Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Nowe interpretacje, zapomniane utwory i norwidolodzy z całej Polski – tom przygotowany w dwusetną rocznicę urodzin Norwida pokazuje, że artysta wciąż budzi zainteresowanie. Ciekawe są zarówno jego liryki, jak i publicystyka czy rysunki.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 690
Słowo wstępne
PIOTR GLIŃSKI
Z rzeczy świata tego zostaną tylko dwie, Dwie tylko: poezjaidobroć… i więcej nic…1
Cyprian Norwid
Minęło 200 lat od narodzin poety, a jego utwory wciąż nas poruszają. Artysta, filozof, jeden z najgłębszych umysłów epoki. Erudyta, wszechstronnie utalentowany, który słowo i obraz traktował jak równoprawne formy ekspresji artystycznej. Wnikliwy obserwator także dziś zaskakuje ponadczasowością i trafnością swojej refleksji historiozoficznej, przenikliwą zadumą nad kulturą, sztuką, tradycją, historią i współczesnością, nad człowiekiem.
Zapomniany i odkryty w czasach Młodej Polski inspirował i inspiruje „późnych wnuków” – następne pokolenia twórców i artystów w kraju i za granicą oraz miliony czytelników. Jego twórczość znalazła szerokie odzwierciedlenie w literaturze i muzyce. Krytykowanego w XIX wieku za „zawiłość mowy”, „hieroglify myśli”, współcześni krytycy i artyści uznali za prekursora poetyckiej nowoczesności, doceniając mistrzostwo treści i formy, w tym nowatorskie zabiegi składniowe. Obrazowa metaforyka Norwida jest stale obecna w polszczyźnie.
Mimo trudnego życia miał niezachwianą wiarę w wartość i siłę prawdziwej sztuki, zakorzenionej w aksjologii, służącej prawdzie, pięknu, dobru. Norwidowską wiarę w zbawczą siłę literatury podzielał między innymi Josif Brodski, podobnie jak Norwid poeta emigrant. Noblista był admiratorem Mistrza: „Dla mnie Norwid jest najwybitniejszym poetą XIX wieku ze wszystkich, których znam, bez względu na mowę. Jest wybitniejszy od Baudelaire’a, Wordswortha i Goethego”2.
Warto podkreślić, że Norwid to myśliciel i twórca niezależny, osobny i bardzo osamotniony. W życiu i pracy twórczej bezkompromisowy, wierny swoim przekonaniom i ideałom: „Ja to, co śpiewam, żyję i boleję…” (PWsz I, 260). Wielu współczesnym jawił się jako artysta niezrozumiały. Także dziś jego twórczość wymaga od odbiorcy szczególnego skupienia.
Cyprian Norwid – jak piszą badacze – to człowiek in statu viae. Pielgrzym. Podróżował po świecie i przez różne rodzaje sztuki. Nie ustawał w drodze. Próbował, szukał, zgłębiał – dążąc do prawdy i moralnej formacji współczesnych w duchu religijnego uniwersalizmu etycznego. Trzecim celem było piękno, które „na to jest, by zachwycało do pracy” (PWsz III, 440). Swoje życie i dzieło poświęcił sztuce i Ojczyźnie, która stanowiła jeden z najważniejszych punktów odniesienia i wiodących tematów jego twórczości. Rozwijał też idee solidarności jako więzi kulturowej oraz narodu – trwającego dzięki religii, literaturze, nauce, historii, tradycji. W poemacie Niewola pisał:
I żal mi bardzo was – o! postępowi, Którzy zniweczyć przeszłość chcecie całą, […] Tylko że, aby drogę mierzyć przyszłą, Trzeba-ć koniecznie pomnieć, skąd się wyszło!
(PWsz III, 382)
Swoją artystyczną drogę rozpoczął od sztuk wizualnych. Patron polskiej inteligencji jest autorem teorii estetycznych, a temat sztuki przenika jego pisarstwo, nasycone refleksjami o wyjątkowej wartości oraz posłannictwie sztuki i artysty. Jego twórczość jest silnie zanurzona w sacrum. Wyrażał przekonanie, że poprzez sztukę – która jest najwyższą formą pracy, odzwierciedla prawdę i piękno oraz ma zdolność przemiany ludzi – człowiek spotyka się z Bogiem.
Zaledwie 20 lat temu urna z ziemią pochodzącą ze zbiorowego grobu, w którym pochowano Cypriana Norwida, została złożona na Wawelu, w Krypcie Wieszczów Narodowych. Wcześniej ziemia ta została poświęcona przez polskiego papieża w Rzymie. Przy tej okazji Jan Paweł II nazwał Norwida „jednym z największych poetów i myślicieli, jakich wydała chrześcijańska Europa. Cyprian Norwid pozostawił dzieło, z którego emanuje światło pozwalające wejść głębiej w prawdę naszego bycia człowiekiem, chrześcijaninem, Europejczykiem i Polakiem”3. Mosiężna urna ozdobiona została symbolicznie pękniętym sercem w kształcie liry.
„C. N. zasłużył na dwie rzeczy od Społeczeństwa Polskiego: to jest, ażeby oneż społeczeństwo nie było dlań obce i nieprzyjazne” (PWsz X, 202) – czytamy w ostatnim zachowanym liście luminarza polskiej literatury. Działania podejmowane w Roku Norwida, jak chociażby powołanie pierwszego muzeum Norwida i jego współprowadzenie przez Ministerstwo Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu, służą wypełnieniu jego testamentu. Wszystkie jubileuszowe wydarzenia i inicjatywy zasługują na uznanie. Cieszy rozwój badań nad językiem artysty i kolejne ważne przedsięwzięcia wydawnicze, jak na przykład krytyczna edycja Dzieł wszystkich czy rozbudowywanie norwidowskiego słownika.
Monografia ostatniego z wielkiej czwórki naszych romantycznych wieszczów, wydana przez Narodowe Centrum Kultury, to doskonała okazja, by lepiej poznać Norwida, zrozumieć jego przesłania filozoficzne i moralne, pokochać jego dzieła. Serdecznie polecam Państwu to wnikliwe opracowanie, złożone z tekstów wybitnych norwidologów, którzy poświęcili artyście wiele swojego czasu i uwagi, a w tym tomie wzięli pod lupę wybrane utwory Mistrza. Ich zainteresowanie budzą zarówno drobiazgi, jak Co słychać? czy Na ofiarowane sobie kwiaty, jak i dzieła wielkie, wielowątkowe: Vade-mecum czy Quidam. Jeden z autorów tomu zauważył celnie, że Norwid „[z]wyciężył po śmierci, stając się poetą współczesności, jej estetyczne i cywilizacyjne konteksty przybliżyły nam jego sztukę […]”4. Lektura książki potwierdza, że fascynacja Norwidem trwa i nie jest to chwilowa moda zainicjowana kolejnym jubileuszem.
Urodzony przed stu laty Tadeusz Różewicz pisał: „I choć czytam Norwida przeszło sześćdziesiąt lat… wszystko zaczynam od początku… a gdzie jest ten początek?”5. Czytajmy Norwida od nowa, kolejny raz, wracajmy do niego stale.
Prof. dr hab. Piotr Gliński Wicepremier, Minister Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu
„Czytać jest to dogłębiać wyrażenia…”6
Tomasz Korpysz
W jednym z listów do Jana Koźmiana z 1852 roku Cyprian Norwid zastrzegał: „[…] ja nie mistrz-słowa, ale sługa-słowa” (PWsz VIII, 186). Mimo tej autocharakterystyki współcześni czytelnicy i badacze bezdyskusyjnie uznają go za prawdziwego „mistrza-słowa”: wybitnego poetę, prozaika, dramatopisarza, autora głębokich rozważań filozoficznych, estetycznych, teologicznych, socjologicznych, historycznych itp., ale też niezwykle ciekawych listów. Należy w tym miejscu podkreślić, że był on także interesującym artystą plastykiem i w niektórych okresach życia identyfikował się właśnie jako malarz czy rysownik, a nie poeta czy pisarz. W polemicznej notce biograficznej opublikowanej w 1868 roku w „Dzienniku Poznańskim” tak pisał o sobie: „Cyprian Norwid robi dziś swoje utwory akwafortą – jutro je może robić pęzlem, a pojutrze dłutem, jak medalion ś.p. Krasińskiego. Jest rzeźbiarzem, malarzem, sztycharzem swoich dzieł… to się nazywało przez sześćset lat i nazywa się: być sztukmistrzem” (PWsz VI, 606)7.
Twórczość artystyczna Norwida – „poety i sztukmistrza”, jak pisał o sobie w jednym z listów (zob. PWsz IX, 13)8 – jego myśl, świat wartości oraz postawa życiowa stanowią dziś istotny punkt odniesienia dla wielu pisarzy i poetów, ale też filozofów i teologów, a jego dzieło jest bardzo silnie i różnorako obecne w kulturze polskiej XX i początku XXI wieku. Co uderzające, dotyczy to zarówno kultury wysokiej, jak i popularnej – choć w tym przypadku obecność autora Quidama zwykle ma charakter powierzchowny, uproszczony i zredukowana jest do czarnej legendy. Bernadetta Kuczera-Chachulska w szkicu pod znaczącym tytułem Stulecie Norwida podkreśla przy tym, że poeta „[…] staje się patronem (źródłem postaw i myśli) różnorodnych, często biegunowo odmiennych orientacji antropologicznych, a także różniących się od siebie propozycji literackich i artystycznych”9. Kolejne pokolenia „późnych wnuków” na nowo mierzą się z dziedzictwem poety i podejmują lekturę jego utworów artystycznych, rozpraw i listów.
Sam Norwid również – poza tym, że był genialnym twórcą słowa (i nie tylko słowa)10 – przez całe życie pozostawał zachłannym, a zarazem uważnym i krytycznym czytelnikiem. W wielu tekstach (zarówno artystycznych, jak i dyskursywnych, w tym zwłaszcza w obfitej korespondencji) znaleźć można liczne ślady jego różnorakich lektur: od starożytnych klasyków czy pisarzy i filozofów dziewiętnastowiecznych przez słowniki, encyklopedie i inne prace naukowe z wielu dziedzin aż po aktualną prasę codzienną, z której poeta często robił wypisy i wycinki. Jak przy tym podkreślał Juliusz Wiktor Gomulicki: „Żarliwy orędownik książki bogatej w treść, z równą żarliwością zajmował się Norwid zagadnieniem umiejętnego czytania książek, które stanowiło osobną sztukę, nie każdemu od razu dostępną, a ciągle się odmieniającą wraz z odmianą warunków zewnętrznych”11.
O „czytania sztuce”, która „odmienia się ciągle” (zob. PWsz IX, 166) i dotyczy nie tylko tekstów, lecz także „całej otaczającej rzeczywistości”12, Norwid pisał wielokrotnie. I tak jak w znanym fragmencie poematu Rzecz o wolności słowa wyraźnie odróżniał prawdziwego twórcę, artystę słowa, rewelatora, którego nazywał tam „Autorem”, od jedynie, można by rzec, „odtwórcy”, swego rodzaju wyrobnika słowa, określanego mianem „Wulgaryzatora” (por. PWsz III, 593–594), tak też rozróżniał rozmaite postawy (i umiejętności) czytelnicze. W wykładach o Juliuszu Słowackim jednoznacznie przy tym stwierdzał: „Ktoś powie, że czytać każdy umie; zaprawdę, mało kto czytać potrafi” (PWsz VI, 426), a w rozprawce o Bogurodzicy gorzko konstatował: „Czytanie, o którym na innym miejscu wypowiedziałem, iż jest sztuką, znajduje się obecnie i pogłównie na stanowisku sensualnej potrzeby i rozrywki” (PWsz VI, 500).
Warto w tym miejscu zaznaczyć, że samego czasownika „czytać” Norwid używał w czterech niezupełnie rozłącznych znaczeniach13. „Czytać” to, po pierwsze, po prostu ‘składać litery w wyrazy, a wyrazy w zdania i dzięki temu poznawać ich treść, dekodować je na podstawowym poziomie’; po drugie – ‘czytać głośno, wygłaszać, recytować’; po trzecie – ‘rozważać, analizować, interpretować, docierać do właściwego znaczenia słów i wypowiedzi’; po czwarte wreszcie – ‘dokładnie kogoś lub coś obserwować, a przez to próbować dogłębnie zrozumieć’. To ostatnie, nietypowe dla współczesnej polszczyzny znaczenie czasownika „czytać” poeta stosował w odniesieniu do różnorakich zdarzeń czy zjawisk (pisał np., że jako artysta umie, a właściwie powinien umieć „czytać fenomena” – zob. PWsz IX, 13), ale też do zbiorowości ludzkich (w wierszu Do Mieczy-sława pytał, czy adresat chce „Emigrację czytać” – zob. PWsz I, 247) i konkretnych osób (o Adamie Mickiewiczu napisał niegdyś: „Takich ludzi… dopiero po śmierci czyta się…” – PWsz VIII, 251).
Snując refleksję nad „sztuką czytania” tekstów, w pochodzącym prawdopodobnie z 1881 roku, zachowanym jedynie w postaci fragmentarycznego odpisu, liście do Mariana Sokołowskiego poeta przeciwstawiał powierzchowną lekturę i interpretację czyjejś wypowiedzi (nie tylko literackiej), którą określał jako „niedoczytanie […], czyli felietonowanie” (PWsz X, 163), prawdziwemu, głębokiemu czytaniu, które w znanym porównaniu charakteryzował następująco: „Czytać jest to dogłębiać wyrażenia, tak jak rzeźbić to nie jest oblizywać, co też i fala z kamykiem potrafi – tak jak malować to nie jest farbować. Tak jak żyć i kochać to nie jest od czasu do czasu spotkać się nosem w nos i serdecznie uścisnąć” (PWsz X, 163). Istotne jest, że „Norwid nie poprzestawał oczywiście na samych jedynie tego właśnie rodzaju sądach ogólnych, ale formułował również konkretne wskazówki dla czytających”14. Juliusz W. Gomulicki, zasłużony edytor, komentator i popularyzator twórczości poety, tak je rekonstruował:
Jedną z nich była rada, żeby dzieła o pewnych ważnych treściach czytać w samotności.
Drugą – żeby niektóre wybrane lektury w oryginalny sposób konstelować, szukając w tym celu odpowiedniego tła, harmonizującego z treścią czytanego utworu. […]
Trzecia – „żeby mieć wzgląd na autora”, to jest współpracować z nim, udzielając mu jak gdyby swoistego kredytu zaufania.
Czwartą – żeby czytać historycznie, uwzględniając konkretną sytuację, w jakiej dany utwór został napisany […].
Ostatnia rada poety była nakazem, żeby w dziele danego autora […] odczytywać nie tylko to, co on sam w nim umieścił, ale również to, „co pracą wieków na tym urosło”15.
Jak widać, prawdziwe, głębokie czytanie rzeczywiście jest według Norwida niełatwą sztuką, stawiającą liczne wymagania czytelnikowi, który jednak dzięki swemu wysiłkowi i aktywnej postawie odkrywania sensu dzieła staje się niejako jego współtwórcą. Każdorazowy akt lektury jest zatem także spotkaniem czytelnika z autorem i zarazem aktem odtwarzania, a może raczej swoistego ponownego stwarzania dzieła. Poeta miał przy tym świadomość, że „czytanie każdego arcydzieła jest nieskończone” (PWsz VI, 444), a wszelkie ludzkie poznanie – zatem także odczytanie jakiegoś tekstu, zwłaszcza będącego arcydziełem – zawsze jest ułomne i cząstkowe, człowiek bowiem poznaje jedynie „przez przybliżenie” (por. PWsz VI, 226–227).
Norwidowskie uwagi na temat „sztuki czytania” od dawna są dobrze zakorzenione w norwidologii, której istotną część stanowią prace o charakterze interpretacyjnym. Dzieło Norwida stale prowokuje do mniej lub bardziej szczegółowych analiz, do kolejnych odczytań, do polemik uwzględniających najnowsze odkrycia tekstologiczne, historyczne, biograficzne itp., ale też po prostu opierających się na innych metodologiach czy odmiennych postawach badawczych. Niezwykle bogata literatura przedmiotu obfituje w takie cząstkowe prace16, mimo to Anna Kozłowska słusznie stwierdza, że „daleko nam jeszcze do wytęsknionego raju zrozumienia”17. Szczególna jest przy tym sytuacja czytelników spoza dość wąskiego kręgu badaczy, na przykład nauczycieli czy uczniów i studentów zainteresowanych twórczością poety, którym niejednokrotnie bardzo trudno dotrzeć do pojedynczych artykułów opublikowanych w czasopismach naukowych czy tomach zbiorowych, a którzy bardziej niż specjaliści potrzebują pomocy we właściwym rozumieniu niełatwego dzieła Norwida18. Tacy czytelnicy niewątpliwie znacznie łatwiej natrafią na obszerniejsze publikacje, które w całości lub niemal w całości mają charakter interpretacyjny. W literaturze norwidologicznej znaleźć można i takie opracowania; część z nich ma przy tym charakter bardziej popularyzatorski i wówczas dotyczą one przede wszystkim najbardziej znanych utworów poety19, większość jednak to tomy stricte naukowe, niełatwe w odbiorze dla nieprzygotowanego odbiorcy, a przy tym zwykle powstałe przed wieloma laty20 (najnowszy, specyficzny, ponieważ poświęcony w całości jednemu wierszowi, ukazał się w roku 2012)21.
Niniejszy tom studiów interpretacyjnych wpisuje się, jak widać, w norwidologiczną tradycję, a zarazem w pewnym sensie – rzecz jasna, cząstkowo i przez różnorakie „przybliżenia” – wypełnia wciąż istniejącą lukę, skierowany jest bowiem przede wszystkim do czytelnika zainteresowanego Norwidem, próbującego zrozumieć jego dzieła, ale niebędącego specjalistą znającym różnorakie konteksty i swobodnie poruszającym się w bogatej literaturze przedmiotu.
Autorzy poszczególnych szkiców to przedstawiciele kilku pokoleń norwidologów – w tym tak znakomici badacze o uznanym dorobku i niekwestionowanym autorytecie, jak prof. Jadwiga Puzynina, prof. Stefan Sawicki i prof. Władysław Stróżewski – reprezentujący niemal wszystkie najważniejsze ośrodki naukowe w Polsce. Są to przy tym nie tylko literaturoznawcy: historycy i teoretycy literatury oraz edytorzy, lecz także językoznawcy, filozofowie i historycy sztuki. Różne dyscypliny naukowe, różnorakie metodologie i szkoły interpretacyjne sprawiają, że prezentowana publikacja pozwala na lekturę wybranych dzieł poety z rozmaitych perspektyw oraz uwzględnianie ich aspektów genologicznych, tekstologicznych, lingwistycznych, kulturowych, intertekstualnych itp.
Warto przy tym podkreślić, że tom zawiera nie tylko immanentne oraz mniej lub bardziej kontekstowe interpretacje pojedynczych wierszy Norwida – od tych najbardziej znanych, dobrze zakorzenionych w świadomości czytelniczej, a teraz często odczytywanych na nowo, z innych perspektyw, jak [Coś ty Atenom zrobił, Sokratesie…], Fatum, Fortepian Szopena, Marionetki czy Moja ojczyzna, po niemal nieznane i praktycznie niekomentowane, jak [Na ofiarowane sobie kwiaty] czy Szlachcic – choć takie szkice, rzecz jasna, dominują i stanowią zasadniczą część prezentowanej monografii. Niektórzy badacze podjęli jednak próby interpretacji większych całości: poematów (Assunta, Promethidion i Quidam), dramatów (Tyrtej – Za kulisami) oraz jednego z cykli poetyckich (humoreski Co słychać? I co począć?), a także obszerniejszych utworów prozatorskich (a konkretnie: nowel Bransoletka i Stygmat) i tekstów dyskursywnych (jak wykłady o Juliuszu Słowackim czy rozprawka Znicestwienie narodu). Wielostronną refleksję nad dziełem Norwida niewątpliwie wzbogaca też artykuł będący analizą rysunkowego autoportretu Ipse ipsum. W prezentowanej zbiorowej monografii czytelnik znajdzie także z jednej strony wprowadzające do tomu opracowania o charakterze ogólniejszym, syntetyzującym, z drugiej zaś – zamykające całość szkice mające charakter szczegółowych mikroanaliz, skupione na konkretnych, sprawiających trudności interpretacyjne fragmentach. Ta różnorodność poddanych oglądowi dzieł Norwida, czytanych przez autorów, dla których ważna jest idea „dogłębiania wyrażeń”, pozwala ukazać różne artystyczne twarze poety i wyjść poza niezbyt bogaty szkolny kanon.
Wszystkich tych, którym bliska jest twórczość artystyczna i myśl Cypriana Norwida, dla których jest to nie tylko nieco posągowy, a przez to daleki klasyk, lecz także twórca autentycznie ważny i wciąż aktualny, mający wiele do powiedzenia również nam, żyjącym na początku XXI wieku, z którego dzieła – jak podkreślał Jan Paweł II – „emanuje światło pozwalające wejść głębiej w prawdę naszego bycia człowiekiem, chrześcijaninem, Europejczykiem i Polakiem”22, zapraszam do lektury prezentowanego tomu. Monografia – dzięki inicjatywie i staraniom Narodowego Centrum Kultury – znalazła się w serii Jubileusze, prezentującej życie i twórczość wybitnych osobowości, ustanawianych przez parlament patronami danego roku. W roku jubileuszu dwóchsetlecia urodzin Cypriana Norwida zachęcam do lektury artykułów zebranych w tym tomie, a przez to do spotkania z ich autorami, ale przede wszystkim z samym poetą, który w Rzeczy o wolności słowa obrazowo zauważył:
Dobrze jest miewać wzgląd na autora Kiedy się czyta – cóż za rzecz przedziwna Czytanie! – jako gałązka oliwna Lub migdałowy kwiat.
(PWsz III, 129)23
„Coś – z prawd ogólnych”
Norwid – jaki i dla kogo?24
Jadwiga Puzynina
dzisiejszej Polski obywatelem nie jestem, tylko trochę-przeszłej i dużo-przyszłej
Cyprian Norwid
Istnieje bardzo wiele szczegółowych charakterystyk Norwida jako poety i jako myśliciela. Oto ciekawsze z nich: „poeta państwowości polskiej”, „wieszcz wolnej Polski”, „poeta kultury”, „poeta definicji”, „poeta ironii”, „genialny skąpiec słowa”, „poeta i sztukmistrz”, „poeta wnętrza mieszkalnego”, „poeta człowieczeństwa”, „poeta atomu”, „poeta myśli”, „pisarz wieku kupieckiego i przemysłowego”, „poeta historii”, „poeta dialogu”, „poeta Biblii”, „poeta sumienia”, „poeta pisma”, „poeta wysiłku”, „stary poeta”, „mistrz niedopowiedzeń”, „poeta sentencjonalny”, „poeta milczenia”, „poeta smutku”, „poeta ruin”25. Ich treść zależy w pewnej mierze od zainteresowań i poglądów autorów, od czasu i okoliczności, w których powstawały. Moim zamiarem jest pokazanie w Norwidzie myślicielu, poza jego ogólną charakterystyką, przede wszystkim tego, co wydaje mi się w jego myśli i postawie życiowej szczególnie ważne dla naszej współczesności.
Norwid to nieprzeciętny poeta, dramaturg, pisarz, również eseista, felietonista, rewelacyjny autor listów. Jest to także interesujący malarz, grafik, rytownik, akwaforcista i rzeźbiarz26. Jego bogata spuścizna literacka i plastyczna – poza nielicznymi juweniliami – powstawała w ciągu 30 lat trudnego życia na emigracji, po części spędzanego w skrajnym ubóstwie, cierpieniach fizycznych i psychicznych, na które często się uskarżał27, ale które przeżywał rzeczywiście tak, jak to jako zasadę formułował: „Cierpieć – nie jest to gnuśnieć, ale w znanym kierunku ze świadomością rzeczy walczyć” (PWsz VII, 24). Nie był człowiekiem doskonałym, miał liczne wady – jego niewątpliwy altruizm wiązał się na przykład ze sporą dozą egocentryzmu, a także z przesadnie ostrym, emocjonalnym ocenianiem osób i zbiorowości28; niejednokrotnie stosowały się i do niego, jak do każdego z nas, znane słowa św. Pawła: „Nie czynię bowiem dobra, którego chcę, ale czynię to zło, którego nie chcę” (Rz 7, 19). Bywał naiwny w swoich postulatach i ocenach, zarzuca się mu też brak pełnej konsekwencji w sądach. Jednakże są to rozbieżności związane po części po prostu z wielostronnością jego opisów i ocen (o czym dalej), po części – z w pełni wytłumaczalnymi zmianami poglądów, systemów wartości na osi czasu. Przykładem może być jego zmiana stosunku do pojęcia ludzkości – w końcu lat czterdziestych wyraźnie je lekceważy; pisze:
Ludzkości […], mówię, bezpośrednio jestżeś w stanie przyczynić coś, utworzyć, za-produkować?… Żyć, mówię, dla niej jestżeś zdolny? Nie! […]
Ale to, co twórczego – ale to, co życie niecącego […] – to, mówię, tylko przez Narody dla ludzkości, na końcu narodów świata świtającej […] (Odpowiedź krytykom „Listów o Emigracji”; PWsz VII, 35).
Później pojęcie ludzkości uznaje poeta za ważne i zobowiązujące. W roku 1852 twierdzi na przykład:
[…] ażeby z ducha się odrodzić, to trzeba się na nowo uduchownić i wyróżnić tymi znamionami, po których ducha poznajemy, to jest zwycięstwem-świata. […] tylko przez całość wyższą od tej, której się zaparło, powrócić w prawdzie można do niej – to jest przez Ludzkość do Ojczyzny. […] naród, co przestał wierzyć w siebie, coraz więcej tej wiary odzyskuje w miarę, jak mu Ludzkość cała mówi: „Oto i tu, i owdzie, na równi ze mną zwyciężyłeś – żyjesz – wstawaj – bierz łoże twoje a chodź…” (Zmartwychwstanie historyczne; PWsz VI, 614–615).
Norwid ma swoje wady, ale jest człowiekiem o wielkiej sile przekonań opartych na wartościach chrześcijańskich i platońskich zarazem, przekładających się – co ważne – na zdrowe programy życia jednostek i zbiorowości. Programy te, zamykające się w ideach Prawdy, Dobra i Piękna, a zarazem przesłania ewangelicznego, głosił z pasją i talentem w poezji, w prozie literackiej i publicystycznej, w listach. Postawy życiowe, do których poeta namawiał swoich dziewiętnastowiecznych „ziomków”, są obecnie wysoko oceniane i promowane, zwłaszcza przez tych, którym bliski jest humanizm, a wielka część krytyki poety skierowanej na to, co się działo z kulturą europejską i ze społeczeństwem polskim w jego czasach, okazuje się zdumiewająco aktualna i dziś. Norwid tak pisał o tym, co należałoby zmienić w postawach i zachowaniach ludzi XIX wieku (a co w dużej mierze można by odnieść i do wieków następnych):
Nie trzebaż to nam jeszcze filozofię uczłowieczyć, politykę i ekonomię uchrześcijanić, praktyki religijne odserdecznić – choćby w nas samych? – salonowe formy uprostodusznić, a rubaszność gminną wznieść nad poziom?! Jeszcze przecież w postępie pogwałconym lub opóźnionym, jakby antropofagi, spychamy starców, a młodzieńcom dostępu nie dajemy, jeszcze bibułą drukowaną zaklejamy sobie oczy, a słowa natury i liter palcem pisanych Bożym czytać zaniechaliśmy. Jeszcze ja sam widziałem, jak czcionkami ołowianymi strzelby nabijano na bratobójczy okrzyk […]. Jeszcze się pchamy, jeszcze się wałęsamy, między tą cywilizacją atradycyjną, której wielka praktyczność jest często wielce niepoczciwa, a pomiędzy naszą ukochaną cywilizacją tradycyjną, której wielka poczciwość jest wielce niepraktyczną, jeszcze, jednym słowem, jesteśmy DOPIERO ludźmi XIX wieku (O Juliuszu Słowackim; PWsz VI, 418).
Warty przypomnienia jest dwuzwrotkowy wiersz Omyłka z cyklu Vade-mecum, który się również odbiera, jakby był pisany dla ludzi „DOPIERO” XX i XXI wieku:
Sukces bożkiem jest dziś – on czarnoksięstwo Swe rozwinął jak globu kartę; Ustąpiło mu nawet i Zwycięstwo Starożytne – wiecznie coś warte!
*
Aż spostrzeże ten tłum u swej mogiły, Aż obłędna ta spostrzeże zgraja:Że – Zwycięstwo wytrzeźwia ludzkie siły,Gdy Sukces, i owszem… rozpaja!…
(PWsz II, 122)
Norwid był teoretykiem, a zarazem utalentowanym praktykiem słowa, przed którym stawiał wysokiej miary zadania29. Mówił o jego niezwykłej, różnorodnej w swoich przejawach sile, a zarazem siłą tą w praktyce władał. Podkreślał szczególnie ważność myśli i przekazu wartości, ale nie lekceważył też jakości formy. Pisał:
Tchnąć możesz bez litery i bez jej uznania, Ale dać nic nie zdołasz: ona rękę skłania. Ludy, chociaż mniej zdolne, choć płytkie natchnieniem, Skoro literze wierne, zgłuszą cię swym cieniem […].
(Rzecz o wolności słowa; PWsz III, 605)
Siła Norwidowej „litery” to bogactwo słownictwa, różnorodność gier słownych, oręż ironii30, a także do niedawna mało zauważana obecność komizmu i humoru31. Warto przypomnieć, że w tekstach ironicznych i humorystycznych poeta niejednokrotnie ukazuje dewaluację „wielkich słów”, używanych bądź to bezmyślnie – jako stereotypowe frazesy, bądź manipulacyjnie – dla ukazania nadawcy jako człowieka o wysokim poziomie intelektualnym czy też moralnym.
Za życia jako artysta i myśliciel niedoceniany i lekceważony, nieustannie, bardzo świadomie przekraczał konwencje swojego czasu, otaczającej go kultury (nazywanej przez niego zawsze „cywilizacją”)32.
Już w samym posługiwaniu się językiem nie poddawał się (jak to określał) „potulnej bierności” i starał się „coś od siebie dodać” (PWsz VI, 431), tworząc liczne neologizmy33 oraz neosemantyzmy, odświeżając archaizmy, wykorzystując różnorodne style, modyfikując związki frazeologiczne i konstrukcje składniowe, lekceważąc wskazania ówczesnej kultury języka w zakresie ortografii i interpunkcji; sprzeciwiał się normom językowym, broniąc zapożyczeń, wyśmiewając to, co uważał za puryzm językowy (nazywany przez niego „purytanizmem”). Pisał:
Nadmienię tylko moje osobiste przekonanie, że purytanizm-językaà tout prix uważam za rzecz śmiertelną. Wolę hellenizmy i latynizmy niż purytanizm słowiański, na którym ażeby się ograniczyć, należałoby pierw z filozofią, z fizjologią, z historią i z polityką zerwać zupełnie, dlatego iż słów ku temu swojskich nie ma (list do Tomasza Augusta Olizarowskiego z 1863 r.; PWsz IX, 95);
[…] jak historia historią, nie było żadnego języka, który by bez obcowania z drugim dawał żywotne następstwa (list do Władysława Cichorskiego z 1873 r.; PWsz X, 16).
Restrykcyjne stosowanie sztywnych prawideł językowych odrzucał także dlatego, że mogą one ograniczać twórców – zwłaszcza wybitnych, tych, którzy są prawdziwymi „Autorami” i którzy „idą w ciemność, by wydrzeć jej światło” (por. PWsz III, 594). W liście do Juliana Fontany z 1866 roku podkreślał:
Jeszcze się nikomu nie śniło o gramatyce, kiedy już były arcydzieła – HOMER BYŁ!!!
Dlatego są prawa starsze i krzepkie więcej daleko od pisowni i gramatyki. Owszem – powołaniem stanowczym arcydzieł jest być nieustannie po-nad-gramatycznymi, i takimi przeto były, są i będą we wszystkich językach i we wszystkich całego świata literaturach (PWsz IX, 209).
W swojej twórczości literackiej poeta znany jest z przekraczania ówczesnych podziałów genologicznych, gier z konwencjami gatunkowymi34, „form poruszonych”, związanych z charakterystyczną dla niego „wieloperspektywicznością” ujęć35, a także z posuniętej dalej, niż to przewidywały ówczesne prądy literackie, uniwersalizacji i parabolizacji treści dramatów, poematów, wierszy. Norwidolodzy tropiący przejawy nowoczesności Norwida jako poety i myśliciela zwracają uwagę na pewną „depersonalizację podmiotu mówiącego” w jego twórczości36, związaną z powoływaniem się na bliskie mu myślowo autorytety (co zbliża literaturę do nauki), a także z tworzeniem tak zwanej poezji dyskusji nieustającej, między innymi poprzez wprowadzanie do wierszy lirycznego „ty”37 oraz licznych zdań pytajnych38. Oto fragment wiersza Tymczasem, stanowiący przykład takiej dyskusji:
3
Cóż się już nie wracało, Odkąd na ten świat patrzę ? – Rzeczywistością całą Jestże entr’acte w teatrze?
4
Życie – czy zgonu chwilką? Młodość – czy dniem siwizny? A Ojczyzna – czy tylko Jest tragedią-ojczyzny?
(PWsz II, 41)
Do przejawów nowoczesności Norwida zaliczana bywa również znamienna dla jego twórczości wielokulturowość39, która jest ważnym przejawem szerokich zainteresowań Norwida, a także waga, jaką przykładał do dobrej komunikacji międzyludzkiej. Rozumiał on znaczenie dialogu, który chętniej nazywał „rozmową”, także wtedy, kiedy partner był oponentem. W wielu swoich utworach poetyckich, również w prozie publicystycznej i epistolarnej, czasem bardzo emocjonalnie krytykował brak rozumienia i odzewu na wypowiedzi ważne, mądre40. We wstępie do Zwolona nazwał poeta pozorne dialogi ludzi nierozumiejących się nawzajem, charakterystyczne dla tego dramatu, „monologiem różnogłosym”41. Jednocześnie zdawał sobie sprawę z istnienia niełatwych dla człowieka sytuacji widzenia w sobie dwóch różnych podmiotów, ujawniających się czasem w pozornych monologach, stanowiących w rzeczywistości zapisy wewnętrznych dialogów. W liście do Michaliny z Dziekońskich Zaleskiej z 1862 roku pisał: „[…] mam w naturze, iż każde zjawisko napotkane przypomina mi zaraz odpowiednią mu sprzeczność, i ta ironia jest duchowi mojemu tak jako Mefistofeles Faustowi towarzysząca. Każdą rzecz piękną skoro spotkam, przypomina mi się zaraz szkaradność jej przeciwna – i odwrotnie. Zali to Czyściec jest albo Piekła zawianie? – nie wiem” (PWsz IX, 61).
Wśród neologizmów Norwida znajduje się jeden rzadko spotykany: gramatyczny. Chodzi o słowo „serio”, które prócz typowych użyć w funkcjach przysłówka i przymiotnika ponad 30 razy pojawia się jako rzeczownik, w znaczeniu ‘poważnych spraw lub poważnego zachowania, w tym poważnego wypowiadania się ludzkiego’. Jest to jedno ze słów kluczy służących Norwidowi do zabierania głosu na tematy szczególnie dla niego ważne. Bo według niego: „[…] ilekroć się inicjatywy nie uzna, tylekroć żadne przedsięwzięcie ciągu mieć nie może i odpowiedzialność znika. A gdzie nie ma ciągu i odpowiedzialności, tam nie ma serio – a gdzie nie ma serio, tam jest nieszczęście” (list do Józefa Bohdana Zaleskiego z 1869 r., PWsz IX, 395).
W eseju Znicestwienie narodu pisze: „[…] gdyby tragedia była serio, tedy miałaby tylko sam ciąg i rozwój (albowiem serio jest to właśnie sam ciąg i rozwój […]” (PWsz VII, 90). Jak widać, postulowane przez poetę serio wiąże się z kolejnym nie mniej ważnym dla niego pojęciem ciągu, obejmującym należące do przeszłości momenty zbiorowych lub jednostkowych zachowań godnych uznania z punktu widzenia moralności. Człowiek traktujący życie serio powinien się poczuwać, zdaniem Norwida, do stawania się kolejnym ogniwem tak pojętego ciągu historii swego narodu. To każe mu słuchać głosu sumienia, a tym samym być na różne sposoby aktywnym w służbie człowiekowi i społeczności. Ważnym przejawem aktywności jest stosunek człowieka do wartości, nie tylko ich realizowanie, lecz także ich zdecydowany wybór: akceptacja lub odrzucenie.
Z negatywnie ocenianym brakiem aktywności łączy też Norwid indyferentyzm i obojętność. Ostre potępienie bierności widzów walk gladiatorów pada z ust Spartakusa:
– Siedliście, głazy, w głazów kole, Aż mchu porośnie na was sierć: […] – Siedliście, głazy, w głazów kole: Całe już życie wasze – śmierć!
(PWsz I, 286)
W roli synonimu aktywności pojawia się też w twórczości Norwida „życie”. W Odpowiedzi krytykom „Listów o Emigracji” poeta pisze: „Życie – jest to przytomość [tj. żywe uczestniczenie w tym, co się w danym środowisku dzieje – J.P.], a przytomność – obecność, a obecność jest jawność, z której rośnie sumienie, więc moc, więc krzepkość wielo-woli…” (PWsz VII, 39).
Tak rozumiana aktywność stanowi o przewadze obowiązków42 nad prawami w spojrzeniu Norwida na życie człowieka.
Wszystko zaczyna się od człowieka, którego istotę widział Norwid w całej złożoności43. Osobowość człowieka jest kluczowa dla jego własnego losu, ale też osobowości poszczególnych jednostek decydują o tym, jak kształtują się losy narodów i całej ludzkości. Serio, ciąg, sumienie i obowiązek wprowadzają nas w krąg moralności, która stanowi dla poety jeden z najważniejszych problemów życia jednostek i zbiorowości. Norwid zdaje sobie sprawę ze złożoności problemów moralnych we współczesnym jemu (a przecież i nam) świecie. Pisze, dając wyraz swoim wątpliwościom:
Chrześcijańska moralność pozostała na stanowisku swoim pierwszym… a tymczasem społeczność chrześcijańska i cywilizacja dodały: I. bogactwo i konieczność bogactwa i zbogacania się; II. przemysł-ostentację; III. gwałty przyśpieszeń mechanicznych i komunikacyjnych; IV.jawność etc., etc., etc. Skoro zaś objęło się tyle żywiołów pierwotnemu ustrojowi chrześcijańskiego ciała obcych, MORALNOŚĆ… czy stosownie rozszerzyła się?? Czy w moralność-społeczną ona rozrosła się? (list do Augusta Cieszkowskiego z 1871 r.; PWsz IX, 478).
Większość słów należących w pismach Norwida do rodziny słowotwórczej „moralności” wiąże się ze znaczeniem dzisiejszym: ‘zasad postępowania odnoszonych do pojęć dobra świadczonego ludziom i/lub zgodnego z tymi zasadami postępowania’; często łączy je poeta z ogólniejszym, chrześcijańskim rozumieniem duchowości, której elementem są wyżej wymienione zasady. Przykładem takich użyć mogą być fragmenty eseju Zmartwychwstanie historyczne: „Duchem-narodu jest moralna-całość narodu. […] Wojsko nawet […], o ile moralnej jest całości w tej lubo na pozór najmaterialniejszej organizacji, […] jest właściwą sobie proporcją cnoty jakiejś duchowej, np. posłuszeństwa” (PWsz VI, 613). Bardzo wyraźnie ujawnia się w tej wypowiedzi – i w wielu innych – nacisk Norwida na moralność społeczną, rozumianą jako ‘duchowość i z nią związane zasady postępowania właściwe całym społecznościom’; jak widać – z narodami i wojskiem włącznie.
Podkreślając, że „– «Człowiek?… jest to kapłan bezwiedny / I niedojrzały…»” (PWsz II, 33), poeta zwraca uwagę na ważność pracy człowieka ukierunkowanej na dojrzewanie własne i innych, na kształtowanie sumień44 i charakterów, na to na przykład, czy jednostki i zbiorowości będą rozumiały istotność prawdy45, przede wszystkim w jej sensie etycznym, czy będą właściwie reagować na jej przeciwieństwa w postaci zagrażającego człowiekowi i społeczeństwom fałszu, kłamstwa, czy będą też rozumiały ważność prawdy w sensie epistemicznym, prawdy po części opartej na wiedzy, po części – w jej sensie transcendentnym – na wierze, o treści nie w pełni jasnej, „przybliżonej” (ale umacnianej przesłaniem Ewangelii i siłą intuicji). Ważne słowa Norwida dotyczące naszych możliwości poznawczych padają w eseju Milczenie:
Zaś co do działania przez przybliżenie (approximative), te – wydawa mi się być najwłaściwiej doniosłym atrybutem ducha ludzkiego. Nie wiem, zaprawdę, czyli jest jaka forma działalności umysłowej odpowiedniejsza położeniu naszemu, jak przybliżenie! Jesteśmy w każdym zmyśle i rozmyśle naszym otoczeni kryształem przezroczystym, ale u-obłędniającym poglądy nasze. […] można by nawet rzec, iż działanie przez przybliżenie nie jest dla nas przypadkiem, lecz podbitym sobie warunkiem (PWsz VI, 226–227).
Poecie zależy na chrześcijaństwie otwartym, wyraźnie ekumenicznym – wyrazem tego jest między innymi wiersz Do emira Abd el Kadera w Damaszku, w którym czytamy:
1
Współczesnym zacnym oddać cześć, To jakby cześć Bożej prawicy; I sercem dobrą przyjąć wieść, To jakby duch – łonem Dziewicy.
2
Więc hołd, Emirze, przyjm daleki, Któryś jak puklerz Boży jest; Niech łzy sieroty, łzy kaleki, Zabłysną Tobie, jakby chrzest.
(PWsz I, 326)
Zależy też Norwidowi na chrześcijaństwie w pewnym sensie demokratycznym, dopuszczającym wewnętrzną krytykę sposobu realizacji zasad ewangelicznych przez członków Kościoła46.
Poruszającym przykładem Norwidowej realizacji chrześcijańskiej miłości bliźniego i dbałości o życie społeczne Polaków było tworzenie przez poetę projektów różnego typu stowarzyszeń charytatywnych i instytucji w różny sposób upominających się o „uszanowanie człowieka”47. Smutne jest to, że żadna z tych obywatelskich inicjatyw nie została przez społeczności podjęta i zrealizowana.
W przedmowie do Promethidiona Norwid tak zapowiada główny temat tego poematu:
II
W dialogu pierwszym idzie o formę, to jest Piękno, W drugim o treść, to jest o Dobro, i o światłość obu, Prawdę.
III
W obydwóch dialogach – o zyskanie uznania potrzeby i powagi jak najżywotniejszej i jak najrozciąglejszej dla tego, co Sztuką się nazywa […] (PWsz III, 429).
O szczytnych zadaniach sztuki w życiu narodu pisze poeta w wierszowanym wstępie do Promethidiona:
O! sztuko – Wiecznej tęczo Jeruzalem, Tyś jest przymierza łukiem – po potopach Historii – tobie gdy ofiary palem, Wraz się jagnięta pasą na okopach…
*
Ty – wtedy skrzydła roztaczasz złocone, W świątyni Pańskiej oknach, szyb kolorem, Jakby litanie cicho skrysztalone, Co na Aniołów czekają wieczorem.
*
Tak jesteś – czasu ciszy; czasu burzy Ty się zamieniasz w ton – czekasz w trybunie, Aż się sumienie kształtem wymarmurzy, Podniesie czoło – i fałsz w proch aż runie!
*
Tak jesteś – czasu burzy; czasu gromu Tyś bohaterstwa bezwiednym rumieńcem, Z orłami hufce prowadzisz do domu I nad grobowcem, biała, stajesz z wieńcem…
(PWsz III, 427–428)
Szczególnie istotną dla Norwida dziedziną sztuki jest oczywiście poezja, jej poświęca on najwięcej swoich wypowiedzi. Przede wszystkim należy przypomnieć jego pod koniec życia wypowiedziane słowa z wiersza Do Bronisława Z. (tj. do Bronisława Zaleskiego, najbliższego w tym czasie przyjaciela Norwida):
„Co piszę?” – mnie pytałeś; oto list ten piszę do Ciebie – Zaś nie powiedz, iż drobną szlę Ci dań – tylko poezję! Tę, która bez złota uboga jest – lecz złoto bez niej, Powiadam Ci, zaprawdę jest nędzą-nędz… Zniknie i przepełznie obfitość rozmaita, Skarby i siły przewieją, ogóły całe zadrżą, Z rzeczy świata tego zostaną tylko dwie, Dwie tylko: poezja i dobroć… i więcej nic… Umiejętność nawet bez dwóch onych zblednieje w papier, Tak niebłahą są dwójcą te siostry dwie!
(PWsz II, 238)
Pięć końcowych, ogólnie znanych wersów tej strofy, uznających dobroć i poezję za najważniejsze wartości, może dziwić tych wszystkich, którzy słabo znają poglądy Norwida i na poezję, i na dobroć, a sami zwłaszcza pierwszej z nich nie traktują jako istotnej wartości. Mogą też budzić sprzeciw tych, którzy stawiają na naukę jako główną dźwignię postępu. Ale na pewno myśli te warte są głębszej refleksji…
Mniej znane są słowa – także dla wielu kontrowersyjne – o tym, że złoto bez poezji „zaprawdę jest nędzą-nędz”. Jest to niewątpliwie przesadne określenie, ale jednocześnie przejaw tego, jak wysoko oceniał Norwid poezję. Taka ocena wiązała się z przymiotami, jakie poeta „prawdziwej poezji” przypisywał.
Zarówno wstęp do Vade-mecum, jak i liczne uzupełniające go uwagi, rozsiane po całej twórczości Norwida, zawierają szereg postulatów wobec „nowej epoki poezji”, którą poeta chciał zapoczątkować swoim cyklem wierszy o znamiennym tytule, tłumaczącym się jako „Pójdź ze mną”48. Jego zdaniem należałoby ograniczyć malarską opisowość „pieśni natury”, charakterystyczną dla części poezji romantycznej (co sam czynił w wierszach swojego przełomowego cyklu – i nie tylko w nich), jak też tematykę związaną z fantazją i marzeniami, przejść do „pieśni historii”, a tym samym skupić się na problemach dla wszystkich ważnych, należących do ludzkiej rzeczywistości, na prawdzie o niej.
„Pieśń a praktyczność – jedno, zaręczone / Jak mąż i dziewka w obliczu wieczności” – pisał poeta w Promethidionie (PWsz III, 440). Domagał się łączenia tego, co materialne, z tym, co duchowe, a dostrzegał realizację tego postulatu w poezji ludowej, nazywanej przez niego „pieśnią gminną”, poezji, która, jak o tym pisze w wierszu Kolebka pieśni, „wszczęła się […] jakby z dna / Uspokojonej na skroś głębi” (PWsz II, 115).
Mottem do Rzeczy o wolności słowa jest charakterystyczna dla Norwida myśl dotycząca tematyki poezji: „Są, którzy uczą, iż dla poezji trzeba przedmiotów, które nie byłyby suche i niewdzięczne… Poezja ta, co ażeby była poezją, potrzebuje przedmiotów niesuchych… i czeka na wdzięczne, nie należy do mojej kompetencji” (PWsz III, 557).
Zgodnie z treścią tego motta, a także zapowiedzią przełomu w polskiej poezji ze wstępu do Vade-mecum, pierwszą pieśń Rzeczy o wolności słowa kończy poeta po części ironiczną strofą:
Poprzednicy!… poeci! – pisarze wymowni – Ośpiewali już wszelki wdzięk ojczystej ziemi, Źródło każde, i brzozę z włosy zielonemi, Wszelaką stokroć polną, każdy liść stokroci, Tęczę – rosę – i promień zorzy, co je złoci: Tak – że mnie nie zostało… jedno mieć na pieczy Prosty, spólny interes pospolitej… rzeczy49.
(PWsz III, 566)
Rzecz o wolności słowa wyraźnie realizuje tę i wcześniejsze zapowiedzi poety – poświęcona jest w całości „prawdom walnym” człowieka i społeczności, jest też w dużej części „pieśnią historii”, historii słowa.
„Chwilę krytyczną” poezji polskiej łączy też Norwid z brakiem w twórczości poprzedników zainteresowania problematyką moralną, to jest tym, co jego zdaniem powinno należeć do obowiązków zarówno jednostek, jak i zbiorowości ludzkich. Czytamy o tym między innymi we wzmiankowanym już wstępie do Vade-mecum:
Wielcy i słynni poprzednicy moi, zaiste, że jeżeli nie więcej, niż mogli, to dopełnili wszystkiego, co można było. Wszelako: szkoła ta, cechująca się rozjaśnianiem i wyrokowaniem o szerokich historycznych sytuacjach lub o prawach narodu, nie miała zapewne dosyć czasu, aby w utworach jej strona obowiązków, strona moralna, znaczne zajmowała miejsce… W ogóle literatury naszej moraliści zbyt szczupłym są zastępem dlatego, że położenie narodu daje więcej folgi głosom o prawa wołającym niźli zajmującym się obowiązkami (PWsz II, 9–10).
Tak promowana przez Norwida moralistyka jest w większości jego tekstów, zwłaszcza tych literackich, przekazem bardzo przemyślanym, podawanym w parabolach, dialogach, wypowiedziach pozytywnych lub negatywnych bohaterów, często z wykorzystaniem ironii, metafor, porównań, paradoksów, puent. Także w moralistyce zawartej w prozie epistolarnej i publicystycznej można znaleźć wiele wypowiedzi zarówno mądrych, jak i świetnie sformułowanych, stanowiących dziś tak zwane skrzydlate słowa, często cytowane, jak na przykład te o ojczyźnie jako zbiorowym obowiązku czy też cierpieniu, które nie ma być gnuśnością, ale walką. Do samego Norwida stosują się słowa o „prawdziwej poezji” ze wstępu do Rzeczy o wolności słowa, poezji, która „[…] była, jest i będzie poniekąd inicjacją: dlatego, że może we dwóch wierszach skreślić całą Epokę, a obraz i pomnik zbliżyć jednym wyrażeniem. Starożytni tę po szczególe50 wiersza formę zwali «wierszami-złotymi»…” (PWsz III, 560).
Bardzo istotne w ogólnym Norwidowym myśleniu o człowieczeństwie jest dostrzeganie wagi tego, czym jest ludzka wolność – i niewola. Wypowiedzi im poświęcone, podobnie jak te dotyczące prawdy, ukazują głębię i wielostronność myśli poety, skupionych na ważnych dla niego słowach, na przykład:
Człowiek, ażeby pod otaczającymi go warunkami wolnym był, musi mieć za co żyć i za co umierać […] (PWsz VI, 609).
Nie mogę tu albowiem zapomnieć wzoru Sokratesa, który obrażenie od kajdan wytłoczone na nodze uważał za treść i za przykład popierający rzecz o bólu i stosunku bólu do żywota, panując wyraźnie tym sposobem nad fatalnością położenia, owszem, rosnąc w wolności nie do pokonania pewnej siebie (PWsz III, 366).
Charakterystyczne jest poświęcanie przez poetę uwagi zarówno wartościom pozytywnym (które promuje), jak i ich antywartościom (które zdecydowanie piętnuje). Norwid dostrzega ponadto wieloznaczności tych wszystkich wartości i antywartości, ich uzależnienia przyczynowe, sytuacyjne, kulturowe, ich wpływ nie tylko na życie społeczne, ale także na stany psychiczne jednostek51.
W moich rozważaniach dotyczących wolności i niewoli z konieczności ograniczę się do zwrócenia uwagi tylko na to, co w myśli Norwida szczególnie uderzające, a zarazem powiązane z fundamentami jego filozofii życiowej: w dużej części użyć oba te wyrazy odnoszą się do człowieka lub do związku wolności indywidualnej z wolnością społeczną czy też narodową.
Tym, na co poeta szczególnie zwraca uwagę, jest związek określanych przez te słowa pojęć z celami, jakie człowiek sobie stawia: „Bo wolność?… jest to celem przetrawienie / Doczesnej formy. Oto wyzwolenie!…” (PWsz III, 377), a „Niewola – jest to formy postawienie / Na miejsce celu. – Oto uciśnienie…” (PWsz III, 376). Formą, o której tu mowa, jest według Norwida wszystko to, co ogranicza lub krępuje człowieka, społeczeństwo i naród w ich życiu, myśleniu, postawach podporządkowanych dobru moralnemu. Ograniczenia te mogą pochodzić z zewnątrz, stanowić różne rodzaje przemocy ludzkiej i instytucjonalnej, ale też być przejawem zniewolenia wewnętrznego człowieka lub całych społeczności, mogą mieć postać nałogu czy też zbytniego ulegania wartościom hedonistycznym52, czasem niedorastania do postulowanego przez Norwida heroizmu życiowego. A celem może być któraś z wysokich wartości duchowych, uzdalniająca do przezwyciężania różnego rodzaju tak pojętych form. Warty uwagi jest fragment Quidama nawiązujący do pięknej przypowieści ewangelicznej:
Domy na piasku lekkim budowane Powodzi pluskiem odjęte są oku; Tylko gdzie skała podtrzymuje ścianę, Nad mętnej fali trwają szaleństwami. Podobnież z ludźmi i społeczeństwami!
(PWsz III, 204)
Jednakże obok troski o wolność jednostki, społeczeństwa, narodu są też w pismach Norwida wypowiedzi ukazujące tragiczne konsekwencje ich poddawania się zniewoleniu53, a także niewłaściwego rozumienia tego, czym jest wolność54.
Dla Norwida bardzo charakterystyczny jest w różny sposób przejawiający się socjocentryzm, postawa i dziś tak pożądana. Znajduje ona wyraz między innymi w bardzo pozytywnie nacechowanym pojęciu narodu, który w myśli Norwida stanowi organiczną całość, obejmującą również przeszłość historyczną. Naród utożsamiany jest z ojczyzną jako „moralnym zjednoczeniem”. Warte przytoczenia są piękne słowa o narodzie i ojczyźnie z przemówienia poety wygłoszonego na jubileuszu powstania listopadowego w Brukseli w roku 1846:
[…] Naród – Ziomkowie! – jest to najstarszy po Kościele obywatel na świecie: ramiona jego kolosalne jako dęby litewskie, a czoło jego w chmurze ognia – wszystkie dziadów pancerze są jako łuszczki zbroi jego, tak szerokie ma piersi!… A każde prawe serce polskie jest jednym pulsu uderzeniem tej zbiorowej osoby. Głosem tego Narodu jest harmonia ojczysta, mieczem – jedność i zgoda, celem – prawda. On idzie przez krew, popiół, przez rozczarowanie i przez słowo – przez milczenie pokory i to, co Dzisiaj się nazywa.
[…]
Bo Ojczyzna – Ziomkowie – jest to moralne zjednoczenie, bez którego partyj nawet nie ma – bez którego partie są jak bandy lub koczowiska polemiczne, których ogniem niezgoda, a rzeczywistością dym wyrazów.
[…]
Rodacy! Nikt zapewne temu uczuciu ojczystości tak wiele krwi i potu, i łez tak wiele nie poświęcił jako nasze pradziady. W tej to skarbonce ich domowej wiele się już grosza uzbierało – czyliż przeto ją rozbić o pierwszy lepszy sprzęt niepolski dla wykwintności kształtów jego? (PWsz VII, 7–8)
Słowa te były w gruncie rzeczy także dla współczesnych Norwidowi bardziej piękną ideą i postulatami niż opisem stanu faktycznego, zachowują jednak i dziś swoje piękno, swoją wagę postulatywną dla obywateli-patriotów oraz tych, których rozwój duchowy ku (oświeconemu) patriotyzmowi zmierza55.
Norwid wielokrotnie przypomina związek jakości i losów narodu z tym, jacy są ludzie, to jest jego członkowie (a także ludzkie wspólnoty). W liście do Konstancji Górskiej z 1852 roku pisze:
[…] wcale nie przez nieuszanowanie władzy (a osobliwie królewskiej) Polska nie istnieje.
Gdyby tak było, to pierwej by cała Europa musiała nie istnieć i w proch rozpaść.
[…]
Nie nieuszanowanie osoby tej lub owej, ani władzy tej albo owej, ale nieuszanowanie osoby-człowieka.
[…]
Tyle i takiej egzystencji naród ma, ile i jak jest w stanie człowieka uszanować (PWsz VIII, 160).
Z kolei w Niewoli kładzie nacisk na odpowiedzialność człowieka za naród (nazywany tu „organizmem”):
[…] główną przeto powinnością Znać ów organizm, krzepić go miłością – […] rany zamknąć, życia wlać nadzieję
(PWsz III, 390–391).
W tymże poemacie czytamy też:
[…] gdy wolność postępu w osobie Na rzecz postępu w historii zaprzeczysz, Wielki ci stanie mąż na woli-grobie, Pytając: „Czemu to ducha kaleczysz?… Ktoś jest? człowieku marny!” –
(PWsz III, 392)
Te słowa ujawniają właściwe Norwidowi rozumienie postępu jako duchowego (w tym moralnego) rozwoju człowieka w kolejnych okresach historii56.
Ważne jako polemiczne wobec współczesnego nacjonalizmu są wypowiedzi poety podkreślające istnienie w każdym narodzie elementów nie tylko różniących, ale też łączących go z innymi narodami57.
Stefan Sawicki w artykule Norwid – od strony prawnuków zauważa:
Żarliwa polskość Norwida, chłoszcząca równocześnie każdy zwyrodniały patriotyzm, każdy przejaw zaściankowości narodowej, postulująca kulturę, która byłaby syntezą rodzimych osiągnięć i europejskich tradycji, może dziś przekonywać tych, którzy rozumiejąc wartość powstającej wspólnoty europejskiej, dbają o to, aby w jej ramach ocalić narodową odrębność. Ten europejski horyzont, również zresztą krytycznie oceniany, poszerza poeta stale o ogólnoludzki wymiar. […] Warto o tym pamiętać, wydaje się bowiem, że Norwid – jak żaden inny polski pisarz – mógłby być patronem naszej obecności w Europie i świecie58.
Norwidowskie negatywne oceny państwa tłumaczą się porozbiorową sytuacją Polski, której przyszło poecie doświadczać. Jednocześnie jednak zdaje on sobie sprawę z potrzeby nadawania przez państwo narodowi bytu politycznego. Uważa, że władze państwowe powinny być kształtowane zgodnie z wolą narodu, a nie byt narodu zgodnie z wolą tych władz.
Jego szczególnym zainteresowaniem cieszy się parlament. We fragmencie Przyczynku do „Rzeczy o wolności słowa” czytamy: „Tylko Bóg i parlamentarny system Europę dzisiejszą ocalić potrafią od upadku w anty-cywilizacyjny kataklizm” (PWsz VII, 84). Wysoka ocena misji „słowa parlamentarnego” wiąże się zarazem z (jakże dziś aktualnymi!) wątpliwościami Norwida między innymi co do jego jakości. W Rzeczy o wolności słowa pyta:
Cóż? słowo to parlamentarne Spełnić ma… wielkie słowo – społecznie-ofiarne, Trwające jak świątynia niewidzialna w tłumie; Co? brak jemu, gdy Ludzkość się już łączyć umie I mogłaby nieledwie chórem zabrzmieć tkliwie: Prawda!… ależ czy umie RÓŻNIĆ się godziwie?
(PWsz III, 589–590)
Wiele uwagi poświęca Norwid historii. O tym, jaki ma ona przebieg, decyduje, jak powiada, „człowieczość”:
Przedwieczny wszędzie jest – dlaczegóż nie miałby być w historii? Owóż jest On w historii przez człowieka, tak jak w historii każdego człowieka jest przez siebie, przez Boga-człowieka – przez Chrystusa. […] Bo Przedwieczny w człowieku przez się działa, ale w historii przez człowieczość (PWsz VII, 28).
Jakość zapisu historii uzależnia poeta od wiedzy i sumienia historyka. Domaga się przy tym (m.in. w wierszu Historyk) ukazywania przeżyć poszczególnych ludzi, zainteresowania „historią ukrytą”59, zindywidualizowaną:
Wiele jest – gdy kto pomierzył stary cmentarz Albo i genealogiczny-dąb; Wiele – jeśli inwentarz Skreślił – zajrzał Epokom w głąb I upostaciował opis…
*
Ale – jeśli on w starca, w męża, w kobietę Powrócił strach ów, z jakim dziad ich drżał, Patrząc na pierwszego kometę, Gdy po pierwszy raz nad globem stał: ………………to – Dziejopis!
(PWsz II, 134)
Jest rzeczą ogólnie znaną, że Norwid był konserwatystą i patriotą. Natomiast może nie dość znaną, że domagał się konserwatyzmu oświeconego i patriotyzmu dobrze zorganizowanego – te dopiero stanowiły dla niego pozytywne całości. W Znicestwieniu narodu poeta pisze:
[…] można powaśnić naród z własną przeszłością jego i można go przeciw tradycji obrócić za pomocą nieoświeconego lub źle i niewystarczająco oświeconego konserwatyzmu, który ma osobny dar obmierzienia tradycyjnych zabytków!…
Konserwatyzm oświecony, jak na przykład w Anglii, ma moc utrzymania nawet śmiesznej i niestarożytnej tradycji, […] gdy tymczasem nieoświecony konserwatyzm najpiękniejszych i najstosowniejszych nieraz zabytków przeszłości dochować i w życiu utrzymać nie ma siły! Przyczyna tego leży w tym, iż oświecony konserwatyzm podejmuje z przeszłości tradycyjnej to pogłównie, co postępowym lub nasiennym w ziarno postępowe leżało w historii, i sposobem tym legalizuje i miarkuje pochód naprzód, a otacza szacunkiem źródła w przeszłości. Gdy tymczasem nieoświecony konserwatyzm, nie roztrząsając, co pogłównie z przeszłości cenić? – całą naraża na pogardę.
Można więc narodowi i to odjąć, i można przez nieoświecony i nie oświecany konserwatyzm obmierzić mu własną jego przeszłość (PWsz VII, 91).
W centrum jego uwagi była, oprócz istotnych idei, praktyka życiowa, a tym samym aktywne realizowanie wyznawanych wartości. Poeta chciał, by było ono podporządkowane wierze, ale wierze rozumnej60. Jak w całym swoim myśleniu o świecie i jego problemach, tak też w podejściu do rozumu nie był z kolei naiwny i jednostronny: dostrzegał jego instrumentalność, możliwość służenia zarówno dobru, jak i złu – a także jego ograniczoność. Cenił rozum służący dobru i prawdzie. Pisał między innymi:
Są takie prawdy (a to są wszystko prawdy zasadnicze), których nie można zanosić ludziom i dawać prawdę nie dając siebie samych w pewnej części […]. Każdy, kto przedaje […] rozum swój, nie dodając do tego osoby swojej, knowa zdradę prawdy, bo […] prawda nie jest tylko wiedzą, ale i życiem razem (list do Mikołaja Kamieńskiego z 1858 lub 1859 r.; PWsz VIII, 369).
Oświecony i zorganizowany patriotyzm wiązał Norwid z pracą, ale pracą twórczą, „z potem czoła”, z czynami poprzedzonymi intensywnym wysiłkiem myślowym:
„Pracować musisz” – głos ogromny woła – Nie z potem dłoni lub twojego grzbietu (Iż prac-początek, doprawdy, że nie tu), Pracować musisz z potem twego czoła! – Bądź sobie, jak tam chcesz? – realnym człekiem: Nic nie poradzisz!… każde twoje dzieło, Choćby się z trudów herkulejskich wszczęło, Niedopełnionem będzie i kalekiem… – Pokąd pojęcia-pracy korzeń jeden Nie trwa? – dopóty wszystkie tracą zgoła; Głos grzmi nad tobą: „Postradałeś Eden!” Grzmi dookoła: „Pracuj! z potem czoła!”.
(Prac-czoło; PWsz II, 91)
Właściwie zaplanowana praca (a nie jakakolwiek rewolucja) ma, jego zdaniem, służyć postępowi w życiu społecznym. Nadawał jej wysoką rangę – także religijną, odkupicielską – jednocześnie jednak, zgodnie ze swoim wielostronnym postrzeganiem rzeczywistości, widział ją również w otaczającym go świecie jako „Syberię: pieniędzy i pracy, / Gdzie wolnym – grób!” (Syberie; PWsz II, 58).
Zarówno ujęcia historycznego ciągu, jak też wieloznaczności prawdy, wolności i niewoli to przykłady budowania przez Norwida pewnych całości myślowych61 oraz społecznych, do czego w swoich wypowiedziach namawia również czytelników. W poemacie Niewola pisze:
Wierzę – że miłość nie wtłacza ideję, Lecz że ją wciela i sama boleje – Wierzę, iż celem jest wszech-doskonałość Przez wykonania stopniowe – po całość –
(PWsz III, 391)
We fragmencie listu do Jana Koźmiana z roku 1850 pojawia się synonim Norwidowskiej „całości” – „ogół”: „Błogosławiony to czas, kiedy człowiek stać się cegiełką może – to jest, kiedy plan i ogół jest. Inaczej – do czegóż dołożyć tę cegiełkę? Zawsze to będzie kupa cegieł” (PWsz VIII, 89).
Holizm we współczesnych encyklopediach polskich traktowany jest jako ważne dla metodologii różnych dziedzin nauki pojęcie wprowadzone dopiero przez Jana Christiana Smutsa, którego książka Holism and Evolution, niezwykle wysoko oceniona przez Einsteina, ukazała się w 1926 roku. Tymczasem w roku 2001 wydana została praca Leona Miodońskiego Całość jako paradygmat rozumienia świata w myśli niemieckiej przełomu romantycznego. Analiza wybranych problemów, wskazująca na grecko-rzymskie przejawy myśli holistycznej, a przede wszystkim na żywe zainteresowanie problematyką całości w sensie ontycznym i myślowym takich uczonych niemieckich z końca XVIII i początku XIX wieku, jak Fichte, Schelling, Krause, Hegel. Andrzej Walicki wskazuje na wpływy filozofii Schellinga w dziełach Trentowskiego i Cieszkowskiego; wydaje się, że też od niego właśnie (pośrednio lub bezpośrednio) Norwid mógł przejąć myśl holistyczną. Schelling traktował uniwersum jako organizm łączący w sobie to, co idealne, z tym, co realne, jako współzależność materii i ducha. Zarówno ta współzależność, jak też organiczność – współwystępowanie i uzupełnianie się elementów składających się na całość – były charakterystyczne dla kształtującej się stopniowo myśli Norwida o całości i licznych wskazywanych przez niego poszczególnych całościach, o których człowiek powinien stale pamiętać – całościach dnia, życia, prawdy, narodu, dzieł sztuki. Przypomnijmy, jak o nich pisał:
[…] w usnutej na prawdzie epopei […] rzuciłbym […] światło na harmonię pomiędzy uważaniem dnia każdego jako całości i całości sprawy dokonanej jako żywota. I harmonię tę – każdego ziarnka osobnego, każdej perły do grona całego – nazwałbym gronem-winnym […] (list do Marii Trębickiej z 1854 r.; PWsz VIII, 210).
Prawda nie tylko jest ideą, ale i mocą – a mocą jest dlatego, że jest cała. Albowiem będąc całą, obejma na każdą chwilę wszystkość życia i obejmując wszystkość nie może nie być mocą (Memoriał o prasie; PWsz VII, 143).
[…] narody są całościami, w których częściowe władze powzajemniają się i dopełniają – całościami, jak się rzekło, syntetycznymi; powiedzieć by można: Miłościwymi (Znicestwienie narodu; PWsz VII, 85).
Norwid wskazywał z jednej strony na ważność wysokich duchowych wartości jako składników tego, co według niego całe w sensie pozytywnym62, z drugiej strony zaś – na zrozumiałość obecności w tego rodzaju całościach elementów o negatywnym nacechowaniu, owego znanego między innymi z Fortepianu Szopena Norwidowego braku63. Tak rozumiał całość dzieła sztuki: „W doskonałej liryce powinno być jak w odlewie gipsowym: zachowane powinny być i nie zgładzone nożem te kresy, gdzie forma z formą mija się i pozostawia szpary. Barbarzyniec tylko zdejma te nożem z gipsu i psowa całość” (list do Bronisława Zaleskiego z 1867 r.; PWsz IX, 328).
W prezentowanym tekście starałam się pokazać przede wszystkim to, że Norwid był myślicielem budującym liczne, niezwykle ważne całości: potrafił łączyć siłę wiary z siłą rozumu, siłę słowa z siłą niesienia krzyża – za Chrystusem. Łączył życie zwykłego, grzesznego człowieka z życiem na autentycznej służbie najwyższym wartościom, łączył też, czego już w swojej narracji nie zmieściłam, siłę intelektu – z siłą uczucia, paradoksy i sprzeczności – z harmonią, wzniosłość – z potocznością i bezpośredniością wypowiedzi, postulat miłości bliźniego – z wezwaniem do zdecydowanej, odważnej walki w dobrych sprawach. Dzięki umiejętności wyrażania ważnych treści w puentach i aforyzmach należy do jednych z najczęściej cytowanych polskich poetów. Co ważniejsze, stał się też oparciem dla tysięcy swoich wnuków i prawnuków oraz natchnieniem dla wielu twórców i ludzi czynu. Wiek XX w polskiej literaturze jest w znacznej mierze „wiekiem Norwida”, a do jego wielowymiarowego dzieła w różny sposób nawiązywali liczni poeci i myśliciele.
Ojciec Święty Jan Paweł II, który go wielokrotnie cytował i nazwał „czwartym wieszczem”, powiedział między innymi:
Chciałem rzetelnie spłacić mój osobisty dług wdzięczności dla poety, z którego dziełem łączy mnie bliska, duchowa zażyłość, datująca się od lat gimnazjalnych. […] Cyprian Norwid pozostawił dzieło, z którego emanuje światło pozwalające wejść głębiej w prawdę naszego bycia człowiekiem, chrześcijaninem, Europejczykiem i Polakiem64.
Władysław Stróżewski swój artykuł Filozofia człowieka w „Vade-mecum” Cypriana Norwida kończy słowami:
Postulat prawdy, głód prawdy i jego zaspokajanie zdaje się ideą kierowniczą cyklu Vade-mecum, jeśli nie całej twórczości Norwida. Próbowaliśmy „pójść za nim” na tej jednej ścieżce, która wiąże się z tajemnicą człowieka. I znajdowaliśmy coraz to głębsze prawdy, jakie się na tej drodze odsłaniały. Jeśli z kolei udało się nam coś z nich ukazać, nie nasza to zasługa, lecz blasku myśli Norwida. Jednego możemy być jednak pewni: że to, co zdołaliśmy wyczytać w jego tekstach, nie jest jedynie historycznym zabytkiem, lecz okazuje się prawdą nieprzemijającą, uniwersalną. Prawdą na dziś i na jutro65.
Silnie związany z Norwidem Zbigniew Herbert pisał o nim, nawiązując do Bema pamięci żałobnego-rapsodu, między innymi tak:
Słowa Norwida z ognia żelaza dział artyleryjskich pancerz i miecz wawrzyn – jedyny wart trudu – pośmiertny66.
Wagę międzynarodową mają słowa wybitnego poety-noblisty, Josifa Brodskiego: „I consider Norwid as the best poet of the 19th century – of all I know in any language. Better than Baudelaire, better than Wordsworth, better than Goethe. For me, at any rate”67.
O międzynarodowym uznaniu dla twórczości Norwida świadczy też duża i wciąż rosnąca liczba przekładów jego dzieł na języki obce68.
Problemem stającym przed tymi, którzy dostrzegają ważność obecności Norwida we współczesnej kulturze polskiej, jest przywrócenie mu miejsca w kanonie literatury obowiązującej w szkole średniej, a zarazem zadbanie o dobry przekaz jego twórczości, który pozwoliłby między innymi na pogłębienie, a zarazem uatrakcyjnienie dyskursów szkolnych, tak by nie były one określane w ślad za Wisławą Szymborską jako skazywanie na „ciężkie norwidy”…
prof. dr hab. Jadwiga Puzynina
Językoznawczyni i badaczka literatury, emerytowany profesor Uniwersytetu Warszawskiego. Inicjatorka i główna reprezentantka nurtu lingwistyki aksjologicznej. Autorka publikacji dotyczących słowotwórstwa i leksykografii, twórczości Cypriana Norwida i kultury słowa, m.in.: „Thesaurus” Grzegorza Knapiusza. Siedemnastowieczny warsztat pracy nad językiem polskim (Wrocław 1961), Słowotwórstwo współczesnego języka polskiego. Rzeczowniki sufiksalne rodzime (wraz z Renatą Grzegorczykową, Warszawa 1979), Słowo Norwida (Wrocław 1990), Język wartości (Warszawa 1992), Słowo – wartość – kultura (Lublin 1997), Słowo poety (Warszawa 2006), Kultura słowa. Ważny element kultury narodowej (Łask 2011), Wartości i wartościowanie w perspektywie językoznawstwa (Kraków 2013) oraz podręcznika do nauki języka polskiego w szkołach średnich. Stworzyła i przez wiele lat prowadziła Pracownię Słownika Języka Cypriana Norwida. Jest członkiem Polskiej Akademii Umiejętności, Komitetu Językoznawstwa PAN i Rady Języka Polskiego oraz honorową przewodniczącą Komisji Etyki Komunikacji PAU.
Norwid, Platon, Chopin
Władysław Stróżewski
„Taka rozmowa była o Chopinie / (Który naczelnym u nas jest artystą)”69 – oto początek pierwszej części Promethidiona zatytułowanej Bogumił. Rozmowa toczy się swobodnie, na różnych poziomach, do niektórych fragmentów dałoby się, w charakterze ilustracji, przywołać odpowiednie tytuły utworów Chopina. Kiedy indziej widać odniesienia do filozofii, w tym między innymi, jak zauważa Stefan Sawicki, do platońskiej koncepcji trójpodziału człowieka (w. 43–48), a także, już najzupełniej wyraźnie, do teorii idei:
[…] my, panie, O idealnym mówiliśmy kole, Bez względu jakie ma zastosowanie: Czy kto zeń pierścień ślubny lub niewolę, Czy kto tryumfu ark, kościoła banię Lub do zegarka łańcuch zeń utworzy…
(w. 80–85)
Ważne jest jednak, że między owe teoretyczne i emocjonalne rozmowy włączony został fragment mówiący wprost o technicznej stronie sztuki:
Tylko grający stojąc przy pulpicie O kompozycji mówili warunkach, O tym wcieleniu życia w sztuki życie, Gdzie kałkuł w duchu i duch sam w rachunkach.
(w. 34–37)
Chociaż prowadzonej dotąd rozmowie nie można odmówić ciekawych propozycji, wyraźnie odczuwa się pewien niedostatek decydującego rozwiązania. A chodzi przecież o rozjaśnienie, jeśli nie o właściwe zrozumienie istoty sztuki, tajemnicy geniuszu Chopina. Pojawia się słowo „piękno”. Może ono jest kluczem do jej rozwiązania? Sugestię podchwytuje Bogumił. I zwraca się o pomoc do „wiecznego człeka”, którego tak charakteryzuje:
Wiecznego człeka, bo ten nie zazdrości, Wiecznego człeka, bo bez żądzy czeka, Spytam się tego bez namiejętności – Cóż wiesz o pięknem?…
(w. 106–109)
Zanim przytoczymy odpowiedź, zwróćmy uwagę na podobieństwo cech „wiecznego człeka” do charakterystyki Demiurga z Platońskiego Timajosa: „[…] był dobry! A kto jest dobry, nie odczuwa nigdy żadnej zazdrości wobec nikogo” (29cd)70. Czy brak zazdrości jest warunkiem bycia i dobrym, i pięknym? Demiurg jest twórcą (nie Stwórcą!) świata. „Był dobry” – odpowiada na pytanie, dlaczego utworzył świat. Dlatego tak ważny jest brak zawiści. Powinien być jej pozbawiony także „wieczny człek”, skoro wie, czym jest piękno. Sam doskonale piękny, nikomu nie zazdrości o nim wiedzy. Tak więc:
Cóż wiesz o pięknem?………………………………Kształtem jest Miłości.
(w. 109–110)
Powiązanie piękna i miłości nasuwa znów myśl o Platonie, o drodze do piękna, którą ukazał w Uczcie, odwołując się zresztą do świadectwa Sokratesa, wtajemniczonego w te sprawy przez Diotymę – wielkiej mądrości „niewiastę z dalekiego kraju”. Piękno jest przedmiotem miłości. Odkrywa się je już w pięknie ciał, kiedy staje się przedmiotem miłości zmysłowej. Szlachetniejszą miłość wzbudza piękno duchowe, jeszcze wyższą nauka i prawa, aż wreszcie dochodzi się do miłości piękna samego w sobie, do czystej idei piękna. Pojawia się nauka, „[…] która już nie o innym pięknie mówi, ale człowiekowi daje owo piękno samo w sobie, tak że człowiek dopiero przy końcu istotę piękna poznaje. Na tym szczeblu życia, Sokratesie miły – mówiła niewiasta z Wieszczego Grodu w obcym kraju – na tym szczeblu dopiero życie jest coś warte: wtedy, gdy człowiek piękno samo w sobie ogląda”71.
U Norwida sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Piękno nie jest przedmiotem, lecz „kształtem”, formą, „profilem” miłości. Pierwsze nie jest piękno, lecz miłość:
Kształtem miłości piękno jest; i tyle, Ile ją człowiek ogląda na świecie, W ogromnym Bogu albo w sobie – pyle, Na tego Boga wystrojonym dziecię, Tyle o pięknem człowiek wie i głosi – Choć każdy w sobie cień pięknego nosi I każdy – każdy z nas – tym piękna pyłem.
(w. 115–121)
Miłość jest podmiotem piękna, a także jego miarą. Rozproszona w świecie, ma swe źródło w Bogu, w którym i człowiek znaleźć może prawzór swojej miłości. A w zależności od tego, ile tej miłości dostrzeże – wydaje się, że słowo „ogląda” jest tu bardzo ważne – tak w Bogu, jak w świecie i wreszcie w sobie samym, tyle odnajdzie także piękna. Z punktu widzenia klasycznej metafizyki mamy tu do czynienia z pięknem jako wartością transcendentalną (bo przysługującą każdemu bytowi) i analogią bytową72. Dostrzeżenie swoistości różnych rodzajów i odmian piękna pozwala odkryć charakter miłości, jaka jest w nie wcielona. Najmniejszy fragment nawet rozbitej rzeźby greckiej świadczy o umiłowaniu doskonałości, urzeczywistnionej w niej przez pracę artysty. Bo piękno, oprócz wartości transcendentalnej, zawiera w sobie także wartość praktyczną: wezwanie do pracy, podporządkowanej jednak najwyższemu celowi – zmartwychwstaniu. Zmartwychwstanie, podobnie jak przemiana, ma u Norwida szczególne znaczenie: jest drogą wiodącą do ostatecznej doskonałości, do „doskonałego dopełnienia”. Sądzę, że warto przytoczyć tu uwagę, jaką podzielił się Ojciec Święty Jan Paweł II w dyskusji po odczycie O pięknie na seminarium w sierpniu 1999 roku w Castel Gandolfo: „Norwid właściwie nie mówi, co to jest piękno; mówi: po co jest piękno. Ale mówiąc, po co jest piękno, mówi najwięcej o tym, co to jest piękno”73. Przypomnijmy:
Bo piękno na to jest, by zachwycało Do pracy – praca, by się zmartwychwstało.
(w. 185–186)
Miłość przez pracę, a zwłaszcza przez sztukę, dochodzi do swego wcielenia, bez którego jest tylko „upiorowym myśleniem myślenia” (w. 250). A uzyskawszy swój kształt w pięknie, pozwala przez nie odnaleźć się i określić u różnych ludów, różnych cywilizacji: „O! Grecjo – Ciebie, że kochano, widzę / Dziś jeszcze w każdej marmuru kruszynie” (w. 255–256), „O! Rzymie – ciebie, że kiedyś kochano, / W kodeksie jeszcze widzę barbarzyńskim” (w. 263–264), O, Polsko… Niestety, nie ma miejsca
Gdzie by się polski duch raz wytłómaczył, Usymbolicznił rozkwitłymi znaki, Gdzie by kamieniarz, cieśla, mularz, snycerz, Poeta – wreszcie Męczennik i rycerz,Odpoczął w pracy, czynie i w modlitwie…
(w. 288–292)
Brak w Polsce nie tylko formy, ale i treści: u jednych duch – „próżnia”, u innych – „miejscem na duch” (zob. w. 317, 319). Czy jest wyjście z tej sytuacji, czy jest nadzieja? Oto:
W Polsce – od grobu Fryderyka Chopina rozwinie się sztuka, jako powoju wieniec, przez pojęcie nieco sumienniejsze o formie życia, to jest o kierunku pięknego, i o treści życia, to jest o kierunku dobra i prawdy. – Wtedy artyzm się złoży w całość narodowej sztuki (Epilog, IV).
Pamięć o Chopinie nie opuści Norwida. Krótko po śmierci kompozytora poeta napisze wzruszający Nekrolog, poświęci mu także obszerny fragment Czarnych kwiatów. Ale najważniejsze będzie arcydzieło – Fortepian Szopena.
Byłem u Ciebie w te dni przedostatnie Nie docieczonego wątku – – – Pełne, jak Mit, Blade, jak świt… – Gdy życia koniec szepcze do początku: „Nie stargam Cię ja – nie! – Ja, u-wydatnię!…”
(PWsz II, 143, w. 1–6)
Na początku były cisza i szept. I widok alabastrowej ręki Chopina, która mieszała się w oczach z klawiaturą z kości słoniowej. Dopiero wtedy odezwały się pierwsze dźwięki, a potem…
Musimy tu zrobić ważną dygresję. Są w Fortepianie Szopena przywołane dwie drogi rozwoju czy życia sztuki74. Pierwsza dotyczy tylko Chopina, druga – sztuki jako takiej, sztuki w ogóle. Pierwsza zaczyna się słowami:
A w tym, coś grał – i co? zmówił ton – i co? powié, Choć inaczej się echa ustroją, Niż gdy błogosławiłeś sam ręką Swoją Wszelkiemu akordowi –
(PWsz II, 144, w. 29–32)
Zwróćmy uwagę na słowa „zmówił” i „powie”, bo chodzi tu nie tylko o samo brzmienie tonu, ale i o to, co on ewokuje i co stanie się w dalszym ciągu przedmiotem bezpośredniego opisu:
A w tym, coś grał: taka była prostota Doskonałości Peryklejskiéj, Jakby starożytna która Cnota, W dom modrzewiowy wiejski Wchodząc, rzekła do siebie: „Odrodziłam się w Niebie […]”
(PWsz II, 144, w. 33–38)
Otóż po przywołaniu tego, co uniwersalne: doskonałej prostoty sztuki greckiej z jej złotego wieku, następuje wejście w to, co najbliższe, swojskie, co jednak ma moc odradzania się i wstępowania do nieba. Przy okazji wszystko ulega zmianie: wrota wiejskiej zagrody stają się harfą Dawida, ścieżka polna – wstęgą łączącą ziemię z niebem, wreszcie poprzez zboża widoczna się staje hostia, a przez nią otwiera się sfera wartości sacrum i jej ukoronowanie: „Emanuel już mieszka / Na Taborze!” (zob. w. 42–43). Wyżej już iść się nie da. Przekroczona została granica transcendencji. Gdzie u Platona była idea Piękna, u Norwida jest Bóg. Przypomnijmy: „[…] Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba i brata jego, Jana, i zaprowadził ich na górę wysoką, osobno. Tam przemienił się wobec nich: twarz Jego zajaśniała jak słońce, odzienie zaś stało się białe jak światło” (Mt 17, 1–2).
I nagle w tej właśnie scenerii pojawiają się u Norwida słowa: „I była w tym Polska, od zenitu / Wszechdoskonałości dziejów” (w. 44–45). Ale chodzi o Polskę przemienioną („przemienionych kołodziejów”) i dojrzałą dojrzałością dziejów, które są dla niej przeznaczone75.
Inwokacją do piękna, nazwanego teraz „Miłości-profilem” (w. 59), zaczyna się nowa myśl i druga ze wspomnianych wyżej dróg. Imieniem piękna, a przez to odsłonięciem jego istoty, jest „dopełnienie”, od którego napięcia zależy jedność treści i formy, styl, charakter epoki i szczytowe osiągnięcie każdego rodzaju sztuki: poezji w Dawidzie, rzeźby w Fidiaszu, muzyki w Chopinie, teatru w Ajschylosie. Wszędzie tam piękno dochodziło do doskonałego dopełnienia, do ostatecznego spełnienia, do „consummatum est” (w. 66). Lecz w tym właśnie miejscu pojawia się nowe odkrycie: oto na każdym z tych osiągnięć, na każdym z owych szczytów, póki są na tym świecie, zemści się BRAK.
Brak jest przeciwieństwem najbliższym sprzeczności, ta zaś polega na tym, że jej element negatywny nie jest niczym zastąpiony, lecz oznacza radykalny niebyt, nic. W zwykłym przeciwieństwie A lub nie-A nie-A może zostać zastąpione przez B lub C, lub D itd. Rządzi tu negacja różnicująca. W przypadku sprzeczności mamy do czynienia z negacją, którą wypadałoby nazwać negacją przekreślającą (może lepiej likwidującą?). Chodzi w każdym razie o to, by podkreślić, że rezultatem jej „działania” (funkcji) nie jest jakiekolwiek inne coś, lecz nic. Różnica ontologiczna między niczym, resp. nicością a brakiem polega na tym, że pierwsza niweczy całość bytu (przedmiotu), którego dotyczy, podczas gdy brak wyrywa jego część (fragment).
Droga sztuki Chopina, choć sięgała transcendencji, rozwijała się w świecie, którego „dopełnienie boli”. I jakkolwiek doskonałości nie można niczym zastąpić, a także nic w niej zmienić, wszak jest „doskonałym dopełnieniem”, to sama może przestać istnieć i to właśnie wtedy, gdy ostatecznie zostanie spełniona. Czy w tym punkcie, jak u Hegla, czysty BYT prowadzi do czystego NIC albo BYT i NIC są tym samym? Tego się nie da wypowiedzieć wprost, potrzebny jest symbol: kłos prószący dojrzałym ziarnem i roztrzaskany fortepian. Ten, który głosił Polskę „hymnem zachwytu” (w. 103), nie unicestwił się paradoksalnie sam z siebie, lecz uległ sile nicestwiącej z zewnątrz, sile nienawiści, która nie chce się do tego przyznać, wyjąc: „Nie ja!… / Nie ja!” (w. 112–113). Tak czy inaczej, „Ideał – sięgnął bruku” (w. 117).
Ale naprawdę nic nie zostało stracone. „Ideał – sięgnął bruku”, ale „[j]ękły – głuche kamienie” (w. 116). „Późny wnuk” je usłyszy i pozwoli odrodzić się treści, która się w nich kryje. Tajemnica bytu i nicości, tworzenia i niszczenia, doskonałości i braku – mimo wszystko pozostaje. Prawdziwa doskonałość nie dopuszcza najmniejszej zmiany w sobie. Zmienić znaczy tu – zniszczyć.
Dysponując filozoficzną aparaturą pojęciową Norwida, możemy pokusić się o choćby szkicowe wydobycie jego metafizyki. Rzeczywistość jest procesem rozciągającym się między dwoma biegunami: pełnią i brakiem. Pełnia zawiera w sobie ideały, będące zarówno celami, jak i ideami kierowniczymi w obrębie poszczególnych dziedzin rzeczywistości. Dobrym przykładem tych ruchów są procesy twórcze w sztuce.
Czym jest ideał jako wzór i jako czynnik kierowniczy? Chciałbym zaproponować koncepcję nawiązującą do teorii idei Romana Ingardena76. Idea jest przedmiotem charakteryzującym się szczególną dwustronną budową: oprócz swej struktury jako idei (qua idea