Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
14 osób interesuje się tą książką
W unieruchomionym pociągu pośród zimowej zawieruchy ukrywa się morderca.
Czy uda się go odnaleźć, zanim będzie za późno?
Na stacji kolejowej w Londynie spotyka się osiemnastu pasażerów. Ruszają w podróż pociągiem sypialnym do Fort William w Szkocji. Nie wszyscy jednak dotrą do celu.
Kiedy pociąg wykoleja się na pustkowiu, w jednym z przedziałów dochodzi do morderstwa. Teraz każdy z pasażerów jest podejrzany. I każdy ma coś do ukrycia.
Za oknem szaleje śnieżyca, a morderca przemierza korytarz, zagląda do przedziałów i wybiera następne ofiary.
Czy byłej detektyw Roz Parker uda się znaleźć zabójcę, zanim zginie więcej osób?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 373
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Szybciej niż wróżki, niż wiedźmy na miotłach, Przez mosty, przy domach, rowach i płotach. I prze wciąż naprzód jak oddział bojowy, Mijając na łąkach konie i krowy. Wszystkie widoki, równiny czy wzgórza, Pęd rozmazuje jak deszczowa burza. I w mgnieniu oka wciąż i wciąż od nowa Śmigają ze świstem stacje kolorowe.
Robert Louis Stevenson fragment wiersza
Dla Katherine Armstrong – wydawczyni, przyjaciółki i błyskotliwej miłośniczki quizów
W tekście powieści ukryte są tytuły filmów i książek związane z pociągami. Czy potrafisz je wytropić?
Na końcu książki znajduje się quiz z Morderstwa w świątecznym ekspresie.
24 grudnia
Meg nie zamierzała pozwolić, by zobaczył ją płaczącą, nie tym razem. Wybiegła z wagonu klubowego, świadoma skierowanych w jej stronę kamer telefonów komórkowych. Oczy piekły ją od łez, gdy szła chwiejnie korytarzem do ich kabiny. Zdawało się, jakby pociąg szeptał do niej: „On cię nie kocha, on cię nie kocha, nigdy nie kochał”.
Szukając karty magnetycznej do otwierania drzwi, obejrzała się za siebie. Grant nie podążył za nią. Część niej pragnęła, by to zrobił. Pragnęła kłótni, która przypominałaby miłość, i następującego po niej pokoju, gdy Grant wytrzeźwieje i będzie ją błagał o wybaczenie. Lecz reszta niej wiedziała, co mogłoby się zdarzyć. Co tak niedawno się zdarzyło. Nie chciała tej nocy umrzeć.
Gdy znalazła się w ich podwójnym przedziale pierwszej klasy, skuliła się na łóżku w pozycji embrionalnej. Przycisnęła do piersi poduszkę i zaczęła kołysać. Miała wrażenie, że jej serce rozdarto jak opakowanie gwiazdkowego prezentu i pozostał z niego tylko zgnieciony kłąb papieru.
Zastanawiała się, czy nie spotkać się z tą kobietą, Roz, byłą oficer śledczą podobną do Kate Bush. Może zdołałaby pomóc.
Wtedy brzęknął jej telefon.
A potem znowu.
Popatrzyła na ekran. Nagrano ją i teraz w internecie rosła sterta powiadomień. Meg poczuła, że zarówno pociąg, jak i jej serce pędzą zbyt szybko. Plik wpuszczono do sieci przed chwilą. Ktoś sfilmował całą kłótnię pomiędzy nią a Grantem, od szeptanych oskarżeń i wykrzykiwanych zaprzeczeń aż do momentu, gdy wybiegła z wagonu.
Patrzyła na komentarze pojawiające się w realnym czasie. I jak zwykle nie potrafiła się powstrzymać przed ich odczytywaniem.
Lindyhop2010: Jestem po twojej stronie, Meg!
Meg4Eva:♥♥😟
Wytatuowanaiwystrojona: To ciacho – ona powinna pogodzić się z jego wyskokami. Ja bym tak zrobiła! ☺
DinozaurSenior: ZOSTAW GO, MEG! Zamiast tego przyjdź i usiądź na mojej twarzy!
ZhańbieniProrocy: Posłuchaj mojej rady – nie ufaj mu.
Natasha_Roberts: Ona jest beznadziejna. I naćpana. Zawsze można to zauważyć.
ICD3adp30pl3: To fake news. Wszystko było odegrane. Oboje udają, a reszta to pozoranci.
Meg sprawdziła na Twitterze – hashtag #megrantsprzeczka zyskiwał na popularności.
Czuła, że trądzik różowaty na jej twarzy płonie równie intensywnie jak jej upokorzenie. Wiedziała, co powie Grant: „Zmonetaryzuj to”. Był jak Midas – potrafił zmienić wszystko w złoto, zwłaszcza jeśli to sprawiało, że czuła się słaba i niewiele znacząca. Do jutrzejszego wieczoru sprzedałby tę historię któremuś z tygodników, a ona znalazłaby się razem z nim na okładce, bez cienia uśmiechu w oczach przefiltrowanych przez barwione soczewki kontaktowe.
Nie tym razem. Nie po tym, co szepnął jej do ucha, kiedy była na widoku. Ludzie będą pytać, dlaczego wcześniej nie powiedziała, co o nim myśli, albo go nie rzuciła. Ci ludzie to szczęściarze, bo nigdy się nad nimi nie znęcano. Nie rozumieją, że gdy kona się z pragnienia miłości, tęskni się nawet za kroplą nieświeżej wody.
Nie miało znaczenia, co ktokolwiek powie, już nie. Meg odzyska swoją historię. Wyjawi prawdę, całą. Wszystko, co od tak dawna ukrywała i zgromadziła na filmikach. Nadszedł czas, aby je opublikowała i zyskała wolność. I być może wystąpiła w imieniu wielu osób, które nie mogą tego zrobić. Aby stworzyła własny hashtag: #Megtoo.
Wyjęła puderniczkę i przejrzała się w lusterku. Czarne źrenice odbiły jej twarz. Kredka do oczu i tusz do rzęs spłynęły, tworząc smugi na twarzy. Odszukała w torebce ostatnią z promocyjnych próbek kosmetyków, które przysłano jej do przetestowania. Usunęła fragmenty rozmazanego makijażu i korektorem pokryła czerwone plamy przeświecające przez podkład. Jeśli zamierzała rozpłakać się rozpaczliwie do kamery, musi przy tym ładnie wyglądać.
Włączyła lampę pierścieniową wokół kamerki telefonu i filtr, po czym wpisała marki produktów, które pojawią się na początku jej transmisji na żywo na Instagramie. Miała swoje sekrety i dziś nadszedł dzień, by je ujawnić. To będzie prezent gwiazdkowy dla jej followersów i rózga dla Granta od świętego mikołaja. Nie zaszkodzi to jej karierze – zegar na TikToku nigdy się nie zatrzymuje, więc odzyska tam część uwagi użytkowników, jaką straciła. W trakcie promowania marek musi zachować opanowanie, wydać się szczera i przekonująca. Później w internecie eksplodują wzmianki o niej, co zapewni jej utrzymanie wahających się sponsorów.
Wzięła wdech na tyle głęboki, na ile pozwoliły jej płuca. Ujęła puszkę napoju, za którego reklamowanie jej płacono, przysunęła ją do nienagannie umalowanych ust i kliknęła w napis „Transmisja na żywo”.
Opuściła puszkę i mlasnęła, jakby wypiła coś pysznego.
– Cześć wszystkim. Powiedziałam wam, że później powrócę. Sprawy nie ułożyły się zgodnie z planem. Jak zapewne już widzieliście, Grant i ja znowu się kłóciliśmy. Zazwyczaj nie pokazałabym się wam w takim stanie. – Wskazała na podpuchnięte oczy z gotyckim makijażem. Strumień obserwujących ją narastał w szeroką rzekę. To był jej moment. – Doprowadziłabym się do porządku i zachowywała się, jakby nic się nie stało. Ale nie dziś. Dzisiaj zamierzam wyjawić wam sekrety kryjące się za moim związkiem z Grantem.
Chwilowo to wystarczy, by złapać ich na haczyk. Teraz pora na kolejne promocje. Mówiła dalej – o tym, że jest odporna jak ten makijaż, który pozostał na jej twarzy pomimo łez.
Gdy poczuła, że być może traci swoją widownię, rzekła:
– A więc oto co mam wam do powiedzenia. Już wcześniej zaczęłam potajemnie filmować drobne fragmenty, ale wydaje się, że teraz nadszedł odpowiedni czas na ujawnienie prawdy. Za makijażem, fotkami, historyjkami w tygodniku „Hello!” i innych czasopismach kryje się…
Pociąg zatrząsł się nagle, szarpnęło go na bok, jękliwie zazgrzytały hamulce. Drzwi łazienki otworzyły się gwałtownie i walnęły w ścianę. Wagon przechylił się nieznacznie i skręcił. Meg popełzła w kąt łóżka, mocno ściskając w dłoni telefon.
– Co się stało? – spytała go, jakby ktokolwiek z oglądających mógł to wiedzieć albo pomóc.
Pociąg z trzaskiem się zatrzymał.
Dekoracje świąteczne, które Meg wcześniej przygotowała i ustawiła, runęły na nią. Dizajnerskie torebki przeleciały przez przedział. Szkatułka z biżuterią spadła z umywalki, podobnie jak paleta cieni do powiek, z której rozsypały się na podłogę okruchy w odcieniach wrzosu i dymu. Puderniczka zsunęła się z łóżka i uderzyła w ścianę tak, że pękło lusterko.
Meg nie ruszyła się z kąta łóżka, czekając, aż świat się uspokoi. Korytarzem niosły się wrzaski dobiegające z pobliskich przedziałów.
Po kilku minutach wszystko znieruchomiało. Meg opuściła okno i wpuściła do przedziału powiew zimnego powietrza. Popatrzyła w dół na zakręcające tory, ale nie mogła dostrzec, co się stało, widziała tylko gęsty zimowy mrok. Inne okna też otwierano.
– No cóż, dam głowę, że nie spodziewaliście się katastrofy kolejowej. – Powróciła do relacji i skierowała do kamerki w telefonie. – Ja też nie, chociaż moje życie od dawna jest katastrofą. Niedługo zjawi się tu Grant, więc muszę powiedzieć wam to, co mam do powiedzenia. – Wzięła głęboki wdech i spojrzała prosto w kamerkę, choć wiedziała, że ukazuje swoje powiększone źrenice w szeroko otwartych oczach. – Początkowo zachowywał się wspaniale. Był nadzwyczaj romantyczny. Mój psychoterapeuta nazywał to bombardowaniem miłością. Jednak wkrótce…
Przerwała. Drzwi zaczęły się otwierać i w szczelinie pojawiła się stopa. Stopa Granta. W pierwszej chwili Meg poczuła ulgę.
– Grant, och, to jest… – rzekła. Ale gdy wszedł i zamknął drzwi, ujrzała dobrze jej znany wyraz jego twarzy. – Proszę, nie…
Słowa uwięzły jej w gardle. Grant sięgnął rękami do jej szyi.
Cofnęła się i przez pomyłkę wyłączyła nagrywanie. Upuściła telefon na podłogę, a Grant zmiażdżył go obcasem. Meg uniosła dłoń do twarzy. Nie musiała mieć nadnaturalnych zdolności, by wiedzieć, że właśnie tej nocy umrze.
23 grudnia
To był wieczór poprzedzający Wigilię. Wszystkie samochody na Regent Street od dziesięciu minut tkwiły nieruchomo w ulicznym korku. Taksometr za to się nie zatrzymał, nadal odliczał funty i minuty.
– O której godzinie odjeżdża pani pociąg? – zapytał taksówkarz, ściszając radio i odwracając ku niej głowę.
– O dziewiątej piętnaście – odpowiedziała Roz ze wzrokiem wlepionym w zegarek.
Była za dziesięć dziewiąta.
Taksówkarz cmoknął z niezadowoleniem.
– Przy tym ruchu ulicznym potrzeba by gwiazdkowego cudu, żeby zdążyć na czas na dworzec Euston. Będzie pani musiała pojechać następnym.
– To pociąg sypialny – rzekła Roz. – Ostatni pociąg przed Bożym Narodzeniem. Muszę dostać się do Szkocji. Moja córka zaczęła rodzić, sześć tygodni przed terminem.
Spojrzenie kierowcy powędrowało ku zdjęciu na desce rozdzielczej przedstawiającemu dwóch brzdąców i przez jego twarz przemknął wyraz cierpienia. Roz zapragnęła spytać go o to, lecz zrezygnowała. Nie jej cyrk, nie jej małpy. Miała w życiu własny chaos, który musiała uporządkować.
– Pojechałbym inną trasą – powiedział taksiarz – ale wszystkie są zakorkowane. Na Charing Cross Road był wypadek i skutki dotarły aż do Regent Street. Nie ma żadnych innych nocnych pociągów?
– Są, ale brak wolnych miejsc – odparła Roz, unosząc telefon. – Sprawdziłam.
Opuściła szybę z nadzieją, że widok zewnętrznego świata oderwie jej uwagę od dręczących myśli. Zimne powietrze wpadło do wnętrza taksówki niczym pierwszy noworoczny gość czekający za progiem. Na chodnikach roili się ludzie dokonujący przedświątecznych zakupów, okutani w szaliki i czapki. Nocne niebo nad Londynem przybrało liliowy odcień zapowiadający opady śniegu. To przypomniało Roz kolor włosów jej córki. Pomyślała, że powinna być teraz przy Heather, trzymać ją za rękę, przynosić jej przysmaki, napełniać ciepłą wodą wannę porodową i robić wszystko, co zdoła, by jej pomóc. Powinna była przewidzieć przedwczesny poród, ale przecież w życiu powinna była zrobić wiele rzeczy, których nie zrobiła. Na początku ciąży córki obiecała jej, że przejdzie na wcześniejszą emeryturę w londyńskim wydziale policji i przeprowadzi się z powrotem do Szkocji na kilka miesięcy przed terminem porodu. Zamierzała pomóc w przygotowaniu domu do wielkiej zmiany, jaką jest pojawienie się dziecka. Ale później postanowiła przed emeryturą dokończyć rozwiązywanie swojej ostatniej sprawy, a Heather zaczęła przedwcześnie rodzić. Tak więc Roz nie była przy córce. Znowu.
Sprawdziła telefon. Żadnych nowych wiadomości na WhatsAppie od Heather. Ani od jej narzeczonej Ellie. A aplikacja, w której sprawdzała swój pociąg, nadal pokazywała, że odjedzie on o czasie.
Kierowca znowu podgłośnił radio. Leciała piosenka December Will Be Magic Again. Głos Kate Bush wzniósł się i opadł, delikatny i mocny jak śnieg. Roz niegdyś uwielbiała ten utwór, jednak grudzień już od bardzo dawna nie był dla niej magiczny.
Słynne anioły Regent Street właśnie rozpostarły nad nią świetlne skrzydła. Ich widok przypomniał jej, jak Hannibal Lecter w Milczeniu owiec obdarł ze skóry funkcjonariusza policji, a potem powiesił go za żebra niczym oskórowanego anioła. Zapewne nie były to szczególnie świąteczne skojarzenia. Wobec nieobecności niebiańskich istot musiała bez ich pomocy dotrzeć na dworzec.
– Wyskoczę tutaj – oznajmiła, biorąc swoje torby. – Ile jestem panu winna?
Taksówkarz zatrzymał licznik.
– Dwadzieścia cztery funty i sześćdziesiąt pensów – odpowiedział i przepraszająco wzruszył ramionami.
Roz przytknęła kartę kredytową do terminala, dodała napiwek i pomodliła się do bogów Mastercard, żeby kwota przeszła. Po chwili, która wydawała się jej wiecznością, z terminala wysunęło się pokwitowanie.
– Dzięki! – krzyknęła i wytargała bagaże z taksówki.
– Mam nadzieję, że się wam powiedzie! – odkrzyknął szofer.
Ponownie rzucił spojrzenie na fotografię swoich dzieci i przeżegnał się.
Z ciężkim plecakiem, ciągnąc walizkę na kółkach, Roz ruszyła ulicą w kierunku stacji metra Oxford Circus. Dworzec kolejowy Euston znajdował się w odległości dwóch stacji na linii metra Victoria, a potem będzie ją czekał krótki spacer na powierzchni. Zdecydowała się wziąć taksówkę, żeby uniknąć wleczenia bagażu po Londynie i w metrze, lecz skończyło się na tym, że szła Regent Street w porze, gdy ulica była najbardziej zatłoczona. To przypominało grę komputerową, ale zamiast wymykania się zombi usiłowała uniknąć przechodniów na zakupach, na przykład mężczyzny idącego ku niej z rulonami ozdobnego papieru pakunkowego niczym rycerz Jedi, który zapomniał, że włada świetlnym mieczem. Walizka na kółkach zapiszczała, jakby podzielała obawę właścicielki.
Roz stanęła na ruchomych schodach stacji metra Oxford Circus i popatrzyła na zegarek. Do odjazdu pociągu pozostało dziesięć minut. Jakiś artysta uliczny śpiewał Driving Home for Christmas i Roz pomyślała o tym, że ujrzy twarz swojej nowo narodzonej wnuczki. A także o wyrazie twarzy Heather, jeśli spóźni się na pociąg.
Dotarła na peron i powlekła walizkę przez tłum, a następnie do zatłoczonego wagonu metra. Stanęła przy drzwiach i wciągnęła brzuch, gdy usiłowały się zamknąć. W wagonie pachniało potem, kawą oraz różnymi gryzącymi się ze sobą woniami perfum. Kobieta wciśnięta w Roz podniosła na nią wzrok. Wymieniły tradycyjny grymas pasażerów metra oznaczający pogodzenie się z tą wymuszoną intymnością.
W tłoku Roz miała ręce przyciśnięte do boków, więc nie mogła spojrzeć na zegarek, mimo to czuła, że czas ucieka. Dopadł ją atak klaustrofobii. Wzięła wdech, starając się odeprzeć wspomnienie. Za późno. Została wrzucona z powrotem w pamięć o przeszłych wydarzeniach, jakby tamten gwałt dział się teraz, a nie przed ponad trzydziestoma laty. Pamięć o mężczyźnie leżącym na niej, gdy błagała go, żeby przestał. O zapachu papierosów Marlboro w jego oddechu, kiedy splunął w jej twarz.
– Dobrze się pani czuje? – zapytała stojąca obok niej kobieta.
Spoglądała na hamulec bezpieczeństwa. Gdyby go pociągnęła, Roz nie zdążyłaby na pociąg.
– Tak, nic mi nie jest – odparła, usiłując ukryć panikę.
Powinna była wyjść z domu wcześniej. Gdyby wszystko przebiegło zgodnie z planem, znalazłaby się na dworcu godzinę przed odjazdem pociągu. Mogła przewidzieć wypadek czy cokolwiek, co uniemożliwi jej dotarcie do córki. Potrafiła przecież wystarczająco dobrze przewidywać.
„Proszę, niech mój pociąg się spóźni – powtarzała w duchu, modląc się do nie wiadomo kogo. – Proszę, niech się spóźni. Z powodu śniegu na torach, liścia na szybie, czegokolwiek”. Najmroczniejsza część niej pomyślała nawet o upadku pasażera na tory, chociaż nikomu tego nie życzyła.
Gdy metro zatrzymało się na stacji Euston, Roz z trudem wydostała się z wagonu na peron, omijając pasażerów i ludzi na zakupach. Schody ruchome jechałyby zbyt wolno, więc trzymając mocno rączkę walizki i boleśnie napinając mięśnie, przepchnęła się w górę po zwykłych schodach. Wyszła na dworzec kolejowy Euston i spojrzała na zegar na tablicy.
21.18.
Miała wrażenie, że jej serce to kabina windy, która zaraz runie. Jednak nie wszystko było jeszcze stracone. Usiłując złapać oddech, zlustrowała wzrokiem tablicę informacyjną.
21.15 Fort William. OPÓŹNIONY.
Zalała ją fala ulgi. Roz powiodła wzrokiem po wnętrzu dworca. Przystrojona choinka sięgała aż do stropu. Pośrodku hali śpiewali wesoło kolędnicy. Przed sklepami stały długie kolejki ludzi trzymających świąteczne paczki i książki w miękkich oprawach. Mężczyzna z rogami renifera na głowie dreptał, ciągnąc z wysiłkiem walizki na kółkach. Można tam było dostrzec pełną gamę gwiazdkowych nastrojów i emocji: niektórzy radośnie witali ukochanych bliskich wysiadających z pociągów, podczas gdy samotna kobieta w czerwonej kurtce z kapturem naciągniętym na głowę usiłowała powstrzymać szloch.
Roz poczuła chęć, by do niej podejść, objąć ją, zaproponować papierową chusteczkę, kawałek słodkiego tabletu o smaku whisky – szkockiej odmiany krówek, ale bardziej wytrawnej i smaczniejszej – który zrobiła dziś rano. Potem przypomniała sobie lodowate słowa Heather: „Nie sądzisz, mamo, że pora, abyś zaopiekowała się swoją rodziną, a nie wszystkimi innymi ludźmi?”.
Odwróciła się od łkającej kobiety i podeszła do okienka informacji. Chciała się dowiedzieć, jak duże opóźnienie ma jej pociąg. Ostatnie, czego potrzebowała, to przysnąć w trakcie oczekiwania i przegapić odjazd.
Starszy mężczyzna na początku kolejki dygotał, a wraz z nim trząsł się pęk róż i gałązek eukaliptusa, który trzymał w ręce.
– Czy nie powinniście zapewnić autobusów dalekobieżnych, skoro pociąg został odwołany?
Kobieta za kontuarem mogła mieć najwyżej trzydzieści lat, lecz jej twarz już pokrywały zmarszczki odwzorowujące skargi pasażerów.
– Proszę pana, jeśli znajdziemy alternatywne połączenie, informacja pojawi się na tablicy.
– Więc co mam zrobić? – zapytał. – Muszę się dostać do Manchesteru. Rodzina mnie oczekuje.
– Przykro mi, proszę pana – odrzekła. – Opady śniegu stwarzają zagrożenie na torach.
– Jednak inne pociągi kursują.
– Trzeba dokonać oceny stopnia niebezpieczeństwa. Na niektórych trasach występują większe problemy niż na innych. Zależy to od wieku torów, częstotliwości kursowania pociągów, warunków pogodowych w niektórych rejonach.
– Ale przecież jest Boże Narodzenie – powiedział cichym piskliwym głosem.
Roz ujrzała w nim nagle chłopca, który właśnie dowiedział się, że życie jest niesprawiedliwe.
Urzędniczka zmarszczyła czoło i pojawiło się na nim dwa razy więcej bruzd układających się w tory kolejowe.
– Żałuję, ale nic nie mogę na to poradzić – oświadczyła, a Roz jej uwierzyła. – Będzie pan musiał porozmawiać z kimś z naszej centrali. To tam organizuje się transport zastępczy w tego rodzaju przypadkach.
Mężczyzna powoli pokiwał głową i odszedł. Wyglądał teraz znacznie starzej.
Roz miała nadzieję, że upłynie wiele czasu, zanim jej wnuczka, która wkrótce się urodzi, pozna niesprawiedliwości świata. Sprawdziła telefon. Na WhatsAppie pojawiła się nowa wiadomość od Heather:
HEATHER: Nadal wczesne stadium porodu. Pochłonęłam już wszystkie herbatniki z płatkami owsianymi, które przygotowała Ellie. Upiecze więcej pomiędzy moimi skurczami porodowymi. Szkoda, że nie mam trochę twojego słodkiego tabletu. Jesteś już w drodze?
Roz zastanowiła się nad odpowiedzią. Czy powinna odpisać, że ma tablet przy sobie w torebce i da jej go, gdy tylko przyjedzie? Albo może powinna napisać, że pamięta swoje wczesne stadia porodu Heather i to, jak się bała i czuła samotna. Że stara się nie dopuścić do siebie wspomnień o tym, jak bardzo martwiła się o swoją córkę wtedy, i że tak samo martwi się teraz. A może powinna przeprosić i napisać wszystkie te słowa, które zamknęły w puszce na słodycze i nigdy jej nie otworzyły. Jaki jest emotikon na wyrażenie tego?
Nie była to jednak odpowiednia pora, a WhatsApp był nieodpowiednim miejscem. Zamiast tego wstukała:
Pociąg opóźniony, więc jestem jeszcze na dworcu Euston. Zjedz wszystkie te herbatniki! Będę przy tobie jak najszybciej. Kocham cię, mama x
Powinna była już dawno wysłać Heather tablet. Nie miała pojęcia, dlaczego tego nie zrobiła. W pracy jej umysł funkcjonował wspaniale podczas prowadzenia śledztw. Potrafiła sprawnie połączyć wagony tego, co z pozoru wydawało się zagadkową koleją zdarzeń, które zboczyły z torów. Ale we własnym życiu? Bez szans. Nie mogła nawet użyć wymówki, że szkocki słodki tablet musi być świeżo zrobiony. Jej tablet wytrzymywał co najmniej parę miesięcy. Kiedyś Roz chciała sprawdzić, czy zachowa świeżość przez rok, lecz podjadała go przez dwa tygodnie i nic nie zostało.
– Słucham panią? – odezwała się do niej kobieta za kontuarem. Natalia; jej imię widniało na krzywo przyczepionej plakietce. – W czym mogę pani pomóc?
– Czy ma pani dokładniejsze informacje o pociągu sypialnym do Fort William? – zapytała Roz. – Na tablicy jest napisane „opóźniony”, ale nie ma nic o spodziewanej godzinie przyjazdu.
Słowo „spodziewana” przywiodło jej na myśl Heather i jej poród. A także własny poród. Odepchnęła te wspomnienia. Nie może o tym myśleć. Nie teraz.
Natalia wstukała dane w komputer. Wyraz ulgi wygładził jej twarz.
– Ma pani szczęście. To jedyna odnoga torów, na której nadal kursuje ten pociąg. Zazwyczaj w Edynburgu skład jest rozdzielany i kierowany do różnych części regionu Highland, ale dzisiaj inne trasy uznano za zbyt niebezpieczne.
– Więc rzeczywiście dopisało mi szczęście.
– I wygląda na to, że pociąg przybędzie tu w ciągu mniej więcej godziny. – Na twarz kobiety powróciły zmarszczki zatroskania. – Nie wysiada pani na którejś z mniejszych stacji, co? Z powodu opóźnienia pociąg nie zatrzyma się na kilku z nich.
– Jadę aż do Fort William.
– To jest pani w czepku urodzona. Dotrze pani do domu na Gwiazdkę – odrzekła Natalia z uśmiechem tak zaraźliwym, że udzielił się Roz.
Na widok rozjaśnionej twarzy petentki urzędniczka zareagowała jeszcze szerszym uśmiechem, który zniknął, kiedy przed punktem informacyjnym pojawił się kolejny pasażer, tym razem niezadowolony. Roz podziękowała i odeszła, żywiąc nadzieję, że Boże Narodzenie Natalii będzie przyjemniejsze niż jej obecne obowiązki.
Przemierzając halę dworcową, minęła żula w oklapłej czapce świętego mikołaja. Gwizdnął na widok przechodzącej kobiety przebranej za elfa. Kobieta zaczerwieniła się i przygarbiła.
Roz znała wielu tego rodzaju mężczyzn. Znała też uczucie bycia zredukowaną do funkcji obiektu seksualnego. W przeszłości wielokrotnie go doświadczyła. Wstąpiła do policji, ponieważ zamierzała zapobiec temu, by przytrafiało się to innym kobietom. Poniosła porażkę – ostatnia prowadzona przez nią sprawa aż nazbyt o tym świadczyła.
Zmierzyła mężczyznę swoją najlepszą wersją spojrzenia komisarza policji.
– Odpierdol się, babciu – rzucił i jego twarz przybrała gniewny grymas.
– Rzeczywiście, wkrótce zostanę babcią, młody człowieku, i jestem z tego dumna. Co by powiedziała twoja babcia, gdyby cię teraz zobaczyła?
Zbladł i spuścił wzrok na porysowaną podłogę.
– Tak myślałam – dodała.
Wykrzywił się szyderczo i odszedł, szurając nogami. Elfka odwróciła się do Roz i spiorunowała ją wzrokiem.
– Potrafię sama się o siebie zatroszczyć, wie pani – powiedziała, po czym się oddaliła; maleńkie dzwoneczki na jej kapeluszu i pantoflach pobrzękiwały cicho.
Dokładnie dlatego Roz chciała opuścić londyński wydział policji i ten miejski cyrk. Niech małpy same się o siebie zatroszczą.
Kawa cappuccino stygła w filiżance trzymanej w drżącej ręce przez osobę, która zamierzała zabić. Ta osoba wiedziała, że nie jest w tym wystarczająco dobra i będzie musiała wziąć się w garść. Trzeba dokonać tego zabójstwa. Nie wolno pozwolić, by ofiara przeżyła.
Ludzie spieszący przez halę dworca trafili pod czujną obserwację. Wielu wyglądało na zmartwionych opóźnieniami i odwołaniem kursów pociągów albo może pełnymi napięcia rodzinnymi świętami Bożego Narodzenia, gdy okaże się, że o tej porze będą jeszcze w podróży. Osoba planująca morderstwo poczuła żal, że to nie są jej powody do zmartwienia.
Próbując się uspokoić, kolejny raz przebiegła w myślach swój plan. Ostatnio trzykrotnie przejechała pociągiem sypialnym trasę do Fort William – znała teraz wagony, okolicę i stacje równie dobrze jak swoje przedwczesne zmarszczki na twarzy. Nigdy niczego w życiu nie pozostawiała przypadkowi – przynajmniej odkąd poznała osobę, którą pragnęła uśmiercić – lecz w tej sytuacji istniało zbyt wiele zmiennych, w podróż wyruszy zbyt wielu ludzi, by móc wszystko kontrolować. Ale będzie to najprostszy sposób zbliżenia się do ofiary, która czasami będzie sama i bezbronna. I utknie w pociągu na całą noc z osobą, która zamierza zabić.
Ta świadomość jednak nie pomagała. To będzie pierwszy raz, gdy uśmierci jakąkolwiek inną żywą istotę niż chmarę muszek owocowych, które zeszłego lata obsiadły jej banany. Teraz czuła się, jakby miała te muszki owocowe w żołądku. Czy wszyscy zabójcy doświadczają takiego uczucia? A co, jeśli się przestraszy? Jeśli w decydującym momencie nie będzie potrafiła popełnić morderstwa?
Potrzebne było tylko i wyłącznie zaangażowanie. A z tym nie miała żadnego problemu – szczególnie w tej sprawie. Nie umiała w pełni zaangażować się w związek z kimkolwiek, ponieważ, no cóż… Właśnie z tego powodu się tu znalazła.
Kiedy zjawiła się na dworcu i zobaczyła, że pociąg jest opóźniony, niemal się odwróciła i pojechała do domu. Wyobraziła sobie święta Bożego Narodzenia bez krwi na swoich rękach, a jedynie z krwistą potrawą na talerzu. Wtedy ujrzała swoją ofiarę: sprawdzała polubienia w mediach społecznościowych, przeglądała się w sklepowych witrynach. Uśmiech na jej twarzy był równie fałszywy jak jej opalenizna czy sztuczne rzęsy, które w nocy wypadały na poduszkę. Osoba myśląca o zabójstwie pojęła, że nie ma żadnego innego wyboru, jak tylko zabić.
Poszła do baru Whistlestop, by zaopatrzyć się w przekąski. Przed daleką podróżą pociągiem rozsądnie jest przygotować się na wypadek, gdyby nie podawano posiłków. Kiedyś podczas długiej jazdy z Londynu do Edynburga musiała zadowolić się japońskimi mandarynkami satsuma i niewielką paczką chipsów Springles. Teraz kupiła kanapkę z serem i ogórkiem kiszonym, trochę orzeszków i swój ulubiony batonik Twirl. Dziś nie będzie przejmowała się kaloriami. Ostatecznie przecież zbliża się Gwiazdka i wykonanie planu zakładającego popełnienie morderstwa. Kupiła książkę, a potem udała się do poczekalni dla pasażerów pierwszej klasy. Zmiesza się z tłumem innych podróżnych i będzie się uśmiechała.
Minęło ją dwoje młodych ludzi. Trzymali się za ręce i kołysali nimi. Śmiali się i rozmawiali o imprezie, na którą szli. Dla nich Gwiazdka będzie prawdopodobnie pełna światła, miłości i pocałunków o smaku cynamonu. Zamierzająca popełnić morderstwo osoba była pewna, że zarówno oni, jak i władze, policja, sędziowie, ława przysięgłych, telewizja i tabloidy zawyrokują, że morderstwo w Boże Narodzenie to coś potwornego. Ale nie znają sekretów ofiary – jeszcze nie. Kiedy je poznają, urządzą owację osobie, która dokonała zabójstwa, i złożą jej życzenia wesołych świąt.
Dalsza część dostępna w wersji pełnej
TYTUŁ ORYGINAŁU:
Murder on the Christmas Express
Redaktorka prowadząca: Ewa Pustelnik
Wydawczynie: Agata Garbowska-Karolczuk, Katarzyna Masłowska
Redakcja: Ewa Pustelnik
Korekta: Paulina Kawka
Opracowanie graficzne okładki: Łukasz Werpachowski
Projekt okładki i ilustracje na okładce: © Emma Ewbank
Copyright © Alexandra Benedict 2022
Published by arrangement with Simon & Schuster UK Ltd
1st Floor, 222 Gray’s Inn Road, London, WC1X 8HB
A Paramount Company
All rights reserved. No part of this book may be reproduced or transmitted in any form or by any means, electronic or mechanical, including photocopying, recording or by any information storage and retrieval system without permission in writing from the Publisher.
Copyright © 2023 for the Polish edition by Wydawnictwo Kobiece Agnieszka Stankiewicz-Kierus sp.k.
Copyright © for the Polish translation by Janusz Maćczak, 2023
Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.
Wydanie elektroniczne
Białystok 2023
ISBN 978-83-8321-741-3
Grupa Wydawnictwo Kobiece | www.WydawnictwoKobiece.pl
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Katarzyna Rek