Norwid – interpretacje -  - ebook

Norwid – interpretacje ebook

0,0

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Nowe interpretacje, zapomniane utwory i norwidolodzy z całej Polski – tom przygotowany w dwusetną rocznicę urodzin Norwida pokazuje, że artysta wciąż budzi zainteresowanie. Ciekawe są zarówno jego liryki, jak i publicystyka czy rysunki.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 690

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Słowo wstępne Piotr Gliński

Słowo wstępne

PIOTR GLIŃ­SKI

Z rze­czy świata tego zostaną tylko dwie, Dwie tylko: poezjaidobroć… i wię­cej nic…1

Cyprian Nor­wid

Minęło 200 lat od naro­dzin poety, a jego utwory wciąż nas poru­szają. Arty­sta, filo­zof, jeden z naj­głęb­szych umy­słów epoki. Eru­dyta, wszech­stron­nie uta­len­to­wany, który słowo i obraz trak­to­wał jak rów­no­prawne formy eks­pre­sji arty­stycz­nej. Wni­kliwy obser­wa­tor także dziś zaska­kuje ponad­cza­so­wo­ścią i traf­no­ścią swo­jej reflek­sji histo­rio­zo­ficz­nej, prze­ni­kliwą zadumą nad kul­turą, sztuką, tra­dy­cją, histo­rią i współ­cze­sno­ścią, nad czło­wie­kiem.

Zapo­mniany i odkryty w cza­sach Mło­dej Pol­ski inspi­ro­wał i inspi­ruje „póź­nych wnu­ków” – następne poko­le­nia twór­ców i arty­stów w kraju i za gra­nicą oraz miliony czy­tel­ni­ków. Jego twór­czość zna­la­zła sze­ro­kie odzwier­cie­dle­nie w lite­ra­tu­rze i muzyce. Kry­ty­ko­wa­nego w XIX wieku za „zawi­łość mowy”, „hie­ro­glify myśli”, współ­cze­śni kry­tycy i arty­ści uznali za pre­kur­sora poetyc­kiej nowo­cze­sno­ści, doce­nia­jąc mistrzo­stwo tre­ści i formy, w tym nowa­tor­skie zabiegi skła­dniowe. Obra­zowa meta­fo­ryka Nor­wida jest stale obecna w pol­sz­czyź­nie.

Mimo trud­nego życia miał nie­za­chwianą wiarę w war­tość i siłę praw­dzi­wej sztuki, zako­rze­nio­nej w aksjo­lo­gii, słu­żą­cej praw­dzie, pięknu, dobru. Nor­wi­dow­ską wiarę w zbaw­czą siłę lite­ra­tury podzie­lał mię­dzy innymi Josif Brod­ski, podob­nie jak Nor­wid poeta emi­grant. Nobli­sta był admi­ra­to­rem Mistrza: „Dla mnie Nor­wid jest naj­wy­bit­niej­szym poetą XIX wieku ze wszyst­kich, któ­rych znam, bez względu na mowę. Jest wybit­niej­szy od Bau­de­la­ire’a, Word­swor­tha i Goethego”2.

Warto pod­kre­ślić, że Nor­wid to myśli­ciel i twórca nie­za­leżny, osobny i bar­dzo osa­mot­niony. W życiu i pracy twór­czej bez­kom­pro­mi­sowy, wierny swoim prze­ko­na­niom i ide­ałom: „Ja to, co śpie­wam, żyję i boleję…” (PWsz I, 260). Wielu współ­cze­snym jawił się jako arty­sta nie­zro­zu­miały. Także dziś jego twór­czość wymaga od odbiorcy szcze­gól­nego sku­pie­nia.

Cyprian Nor­wid – jak piszą bada­cze – to czło­wiek in statu viae. Piel­grzym. Podró­żo­wał po świe­cie i przez różne rodzaje sztuki. Nie usta­wał w dro­dze. Pró­bo­wał, szu­kał, zgłę­biał – dążąc do prawdy i moral­nej for­ma­cji współ­cze­snych w duchu reli­gij­nego uni­wer­sa­li­zmu etycz­nego. Trze­cim celem było piękno, które „na to jest, by zachwy­cało do pracy” (PWsz III, 440). Swoje życie i dzieło poświę­cił sztuce i Ojczyź­nie, która sta­no­wiła jeden z naj­waż­niej­szych punk­tów odnie­sie­nia i wio­dą­cych tema­tów jego twór­czo­ści. Roz­wi­jał też idee soli­dar­no­ści jako więzi kul­tu­ro­wej oraz narodu – trwa­ją­cego dzięki reli­gii, lite­ra­tu­rze, nauce, histo­rii, tra­dy­cji. W poema­cie Nie­wola pisał:

I żal mi bar­dzo was – o! postę­powi, Któ­rzy zni­we­czyć prze­szłość chce­cie całą, […] Tylko że, aby drogę mie­rzyć przy­szłą, Trzeba-ć koniecz­nie pomnieć, skąd się wyszło!

(PWsz III, 382)

Swoją arty­styczną drogę roz­po­czął od sztuk wizu­al­nych. Patron pol­skiej inte­li­gen­cji jest auto­rem teo­rii este­tycz­nych, a temat sztuki prze­nika jego pisar­stwo, nasy­cone reflek­sjami o wyjąt­ko­wej war­to­ści oraz posłan­nic­twie sztuki i arty­sty. Jego twór­czość jest sil­nie zanu­rzona w sacrum. Wyra­żał prze­ko­na­nie, że poprzez sztukę – która jest naj­wyż­szą formą pracy, odzwier­cie­dla prawdę i piękno oraz ma zdol­ność prze­miany ludzi – czło­wiek spo­tyka się z Bogiem.

Zale­d­wie 20 lat temu urna z zie­mią pocho­dzącą ze zbio­ro­wego grobu, w któ­rym pocho­wano Cypriana Nor­wida, została zło­żona na Wawelu, w Kryp­cie Wiesz­czów Naro­do­wych. Wcze­śniej zie­mia ta została poświę­cona przez pol­skiego papieża w Rzy­mie. Przy tej oka­zji Jan Paweł II nazwał Nor­wida „jed­nym z naj­więk­szych poetów i myśli­cieli, jakich wydała chrze­ści­jań­ska Europa. Cyprian Nor­wid pozo­sta­wił dzieło, z któ­rego ema­nuje świa­tło pozwa­la­jące wejść głę­biej w prawdę naszego bycia czło­wie­kiem, chrze­ści­ja­ni­nem, Euro­pej­czy­kiem i Pola­kiem”3. Mosiężna urna ozdo­biona została sym­bo­licz­nie pęk­nię­tym ser­cem w kształ­cie liry.

„C. N. zasłu­żył na dwie rze­czy od Spo­łe­czeń­stwa Pol­skiego: to jest, ażeby oneż spo­łe­czeń­stwo nie było dlań obce i nie­przy­jazne” (PWsz X, 202) – czy­tamy w ostat­nim zacho­wa­nym liście lumi­na­rza pol­skiej lite­ra­tury. Dzia­ła­nia podej­mo­wane w Roku Nor­wida, jak cho­ciażby powo­ła­nie pierw­szego muzeum Nor­wida i jego współ­pro­wa­dze­nie przez Mini­ster­stwo Kul­tury, Dzie­dzic­twa Naro­do­wego i Sportu, służą wypeł­nie­niu jego testa­mentu. Wszyst­kie jubi­le­uszowe wyda­rze­nia i ini­cja­tywy zasłu­gują na uzna­nie. Cie­szy roz­wój badań nad języ­kiem arty­sty i kolejne ważne przed­się­wzię­cia wydaw­ni­cze, jak na przy­kład kry­tyczna edy­cja Dzieł wszyst­kich czy roz­bu­do­wy­wa­nie nor­wi­dow­skiego słow­nika.

Mono­gra­fia ostat­niego z wiel­kiej czwórki naszych roman­tycz­nych wiesz­czów, wydana przez Naro­dowe Cen­trum Kul­tury, to dosko­nała oka­zja, by lepiej poznać Nor­wida, zro­zu­mieć jego prze­sła­nia filo­zo­ficzne i moralne, poko­chać jego dzieła. Ser­decz­nie pole­cam Pań­stwu to wni­kliwe opra­co­wa­nie, zło­żone z tek­stów wybit­nych nor­wi­do­lo­gów, któ­rzy poświę­cili arty­ście wiele swo­jego czasu i uwagi, a w tym tomie wzięli pod lupę wybrane utwory Mistrza. Ich zain­te­re­so­wa­nie budzą zarówno dro­bia­zgi, jak Co sły­chać? czy Na ofia­ro­wane sobie kwiaty, jak i dzieła wiel­kie, wie­lo­wąt­kowe: Vade-mecum czy Quidam. Jeden z auto­rów tomu zauwa­żył cel­nie, że Nor­wid „[z]wycię­żył po śmierci, sta­jąc się poetą współ­cze­sno­ści, jej este­tyczne i cywi­li­za­cyjne kon­tek­sty przy­bli­żyły nam jego sztukę […]”4. Lek­tura książki potwier­dza, że fascy­na­cja Nor­wi­dem trwa i nie jest to chwi­lowa moda zaini­cjo­wana kolej­nym jubi­le­uszem.

Uro­dzony przed stu laty Tade­usz Róże­wicz pisał: „I choć czy­tam Nor­wida prze­szło sześć­dzie­siąt lat… wszystko zaczy­nam od początku… a gdzie jest ten począ­tek?”5. Czy­tajmy Nor­wida od nowa, kolejny raz, wra­cajmy do niego stale.

Prof. dr hab. Piotr Gliń­ski Wice­pre­mier, Mini­ster Kul­tury, Dzie­dzic­twa Naro­do­wego i Sportu

„Czytać jest to dogłębiać wyrażenia…” Tomasz Korpysz

„Czy­tać jest to dogłę­biać wyra­że­nia…”6

Tomasz Kor­pysz

I

W jed­nym z listów do Jana Koź­miana z 1852 roku Cyprian Nor­wid zastrze­gał: „[…] ja nie mistrz-słowa, ale sługa-słowa” (PWsz VIII, 186). Mimo tej auto­cha­rak­te­ry­styki współ­cze­śni czy­tel­nicy i bada­cze bez­dy­sku­syj­nie uznają go za praw­dzi­wego „mistrza-słowa”: wybit­nego poetę, pro­za­ika, dra­ma­to­pi­sa­rza, autora głę­bo­kich roz­wa­żań filo­zo­ficz­nych, este­tycz­nych, teo­lo­gicz­nych, socjo­lo­gicz­nych, histo­rycz­nych itp., ale też nie­zwy­kle cie­ka­wych listów. Należy w tym miej­scu pod­kre­ślić, że był on także inte­re­su­ją­cym arty­stą pla­sty­kiem i w nie­któ­rych okre­sach życia iden­ty­fi­ko­wał się wła­śnie jako malarz czy rysow­nik, a nie poeta czy pisarz. W pole­micz­nej notce bio­gra­ficz­nej opu­bli­ko­wa­nej w 1868 roku w „Dzien­niku Poznań­skim” tak pisał o sobie: „Cyprian Nor­wid robi dziś swoje utwory akwa­fortą – jutro je może robić pęzlem, a poju­trze dłu­tem, jak meda­lion ś.p. Kra­siń­skiego. Jest rzeź­bia­rzem, mala­rzem, szty­cha­rzem swo­ich dzieł… to się nazy­wało przez sześć­set lat i nazywa się: być sztuk­mi­strzem” (PWsz VI, 606)7.

Twór­czość arty­styczna Nor­wida – „poety i sztuk­mi­strza”, jak pisał o sobie w jed­nym z listów (zob. PWsz IX, 13)8 – jego myśl, świat war­to­ści oraz postawa życiowa sta­no­wią dziś istotny punkt odnie­sie­nia dla wielu pisa­rzy i poetów, ale też filo­zo­fów i teo­lo­gów, a jego dzieło jest bar­dzo sil­nie i róż­no­rako obecne w kul­tu­rze pol­skiej XX i początku XXI wieku. Co ude­rza­jące, doty­czy to zarówno kul­tury wyso­kiej, jak i popu­lar­nej – choć w tym przy­padku obec­ność autora Quidama zwy­kle ma cha­rak­ter powierz­chowny, uprosz­czony i zre­du­ko­wana jest do czar­nej legendy. Ber­na­detta Kuczera-Cha­chul­ska w szkicu pod zna­czą­cym tytu­łem Stu­le­cie Nor­wida pod­kre­śla przy tym, że poeta „[…] staje się patro­nem (źró­dłem postaw i myśli) róż­no­rod­nych, czę­sto bie­gu­nowo odmien­nych orien­ta­cji antro­po­lo­gicz­nych, a także róż­nią­cych się od sie­bie pro­po­zy­cji lite­rac­kich i arty­stycz­nych”9. Kolejne poko­le­nia „póź­nych wnu­ków” na nowo mie­rzą się z dzie­dzic­twem poety i podej­mują lek­turę jego utwo­rów arty­stycz­nych, roz­praw i listów.

Sam Nor­wid rów­nież – poza tym, że był genial­nym twórcą słowa (i nie tylko słowa)10 – przez całe życie pozo­sta­wał zachłan­nym, a zara­zem uważ­nym i kry­tycz­nym czy­tel­ni­kiem. W wielu tek­stach (zarówno arty­stycz­nych, jak i dys­kur­syw­nych, w tym zwłasz­cza w obfi­tej kore­spon­den­cji) zna­leźć można liczne ślady jego róż­no­ra­kich lek­tur: od sta­ro­żyt­nych kla­sy­ków czy pisa­rzy i filo­zo­fów dzie­więt­na­sto­wiecz­nych przez słow­niki, ency­klo­pe­die i inne prace naukowe z wielu dzie­dzin aż po aktu­alną prasę codzienną, z któ­rej poeta czę­sto robił wypisy i wycinki. Jak przy tym pod­kre­ślał Juliusz Wik­tor Gomu­licki: „Żar­liwy orę­dow­nik książki boga­tej w treść, z równą żar­li­wo­ścią zaj­mo­wał się Nor­wid zagad­nie­niem umie­jęt­nego czy­ta­nia ksią­żek, które sta­no­wiło osobną sztukę, nie każ­demu od razu dostępną, a cią­gle się odmie­nia­jącą wraz z odmianą warun­ków zewnętrz­nych”11.

O „czy­ta­nia sztuce”, która „odmie­nia się cią­gle” (zob. PWsz IX, 166) i doty­czy nie tylko tek­stów, lecz także „całej ota­cza­ją­cej rze­czy­wi­sto­ści”12, Nor­wid pisał wie­lo­krot­nie. I tak jak w zna­nym frag­men­cie poematu Rzecz o wol­no­ści słowa wyraź­nie odróż­niał praw­dzi­wego twórcę, arty­stę słowa, rewe­la­tora, któ­rego nazy­wał tam „Auto­rem”, od jedy­nie, można by rzec, „odtwórcy”, swego rodzaju wyrob­nika słowa, okre­śla­nego mia­nem „Wul­ga­ry­za­tora” (por. PWsz III, 593–594), tak też roz­róż­niał roz­ma­ite postawy (i umie­jęt­no­ści) czy­tel­ni­cze. W wykła­dach o Juliu­szu Sło­wac­kim jed­no­znacz­nie przy tym stwier­dzał: „Ktoś powie, że czy­tać każdy umie; zaprawdę, mało kto czy­tać potrafi” (PWsz VI, 426), a w roz­prawce o Bogu­ro­dzicy gorzko kon­sta­to­wał: „Czy­ta­nie, o któ­rym na innym miej­scu wypo­wie­dzia­łem, iż jest sztuką, znaj­duje się obec­nie i pogłów­nie na sta­no­wi­sku sen­su­al­nej potrzeby i roz­rywki” (PWsz VI, 500).

Warto w tym miej­scu zazna­czyć, że samego cza­sow­nika „czy­tać” Nor­wid uży­wał w czte­rech nie­zu­peł­nie roz­łącz­nych zna­cze­niach13. „Czy­tać” to, po pierw­sze, po pro­stu ‘skła­dać litery w wyrazy, a wyrazy w zda­nia i dzięki temu pozna­wać ich treść, deko­do­wać je na pod­sta­wo­wym pozio­mie’; po dru­gie – ‘czy­tać gło­śno, wygła­szać, recy­to­wać’; po trze­cie – ‘roz­wa­żać, ana­li­zo­wać, inter­pre­to­wać, docie­rać do wła­ści­wego zna­cze­nia słów i wypo­wie­dzi’; po czwarte wresz­cie – ‘dokład­nie kogoś lub coś obser­wo­wać, a przez to pró­bo­wać dogłęb­nie zro­zu­mieć’. To ostat­nie, nie­ty­powe dla współ­cze­snej pol­sz­czy­zny zna­cze­nie cza­sow­nika „czy­tać” poeta sto­so­wał w odnie­sie­niu do róż­no­ra­kich zda­rzeń czy zja­wisk (pisał np., że jako arty­sta umie, a wła­ści­wie powi­nien umieć „czy­tać feno­mena” – zob. PWsz IX, 13), ale też do zbio­ro­wo­ści ludz­kich (w wier­szu Do Mie­czy-sława pytał, czy adre­sat chce „Emi­gra­cję czy­tać” – zob. PWsz I, 247) i kon­kret­nych osób (o Ada­mie Mic­kie­wi­czu napi­sał nie­gdyś: „Takich ludzi… dopiero po śmierci czyta się…” – PWsz VIII, 251).

Snu­jąc reflek­sję nad „sztuką czy­ta­nia” tek­stów, w pocho­dzą­cym praw­do­po­dob­nie z 1881 roku, zacho­wa­nym jedy­nie w postaci frag­men­ta­rycz­nego odpisu, liście do Mariana Soko­łow­skiego poeta prze­ciw­sta­wiał powierz­chowną lek­turę i inter­pre­ta­cję czy­jejś wypo­wie­dzi (nie tylko lite­rac­kiej), którą okre­ślał jako „nie­do­czy­ta­nie […], czyli felie­to­no­wa­nie” (PWsz X, 163), praw­dzi­wemu, głę­bo­kiemu czy­ta­niu, które w zna­nym porów­na­niu cha­rak­te­ry­zo­wał nastę­pu­jąco: „Czy­tać jest to dogłę­biać wyra­że­nia, tak jak rzeź­bić to nie jest obli­zy­wać, co też i fala z kamy­kiem potrafi – tak jak malo­wać to nie jest far­bo­wać. Tak jak żyć i kochać to nie jest od czasu do czasu spo­tkać się nosem w nos i ser­decz­nie uści­snąć” (PWsz X, 163). Istotne jest, że „Nor­wid nie poprze­sta­wał oczy­wi­ście na samych jedy­nie tego wła­śnie rodzaju sądach ogól­nych, ale for­mu­ło­wał rów­nież kon­kretne wska­zówki dla czy­ta­ją­cych”14. Juliusz W. Gomu­licki, zasłu­żony edy­tor, komen­ta­tor i popu­la­ry­za­tor twór­czo­ści poety, tak je rekon­stru­ował:

Jedną z nich była rada, żeby dzieła o pew­nych waż­nych tre­ściach czy­tać w samot­no­ści.

Drugą – żeby nie­które wybrane lek­tury w ory­gi­nalny spo­sób kon­ste­lować, szu­ka­jąc w tym celu odpo­wied­niego tła, har­mo­ni­zu­ją­cego z tre­ścią czy­ta­nego utworu. […]

Trze­cia – „żeby mieć wzgląd na autora”, to jest współ­pra­co­wać z nim, udzie­la­jąc mu jak gdyby swo­istego kre­dytu zaufa­nia.

Czwartą – żeby czy­tać histo­rycz­nie, uwzględ­nia­jąc kon­kretną sytu­ację, w jakiej dany utwór został napi­sany […].

Ostat­nia rada poety była naka­zem, żeby w dziele danego autora […] odczy­ty­wać nie tylko to, co on sam w nim umie­ścił, ale rów­nież to, „co pracą wie­ków na tym uro­sło”15.

Jak widać, praw­dziwe, głę­bo­kie czy­ta­nie rze­czy­wi­ście jest według Nor­wida nie­ła­twą sztuką, sta­wia­jącą liczne wyma­ga­nia czy­tel­ni­kowi, który jed­nak dzięki swemu wysił­kowi i aktyw­nej posta­wie odkry­wa­nia sensu dzieła staje się nie­jako jego współ­twórcą. Każ­do­ra­zowy akt lek­tury jest zatem także spo­tka­niem czy­tel­nika z auto­rem i zara­zem aktem odtwa­rza­nia, a może raczej swo­istego ponow­nego stwa­rza­nia dzieła. Poeta miał przy tym świa­do­mość, że „czy­ta­nie każ­dego arcy­dzieła jest nie­skoń­czone” (PWsz VI, 444), a wszel­kie ludz­kie pozna­nie – zatem także odczy­ta­nie jakie­goś tek­stu, zwłasz­cza będą­cego arcy­dzie­łem – zawsze jest ułomne i cząst­kowe, czło­wiek bowiem poznaje jedy­nie „przez przy­bli­że­nie” (por. PWsz VI, 226–227).

II

Nor­wi­dow­skie uwagi na temat „sztuki czy­ta­nia” od dawna są dobrze zako­rze­nione w nor­wi­do­lo­gii, któ­rej istotną część sta­no­wią prace o cha­rak­te­rze inter­pre­ta­cyj­nym. Dzieło Nor­wida stale pro­wo­kuje do mniej lub bar­dziej szcze­gó­ło­wych ana­liz, do kolej­nych odczy­tań, do pole­mik uwzględ­nia­ją­cych naj­now­sze odkry­cia tek­sto­lo­giczne, histo­ryczne, bio­gra­ficzne itp., ale też po pro­stu opie­ra­ją­cych się na innych meto­do­lo­giach czy odmien­nych posta­wach badaw­czych. Nie­zwy­kle bogata lite­ra­tura przed­miotu obfi­tuje w takie cząst­kowe prace16, mimo to Anna Kozłow­ska słusz­nie stwier­dza, że „daleko nam jesz­cze do wytę­sk­nio­nego raju zro­zu­mie­nia”17. Szcze­gólna jest przy tym sytu­acja czy­tel­ni­ków spoza dość wąskiego kręgu bada­czy, na przy­kład nauczy­cieli czy uczniów i stu­den­tów zain­te­re­so­wa­nych twór­czo­ścią poety, któ­rym nie­jed­no­krot­nie bar­dzo trudno dotrzeć do poje­dyn­czych arty­ku­łów opu­bli­ko­wa­nych w cza­so­pi­smach nauko­wych czy tomach zbio­ro­wych, a któ­rzy bar­dziej niż spe­cja­li­ści potrze­bują pomocy we wła­ści­wym rozu­mie­niu nie­ła­twego dzieła Nor­wida18. Tacy czy­tel­nicy nie­wąt­pli­wie znacz­nie łatwiej natra­fią na obszer­niej­sze publi­ka­cje, które w cało­ści lub nie­mal w cało­ści mają cha­rak­ter inter­pre­ta­cyjny. W lite­ra­tu­rze nor­wi­do­lo­gicz­nej zna­leźć można i takie opra­co­wa­nia; część z nich ma przy tym cha­rak­ter bar­dziej popu­la­ry­za­tor­ski i wów­czas doty­czą one przede wszyst­kim najbar­dziej zna­nych utwo­rów poety19, więk­szość jed­nak to tomy stricte naukowe, nie­ła­twe w odbio­rze dla nie­przy­go­to­wa­nego odbiorcy, a przy tym zwy­kle powstałe przed wie­loma laty20 (naj­now­szy, spe­cy­ficzny, ponie­waż poświę­cony w cało­ści jed­nemu wier­szowi, uka­zał się w roku 2012)21.

Niniej­szy tom stu­diów inter­pre­ta­cyj­nych wpi­suje się, jak widać, w nor­wi­do­lo­giczną tra­dy­cję, a zara­zem w pew­nym sen­sie – rzecz jasna, cząst­kowo i przez róż­no­ra­kie „przy­bli­że­nia” – wypeł­nia wciąż ist­nie­jącą lukę, skie­ro­wany jest bowiem przede wszyst­kim do czy­tel­nika zain­te­re­so­wa­nego Nor­wi­dem, pró­bu­ją­cego zro­zu­mieć jego dzieła, ale nie­bę­dą­cego spe­cja­li­stą zna­ją­cym róż­no­ra­kie kon­tek­sty i swo­bod­nie poru­sza­ją­cym się w boga­tej lite­ra­tu­rze przed­miotu.

Auto­rzy poszcze­gól­nych szki­ców to przed­sta­wi­ciele kilku poko­leń nor­wi­do­lo­gów – w tym tak zna­ko­mici bada­cze o uzna­nym dorobku i nie­kwe­stio­no­wa­nym auto­ry­te­cie, jak prof. Jadwiga Puzy­nina, prof. Ste­fan Sawicki i prof. Wła­dy­sław Stró­żew­ski – repre­zen­tu­jący nie­mal wszyst­kie naj­waż­niej­sze ośrodki naukowe w Pol­sce. Są to przy tym nie tylko lite­ra­tu­ro­znawcy: histo­rycy i teo­re­tycy lite­ra­tury oraz edy­to­rzy, lecz także języ­ko­znawcy, filo­zo­fo­wie i histo­rycy sztuki. Różne dys­cy­pliny naukowe, róż­no­ra­kie meto­do­lo­gie i szkoły inter­pre­ta­cyjne spra­wiają, że pre­zen­to­wana publi­ka­cja pozwala na lek­turę wybra­nych dzieł poety z roz­ma­itych per­spek­tyw oraz uwzględ­nia­nie ich aspek­tów geno­lo­gicz­nych, tek­sto­lo­gicz­nych, lin­gwi­stycz­nych, kul­tu­ro­wych, inter­tek­stu­al­nych itp.

Warto przy tym pod­kre­ślić, że tom zawiera nie tylko imma­nentne oraz mniej lub bar­dziej kon­tek­stowe inter­pre­ta­cje poje­dyn­czych wier­szy Nor­wida – od tych najbar­dziej zna­nych, dobrze zako­rze­nio­nych w świa­do­mo­ści czy­tel­ni­czej, a teraz czę­sto odczy­ty­wa­nych na nowo, z innych per­spek­tyw, jak [Coś ty Ate­nom zro­bił, Sokra­te­sie…], Fatum, For­te­pian Szo­pena, Mario­netki czy Moja ojczy­zna, po nie­mal nie­znane i prak­tycz­nie nie­ko­men­to­wane, jak [Na ofia­ro­wane sobie kwiaty] czy Szlach­cic – choć takie szkice, rzecz jasna, domi­nują i sta­no­wią zasad­ni­czą część pre­zen­to­wa­nej mono­gra­fii. Nie­któ­rzy bada­cze pod­jęli jed­nak próby inter­pre­ta­cji więk­szych cało­ści: poema­tów (Assunta, Pro­me­thi­dion i Quidam), dra­ma­tów (Tyr­tej – Za kuli­sami) oraz jed­nego z cykli poetyc­kich (humo­re­ski Co sły­chać? I co począć?), a także obszer­niej­szych utwo­rów pro­za­tor­skich (a kon­kret­nie: nowel Bran­so­letka i Styg­mat) i tek­stów dys­kur­syw­nych (jak wykłady o Juliu­szu Sło­wac­kim czy roz­prawka Zni­ce­stwie­nie narodu). Wie­lo­stronną reflek­sję nad dzie­łem Nor­wida nie­wąt­pli­wie wzbo­gaca też arty­kuł będący ana­lizą rysun­ko­wego auto­por­tretu Ipse ipsum. W pre­zen­to­wa­nej zbio­ro­wej mono­gra­fii czy­tel­nik znaj­dzie także z jed­nej strony wpro­wa­dza­jące do tomu opra­co­wa­nia o cha­rak­te­rze ogól­niej­szym, syn­te­ty­zu­ją­cym, z dru­giej zaś – zamy­ka­jące całość szkice mające cha­rak­ter szcze­gó­ło­wych mikro­ana­liz, sku­pione na kon­kret­nych, spra­wia­ją­cych trud­no­ści inter­pre­ta­cyjne frag­men­tach. Ta róż­no­rod­ność pod­da­nych oglą­dowi dzieł Nor­wida, czy­ta­nych przez auto­rów, dla któ­rych ważna jest idea „dogłę­bia­nia wyra­żeń”, pozwala uka­zać różne arty­styczne twa­rze poety i wyjść poza nie­zbyt bogaty szkolny kanon.

Wszyst­kich tych, któ­rym bli­ska jest twór­czość arty­styczna i myśl Cypriana Nor­wida, dla któ­rych jest to nie tylko nieco posą­gowy, a przez to daleki kla­syk, lecz także twórca auten­tycz­nie ważny i wciąż aktu­alny, mający wiele do powie­dze­nia rów­nież nam, żyją­cym na początku XXI wieku, z któ­rego dzieła – jak pod­kre­ślał Jan Paweł II – „ema­nuje świa­tło pozwa­la­jące wejść głę­biej w prawdę naszego bycia czło­wie­kiem, chrze­ści­ja­ni­nem, Euro­pej­czy­kiem i Pola­kiem”22, zapra­szam do lek­tury pre­zen­to­wa­nego tomu. Mono­gra­fia – dzięki ini­cja­ty­wie i sta­ra­niom Naro­do­wego Cen­trum Kul­tury – zna­la­zła się w serii Jubi­le­usze, pre­zen­tu­ją­cej życie i twór­czość wybit­nych oso­bo­wo­ści, usta­na­wia­nych przez par­la­ment patro­nami danego roku. W roku jubi­le­uszu dwóch­set­le­cia uro­dzin Cypriana Nor­wida zachę­cam do lek­tury arty­ku­łów zebra­nych w tym tomie, a przez to do spo­tka­nia z ich auto­rami, ale przede wszyst­kim z samym poetą, który w Rze­czy o wol­no­ści słowa obra­zowo zauwa­żył:

Dobrze jest mie­wać wzgląd na autora Kiedy się czyta – cóż za rzecz prze­dziwna Czy­ta­nie! – jako gałązka oliwna Lub mig­da­łowy kwiat.

(PWsz III, 129)23

„COŚ – Z PRAWD OGÓLNYCH”

„Coś – z prawd ogól­nych”

Norwid – jaki i dla kogo? Jadwiga Puzynina

Nor­wid – jaki i dla kogo?24

Jadwiga Puzy­nina

dzi­siej­szej Pol­ski oby­wa­te­lem nie jestem, tylko tro­chę-prze­szłej i dużo-przy­szłej

Cyprian Nor­wid

Ist­nieje bar­dzo wiele szcze­gó­ło­wych cha­rak­te­ry­styk Nor­wida jako poety i jako myśli­ciela. Oto cie­kaw­sze z nich: „poeta pań­stwo­wo­ści pol­skiej”, „wieszcz wol­nej Pol­ski”, „poeta kul­tury”, „poeta defi­ni­cji”, „poeta iro­nii”, „genialny ską­piec słowa”, „poeta i sztuk­mistrz”, „poeta wnę­trza miesz­kal­nego”, „poeta czło­wie­czeń­stwa”, „poeta atomu”, „poeta myśli”, „pisarz wieku kupiec­kiego i prze­my­sło­wego”, „poeta histo­rii”, „poeta dia­logu”, „poeta Biblii”, „poeta sumie­nia”, „poeta pisma”, „poeta wysiłku”, „stary poeta”, „mistrz nie­do­po­wie­dzeń”, „poeta sen­ten­cjo­nalny”, „poeta mil­cze­nia”, „poeta smutku”, „poeta ruin”25. Ich treść zależy w pew­nej mie­rze od zain­te­re­so­wań i poglą­dów auto­rów, od czasu i oko­licz­no­ści, w któ­rych powsta­wały. Moim zamia­rem jest poka­za­nie w Nor­wi­dzie myśli­cielu, poza jego ogólną cha­rak­te­ry­styką, przede wszyst­kim tego, co wydaje mi się w jego myśli i posta­wie życio­wej szcze­gól­nie ważne dla naszej współ­cze­sno­ści.

Żywy człowiek

Nor­wid to nie­prze­ciętny poeta, dra­ma­turg, pisarz, rów­nież ese­ista, felie­to­ni­sta, rewe­la­cyjny autor listów. Jest to także inte­re­su­jący malarz, gra­fik, rytow­nik, akwa­for­ci­sta i rzeź­biarz26. Jego bogata spu­ści­zna lite­racka i pla­styczna – poza nie­licz­nymi juwe­ni­liami – powsta­wała w ciągu 30 lat trud­nego życia na emi­gra­cji, po czę­ści spę­dza­nego w skraj­nym ubó­stwie, cier­pie­niach fizycz­nych i psy­chicz­nych, na które czę­sto się uskar­żał27, ale które prze­ży­wał rze­czy­wi­ście tak, jak to jako zasadę for­mu­ło­wał: „Cier­pieć – nie jest to gnu­śnieć, ale w zna­nym kie­runku ze świa­do­mo­ścią rze­czy wal­czyć” (PWsz VII, 24). Nie był czło­wie­kiem dosko­na­łym, miał liczne wady – jego nie­wąt­pliwy altru­izm wią­zał się na przy­kład ze sporą dozą ego­cen­try­zmu, a także z prze­sad­nie ostrym, emo­cjo­nal­nym oce­nia­niem osób i zbio­ro­wo­ści28; nie­jed­no­krot­nie sto­so­wały się i do niego, jak do każ­dego z nas, znane słowa św. Pawła: „Nie czy­nię bowiem dobra, któ­rego chcę, ale czy­nię to zło, któ­rego nie chcę” (Rz 7, 19). Bywał naiwny w swo­ich postu­la­tach i oce­nach, zarzuca się mu też brak peł­nej kon­se­kwen­cji w sądach. Jed­nakże są to roz­bież­no­ści zwią­zane po czę­ści po pro­stu z wie­lo­stron­no­ścią jego opi­sów i ocen (o czym dalej), po czę­ści – z w pełni wytłu­ma­czal­nymi zmia­nami poglą­dów, sys­te­mów war­to­ści na osi czasu. Przy­kła­dem może być jego zmiana sto­sunku do poję­cia ludz­ko­ści – w końcu lat czter­dzie­stych wyraź­nie je lek­ce­waży; pisze:

Ludz­ko­ści […], mówię, bez­po­śred­nio jest­żeś w sta­nie przy­czy­nić coś, utwo­rzyć, za-pro­du­ko­wać?… Żyć, mówię, dla niej jest­żeś zdolny? Nie! […]

Ale to, co twór­czego – ale to, co życie nie­cą­cego […] – to, mówię, tylko przez Narody dla ludz­ko­ści, na końcu naro­dów świata świ­ta­ją­cej […] (Odpo­wiedź kry­ty­kom „Listów o Emi­gra­cji”; PWsz VII, 35).

Póź­niej poję­cie ludz­ko­ści uznaje poeta za ważne i zobo­wią­zu­jące. W roku 1852 twier­dzi na przy­kład:

[…] ażeby z ducha się odro­dzić, to trzeba się na nowo udu­chow­nić i wyróż­nić tymi zna­mio­nami, po któ­rych ducha pozna­jemy, to jest zwy­cię­stwem-świata. […] tylko przez całość wyż­szą od tej, któ­rej się zaparło, powró­cić w praw­dzie można do niej – to jest przez Ludz­kość do Ojczy­zny. […] naród, co prze­stał wie­rzyć w sie­bie, coraz wię­cej tej wiary odzy­skuje w miarę, jak mu Ludz­kość cała mówi: „Oto i tu, i owdzie, na równi ze mną zwy­cię­ży­łeś – żyjesz – wsta­waj – bierz łoże twoje a chodź…” (Zmar­twych­wsta­nie histo­ryczne; PWsz VI, 614–615).

Nor­wid ma swoje wady, ale jest czło­wie­kiem o wiel­kiej sile prze­ko­nań opar­tych na war­to­ściach chrze­ści­jań­skich i pla­toń­skich zara­zem, prze­kła­da­ją­cych się – co ważne – na zdrowe pro­gramy życia jed­no­stek i zbio­ro­wo­ści. Pro­gramy te, zamy­ka­jące się w ide­ach Prawdy, Dobra i Piękna, a zara­zem prze­sła­nia ewan­ge­licz­nego, gło­sił z pasją i talen­tem w poezji, w pro­zie lite­rac­kiej i publi­cy­stycz­nej, w listach. Postawy życiowe, do któ­rych poeta nama­wiał swo­ich dzie­więt­na­sto­wiecz­nych „ziom­ków”, są obec­nie wysoko oce­niane i pro­mo­wane, zwłasz­cza przez tych, któ­rym bli­ski jest huma­nizm, a wielka część kry­tyki poety skie­ro­wa­nej na to, co się działo z kul­turą euro­pej­ską i ze spo­łe­czeń­stwem pol­skim w jego cza­sach, oka­zuje się zdu­mie­wa­jąco aktu­alna i dziś. Nor­wid tak pisał o tym, co nale­ża­łoby zmie­nić w posta­wach i zacho­wa­niach ludzi XIX wieku (a co w dużej mie­rze można by odnieść i do wie­ków następ­nych):

Nie trze­baż to nam jesz­cze filo­zo­fię uczło­wie­czyć, poli­tykę i eko­no­mię uchrze­ści­ja­nić, prak­tyki reli­gijne odser­decz­nić – choćby w nas samych? – salo­nowe formy upro­sto­dusz­nić, a rubasz­ność gminną wznieść nad poziom?! Jesz­cze prze­cież w postę­pie pogwał­co­nym lub opóź­nio­nym, jakby antro­po­fagi, spy­chamy star­ców, a mło­dzień­com dostępu nie dajemy, jesz­cze bibułą dru­ko­waną zakle­jamy sobie oczy, a słowa natury i liter pal­cem pisa­nych Bożym czy­tać zanie­cha­li­śmy. Jesz­cze ja sam widzia­łem, jak czcion­kami oło­wia­nymi strzelby nabi­jano na bra­to­bój­czy okrzyk […]. Jesz­cze się pchamy, jesz­cze się wałę­samy, mię­dzy tą cywi­li­za­cją atra­dy­cyjną, któ­rej wielka prak­tycz­ność jest czę­sto wielce nie­po­czciwa, a pomię­dzy naszą uko­chaną cywi­li­za­cją tra­dy­cyjną, któ­rej wielka poczci­wość jest wielce nie­prak­tyczną, jesz­cze, jed­nym sło­wem, jeste­śmy DOPIERO ludźmi XIX wieku (O Juliu­szu Sło­wac­kim; PWsz VI, 418).

Warty przy­po­mnie­nia jest dwu­zw­rot­kowy wiersz Omyłka z cyklu Vade-mecum, który się rów­nież odbiera, jakby był pisany dla ludzi „DOPIERO” XX i XXI wieku:

Suk­ces boż­kiem jest dziś – on czar­no­księ­stwo Swe roz­wi­nął jak globu kartę; Ustą­piło mu nawet i Zwy­cię­stwo Sta­ro­żytne – wiecz­nie coś warte!

*

Aż spo­strzeże ten tłum u swej mogiły, Aż obłędna ta spo­strzeże zgraja:Że – Zwy­cię­stwo wytrzeź­wia ludz­kie siły,Gdy Suk­ces, i ow­szem… roz­paja!…

(PWsz II, 122)

Nor­wid był teo­re­ty­kiem, a zara­zem uta­len­to­wa­nym prak­ty­kiem słowa, przed któ­rym sta­wiał wyso­kiej miary zada­nia29. Mówił o jego nie­zwy­kłej, róż­no­rod­nej w swo­ich prze­ja­wach sile, a zara­zem siłą tą w prak­tyce wła­dał. Pod­kre­ślał szcze­gól­nie waż­ność myśli i prze­kazu war­to­ści, ale nie lek­ce­wa­żył też jako­ści formy. Pisał:

Tchnąć możesz bez litery i bez jej uzna­nia, Ale dać nic nie zdo­łasz: ona rękę skła­nia. Ludy, cho­ciaż mniej zdolne, choć płyt­kie natchnie­niem, Skoro lite­rze wierne, zgłu­szą cię swym cie­niem […].

(Rzecz o wol­no­ści słowa; PWsz III, 605)

Siła Nor­wi­do­wej „litery” to bogac­two słow­nic­twa, róż­no­rod­ność gier słow­nych, oręż iro­nii30, a także do nie­dawna mało zauwa­żana obec­ność komi­zmu i humoru31. Warto przy­po­mnieć, że w tek­stach iro­nicz­nych i humo­ry­stycz­nych poeta nie­jed­no­krot­nie uka­zuje dewa­lu­ację „wiel­kich słów”, uży­wa­nych bądź to bez­myśl­nie – jako ste­reo­ty­powe fra­zesy, bądź mani­pu­la­cyj­nie – dla uka­za­nia nadawcy jako czło­wieka o wyso­kim pozio­mie inte­lek­tu­al­nym czy też moral­nym.

„Buntownik”, indywidualista

Za życia jako arty­sta i myśli­ciel nie­do­ce­niany i lek­ce­wa­żony, nie­ustan­nie, bar­dzo świa­do­mie prze­kra­czał kon­wen­cje swo­jego czasu, ota­cza­ją­cej go kul­tury (nazy­wa­nej przez niego zawsze „cywi­li­za­cją”)32.

Już w samym posłu­gi­wa­niu się języ­kiem nie pod­da­wał się (jak to okre­ślał) „potul­nej bier­no­ści” i sta­rał się „coś od sie­bie dodać” (PWsz VI, 431), two­rząc liczne neo­lo­gi­zmy33 oraz neo­se­man­ty­zmy, odświe­ża­jąc archa­izmy, wyko­rzy­stu­jąc róż­no­rodne style, mody­fi­ku­jąc związki fra­ze­olo­giczne i kon­struk­cje skła­dniowe, lek­ce­wa­żąc wska­za­nia ówcze­snej kul­tury języka w zakre­sie orto­gra­fii i inter­punk­cji; sprze­ci­wiał się nor­mom języ­ko­wym, bro­niąc zapo­ży­czeń, wyśmie­wa­jąc to, co uwa­żał za puryzm języ­kowy (nazy­wany przez niego „pury­ta­ni­zmem”). Pisał:

Nad­mie­nię tylko moje oso­bi­ste prze­ko­na­nie, że pury­ta­nizm-językaà tout prix uwa­żam za rzecz śmier­telną. Wolę hel­le­ni­zmy i laty­ni­zmy niż pury­ta­nizm sło­wiań­ski, na któ­rym ażeby się ogra­ni­czyć, nale­ża­łoby pierw z filo­zo­fią, z fizjo­lo­gią, z histo­rią i z poli­tyką zerwać zupeł­nie, dla­tego iż słów ku temu swoj­skich nie ma (list do Toma­sza Augu­sta Oli­za­row­skiego z 1863 r.; PWsz IX, 95);

[…] jak histo­ria histo­rią, nie było żad­nego języka, który by bez obco­wa­nia z dru­gim dawał żywotne następ­stwa (list do Wła­dy­sława Cichor­skiego z 1873 r.; PWsz X, 16).

Restryk­cyjne sto­so­wa­nie sztyw­nych pra­wi­deł języ­ko­wych odrzu­cał także dla­tego, że mogą one ogra­ni­czać twór­ców – zwłasz­cza wybit­nych, tych, któ­rzy są praw­dzi­wymi „Auto­rami” i któ­rzy „idą w ciem­ność, by wydrzeć jej świa­tło” (por. PWsz III, 594). W liście do Juliana Fon­tany z 1866 roku pod­kre­ślał:

Jesz­cze się nikomu nie śniło o gra­ma­tyce, kiedy już były arcy­dzieła – HOMER BYŁ!!!

Dla­tego są prawa star­sze i krzep­kie wię­cej daleko od pisowni i gra­ma­tyki. Ow­szem – powo­ła­niem sta­now­czym arcy­dzieł jest być nie­ustan­nie po-nad-gra­ma­tycz­nymi, i takimi przeto były, są i będą we wszyst­kich języ­kach i we wszyst­kich całego świata lite­ra­tu­rach (PWsz IX, 209).

W swo­jej twór­czo­ści lite­rac­kiej poeta znany jest z prze­kra­cza­nia ówcze­snych podzia­łów geno­lo­gicz­nych, gier z kon­wen­cjami gatun­ko­wymi34, „form poru­szo­nych”, zwią­za­nych z cha­rak­te­ry­styczną dla niego „wie­lo­per­spek­ty­wicz­no­ścią” ujęć35, a także z posu­nię­tej dalej, niż to prze­wi­dy­wały ówcze­sne prądy lite­rac­kie, uni­wer­sa­li­za­cji i para­bo­li­za­cji tre­ści dra­ma­tów, poema­tów, wier­szy. Nor­wi­do­lo­dzy tro­piący prze­jawy nowo­cze­sno­ści Nor­wida jako poety i myśli­ciela zwra­cają uwagę na pewną „deper­so­na­li­za­cję pod­miotu mówią­cego” w jego twór­czo­ści36, zwią­zaną z powo­ły­wa­niem się na bli­skie mu myślowo auto­ry­tety (co zbliża lite­ra­turę do nauki), a także z two­rze­niem tak zwa­nej poezji dys­ku­sji nie­usta­ją­cej, mię­dzy innymi poprzez wpro­wa­dza­nie do wier­szy lirycz­nego „ty”37 oraz licz­nych zdań pytaj­nych38. Oto frag­ment wier­sza Tym­cza­sem, sta­no­wiący przy­kład takiej dys­ku­sji:

3

Cóż się już nie wra­cało, Odkąd na ten świat patrzę ? – Rze­czy­wi­sto­ścią całą Jestże entr’acte w teatrze?

4

Życie – czy zgonu chwilką? Mło­dość – czy dniem siwi­zny? A Ojczy­zna – czy tylko Jest tra­ge­dią-ojczy­zny?

(PWsz II, 41)

Do prze­ja­wów nowo­cze­sno­ści Nor­wida zali­czana bywa rów­nież zna­mienna dla jego twór­czo­ści wie­lo­kul­tu­ro­wość39, która jest waż­nym prze­ja­wem sze­ro­kich zain­te­re­so­wań Nor­wida, a także waga, jaką przy­kła­dał do dobrej komu­ni­ka­cji mię­dzy­ludz­kiej. Rozu­miał on zna­cze­nie dia­logu, który chęt­niej nazy­wał „roz­mową”, także wtedy, kiedy part­ner był opo­nen­tem. W wielu swo­ich utwo­rach poetyc­kich, rów­nież w pro­zie publi­cy­stycz­nej i epi­sto­lar­nej, cza­sem bar­dzo emo­cjo­nal­nie kry­ty­ko­wał brak rozu­mie­nia i odzewu na wypo­wie­dzi ważne, mądre40. We wstę­pie do Zwo­lona nazwał poeta pozorne dia­logi ludzi nie­ro­zu­mie­ją­cych się nawza­jem, cha­rak­te­ry­styczne dla tego dra­matu, „mono­lo­giem róż­no­gło­sym”41. Jed­no­cze­śnie zda­wał sobie sprawę z ist­nie­nia nie­ła­twych dla czło­wieka sytu­acji widze­nia w sobie dwóch róż­nych pod­mio­tów, ujaw­nia­ją­cych się cza­sem w pozor­nych mono­lo­gach, sta­no­wią­cych w rze­czy­wi­sto­ści zapisy wewnętrz­nych dia­lo­gów. W liście do Micha­liny z Dzie­koń­skich Zale­skiej z 1862 roku pisał: „[…] mam w natu­rze, iż każde zja­wi­sko napo­tkane przy­po­mina mi zaraz odpo­wied­nią mu sprzecz­ność, i ta iro­nia jest duchowi mojemu tak jako Mefi­sto­fe­les Fau­stowi towa­rzy­sząca. Każdą rzecz piękną skoro spo­tkam, przy­po­mina mi się zaraz szka­rad­ność jej prze­ciwna – i odwrot­nie. Zali to Czy­ściec jest albo Pie­kła zawia­nie? – nie wiem” (PWsz IX, 61).

Nauczyciel życia na serio

Wśród neo­lo­gi­zmów Nor­wida znaj­duje się jeden rzadko spo­ty­kany: gra­ma­tyczny. Cho­dzi o słowo „serio”, które prócz typo­wych użyć w funk­cjach przy­słówka i przy­miot­nika ponad 30 razy poja­wia się jako rze­czow­nik, w zna­cze­niu ‘poważ­nych spraw lub poważ­nego zacho­wa­nia, w tym poważ­nego wypo­wia­da­nia się ludz­kiego’. Jest to jedno ze słów klu­czy słu­żą­cych Nor­wi­dowi do zabie­ra­nia głosu na tematy szcze­gól­nie dla niego ważne. Bo według niego: „[…] ile­kroć się ini­cja­tywy nie uzna, tyle­kroć żadne przed­się­wzię­cie ciągu mieć nie może i odpo­wie­dzial­ność znika. A gdzie nie ma ciągu i odpo­wie­dzial­no­ści, tam nie ma serio – a gdzie nie ma serio, tam jest nie­szczę­ście” (list do Józefa Boh­dana Zale­skiego z 1869 r., PWsz IX, 395).

W eseju Zni­ce­stwie­nie narodu pisze: „[…] gdyby tra­ge­dia była serio, tedy mia­łaby tylko sam ciąg i roz­wój (albo­wiem serio jest to wła­śnie sam ciąg i roz­wój […]” (PWsz VII, 90). Jak widać, postu­lo­wane przez poetę serio wiąże się z kolej­nym nie mniej waż­nym dla niego poję­ciem ciągu, obej­mu­ją­cym nale­żące do prze­szło­ści momenty zbio­ro­wych lub jed­nost­ko­wych zacho­wań god­nych uzna­nia z punktu widze­nia moral­no­ści. Czło­wiek trak­tu­jący życie serio powi­nien się poczu­wać, zda­niem Nor­wida, do sta­wa­nia się kolej­nym ogni­wem tak poję­tego ciągu histo­rii swego narodu. To każe mu słu­chać głosu sumie­nia, a tym samym być na różne spo­soby aktyw­nym w służ­bie czło­wie­kowi i spo­łecz­no­ści. Waż­nym prze­ja­wem aktyw­no­ści jest sto­su­nek czło­wieka do war­to­ści, nie tylko ich reali­zo­wa­nie, lecz także ich zde­cy­do­wany wybór: akcep­ta­cja lub odrzu­ce­nie.

Z nega­tyw­nie oce­nia­nym bra­kiem aktyw­no­ści łączy też Nor­wid indy­fe­ren­tyzm i obo­jęt­ność. Ostre potę­pie­nie bier­no­ści widzów walk gla­dia­to­rów pada z ust Spar­ta­kusa:

– Sie­dli­ście, głazy, w gła­zów kole, Aż mchu poro­śnie na was sierć: […] – Sie­dli­ście, głazy, w gła­zów kole: Całe już życie wasze – śmierć!

(PWsz I, 286)

W roli syno­nimu aktyw­no­ści poja­wia się też w twór­czo­ści Nor­wida „życie”. W Odpo­wie­dzi kry­ty­kom „Listów o Emi­gra­cji” poeta pisze: „Życie – jest to przy­to­mość [tj. żywe uczest­ni­cze­nie w tym, co się w danym śro­do­wi­sku dzieje – J.P.], a przy­tom­ność – obec­ność, a obec­ność jest jaw­ność, z któ­rej rośnie sumie­nie, więc moc, więc krzep­kość wielo-woli…” (PWsz VII, 39).

Tak rozu­miana aktyw­ność sta­nowi o prze­wa­dze obo­wiąz­ków42 nad pra­wami w spoj­rze­niu Nor­wida na życie czło­wieka.

Norwidowski człowiek: jego moralność i wiara

Wszystko zaczyna się od czło­wieka, któ­rego istotę widział Nor­wid w całej zło­żo­no­ści43. Oso­bo­wość czło­wieka jest klu­czowa dla jego wła­snego losu, ale też oso­bo­wo­ści poszcze­gól­nych jed­no­stek decy­dują o tym, jak kształ­tują się losy naro­dów i całej ludz­ko­ści. Serio, ciąg, sumie­nie i obo­wią­zek wpro­wa­dzają nas w krąg moral­no­ści, która sta­nowi dla poety jeden z naj­waż­niej­szych pro­ble­mów życia jed­no­stek i zbio­ro­wo­ści. Nor­wid zdaje sobie sprawę ze zło­żo­no­ści pro­ble­mów moral­nych we współ­cze­snym jemu (a prze­cież i nam) świe­cie. Pisze, dając wyraz swoim wąt­pli­wo­ściom:

Chrze­ści­jań­ska moral­ność pozo­stała na sta­no­wi­sku swoim pierw­szym… a tym­cza­sem spo­łecz­ność chrze­ści­jań­ska i cywi­li­za­cja dodały: I. bogac­two i koniecz­ność bogac­twa i zbo­ga­ca­nia się; II. prze­mysł-osten­ta­cję; III. gwałty przy­śpie­szeń mecha­nicz­nych i komu­ni­ka­cyj­nych; IV.jaw­ność etc., etc., etc. Skoro zaś objęło się tyle żywio­łów pier­wot­nemu ustro­jowi chrze­ści­jań­skiego ciała obcych, MORAL­NOŚĆ… czy sto­sow­nie roz­sze­rzyła się?? Czy w moral­ność-spo­łeczną ona roz­ro­sła się? (list do Augu­sta Ciesz­kow­skiego z 1871 r.; PWsz IX, 478).

Więk­szość słów nale­żą­cych w pismach Nor­wida do rodziny sło­wo­twór­czej „moral­no­ści” wiąże się ze zna­cze­niem dzi­siej­szym: ‘zasad postę­po­wa­nia odno­szo­nych do pojęć dobra świad­czo­nego ludziom i/lub zgod­nego z tymi zasa­dami postę­po­wa­nia’; czę­sto łączy je poeta z ogól­niej­szym, chrze­ści­jań­skim rozu­mie­niem ducho­wo­ści, któ­rej ele­men­tem są wyżej wymie­nione zasady. Przy­kła­dem takich użyć mogą być frag­menty eseju Zmar­twych­wsta­nie histo­ryczne: „Duchem-narodu jest moralna-całość narodu. […] Woj­sko nawet […], o ile moral­nej jest cało­ści w tej lubo na pozór naj­ma­te­rial­niej­szej orga­ni­za­cji, […] jest wła­ściwą sobie pro­por­cją cnoty jakiejś ducho­wej, np. posłu­szeń­stwa” (PWsz VI, 613). Bar­dzo wyraź­nie ujaw­nia się w tej wypo­wie­dzi – i w wielu innych – nacisk Nor­wida na moral­ność spo­łeczną, rozu­mianą jako ‘ducho­wość i z nią zwią­zane zasady postę­po­wa­nia wła­ściwe całym spo­łecz­no­ściom’; jak widać – z naro­dami i woj­skiem włącz­nie.

Pod­kre­śla­jąc, że „– «Czło­wiek?… jest to kapłan bez­wiedny / I nie­doj­rzały…»” (PWsz II, 33), poeta zwraca uwagę na waż­ność pracy czło­wieka ukie­run­ko­wa­nej na doj­rze­wa­nie wła­sne i innych, na kształ­to­wa­nie sumień44 i cha­rak­te­rów, na to na przy­kład, czy jed­nostki i zbio­ro­wo­ści będą rozu­miały istot­ność prawdy45, przede wszyst­kim w jej sen­sie etycz­nym, czy będą wła­ści­wie reago­wać na jej prze­ci­wień­stwa w postaci zagra­ża­ją­cego czło­wie­kowi i spo­łe­czeń­stwom fał­szu, kłam­stwa, czy będą też rozu­miały waż­ność prawdy w sen­sie epi­ste­micz­nym, prawdy po czę­ści opar­tej na wie­dzy, po czę­ści – w jej sen­sie trans­cen­dent­nym – na wie­rze, o tre­ści nie w pełni jasnej, „przy­bli­żo­nej” (ale umac­nia­nej prze­sła­niem Ewan­ge­lii i siłą intu­icji). Ważne słowa Nor­wida doty­czące naszych moż­li­wo­ści poznaw­czych padają w eseju Mil­cze­nie:

Zaś co do dzia­ła­nia przez przy­bli­że­nie (appro­xi­ma­tive), te – wydawa mi się być naj­wła­ści­wiej donio­słym atry­bu­tem ducha ludz­kiego. Nie wiem, zaprawdę, czyli jest jaka forma dzia­łal­no­ści umy­sło­wej odpo­wied­niej­sza poło­że­niu naszemu, jak przy­bli­że­nie! Jeste­śmy w każ­dym zmy­śle i rozmy­śle naszym oto­czeni krysz­ta­łem prze­zro­czy­stym, ale u-obłęd­nia­ją­cym poglądy nasze. […] można by nawet rzec, iż dzia­ła­nie przez przy­bli­że­nie nie jest dla nas przy­pad­kiem, lecz pod­bi­tym sobie warun­kiem (PWsz VI, 226–227).

Poecie zależy na chrze­ści­jań­stwie otwar­tym, wyraź­nie eku­me­nicz­nym – wyra­zem tego jest mię­dzy innymi wiersz Do emira Abd el Kadera w Damaszku, w któ­rym czy­tamy:

1

Współ­cze­snym zacnym oddać cześć, To jakby cześć Bożej pra­wicy; I ser­cem dobrą przy­jąć wieść, To jakby duch – łonem Dzie­wicy.

2

Więc hołd, Emi­rze, przyjm daleki, Któ­ryś jak puklerz Boży jest; Niech łzy sie­roty, łzy kaleki, Zabły­sną Tobie, jakby chrzest.

(PWsz I, 326)

Zależy też Nor­wi­dowi na chrze­ści­jań­stwie w pew­nym sen­sie demo­kra­tycz­nym, dopusz­cza­ją­cym wewnętrzną kry­tykę spo­sobu reali­za­cji zasad ewan­ge­licz­nych przez człon­ków Kościoła46.

Poru­sza­ją­cym przy­kła­dem Nor­wi­do­wej reali­za­cji chrze­ści­jań­skiej miło­ści bliź­niego i dba­ło­ści o życie spo­łeczne Pola­ków było two­rze­nie przez poetę pro­jek­tów róż­nego typu sto­wa­rzy­szeń cha­ry­ta­tyw­nych i insty­tu­cji w różny spo­sób upo­mi­na­ją­cych się o „usza­no­wa­nie czło­wieka”47. Smutne jest to, że żadna z tych oby­wa­tel­skich ini­cja­tyw nie została przez spo­łecz­no­ści pod­jęta i zre­ali­zo­wana.

O zadaniach sztuki i właściwym do nich stosunku

W przed­mo­wie do Pro­me­thi­diona Nor­wid tak zapo­wiada główny temat tego poematu:

II

W dia­logu pierw­szym idzie o formę, to jest Piękno, W dru­gim o treść, to jest o Dobro, i o świa­tłość obu, Prawdę.

III

W oby­dwóch dia­lo­gach – o zyska­nie uzna­nia potrzeby i powagi jak naj­ży­wot­niej­szej i jak naj­roz­cią­glej­szej dla tego, co Sztuką się nazywa […] (PWsz III, 429).

O szczyt­nych zada­niach sztuki w życiu narodu pisze poeta w wier­szo­wa­nym wstę­pie do Pro­me­thi­diona:

O! sztuko – Wiecz­nej tęczo Jeru­za­lem, Tyś jest przy­mie­rza łukiem – po poto­pach Histo­rii – tobie gdy ofiary palem, Wraz się jagnięta pasą na oko­pach…

*

Ty – wtedy skrzy­dła roz­ta­czasz zło­cone, W świą­tyni Pań­skiej oknach, szyb kolo­rem, Jakby lita­nie cicho skrysz­ta­lone, Co na Anio­łów cze­kają wie­czo­rem.

*

Tak jesteś – czasu ciszy; czasu burzy Ty się zamie­niasz w ton – cze­kasz w try­bu­nie, Aż się sumie­nie kształ­tem wymar­mu­rzy, Pod­nie­sie czoło – i fałsz w proch aż runie!

*

Tak jesteś – czasu burzy; czasu gromu Tyś boha­ter­stwa bez­wied­nym rumień­cem, Z orłami hufce pro­wa­dzisz do domu I nad gro­bow­cem, biała, sta­jesz z wień­cem…

(PWsz III, 427–428)

Szcze­gól­nie istotną dla Nor­wida dzie­dziną sztuki jest oczy­wi­ście poezja, jej poświęca on naj­wię­cej swo­ich wypo­wie­dzi. Przede wszyst­kim należy przy­po­mnieć jego pod koniec życia wypo­wie­dziane słowa z wier­sza Do Bro­ni­sława Z. (tj. do Bro­ni­sława Zale­skiego, naj­bliż­szego w tym cza­sie przy­ja­ciela Nor­wida):

„Co piszę?” – mnie pyta­łeś; oto list ten piszę do Cie­bie – Zaś nie powiedz, iż drobną szlę Ci dań – tylko poezję! Tę, która bez złota uboga jest – lecz złoto bez niej, Powia­dam Ci, zaprawdę jest nędzą-nędz… Znik­nie i prze­peł­znie obfi­tość roz­ma­ita, Skarby i siły prze­wieją, ogóły całe zadrżą, Z rze­czy świata tego zostaną tylko dwie, Dwie tylko: poezja i dobroć… i wię­cej nic… Umie­jęt­ność nawet bez dwóch onych zbled­nieje w papier, Tak nie­błahą są dwójcą te sio­stry dwie!

(PWsz II, 238)

Pięć koń­co­wych, ogól­nie zna­nych wer­sów tej strofy, uzna­ją­cych dobroć i poezję za naj­waż­niej­sze war­to­ści, może dzi­wić tych wszyst­kich, któ­rzy słabo znają poglądy Nor­wida i na poezję, i na dobroć, a sami zwłasz­cza pierw­szej z nich nie trak­tują jako istot­nej war­to­ści. Mogą też budzić sprze­ciw tych, któ­rzy sta­wiają na naukę jako główną dźwi­gnię postępu. Ale na pewno myśli te warte są głęb­szej reflek­sji…

Mniej znane są słowa – także dla wielu kon­tro­wer­syjne – o tym, że złoto bez poezji „zaprawdę jest nędzą-nędz”. Jest to nie­wąt­pli­wie prze­sadne okre­śle­nie, ale jed­no­cze­śnie prze­jaw tego, jak wysoko oce­niał Nor­wid poezję. Taka ocena wią­zała się z przy­mio­tami, jakie poeta „praw­dzi­wej poezji” przy­pi­sy­wał.

Zarówno wstęp do Vade-mecum, jak i liczne uzu­peł­nia­jące go uwagi, roz­siane po całej twór­czo­ści Nor­wida, zawie­rają sze­reg postu­la­tów wobec „nowej epoki poezji”, którą poeta chciał zapo­cząt­ko­wać swoim cyklem wier­szy o zna­mien­nym tytule, tłu­ma­czą­cym się jako „Pójdź ze mną”48. Jego zda­niem nale­ża­łoby ogra­ni­czyć malar­ską opi­so­wość „pie­śni natury”, cha­rak­te­ry­styczną dla czę­ści poezji roman­tycz­nej (co sam czy­nił w wier­szach swo­jego prze­ło­mo­wego cyklu – i nie tylko w nich), jak też tema­tykę zwią­zaną z fan­ta­zją i marze­niami, przejść do „pie­śni histo­rii”, a tym samym sku­pić się na pro­ble­mach dla wszyst­kich waż­nych, nale­żą­cych do ludz­kiej rze­czy­wi­sto­ści, na praw­dzie o niej.

„Pieśń a prak­tycz­ność – jedno, zarę­czone / Jak mąż i dziewka w obli­czu wiecz­no­ści” – pisał poeta w Pro­me­thi­dio­nie (PWsz III, 440). Doma­gał się łącze­nia tego, co mate­rialne, z tym, co duchowe, a dostrze­gał reali­za­cję tego postu­latu w poezji ludo­wej, nazy­wa­nej przez niego „pie­śnią gminną”, poezji, która, jak o tym pisze w wier­szu Kolebka pie­śni, „wsz­częła się […] jakby z dna / Uspo­ko­jo­nej na skroś głębi” (PWsz II, 115).

Mot­tem do Rze­czy o wol­no­ści słowa jest cha­rak­te­ry­styczna dla Nor­wida myśl doty­cząca tema­tyki poezji: „Są, któ­rzy uczą, iż dla poezji trzeba przed­mio­tów, które nie byłyby suche i nie­wdzięczne… Poezja ta, co ażeby była poezją, potrze­buje przed­mio­tów nie­su­chych… i czeka na wdzięczne, nie należy do mojej kom­pe­ten­cji” (PWsz III, 557).

Zgod­nie z tre­ścią tego motta, a także zapo­wie­dzią prze­łomu w pol­skiej poezji ze wstępu do Vade-mecum, pierw­szą pieśń Rze­czy o wol­no­ści słowa koń­czy poeta po czę­ści iro­niczną strofą:

Poprzed­nicy!… poeci! – pisa­rze wymowni – Ośpie­wali już wszelki wdzięk ojczy­stej ziemi, Źró­dło każde, i brzozę z włosy zie­lo­nemi, Wsze­laką sto­kroć polną, każdy liść sto­kroci, Tęczę – rosę – i pro­mień zorzy, co je złoci: Tak – że mnie nie zostało… jedno mieć na pie­czy Pro­sty, spólny inte­res pospo­li­tej… rze­czy49.

(PWsz III, 566)

Rzecz o wol­no­ści słowa wyraź­nie reali­zuje tę i wcze­śniej­sze zapo­wie­dzi poety – poświę­cona jest w cało­ści „praw­dom wal­nym” czło­wieka i spo­łecz­no­ści, jest też w dużej czę­ści „pie­śnią histo­rii”, histo­rii słowa.

„Chwilę kry­tyczną” poezji pol­skiej łączy też Nor­wid z bra­kiem w twór­czo­ści poprzed­ni­ków zain­te­re­so­wa­nia pro­ble­ma­tyką moralną, to jest tym, co jego zda­niem powinno nale­żeć do obo­wiąz­ków zarówno jed­no­stek, jak i zbio­ro­wo­ści ludz­kich. Czy­tamy o tym mię­dzy innymi we wzmian­ko­wa­nym już wstę­pie do Vade-mecum:

Wielcy i słynni poprzed­nicy moi, zaiste, że jeżeli nie wię­cej, niż mogli, to dopeł­nili wszyst­kiego, co można było. Wsze­lako: szkoła ta, cechu­jąca się roz­ja­śnia­niem i wyro­ko­wa­niem o sze­ro­kich histo­rycz­nych sytu­acjach lub o pra­wach narodu, nie miała zapewne dosyć czasu, aby w utwo­rach jej strona obo­wiąz­ków, strona moralna, znaczne zaj­mo­wała miej­sce… W ogóle lite­ra­tury naszej mora­li­ści zbyt szczu­płym są zastę­pem dla­tego, że poło­że­nie narodu daje wię­cej folgi gło­som o prawa woła­ją­cym niźli zaj­mu­ją­cym się obo­wiąz­kami (PWsz II, 9–10).

Tak pro­mo­wana przez Nor­wida mora­li­styka jest w więk­szo­ści jego tek­stów, zwłasz­cza tych lite­rac­kich, prze­ka­zem bar­dzo prze­my­śla­nym, poda­wa­nym w para­bo­lach, dia­lo­gach, wypo­wie­dziach pozy­tyw­nych lub nega­tyw­nych boha­te­rów, czę­sto z wyko­rzy­sta­niem iro­nii, meta­for, porów­nań, para­dok­sów, puent. Także w mora­li­styce zawar­tej w pro­zie epi­sto­lar­nej i publi­cy­stycz­nej można zna­leźć wiele wypo­wie­dzi zarówno mądrych, jak i świet­nie sfor­mu­ło­wa­nych, sta­no­wią­cych dziś tak zwane skrzy­dlate słowa, czę­sto cyto­wane, jak na przy­kład te o ojczyź­nie jako zbio­ro­wym obo­wiązku czy też cier­pie­niu, które nie ma być gnu­śno­ścią, ale walką. Do samego Nor­wida sto­sują się słowa o „praw­dzi­wej poezji” ze wstępu do Rze­czy o wol­no­ści słowa, poezji, która „[…] była, jest i będzie ponie­kąd ini­cja­cją: dla­tego, że może we dwóch wier­szach skre­ślić całą Epokę, a obraz i pomnik zbli­żyć jed­nym wyra­że­niem. Sta­ro­żytni tę po szcze­góle50 wier­sza formę zwali «wier­szami-zło­tymi»…” (PWsz III, 560).

Wolność i niewola

Bar­dzo istotne w ogól­nym Nor­wi­do­wym myśle­niu o czło­wie­czeń­stwie jest dostrze­ga­nie wagi tego, czym jest ludzka wol­ność – i nie­wola. Wypo­wie­dzi im poświę­cone, podob­nie jak te doty­czące prawdy, uka­zują głę­bię i wie­lo­stron­ność myśli poety, sku­pio­nych na waż­nych dla niego sło­wach, na przy­kład:

Czło­wiek, ażeby pod ota­cza­ją­cymi go warun­kami wol­nym był, musi mieć za co żyć i za co umie­rać […] (PWsz VI, 609).

Nie mogę tu albo­wiem zapo­mnieć wzoru Sokra­tesa, który obra­że­nie od kaj­dan wytło­czone na nodze uwa­żał za treść i za przy­kład popie­ra­jący rzecz o bólu i sto­sunku bólu do żywota, panu­jąc wyraź­nie tym spo­so­bem nad fatal­no­ścią poło­że­nia, ow­szem, rosnąc w wol­no­ści nie do poko­na­nia pew­nej sie­bie (PWsz III, 366).

Cha­rak­te­ry­styczne jest poświę­ca­nie przez poetę uwagi zarówno war­to­ściom pozy­tyw­nym (które pro­muje), jak i ich antywar­to­ściom (które zde­cy­do­wa­nie pięt­nuje). Nor­wid dostrzega ponadto wie­lo­znacz­no­ści tych wszyst­kich war­to­ści i antywar­to­ści, ich uza­leż­nie­nia przy­czy­nowe, sytu­acyjne, kul­tu­rowe, ich wpływ nie tylko na życie spo­łeczne, ale także na stany psy­chiczne jed­no­stek51.

W moich roz­wa­ża­niach doty­czą­cych wol­no­ści i nie­woli z koniecz­no­ści ogra­ni­czę się do zwró­ce­nia uwagi tylko na to, co w myśli Nor­wida szcze­gól­nie ude­rza­jące, a zara­zem powią­zane z fun­da­men­tami jego filo­zo­fii życio­wej: w dużej czę­ści użyć oba te wyrazy odno­szą się do czło­wieka lub do związku wol­no­ści indy­wi­du­al­nej z wol­no­ścią spo­łeczną czy też naro­dową.

Tym, na co poeta szcze­gól­nie zwraca uwagę, jest zwią­zek okre­śla­nych przez te słowa pojęć z celami, jakie czło­wiek sobie sta­wia: „Bo wol­ność?… jest to celem prze­tra­wie­nie / Docze­snej formy. Oto wyzwo­le­nie!…” (PWsz III, 377), a „Nie­wola – jest to formy posta­wie­nie / Na miej­sce celu. – Oto uci­śnie­nie…” (PWsz III, 376). Formą, o któ­rej tu mowa, jest według Nor­wida wszystko to, co ogra­ni­cza lub krę­puje czło­wieka, spo­łe­czeń­stwo i naród w ich życiu, myśle­niu, posta­wach pod­po­rząd­ko­wa­nych dobru moral­nemu. Ogra­ni­cze­nia te mogą pocho­dzić z zewnątrz, sta­no­wić różne rodzaje prze­mocy ludz­kiej i insty­tu­cjo­nal­nej, ale też być prze­ja­wem znie­wo­le­nia wewnętrz­nego czło­wieka lub całych spo­łecz­no­ści, mogą mieć postać nałogu czy też zbyt­niego ule­ga­nia war­to­ściom hedo­ni­stycz­nym52, cza­sem nie­do­ra­sta­nia do postu­lo­wa­nego przez Nor­wida hero­izmu życio­wego. A celem może być któ­raś z wyso­kich war­to­ści ducho­wych, uzdal­nia­jąca do prze­zwy­cię­ża­nia róż­nego rodzaju tak poję­tych form. Warty uwagi jest frag­ment Quidama nawią­zu­jący do pięk­nej przy­po­wie­ści ewan­ge­licz­nej:

Domy na pia­sku lek­kim budo­wane Powo­dzi plu­skiem odjęte są oku; Tylko gdzie skała pod­trzy­muje ścianę, Nad męt­nej fali trwają sza­leń­stwami. Podob­nież z ludźmi i spo­łe­czeń­stwami!

(PWsz III, 204)

Jed­nakże obok tro­ski o wol­ność jed­nostki, spo­łe­czeń­stwa, narodu są też w pismach Nor­wida wypo­wie­dzi uka­zu­jące tra­giczne kon­se­kwen­cje ich pod­da­wa­nia się znie­wo­le­niu53, a także nie­wła­ści­wego rozu­mie­nia tego, czym jest wol­ność54.

Naród, państwo i historia

Dla Nor­wida bar­dzo cha­rak­te­ry­styczny jest w różny spo­sób prze­ja­wia­jący się socjo­cen­tryzm, postawa i dziś tak pożą­dana. Znaj­duje ona wyraz mię­dzy innymi w bar­dzo pozy­tyw­nie nace­cho­wa­nym poję­ciu narodu, który w myśli Nor­wida sta­nowi orga­niczną całość, obej­mu­jącą rów­nież prze­szłość histo­ryczną. Naród utoż­sa­miany jest z ojczy­zną jako „moral­nym zjed­no­cze­niem”. Warte przy­to­cze­nia są piękne słowa o naro­dzie i ojczyź­nie z prze­mó­wie­nia poety wygło­szo­nego na jubi­le­uszu powsta­nia listo­pa­do­wego w Bruk­seli w roku 1846:

[…] Naród – Ziom­ko­wie! – jest to naj­star­szy po Kościele oby­wa­tel na świe­cie: ramiona jego kolo­salne jako dęby litew­skie, a czoło jego w chmu­rze ognia – wszyst­kie dzia­dów pan­ce­rze są jako łuszczki zbroi jego, tak sze­ro­kie ma piersi!… A każde prawe serce pol­skie jest jed­nym pulsu ude­rze­niem tej zbio­ro­wej osoby. Gło­sem tego Narodu jest har­mo­nia ojczy­sta, mie­czem – jed­ność i zgoda, celem – prawda. On idzie przez krew, popiół, przez roz­cza­ro­wa­nie i przez słowo – przez mil­cze­nie pokory i to, co Dzi­siaj się nazywa.

[…]

Bo Ojczy­zna – Ziom­ko­wie – jest to moralne zjed­no­cze­nie, bez któ­rego par­tyj nawet nie ma – bez któ­rego par­tie są jak bandy lub koczo­wi­ska pole­miczne, któ­rych ogniem nie­zgoda, a rze­czy­wi­sto­ścią dym wyra­zów.

[…]

Rodacy! Nikt zapewne temu uczu­ciu ojczy­sto­ści tak wiele krwi i potu, i łez tak wiele nie poświę­cił jako nasze pra­dziady. W tej to skar­bonce ich domo­wej wiele się już gro­sza uzbie­rało – czy­liż przeto ją roz­bić o pierw­szy lep­szy sprzęt nie­po­lski dla wykwint­no­ści kształ­tów jego? (PWsz VII, 7–8)

Słowa te były w grun­cie rze­czy także dla współ­cze­snych Nor­wi­dowi bar­dziej piękną ideą i postu­la­tami niż opi­sem stanu fak­tycz­nego, zacho­wują jed­nak i dziś swoje piękno, swoją wagę postu­la­tywną dla oby­wa­teli-patrio­tów oraz tych, któ­rych roz­wój duchowy ku (oświe­co­nemu) patrio­ty­zmowi zmie­rza55.

Nor­wid wie­lo­krot­nie przy­po­mina zwią­zek jako­ści i losów narodu z tym, jacy są ludzie, to jest jego człon­ko­wie (a także ludz­kie wspól­noty). W liście do Kon­stan­cji Gór­skiej z 1852 roku pisze:

[…] wcale nie przez nie­usza­no­wa­nie wła­dzy (a oso­bli­wie kró­lew­skiej) Pol­ska nie ist­nieje.

Gdyby tak było, to pier­wej by cała Europa musiała nie ist­nieć i w proch roz­paść.

[…]

Nie nie­usza­no­wa­nie osoby tej lub owej, ani wła­dzy tej albo owej, ale nie­usza­no­wa­nie osoby-czło­wieka.

[…]

Tyle i takiej egzy­sten­cji naród ma, ile i jak jest w sta­nie czło­wieka usza­no­wać (PWsz VIII, 160).

Z kolei w Nie­woli kła­dzie nacisk na odpo­wie­dzial­ność czło­wieka za naród (nazy­wany tu „orga­ni­zmem”):

[…] główną przeto powin­no­ścią Znać ów orga­nizm, krze­pić go miło­ścią – […] rany zamknąć, życia wlać nadzieję

(PWsz III, 390–391).

W tymże poema­cie czy­tamy też:

[…] gdy wol­ność postępu w oso­bie Na rzecz postępu w histo­rii zaprze­czysz, Wielki ci sta­nie mąż na woli-gro­bie, Pyta­jąc: „Czemu to ducha kale­czysz?… Ktoś jest? czło­wieku marny!” –

(PWsz III, 392)

Te słowa ujaw­niają wła­ściwe Nor­wi­dowi rozu­mie­nie postępu jako ducho­wego (w tym moral­nego) roz­woju czło­wieka w kolej­nych okre­sach histo­rii56.

Ważne jako pole­miczne wobec współ­cze­snego nacjo­na­li­zmu są wypo­wie­dzi poety pod­kre­śla­jące ist­nie­nie w każ­dym naro­dzie ele­men­tów nie tylko róż­nią­cych, ale też łączą­cych go z innymi naro­dami57.

Ste­fan Sawicki w arty­kule Nor­wid – od strony pra­wnu­ków zauważa:

Żar­liwa pol­skość Nor­wida, chłosz­cząca rów­no­cze­śnie każdy zwy­rod­niały patrio­tyzm, każdy prze­jaw zaścian­ko­wo­ści naro­do­wej, postu­lu­jąca kul­turę, która byłaby syn­tezą rodzi­mych osią­gnięć i euro­pej­skich tra­dy­cji, może dziś prze­ko­ny­wać tych, któ­rzy rozu­mie­jąc war­tość powsta­ją­cej wspól­noty euro­pej­skiej, dbają o to, aby w jej ramach oca­lić naro­dową odręb­ność. Ten euro­pej­ski hory­zont, rów­nież zresztą kry­tycz­nie oce­niany, posze­rza poeta stale o ogól­no­ludzki wymiar. […] Warto o tym pamię­tać, wydaje się bowiem, że Nor­wid – jak żaden inny pol­ski pisarz – mógłby być patro­nem naszej obec­no­ści w Euro­pie i świe­cie58.

Nor­wi­dow­skie nega­tywne oceny pań­stwa tłu­ma­czą się poroz­bio­rową sytu­acją Pol­ski, któ­rej przy­szło poecie doświad­czać. Jed­no­cze­śnie jed­nak zdaje on sobie sprawę z potrzeby nada­wa­nia przez pań­stwo naro­dowi bytu poli­tycz­nego. Uważa, że wła­dze pań­stwowe powinny być kształ­to­wane zgod­nie z wolą narodu, a nie byt narodu zgod­nie z wolą tych władz.

Jego szcze­gól­nym zain­te­re­so­wa­niem cie­szy się par­la­ment. We frag­men­cie Przy­czynku do „Rze­czy o wol­no­ści słowa” czy­tamy: „Tylko Bóg i par­la­men­tarny sys­tem Europę dzi­siej­szą oca­lić potra­fią od upadku w anty-cywi­li­za­cyjny kata­klizm” (PWsz VII, 84). Wysoka ocena misji „słowa par­la­men­tar­nego” wiąże się zara­zem z (jakże dziś aktu­al­nymi!) wąt­pli­wo­ściami Nor­wida mię­dzy innymi co do jego jako­ści. W Rze­czy o wol­no­ści słowa pyta:

Cóż? słowo to par­la­men­tarne Speł­nić ma… wiel­kie słowo – spo­łecz­nie-ofiarne, Trwa­jące jak świą­ty­nia nie­wi­dzialna w tłu­mie; Co? brak jemu, gdy Ludz­kość się już łączyć umie I mogłaby nie­le­d­wie chó­rem zabrzmieć tkli­wie: Prawda!… ależ czy umie RÓŻ­NIĆ się godzi­wie?

(PWsz III, 589–590)

Wiele uwagi poświęca Nor­wid histo­rii. O tym, jaki ma ona prze­bieg, decy­duje, jak powiada, „czło­wie­czość”:

Przed­wieczny wszę­dzie jest – dla­cze­góż nie miałby być w histo­rii? Owóż jest On w histo­rii przez czło­wieka, tak jak w histo­rii każ­dego czło­wieka jest przez sie­bie, przez Boga-czło­wieka – przez Chry­stusa. […] Bo Przed­wieczny w czło­wieku przez się działa, ale w histo­rii przez czło­wie­czość (PWsz VII, 28).

Jakość zapisu histo­rii uza­leż­nia poeta od wie­dzy i sumie­nia histo­ryka. Domaga się przy tym (m.in. w wier­szu Histo­ryk) uka­zy­wa­nia prze­żyć poszcze­gól­nych ludzi, zain­te­re­so­wa­nia „histo­rią ukrytą”59, zin­dy­wi­du­ali­zo­waną:

Wiele jest – gdy kto pomie­rzył stary cmen­tarz Albo i gene­alo­giczny-dąb; Wiele – jeśli inwen­tarz Skre­ślił – zaj­rzał Epo­kom w głąb I upo­sta­cio­wał opis…

*

Ale – jeśli on w starca, w męża, w kobietę Powró­cił strach ów, z jakim dziad ich drżał, Patrząc na pierw­szego kometę, Gdy po pierw­szy raz nad glo­bem stał: ………………to – Dzie­jo­pis!

(PWsz II, 134)

Rozum w służbie wartości

Jest rze­czą ogól­nie znaną, że Nor­wid był kon­ser­wa­ty­stą i patriotą. Nato­miast może nie dość znaną, że doma­gał się kon­ser­wa­ty­zmu oświe­co­nego i patrio­ty­zmu dobrze zor­ga­ni­zo­wa­nego – te dopiero sta­no­wiły dla niego pozy­tywne cało­ści. W Zni­ce­stwie­niu narodu poeta pisze:

[…] można powa­śnić naród z wła­sną prze­szło­ścią jego i można go prze­ciw tra­dy­cji obró­cić za pomocą nie­oświe­co­nego lub źle i nie­wy­star­cza­jąco oświe­co­nego kon­ser­wa­ty­zmu, który ma osobny dar obmier­zie­nia tra­dy­cyj­nych zabyt­ków!…

Kon­ser­wa­tyzm oświe­cony, jak na przy­kład w Anglii, ma moc utrzy­ma­nia nawet śmiesz­nej i nie­sta­ro­żyt­nej tra­dy­cji, […] gdy tym­cza­sem nieoświe­cony kon­ser­wa­tyzm naj­pięk­niej­szych i naj­sto­sow­niej­szych nie­raz zabyt­ków prze­szło­ści docho­wać i w życiu utrzy­mać nie ma siły! Przy­czyna tego leży w tym, iż oświe­cony kon­ser­wa­tyzm podej­muje z prze­szło­ści tra­dy­cyj­nej to pogłów­nie, co postę­po­wym lub nasien­nym w ziarno postę­powe leżało w histo­rii, i spo­so­bem tym lega­li­zuje i miar­kuje pochód naprzód, a ota­cza sza­cun­kiem źró­dła w prze­szło­ści. Gdy tym­cza­sem nie­oświe­cony kon­ser­wa­tyzm, nie roz­trzą­sa­jąc, co pogłów­nie z prze­szło­ści cenić? – całą naraża na pogardę.

Można więc naro­dowi i to odjąć, i można przez nie­oświe­cony i nie oświe­cany kon­ser­wa­tyzm obmier­zić mu wła­sną jego prze­szłość (PWsz VII, 91).

W cen­trum jego uwagi była, oprócz istot­nych idei, prak­tyka życiowa, a tym samym aktywne reali­zo­wa­nie wyzna­wa­nych war­to­ści. Poeta chciał, by było ono pod­po­rząd­ko­wane wie­rze, ale wie­rze rozum­nej60. Jak w całym swoim myśle­niu o świe­cie i jego pro­ble­mach, tak też w podej­ściu do rozumu nie był z kolei naiwny i jed­no­stronny: dostrze­gał jego instru­men­tal­ność, moż­li­wość słu­że­nia zarówno dobru, jak i złu – a także jego ogra­ni­czo­ność. Cenił rozum słu­żący dobru i praw­dzie. Pisał mię­dzy innymi:

Są takie prawdy (a to są wszystko prawdy zasad­ni­cze), któ­rych nie można zano­sić ludziom i dawać prawdę nie dając sie­bie samych w pew­nej czę­ści […]. Każdy, kto przedaje […] rozum swój, nie doda­jąc do tego osoby swo­jej, knowa zdradę prawdy, bo […] prawda nie jest tylko wie­dzą, ale i życiem razem (list do Miko­łaja Kamień­skiego z 1858 lub 1859 r.; PWsz VIII, 369).

Oświe­cony i zor­ga­ni­zo­wany patrio­tyzm wią­zał Nor­wid z pracą, ale pracą twór­czą, „z potem czoła”, z czy­nami poprze­dzo­nymi inten­syw­nym wysił­kiem myślo­wym:

„Pra­co­wać musisz” – głos ogromny woła – Nie z potem dłoni lub two­jego grzbietu (Iż prac-począ­tek, doprawdy, że nie tu), Pra­co­wać musisz z potem twego czoła! – Bądź sobie, jak tam chcesz? – real­nym człe­kiem: Nic nie pora­dzisz!… każde twoje dzieło, Choćby się z tru­dów her­ku­lej­skich wsz­częło, Nie­do­peł­nio­nem będzie i kale­kiem… – Pokąd poję­cia-pracy korzeń jeden Nie trwa? – dopóty wszyst­kie tracą zgoła; Głos grzmi nad tobą: „Postra­da­łeś Eden!” Grzmi dookoła: „Pra­cuj! z potem czoła!”.

(Prac-czoło; PWsz II, 91)

Wła­ści­wie zapla­no­wana praca (a nie jaka­kol­wiek rewo­lu­cja) ma, jego zda­niem, słu­żyć postę­powi w życiu spo­łecz­nym. Nada­wał jej wysoką rangę – także reli­gijną, odku­pi­ciel­ską – jed­no­cze­śnie jed­nak, zgod­nie ze swoim wie­lo­stron­nym postrze­ga­niem rze­czy­wi­sto­ści, widział ją rów­nież w ota­cza­ją­cym go świe­cie jako „Sybe­rię: pie­nię­dzy i pracy, / Gdzie wol­nym – grób!” (Sybe­rie; PWsz II, 58).

Holizm Norwida

Zarówno uję­cia histo­rycz­nego ciągu, jak też wie­lo­znacz­no­ści prawdy, wol­no­ści i nie­woli to przy­kłady budo­wa­nia przez Nor­wida pew­nych cało­ści myślo­wych61 oraz spo­łecz­nych, do czego w swo­ich wypo­wie­dziach nama­wia rów­nież czy­tel­ni­ków. W poema­cie Nie­wola pisze:

Wie­rzę – że miłość nie wtła­cza ideję, Lecz że ją wciela i sama boleje – Wie­rzę, iż celem jest wszech-dosko­na­łość Przez wyko­na­nia stop­niowe – po całość –

(PWsz III, 391)

We frag­men­cie listu do Jana Koź­miana z roku 1850 poja­wia się syno­nim Nor­wi­dow­skiej „cało­ści” – „ogół”: „Bło­go­sła­wiony to czas, kiedy czło­wiek stać się cegiełką może – to jest, kiedy plan i ogół jest. Ina­czej – do cze­góż doło­żyć tę cegiełkę? Zawsze to będzie kupa cegieł” (PWsz VIII, 89).

Holizm we współ­cze­snych ency­klo­pe­diach pol­skich trak­to­wany jest jako ważne dla meto­do­lo­gii róż­nych dzie­dzin nauki poję­cie wpro­wa­dzone dopiero przez Jana Chri­stiana Smutsa, któ­rego książka Holism and Evo­lu­tion, nie­zwy­kle wysoko oce­niona przez Ein­ste­ina, uka­zała się w 1926 roku. Tym­cza­sem w roku 2001 wydana została praca Leona Mio­doń­skiego Całość jako para­dyg­mat rozu­mie­nia świata w myśli nie­miec­kiej prze­łomu roman­tycz­nego. Ana­liza wybra­nych pro­ble­mów, wska­zu­jąca na grecko-rzym­skie prze­jawy myśli holi­stycz­nej, a przede wszyst­kim na żywe zain­te­re­so­wa­nie pro­ble­ma­tyką cało­ści w sen­sie ontycz­nym i myślo­wym takich uczo­nych nie­miec­kich z końca XVIII i początku XIX wieku, jak Fichte, Schel­ling, Krause, Hegel. Andrzej Walicki wska­zuje na wpływy filo­zo­fii Schel­linga w dzie­łach Tren­tow­skiego i Ciesz­kow­skiego; wydaje się, że też od niego wła­śnie (pośred­nio lub bezpośred­nio) Nor­wid mógł prze­jąć myśl holi­styczną. Schel­ling trak­to­wał uni­wer­sum jako orga­nizm łączący w sobie to, co ide­alne, z tym, co realne, jako współ­za­leż­ność mate­rii i ducha. Zarówno ta współ­za­leż­ność, jak też orga­nicz­ność – współ­wy­stę­po­wa­nie i uzu­peł­nia­nie się ele­men­tów skła­da­ją­cych się na całość – były cha­rak­te­ry­styczne dla kształ­tu­ją­cej się stop­niowo myśli Nor­wida o cało­ści i licz­nych wska­zy­wa­nych przez niego poszcze­gól­nych cało­ściach, o któ­rych czło­wiek powi­nien stale pamię­tać – cało­ściach dnia, życia, prawdy, narodu, dzieł sztuki. Przy­po­mnijmy, jak o nich pisał:

[…] w usnu­tej na praw­dzie epo­pei […] rzu­cił­bym […] świa­tło na har­mo­nię pomię­dzy uwa­ża­niem dnia każ­dego jako cało­ści i cało­ści sprawy doko­na­nej jako żywota. I har­mo­nię tę – każ­dego ziarnka osob­nego, każ­dej perły do grona całego – nazwał­bym gro­nem-win­nym […] (list do Marii Trę­bic­kiej z 1854 r.; PWsz VIII, 210).

Prawda nie tylko jest ideą, ale i mocą – a mocą jest dla­tego, że jest cała. Albo­wiem będąc całą, obejma na każdą chwilę wszyst­kość życia i obej­mu­jąc wszyst­kość nie może nie być mocą (Memo­riał o pra­sie; PWsz VII, 143).

[…] narody są cało­ściami, w któ­rych czę­ściowe wła­dze powza­jem­niają się i dopeł­niają – cało­ściami, jak się rze­kło, syn­te­tycz­nymi; powie­dzieć by można: Miło­ści­wymi (Zni­ce­stwie­nie narodu; PWsz VII, 85).

Nor­wid wska­zy­wał z jed­nej strony na waż­ność wyso­kich ducho­wych war­to­ści jako skład­ni­ków tego, co według niego całe w sen­sie pozy­tyw­nym62, z dru­giej strony zaś – na zro­zu­mia­łość obec­no­ści w tego rodzaju cało­ściach ele­men­tów o nega­tyw­nym nace­cho­wa­niu, owego zna­nego mię­dzy innymi z For­te­pianu Szo­pena Nor­wi­do­wego braku63. Tak rozu­miał całość dzieła sztuki: „W dosko­na­łej liryce powinno być jak w odle­wie gip­so­wym: zacho­wane powinny być i nie zgła­dzone nożem te kresy, gdzie forma z formą mija się i pozo­sta­wia szpary. Bar­ba­rzy­niec tylko zdejma te nożem z gipsu i psowa całość” (list do Bro­ni­sława Zale­skiego z 1867 r.; PWsz IX, 328).

Zakończenie

W pre­zen­to­wa­nym tek­ście sta­ra­łam się poka­zać przede wszyst­kim to, że Nor­wid był myśli­cie­lem budu­ją­cym liczne, nie­zwy­kle ważne cało­ści: potra­fił łączyć siłę wiary z siłą rozumu, siłę słowa z siłą nie­sie­nia krzyża – za Chry­stu­sem. Łączył życie zwy­kłego, grzesz­nego czło­wieka z życiem na auten­tycz­nej służ­bie naj­wyż­szym war­to­ściom, łączył też, czego już w swo­jej nar­ra­cji nie zmie­ści­łam, siłę inte­lektu – z siłą uczu­cia, para­doksy i sprzecz­no­ści – z har­mo­nią, wznio­słość – z potocz­no­ścią i bez­po­śred­nio­ścią wypo­wie­dzi, postu­lat miło­ści bliź­niego – z wezwa­niem do zde­cy­do­wa­nej, odważ­nej walki w dobrych spra­wach. Dzięki umie­jęt­no­ści wyra­ża­nia waż­nych tre­ści w puen­tach i afo­ry­zmach należy do jed­nych z naj­czę­ściej cyto­wa­nych pol­skich poetów. Co waż­niej­sze, stał się też opar­ciem dla tysięcy swo­ich wnu­ków i prawnu­ków oraz natchnie­niem dla wielu twór­ców i ludzi czynu. Wiek XX w pol­skiej lite­ra­tu­rze jest w znacz­nej mie­rze „wie­kiem Nor­wida”, a do jego wie­lo­wy­mia­ro­wego dzieła w różny spo­sób nawią­zy­wali liczni poeci i myśli­ciele.

Ojciec Święty Jan Paweł II, który go wie­lo­krot­nie cyto­wał i nazwał „czwar­tym wiesz­czem”, powie­dział mię­dzy innymi:

Chcia­łem rze­tel­nie spła­cić mój oso­bi­sty dług wdzięcz­no­ści dla poety, z któ­rego dzie­łem łączy mnie bli­ska, duchowa zaży­łość, datu­jąca się od lat gim­na­zjal­nych. […] Cyprian Nor­wid pozo­sta­wił dzieło, z któ­rego ema­nuje świa­tło pozwa­la­jące wejść głę­biej w prawdę naszego bycia czło­wie­kiem, chrze­ści­ja­ni­nem, Euro­pej­czy­kiem i Pola­kiem64.

Wła­dy­sław Stró­żew­ski swój arty­kuł Filo­zo­fia czło­wieka w „Vade-mecum” Cypriana Nor­wida koń­czy sło­wami:

Postu­lat prawdy, głód prawdy i jego zaspo­ka­ja­nie zdaje się ideą kie­row­ni­czą cyklu Vade-mecum, jeśli nie całej twór­czo­ści Nor­wida. Pró­bo­wa­li­śmy „pójść za nim” na tej jed­nej ścieżce, która wiąże się z tajem­nicą czło­wieka. I znaj­do­wa­li­śmy coraz to głęb­sze prawdy, jakie się na tej dro­dze odsła­niały. Jeśli z kolei udało się nam coś z nich uka­zać, nie nasza to zasługa, lecz bla­sku myśli Nor­wida. Jed­nego możemy być jed­nak pewni: że to, co zdo­ła­li­śmy wyczy­tać w jego tek­stach, nie jest jedy­nie histo­rycz­nym zabyt­kiem, lecz oka­zuje się prawdą nie­prze­mi­ja­jącą, uni­wer­salną. Prawdą na dziś i na jutro65.

Sil­nie zwią­zany z Nor­wi­dem Zbi­gniew Her­bert pisał o nim, nawią­zu­jąc do Bema pamięci żałob­nego-rap­sodu, mię­dzy innymi tak:

Słowa Nor­wida z ognia żelaza dział arty­le­ryj­skich pan­cerz i miecz waw­rzyn – jedyny wart trudu – pośmiertny66.

Wagę mię­dzy­na­ro­dową mają słowa wybit­nego poety-nobli­sty, Josifa Brod­skiego: „I con­si­der Nor­wid as the best poet of the 19th cen­tury – of all I know in any lan­gu­age. Bet­ter than Bau­de­la­ire, bet­ter than Word­sworth, bet­ter than Goethe. For me, at any rate”67.

O mię­dzy­na­ro­do­wym uzna­niu dla twór­czo­ści Nor­wida świad­czy też duża i wciąż rosnąca liczba prze­kła­dów jego dzieł na języki obce68.

Pro­ble­mem sta­ją­cym przed tymi, któ­rzy dostrze­gają waż­ność obec­no­ści Nor­wida we współ­cze­snej kul­tu­rze pol­skiej, jest przy­wró­ce­nie mu miej­sca w kano­nie lite­ra­tury obo­wią­zu­ją­cej w szkole śred­niej, a zara­zem zadba­nie o dobry prze­kaz jego twór­czo­ści, który pozwo­liłby mię­dzy innymi na pogłę­bie­nie, a zara­zem uatrak­cyj­nie­nie dys­kur­sów szkol­nych, tak by nie były one okre­ślane w ślad za Wisławą Szym­bor­ską jako ska­zy­wa­nie na „cięż­kie nor­widy”…

prof. dr hab. Jadwiga Puzy­nina

Języ­ko­znaw­czyni i badaczka lite­ra­tury, eme­ry­to­wany pro­fe­sor Uni­wer­sy­tetu War­szaw­skiego. Ini­cja­torka i główna repre­zen­tantka nurtu lin­gwi­styki aksjo­lo­gicz­nej. Autorka publi­ka­cji doty­czą­cych sło­wo­twór­stwa i lek­sy­ko­gra­fii, twór­czo­ści Cypriana Nor­wida i kul­tury słowa, m.in.: „The­sau­rus” Grze­go­rza Kna­piu­sza. Sie­dem­na­sto­wieczny warsz­tat pracy nad języ­kiem pol­skim (Wro­cław 1961), Sło­wo­twór­stwo współ­cze­snego języka pol­skiego. Rze­czow­niki sufik­salne rodzime (wraz z Renatą Grze­gor­czy­kową, War­szawa 1979), Słowo Nor­wida (Wro­cław 1990), Język war­to­ści (War­szawa 1992), Słowo – war­tość – kul­tura (Lublin 1997), Słowo poety (War­szawa 2006), Kul­tura słowa. Ważny ele­ment kul­tury naro­do­wej (Łask 2011), War­to­ści i war­to­ścio­wa­nie w per­spek­ty­wie języ­ko­znaw­stwa (Kra­ków 2013) oraz pod­ręcz­nika do nauki języka pol­skiego w szko­łach śred­nich. Stwo­rzyła i przez wiele lat pro­wa­dziła Pra­cow­nię Słow­nika Języka Cypriana Nor­wida. Jest człon­kiem Pol­skiej Aka­de­mii Umie­jęt­no­ści, Komi­tetu Języ­ko­znaw­stwa PAN i Rady Języka Pol­skiego oraz hono­rową prze­wod­ni­czącą Komi­sji Etyki Komu­ni­ka­cji PAU.

Norwid, Platon, Chopin Władysław Stróżewski

Nor­wid, Pla­ton, Cho­pin

Wła­dy­sław Stró­żew­ski

„Taka roz­mowa była o Cho­pi­nie / (Który naczel­nym u nas jest arty­stą)”69 – oto począ­tek pierw­szej czę­ści Pro­me­thi­diona zaty­tu­ło­wa­nej Bogu­mił. Roz­mowa toczy się swo­bod­nie, na róż­nych pozio­mach, do nie­któ­rych frag­men­tów dałoby się, w cha­rak­te­rze ilu­stra­cji, przy­wo­łać odpo­wied­nie tytuły utwo­rów Cho­pina. Kiedy indziej widać odnie­sie­nia do filo­zo­fii, w tym mię­dzy innymi, jak zauważa Ste­fan Sawicki, do pla­toń­skiej kon­cep­cji trój­po­działu czło­wieka (w. 43–48), a także, już naj­zu­peł­niej wyraź­nie, do teo­rii idei:

[…] my, panie, O ide­al­nym mówi­li­śmy kole, Bez względu jakie ma zasto­so­wa­nie: Czy kto zeń pier­ścień ślubny lub nie­wolę, Czy kto try­umfu ark, kościoła banię Lub do zegarka łań­cuch zeń utwo­rzy…

(w. 80–85)

Ważne jest jed­nak, że mię­dzy owe teo­re­tyczne i emo­cjo­nalne roz­mowy włą­czony został frag­ment mówiący wprost o tech­nicz­nej stro­nie sztuki:

Tylko gra­jący sto­jąc przy pul­pi­cie O kom­po­zy­cji mówili warun­kach, O tym wcie­le­niu życia w sztuki życie, Gdzie kał­kuł w duchu i duch sam w rachun­kach.

(w. 34–37)

Cho­ciaż pro­wa­dzo­nej dotąd roz­mo­wie nie można odmó­wić cie­ka­wych pro­po­zy­cji, wyraź­nie odczuwa się pewien nie­do­sta­tek decy­du­ją­cego roz­wią­za­nia. A cho­dzi prze­cież o roz­ja­śnie­nie, jeśli nie o wła­ściwe zro­zu­mie­nie istoty sztuki, tajem­nicy geniu­szu Cho­pina. Poja­wia się słowo „piękno”. Może ono jest klu­czem do jej roz­wią­za­nia? Suge­stię pod­chwy­tuje Bogu­mił. I zwraca się o pomoc do „wiecz­nego człeka”, któ­rego tak cha­rak­te­ry­zuje:

Wiecz­nego człeka, bo ten nie zazdro­ści, Wiecz­nego człeka, bo bez żądzy czeka, Spy­tam się tego bez namie­jęt­no­ści – Cóż wiesz o pięk­nem?…

(w. 106–109)

Zanim przy­to­czymy odpo­wiedź, zwróćmy uwagę na podo­bień­stwo cech „wiecz­nego człeka” do cha­rak­te­ry­styki Demiurga z Pla­toń­skiego Tima­josa: „[…] był dobry! A kto jest dobry, nie odczuwa ni­gdy żad­nej zazdro­ści wobec nikogo” (29cd)70. Czy brak zazdro­ści jest warun­kiem bycia i dobrym, i pięk­nym? Demiurg jest twórcą (nie Stwórcą!) świata. „Był dobry” – odpo­wiada na pyta­nie, dla­czego utwo­rzył świat. Dla­tego tak ważny jest brak zawi­ści. Powi­nien być jej pozba­wiony także „wieczny człek”, skoro wie, czym jest piękno. Sam dosko­nale piękny, nikomu nie zazdro­ści o nim wie­dzy. Tak więc:

Cóż wiesz o pięk­nem?………………………………Kształ­tem jest Miło­ści.

(w. 109–110)

Powią­za­nie piękna i miło­ści nasuwa znów myśl o Pla­to­nie, o dro­dze do piękna, którą uka­zał w Uczcie, odwo­łu­jąc się zresztą do świa­dec­twa Sokra­tesa, wta­jem­ni­czo­nego w te sprawy przez Dio­tymę – wiel­kiej mądro­ści „nie­wia­stę z dale­kiego kraju”. Piękno jest przed­mio­tem miło­ści. Odkrywa się je już w pięk­nie ciał, kiedy staje się przed­mio­tem miło­ści zmy­sło­wej. Szla­chet­niej­szą miłość wzbu­dza piękno duchowe, jesz­cze wyż­szą nauka i prawa, aż wresz­cie docho­dzi się do miło­ści piękna samego w sobie, do czy­stej idei piękna. Poja­wia się nauka, „[…] która już nie o innym pięk­nie mówi, ale czło­wie­kowi daje owo piękno samo w sobie, tak że czło­wiek dopiero przy końcu istotę piękna poznaje. Na tym szcze­blu życia, Sokra­te­sie miły – mówiła nie­wia­sta z Wiesz­czego Grodu w obcym kraju – na tym szcze­blu dopiero życie jest coś warte: wtedy, gdy czło­wiek piękno samo w sobie ogląda”71.

U Nor­wida sytu­acja wygląda zupeł­nie ina­czej. Piękno nie jest przed­mio­tem, lecz „kształ­tem”, formą, „pro­fi­lem” miło­ści. Pierw­sze nie jest piękno, lecz miłość:

Kształ­tem miło­ści piękno jest; i tyle, Ile ją czło­wiek ogląda na świe­cie, W ogrom­nym Bogu albo w sobie – pyle, Na tego Boga wystro­jo­nym dzie­cię, Tyle o pięk­nem czło­wiek wie i głosi – Choć każdy w sobie cień pięk­nego nosi I każdy – każdy z nas – tym piękna pyłem.

(w. 115–121)

Miłość jest pod­mio­tem piękna, a także jego miarą. Roz­pro­szona w świe­cie, ma swe źró­dło w Bogu, w któ­rym i czło­wiek zna­leźć może pra­wzór swo­jej miło­ści. A w zależ­no­ści od tego, ile tej miło­ści dostrzeże – wydaje się, że słowo „ogląda” jest tu bar­dzo ważne – tak w Bogu, jak w świe­cie i wresz­cie w sobie samym, tyle odnaj­dzie także piękna. Z punktu widze­nia kla­sycz­nej meta­fi­zyki mamy tu do czy­nie­nia z pięk­nem jako war­to­ścią trans­cen­den­talną (bo przy­słu­gu­jącą każ­demu bytowi) i ana­lo­gią bytową72. Dostrze­że­nie swo­isto­ści róż­nych rodza­jów i odmian piękna pozwala odkryć cha­rak­ter miło­ści, jaka jest w nie wcie­lona. Naj­mniej­szy frag­ment nawet roz­bi­tej rzeźby grec­kiej świad­czy o umi­ło­wa­niu dosko­na­ło­ści, urze­czy­wist­nio­nej w niej przez pracę arty­sty. Bo piękno, oprócz war­to­ści trans­cen­den­tal­nej, zawiera w sobie także war­tość prak­tyczną: wezwa­nie do pracy, pod­po­rząd­ko­wa­nej jed­nak naj­wyż­szemu celowi – zmar­twych­wsta­niu. Zmar­twych­wsta­nie, podob­nie jak prze­miana, ma u Nor­wida szcze­gólne zna­cze­nie: jest drogą wio­dącą do osta­tecz­nej dosko­na­ło­ści, do „dosko­na­łego dopeł­nie­nia”. Sądzę, że warto przy­to­czyć tu uwagę, jaką podzie­lił się Ojciec Święty Jan Paweł II w dys­ku­sji po odczy­cie O pięk­nie na semi­na­rium w sierp­niu 1999 roku w Castel Gan­dolfo: „Nor­wid wła­ści­wie nie mówi, co to jest piękno; mówi: po co jest piękno. Ale mówiąc, po co jest piękno, mówi naj­wię­cej o tym, co to jest piękno”73. Przy­po­mnijmy:

Bo piękno na to jest, by zachwy­cało Do pracy – praca, by się zmar­twych­wstało.

(w. 185–186)

Miłość przez pracę, a zwłasz­cza przez sztukę, docho­dzi do swego wcie­le­nia, bez któ­rego jest tylko „upio­ro­wym myśle­niem myśle­nia” (w. 250). A uzy­skaw­szy swój kształt w pięk­nie, pozwala przez nie odna­leźć się i okre­ślić u róż­nych ludów, róż­nych cywi­li­za­cji: „O! Gre­cjo – Cie­bie, że kochano, widzę / Dziś jesz­cze w każ­dej mar­muru kru­szy­nie” (w. 255–256), „O! Rzy­mie – cie­bie, że kie­dyś kochano, / W kodek­sie jesz­cze widzę bar­ba­rzyń­skim” (w. 263–264), O, Pol­sko… Nie­stety, nie ma miej­sca

Gdzie by się pol­ski duch raz wytłó­ma­czył, Usym­bo­licz­nił roz­kwi­tłymi znaki, Gdzie by kamie­niarz, cie­śla, mularz, sny­cerz, Poeta – wresz­cie Męczen­nik i rycerz,Odpo­czął w pracy, czy­nie i w modli­twie…

(w. 288–292)

Brak w Pol­sce nie tylko formy, ale i tre­ści: u jed­nych duch – „próż­nia”, u innych – „miej­scem na duch” (zob. w. 317, 319). Czy jest wyj­ście z tej sytu­acji, czy jest nadzieja? Oto:

W Pol­sce – od grobu Fry­de­ryka Cho­pina roz­wi­nie się sztuka, jako powoju wie­niec, przez poję­cie nieco sumien­niej­sze o for­mie życia, to jest o kie­runku pięk­nego, i o tre­ści życia, to jest o kie­runku dobra i prawdy. – Wtedy artyzm się złoży w całość naro­do­wej sztuki (Epi­log, IV).

Pamięć o Cho­pi­nie nie opu­ści Nor­wida. Krótko po śmierci kom­po­zy­tora poeta napi­sze wzru­sza­jący Nekro­log, poświęci mu także obszerny frag­ment Czar­nych kwia­tów. Ale naj­waż­niej­sze będzie arcy­dzieło – For­te­pian Szo­pena.

Byłem u Cie­bie w te dni przed­ostat­nie Nie docie­czo­nego wątku – – – Pełne, jak Mit, Blade, jak świt… – Gdy życia koniec szep­cze do początku: „Nie star­gam Cię ja – nie! – Ja, u-wydat­nię!…”

(PWsz II, 143, w. 1–6)

Na początku były cisza i szept. I widok ala­ba­stro­wej ręki Cho­pina, która mie­szała się w oczach z kla­wia­turą z kości sło­nio­wej. Dopiero wtedy ode­zwały się pierw­sze dźwięki, a potem…

Musimy tu zro­bić ważną dygre­sję. Są w For­te­pia­nie Szo­pena przy­wo­łane dwie drogi roz­woju czy życia sztuki74. Pierw­sza doty­czy tylko Cho­pina, druga – sztuki jako takiej, sztuki w ogóle. Pierw­sza zaczyna się sło­wami:

A w tym, coś grał – i co? zmó­wił ton – i co? powié, Choć ina­czej się echa ustroją, Niż gdy bło­go­sła­wi­łeś sam ręką Swoją Wszel­kiemu akor­dowi –

(PWsz II, 144, w. 29–32)

Zwróćmy uwagę na słowa „zmó­wił” i „powie”, bo cho­dzi tu nie tylko o samo brzmie­nie tonu, ale i o to, co on ewo­kuje i co sta­nie się w dal­szym ciągu przed­mio­tem bez­po­śred­niego opisu:

A w tym, coś grał: taka była pro­stota Dosko­na­ło­ści Peryklejskiéj, Jakby sta­ro­żytna która Cnota, W dom modrze­wiowy wiej­ski Wcho­dząc, rze­kła do sie­bie: „Odro­dzi­łam się w Nie­bie […]”

(PWsz II, 144, w. 33–38)

Otóż po przy­wo­ła­niu tego, co uni­wer­salne: dosko­na­łej pro­stoty sztuki grec­kiej z jej zło­tego wieku, nastę­puje wej­ście w to, co naj­bliż­sze, swoj­skie, co jed­nak ma moc odra­dza­nia się i wstę­po­wa­nia do nieba. Przy oka­zji wszystko ulega zmia­nie: wrota wiej­skiej zagrody stają się harfą Dawida, ścieżka polna – wstęgą łączącą zie­mię z nie­bem, wresz­cie poprzez zboża widoczna się staje hostia, a przez nią otwiera się sfera war­to­ści sacrum i jej uko­ro­no­wa­nie: „Ema­nuel już mieszka / Na Tabo­rze!” (zob. w. 42–43). Wyżej już iść się nie da. Prze­kro­czona została gra­nica trans­cen­den­cji. Gdzie u Pla­tona była idea Piękna, u Nor­wida jest Bóg. Przy­po­mnijmy: „[…] Jezus wziął z sobą Pio­tra, Jakuba i brata jego, Jana, i zapro­wa­dził ich na górę wysoką, osobno. Tam prze­mie­nił się wobec nich: twarz Jego zaja­śniała jak słońce, odzie­nie zaś stało się białe jak świa­tło” (Mt 17, 1–2).

I nagle w tej wła­śnie sce­ne­rii poja­wiają się u Nor­wida słowa: „I była w tym Pol­ska, od zenitu / Wszech­do­sko­na­ło­ści dzie­jów” (w. 44–45). Ale cho­dzi o Pol­skę prze­mie­nioną („prze­mie­nio­nych koło­dzie­jów”) i doj­rzałą doj­rza­ło­ścią dzie­jów, które są dla niej prze­zna­czone75.

Inwo­ka­cją do piękna, nazwa­nego teraz „Miło­ści-pro­fi­lem” (w. 59), zaczyna się nowa myśl i druga ze wspo­mnia­nych wyżej dróg. Imie­niem piękna, a przez to odsło­nię­ciem jego istoty, jest „dopeł­nie­nie”, od któ­rego napię­cia zależy jed­ność tre­ści i formy, styl, cha­rak­ter epoki i szczy­towe osią­gnię­cie każ­dego rodzaju sztuki: poezji w Dawi­dzie, rzeźby w Fidia­szu, muzyki w Cho­pi­nie, teatru w Ajschy­lo­sie. Wszę­dzie tam piękno docho­dziło do dosko­na­łego dopeł­nie­nia, do osta­tecz­nego speł­nie­nia, do „con­sum­ma­tum est” (w. 66). Lecz w tym wła­śnie miej­scu poja­wia się nowe odkry­cie: oto na każ­dym z tych osią­gnięć, na każ­dym z owych szczy­tów, póki są na tym świe­cie, zemści się BRAK.

Brak jest prze­ci­wień­stwem naj­bliż­szym sprzecz­no­ści, ta zaś polega na tym, że jej ele­ment nega­tywny nie jest niczym zastą­piony, lecz ozna­cza rady­kalny nie­byt, nic. W zwy­kłym prze­ci­wień­stwie A lub nie-A nie-A może zostać zastą­pione przez B lub C, lub D itd. Rzą­dzi tu nega­cja róż­ni­cu­jąca. W przy­padku sprzecz­no­ści mamy do czy­nie­nia z nega­cją, którą wypa­da­łoby nazwać nega­cją prze­kre­śla­jącą (może lepiej likwi­du­jącą?). Cho­dzi w każ­dym razie o to, by pod­kre­ślić, że rezul­ta­tem jej „dzia­ła­nia” (funk­cji) nie jest jakie­kol­wiek inne coś, lecz nic. Róż­nica onto­lo­giczna mię­dzy niczym, resp. nico­ścią a bra­kiem polega na tym, że pierw­sza niwe­czy całość bytu (przed­miotu), któ­rego doty­czy, pod­czas gdy brak wyrywa jego część (frag­ment).

Droga sztuki Cho­pina, choć się­gała trans­cen­den­cji, roz­wi­jała się w świe­cie, któ­rego „dopeł­nie­nie boli”. I jak­kol­wiek dosko­na­ło­ści nie można niczym zastą­pić, a także nic w niej zmie­nić, wszak jest „dosko­na­łym dopeł­nie­niem”, to sama może prze­stać ist­nieć i to wła­śnie wtedy, gdy osta­tecz­nie zosta­nie speł­niona. Czy w tym punk­cie, jak u Hegla, czy­sty BYT pro­wa­dzi do czy­stego NIC albo BYT i NIC są tym samym? Tego się nie da wypo­wie­dzieć wprost, potrzebny jest sym­bol: kłos pró­szący doj­rza­łym ziar­nem i roz­trza­skany for­te­pian. Ten, który gło­sił Pol­skę „hym­nem zachwytu” (w. 103), nie uni­ce­stwił się para­dok­sal­nie sam z sie­bie, lecz uległ sile nice­stwią­cej z zewnątrz, sile nie­na­wi­ści, która nie chce się do tego przy­znać, wyjąc: „Nie ja!… / Nie ja!” (w. 112–113). Tak czy ina­czej, „Ideał – się­gnął bruku” (w. 117).

Ale naprawdę nic nie zostało stra­cone. „Ideał – się­gnął bruku”, ale „[j]ękły – głu­che kamie­nie” (w. 116). „Późny wnuk” je usły­szy i pozwoli odro­dzić się tre­ści, która się w nich kryje. Tajem­nica bytu i nico­ści, two­rze­nia i nisz­cze­nia, dosko­na­ło­ści i braku – mimo wszystko pozo­staje. Praw­dziwa dosko­na­łość nie dopusz­cza naj­mniej­szej zmiany w sobie. Zmie­nić zna­czy tu – znisz­czyć.

Dys­po­nu­jąc filo­zo­ficzną apa­ra­turą poję­ciową Nor­wida, możemy poku­sić się o choćby szki­cowe wydo­by­cie jego meta­fi­zyki. Rze­czy­wi­stość jest pro­ce­sem roz­cią­ga­ją­cym się mię­dzy dwoma bie­gu­nami: peł­nią i bra­kiem. Peł­nia zawiera w sobie ide­ały, będące zarówno celami, jak i ide­ami kie­row­ni­czymi w obrę­bie poszcze­gól­nych dzie­dzin rze­czy­wi­sto­ści. Dobrym przy­kła­dem tych ruchów są pro­cesy twór­cze w sztuce.

Czym jest ideał jako wzór i jako czyn­nik kie­row­ni­czy? Chciał­bym zapro­po­no­wać kon­cep­cję nawią­zu­jącą do teo­rii idei Romana Ingar­dena76. Idea jest przed­mio­tem cha­rak­te­ry­zu­ją­cym się szcze­gólną dwu­stronną budową: oprócz swej struk­tury jako idei (qua idea