Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Trzymający w napięciu thriller, którego akcja rozgrywa się w górach Hiszpanii.
Magda i Michał wyjeżdżają w podróż przedślubną. Skromny budżet sprawia, że muszą współdzielić apartament z innym turystą. Młodzi, chcąc uniknąć towarzystwa natręta, jadą w góry, by eksplorować jaskinie. Niedoświadczeni, gubią orientację w terenie. Pomoc obiecuje im młody mężczyzna mieszkający w górskiej chacie. Ma tylko jeden nietypowy warunek…
Gdy Magda i Michał nie wracają na noc do hotelu i przez kolejne dni nie ma z nimi kontaktu, bliscy zgłaszają zaginięcie. Okazuje się, że nie są oni pierwszymi turystami, którzy zniknęli w tych okolicach. Zaczyna się intrygujące, zawiłe śledztwo wspomagane przez prywatnego detektywa i zdeterminowaną przyjaciółkę dziewczyny. Czy uda się dotrzeć do człowieka z gór i jego chaty na odludziu? Jakie mroczne sekrety skrywa to miejsce?
Wzbudzająca dreszcz atmosfera, nieoczekiwane zwroty akcji. Ewa Bauer mistrzowsko wciąga w labirynt napięcia i serwuje emocjonującą podróż przez mroczne zakamarki ludzkiej psychiki.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 352
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Maltankom, w nadziei na kolejne wspólne wojaże
PROLOG
Było zimno, burczało mu w brzuchu, a kłująca słoma wbijała się w gołe pośladki. Mógł stać, ale był zbyt słaby. Nie lubił, gdy tata się na niego gniewał, ale miał tylko siedem lat i niewystarczająco dużo sił, by pomagać w gospodarstwie. Ojciec wciąż powtarzał, że to przez niego odeszła matka, bo zbytnio się lenił i interesy nie szły, jak należy. Z ostatniej partii tylko trzy gęsi z dwunastu przeżyły do uboju, reszta padła przed ukończeniem drugiego miesiąca, a na tym nie dało się zarobić. Co z tego, że padnięte ptaki mogli sprzedać na targu czy zjeść na niedzielny obiad, skoro za dobrze odżywiony czteromiesięczny egzemplarz zarobek był wielokrotnie wyższy. Najcenniejszym produktem była wątróbka, tak bardzo ceniona na francuskich stołach, a i w samej Hiszpanii też miała swoich zwolenników. Najważniejsze jednak, by była odpowiednio otłuszczona, bo tylko wtedy zasługiwała na nazwę foie gras.
Gdy był mniejszy, lubił zakradać się do szopy i głaskać młode gąski. Patrzyły na niego wyłupiastymi oczami i gęgały jedna przez drugą. Kiedyś ten hałas zwabił ojca, który wpadł w złość i postanowił ukarać syna zamknięciem w ciemnym pomieszczeniu. Chłopak początkowo bał się ciemności, zasłaniał oczy piąstkami i udawał, że to zabawa w chowanego. Przez wiele godzin nikt go jednak nie szukał. Szlochał cichutko, aż w końcu odważył się poruszać po omacku po szopie. Znalazł szparę między deskami, więc przytulił twarz do ściany i zerkał przez otwór na podwórko. Niewielka smuga światła dodawała mu otuchy. W końcu przywykł i gdy trafił do szopy za kolejne przewinienie, wiedział, co robić, by się nie bać. Ojciec zauważył, że wymierzana kara nie robi na synu wrażenia, nim więc zamykał go w odosobnieniu, kazał zdejmować ubranie, nie podawał mu też przez wiele godzin jedzenia i picia. Zdarzało się, że Jos wygarniał z koryta resztki paszy, pił jak pies brudną wodę z naczynia.
Ojciec winił go za wszystko, co jemu się nie udawało. Zrzucał na syna winę za pogarszający się stan niektórych ptaków. A przecież Jos nic złego im nie robił, jedynie gładził je po główkach i pocieszał, że wkrótce ich cierpienia się skończą. Było mu tych zwierząt żal, utożsamiał się z nimi, bo podobnie jak on były zdane na łaskę Manuela Bacuño.
Za każdym razem, gdy do szopy trafiały małe gąski, chłopiec miał nadzieję, że teraz zostaną z nim na dłużej. Wiedział ze szkoły, że gęsi żyły po kilkanaście, a nawet i dwadzieścia lat. Ojciec jednak nie po to kupował kolejne sztuki, by je hodować. Dla niego liczył się szybki zysk, musiał więc jak najprędzej utuczyć gęsi tak, by nabrały wagi, bo każdy kilogram gęsiny przeliczany był na pieniądze, a każda martwa przedwcześnie sztuka uszczuplała domowy budżet.
– Skoro tak interesujesz się tymi ptakami, to najwyższy czas, żebyś pomógł mi w ich karmieniu – usłyszał nagle niski głos. Ojciec rzucił w jego kierunku ubranie, a potem pomógł mu wstać. – Josito, weź jedną rurę i patrz, jak ją wkładam, to gęsi do gardzieli. A potem zrób to samo. – Wskazał ręką przestraszonego ptaka, który się rozdarł, jakby przeczuwał, co za chwilę nastąpi.
– A dlaczego nie możesz im rzucić ziarna na ziemię? Przecież na pewno zjedzą.
– Naszym zadaniem jest je szybko utuczyć. Musimy karmić je trzy razy dziennie, podając pokarm bezpośrednio do żołądka. Od dziś będziesz mi pomagał, a jak się sprawdzisz, to zwiększymy hodowlę, co da nam większe zyski. Zrozumiałeś?
Jos zagryzł wargę i pokiwał grzecznie głową. Ojciec czasem przybierał taki srogi wyraz twarzy, że ciarki przechodziły chłopcu po plecach. A gdy tak trzymał w rękach rurę do karmienia, syn nie mógł się oprzeć wrażeniu, że ojcu przebiegła przez głowę myśl, by i jego nakarmić w ten sposób. Może wówczas nie byłby taki mały i chudy i miałby więcej sił do pomocy w gospodarstwie.
Posłusznie chwycił więc narzędzie i złapał jedną z gęsi. Po chwili powtórzył czynność podpatrzoną u ojca i wlewał wysokoenergetyczną karmę do przełyku ptaka. Musiał go mocno trzymać kolanami, bo zwierzę przez kilka minut walczyło, potem jednak skapitulowało pogodzone z nieuniknionym.
– Dobrze ci idzie. Będą z ciebie ludzie – pochwalił go ojciec, co nie zdarzało się często.
Jos przyglądał się gęsi oblepionej resztkami jedzenia i własnymi odchodami. Nie była już tą, którą wcześniej chciał mieć za domowe zwierzątko, za przyjaciela. Szybko też doszedł do wniosku, że jeśli zwiększą produkcję foie gras i ojciec zarobi dużo pieniędzy, zgodzi się na hodowlę innych zwierzątek, może kozy albo chociaż kury, które przy okazji znosiłyby jajka. Lubił je jeść, ale w ich jadłospisie zdarzały się rzadko. Ojciec wszystko wydawał na nowe egzemplarze do tuczenia i karmę. Sami żywili się resztkami mięsa z uboju, zupą gotowaną na łapkach czy szyi. Oprócz tego jedli ziemniaki, dynie i kabaczki uprawiane w przydomowym warzywniaku.
Prawie nie pamiętał już matki. Któregoś dnia odeszła, zabierając kilkumiesięczne bliźnięta. Nawet nie był pewien, czy to byli bracia, czy siostry. Zostali sami z ojcem i gospodarstwem, które stopniowo podupadało. Stary Bacuño nie poddał się jednak i rozpoczął hodowlę gęsi na foie gras, bo zwietrzył w tym dobry interes. Nawiązał współpracę z człowiekiem, który wywoził mięso poza granice prowincji i dystrybuował je do restauracji. Człowiek ten załatwił również gospodarzowi wszelkie papiery uprawniające go do specjalistycznej hodowli. Któregoś dnia jednak w gospodarstwie zjawiła się kontrola sanitarna i wykazała wiele nieprawidłowości. Zakazano Bacuñowi sprzedaży gęsiny i odebrano mu uprawnienia. Manuel pozostał z dużą ilością wysokoenergetycznej karmy i kilkoma sztukami gęsi, których nie mógł już oficjalnie sprzedać.
Jos pamiętał, że tego dnia najedli się do syta najlepszymi kawałkami mięsa. Miał wtedy piętnaście lat i nie był już wychudzonym dzieckiem. Gdy ojciec zabił ostatnie z gęsi, podszedł do syna i wręczając mu je, rzekł:
– Dostałeś ode mnie ostatni posiłek. Od teraz będziesz musiał o siebie sam zadbać. Nauczyłem cię, jak sobie radzić. Idź na targ i sprzedaj te gęsi, a potem sam zdecyduj, na co przeznaczysz pieniądze.
Chłopak się uradował, gdyż po raz pierwszy ojciec dał mu wolną rękę, pozwolił decydować o sobie. Nie miał pojęcia, że od tego dnia będzie zdany wyłącznie na siebie. Dorosłość zapukała do drzwi szopy, w której po powrocie z targu zastał Manuela wiszącego na belce stropowej.
ROZDZIAŁ 1
– Chodź, klapnij tu koło mnie i pooglądamy oferty. – Michał pokazał miejsce na sofie, a zaraz potem sięgnął po laptop, który leżał na ławie stojącej obok kanapy.
Położył go sobie na kolanach i otworzył. Po chwili monitor rozświetlił się, dając znak, że jest gotowy do pracy. Magda, która dopiero co zaparzyła sobie herbatę i choć w pokoju było gorąco, ogrzewała swoje wiecznie zimne dłonie o ciepły kubek, odstawiła napój na stolik i przysiadła obok narzeczonego. Korzystając z okazji, musnęła go delikatnie ustami w policzek, po czym rozsiadła się wygodnie ze stopami schowanymi pod siebie. Chłopak położył rękę na jej kolanie i pogładził je czule, nie odrywając wzroku od komputera.
– To jaki kierunek nas interesuje? – zagadnął.
– No nie wiem... może Portugalia?
Dziewczyna przysunęła się, by lepiej widzieć ekran. Czuła ekscytację na myśl, że wkrótce pojadą razem w prawdziwą podróż. Miejsce właściwie nie miało dla niej znaczenia, jeżeli mogli być razem przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. Po chwili zastanowienia doszła jednak do wniosku, że do pełni szczęścia przydałoby się im ciepłe morze.
Michał ustawił filtry w wyszukiwarce i wkrótce na ekranie ukazała się lista miejsc rekomendowanych przez portal. Dziewczyna z zachwytem patrzyła na wyświetlane zdjęcia plaż i hoteli. Nie mogła uwierzyć, że w ciągu kilku dni mogliby znaleźć się tam, gdzie słońce świeci przez cały rok, a woda jest ciepła i przejrzysta.
– Och, patrz, to jest świetna oferta! – krzyknęła z entuzjazmem, wskazując na jeden z hoteli. – Basen z widokiem na morze wygląda tak pięknie! A tu, w pokoju, jest ogromne łóżko z moskitierą i taras z widokiem na zatokę!
– No tak, to wygląda świetnie. Ale czy na pewno stać nas na taki luksus? Może lepiej poszukać czegoś tańszego?
– Hm, masz rację. – Magda zmarszczyła czoło. – Ale chciałabym poczuć trochę komfortu, szczególnie na wakacjach. A jak tam można dojechać?
– Opcje są różne, ale wydaje mi się, że Portugalia jest zbyt daleko na jazdę autokarem, a samolotem... sama wiesz. – W głosie Michała wyczuła wahanie. Znała jego niezbyt przyjemne doświadczenie sprzed kilku lat. Od czasu gdy przeżył awaryjne lądowanie w trudnych warunkach pogodowych podczas powrotu z wakacji z rodzicami, nie miał ochoty ponownie wsiadać do samolotu. Magda, która nigdy jeszcze nie leciała samolotem, po opowieściach narzeczonego również nie kwapiła się, by korzystać z tego środka transportu.
– No to może jakaś objazdówka? Chętnie bym coś zobaczyła, a nie tylko leżała na plaży, choć do morza też musi być blisko.
Mieli podobne oczekiwania co do formy wypoczynku, dlatego po wybraniu odpowiednich filtrów zaczęli przeglądać oferty kolejnych biur podróży. Miał to być ich pierwszy wspólny wyjazd, a w dodatku założyli, że sami chcą go sobie opłacić, dlatego nie mogło być mowy o żadnych egzotycznych kierunkach, opcjach all inclusive czy dodatkowych atrakcjach.
Po przejrzeniu propozycji trzygwiazdkowych hoteli w Bułgarii oraz Rumunii szybko doszli jednak do wniosku, że choć są to popularne kierunki na budżetowe wakacje, to jednak nie do końca do nich przemawiają. Uznali, że lepszą destynacją będą Włochy lub Hiszpania. Ta ostatnia wydawała się jednak zbyt droga.
– No to co robimy? – Michał tracił już cierpliwość. Mieli nadzieję natrafić na atrakcyjną ofertę last minute i jeszcze w sierpniu udać się w wymarzoną podróż przedślubną, jak lubili ją nazywać. Teraz jednak naszły ich wątpliwości. Był środek wakacji, najgorszy moment do znalezienia dobrej okazji, każda bowiem z propozycji albo była droga, albo krył się w niej jakiś haczyk, dlatego nie cieszyła się powodzeniem.
Ostatnie miesiące w życiu Magdy i Michała były bardzo intensywne, bogate w podejmowanie rozmaitych decyzji, wśród których najważniejszą była ta, żeby spędzić razem resztę życia.
Poznali się jesienią poprzedniego roku przez wspólnego znajomego ze studiów matematycznych, na których uczył się Michał. Kolega okazał się nowym sąsiadem Magdy. Niedługo po przeprowadzce do jej bloku postanowił urządzić w swoim mieszkaniu parapetówkę i zaprosił kilku kumpli z roku oraz sympatyczną sąsiadkę z jej koleżankami, aby nie brakowało również żeńskiego towarzystwa.
Michałowi od samego początku wpadła w oko atrakcyjna blondynka, której długie i lśniące włosy przypominały mu lato spędzone na wsi wśród pól pełnych złocistej pszenicy. Gdy zostali sobie przedstawieni, na krótką chwilę przytrzymał jej spojrzenie, szybko jednak spuściła oczy, nie zdążył więc zapamiętać ich koloru. Wielokrotnie podczas imprezy ukradkiem obserwował dziewczynę, wyłapując kolejne elementy, które chciał przechować w swojej pamięci. Miała gładką i jasną skórę, a delikatny makijaż jedynie podkreślał urodę. Lekko zadarty nos dodawał jej dziewczęcego wdzięku, a trochę nieregularne usta pociągnięte błyszczykiem przyciągały wzrok. Z tej imprezy nie zapamiętał nic więcej oprócz jej twarzy, którą analizował w myślach jeszcze długo potem. Gdyby jednak ktoś zapytał go o figurę Magdy, wzrost czy to, jak była ubrana, nie byłby w stanie odpowiedzieć.
Magda również zwróciła uwagę na przystojnego matematyka. Jako jedyny z całego męskiego towarzystwa nie nosił okularów, a przede wszystkim miał krótkie, czarne, lekko kędzierzawe włosy, podczas gdy większość jego kolegów była w rozmaitym stadium zapuszczania włosów, co do niektórych wcale nie pasowało, a wręcz wywoływało ogromny chaos na ich głowach.
Pomimo wzajemnego zainteresowania nie było okazji, by poznać się bliżej, gdyż każde trzymało się raczej grupy własnych znajomych. Żadne z nich więc nie wykonało gestu, który pokazałby drugiej osobie, jakie wywołała wrażenie. Zamienili raptem kilka nic nieznaczących zdań. Ani Magda, ani Michał nie byli pewni, czy jest szansa na coś więcej niż przelotny flirt na parapetówce. Dziewczyna miała już za sobą kilka zawirowań związanych z nieudanymi relacjami i nie chciała umawiać się z kimś, kogo nie byłaby pewna. Michał natomiast nie chciał spłoszyć Magdy, próbując zbyt szybko się do niej zbliżyć.
Los jednak chciał, by ponownie się zetknęli, i kilka tygodni później wpadli na siebie w sklepie. Magda właśnie próbowała manewrować wyładowanym po brzegi wózkiem, gdy straciła nad nim panowanie i zahamowała na chłopaku zapatrzonym w etykietę sosu słodko-kwaśnego.
– Bardzo pana przepraszam – wyjąkała, krzywiąc się na myśl, że nieźle musiała poturbować tego człowieka. O mały włos nie wypuścił słoika z ręki. Jęknął cicho, a potem odwrócił się do niej, by skomentować nieuważne zachowanie, i wtem stanął jak wryty. Nagle ból nogi, na którą dziewczyna najechała wózkiem, ustąpił, a sos niebezpiecznie zadrżał w ręku, ale już z innego powodu. Pomimo początkowej chęci skrytykowania dziewczyny nie potrafił znaleźć ani jednego słowa. Poczuł suchość w ustach.
– To ty? – odezwała się nagle z ulgą w głosie Magda, jakby to, że najechała na znaną jej osobę, umniejszyło winę.
Patrzyli na siebie przez chwilę, próbując znaleźć słowa pasujące do sytuacji. Ze stagnacji wyrwał ich głos zniecierpliwionej kobiety, która próbowała przejechać swoim wózkiem wzdłuż zatarasowanej przez nich alejki. Pierwszy ocknął się Michał. Odłożył sos na półkę, po czym zwinnie wymanewrował wózkiem dziewczyny, tak by udrożnić przejazd.
– Cześć, Magda! – powiedział wreszcie z uśmiechem. – Jeśli robisz egzamin na operatora wózka, to oblałaś.
Dziewczyna oblała się rumieńcem i spuściła wzrok.
– Przepraszam – powiedziała cicho.
– Nic się nie stało – odpowiedział szybko Michał, widząc, jak bardzo jest przejęta. – Żartowałem.
– Wiem, ale i tak mi głupio. Co tu robisz?
– Hmm, niech się zastanowię... Zakupy! A ty?
Na twarzy Magdy w końcu pojawił się uśmiech. Dotarło do niej, że chłopak wcale się nie gniewa, a wręcz ma doskonały humor i robi sobie z niej żarty. Postanowiła przyjąć jego konwencję.
– Przecież wiesz, robię kurs operatora wózka sklepowego. Niestety marnie mi idzie, a miałam nadzieję na dobry zawód, mogłabym wtedy rzucić etnologię.
– Przydałby ci się jakiś nauczyciel. To skomplikowana czynność, może zatem... skorzystałabyś z fachowej pomocy technika mechanika? W dodatku mającego prawo jazdy, na razie tylko kategorii B, ale może dorobi się innych literek na prawku.
Dziewczyna się roześmiała. Ten chłopak był bardzo miły, a w dodatku zabawny. Już wtedy, na imprezie, słyszała jego inteligentne odzywki w rozmowach z kolegami. Zwrócił jej uwagę także magnetyzującym spojrzeniem, o którym jeszcze długo po powrocie do domu nie mogła zapomnieć. I teraz również wpatrywała się w jego ciemnobrązowe oczy, zapominając, gdzie się znalazła.
– Wydaje mi się, że masz w wózku mrożonki, jeśli więc nie chcesz, by zrobiła się z nich papka, sugeruję udanie się do kasy – usłyszała gdzieś w oddali głos. Przywrócił ją do rzeczywistości. Skarciła się w myślach, że zachowuje się jak idiotka, więc jeśli ten czarujący facet zaraz się z nią pożegna, będzie to wyłącznie jej wina.
Skierowali się do kas. Michał prowadził wózek, a Magda gorączkowo myślała, co powiedzieć, żeby dał jej szansę na kolejne spotkanie. Po imprezie wymyślała różne scenariusze, jak go zagadać, gdy niespodziewanie natkną się na siebie na klatce schodowej, teraz jednak wszystko wydawało się jej głupie.
Gdy wszystkie towary znalazły się na taśmie, a po zeskanowaniu wylądowały nie wiadomo kiedy w torbach, głos kasjerki przywołał ją do porządku. Posłusznie wyciągnęła portfel i uregulowała należność.
– Bardzo ci dziękuję za pomoc – powiedziała, gdy stanęli przed sklepem. Próbowała odebrać od chłopaka torby, ten jednak wcale nie był chętny, by je oddać.
– Podwiozę cię – skierował kroki do wysłużonego forda zaparkowanego nieopodal – o ile nie wstydzisz się wsiąść do tego grata. Stary jest – poklepał auto po dachu – ale mam go od osiemnastych urodzin i nie mogę złego słowa o nim powiedzieć. Kupiłem od kumpla, który sprowadził go z Niemiec. Staruszek też już jest pełnoletni, ale póki się nie psuje, będę nim jeździł – powiedział dumnie i zamknął klapę bagażnika, w którym wylądowały zakupy. – To gdzie jedziemy?
– Do domu, na Wójtowską – odparła, a po chwili dodała jeszcze: – Dziękuję!
– Myślałem, że robisz zakupy komuś tu w pobliżu. Naprawdę chciałaś to wszystko sama zanieść na Wójtowską? Przecież to z kilometr!
– No wiem. Przesadziłam trochę. Matka dała mi listę zakupów, ale wzięłam kilka rzeczy więcej. Przyszłam tu, bo taniej niż w sklepiku obok bloku, więc mogłam więcej kupić.
– No to miałaś szczęście, że mnie spotkałaś – uśmiechnął się, nie patrząc w stronę dziewczyny. Znów się zarumieniła. Spoglądała na niego co jakiś czas, podczas gdy on skupiony był na drodze. Nie odzywała się, intensywnie o czymś rozmyślając.
Zaparkował pod blokiem, po czym podzielili torby między siebie i razem weszli na klatkę.
– Wolisz, żebym je tu zostawił czy zanieść do mieszkania? – zapytał niepewnie chłopak.
– Jeśli możesz, to na górę. Faktycznie przeliczyłam się z tymi zakupami. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła.
– Musiałabyś tym wózkiem przyjechać do domu, choć nie jestem pewien, czy po drodze nie byłoby kilku ofiar, nie mówiąc o porysowanych samochodach na parkingu – zażartował, ale Magdzie nagle zrobiło się przykro. Chłopak w porę to zauważył. – Przepraszam, nie powinienem robić sobie z ciebie jaj. Wiem, że to było niechcący.
Stanęli pod drzwiami. Michał postawił torby na wycieraczce i odsunął się nieco.
– To ja już lecę. Miło było cię spotkać.
Magda szukała właśnie kluczy w torebce.
– Poczekaj! – zawołała.
– Nie chcę przeszkadzać, twoja mama pewnie nie spodziewa się gości.
– Nie ma jej, poszła do pracy, dlatego to ja robiłam zakupy. Może jednak wejdziesz na chwilę? Na herbatę? Colę? Właśnie kupiłam, jeszcze powinna być zimna. – Mrugnęła okiem i uśmiechnęła się mimowolnie. – Sam ją niosłeś.
– OK. Ale tylko na chwilę.
W drzwiach przywitał ich długowłosy owczarek niemiecki, wywołując u Michała lekkie zdziwienie.
– Nie spodziewałem się u ciebie wilka!
– Fox jest bardzo łagodny, nic ci nie zrobi, tylko musi cię obwąchać.
– Fox? Nazwałaś wilka lisem?
Magda wzruszyła ramionami. Michał cierpliwie czekał, aż pies go powącha z każdej strony, a potem wyciągnął do niego rękę. Gdy zwierzę polizało dłoń, poczuł się uprawniony do pogłaskania go po łbie.
– Chociaż jak tak patrzę na jego kitę, to w sumie Fox mu pasuje. Ile ma lat?
– Cztery. Wiesz, że ktoś go podrzucił pod nasze drzwi, gdy był szczeniakiem? Mama znalazła go w kartonie po jakimś detergencie. Nakarmiłyśmy go, ogrzałyśmy i już został.
– Ktoś wiedział, że się nim zaopiekujecie – podsumował chłopak, przyglądając się, jak Magda układa produkty w lodówce i szafkach. Czasem musiała stanąć na palcach, by dosięgnąć najwyższej półki.
Poczuła na sobie jego wzrok. Odwróciła się i obdarzyła go uśmiechem. Sięgnęła do torby, na której dnie pozostało kilka puszek coca-coli, i wyciągnęła je na blat. Podsunęła jedną chłopakowi, a w drugiej chwyciła za zawleczkę i pociągnęła ją w górę. Dał się słyszeć charakterystyczny pstryk i syk wydobywającego się gazu. Przytknęła puszkę do ust i łapczywie wypiła kilka łyków brązowego napoju.
Pili w milczeniu, po chwili jednak cisza stała się krępująca.
– Pójdę już. – Michał wstał od kuchennego stołu. Tym razem nie zaprotestowała, nie wiedziała bowiem, jak go zatrzymać. Podeszli do drzwi wyjściowych.
– No to cześć – powiedział.
– Cześć.
I tyle. Zaraz miał zniknąć, nie wiadomo było, czy los da im kolejną szansę. Nagle Magda poczuła w sobie odwagę i chwyciła chłopaka za rękaw kurtki.
– Michał?
Spojrzał najpierw na jej dłoń, którą zawstydzona zaraz cofnęła, a potem na twarz. Tak pięknie wyglądała, gdy się rumieniła.
– Czy... Może się jeszcze spotkamy? – zapytała cicho.
– Miałem nadzieję, że to zaproponujesz – odrzekł. – Dasz się zaprosić na spacer? Albo do kina?
– Pewnie!
– No to zadzwonię i się umówimy. – Dziewczyna w odpowiedzi na tę deklarację pokiwała głową. – Tylko daj mi swój numer telefonu – dodał.
Magda i Michał uśmiechnęli się do siebie, zdając sobie sprawę z tego, że los postanowił dać im drugą szansę na zacieśnienie więzi.
Wymienili się numerami i w końcu chłopak opuścił mieszkanie. Magda zamknęła drzwi i oparła się po ich wewnętrznej stronie, czując, jak mocno bije jej serce. Zacisnęła ręce w geście zwycięstwa, a potem zwróciła się do psa, który podszedł, zaciekawiony zachowaniem swojej pani. Kucnęła przy nim i wtuliła się w bujną sierść.
– Widziałeś to? Wiesz, jaka jestem szczęśliwa? To dobry człowiek, prawda? Gdyby taki nie był, to wcale byś go tak szybko nie zaakceptował. – Patrzyła w oczy zwierzęcia, a ten wyciągnął język i polizał dziewczynę po nosie.
Ich związek rozwijał się powoli, ale obiecująco. Dużo rozmawiali, poznawali swoje charaktery, dzielili się przemyśleniami i marzeniami. Zaczęli spotykać się regularnie. Chodzili na spacery po parku, oglądali filmy w kinie i spędzali czas na rozmowach o swoich marzeniach i planach na przyszłość. Szybko się okazało, jak wiele mają wspólnego. Magda była pełna energii i optymizmu, co pomagało Michałowi przezwyciężyć trudności, z którymi się zmagał podczas studiów. Z kolei Michał był dla dziewczyny oparciem, którego brakowało jej przez wiele ostatnich miesięcy.
Spotkaniom towarzyszyły też drobne czułości, które po paru miesiącach doprowadziły ich do zbliżenia. To było bardzo przyjemne przeżycie, oboje odczuwali jednak niedosyt, gdyż brakowało im kąta, w którym mogliby cieszyć się sobą bez patrzenia na zegarek i obawy, że za chwilę któreś z rodziców stanie w drzwiach i przerwie miłosne uniesienie.
Po kilku miesiącach randkowania byli przekonani, że ich uczucie jest prawdziwe i głębokie, a co najważniejsze – odwzajemnione. Stanowili dobraną parę i chcieli razem iść przez życie, wspierając się nawzajem i dzieląc swoje radości i smutki.
Magda marzyła o tym, by Michał już się jej oświadczył, on ciągle jednak wspominał, że ślub wezmą dopiero wtedy, gdy oboje skończą studia i zaczną pracować. Nie chcieli bowiem mieszkać z żadnymi z rodziców, a na osobne mieszkanie na razie nie mogli liczyć. Nie było ich stać na wynajem, a tym bardziej na zakup własnego lokum.
Michał udzielał wprawdzie korepetycji z matematyki, przygotowując uczniów do matury, trudno jednak było nazwać jego pracę stałym zajęciem, a osiągane dochody wystarczały jedynie na drobne wspólne przyjemności i odkładanie niewielkich sum na przyszłość. Wiedział, że z regularnych oszczędności można uzbierać całkiem sporą kwotę. Na szczęście, póki mieszkał z rodzicami, mógł liczyć na ich pomoc w wyżywieniu i bieżącym utrzymaniu, na własne wydatki musiał jednak sobie zarobić. Do tej pory nie miał potrzeby szukania stałej pracy. Wolał studiować, dawać korepetycje i cieszyć się studenckim życiem, póki mógł. Dorosłość w końcu i tak miała go dopaść, ale jako singiel na utrzymaniu rodziców nie musiał się do tej dorosłości spieszyć. Od kiedy jednak był w związku, inaczej patrzył na kwestię dochodów.
Magda natomiast wciąż nie była pewna, czym chciałaby się w życiu zajmować. Studia etnologiczne były ciekawe, poszerzały jej ogólną wiedzę, nie bardzo jednak widziała siebie w pracy naukowej, a już za żadne skarby świata nie chciałaby pracować w muzeum czy skansenie, gdyż takie zajęcie wydawało jej się nudne. Lubiła eksplorować różne zakątki, rozmawiać z ludźmi, wyszukiwać ciekawe informacje na temat miejsc, w których bywała. Szczególnie interesowały ją lokalne legendy i podania. Nieraz myślała o tym, by wydać zbiór opowieści związanych z różnymi regionami kraju.
Zaczęła więc poszukiwać zajęcia, które pozwoliłoby jej na spełnienie swoich zainteresowań i zarobienie pieniędzy. Przeglądała ogłoszenia, szukała możliwości wolontariatu, a także rozważała założenie własnej działalności gospodarczej.
W końcu trafiła na ogłoszenie o pracy w lokalnym radiu, gdzie szukano osoby do prowadzenia audycji poświęconej historii i kulturze regionu. Zgłosiła się więc na rozmowę kwalifikacyjną i choć wypadła tak dobrze, że szef programu był pod wrażeniem jej wiedzy i umiejętności rozmowy z ludźmi, zaoferowano jej jedynie płatny staż.
– Nie ma pani żadnego doświadczenia w pracy na antenie. Najpierw musimy zobaczyć, czy mikrofon panią polubi. Zapozna się pani z pracą w radiu, a za pół roku się zastanowimy, czy to miejsce dla pani – tłumaczył redaktor, widząc zawód na twarzy dziewczyny. Po chwili dodał jeszcze: – Jeśli się pani sprawdzi, to kto wie, może dostanie pani własny program. Najpierw muszę się jednak przekonać, że ma pani pomysł i wytrwałość, by prowadzić cykliczną audycję.
– Rozumiem – odpowiedziała, starając się nie okazać rozczarowania. – Jestem gotowa poświęcić trochę czasu, by nauczyć się tego zawodu. Na pewno mi się uda, jeśli tylko dostanę szansę.
Redaktor uśmiechnął się do niej, widząc jej determinację.
– Zatem zgoda! – powiedział. – Przyjmiemy panią na półroczny staż, który potraktujemy jak okres próbny. Będzie pani pracować z doświadczonymi dziennikarzami, uczyć się od nich i przygotowywać swoje audycje. Jeśli się pani sprawdzi, a mam nadzieję, że tak będzie, to z pewnością znajdziemy dla pani miejsce w naszym zespole.
Michał był dumny z jej sukcesu i cieszył się razem z nią, widząc, że Magda, pełna zapału, wyciągnęła różne przewodniki i książki w poszukiwaniu inspiracji do audycji radiowej. Oboje starali się jednak unikać tematu zarobków, bo choć staż dawał szansę na rozwój i zdobycie doświadczenia, otrzymywane przez dziewczynę środki wystarczały wyłącznie na skromne wydatki.
Matka Magdy była kucharką w osiedlowej szkole podstawowej, czasem dorabiała sobie jeszcze w szpitalnej kuchni. Ojciec zostawił je, gdy dziewczynka miała sześć lat, a i wcześniej zbytnio się córką nie zajmował. Nie łożył na dziecko, a to, co matka otrzymywała z funduszu alimentacyjnego, nie starczało na wiele. Magda nie nawiązała z ojcem więzi, z czasem przestała nawet pamiętać, że kiedykolwiek mieszkał z nimi jakiś mężczyzna. Nawet gdy dorosła, nie czuła potrzeby odnalezienia go, skoro sam przez tyle lat nie zainteresował się jej losem. Wiedziała tylko, że wyjechał na Pomorze i prawdopodobnie pracował w stoczni. Dzieciom w szkole opowiadała, że tata jest marynarzem, dlatego nie ma go nigdy w domu. Gdy bardzo ją wypytywały, zamykała im usta wyssanymi z palca opowieściami o tym, jak pływa na statku po Karaibach, a któregoś dnia i ona tam pojedzie. Wtedy dzieci dawały jej spokój, licząc w duchu na to, że może znajdzie się miejsce także dla któregoś z nich.
Skoro więc ani Michał, ani Magda nie byli zamożni, nie mieli szans, żeby któraś z rodzin dołożyła im do samodzielnego mieszkania, a nawet w kwestii samego ślubu mogli liczyć jedynie na organizację skromnego przyjęcia. Nie miało to jednak dla nich wielkiego znaczenia. W tej chwili najważniejszy był jakikolwiek, ale wspólny, kąt i możliwość bycia razem. Wystawne wesele na trzysta osób, jak to było modne wśród ich koleżanek i kolegów, uważali za niepotrzebną rozrzutność. Na razie spotykali się więc raz u jednego, raz u drugiego, czasem urywając się na weekend w większym towarzystwie, najczęściej gdzieś w pobliskie góry.
Choć byli równolatkami, Michał był absolwentem technikum, a więc swoje studia rozpoczął rok później niż Magda. Realizowali plan studiów bez większych problemów. Termin obrony dyplomu zaplanowany został na początek czerwca. Magda napisała pracę magisterską z badań nad kulturą i tradycją mniejszości etnicznych w Europie na przykładzie Romów i Sintów, co sprawiło jej nie lada satysfakcję. Promotor ją namawiał, by kontynuowała naukę na studiach doktoranckich, ale dziewczyna nie była do tego przekonana. Coraz więcej myślała o założeniu rodziny, a dalsze studia i praca naukowa nie szły w parze z wychowaniem dzieci. Oczywiście wiele kobiet godziło życie zawodowe i prywatne z sukcesem, Magda jednak obawiała się, że mogłoby ją to przerosnąć. Gdy oddawała się czemuś, robiła to na sto procent. Nadmiar obowiązków mógłby ją przytłoczyć, a za nic w świecie nie chciałaby musieć z czegoś rezygnować. Już samo godzenie stażu w radiu, przygotowań do obrony i spędzania czasu z Michałem wystarczająco ją angażowało. Coraz częściej musiała odmawiać koleżankom wspólnych wypadów na babskie ploteczki czy rezygnować z rozmaitych aktywności, takich jak pilates czy joga, na które wcześniej uczęszczała w miarę regularnie.
W dniu obrony Magda od rana chodziła w nerwach. Byle co wyprowadzało ją z równowagi. Zdenerwowanie szybko udzieliło się jej matce, bo choć wszyscy znajomi dziewczyny wiedzieli, że jej stres był zupełnie niepotrzebny, gdyż doskonale znała się na tematyce, z której broniła pracę, a magisterium traktowali jak formalność, to dla Marii Kotańskiej wydarzenie to stanowiło nie lada osiągnięcie. Magda jako pierwsza w rodzinie miała zdobyć wyższe wykształcenie. To było coś wartego przeżywania, dlatego kobieta nie potrafiła ukryć własnych emocji.
Jeszcze w domu próbowała zatuszować pudrem stróżki potu widniejące na czole.
– Ale dziś upał! – wzdychała, nachylając się przed łazienkowym lustrem. – Magdusia, widziałaś gdzieś mój dezodorant? – krzyknęła w głąb mieszkania, gdy nagle rozległ się dzwonek do drzwi.
Dziewczyna pobiegła do przedpokoju, a mijając łazienkę z otwartymi drzwiami, machnęła ręką w kierunku półki nad wanną, gdzie stał poszukiwany kosmetyk.
– A coś ty taki odstawiony jak stróż w Boże Ciało? – zapytała, gdy Michał stanął w progu. Na co dzień wolał nosić wyciągnięte swetry i koszulki z superbohaterami, tym razem jednak przywdział garnitur, co musiało wywołać reakcję.
– Dziś specjalna okazja, to i specjalny strój – odrzekł i musnął ją w policzek zamiast w usta, by nie rozmazać dopiero co nałożonej szminki. – Gotowa?
Pokiwała głową.
– Mamo, pośpiesz się! Michał już jest, idziemy do samochodu!
Po chwili siedzieli we trójkę w wysłużonym fordzie i mknęli w kierunku uniwersytetu. Na miejscu okazało się, że przy wejściu do katedry czekała już na nich Zoja, najbliższa przyjaciółka Magdy.
– Pięknie wyglądacie – skomentowała z uznaniem w głosie. – Jakbyście szli do ślubu, a nie na obronę.
Magda zmierzyła ją wzrokiem i popukała się palcem po głowie.
– Myślisz, że do ślubu założyłabym zieloną garsonkę?
– A czemu nie? Kto powiedział, że musi być długa biała suknia? Ja pójdę pod prąd... – rozmarzyła się przyjaciółka. – Gdy tylko znajdę odpowiedniego kandydata.
Magda uśmiechnęła się w odpowiedzi, ale widać było, że myślami była już gdzie indziej. Gdyby nie silny uścisk Michała, który do ostatniej chwili nie odstępował jej na krok, ze słabości osunęłaby się tuż przed drzwiami sali egzaminacyjnej.
Nagle otworzyły się drzwi i poproszono studentkę do środka. Zojka i Michał podnieśli zaciśnięte pięści z wystawionymi w górę kciukami, robiąc przy tym głupie miny. Magda pokiwała głową i przywdziała na twarz grymas, jakby chciała wyrazić dezaprobatę, ale szybko zamienił się on w uśmiech, zdradzając jej prawdziwą intencję.
Zniknęła za drzwiami, a Michał poderwał się i wybiegł z budynku, by zdążyć wrócić, zanim obrona się skończy. Pobiegł do pobliskiej kwiaciarni, gdzie wcześniej już zamówił kwiaty.
Po kilkudziesięciu minutach Magda opuściła salę z uśmiechem na twarzy i oczami pełnymi radości. Nie mogła uwierzyć, że było już po wszystkim i że udało jej się ukończyć studia magisterskie z tak dobrym wynikiem. Pamiętała, jak to wszystko się zaczęło kilka lat wcześniej, kiedy z entuzjazmem rozpoczynała swoją przygodę z etnologią. Teraz, po wielu miesiącach ciężkiej pracy i nauki, miała za sobą udany egzamin. Czuła się dumna ze swojego osiągnięcia i była wdzięczna wszystkim, którzy jej pomogli i wspierali ją w tym trudnym procesie. Magda była pewna, że ta chwila będzie dla niej zawsze szczególnym wspomnieniem i będzie wracać do niej z radością i dumą.
– Nie miałam wątpliwości, że tak będzie! – Przyjaciółka rzuciła się, by ją przytulić. – Jesteś najlepsza!
– Hej, bo mnie udusisz. – Magda ledwo wyswobodziła się z ramion Zojki, inni przecież również chcieli jej pogratulować, przyjaciółka jednak nie odstępowała jej na krok.
– O co cię pytali? Trudne było? – zarzucała ją pytaniami.
– O wpływ asymilacji na kulturę Sinti oraz na ich tożsamość etniczną. – W głosie Magdy dało się wyczuć znużenie. Ziewnęła. Teraz, gdy emocje zaczynały opadać, poczuła zmęczenie. – Wyjdźmy na dziedziniec, duszno tu – dodała jeszcze.
Gdy tylko znalazły się na zewnątrz budynku, do dziewczyn podeszła też Maria.
– Córeczko, jestem z ciebie taka dumna! – powiedziała, ocierając łzę z policzka. – Szkoda, że babcia tego nie dożyła. Ona zawsze mówiła, że jesteś taka mądra i dużo w życiu osiągniesz.
– Dzięki, mamuś! – Magda przytuliła się do rodzicielki, uśmiechając nad jej ramieniem w kierunku Michała, który również stał nieopodal. Wiedziała, że czeka na swoją kolej, ale jednocześnie dostrzegła, że jest jakiś dziwny. Blady i jakby trochę nieobecny.
– Nie cieszysz się ze mną? – zapytała w końcu, podchodząc do chłopaka.
– Bardzo się cieszę i gratuluję! – Wyciągnął zza pleców bukiet.
Magda już wyciągała rękę w kierunku kwiatów, gdy nagle znalazły się niżej, trafiła więc w pustkę.
– Co ty robisz? – Patrzyła oniemiała na Michała, który zamiast przytulić ją jak pozostali, ukląkł na środku dziedzińca. W jednej ręce trzymał kwiaty, w drugiej małe pudełeczko. Wyciągnął rękę w jej stronę i zapytał łamiącym się głosem:
– Madziu, czy zostaniesz moją żoną?
Dziewczyna oddała trzymany w ręce dyplom przyjaciółce i dotknęła swojej twarzy, zasłaniając nos i usta dłonią.
– Naprawdę? O rany! – Kręciła z niedowierzania głową. – Michał, ty jesteś... wariat!
– Czy to oznacza odmowę? – Chłopak również był pełen emocji. Ręka mu drżała, nierówna kostka wbijała się w kolano, ale trwał w tej pozie, nie wiedząc, co robić.
– Tak! To znaczy nie! – Magda pogubiła się w odpowiedziach. Wciągnęła głęboko powietrze i pociągnęła chłopaka do siebie. Wstał, wciąż mając na twarzy wymalowaną niepewność. – Tak, wyjdę za ciebie. Nie, to nie jest odmowa!
Michał wyciągnął pierścionek z pudełka i chwycił dziewczynę za rękę. Nałożył biżuterię na serdeczny palec i powiedział:
– Kocham cię i będę najszczęśliwszym facetem, jeśli za mnie wyjdziesz.
Nagle z boku rozległo się klaskanie, najpierw jednej osoby, a potem do Zojki dołączyli przypadkowi ludzie, którzy stali się mimowolnymi świadkami tej sceny.
Młodzi stali przez chwilę w objęciach, głusi na świat zewnętrzny do czasu, aż Zoja krzyknęła:
– Brawo! A nie mówiłam, że wyglądacie, jakbyście szli do ślubu?
Magda odwróciła się do przyjaciółki i obdarzyła ją szerokim uśmiechem. Od zaręczyn do ślubu jeszcze długa droga, ale była taka szczęśliwa, że Michał w końcu złożył tę deklarację.
Popatrzyła na mamę, której jakby odjęło mowę. Ocierała kolejne łzy wzruszenia. Jej mała córeczka wchodziła w dorosłość, nie tę związaną z określonym ustawowo wiekiem, ale planowała założyć własną rodzinę. Życzyła jej z całego serca, by rodzina, którą stworzy, była silniejsza i szczęśliwsza niż ta, w której wzrastała. Miała nadzieję, że Michał na zawsze pozostanie wierny jej córce, będzie ją dobrze traktował, a w przyszłości obdarzy gromadką dzieci, w których życiu będzie uczestniczył. Maria czuła się winna temu, że Magda wychowywała się bez ojca, choć sama się do tego nie przyczyniła. Rysiek od zawsze był lekkoduchem, nie chciał wcale zakładać rodziny. Dopiero nieplanowana ciąża sprawiła, że poczuł nutkę odpowiedzialności. Nie na długo jednak, bo po kilku latach zostawił ją wraz z małą córeczką i wymazał je z pamięci. Szukała go, a gdy udawało się natrafić na jego ślad, pisała i prosiła, by choć o dziecku pamiętał i pojawiał się od czasu do czasu w życiu Magdy. On jednak ignorował te prośby i znów znikał, zmieniając numer telefonu czy adres, aby Maria nie mogła go namierzyć. Nigdy nie myślała o tym, by związać się z kimś innym, choć wtedy, gdy jeszcze pełna była planów na przyszłość, marzyła o trójce dzieci. Chciała mieć syna i córkę w podobnym wieku, a gdy podrosną, by pojawiło się trzecie, odświeżając związek i przedłużając jej młodość. Gdy Rysiek ją porzucił, Madzia zaczęła mieć rozmaite lęki i wymagała nieustannej opieki. Pojawiły się również duże wydatki na różne konsultacje lekarskie, witaminy, zajęcia dodatkowe, które miały wynagrodzić dziecku stratę, jakiej doznało, a których Maria nie była w stanie sama ponieść bez dodatkowej pracy. Trudno było wszystko ze sobą pogodzić, stało się więc oczywiste, że zabrakło w jej życiu przestrzeni na innego mężczyznę. Po latach przyzwyczaiła się do samotności, czerpiąc radość i energię z kolejnych sukcesów swojej jedynaczki.
Gdy więc patrzyła na zakochanych tulących się do siebie, obrazy przelatywały jej przez głowę jak w kalejdoskopie i układały w rozmaite wzory. W przeciwieństwie jednak do zabawki, w której dowolne ułożenie szkiełek zawsze dawało piękny obraz, jej wspomnienia w większości były przykre. Tak bardzo pragnęła, by życie córki ułożyło się inaczej. Zasłużyła sobie na to.
Młodzi odwieźli Marię do domu, a sami udali się do restauracji, gdzie Michał zarezerwował stolik. Pomyślał o wszystkim. Ten dzień ze wszech miar miał być wyjątkowy, a on szykował jeszcze jedną niespodziankę dla Magdy.
– Dostałem pracę – wyznał w końcu, gdy wybrali już potrawy, a kelner nalał im wina do kieliszków. Wznieśli je do góry i stuknęli się cicho. – Nie wiem, czy to praca marzeń, ale jestem bardzo zadowolony. To firma zajmująca się analizami dla banku. Zrobiłem jedną dla nich na próbę i wybrali mnie spośród pięciu innych kandydatów.
– Nie mówiłeś, że aplikujesz.
– Nie chciałem zapeszać. Na początek ma być umowa na trzy miesiące, a potem już na czas nieokreślony. Mówią, że ten okres próbny to formalność, bo wiedzą, jakie mam umiejętności. Wiesz, co oznacza umowa na czas nieokreślony?
– Stabilizację? – zgadywała Magda.
– Nie tylko. To oznacza, że będę mógł wystąpić o kredyt. Na razie nie mam zbyt dużej zdolności kredytowej, ale jest nadzieja, że za jakiś czas się to zmieni. Moglibyśmy teraz coś wynająć, choćby kawalerkę. A gdy weźmiemy ślub, ja skończę studia, a ciebie przyjmą w radiu na umowę o pracę, to, mam nadzieję, dostaniemy kredyt i kupimy już własne mieszkanie.
– Bardzo bym tego chciała!
– Ja też, kochanie. Wiesz, że marzy mi się własny kąt. Może nie od razu dom, ale coś małego, wystarczającego dla nas dwojga.
Magda rozmarzyła się, co nie uszło uwadze chłopaka. Uśmiechnął się do niej.
– Razem damy radę zorganizować sobie życie tak, jak chcemy.
– Tak – przytaknęła i uścisnęła jego dłoń. – Jesteśmy niezłym teamem.
Od tej pory wszystko miało wreszcie układać się dobrze.
– I tak pomyślałem jeszcze... – dodał, gładząc delikatnie dłoń narzeczonej – że możemy pojechać na takie prawdziwe, zagraniczne wakacje. Co ty na to?
– I tego bardzo bym chciała. Nie byłam nigdzie od kilku lat, a za granicą tylko w Czechach. Ale czy to nie jest zbytni wydatek? Może lepiej już odkładać na mieszkanie? – zawahała się.
– To nie musi być nic ekskluzywnego, na pewno znajdziemy coś na naszą kieszeń.
Jedli, ciesząc się swoją obecnością i rozmawiając o codziennych sprawach. Magda dopytywała też o nową pracę Michała, o firmę, która go zatrudniła, i czy nie będzie to kolidować z jego studiami. Szkoda by było, gdyby zaprzepaścił ostatni rok przed dyplomem.
– O nic się nie martw, ustaliliśmy, że mogę wychodzić na zajęcia, a w okresie sesji nawet pracować zdalnie. Im jest wszystko jedno, czy robię te analizy w dzień, czy w nocy, mają być zrobione w określonym czasie. Myślę, że dam sobie ze wszystkim radę. Mam ogromną motywację. – Chwycił dziewczynę za rękę i pogładził ją czule.
Magda czuła się zrelaksowana. Po wcześniejszym stresie nie było już śladu, emocje związane z zaręczynami również się wyciszyły, w czym z pewnością pomógł alkohol, spokojna muzyka i dobry posiłek, który właśnie zjedli. Wyobraziła sobie, że wracają do własnego domu, siadają na kanapie przed kominkiem i otulają się miękkim kocem. Tak niewiele potrzebowała, by czuć pełnię szczęścia. Byle on był przy niej, to wszystko będzie się układać.
Zaskoczył ją tymi zaręczynami. Bardzo ich chciała, ale się nie spodziewała, że nastąpią tak szybko, w dodatku w dniu, w którym otrzymała tytuł magistra. Myślała, że w domu otworzą podrabianego szampana i wzniosą z mamą toast za jej przyszłość, tymczasem spędziła ten czas w restauracji, świętując moment zaręczyn ze swoim ukochanym i pijąc Dom Pérignon. Miała nadzieję, że mama nie będzie miała im za złe, że jej nie zabrali do restauracji. Powinna zrozumieć, że są okazje, które chce się świętować tylko we dwoje.
– To niezwykły dzień – powiedziała sennie Magda, patrząc na swój nowy pierścionek zaręczynowy. – Dziś zostałam magistrem i się zaręczyłam. – W jej głosie pobrzmiewała duma.
– Jesteś najwspanialszą osobą, jaką kiedykolwiek spotkałem, i chcę z tobą spędzić resztę życia. A teraz zbierajmy się, zanim zaśniesz na tym stole. – Widział, jak dyskretnie próbuje ukryć kolejne ziewnięcie. – Odstawię cię do łóżka, a jutro przyjadę z laptopem i coś sobie wyszukamy na wakacje.
– Brzmi idealnie – odpowiedziała dziewczyna, zerkając przez ramię, żeby sprawdzić, czy przypadkiem kelner nie zbliża się z rachunkiem. – Nie mogę się doczekać.
– Ja też nie. – Michał uśmiechnął się szeroko. – Teraz jednak musimy wracać do domu. – Podał rękę dziewczynie i pomógł jej wstać, a potem razem podeszli do kasy, by tam uregulować rachunek.
Wydawnictwo Prozami poleca
Polecamy również wciągającą serię kryminalną z podkomisarzem Robertem Lwem autorstwa M.M. Perr:
• 629 kości
• Gdy nikt nie patrzy
• Szepty z lasu
• Wicierz
• Wywiad
Powieści obyczajowe, kryminały, thrilleryWciągające i niebanalneZaczytaj się!
www.prozami.pl
Księgarnia wysyłkowawww.literaturainspiruje.pl