdy ktoś mówił mu, co ma robić. Nawet jeśli tym kimś była jego dziewczyna. Skierował twarde spojrzenie na Sarę, na co ona odpowiedziała:
– Dobra. Poczekam przed wyjściem. – Zanim odeszła, posłała Julce spojrzenie mówiące: „Widzisz? Nawet mnie nie słucha”.
Gdy tylko usłyszeli trzask zamykanych drzwi, Aleks natychmiast zwrócił się do swojej ofiary ze słowami:
– Podobały ci się?
Julka patrzyła na niego zdziwiona.
– Słucham? – wydusiła po chwili.
– Pytałem, czy podobały ci się jęki, które wydawaliśmy z Sarą w momencie, gdy się pieprzyliśmy.
Julka poczuła suchość w ustach. Anita miała rację. On jest kompletnie świrnięty.
– No co? Zatkało cię? A może jesteś głucha i nie słyszysz, co się do ciebie mówi? – spytał, znów z tym szyderczym uśmieszkiem na ustach. Właściwie, gdy tylko o nim myślała, w jej głowie pojawiał się tylko ten obraz: obraz chłopaka, który uśmiecha się do niej w ten wstrętny sposób. – A nie! Już wiem! – Klasnął w dłonie tak głośno, że Julka aż podskoczyła z przerażenia. – To nie brak słuchu! To głupota. Jesteś po prostu tępa i nie rozumiesz, co się do ciebie mówi, no nie? – Oparł się o umywalkę, krzyżując nogi i ręce.
Widać było, że w tym pojedynku czuł się zwycięzcą. Nawet jeśli jeszcze nie dobiegł on końca. Pewny siebie facet.
– Dlaczego ty mi to robisz? – spytała cicho Julka. – Co ci zrobiłam? – W jego towarzystwie znów czuła się bezbronna i bezradna. Nienawidziła tego, ale nic nie mogła na to poradzić. Najgorsze było to, że tym razem Anita nie mogła stanąć w jej obronie, bo już dawno wyszła ze szkoły.
Już miał coś odpowiedzieć, ale w tym momencie do łazienki weszła grupka dziewczyn. Widok chłopaka zaskoczył je, ale natychmiast opuściły pomieszczenie. Dlaczego? Wystarczyło jedno spojrzenie Aleksa, żeby zrozumiały, że nie są tu mile widziane. Nie tylko Julka się go obawiała.
Ich wyjście nie było dla niej na rękę, bo zaraz poczuła, że do jej niebieskich oczu napływają łzy. To nie były łzy spowodowane współczuciem, litością, to nie był rodzaj łez, które napłynęły jej do oczu tego ranka, gdy dowiedziała się o przeszłości Aleksa. Teraz czuła przeszywający strach. A fakt, że jej prześladowca był niezwykle wysoki, tylko go potęgował. Nie mogła przed nim uciec.
– Ryczysz? – spytał tonem pełnym odrazy. – Kurwa, ile ty masz lat? Szesnaście czy sześć?
– Jesteś cholernym… – Nie było jej dane dokończyć, bo nawet gdy obraz przed oczami z powodu łez się rozmazywał, dostrzegła, że chłopak podszedł bliżej.
– Cholernym czym? – zapytał, nachylając się, a jego intensywnie zielone oczy wpatrywały się w nią przenikliwie.
Julka przełknęła ślinę. Stali tak jeszcze przez kilka sekund, wpatrując się w siebie bez słowa, gdy nagle Aleks szybkim krokiem się wycofał.
Julka znów się wystraszyła.
– A chuj z tym – stwierdził. – Wracając do sprawy – spytałem, czy podobało ci się to, co działo się za tymi drzwiami. – Wskazał drzwi kabiny, która znajdowała się po jego lewej stronie. – Pewnie tak – odpowiedział za nią. – I wiesz, co ci powiem? – Ponownie nachylił się nad Julką. – Dobrze to sobie zapamiętaj, bo zapewne nigdy tego nie zaznasz. Który chciałby wyruchać kogoś takiego jak ty? – zapytał z obrzydzeniem, po czym wyszedł z pomieszczenia.
***
– Gdzieś ty się podziewała?! – zagrzmiał ojciec, gdy załamana Julka wsiadła do samochodu. – Czekałem na ciebie tyle czasu, w końcu nie wytrzymałem i wszedłem do szkoły! Nauczycielka powiedziała mi, że już dawno wyszłaś! Jeszcze chwila, a by mnie tutaj nie było!
Julka w żaden sposób nie zareagowała na słowa swojego ojca. Czterdziestoczteroletni mężczyzna, z czarnymi włosami przetykanymi siwizną i nienagannym wyglądem (biała koszula i czarne spodnie) w dalszym ciągu nie spuszczał oka z córki.
– Tato, po prostu byłam w łazience, tak? Nie mogłam skorzystać z toalety? – wydukała ostatkiem sił.
– Tyle czasu?! Wiesz, ile tutaj na ciebie czekałem? Pół godziny! – Najwyraźniej mężczyzna nie miał najmniejszego zamiaru dać za wygraną.
Julka odchyliła głowę na oparcie skórzanego fotela, zamknęła oczy i westchnęła z rezygnacją:
– Tato, proszę. Odpuść. Tylko dziś. Błagam. Miałam kiepski dzień.
Elegancki mężczyzna zmarszczył brwi i zapytał już spokojniejszym tonem:
– Masz jakieś kłopoty z nauką? To dopiero pierwszy dzień, a ty zawsze byłaś piątkową uczennicą… – Chciał dodać coś jeszcze, ale córka uciszyła go gestem. Nadal miała zamknięte oczy, a jej głowa swobodnie opierała się o fotel.
– Nie. Nic z tych rzeczy. Szkoła to nie tylko lekcje, powinieneś o tym wiedzieć. I nie pytaj mnie o nic więcej. Proszę.
Julka, czekając w napięciu na reakcję ojca, modliła się w duchu, żeby jednak dał jej spokój.
Ku jej zdziwieniu, tak też się stało. Zanim wnętrze samochodu wypełnił dźwięk silnika, mężczyzna tylko westchnął.
– Cholerny wypadek! Że też akurat dziś zachciało mu się blokować drogę! Zresztą, skoro chciał akurat DZIŚ, to proszę bardzo! Ale dlaczego akurat O TEJ PORZE?! – wykrzyczał sfrustrowany ojciec. – Nie każdy może czekać, bo jakiś palant wpadł pod ciężarówkę! Przez tego idiotę straciliśmy mnóstwo czasu!
Julka przewróciła oczami i wysiadła z samochodu. Jej ojciec miał bzika na punkcie punktualności. Dla niego minuta spóźnienia oznaczała koniec świata. Nic dziwnego, że spowolnienie ruchu ulicznego spowodowanego wypadkiem samochodowym tak bardzo wyprowadziło go z równowagi.
– Tato, co ty w ogóle mówisz? Sugerujesz, że ten człowiek to planował?
Ojciec tylko pokręcił głową z dezaprobatą.
***
– Witam państwa. – Kiedy ojciec z córką weszli za próg ich okazałego domu, a właściwie małej willi, kamerdyner natychmiast wyszedł im na powitanie.
– Dzień dobry, Konradzie. – Julka uśmiechnęła się nieszczerze do pięćdziesięcioletniego mężczyzny.
– Jak minął pierwszy dzień w szkole po przerwie wakacyjnej?
Julka dałaby głowę, że pracownik jej ojca nie pyta z czystej ciekawości. Raczej z grzeczności. Nie przepadała za nim; był sztywny, zasadniczy, nie mówiąc już o braku poczucia humoru, a co najważniejsze – nie miał w sobie ani krzty dobroci.
Była przekonana, że jej ojca również nie darzył sympatią – trzymała go tutaj tylko i wyłącznie gotówka. A trzeba przyznać, że jej ojciec płacił mu sowite wynagrodzenie. Jednak Julka była pewna, że gdyby na horyzoncie pojawił się hojniejszy pracodawca, ich „przyjaciel domu” błyskawicznie i bez skrupułów spakowałby manatki.
Inna sprawa, że uważała, że nie potrzebują żadnych obcych osób w domu i czułaby się w tym miejscu o wiele lepiej, gdyby Konrada tutaj nie było.
Niestety, jej ojciec należał do osób wygodnych i postanowił sprowadzić z Warszawy również podwładnego.
Konrad był kawalerem, toteż nie było problemu z przeprowadzką.
– Pani ojciec już zjadł posiłek, zapraszam do stołu – rzekł Konrad, zwracając się do Julki z kamiennym wyrazem twarzy.
Julka właśnie ściągała nowe sandałki, które przywiozła ze Stanów, skąd całkiem niedawno, ostatniego dnia sierpnia, wróciła z ojcem.
– Nie, dziękuję. Nie jestem głodna. – Nadal była w kiepskim nastroju.
– Julia! Co to za maniery?! – zagrzmiał ojciec, kierując się do swojego gabinetu, który znajdował się na parterze, na końcu długiego korytarza.
– Tato, zjem później, dobrze? Czy ja nie mam prawa nie być głodna?
Ojciec, patrząc na córkę karcącym spojrzeniem, rzekł do Konrada:
– Co ja z nią mam…
– Taki wiek – odpowiedział kamerdyner, na co Julka zgromiła go wzrokiem.
– Będę u siebie. Jak zgłodnieję, sama zejdę do kuchni – rzekła, by nie powiedzieć niczego niestosownego.
***
Gdy weszła do swojego pokoju, opadła bezwładnie na łóżko. Nadal miała na sobie białą bluzkę i granatową spódnicę do kolan. Właściwie do szkoły poza tym strojem nosiła jeszcze jedynie na zmianę czarne lub granatowe spodnie. Żadnych sukienek, żadnych bluzek na ramiączkach, tylko oficjalny, smutny i elegancki – szesnastolatka stwierdziłaby, że po prostu sztywny – strój.
Leżąc na plecach, rozejrzała się po swoim pokoju. Błękitne ściany zdobiły różnego rodzaju zdjęcia rodzinne; te z tegorocznego lata spędzonego w Stanach również. Jej ojciec w gabinecie miał zdjęcia innego rodzaju, z różnorakich wyjazdów służbowych, a także sporą kolekcję nagród.
Julka najbardziej lubiła zdjęcia z wczesnego dzieciństwa. Te, które kojarzyły jej się z ciepłymi, dającymi poczucie bezpieczeństwa ramionami jej zmarłej mamy. Poza fotografiami na ścianach wisiały również obrazy przedstawiające martwą naturę oraz pejzaże, które preferowała. Uważała, że natura jest niezwykle fascynująca; plusem ciągłych wyjazdów organizowanych przez tatę było właśnie podziwianie rozmaitych cudów natury. Julka miała talent malarski i wiele z obrazów wiszących na ścianach namalowała sama.
Oprócz funkcji upiększającej, obrazy pełniły jeszcze jedną: pomagały Julce w chwilach wzburzenia, dawały jej upragniony spokój, potrafiła wpatrywać się w nie godzinami. Wyobrażała sobie, że właśnie jest na bałtyckiej plaży (choć była tam zaledwie dwa razy w życiu, bo jej ojciec twierdził, że nad polskim morzem zbiera się chmara polskiej biedoty) lub na jakiejś egzotycznej wyspie. Miała tak wyjątkowo bujną wyobraźnię, że leżąc z zamkniętymi oczami, czuła powiew nadmorskiego wiatru, zapach lasu lub śpiew ptaków, w zależności od tego, gdzie chciała się znaleźć. Jej wyobraźnia nie znała granic.
Dziś jednak była w tak podłym nastroju, że żadne obrazy nie ukoiłyby jej rozszalałych emocji. Na to był już tylko jeden sposób. Sposób, o którym jej ojciec nie miał zielonego pojęcia, a gdyby tylko się dowiedział, z pewnością nie uszłoby to Julce na sucho.
Tego lata w Stanach wpadła jej w ręce polska kaseta wydana kilka lat temu właśnie w tym kraju – Underground out of Poland Dezertera.
Już wcześniej obiła jej się o uszy ta hałaśliwa muzyka – nawet do zamkniętego nowobogackiego kręgu, w którym żyła, punk zdołał się przebić. Musiała przyznać, że było to coś zupełnie innego niż wesołe popowe piosenki, które były szalenie popularne w PRL-owskiej rzeczywistości – mimo swojej pozycji społecznej i propagandy, która była widoczna na każdym kroku, Julka wiedziała, że system komunistyczny zawiódł. Nie pomogły nawet ulubione piosenki władz, jak chociażby Tyle słońca w całym mieście[2], które miały przekonywać, że w kraju dobrze się dzieje. Była również inna niż muzyka klasyczna, którą karmiono ją od kołyski (jej mama bardzo lubiła Vivaldiego, Chopina oraz Beethovena).
Kilka lat temu, pod koniec poprzedniego systemu, Julka dostała od wujka, brata taty, wieżę stereo. Bardzo ją sobie ceniła, bo dzięki temu mogła słuchać ulubionych kaset. Mniej więcej półtora roku temu jej gust drastycznie się zmienił. Nadal lubiła klasykę, jednak nie przepadała już za tymi skocznymi i wesołymi piosenkami.
Właśnie dziś, znów po kryjomu, wsadziła do wieży kasetę z „zakazaną” muzyką i nastawiła na utwór, który idealnie odzwierciedlał jej nastrój. Oczywiście do kompletu miała słuchawki. Gdyby ich nie posiadała, nie mogłaby nawet marzyć o odtworzeniu tej muzyki.
Już ze słuchawkami na uszach położyła się na łóżku. Gdy zabrzmiały pierwsze słowa, spojrzała na strój, którego nienawidziła, i czując narastającą wściekłość, z pasją pozbyła się białej bluzki, by następnie opaść na łóżko i „zaśpiewać” razem ze Skandalem. Tak naprawdę mogła tylko poruszać ustami, bo przecież żaden domownik nie mógł jej usłyszeć.
Nic mnie nie obchodzi, co o mnie myślicie.
Odczepcie się! Chcę mieć własne życie!
Zostawcie mnie samego, bez waszych głupich rad.
Nie zrobię wam nic złego, po prostu chcę być sam![3]
[2] Anna Jantar, Tyle słońca w całym mieście, sł. Jan Kondratowicz.
[3] Dezerter, Szara rzeczywistość, sł. Krzysztof Grabowski.
Aleks
Dalsza część dostępna w wersji pełnej
Miłość w rytmie punk rocka
ISBN: 978-83-8219-911-6
© Karolina Hejmanowska i Wydawnictwo Novae Res 2022
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt
jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu
wymaga pisemnej zgody wydawnictwa Novae Res.
Redakcja: Anna Gajda
Korekta: Emilia Kapłan
Okładka: Magdalena Czmochowska
Wydawnictwo Novae Res należy do grupy wydawniczej Zaczytani.
Zaczytani sp. z o.o. sp. k.
ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia
tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]
http://wydawnictwo-amare.pl
Publikacja dostępna jest w księgarni internetowej zaczytani.pl.
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Katarzyna Rek