Nieznajoma w domu - Shari Lapena - ebook + audiobook + książka

Nieznajoma w domu ebook

Shari Lapeña

4,0

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Teraźniejszość, której nie pamiętasz. Przeszłość, która nie da ci spokoju.

Karen i Tom są szczęśliwi. Mają uroczy dom w prestiżowej dzielnicy, wciąż są praktycznie nowożeńcami i nie mają dzieci, które mogłyby zepsuć idealne początki wspólnego życia. Ale pewnego dnia po powrocie do domu Tom zauważa, że Karen zniknęła – na podjeździe nie ma jej samochodu... Wyjechała w wielkim pośpiechu.

Nagle ktoś puka do drzwi – to policjanci, którzy chcą zabrać Toma do szpitala. Jego żona miała wypadek samochodowy – straciła panowanie nad pojazdem, kiedy pędziła z nieprzepisową prędkością przez najpodlejszą dzielnicę w mieście. Z wypadku Karen wyszła ze wstrząśnieniem mózgu i kilkoma zadrapaniami. W zasadzie szybko wydobrzała, jednak nie pamięta, co robiła i gdzie przebywała...

Gdy Karen wraca do domu z Tomem okazuje się, że oboje są sobie obcy. Każde z nich ma coś do ukrycia. Każde ma tajemnicę, dla której mogłoby nawet zabić, byleby tylko nie wydostała się na światło dzienne. A policja naciska by poznać prawdę...

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 332

Oceny
4,0 (391 ocen)
152
126
79
31
3
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
ewcud2

Dobrze spędzony czas

Lapena kończy książki specyficznie, nie będę już jej czytać, bo gdy zbliżam się do końca mam stres, że znowu zakończy dziwnie.
30
Malwi68

Dobrze spędzony czas

"Nieznajoma w domu" Shari Lapena to zawiła opowieść o pozornie idealnym małżeństwie, które staje się polem niebezpiecznych tajemnic. Karen i Tom, z pozoru szczęśliwi, zostają wplątani w sieć kłamstw i zagadek, gdy Karen znika na chwilę, a potem wraca z utratą pamięci. Lapena w sprytny sposób buduje napięcie, eksplorując psychologiczne obszary bohaterów. Śledztwo policji rzuca cień podejrzeń na ich związek, ujawniając, że obydwoje mają coś do ukrycia. Książka wciąga w wir intrygi, prowadząc przez labirynt zaskakujących zwrotów akcji. Mroczna atmosfera i zaskakujący finał czynią tę powieść thrillerem, który trzyma w napięciu do ostatnich stron. Lapena nie tylko snuje skomplikowaną intrygę, ale również zgłębia psychikę postaci, odsłaniając ich słabości i zakamarki duszy. Karen i Tom jawią się jako ludzie z przeszłością, której nie chcielibyśmy znać. Amnezja Karen staje się pretekstem do odkrywania głębokich sekretów, które skrywają przed sobą nawzajem. Dynamiczna narracja autorki pozwal...
20
Aguleczek5

Dobrze spędzony czas

Swietna rozrywka. Niesamowicie wciągająca i trzymająca w napięciu.
10
karinakisiel-szymczak

Całkiem niezła

koszmarna lektorka.
10
Bohunka

Nie polecam

Nie dotrwam do końca audiobooka, lektorka mnie zabiła! Straszna interpretacja.
00

Popularność




Shari Lapena Nieznajoma w domu Tytuł oryginału A Stranger in the House ISBN Copyright © 2017 by 1742145 Ontario LimitedAll rights reserved Copyright © for the Polish translation by Zysk i S­‍‑ka Wydawnictwo s.j., Poznań 2017 Projekt graficzny okładki www.designpartners.pl Wydanie 1 Zysk i S-ka Wydawnictwo ul. Wielka 10, 61-774 Poznań tel. 61 853 27 51, 61 853 27 67 faks 61 852 63 26 dział handlowy, tel./faks 61 855 06 [email protected] Wszelkie prawa zastrzeżone. Niniejszy plik jest objęty ochroną prawa autorskiego i zabezpieczony znakiem wodnym (watermark). Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku. Rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci bez zgody właściciela praw jest zabronione. Konwersję do wersji elektronicznej wykonano w Zysk i S-ka Wydawnictwo.

Prolog

Ona do tego miejsca nie należy.

Odsuwa skobel z tylnych drzwi opuszczonej restauracji i potyka się w mroku — żarówki są w większości przepalone lub zniszczone. Gwałtownie i głośno wdycha powietrze. Biegnie niczym przerażone zwierzę do miejsca, gdzie zaparkowała samochód, nie do końca świadoma tego, co robi. Jakoś udaje się jej otworzyć drzwi auta. Odruchowo zapina pasy. Z piskiem opon zawraca samochodem, wykonując zwrot na dwa razy, i natychmiast wyjeżdża z parkingu. Włącza się do ruchu, nawet nie zwalniając. Jej uwagę przykuwa coś w kolorowym centrum handlowym po drugiej stronie ulicy, jednak nie ma czasu zarejestrować tego, co widzi, bo w tej samej sekundzie jest już na skrzyżowaniu. Przejeżdża przez nie na czerwonym świetle, wciskając pedał gazu w podłogę. Nie jest w stanie myśleć.

Kolejne skrzyżowanie pokonuje tak samo jak poprzednie. Znacznie przekracza dozwoloną prędkość, ale niewiele ją to obchodzi. Musi uciec jak najdalej.

Jeszcze jedno skrzyżowanie i znów czerwone światło. Przed jej maską pojawia się kilka pojazdów, jednak ona się nie zatrzymuje. Jedzie przed siebie jak szalona. Zmusza innych kierowców, by jej ustępowali, zostawia za sobą chaos. Słyszy z tyłu pisk opon i gwałtowny ryk klaksonów. Jest niebezpiecznie bliska utraty panowania nad samochodem. I po chwili je traci. Przez krótki moment widzi jasno całą sytuację, ale temu nie dowierza. Gwałtownie wciska hamulec. Jej auto wpada w poślizg, wjeżdża z rozpędem na chodnik i w końcu uderza w słup trakcji elektrycznej.

Rozdział 1

W ten sam sierpniowy wieczór Tom Krupp zatrzymuje wynajmowanego przez siebie lexusa na podjeździe swojego ślicznego piętrowego domu. Dom z garażem dla dwóch samochodów stoi pośrodku ogromnego trawnika i otoczony jest pięknymi starymi drzewami. Kamienna ścieżka po prawej stronie podjazdu prowadzi na werandę, dalej są schody wiodące do ciężkich drewnianych drzwi pośrodku budynku. Po prawej stronie drzwi znajduje się ogromne okno o szerokości salonu.

Dom stoi przy ślepej uliczce, biegnącej po łuku. Okoliczne budynki są równie atrakcyjne, dobrze utrzymane i w wielu szczegółach do siebie podobne. Ich mieszkańcy to ludzie sukcesu. Każdy z nich jest zadowolony z siebie i z tego, co osiągnął.

To spokojne, bogate przedmieście w północnej części stanu Nowy Jork, zamieszkane głównie przez przedstawicieli wolnych zawodów i ich rodziny, wydaje się nieświadome problemów całego miasta i wszystkich problemów wielkiego świata, jak gdyby wciąż żyło tutaj w najlepsze, spokojne i niezakłócone, amerykańskie marzenie.

Jednak spokój nie jest tym, co obecnie wypełnia umysł Toma. Mężczyzna wygasza światła samochodu, wyłącza silnik i siedzi przez moment w ciemności, obrzucając siebie w myślach najgorszymi słowami.

Nagle zauważa, że auta jego żony nie ma na zwykłym miejscu na podjeździe. Odruchowo spogląda na zegarek. Jest 21:20. Zastanawia się, czy o czymś nie zapomniał. Wychodziła gdzieś? Nie może sobie przypomnieć, czy coś na ten temat mówiła, bo on sam ostatnio był tak bardzo zajęty. Może wyjechała, żeby załatwić jakąś sprawę, i w każdej chwili wróci? Zostawiła w domu pozapalane światła. Ich kuszący blask zaprasza go do środka.

Tom wysiada z samochodu i wciąga do płuc ciepłe letnie powietrze, pachnące świeżo skoszoną trawą. Tłumi w sobie rozczarowanie. Bardzo chciałby zobaczyć się teraz z żoną. Stoi tak przez chwilę, opierając rękę na dachu samochodu, i spogląda na ulicę. Wreszcie zabiera neseser i marynarkę z siedzenia pasażera. Leniwym ruchem zatrzaskuje drzwi auta. Idzie kamienną ścieżką, pokonuje schody i otwiera drzwi. Nagle wyczuwa, że coś jest nie tak. Wstrzymuje oddech.

Trwa w kompletnym bezruchu z ręką na klamce. W pierwszej chwili nie wie, co go zaniepokoiło. Jednak zaraz sobie uświadamia, że drzwi nie były zamknięte na klucz. Właściwie nie jest to nic niezwykłego, bo kiedy wieczorem wraca do domu, zazwyczaj naciska klamkę i po prostu wchodzi do środka, a Karen już na niego czeka. Dzisiaj jednak wyjechała gdzieś samochodem i zapomniała użyć klucza. To bardzo dziwne, bo przecież bardzo pilnuje, by dom był starannie zamknięty, kiedy nikogo w nim nie ma. Tom powoli wypuszcza powietrze. Może bardzo się śpieszyła i zapomniała o całym świecie?

Mężczyzna szybko omiata wzrokiem salon, pogodny prostokąt bieli i jasnej szarości. W domu jest cicho jak makiem zasiał; bez wątpienia nikogo tutaj nie ma. Karen zostawiła włączone światła, nie mogła więc wyjść na długo. Może pojechała kupić mleko? Prawdopodobnie gdzieś zostawiła wiadomość dla niego. Tom rzuca klucze na mały stolik przy drzwiach i od razu przechodzi do położonej na tyłach budynku kuchni. Jest strasznie głodny. Zastanawia się, czy Karen już jadła, czy też czekała na niego z wieczornym posiłkiem.

Widzi, że zaczęła już przygotowywać kolację. Sałatka jest niemal ukończona; przerwała jej przygotowywanie na krojeniu pomidorów. Tom spogląda na drewnianą deskę do krojenia, na pomidor i znajdujący się obok ostry nóż. Na granitowym stole leży paczka makaronu, na kuchence gazowej stoi duży garnek z wodą. Gaz jednak nie został zapalony, a woda w garnku jest zimna; Tom wsunął do niej palec, żeby to sprawdzić. Patrzy na drzwi lodówki w poszukiwaniu kartki z informacją, jednak jej nie znajduje. Marszczy czoło. Wyciąga z kieszeni spodni telefon komórkowy i sprawdza, czy nie przeoczył jakiegoś SMS-a od żony. Nic. Jest już trochę zdenerwowany. Mogła go przecież uprzedzić, że ma zamiar gdzieś pojechać.

Tom otwiera drzwi lodówki. Stoi przed nią prawie minutę, wpatrując się w jej wnętrze. W końcu wyjmuje puszkę zagranicznego piwa i postanawia ugotować makaron. Karen na pewno niedługo wróci. Mężczyzna rozgląda się z ciekawością, chce się zorientować, czego mogło zabraknąć na kolację, po co Karen pojechała. Na pewno w domu są mleko, chleb, sos do makaronu, wino i parmezan. Sprawdza łazienkę — papieru toaletowego też jest pod dostatkiem. Nie wydaje mu się, żeby brakowało czegokolwiek innego, co należałoby natychmiast kupić. Czekając, aż zagotuje się woda na makaron, dzwoni na telefon komórkowy żony. Ale ona nie odbiera.

Piętnaście minut później makaron jest gotowy, jednak nadal nie ma Karen. Tom zostawia makaron na cedzaku w zlewie, wyłącza podgrzewacz pod sosem pomidorowym i zapomniawszy o głodzie, zaczyna nerwowo krążyć po salonie. Spogląda przez wielkie okno na trawnik i na ulicę. Do diabła, gdzie ona jest? Zaczyna się denerwować już na dobre. Kiedy dzwoni do niej kolejny raz, słyszy za plecami ciche brzęczenie. Odwraca głowę w kierunku źródła dźwięku i zauważa komórkę Karen wibrującą na sofie. Cholera. Zapomniała zabrać telefon. Teraz się z nią nie skontaktuję.

Zaczyna chodzić po domu w poszukiwaniu jakichkolwiek wskazówek, dokąd Karen mogła pojechać. Na nocnym stoliku w sypialni na górze dostrzega ze zdumieniem jej torebkę. Otwiera ją niezdarnie. Źle się czuje, grzebiąc w najbardziej prywatnych rzeczach żony, jednak sytuacja jest wyjątkowa. Wyrzuca zawartość torebki na starannie zaścielone łóżko. W środku znajduje portfel na dokumenty, małą portmonetkę, szminkę, długopis, paczkę chusteczek higienicznych. A więc nie pojechała na zakupy. Może ktoś w pobliżu poprosił ją o pomoc? Może wypadło jej coś niespodziewanego? Ale wyjeżdżając samochodem, powinna wziąć ze sobą przynajmniej portfel. I czy nie zadzwoniłaby już do niego, gdyby była w stanie to zrobić? Przecież mogłaby pożyczyć od kogoś telefon. Karen nie jest bezmyślna.

Skonsternowany Tom siada na skraju łóżka. Jego serce bije zbyt szybko. Chyba stało się coś złego. Przychodzi mu do głowy, że powinien zatelefonować na policję. Zastanawia się, co mógłby powiedzieć. Moja żona wyszła z domu i nie wiem, gdzie teraz jest. Wyszła bez telefonu i torebki. Zapomniała zamknąć drzwi na klucz. To do niej całkowicie niepodobne. Nie ma jej zaledwie od kilkudziesięciu minut, więc prawdopodobnie nie potraktują go poważnie. W domu nie zauważył żadnych śladów walki. Nic nie zostało przewrócone i wszędzie panuje porządek.

Nagle podnosi się z łóżka i zaczyna gorączkowo przeszukiwać wszystkie pomieszczenia. Jednak nie znajduje nic niepokojącego: słuchawka telefonu stacjonarnego leży na swoim miejscu, żadna szyba nie została rozbita, na podłodze nie widać śladów krwi. A jednak Tom oddycha ciężko, jakby znalazł coś okropnego.

Waha się. Być może policjanci pomyślą, że pokłócił się z żoną. Pewnie mu nie uwierzą, jeśli powie, że się z nią nie poróżnił, że tak naprawdę właściwie to oni nigdy się nie kłócą. Przecież ich małżeństwo jest niemal doskonałe.

Zamiast dzwonić na policję, wbiega z powrotem do kuchni, gdzie Karen trzyma spis numerów telefonicznych, których najczęściej używa. Obdzwania po kolei wszystkich jej znajomych.

* * *

Funkcjonariusz Kirton, widząc przed sobą rozbite auto, potrząsa głową z rezygnacją. Ludzie i samochody. Był już świadkiem rzeczy tak strasznych, że jego żołądek natychmiast pozbywał się całej zawartości. Tym razem jednak nie jest tak źle.

Nie wiadomo, kim jest około trzydziestoletnia kobieta, która ucierpiała w wypadku. W samochodzie nie ma jej torebki ani portfela. Jednak w skrytce przed fotelem pasażera policjant znajduje dowód rejestracyjny auta i polisę ubezpieczeniową. Pojazd jest zarejestrowany na Karen Krupp, zamieszkałą przy Dogwood Drive numer 24. Kobieta będzie musiała wszystko wyjaśnić. No i zostanie oskarżona o spowodowanie wypadku. Ambulans zabrał ją już do najbliższego szpitala.

Jak się zorientował — zresztą jego podejrzenia potwierdzili świadkowie — kobieta prowadziła auto niemal na złamanie karku. Przejechała skrzyżowanie na czerwonym świetle, uderzyła bokiem w słup, a potem już całkowicie straciła panowanie nad pojazdem. To cud, że nikt oprócz niej nie odniósł obrażeń.

Pewnie była nawalona — myśli Kirton. Trzeba będzie zbadać jej krew.

Zastanawia się, czy nie ukradła tego auta. Łatwo będzie to sprawdzić.

Tyle że kobieta nie wygląda na złodziejkę samochodów ani na narkomankę. To po prostu zwyczajna gospodyni domowa, kobieta, która nie osiągnęła wysokiej pozycji zawodowej. Kirton zdołał wysnuć taki właśnie wniosek, choć ofiara wypadku była mocno poraniona.

* * *

Tom Krupp skontaktował się ze wszystkimi osobami, o których wiedział, że często spotykają się z jego żoną. Nikt nie wie, gdzie jest Karen, więc postanawia dłużej nie czekać. Telefonuje na policję.

Drżącymi rękami znów wciska klawisze w telefonie. Ze strachu robi mu się niedobrze.

Po chwili słyszy głos:

— Tu numer 911. Co się stało?

* * *

Tom otwiera drzwi i widzi stojącego w progu policjanta z ponurym wyrazem twarzy. Już wie, że jednak musiało się stać coś bardzo złego. Przeszywa go dreszcz przyprawiający o nudności.

— Nazywam się Fleming — odzywa się funkcjonariusz i pokazuje odznakę. — Mogę wejść? — mówi poważnym, niskim głosem.

— Jakim cudem dotarł pan tutaj tak szybko? — pyta Tom, ogromnie zaskoczony. — Zadzwoniłem na 911 zaledwie przed kilkoma minutami.

— Nie przyjechałem tutaj z powodu telefonu — odpowiada policjant.

Tom prowadzi go do salonu i opada na wielką białą sofę, jakby nagle nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Unika spojrzenia Fleminga. Pragnie opóźnić chwilę prawdy tak bardzo, jak tylko się da.

Ale ten moment już nadszedł. Tom oddycha z trudem.

— Niech pan pochyli głowę — mówi funkcjonariusz Fleming i delikatnie kładzie rękę na jego ramieniu.

Tom opuszcza głowę, spogląda na swoje kolana, czuje się tak, jakby za chwilę miał zemdleć. Obawia się, że jego świat właśnie się kończy. Potem jednak podnosi wzrok. Nie ma pojęcia, co zaraz nastąpi, ale wie, że nie będzie to nic dobrego.

Rozdział 2

Trzej chłopcy — dwaj trzynastolatkowie i czternastolatek, któremu już się zaczyna sypać wąs nad górną wargą — są przyzwyczajeni do tego, że nikt się nimi nie zajmuje. W tej części miasta dzieci dorastają szybko. Wieczorami nie siedzą w domach przed komputerami, nie odrabiają lekcji ani nie przygotowują łóżek do spania. Szukają kłopotów. I teraz właśnie ci trzej prawdopodobnie je znaleźli.

— Aha — mówi jeden z nich, zatrzymując się za drzwiami opuszczonej restauracji, do której wchodzą czasami, by wypalić skręta, jeśli akurat go mają.

Pozostali dwaj najpierw chcą go wyminąć, ale w końcu sami też przystają i wpatrują się w ciemność.

— O co chodzi?

— Tu chyba jest martwy facet.

— Nie pierdol, Sherlocku.

Nagle wszyscy trzej stają się ostrożni. Zamierają w bezruchu. Boją się, że w restauracji może być ktoś jeszcze. Jednak po chwili zdają sobie sprawę, że są tutaj sami.

Jeden z młodszych chłopców wybucha nerwowym śmiechem.

— Już wcześniej przeczuwałem, że wdepniemy w wielkie gówno.

Ostrożnie posuwają się do przodu, spoglądając na zwłoki na podłodze. To mężczyzna leżący na plecach, bez wątpienia kilkakrotnie postrzelony w twarz i piersi. Na jego jasnej koszuli jest mnóstwo krwi. Jednak żadnemu z chłopców nie zbiera się na wymioty.

— Zastanawiam się, czy nie ma czegoś cennego przy sobie — mówi najstarszy z nich.

— Wątpię.

Czternastolatek wprawnie wsuwa dłonie do kieszeni martwego mężczyzny i wyjmuje portfel. Przegląda go.

— Chyba mamy szczęście — mówi, szczerząc zęby.

Jeszcze raz otwiera portfel i pokazuje jego zawartość kolegom. Jest pełen banknotów, jednak w ciemności trudno ocenić ich liczbę i wartość. Z drugiej kieszeni zabitego chłopak wyciąga telefon komórkowy.

— Zabierzcie mu też zegarek i inne rzeczy — mówi do kolegów, a sam spogląda z nadzieją na podłogę dookoła zwłok, szukając broni palnej. Ale jej nie znajduje.

Jeden z chłopców ściąga zabitemu mężczyźnie zegarek. Drugi męczy się z jego ciężkim złotym sygnetem, w końcu zdejmuje go z palca i chowa do kieszeni dżinsów. Przeszukuje górną część tułowia denata w poszukiwaniu naszyjnika. Ale mężczyzna go nie miał.

— Zabierzcie mu pasek od spodni — nakazuje najstarszy chłopak. — I buty.

Wszyscy trzej rabowali już wcześniej, ale jeszcze nigdy nie okradli umarlaka. Ten pierwszy raz jest wstrząsający. Chłopcy oddychają bardzo szybko, przekroczyli przecież pewną granicę.

Najstarszy chłopak, najwyraźniej przywódca całej trójki, mówi:

— Musimy się stąd wynosić. Nikomu ani słowa.

Dwaj młodsi spoglądają na niego i w milczeniu kiwają głowami.

— Żadnego chwalenia się komukolwiek tym, co zrobiliśmy. Rozumiecie?

Jeszcze raz kiwają potakująco głowami, tym razem bardziej stanowczo.

— Gdyby ktoś pytał, nigdy nas tutaj nie było. Chodźmy stąd.

Chłopcy pośpiesznie wyślizgują się z opuszczonej restauracji, zabierając ze sobą rzeczy, które należały do zamordowanego mężczyzny.

* * *

Z tonu głosu i miny gliniarza Tom zgaduje, że wiadomość musi być bardzo zła. Policjanci przekazują ludziom złe wiadomości każdego dnia. Teraz przyszła kolej na Toma. On jednak nie chce niczego wiedzieć. Chciałby rozpocząć cały ten wieczór od nowa: wysiąść z samochodu, wejść do domu i zobaczyć Karen przygotowującą w kuchni kolację. Chciałby objąć ją ramieniem, poczuć jej zapach i mocno przytulić. Chciałby, żeby wszystko było tak jak dawniej. Gdyby nie wrócił do domu później niż zwykle, pewnie ich życie nadal toczyłoby się utartym torem. To on ponosi winę za to, co się stało.

— Obawiam się, że doszło do wypadku — mówi funkcjonariusz Fleming grobowym głosem, w którym można wyczuć współczucie.

Właśnie tego Tom się spodziewał. Świat ciemnieje mu przed oczami.

— Pańska żona jeździ hondą civic, prawda? — pyta policjant.

Tom nie reaguje. To nie może się dziać naprawdę.

Fleming odczytuje głośno numer rejestracyjny samochodu.

— Tak — potwierdza Tom. — To jej samochód.

Jego głos brzmi dziwnie, jakby się wydobywał z gardła kogoś innego. Tom spogląda na funkcjonariusza. Czas chyba zwolnił tempo. Za chwilę policjant wszystko mu powie. Oznajmi, że Karen nie żyje.

Tymczasem Fleming wyjaśnia łagodnym tonem:

— Pańska żona jest ranna. Nie wiem jak ciężko. Została zawieziona do szpitala.

Tom zakrywa twarz dłońmi. A więc Karen żyje! Ale jest ranna. Mężczyzna czuje przypływ desperackiej nadziei, że może wcale nie jest z nią tak źle, może nic nie zagraża jej zdrowiu. Odsłania twarz, robi głęboki, niepewny wdech i pyta:

— Co się stało, do diabła?

— Zdarzył się wypadek z udziałem jednego samochodu — odpowiada cicho funkcjonariusz Fleming. — Auto wjechało w słup linii wysokiego napięcia.

— Co? — woła Tom. — Przecież samochód nie może bez powodu uderzyć w słup. Karen jest znakomitym kierowcą. Do tej pory nie miała żadnego wypadku. Ktoś inny musiał do niego doprowadzić.

Tom czuje na sobie baczne spojrzenie policjanta. Ma niemal pewność, że to jeszcze nie wszystko.

— Przy kobiecie, która kierowała samochodem, nie znaleziono dokumentów.

— Zostawiła w domu torebkę. I telefon.

Tom pociera twarz dłońmi. Próbuje nad sobą zapanować.

Fleming przechyla głowę.

— Czy między panem a żoną wszystko jest w porządku, panie Krupp?

Tom spogląda na niego ze zdziwieniem.

— Tak, oczywiście.

— Może ostatnio się pokłóciliście i sprawy nieco się wymknęły spod kontroli?

— Nie! Dzisiaj przyjechałem późno do domu, nawet nie widziałem żony.

Funkcjonariusz Fleming, który siedzi w fotelu naprzeciwko, teraz pochyla się w stronę Toma.

— Pytam ze względu na okoliczności… Widzi pan, istnieje pewna drobna możliwość, że kobieta, która siedziała za kierownicą samochodu, to jednak nie pańska żona.

— Co? — Tom jest ogromnie zaskoczony. — Dlaczego? Co pan chce przez to powiedzieć?

— Ta kobieta nie miała dokumentów. Tak naprawdę nie jesteśmy jeszcze pewni, czy chodzi o pańską żonę. Wiemy jedynie, że do niej należał samochód, który się rozbił.

Tom gapi się na policjanta i nie jest w stanie wymówić ani jednego słowa.

— Wypadek zdarzył się w południowej części miasta, na skrzyżowaniu obwodnicy i Davis Drive — mówi funkcjonariusz i patrzy znacząco na Toma.

— Coś takiego! — woła Tom.

To jedna z najniebezpieczniejszych dzielnic w całym mieście. Karen nie dałaby się tam zaciągnąć w środku dnia, a co dopiero po zmroku.

— Czy istnieje jakiś powód, dla którego pańska żona mogłaby prowadzić samochód… nieostrożnie? Przekraczać dozwoloną prędkość i przejeżdżać skrzyżowania na czerwonym świetle akurat w tamtej części miasta?

— Co pan sugeruje? — Tom patrzy na policjanta z niedowierzaniem. — Po pierwsze, Karen nigdy by tam nie pojechała. Po drugie, ona nie prowadzi auta szybciej, niż jest dozwolone. I nigdy nie przejeżdża skrzyżowań na czerwonym świetle. — Mężczyzna zapada się w sofę. Czuje przelewającą się przez jego ciało falę ulgi. — To na pewno nie moja żona — mówi stanowczo. Przecież dobrze ją zna i wie, że nigdy by czegoś takiego nie zrobiła. Tom niemal się uśmiecha. — Na pewno chodzi o kogoś innego. Ktoś musiał ukraść jej auto. Dzięki Bogu!

Patrzy na policjanta, który wciąż przygląda mu się z głęboką troską. I w jednej chwili panika powraca.

— To gdzie w takim razie jest pańska żona?

 Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki