Nasze zakłamane obietnice - Paula Pajka - ebook + książka
NOWOŚĆ

Nasze zakłamane obietnice ebook

Pajka Paula

4,6

191 osób interesuje się tą książką

Opis

Osiemnastoletnia Florence Ladis nie przepadała za hucznymi imprezami, w których tak chętnie uczestniczyli jej rówieśnicy. Wolała założyć pointy i tańczyć, ponieważ tylko balet pomagał jej zapomnieć o wszystkim, co ją otaczało.

 

Jej ukochana mama odeszła, zostawiając po sobie niewyobrażalną pustkę. Na domiar złego młodsza siostra Florence zachorowała i obie wraz z ojcem musiały przeprowadzić się do Las Vegas, gdzie mała Charlotte mogła otrzymać szansę na skuteczniejsze leczenie. 

 

Wtedy też ze względu na złą sytuację rodzinną Florence musiała zrezygnować z baletu, mimo że ten tak wiele dla niej znaczył. Gdy tańczyła, mogła poczuć się tak, jakby jej mama znów znalazła się obok.

 

Los jednak sprawił, że dziewczyna przypadkowo trafiła do teatru, gdzie poznała Nicholasa Toretto. Nie miała pojęcia, jak ta znajomość odmieni jej życie i że pozwoli jej poznać gorzki smak zakłamanych obietnic.

 

Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej szesnastego roku życia.                              Opis pochodzi od Wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 274

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,6 (8 ocen)
5
3
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Hania29092010

Nie oderwiesz się od lektury

Boże jak ktoś nie chce mieć załamki polecam nie czytać . Końcówka jest tragiczna
10
Ada_czytaaa

Nie oderwiesz się od lektury

kocham tą historię przysięgam 😭😭 mimo ze rycze jak nienormalna to w tak krótkim czasie pokovhalam tą dwójkę
00
Klucha78

Dobrze spędzony czas

Polecam bardzo serdecznie
00
nataleczka57

Nie oderwiesz się od lektury

Cudowna, jestem zachwycona chociaż zakończenie jest smutne 😔😔 bardzo polecam 😊
00
alicephelps15

Nie oderwiesz się od lektury

Po opisie nie oczekiwałam tylu emocji ile tu przeczytam, muszę przyznać, że książkę czyta się bardzo szybko. Jej treść po prostu mnie zafascynowała. Ważne tematy, uczucia bliskich, straty, miłość, kocham tę książkę, bardzo polecam!
00



Copyright © for the text by Paula Pajka

Copyright © for this edition by Wydawnictwo NieZwykłe, Oświęcim 2024

All rights reserved· Wszystkie prawa zastrzeżone

Redakcja: Agata Bogusławska

Korekta: Aleksandra Krasińska, Aleksandra Płotka, Martyna Janc

Skład i łamanie: Paulina Romanek

Oprawa graficzna książki: Paulina Klimek

ISBN 978-83-8362-945-2 Wydawnictwo NieZwykłe ·Oświęcim 2024

Grupa Wydawnicza Dariusz Marszałek

Wspieramy czytelnictwo w Polsce razem z Fundacją Powszechnego Czytania

PLAYLISTA

Lana Del Rey – Born to Die

Amy Macdonald – This is the Life

Lana Del Rey – Ultraviolence

Lana Del Rey – Salvatore

Kanye West– Heartless

Avicii – Wake Me Up

The Neighbourhood – Daddy Issues

Zara Larsson – Lush Life

Calvin Harris – Feel So Close

Adele – Love in The Dark

Lana Del Rey – Cinnamon Girl

Adele – Someone Like You

Tears For Fears – Everybody Wants to Rule the World

Don Mclean – American Pie

Lord Huron – The Night We Met

Tame Impala – One More Hour

Ashe – Moral of the Story

Conan Gray – Heather

The Cinematic Orchestra – To Building a Home

Cigarettes After Sex – K.

Alphaville – Forever Young

Adele – Hometown Glory

Passenger – Let Her Go

Zach Bryan – Pink Skies

Gigi Perez – Sailor Song

Wallows, Clairo – Are You Bored Yet?

Lana Del Rey – Summertime Sadness

NOTKA OD AUTORA

Drogi Czytelniku,

zanim sięgniesz po moją najnowszą książkę, chciałabym poinformować Cię o tym, jakie wrażliwe treści możesz w niej znaleźć.

Pojawi się tu wątek śmierci, choroby, dokładniej białaczki, liczne przekleństwa i nadużywanie substancji psychoaktywnych.

Jeśli Cię nie zniechęciłam – zapraszam do świata, w którym dane będzie Ci poznać Nicholasa i Florence.

Jednak zanim przewrócisz kartkę, pamiętaj o jednym: „zakłamana obietnica” brzmi jak najpaskudniejszy koszmar. Niedługo sam się o tym przekonasz.

Cokolwiek zrobiłem, zrobiłem to z miłości.

Tame Impala, One More Hour

DEDYKACJA

Dla każdej osoby, która wśród szeptów pięknych słów usłyszała zakłamaną obietnicę. Pamiętaj – nie sztuką jest obiecanie komuś czegoś. Arcydziełem jest to, aby dotrzymać owej obietnicy.

I dla wszystkich osób, które walczą w chorobie. Walczcie, bo walka jest kluczem do zwycięstwa.

ZANIM POZNAŁAM TWOJĄ OBIETNICĘ

Nie składam obietnic, których nie zdołam dotrzymać.

Olivia Cunning, Gorący rytm

PROLOG

[…] this is a story I hate

And telling it might make my break

Madison Beer, Reckless

FLORENCE

Kilkanaście lat wcześniej…

– Mamo! Nie potrafię. – Westchnęłam i zacisnęłam wargi. Oczy powoli zaczęły zachodzić mi łzami, których nie chciałam wypuścić. Od dwóch godzin próbowałam nauczyć się tej figury, która dalej mi nie wychodziła.

Na twarzy mamy widniał pocieszający uśmiech. Podeszła do mnie i ukucnęła, by zrównać się ze mną wzrostem. Złapała mnie za dłonie i powiedziała:

– Kochanie, nie wszystko będzie ci wychodzić od razu. Pamiętaj o tym. – Jej głos był spokojny. – Musisz dążyć do wygranej. Jeszcze raz. Powoli i spokojnie.

Wstałam z klęczek.

– Plecy prosto. – Delikatnie wbiła mi palec w łopatki, dzięki czemu szybko się wyprostowałam. – Pamiętaj, że przy arabesque1 zawsze musisz mieć proste plecy.

Pokiwałam głową ze zrozumieniem.

– Teraz rób tak, jak ci pokazywałam.

Stałam na prawej nodze, podczas gdy lewa była odwiedziona do tyłu i uniesiona. Zacisnęłam zęby, starając się utrzymać w tej pozie. Po kilku sekundach powoli opuściłam nogę. Na moje usta wypłynął uśmiech i od razu spojrzałam na mamę, która patrzyła na mnie z dumą.

W końcu mi się udało.

– Widzisz, kochanie? – Podeszła i mnie przytuliła. – Wiedziałam, że ci się uda. Po prostu potrzebowałaś trochę czasu.

ROZDZIAŁ 1

Should I give up,

Or should I just keep chasing pavements?

Adele, Chasing Pavements

NICHOLAS

– Co dokładnie mam ci przywieźć? – zapytałem, przełączając rozmowę na głośnomówiący. Kiedy znalazłem się w sypialni, położyłem telefon na komodzie i czekałem, aż mama postanowi się odezwać.

– Otwórz drugą szufladę od góry.

Wykonałem jej polecenie, a moim oczom ukazał się stos różnego rodzaju dokumentów.

– Już?

– Tak.

– Po prawej stronie powinna być biała teczka podpisana „Charlotte Ladis”. Jest?

Pogrzebałem i rzeczywiście, była tam. Sięgnąłem po nią i zamknąłem szufladę.

– Tak, mam. Będę za około dwadzieścia minut. – Nie czekając na jej odpowiedź, rozłączyłem się.

Ziewnąłem ze zmęczenia. Była dopiero dziewiąta, czterdzieści minut temu obudził mnie telefon od mamy z prośbą o dostarczenie jej do pracy tych dokumentów. Oczywiście, że nie odmówiłbym jej pomocy, więc szybko się ogarnąłem i przyjechałem do jej domu po potrzebne dokumenty.

Wsiadłem do swojego czarnego bmw i powoli ruszyłem spod domu. Droga do szpitala nie zajęła mi dużo czasu, biorąc pod uwagę to, że znajduje się on w zatłoczonej części samego Las Vegas. Gdy znalazłem się w środku, do moich nozdrzy dostał się charakterystyczny zapach, który nie był dla mnie nowy, już nie raz miałem okazję go czuć – mama od zawsze pracowała jako lekarka.

– Och, Nicholas, witaj – przywitała się staruszka, która od lat pracowała w placówce jako sprzątaczka.

Posłałem jej delikatny uśmiech.

– Witam, pani Nancy. Jak zdrowie? – Spojrzałem na nią. Przez cały czas wyglądała tak samo. Krótkie blond włosy, zielone oczy i piegowata twarz.

– Wiesz, jak to jest w moim wieku. Bliżej końca niż początku. – Zaśmiała się, jednak w jej oczach widziałem żal. Nie ma co się oszukiwać, każdy kiedyś umrze, taka kolej rzeczy.

Rozmawiałem z nią jeszcze przez kilka chwil. Następnie przeprosiłem ją i skierowałem się do sali, w której powinna przebywać mama. Nie myliłem się, była tam i jadła drugie śniadanie.

Gdy tylko na mnie spojrzała, uśmiechnęła się i wstała od stołu. Uścisnęła mnie, przejęła ode mnie teczkę, po czym położyła ją na stole i otworzyła. Następnie ponownie zajęła swoje miejsce.

– Zmęczona? – zapytałem, siadając na krześle obok niej.

– Padnięta, Nicholas. Padnięta. – Westchnęła i przyjrzała się papierom. – Biedne dziecko.

– Kto to?

– Charlotte Ladis. Za cztery dni ma zacząć u nas leczenie. Choruje na białaczkę i szczerze? Słabo to widzę, synu. – Przetarła zmęczoną twarz dłońmi. – Nie powinnam tak mówić jako lekarz, jednak takie są fakty.

Potaknąłem ze zrozumieniem. Zanim wyszedłem z pomieszczenia, porozmawiałem jeszcze przez moment z mamą. Gdy już znalazłem się przy drzwiach, zatrzymał mnie jej głos:

– Nicholas.

Obróciłem się, nie puszczając klamki.

– Myślałeś coś o studiach?

Zacisnąłem szczęki. Od ukończenia przeze mnie osiemnastego roku życia, czyli już od dwóch lat, zadawała mi to samo pytanie. Obiecałem jej, że wybiorę się na studia, ale nie uważałem, żeby był to odpowiedni moment.

– Cześć, mamo.

ROZDZIAŁ 2

Help, I lost myself again.

But I remember you.

Billie Eilish, Six Feet Under

FLORENCE

Las Vegas słynęło z wielu rzeczy.

Cóż, zapewne mnóstwo osób kojarzyło to miejsce jako miasto grzechów. Kasyna i inne tego typu rozrywki były tu normą.

Byłam w tym mieście dopiero godzinę, a już wiedziałam, z czym codziennie będę musiała się zmagać – z cholernymi korkami. Od trzydziestu minut staliśmy na autostradzie. Miałam dość tego miasta i jedyne, czego teraz chciałam, to wrócić do domu. Jednak od dziś mój dom był tutaj. A ja musiałam do tego przywyknąć.

– Boli mnie brzuch. – Usłyszałam głos Charlotte.

Przełknęłam ślinę i obróciłam głowę, żeby spojrzeć na młodszą siostrę. Jej twarz była blada, dziewczynka trzymała się za podbrzusze. Miałam wrażenie, że z dnia na dzień było z nią coraz gorzej. Oczywiście zdarzały się dni, gdy było trochę lepiej. Jednak one szybko mijały.

Gdy w wieku pięciu lat wykryto u Lottie białaczkę, byłam załamana. Wiedziałam, że jej życie po takiej informacji zmieni się o sto osiemdziesiąt stopni. Kiedy zachorowała, miałam szesnaście lat. W swoje szesnaste urodziny życzyłam sobie, żeby ból, który przeżywa, przeniósł się na mnie. Marzyłam o tym, by choć trochę ją odciążyć. Przecież to tylko dziecko, nie powinna tyle przechodzić. Powinna móc pójść do szkoły, tworzyć jak najlepsze wspomnienia z dzieciństwa. Ale jej wspomnienia opierały się na wizytach w szpitalach.

– Niedługo powinniśmy być w domu. Dasz radę? – zapytałam z nadzieją.

Siostra pokiwała głową, spojrzała za szybę i zaczęła podziwiać widoki.

Po chwili przyglądania się jej ponownie skierowałam wzrok na drogę przed nami.

Korek, który jeszcze przed chwilą wydawał się nieskończenie długi, zaczął się powoli ruszać. Zerknęłam na tatę – zaciskał palce na kierownicy tak mocno, aż jego knykcie stały się białe.

Mark Ladis był mężczyzną zawsze stawiającym swoją rodzinę na pierwszym miejscu. Szczerze? Mogłabym śmiało powiedzieć, że w przyszłości chciałabym mieć takiego męża. Choroba Charlotte ciężko się na nim odbiła. Nie dość, że siedem lat przed jej zachorowaniem zmarła mama, to teraz musiał sam utrzymać rodzinę i opłacać drogie leczenie.

– Zaraz zjedziemy z autostrady i za niecałe dziesięć minut powinniśmy być w domu – odezwał się, a jego zielone oczy wbiły się w moją osobę.

Posłałam mu pocieszający uśmiech, który odwzajemnił.

W radiu usłyszałam piosenkę Leave a Light On, kojarzącą mi się z dawnymi latami. Zawsze, gdy zamykałam oczy, widziałam kobietę, która nauczyła mnie tak wielu rzeczy i zaszczepiła we mnie miłość do baletu. Po prostu widziałam swoją mamę.

Kiedy utwór się skończył, rozchyliłam powieki i zauważyłam, że w końcu udało nam się zjechać z autostrady. W lusterku zerknęłam na siedzenie za kierowcą i zauważyłam, że Lottie przysnęła. Cóż, może po krótkiej drzemce poczuje się choć trochę lepiej.

– Trzymaj, to już ostatni – powiedział tata i wręczył mi do rąk karton, na którym było napisane moje imię.

Chwyciłam pudełko i ruszyłam w kierunku drzwi wejściowych.

Nasz nowy dom nie był duży. Mogłabym powiedzieć, że wręcz przeciwnie – był niewielkich rozmiarów i do tego miał tylko parter. Jego wnętrze wypełniały drewniane meble. Mały salon był połączony z jadalnią, a za ścianką chowała się idealnej wielkości kuchnia. Z przedpokoju wychodziło się na korytarz, prowadzący do trzech pokoi.

Weszłam przez drzwi, które znajdowały się na samym końcu korytarza, dzięki czemu znalazłam się w swoim nowym pokoju. Rozejrzałam się i położyłam karton na podłodze.

Pokój był… przytulny. W rogu pomieszczenia stało dwuosobowe łóżko, a naprzeciwko ustawiono szafę. Pod oknem mieściło się drewniane biurko, na którym postawiono roślinkę.

Otworzyłam drzwi i wniosłam do pokoju kolejne kartony, przyniesione przez tatę. Postanowiłam rozpakować wszystkie dzisiejszego wieczoru. Teoretycznie mogłam zostawić to na jutro, jednak wolałam to zrobić jak najszybciej. A najlepiej przed pójściem do szkoły po przerwie jesiennej.

– Florence! – Do moich uszu dotarło głośne nawoływanie mojego imienia przez tatę.

Po chwili zawieszenia potrząsnęłam głową i skierowałam się do salonu, w którym znajdował się wraz z Lottie.

– Tak, tato?

– Skoczyłabyś do sklepu? Poszedłbym, ale Charlotte gorzej się czuje i muszę przygotować wszystkie papiery na jutro do szpitala.

Przygryzłam wargę i pokiwałam głową.

– Znowu idę do szpitala? – Usłyszałam cichy głos siostry. – Nie lubię tam być. Was tam nie ma.

Tata westchnął i przytulił młodszą córkę.

– Wiem, słońce. Musimy zrobić jeszcze trochę badań. Wiesz, myślę…

Nie słyszałam dalszej części jego wypowiedzi, bo skierowałam się do przedpokoju. Włożyłam kurtkę i buty, a następnie od razu wyszłam na zewnątrz. Pierwsze, co poczułam, kiedy znalazłam się na dworze, to delikatny wiatr otulający moje ciało.

Nagle w kieszeni rozległy się delikatne wibracje. Wyjęłam telefon i spojrzałam na ekran główny oraz wyświetlającą się na nim wiadomość.

Tata:

Przelałem ci na konto pięćdziesiąt dolarów. Zrób jakieś zakupy spożywcze i weź sobie swoją ulubioną czekoladę ;)

Uśmiechnęłam się pod nosem.

Ustawiłam sobie nawigację do najbliższego sklepu i ruszyłam w drogę. Na miejsce dotarłam po dziesięciu minutach spaceru. Weszłam do środka, gdzie było sporo osób, sięgnęłam po koszyk i zaczęłam szukać produktów.

Nie wiedziałam, ile czasu spędziłam w sklepie, jednak dopiero dziesięć po szóstej stanęłam przy kasie, gdzie rozłożyłam wszystkie swoje zakupy.

– Kiedy? – Dotarł do mnie głos chłopaka.

Spojrzałam za siebie, a moim oczom ukazał się nieznajomy rudowłosy. Wyglądał, jakby był w moim wieku. Do ucha miał przyłożoną komórkę, a w ręce trzymał paczkę papierosów. Nagle jego wzrok zatrzymał się na mojej osobie, więc szybko spojrzałam przed siebie.

Miałam wrażenie, że kolejka stoi w miejscu. Dopiero po pięciu minutach się ruszyła i już po chwili kasjerka zaczęła mnie obsługiwać. Spakowałam wszystko do siatki, a następnie zapłaciłam i wyszłam ze sklepu.

Usiadłam na ziemi i sięgnęłam po pierwszy karton. Strasznie długo zbierałam się do rozpoczęcia rozpakowywania, dlatego dopiero teraz, o godzinie dziewiątej, się do tego zabrałam.

Sięgnęłam po nożyczki i rozcięłam taśmę, dzięki czemu udało mi się wydobyć to, co znajdowało się w środku. Nabrałam większej ilości powietrza, kiedy moim oczom ukazały się moje dawne pointy2. Zwilżyłam wargi i przełknęłam ślinę. Położyłam je na podłodze obok siebie i postanowiłam wyciągnąć kolejny przedmiot. W moich rękach znalazło się body w kolorze różu, a także delikatna spódniczka w tym samym odcieniu.

Nagle usłyszałam ciche pukanie do drzwi.

– Proszę! – powiedziałam na tyle głośno, żeby osoba stojąca za nimi wyraźnie mnie usłyszała.

Kiedy zobaczyłam Charlotte, zmarszczyłam brwi. Spojrzałam na zegar, wskazujący dziewiątą dwadzieścia, i zapytałam:

– Dlaczego nie śpisz?

Siostra zerknęła na mnie, speszona, weszła do pomieszczenia, po czym zamknęła za sobą drzwi – zapewne nie chciała, żeby tata usłyszał, że nie śpi. Podeszła do mnie i usiadła po turecku.

– Nie mogłam zasnąć. – Przygryzła wargę. – Mogę dzisiaj spać z tobą?

Pokiwałam głową i odparłam:

– Jasne, że tak.

Na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Lottie złapała za pointy, które leżały na podłodze, i zapytała:

– Dlaczego już nie tańczysz?

– Wiesz co… myślę, że po czasie po prostu mi się znudziło.

To nie była prawda. Dalej kochałam balet, jednak nie było nas na niego stać. Same buty potrafiły kosztować sto dolarów. Dlatego powiedziałam tacie, że już mnie to nie interesuje, nie chciałam robić mu przykrości. Obwiniał się o to, że nie było nas stać na niektóre rzeczy. Nienawidziłam tego. Obuwie, które siostra trzymała w dłoniach, nosiłam, gdy miałam może z piętnaście lat.

Tęskniłam za baletem. Tęskniłam za nim, bo było to coś, co łączyło mnie z mamą. To właśnie ona nauczyła mnie podstawowych figur. Kiedy jeszcze żyła, prowadziła własną szkołę baletową. Zawsze w poniedziałki, wtorki, czwartki i soboty przychodziłam do niej po piątej po południu i ćwiczyłyśmy wspólnie przez dwie lub trzy godziny. I tak było od mojego szóstego roku życia.

Kiedy zaszła w ciążę dwa tygodnie po moich ósmych urodzinach, nie mogła już ze mną ćwiczyć, ale w dalszym ciągu nie zrezygnowała z trenowania mnie. Pokazywała mi nowe pozy, układy i wiele innych. A wszystko to robiła z wielką miłością.

Point nie miałam na stopach od trzech lat.

Spojrzałam na siostrę, która ziewnęła i przetarła oczy ze zmęczenia. Wstałam i wyciągnęłam do niej ręce, by pomóc jej wstać.

– Siadaj na łóżku i poczekaj na mnie dziesięć minut, dobra? Pójdę się szybko wykąpać i do ciebie wrócę.

Pokiwała głową i usiadła na materacu.

Tak jak obiecałam, tak zrobiłam – wróciłam do niej po kilku minutach. Siostra wciąż siedziała na łóżku i bawiła się palcami. Kiedy tylko mnie zobaczyła, na jej twarzy pojawił się uśmiech, który tak uwielbiałam.

– Już? – spytała, zmęczona.

– Tak, wskakuj. – Uniosłam pierzynę, dzięki czemu obie swobodnie się pod nią wsunęłyśmy.

Położyłam głowę na poduszce i ziewnęłam. Lottie ułożyła się na mojej klatce piersiowej. Przez chwilę wsłuchiwałam się w jej głośny oddech, a po kilku minutach usłyszałam jej głos.

– Florence? – zapytała tak cicho jak nigdy. Chyba chciała sprawdzić, czy nie śpię.

– Tak?

– Nie lubię szpitali. Tak naprawdę to nie lubię tego miejsca, ale nie chcę mówić tacie, żeby nie było mu przykro. Chciałabym wrócić do Aten. Lubiłam tam mieszkać.

– Wiem, skarbie. – Pogłaskałam ją po włosach i ciszej powtórzyłam: – Wiem.

Lottie miała za dobre serce na to, co ją spotkało. W dniu, kiedy pojechaliśmy do szpitala po diagnozę, w sklepiku szpitalnym kupiła sobie batona za własne pieniądze. Nie był drogi, kosztował może jedno euro, ale kiedy zobaczyła chłopczyka, który właśnie kończył chemię, postanowiła oddać mu słodycz. Chciała wtedy, by jego łzy choć na chwilę zniknęły, i udało jej się tego dokonać. Na jego ustach pojawił się szczery uśmiech.

Zanim zasnęłam, wsłuchując się w miarowy oddech siostry, do mojej głowy napłynęło wspomnienie.

– Halo? – powiedziałam od razu po odebraniu komórki.

Tata dobijał się do mnie od godziny, jednak nie widziałam tego, ponieważ ćwiczyłam na zbliżające się zawody baletowe. Zmarszczyłam brwi, zaniepokojona tym, że dość długi czas nie słyszałam odzewu z jego strony. Niespodziewanie jednak dotarł do mnie dźwięk, a raczej przerażający wrzask mamy.

– Halo?! Mamo?! – krzyknęłam, zdenerwowana.

Nie miałam bladego pojęcia, co tam się dzieje. Gdzie był tata i dlaczego mama tak głośno krzyczała, jakby zdzierali z niej skórę.

– Florence? – W słuchawce w końcu rozbrzmiał głos taty.

– Tato, co się dzieje? – zapytałam, przerażona niewiedzą.

– Byliśmy na zakupach, mamie odeszły wody.

Otworzyłam szerzej oczy. Przez chwilę myślałam, że się przesłyszałam. Przecież poród miała planowany na dopiero za dwa tygodnie.

– Do jakiego szpitala jedziecie?

– Na Ermou.

Odetchnęłam z ulgą, kiedy tata wypowiedział tę, a nie inną nazwę ulicy. Szpital, do którego została przetransportowana mama, znajdował się najbliżej mojego aktualnego położenia. Chyba nigdy nie biegłam tak szybko. Stres zjadał mnie od środka, a głowa pulsowała od natłoku myśli.

ROZDZIAŁ 3

My jealousy,

Jealousy started following me

Olivia Rodrigo, Jealousy Jealousy

FLORENCE

– Co ci kupić? – zapytałam Lottie, kiedy weszłyśmy do sklepiku szpitalnego.

Siostra rozejrzała się po pomieszczeniu, a kiedy jej wzrok zatrzymał się w jednym punkcie, powiedziała:

– Tamte wafelki. – Wskazała dłonią.

Podeszłam po przekąskę, a po drodze złapałam wodę. Przy kasie pani próbowała mi wepchnąć jeszcze kilka innych słodyczy, jednak podziękowałam, złapałam siostrę za rękę i wyszłam ze sklepu.

– Trzymaj. – Podałam jej wafelki.

Charlotte się uśmiechnęła i zaczęła zajadać przekąskę. Po przejściu szpitalnym korytarzem dotarłyśmy do sali, w której od dziś miała przebywać moja siostra. Na szczęście dogadała się z dziewczynką, z którą będzie „mieszkać”. Weszłyśmy do środka i jak się okazało, w pomieszczeniu nikogo nie było.

– Ciekawe, jak długo tu będę – powiedziała Lottie i spojrzała na mnie z nadzieją.

Wiedziałam, że liczyła na to, że coś zrobię, ale prawda była taka, że nie miałam wpływu na to, jak długo będzie musiała przebywać w szpitalu.

Westchnęłam głośno i usiadłam obok niej na łóżku.

– Nie wiem. Ale jestem pewna jednego – odezwałam się. – Będę do ciebie często przychodziła, tak łatwo się mnie nie pozbędziesz.

– Nie chcę się ciebie pozbywać.

Na moje usta wypłynął delikatny uśmiech. Lottie usiadła bliżej i wtuliła się w mój bok, po czym dodała:

– Kocham cię mocno.

– Ja ciebie też, szkrabie. – Pogłaskałam ją po głowie.

Charlotte zapytała, czy może pograć na moim telefonie. Zgodziłam się i już po chwili wybrała sobie grę. Ja za to siedziałam i gapiłam się w białą ścianę przed sobą.

Tata dogadywał wszystkie szczegóły z lekarzami.

Przygryzłam wargę i powiedziałam siostrze, że za chwilkę do niej wrócę. Wstałam z twardego materaca i wyszłam na korytarz. Wzrokiem zaczęłam szukać lekarza, który wcześniej mignął mi w pokoju Charlotte. Gdy wreszcie udało mi się go namierzyć, zorientowałam się, że stał z moim ojcem. W prawej ręce trzymał jakieś papiery – zapewne to właśnie tam była zapisana historia leczenia Charlotte.

Wolnym krokiem ruszyłam w ich stronę i kiedy już stałam ramię w ramię z tatą, usłyszałam jego zmęczony głos.

– Ile to jeszcze potrwa?

– Proszę pana, tak jak mówiłem, leczenie w większości przypadków trwa przez okres dwóch lat. Jednak każdy przypadek całkowicie się różni i nie powinno się wrzucać ich do jednego wora. Chemioterapia składa się z kilku faz. Każda część leczenia jest bardzo ważna i bardzo istotne jest, aby w trakcie terapii było możliwie jak najmniej opóźnień – odparł i zapisał coś na kartce. – Zaczniemy od chemioterapii doustnej. Jakby miał pan jakieś pytania, proszę. – Podał tacie wizytówkę. – To mój numer telefonu. Jestem dostępny od poniedziałku do soboty. Proszę pożegnać się z Charlotte. – Tym razem spojrzał na mnie. – Musi odpocząć przed badaniami.

Kiedy już chcieliśmy odejść, ponownie zatrzymał nas jego głos.

– A! Prawie bym zapomniał. Odwiedziny są od jedenastej do ósmej w tygodniu i weekendy.

Pokiwałam głową, a następnie ruszyłam do pokoju.

Kiedy wspólnie z tatą przekroczyliśmy w ciszy próg pokoju, pierwsze, na co zwróciłam uwagę, to Lottie – już nie leżała w łóżku, wgapiona w mój telefon. Teraz siedziała po turecku na podłodze, przy łóżku swojej współlokatorki, i obie zawzięcie o czymś gadały.

– Ja najbardziej lubię Smerfy. Zawsze w soboty oglądam razem z mamą. – Usłyszałam nieznany mi dziecięcy głos.

Spojrzałam na drugie łóżko, na którym siedziała dziewczynka. Jej oczy były w kolorze piwnym, twarz miała bardzo bladą, a na głowie zawiązaną chustkę. Domyśliłam się, że straciła włosy po chemii.

Kiedy usłyszały dźwięk zamykanych drzwi, skierowały wzrok na mnie i tatę. Lottie uśmiechnęła się i wstała.

– Zostaniecie jeszcze? – zapytała i podeszła do taty.

Uklęknął przed nią na jedno kolano.

– Musimy się powoli zbierać. Lekarze zabiorą cię później na kilka badań.

Przygryzła policzek od wewnętrznej strony i spuściła wzrok. Tata przytulił ją mocno, jakby już nigdy nie chciał jej wypuścić ze swoich ojcowskich ramion.

Kiedy przyszła moja kolej na pożegnanie, tak jak on uklęknęłam i przytuliłam siostrę.

– Żegnam się z tobą tylko na kilka godzin, przecież jutro do ciebie przyjdę – powiedziałam jej do ucha. Wiedziałam, że na jej twarzy zagościł delikatny uśmiech.

Lottie szybko się ode mnie oderwała, jakby o czymś sobie przypomniała. Podeszła do swojej torby i zaczęła czegoś szukać. Gdy w końcu udało jej się to znaleźć, ponownie przede mną stanęła.

Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na nią pytająco.

– To Edmund. – Wskazała na małego misia, którego trzymała w dłoni. Przypominał on trochę leniwca w zielonym szaliku. – Zawsze z nim zasypiałam, jak nie było cię w domu. – Podała mi maskotkę i dodała: – Nie wiem, kiedy wrócę, więc chciałam zostawić ci towarzysza…

– Florence, wstawaj. – Nad głową usłyszałam głos taty.

Otworzyłam zaspane oczy, które po chwili przetarłam. Spojrzałam na niego nieprzytomnie i ziewnęłam.

– Jest siódma, za godzinę masz być w szkole. Ja wychodzę do pracy i proszę, pamiętaj, żeby zajść do Charlotte. – Wstał z materaca, a ja podniosłam się do pozycji siedzącej. – Kocham mocno, wrócę wieczorem!

Nie zdążyłam się nawet odezwać, a taty już nie było.

Nie miałam najmniejszej ochoty, by iść do szkoły, jednak przerwa jesienna się skończyła, co niestety wiązało się z powrotem tam dzień w dzień, aż do kolejnych świąt. Trochę przerażał mnie fakt, że nikogo tu nie znam, ale z drugiej strony było mi jakoś lepiej, gdy o tym myślałam. Nikt nie znał mojej historii ani mojej rodziny. Mogłam skłamać i powiedzieć, że nie spędzałam większości wolnego czasu w szpitalu lub na czytaniu różnych artykułów o skutecznym leczeniu białaczki.

Kiedy w końcu udało mi się otrząsnąć z transu, wstałam z łóżka, a na stopy włożyłam kapcie. Skierowałam się do kuchni, gdzie nalałam sobie wody do szklanki.

Miałam około czterdziestu minut na to, aby się wyszykować. Prócz delikatnego makijażu, umycia twarzy, zębów i ubrania się nie miałam nic do zrobienia. Zazwyczaj nie jadałam śniadań, gdyż po posiłku rano źle się czułam.

Szklankę włożyłam do zlewu i wróciłam do pokoju. Zarzuciłam na siebie niebieskie spodnie z niższym stanem, a na górę brązową bluzę. Moje uszy i szyję zdobiła biżuteria. Makijaż zrobiłam delikatny, a można by rzec, że znikomy. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze i gdy zaakceptowałam swój wygląd, podeszłam do plecaka, aby włożyć do niego butelkę wody.

Sięgnęłam po telefon, na którym widniała godzina siódma czterdzieści siedem. Świetnie, jeśli się nie pośpieszę, spóźnię się pierwszego dnia.

Na stopy włożyłam ulubione tenisówki, a na ramiona zarzuciłam kurtkę. Droga do placówki nie zajęła mi dużo czasu i na szczęście udało mi się być dwie minuty przed rozpoczęciem zajęć. Z mojego planu lekcji wynikało, że miałam pojawić się w sali dwieście dwanaście.

W momencie kiedy weszłam do klasy, usłyszałam głośny dźwięk dzwonka. Uczniowie, którzy jeszcze przed momentem siedzieli na ławkach, zajęli miejsca na krzesłach. Po chwili dotarło do mnie, że ktoś mocno trzasnął drzwiami. Obróciłam się, a moim oczom ukazała się starsza kobieta. Cerę miała bladą, a włosy kruczoczarne.

Gdy tylko mnie zauważyła, zmierzyła oceniającym wzrokiem i powiedziała:

– Siadaj na miejscu. Ile można czekać? – Głos miała ostry.

Cholera. I to ma być moja matematyczka? Przełknęłam ślinę i ruszyłam do jedynej wolnej ławki. Nie zwracałam uwagi na pozostałych uczniów, mierzących mnie wzrokiem. Zajęłam miejsce przy oknie i oparłam brodę na ręku.

– Przez przerwę jesienną jesteśmy o dwa tematy w plecy. Tak jak nie raz wam mówiłam: nie cierpię być do tyłu z materiałem, więc proszę otworzyć podręczniki na stronie dwieści… – Już miała podać stronę podręcznika, ale przerwały jej otwierające się drzwi, zza których wyłonił się chłopak.

Przyjrzałam mu się i przez chwilę miałam wrażenie, jakbym już gdzieś go widziała. Zmarszczyłam brwi i zignorowałam swoje przeczucie.

– Porter! Czy ty choć raz nie potrafisz być na czas? – zapytała kobieta i westchnęła głośno. – Siadaj na miejscu.

Chłopak nie odezwał się ani słowem. Nie powiedział ani „dzień dobry”, ani „przepraszam za spóźnienie”. Ludzie tutaj byli dziwni. Całkowicie różnili się od mieszkańców Grecji.

Rudowłosy chłopak zaczął kierować się w moją stronę. Kiedy usiadł na miejscu obok, spojrzałam na niego i nagle mnie olśniło.

No przecież! Niejaki Porter był chłopakiem, którego spotkałam w sklepie. Jego wzrok również się na mnie zatrzymał, a na jego ustach zagościł uśmiech.

Gdy już chciał się odezwać, dotarł do nas głos nauczycielki:

– Strona dwieście osiemdziesiąt. – Usiadła na krześle i rozejrzała się po klasie. – Ma być idealna cisza. Porter, do tablicy. Zobaczymy, czy spóźniłeś się dlatego, że pod klasą powtarzałeś materiał.

Ostatnie, co dotarło do moich uszu, to ciche „kurwa”.

Wydawało mi się, że ta lekcja trwa dłużej, niż powinna. Po pięćdziesięciu minutach słuchania pani Rain miałam wrażenie, że zamiast zmądrzeć, jeszcze bardziej zgłupiałam. Wyszłam z klasy razem z tłumem, a kiedy znalazłam się na korytarzu, ruszyłam w kierunku swojej szafki.

Nagle do moich uszu dotarł krzyk:

– Florence! Florence!

Obróciłam się i niemal wpadłam na klatkę piersiową rudowłosego.

– Cholera – wydyszał.

– Potrzebujesz czegoś? – spytałam, zastanawiając się nad powodem, dla którego za mną biegł. Odwróciłam się i wznowiłam marsz ku szafce, a on szedł ze mną ramię w ramię.

– Pamiętasz mnie?

Pokiwałam głową, jednak po jego pytaniu nastała cisza.

– Chciałeś zapytać tylko o to, czy cię pamiętam? – Wpisałam kod do szafki i pociągnęłam drzwiczki. Do środka schowałam podręcznik od matmy i zeszyt.

Porter oparł się obok mnie, cały czas skanując mnie wzrokiem, co po pewnym czasie zrobiło się odrobinę niekomfortowe.

– Skąd jesteś? – wypalił, całkowicie ignorując moje pytanie.

– Skąd wiesz, że nie pochodzę z Ameryki?

– Masz inny akcent, a do tego twoja uroda całkowicie się różni od amerykańskiej.

Westchnęłam i odparłam.

– Z Grecji.

Kiedy ponownie chciał otworzyć usta i zadać kolejne pytanie, wyprzedził go dzwonek, informujący o rozpoczęciu kolejnej lekcji.

– Muszę lecieć, złapiemy się!

Miałam mieszane uczucia co do chłopaka. Trochę irytowała mnie jego ciekawskość, jednak sam w sobie wydawał się całkiem fajny.

– Obiecuję, że później cię jeszcze złapię!

1 Arabesque – podstawowa figura baletowa, polegająca na uniesieniu jednej nogi do tyłu tak, aby ta wraz z drugą nogą, na której opiera się ciężar ciała, tworzyła literę „L” (przyp. aut.).

2Pointy – są to twarde buty baletowe. Zazwyczaj korzysta się znich wtańcach klasycznych (przyp. aut.).