Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Ekscentrycy, artyści, lekkoduchy. Brytyjczycy nie znający żadnych konwenansów. Durrellów poznajemy oczami najmłodszego członka rodu, który, wiedziony przyrodniczą pasją, wzbogaca ich codzienność prawdziwą plejadą zwierzęcych podopiecznych. Czym byłby rodzinny obiad bez znajdowanych w pudełkach zapałek skorpionów? I czy chęć wieczornej kąpieli to wystarczający powód, by eksmitować spokojnie żyjące w wannie zaskrońce?
Opowieści Geralda Durrella o zwierzętach nie mają jednak wyłącznie anegdotycznego charakteru. Choć nigdy nie chodził do szkoły, a lekcji udzielali mu nieraz bardzo osobliwi nauczyciele, jego miłość do przyrody inspirowała go do wciąż nowych poszukiwań. Dzięki nim, ten ambitny samouk wiele lat później stanie na czele naukowych ekspedycji i będzie właścicielem własnego zoo.
Książka obfituje nie tylko w uważne opisy wyspiarskiej przyrody, ale jest też prawdziwym pomnikiem na cześć uroków wyspy Korfu i jej mieszkańców. Ich życie poznajemy w krótkich i zabawnych opowieściach przyjaciół rodziny – nauczyciela młodego Geralda, doktora Teodora Stephanidesa i taksówkarza Spirosa Amerikanosa.
To zarazem pierwsza część trylogii, na którą składają się również „Ptaki zwierzaki i krewni” (wznowiona w kwietniu 2020) oraz „Ogród bogów”, która także zostanie wznowiona nakładem Noir sur Blanc.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 410
Głos ma obrona
Ach, czasem udawało mi się uwierzyć w sześć niemożliwych rzeczy już przed śniadaniem.
LEWIS CARROLL, O tym, co Alicja odkryła po drugiej stronie lustra (tłum. M. Słomczyński)
Ta książka opowiada o pięcioletnim pobycie naszej rodziny na greckiej wyspie Korfu. W pierwotnym zamierzeniu miała być nieco nostalgicznym opisem przyrody na wyspie. Popełniłem jednak podstawowy błąd, wprowadzając już na pierwszych stronicach moją rodzinę. Z chwilą kiedy znaleźli się na papierze, zaczęli się tam zaraz panoszyć i zapraszać swoich przyjaciół do następnych rozdziałów. Trzeba było chytrych podstępów, by z wielkim trudem zachować od czasu do czasu kilka stron wyłącznie dla zwierząt.
Starałem się namalować tu nieprzesadzony, odpowiadający prawdzie obraz mojej rodziny: są tacy, jacy mi się wówczas wydawali. Sądzę jednak, że dla usprawiedliwienia ich dość osobliwego sposobu zachowania powinienem wyjaśnić, iż w okresie naszego pobytu na Korfu byliśmy młodzi: Larry, najstarszy, miał dwadzieścia trzy lata, Leslie dziewiętnaście, Margo osiemnaście, a ja, najmłodszy, byłem we wrażliwym, pobudliwym wieku lat dziesięciu. Nigdy nie mieliśmy pewności co do wieku naszej matki, a to z tej prostej przyczyny, że nie pamiętała swojej daty urodzenia. Mogę tylko powiedzieć jedno, że była dostatecznie dorosła na to, by mieć czworo dzieci. Matka żąda również, bym tu zaznaczył, iż jest wdową, gdyż jak to bystro zauważyła, nigdy nie wiadomo, co sobie ludzie pomyślą.
Starając się zamknąć pięć lat wydarzeń, obserwacji i pogodnego bytowania w książce nieco mniej obszernej od Encyklopedii Britannica, zmuszony byłem całość skrócić, przyciąć i ujednolicić, tak że niewiele pozostało z autentycznego toku wydarzeń. Musiałem również pominąć wiele sytuacji i postaci, które chętnie bym opisał.
Wątpię, czy niniejsza książeczka zostałaby napisana bez pomocy i gorącej zachęty kilku osób. Mówię o tym, aby odpowiedzialność została rozłożona na wszystkich winowajców.
Składam więc gorące podziękowania:
Doktorowi Teodorowi Stephanidesowi. Udostępnił mi, z typową dla siebie hojnością, materiały swojej nieopublikowanej książki o Korfu i pozwolił je wykorzystać. Obdarzył mnie również nieprzeliczoną ilością okropnych kalamburów, z których kilka tu przytaczam.
Matce i rodzeństwu. Przecież to oni, acz nieświadomie, dostarczyli mi większości materiału! Nadto pomagali mi, jak mogli, podczas pisania tej książki, dyskutując zawzięcie i nigdy nie dochodząc do zgodnych wniosków, kiedy ich o cokolwiek pytałem.
Mojej żonie, która sprawiła mi ogromną radość, zaśmiewając się do rozpuku podczas lektury tego rękopisu, by wreszcie powiedzieć, że tak ją ubawiły moje błędy ortograficzne.
Sophie, mojej sekretarce, odpowiedzialnej za wprowadzenie przecinków do tej prozy oraz za bezlitosne likwidowanie najbardziej rzucających się w oczy błędów składni.
Szczególny hołd chciałbym tu jednak złożyć mojej matce, której tę książkę dedykuję. Jak łagodny, pełen zapału i wyrozumiałości Noe sterowała zręcznie po wzburzonym oceanie życia łodzią pełną swego dziwacznego potomstwa, przez cały czas zagrożona możliwością buntu na pokładzie, wśród niebezpiecznych mielizn, jakie stanowił brak pokrycia wystawionych czeków oraz rozrzutność, nigdy nie wiedząc, czy załoga zaaprobuje obrany kurs, ale pewna, że wina za wszystkie niepowodzenia zostanie zrzucona właśnie na nią. Że przeżyła tę wielką podróż, to cud prawdziwy, ale na szczęście przeżyła, a co więcej, wyszła z tego bez większego uszczerbku na umyśle. Jak słusznie powiada mój brat Larry, możemy być dumni z tego, jakeśmy ją wychowali: przynosi nam chlubę. Na dowód, że osiągnęła ten szczęśliwy stan nirwany, gdzie już nic nie może wstrząsnąć ani zdumieć, przytoczę fakt, że niedawno, podczas weekendu, kiedy była sama w domu, została uraczona niespodziewaną przesyłką w postaci klatek zawierających dwa pelikany, szkarłatnego ibisa, sępa oraz osiem małp. Śmiertelnik mniejszego ducha uląkłby się zapewne, ale nie matka. W poniedziałek rano zastałem ją w garażu. Gonił ją w kółko rozwścieczony pelikan, którego próbowała nakarmić sardynkami z puszki.
– Dobrze, żeś przyjechał, kochanie – sapała. – Z tym pelikanem mam odrobinę trudności.
Kiedy zapytałem, skąd wiedziała, że te zwierzęta są moją własnością, odpowiedziała:
– To przecież oczywiste, kochanie. Któż inny przysłałby mi pelikany?
Z czego wniosek, że zna przynajmniej jedno ze swojego potomstwa.
Chciałbym na koniec podkreślić z całą stanowczością, że wszystkie anegdoty o wyspie i jej mieszkańcach są całkowicie prawdziwe. Życie na Korfu to jak występowanie w jakiejś niezwykle barwnej i błazeńskiej operze komicznej. Atmosferę i czar tego miejsca najtrafniej określa w skrócie notka na mapie admiralicji. Jest to szczegółowa mapa wyspy i przyległego wybrzeża. Na dole znajduje się następująca uwaga: „Ponieważ boje wytyczające mielizny są często nie tam, gdzie trzeba, zaleca się marynarzom, by szczególnie uważali, żeglując wzdłuż tych brzegów”.