Nowy początek. Uratuj mnie - Pyłypczuk Zofia - ebook

Nowy początek. Uratuj mnie ebook

Pyłypczuk Zofia

0,0
49,90 zł

-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Szczera przyjaźń, prawdziwa miłość i trudne życiowe wybory

Wygląda na to, że Dalia Mayer na dobre zadomowiła się w miasteczku Maidstone i zaprzyjaźniła z ludźmi z miejscowego liceum. Jej relacja z Adrianem Walkerem, kapitanem drużyny koszykówki, także nabiera rumieńców. Czyżby tym dwojgu pisane było wspólne szczęście? Niekoniecznie. Nowa dziewczyna najfajniejszego chłopaka w szkole bowiem ukrywa smutną tajemnicę...

Niespodziewanie stan zdrowia Dalii pogarsza się podczas wyjazdu narciarskiego. I choć dla osób niewtajemniczonych jej dolegliwości mogą wskazywać po prostu na ostre przeziębienie, dziewczyna dobrze wie, co oznaczają dreszcze i gorączka. Adrian nie ma tej świadomości, jednak wkrótce się przekona, jak poważny jest stan ukochanej.

Czy wybaczy jej to, co tak długo przed nim ukrywała?

Książka dla czytelników powyżej szesnastego roku życia.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI
PDF

Liczba stron: 435

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Zofia Pyłypczuk

Nowy początek

Uratuj mnie

Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione. Wykonywanie kopii metodą kserograficzną, fotograficzną, a także kopiowanie książki na nośniku filmowym, magnetycznym lub innym powoduje naruszenie praw autorskich niniejszej publikacji.

Wszystkie znaki występujące w tekście są zastrzeżonymi znakami firmowymi bądź towarowymi ich właścicieli.

Niniejszy utwór jest fikcją literacką. Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci — żyjących obecnie lub w przeszłości — oraz do rzeczywistych zdarzeń losowych, miejsc czy przedsięwzięć jest czysto przypadkowe.

Redaktor prowadzący: Justyna Wydra Grafikę na okładce wykorzystano za zgodą Shutterstock.

Helion S.A. ul. Kościuszki 1c, 44-100 Gliwice tel. 32 230 98 63 e-mail: [email protected]

WWW: https://beya.pl

Drogi Czytelniku! Jeżeli chcesz ocenić tę książkę, zajrzyj pod adres:https://beya.pl/user/opinie/nowpo2_ebook Możesz tam wpisać swoje uwagi, spostrzeżenia, recenzję.

ISBN: 978-83-289-1597-8

Copyright © Helion S.A. 2024

Poleć książkęKup w wersji papierowejOceń książkę
Księgarnia internetowaLubię to! » nasza społeczność

Dla niezwykłych ludzi, którzy mają odwagę,

by walczyć o siebie każdego dnia.

Oraz dla silnych dusz, które ich w tym wspierają.

W moich oczach jesteście wielcy.

Drogie Czytelniczki, drodzy Czytelnicy!

W trosce o Was informujemy, że w książce pojawiają się wątki takie jak: utrata bliskiej osoby, problemy rodzinne, sceny intymne, niecenzuralne słownictwo, które mogą być nieodpowiednie dla osób wrażliwych bądź tych, które przeżyły traumę. Zalecamy ostrożność przy lekturze.

Pamiętajcie — jeśli zmagacie się z problemami, trudnym czasem, smutkiem, porozmawiajcie o tym z kimś bliskim lub zgłoście się po pomoc do specjalistów.

Rozdział 1.

Jeden świadek, żaden świadek

W nocy niewiele spałyśmy. Janet budziła się co jakiś czas i rzucała na łóżku. Wtedy w ułamku sekundy wszystkie podrywałyśmy się z miejsc, żeby jej pomóc, przytulić ją, powiedzieć dobre słowo. Było mi jej tak cholernie żal. Nie umiała pływać, a przez głupi żart nawiedzały ją nocą koszmary, że tonie. Czuła, jak jej płuca napełniają się wodą, a mięśnie wiotczeją. Traciła siłę, żeby walczyć o wynurzenie się na powierzchnię. Była przerażona. Wszystkie starałyśmy się być przy niej, ale wiedziałyśmy, że najtrudniejszą walkę będzie musiała stoczyć sama.

— Nigdy więcej nie wejdę do wody — wyszeptała, kiedy w środku nocy przytulałam ją do piersi i odgarniałam jej włosy z twarzy.

Była cała mokra od potu.

Byłam pewna, że nawet gdyby Janet spała, ja nie mogłabym zasnąć. Myślałam o Dorianie i o tym, jak się trzymał. Był duszą towarzystwa. Zawsze rzucał żartami, robił wszystkim kawały. Ludzie go za to kochali. Skąd miał wiedzieć, że tym razem jego żart zamieni się w coś tragicznego?

Na śniadaniu było dużo ludzi. Przynajmniej takie odniosłam wrażenie. Być może tylko mi się wydawało, bo pierwszy raz jadłam ten posiłek w ośrodku. Poza wycieczką byli jednak jeszcze zwykli wczasowicze, którzy nie kryli swojej irytacji na widok grupy nastolatków. Patrzyli na nas, jakbyśmy zakłócali im spokojny wypoczynek.

Pewnie właśnie to robiliśmy.

Wraz z dziewczynami siedziałyśmy przy jednym stoliku. Wypatrywałam wzrokiem Adriana. Dojrzałam go kilka miejsc dalej, obok Doriana. Zalałam się rumieńcem, gdy nasze spojrzenia się spotkały. Wspomnienia poprzedniego wieczoru uderzyły we mnie tak mocno, że momentalnie zrobiło mi się gorąco.

Zmarszczyłam brwi, kiedy w restauracji pojawił się nagle mężczyzna w dojrzałym wieku i podszedł do Adriana. Położył dłonie na jego ramionach, jakby doskonale się znali, i pochylił się, żeby wypowiedzieć do niego kilka słów. Dorian spojrzał na nich z zainteresowaniem, podobnie jak wiele innych osób. Po chwili szatyn podniósł się z krzesła i podążył za mężczyzną do drzwi.

— Ojciec Davida. — Harper nagle zagwizdała pod nosem. — Właściciel hotelu. Pewnie obejrzał nagrania z kamer znad basenu i wie, co się stało. Dał klucze Adrianowi, więc pewnie on za to odpowie.

— Z kamer? — Przełknęłam ślinę.

Czy życie naprawdęmusiało mnie nienawidzić aż tak bardzo?

Nagle kompletnie zignorowałam informację, że Adrian może być odpowiedzialny za wypadek Janet. Myślałam tylko o kamerach.

— Było ich tam pełno — odpowiedziała dziewczyna. — Gdyby Janet stało się coś poważnego, wszyscy mieliby problemy. Walker dostanie po dupie za nas wszystkich.

Sięgnęłam po szklankę z sokiem. Dziewczyny patrzyły na mnie, jakbym nagle bardzo zbladła. Zapewne tak właśnie było.

— Chwila… — Margot wyciągnęła przed siebie ręce. — Co wy robiliście na tym basenie, kiedy wszyscy wyszli?

Przełknęłam ślinę. Miałam wrażenie, że dziewczyny swoimi spojrzeniami wypalały we mnie dziury. Janet zakryła usta dłonią i nagle pisnęła. Uśmiechnęłam się mimowolnie, bo to był znak, że wracała do siebie.

— Ale żeby w basenie? — Harper jęknęła zniesmaczona. — Z tego korzystają inni ludzie!

— Nie, to nie tak! — zaprzeczyłam od razu. — Znaczy…

— Nie było ostatniej bazy?

— Czym jest ostatnia baza?

— Nie zaliczyliście się nawzajem w basenie? — pytała dalej.

Zaprzeczyłam ruchem głowy.

— Rozumiem. Zapoznawcze obmacywanie miało miejsce.

— Co miało miejsce?

— Zrobiliście krok w kierunku następnej bazy — włączyła się do rozmowy Margot. — Szkoda tylko, że ojciec Davida obejrzał wszystko na monitoringu.

— Przestańcie… — jęknęłam żałośnie i zakryłam twarz dłońmi.

Wszystkie parsknęły śmiechem, doskonale bawiąc się moim cierpieniem. Ani przez moment nie pomyślałam o kamerach i tym, że ktoś mógł oglądać na żywo to, co robiliśmy w jacuzzi. Nasze pierwsze zbliżenie zostało udokumentowane na taśmach monitoringu. Czułam zażenowanie, ale wszystko wskazywało na to, że muszę to przełknąć. Może nikt tego nie oglądał?

Nadzieja matką głupich, prawda?

— Mam nadzieję, że chociaż dobrze się bawił.

Nigdy bym się nie spodziewała, że kiedykolwiek głośno wypowiem takie słowa. Dziewczyny też były w szoku, bo patrzyły na mnie dłuższą chwilę, zanim zaczęły się śmiać. W którym momencie nabrałam takiego dystansu?

Kiedy uniosłam wzrok, Adrian stał w drzwiach restauracji. Przywołał mnie do siebie ruchem głowy. Odłożyłam sztućce i przeprosiłam dziewczyny, a potem ruszyłam w jego kierunku, posyłając jeszcze pokrzepiający uśmiech Dorianowi.

Gdy tylko wyszłam z lokalu, chłopak złapał mnie za nadgarstek i pociągnął w stronę korytarza obok. Objął mnie w talii i mocno do siebie przyciągnął. Położyłam dłonie na jego torsie, gdy złączył nasze usta w pocałunku.

— Błagam, powiedz mi, że ojciec Davida nie oglądał monitoringu — jęknęłam błagalnie, opierając czoło na jego klatce piersiowej.

Nie musiał mówić. Poznałam odpowiedź w momencie, w którym jego tors zadrżał w przypływie śmiechu.

— Zapewnił, że jak zobaczył, co się święci, to wyłączył — powiedział mi do ucha, bo obok nas przechodziła grupa ludzi.

Jęknęłam zażenowana.

— Dla własnego komfortu spróbuj mu uwierzyć — dodał.

— Jak mogliśmy nie pomyśleć o kamerach?

— Dalia, nic się nie stało! — Położył dłoń na moim policzku. — Ochroniarz przynajmniej nie nudził się na zmianie…

Uderzyłam go w ramię, zanim zdążył skończyć zdanie. Parsknęliśmy śmiechem niemalże jednocześnie.

— Zapewniam cię, że nie byliśmy ani pierwsi, ani ostatni.

— Czy to miało mnie pocieszyć? — Uniosłam brwi. — Powiedz lepiej, jak bardzo oberwało ci się za Janet.

— Max przeprosił, że wpuścił nas tam bez ratownika na zmianie — odparł Adrian. — Nic się nie stało, więc sprawa nie trafi do nauczycieli, ale więcej nie możemy korzystać z basenu. Odradził nam wygłupy, a tobie i mi radził… wziąć sobie wspólny pokój.

Ponownie jęknęłam tak bardzo zażenowana, że musiałam schować twarz w zagłębieniu jego szyi. Śmiał się, gładząc mnie po plecach. Przeżywałam piekło na myśl o tym, że ktoś nas widział, a Adrian wydawał się kompletnie nieprzejęty.

— Zabieram dzisiaj Doriana na snowboard — oznajmił po chwili. — Nie może siedzieć i się zadręczać. Pewnie będziemy na stoku cały dzień, ale spotkamy się wieczorem. Co ty na to?

Skinęłam głową, zgadzając się na ten plan. Pocałował mnie, zanim doszliśmy do wniosku, że powinniśmy wrócić i dokończyć śniadanie.

* * *

Być może wpadłam na najgorszy pomysł świata, ale nie mogłam pozwolić Janet, żeby siedziała w pokoju i rozpamiętywała wydarzenia poprzedniego dnia. Zaproponowałam jej więc, że wejdziemy pieszo na górę stoku, zamiast wjeżdżać wyciągiem. Oczywiście żadna z nas nagle nie zaczęła się interesować uprawianiem narciarstwa, chciałyśmy jeszcze trochę pożyć, ale spędzanie czasu w ośrodku powoli robiło się nużące.

Swojej decyzji pożałowałam po zaledwie kilku pierwszych krokach pod górę. Śniegu było tak dużo, że zapadałyśmy się w nim po kolana. Brunetka szła za mną i jęczała niezadowolona, a ja cieszyłam się jak głupia. Skoro miała siłę mnie wyzywać, to znaczyło, że czuła się dobrze i wracała do siebie. Właśnie taki miałam cel, gdy postanowiłam zrealizować ten debilny plan.

W połowie wysokości zatrzymałyśmy się, żeby odpocząć. W oddali ludzie z zawrotną prędkością zjeżdżali na nartach i deskach. Dojrzałam Adriana. Na głowie miał kask. Niedaleko za nim pojawił się Dorian i wywrócił tak spektakularnie, że ludzie dookoła oglądali się, czy nie potrzebuje pomocy. Jego przyjaciel przystanął niedaleko niego i z rezygnacją odchylił głowę. Zaśmiałam się, gdy zdegustowany nieporadnością swojego kumpla zaczął wspinać się pod górę, aby mu pomóc.

— Myślisz, że powinnam mu wybaczyć? — zagadnęła nagle Janet. — Wiem, że nie chciał zrobić mi krzywdy, ale jestem tak wściekła…

— Masz prawo być na niego wściekła — odparłam i złapałam ją pod ramię, a potem zaczęłyśmy znowu brnąć przed siebie. — Myślę, że on to rozumie, ale wie też, że popełnił błąd. Sama nie sądziłam, że w otoczeniu tylu ludzi coś może ci się stać, a jednak jak przyszło co do czego, to wszyscy zaniemówiliśmy.

— Myślałam, że tam umrę, wiesz? — Skrzywiła się na samo wspomnienie. — Nawet nie czułam, jak Adrian wyciągnął mnie nad wodę. Chwycił mnie tak mocno, że będę mieć siniaka na ramieniu, ale wtedy byłam tak spanikowana, że nawet tego nie poczułam. Myślałam, że anielski orszak mnie zabiera.

Parsknęła pod nosem, co skwitowałam uśmiechem. Nie potrafiłam pojąć tego, jak bardzo byłam wdzięczna, że w porę otrzeźwieliśmy i że Janet nic się nie stało. Poza traumatycznym wspomnieniem i siniakiem na ramieniu to wydarzenie nie pozostawiło w niej żadnych śladów. A przecież mogła doznać niedotlenienia.

Nie miałam pojęcia, ile czasu zajęła nam wspinaczka, ale w końcu dotarłyśmy na samą górę. Znajdowała się tam ogromna restauracja. Kompletnie nie czułam nóg, ale pocieszałam się myślą, że zjedziemy wyciągiem. Mięśnie wręcz mnie paliły, bo takiego wysiłku nie doznały od bardzo długiego czasu. O ile w ogóle kiedykolwiek.

W lokalu miejsca zajmowali w większości ludzie ubrani w narciarskie ubrania, którzy dopiero co zeszli ze stoku. Na nogach mieli ciężkie buty i mocno się gimnastykowali przy schodzeniu po schodach. Kiedy tylko weszłam do środka, od razu jakiś dzieciak wpadł wprost na mnie. Jego matka przepraszała mnie za to dobre pięć minut.

Zamówiłyśmy po ogromnym kubku gorącej czekolady z bitą śmietaną i zajęłyśmy miejsca przy jednym z nielicznych wolnych stolików przy oknie. Panorama gór była piękna. Miałam nadzieję, że w innym życiu będę miała możliwości i wewnętrzną siłę, żeby po nich pochodzić. Niestety w tym wcieleniu z moją kondycją odpadłabym na pierwszym wzniesieniu.

Adrian najwyraźniej nas dostrzegł podczas wspinaczki, bo kiedy tylko zjechał na dół, napisał mi wiadomość. Wspólnie uznaliśmy, że nie było dobrym pomysłem, żeby wraz z Dorianem przychodzili na górę. Nie chciałam stawiać Janet w sytuacji, w której musiałaby z nim siedzieć przy jednym stole. Wypiłyśmy więc czekoladę, poobgadywałyśmy ludzi dookoła i zjechałyśmy wyciągiem na sam dół, żeby wrócić do hotelu. Byłyśmy zmarznięte, zmęczone, ale przynajmniej będziemy miały co wspominać.

* * *

Adriana nie było cały dzień, ale zgodnie z obietnicą zarezerwował dla mnie wieczór. Wrócił ze stoku chwilę przed kolacją. Minęliśmy się w drzwiach restauracji, kiedy wchodził do niej z kominiarką na szyi i śniegiem na kurtce. Był cały czerwony. Zupełnie, jakby odmarzła mu twarz i dłonie.

Ubrana w dżinsy i golf rozsiadłam się na łóżku Margot, gdy ta rozkładała przed sobą karty. Po jej minie widziałam, że niekoniecznie doszła do porozumienia z Williamem. Nie pytałam jej o szczegóły, chociaż trudno mi było się powstrzymać. Miałam nadzieję, że sama postanowi nam o tym opowiedzieć. Nie potrafiłam uwierzyć, że chłopak byłby w stanie ją zostawić.

Kiedy rozległo się pukanie do drzwi, dziewczyny spojrzały na mnie, jakby doskonale wiedziały, kto przyszedł. Upięłam włosy w kok z przedziałkiem na środku głowy i podniosłam się z łóżka, żeby otworzyć. Adrian wciąż miał zaróżowione policzki, ale widać było, że wziął prysznic, bo nie wyglądał już jak neandertalczyk po całym dniu na lodowcu.

— Odstąpicie mi ją na wieczór? — spytał dziewczyn.

— Sama nie wiem… — Harper pokręciła głową. — Zaraz znowu zgorszycie jakiegoś ochroniarza na monitoringu…

— Lepiej unikajcie basenów — włączyła się Margot. — Podobno za dużo zarazków, żeby…

— Jesteście o-krop-ne — wyrecytowałam. — Wredne bestie!

Wszystkie trzy posłały mi buziaki w powietrzu. Popatrzyłam na chłopaka.

— Daj mi chwilę.

— W holu za dwadzieścia minut?

— W holu? — Uniosłam brwi. — Idziemy gdzieś?

Wzruszył ramionami z tajemniczym wyrazem twarzy.

— Ubierz się ciepło — rzucił, nim zniknął w korytarzu.

Zgodnie z umową niedługo później siedziałam na kanapie w holu. Zebrałam się szybciej, a dziewczyny tak męczyły mnie o basen i nagrania z kamer, że postanowiłam się ewakuować. Zawinęłam szalik wokół szyi i spoglądałam na schody w oczekiwaniu na swojego chłopaka, który miał się na nich pojawić.

Rozpuszczony sportowiec zjechał windą, co skwitowałam uniesieniem brwi.

— Nie oceniaj, nie czuję dzisiaj nóg — zakomunikował, zanim zdążyłam się odezwać.

Podszedł do kanapy, na której siedziałam. Bez ostrzeżenia złapał mnie za ręce i podciągnął.

— Jak samopoczucie? — zapytał.

— Nie czuję nóg.

— Jak można wpaść na to, żeby pchać się pod górę. — Przechylił głowę, jakby naprawdę nie dowierzał, że robiłam coś takiego w swoim wolnym czasie. — Życie ci niemiłe?

— Nie oceniaj, dobra? — Prychnęłam, chwyciłam jego dłoń i splotłam nasze palce razem.

Wyszliśmy z hotelu, ignorując nauczycielkę, która miała dyżur w holu i odprowadzała nas bacznym spojrzeniem.

— Dokąd idziemy? — chciałam wiedzieć.

— Zobaczysz.

Gorszej odpowiedzi chyba dostać nie mogłam.

Szliśmy przed siebie ulicą oświetloną światłem latarni. Trzymaliśmy się za ręce, chociaż było zimno, i rozmawialiśmy niemalże bez przerwy. Nie miałam pojęcia, dokąd moglibyśmy się udać, skoro byliśmy na kompletnym zadupiu. Nie widziałam w pobliżu nawet sklepu, ale szybko doszłam do wniosku, że nie patrzyłam wystarczająco uważnie. Wystarczyło kilkanaście minut spaceru, aby dotrzeć do centrum miasteczka.

Na ogromnym placu organizowany był jarmark świąteczny, chociaż do Bożego Narodzenia zostało jeszcze trochę czasu. Różnego rodzaju ozdoby zachwycały swoimi kolorami i kształtami. Tłumy ludzi przewijały się pomiędzy stoiskami, a dzieci wesoło biegały.

Szliśmy jednak dalej, więc szał bożonarodzeniowych zakupów najwyraźniej nie był celem naszej wycieczki. Owinęłam się ciaśniej szalikiem, kiedy zrobiło się jeszcze chłodniej, i schowałam dłonie do kieszeni. Romantyczność też miała swoje granice.

— Naprawdę idziemy do kina? — Zatrzymałam się nagle, kiedy dostrzegłam świecący w oddali szyld i spojrzałam na Adriana z wyrzutem. — Nasza ostatnia randka w kinie nie była zbyt romantyczna. Przespałeś trzy godziny.

— Od kiedy jesteś taka pamiętliwa? — Przewrócił oczami i chwycił mnie pod ramię. — To dzień mojej rehabilitacji.

Kino było zaskakująco duże jak na okolicę, w której się znajdowało. Adrian uparł się, żeby kupić bilety, więc stanęłam w kolejce po popcorn. Nigdy go nie lubiłam, ale co to za seans w kinie bez jedzenia?

— Mam nadzieję, że lubisz horrory — zakomunikował, dołączając do mnie w kolejce.

— Nienawidzę.

— Będziesz więc miała okazję, żeby się do mnie przytulać.

Prychnęłam na te słowa i podeszłam do lady, aby złożyć zamówienie.

Gdy weszliśmy do sali, leciały już reklamy, jednak w środku było bardzo niewiele osób. Ucieszyłam się, bo nie ma nic gorszego niż pełna sala w kinie i siedzenie obok kogoś obcego. Znacznie bardziej lubiłam, kiedy wszystkie siedzenia dookoła były puste.

Weszliśmy niemalże na samą górę sali. Postawiłam popcorn na podłodze w nadziei, że nie kopnę go nogą, i zdjęłam kurtkę. Rzuciłam ją na fotele za nami, bo i tak były puste. Miałam nadzieję, że Adrian nie kupił biletów na wybitnie przerażający horror. Naprawdę chciałam się wyspać i nie musieć budzić w nocy którejś z dziewczyn, żeby pójść do toalety, bo sama bałabym się wychylić nosa spod kołdry. Horrory potrafiły działać cuda z ludzką psychiką.

— Jak Dorian? — spytałam, kiedy oboje zajadaliśmy się popcornem.

Reklamy nie zdążyły jeszcze się skończyć, a nie było już połowy opakowania. Niestety nie potrafiłam się opanować i zajadałam się bez opamiętania czymś, co nawet mi nie smakowało, żeby tylko czymś się zająć.

— Będzie żył — odparł krótko Adrian. — Aczkolwiek mam nadzieję, że Janet mu to wybaczy.

— Wybaczy — powiedziałam, a on spojrzał na mnie bez przekonania. — Zobaczysz.

Uśmiechnął się lekko i uniósł ramię, żeby mnie nim objąć. Bez słowa się w niego wtuliłam. Właściwie film nawet nie musiał się zaczynać. Było mi tak dobrze, że mogłabym oglądać reklamy.

Szybko doszłam do wniosku, że w zasadzie wolałabym oglądać reklamy niż horror. Nie chodziło jednak o to, że wybitnie mnie przerażał. Powiedziałabym, że był raczej śmieszny niż straszny. Adrian za to był innego zdania. Zapadł się w fotelu i schował twarz w dłoniach, większość scen oglądając przez dziury między palcami. Za każdym razem, kiedy to robił, musiałam się powstrzymywać, by nie parsknąć śmiechem i nie ryzykować wyrzucenia z kina.

— Stary, ona nie może umrzeć — powiedziałam w końcu, szturchając go ramieniem. — To główna bohaterka, a są jeszcze trzy części.

Podczas filmu to ja miałam ze strachu przytulać się do Adriana. Skończyło się na tym, że to on kurczowo trzymał się mojego ramienia. Byłam pewna, że jego palce pozostawią ślady na mojej skórze.

— Mam nadzieję, że Dorian w nocy porządnie cię przytuli — powiedziałam ze śmiechem, kiedy po zakończonym seansie wyszliśmy z sali.

— Wolałbym, żebyś ty mnie przytuliła.

Spojrzał na mnie i chwycił moją dłoń. Uniósł ją do góry, żeby złożyć na niej pocałunek. Uśmiechnęłam się do niego.

— Jesteś piękna.

— Dlaczego cały czas to mówisz?

— Żebyś nigdy o tym nie zapomniała — wzruszył ramionami i otworzył przede mną drzwi.

Uśmiech rozkwitł na mojej twarzy i wcale nie chciał zniknąć. Właściwie nie zszedł przez całą drogę powrotną do hotelu. Wciąż się go nie pozbyłam, kiedy trener, który pełnił nocny dyżur w holu, na nasz widok kazał nam iść do diabła, bo było godzinę po ciszy nocnej.

Rozdzieliliśmy się na korytarzu, chociaż potrzebowaliśmy na to chwili.

Bardzo długiej chwili.

Rozdział 2.

Rzeczy pomyślne przyciągają przyjaciół, niepomyślne sprawdzają

Trawiła mnie choroba.

Przebudziłam się w środku nocy zlana zimnym potem. Cała drżałam pod grubą kołdrą i kocem. Czułam się, jakby ktoś wylał na mnie wiadro lodowatej wody. Przetarłam dłońmi mokre czoło i usiadłam na łóżku z zamiarem pójścia do łazienki. Nie byłam jednak w stanie wyjść spod kołdry.

Dziewczyny dookoła spały. Janet cicho pochrapywała. Nie mogłam jej budzić, kiedy po ostatnich przejściach w końcu udało jej się porządnie zasnąć. Przełknęłam ślinę i sięgnęłam po butelkę z wodą, którą wieczorem postawiłam obok łóżka. Wypiłam kilka łyków i skrzywiłam się, gdy plastik nagle trzasnął.

— Dalia? — Cichy szept Margot rozbrzmiał w pokoju.

W ciemności dostrzegłam, jak dziewczyna podniosła się z łóżka i zaczęła zmierzać w moją stronę.

— Dobrze się czujesz? — zapytała.

— Możesz mi pomóc? — wydusiłam. — Podasz mi bluzę?

Dziewczyna od razu zaczęła szukać odzieży w mojej walizce. Już po chwili pomagała mi wciągnąć ubranie przez głowę.

— Ty jesteś cała mokra!

Przyłożyła dłoń do mojego czoła, na co jęknęłam. Miała tak zimne palce.

— Dalia, jesteś rozpalona.

— Muszę pójść do toalety.

— Trzeba kogoś zawołać — sprzeciwiła się, usiadła na łóżku obok mnie i objęła mnie ramionami. — Cała drżysz.

— Wytrzymam do rana — zapewniłam, bo wizja budzenia kogoś w środku nocy nie wydawała mi się szczególnie zachęcająca. — Musiałam się przeziębić. Może jak wchodziłyśmy z Janet pod tę górę? Byłam spocona.

— To nie jest istotne, kochanie — westchnęła Margot.

Podbiegła do swojego łóżka, aby ściągnąć z niego koc. Potem otuliła mnie nim po samą szyję.

— Jak mogę ci pomóc? Choroba w twoim stanie…

— Nic mi nie będzie — przerwałam jej wpół zdania i pociągnęłam nosem. — Chwilę pochoruję i przejdzie. I tak gorzej być nie może.

Pomimo ciemności wiedziałam, że dziewczyna skrzywiła się na te słowa. Ostatecznie nie poszłam do toalety. Było mi zbyt zimno, aby wyjść spod kołdry. Kiedy się położyłam, Margot przykryła mnie szczelnie i zapewniła, że gdy tylko zacznie świtać, pobiegnie do nauczycieli, żeby zorganizować mi lekarstwa. Zasnęłam lekkim snem, a dreszcze wybudzały mnie z niego co kilka chwil.

* * *

Dźwięki z zewnątrz docierały do mnie jak przez grubą szybę. Słyszałam rozmowy dziewczyn. Wiedziałam, że wszystkie oddały mi swoje koce, bo czułam coraz większy ciężar na ciele. Ubrania, które na sobie miałam, były tak mokre, że dałoby się wyciskać z nich wodę. Wiedziałam, że rano do pokoju wpadła jedna z nauczycielek. Dotykała mojego czoła zimną dłonią. Chociaż drżałam z chłodu, dotyk jej palców był dla mnie kojący. W jednej chwili zamarzałam, a w kolejnej zalewał mnie żar.

Miałam wrażenie, że w pokoju w pewnym momencie zrobiło się ogromne zamieszanie. Choroba na wycieczce szkolnej zawsze stanowiła problem, ale wydawało mi się, że wszyscy widzieli, że nie trawił mnie zwykły katar.

Kiedy uniosłam powieki, zobaczyłam nauczycielkę biologii, która się do mnie uśmiechała. Z jej oczu jednak nie tryskała radość. Powiedziała do mnie kilka słów, zanim pomogła mi usiąść na łóżku.

Kręciło mi się w głowie. Miałam wrażenie, że widzę wszystko przez mgłę. Obraz się rozmazywał, a dźwięki z zewnątrz były stłumione. Wszystko było nie takie, jak być powinno. Czułam, jakbym znajdowała się w innej rzeczywistości.

— Trzydzieści dziewięć — zakomunikowała nauczycielka, gdy zmierzyła mi temperaturę. — Ją trzeba zabrać do szpitala. Natychmiast!

— Spokojnie, nie podejmujmy radykalnych decyzji — odparł trener Reed, chociaż nie byłam w stanie go dostrzec. — Margot, jak często ona choruje? Musisz powiedzieć nam wszystko, co wiesz.

Słyszałam, jak moja kuzynka przekazywała im informacje o mojej słabej odporności. Zapewniała, że szpital nie był konieczny, że gorączka zazwyczaj mi przechodzi. Nie pierwszy raz byłam chora, a ona nie pierwszy raz była tego świadkiem. Osłabiona odporność miała to do siebie, że nie potrafiła walczyć. Każda infekcja kończyła się więc dla mnie kilkoma dniami spędzonymi w łóżku. Ona o tym wiedziała. Nauczyciele za to panikowali, bo nie chcieli brać odpowiedzialności za mój stan zdrowia. Nie można było ich za to winić.

Kiedy nauczycielka się oddaliła, od razu rozpoznałam znajomy dotyk. Adrian delikatnie chwycił mnie za ramiona, żeby pomóc mi się położyć. Podczas gdy w pokoju wciąż trwała ożywiona dyskusja, poczułam ulgę, kiedy zimny okład spoczął na moim czole. Przechyliłam głowę na poduszce i uniosłam powieki, aby spojrzeć na twarz chłopaka. Widziałam, że jego wargi poruszały się przy wypowiadaniu słów, ale żadne do mnie nie docierały. Byłam jak w amoku. Jakbym trafiła do innej rzeczywistości.

* * *

Nieco świadomości odzyskałam dopiero po południu, kiedy udało się zbić gorączkę. W moim pokoju znajdowało się już mniej osób. W końcu wciąż byliśmy na szkolnym wyjeździe i zarówno nauczyciele, jak i inni uczniowie mieli swoje zajęcia. Gdy otworzyłam oczy, zobaczyłam tylko Adriana i Margot. Chłopak siedział na łóżku Harper, które znajdowało się tuż obok mojego, i przecierał mi czoło zimnym okładem. Margot natomiast rozmawiała przez telefon.

— Hej, piękna.

Nie zorientowałam się, w którym momencie usłyszałam słowa Adriana. Kiedy na niego spojrzałam, kąciki jego ust drgnęły w uśmiechu.

— Spodziewałem się po tym wyjeździe wszystkiego, ale nie tego — dodał.

Gdybym miała w sobie choć odrobinę sił, z pewnością bym się zaśmiała. Z moich ust wydostało się jednak tylko ciche westchnienie.

— Nie powinieneś siedzieć tak blisko — wychrypiałam.

Całe gardło mnie paliło. Było wyschnięte i obolałe.

— Zarazisz się jeszcze — wyjaśniłam po chwili.

— To nic — zapewnił, kręcąc głową. — Proszę, powiedz, że choć trochę ci lepiej.

Uśmiechnęłam się lekko, bo nie byłam w stanie już nic powiedzieć. Adrian zrezygnował z niemalże całego dnia jazdy na desce, co przecież tak lubił, żeby siedzieć przy mnie i wymieniać mi okłady na czole. Naprawdę miałam wrażenie, że dostałam chłopaka, który nie mógł być prawdziwy, ale on rzeczywiście siedział obok mnie. Naciągał na mnie kołdrę, gdy się zsunęła.

— Nie siadajcie tak blisko… — wyszeptałam.

Mój głos brzmiał tak, jakbym odezwała się pierwszy raz w życiu, ale musiałam zdobyć się na te słowa, gdy Margot usiadła na moim łóżku.

Oni naprawdę chcieli, żebym podzieliła się znimi wirusem.

— Rozmawiałam z mamą — oznajmiła moja kuzynka, zignorowawszy uwagę, która kosztowała mnie tyle siły. — Przekazała babce od biologii, jak cię leczyć, i obiecała, że nie będzie niepokoić twojego ojca. Gorączka już spadła. Mam nadzieję, że czujesz się lepiej. Nie drżysz już tak bardzo.

— Jest dobrze — zapewniłam, choć zapewne nie brzmiało to zbyt wiarygodnie.

— Pewnie chciałabyś się wykąpać, mam rację? — Usłyszałam.

Z całych sił starałam się nie zwracać uwagi na spocone ubrania, które kleiły się do mnie tak bardzo, że czułam się jak obślizgły ślimak.

— Nie wiem, jak to zrobimy.

Widziałam, że Margot spojrzała na Adriana. Próbowali dogadać się na migi, ale najwyraźniej niezbyt dobrze im to wychodziło. Pragnęłam się wykąpać, zmyć z siebie cały brud, ale byłam zbyt słaba, żeby się podnieść. Pewnie powinnam z tym poczekać, aż poczuję się lepiej, ale nie mogłam poczuć się lepiej, kiedy czułam się jak wrak człowieka. Prysznic zawsze dawał uczucie świeżości. Był najlepszym lekarstwem na chorobę. Właściwie często był najlepszym lekarstwem na wszystko.

— Poczekamy, aż wrócą dziewczyny — zakomunikowała w końcu Margot. — Wtedy ci pomożemy, dobrze?

Adrian zdawał się nie protestować. Cieszyłam się, że dziewczyna wzięła sprawy w swoje ręce i wszystko zaplanowała. Za nic w świecie nie chciałam, aby chłopak oglądał mnie w takim stanie. Wystarczyło, że przez cały czas siedział przy łóżku i widział, jak rzucam się we śnie. Bo z pewnością to robiłam, gdy spałam.

— Może lepiej będzie wziąć ją do wanny? — Adrian zabrał głos dopiero wtedy, gdy poczułam, że powieki znowu mi opadły. Nie miałam nawet na to wpływu. — Będzie łatwiej niż pod prysznicem.

— Trzeba zmienić jej pościel. — Margot zignorowała jego słowa. — Co z tego, że się wykąpie, skoro wróci do wszystkich tych wirusów?

Niewiele słyszałam z ich dalszej rozmowy. Właściwie kompletnie odpłynęłam.

* * *

Kiedy nastała pora kolacji, wszyscy udali się na dół, więc szansa na spotkanie kogoś na korytarzu była najmniejsza. Adrian z Margot uznali to za najlepszy moment, żeby owinąć mnie szczelnie w koc. Chłopak chwycił mnie w ramiona i sprawnym ruchem podniósł z łóżka. Podziękowałam Harper i Janet za to, że od razu zabrały się za zmienianie pościeli na czystą, o którą poprosiły w recepcji. Byłam tak wdzięczna, że miałam dookoła siebie ludzi, którzy robili wszystko, żeby mi ulżyć.

Na korytarzu rzeczywiście nie było nikogo. Dorian otworzył drzwi pokoju i od razu nas w nich przepuścił. Zapewnił, że napuścił wody do wanny, zanim Margot zdążyła wejść za nami.

— Nawet z gorączką jesteś piękna. — Puścił do mnie oczko, kiedy zobaczył, że mu się przyglądam.

Uśmiechnęłam się lekko. Jak zawsze mnie rozbawił.

— Nie ma już gorączki, pacanie. — Margot przewróciła oczami i złapała za ręcznik, a potem weszła do łazienki. — Może włóżmy ją do wody w ubraniach? Będzie miała większy komfort, zdoła sama się umyć.

— Tak — odpowiedziałam jej, nim ktokolwiek inny zdążył zabrać głos.

Trzymałam się kurczowo szyi Adriana, kiedy ostrożnie opuścił moje ciało nad wanną. Powoli zanurzyłam się w wodzie. Nie była ani gorąca, ani zimna. Idealna. Oparłam kark na brzegu wanny, kompletnie nie przejmując się tym, że ubrania nasiąknęły wodą. Poczułam ulgę.

Adrian przykucnął obok wanny i sięgnął, żeby odgarnąć mi włosy z czoła. Podziękowałam mu uśmiechem.

— Poradzisz sobie? — Upewnił się. — Wołaj mnie albo Margot.

— Dam radę — zapewniłam słabo.

Położył ręcznik i czyste ubrania w pobliżu, żebym nie musiała się wysilać, kiedy już się wykąpię. Nie wiedziałam, jak wyjdę z wanny, ale postanowiłam go tym nie zadręczać. Wreszcie opuścił pomieszczenie i zamknął za sobą drzwi.

Kiedy zostałam sama, zaczęłam powoli zsuwać z siebie brudne ubrania. Brzydził mnie sam ich widok. Umyłam się dokładnie, chociaż niemalże na leżąco. Pomysł z wanną okazał się świetny. Wizja prysznica w towarzystwie Margot, Harper i Janet nie wydawała się zbyt kolorowa, mimo że byłam bardzo wdzięczna, że chciały mi pomóc.

W sytuacji słabości najłatwiej było dostrzec, komu naprawdę zależy.

Zanurzyłam się w wodzie całkowicie, żeby zamoczyć włosy. Wydawało mi się, że umycie ich było poza moim zasięgiem, jednak doszłam do wniosku, że muszę to zrobić. Mimo że spłukiwałam szampon w czterech podejściach, bo nie byłam w stanie utrzymać słuchawki prysznicowej w powietrzu dłużej niż przez kilkanaście sekund.

Pukanie rozległo się w niemalże idealnym momencie. Margot niepewnie zajrzała do pomieszczenia.

— Pomogę ci wyjść, co? — zaproponowała.

Skinęłam głową. Pokonała dzielącą nas odległość i pomogła mi wydostać się z wanny. Nie czułam przy niej aż tak dużego skrępowania, jak się spodziewałam. Niemal od razu owinęła mnie w ręcznik i pomogła rozczesać włosy. Najwyraźniej lata wspólnych kąpieli w czasie wakacji w dzieciństwie dobrze przełożyły się na czasy dorosłości.

Trzymała mnie pod ramię, gdy podpierając się ściany, opuściłam łazienkę. Adrian od razu poderwał się z miejsca, żeby mi pomóc. Kiedy położyli mnie na łóżku, czułam się jak zupełnie inny człowiek. Najgorsze objawy ustąpiły. Być może tylko na krótką chwilę, ale miałam na tyle świadomości, aby z pozycji leżącej obserwować swoich przyjaciół, którzy zawzięcie o czymś dyskutowali.

Kiedy opadłam głową na klatkę piersiową Adriana, miałam ochotę opieprzyć go za to, że kompletnie nie myślał o swoim zdrowiu. Nie miałam jednak na to siły, bo prawie natychmiast zasnęłam.

Rozdział 3.

Wada się żywi i wzrasta w ukryciu

Resztę wyjazdu spędziłam w łóżku. Na szczęście gorączka postanowiła dłużej mnie nie trawić i już kolejnego dnia czułam się o wiele lepiej, ale wciąż nie na tyle dobrze, żeby brać udział we wszystkich atrakcjach, z których korzystali pozostali uczestnicy wycieczki. Adrian z Dorianem codziennie chodzili na stok i spędzali tam długie godziny. Dziewczyny udały się do miasteczka, kiedy powiedziałam im, że jest naprawdę warte uwagi.

W tym czasie leżałam pod kocem i piłam herbatę, bo Adrian osobiście udał się do właściciela hotelu, żeby załatwić nam czajnik elektryczny do pokoju. W zatrważającym tempie oglądałam kolejne odcinki TheOriginals[1]. Nigdy jakoś szczególnie nie oglądałam seriali ani filmów, bo szybko się nudziłam i zazwyczaj zasypiałam po kilku minutach, jednak losy wampirów z Nowego Orleanu wciągnęły mnie na tyle, że obejrzałam pięć sezonów w trzy dni. Być może był to też skutek tego, że nie miałam zbyt wielu możliwości, siedziałam przecież samotnie w pokoju przez niemalże całe dnie.

Oczywiście moi przyjaciele byli gotowi zrezygnować z atrakcji, żeby spędzać ze mną czas. Na całe szczęście dali to sobie wybić z głów. Wcale nie narzekałam na samotność. Szczególnie w towarzystwie Klausa Mikaelsona[2].

Gwałtownie usiadłam, kiedy ktoś niespodziewanie wszedł do pokoju. Drzemałam po skończeniu ostatniego odcinka serialu, gdy dźwięk otwieranych drzwi przedarł się przez mój słaby sen. Naciągnęłam na siebie koc i odetchnęłam z ulgą na widok Adriana.

— Nie ukrywam, że wolałbym, żebyś na mój widok skakała z radości — rzucił na wstępie i postawił na stoliku siatkę pełną zakupów. — Wszystko, o co prosiłaś. I gorąca czekolada w proszku.

Wciąż miał na sobie spodnie i kurtkę narciarską, bo dopiero co wrócił ze stoku, a do sklepu wstąpił po drodze. Powoli podniosłam się z łóżka i do niego podeszłam. Wtuliłam się w niego. Niemalże od razu objął mnie ramionami i pocałował w czoło.

Po chwili podeszłam do stolika, żeby zajrzeć do reklamówki. Powiedziałam Adrianowi, czego konkretnie potrzebowałam. Zarówno na ostatni wieczór tutaj, jak i podróż. Nie było opcji, żeby ktokolwiek wypuścił mnie do sklepu.

— Spisałeś się jak idealny mąż — skwitowałam, wyjmując z reklamówki paczkę tamponów.

— Bo będę idealnym mężem — prychnął chłopak, jakby to, co powiedziałam, było dla niego zupełnie oczywiste. — Oby twoim.

Spojrzałam na niego z rozbawieniem. Mrugnął do mnie i rozpiął kurtkę.

— Dorian upiera się, że ponieważ przez cały tydzień nie wypił ani kropli alkoholu — dodał — to chce dzisiaj wieczorem to naprawić. U nas w pokoju. Zaprosił ciebie, ale ja zapraszam was wszystkie.

— Janet i Dorian w jednym pomieszczeniu?

Ich relacja w ciągu ostatnich dni tak naprawdę przestała istnieć. O ile wcześniej sobie dogryzali, to po incydencie w basenie przestali się do siebie odzywać. Janet nie chciała rozmawiać z Dorianem, a on był tak przejęty tym, co jej zrobił, że postanowił nie wchodzić jej w drogę. Mijali się szerokim łukiem, kiedy Dorian przychodził do mnie po olejek do włosów. Tak, wciąż to robił. Nawet gdy leżałam z gorączką, zakradł się do łazienki, bo jednodniowa przerwa w nakładaniu kosmetyku doprowadziłaby jego fryzurę do ruiny. Janet zazwyczaj odwracała się w jego stronę plecami albo wychodziła na korytarz. Chociaż nie potrafili się ze sobą skonfrontować, widziałam, że oboje powoli wracali do siebie, co cieszyło mnie najbardziej.

Na naprawienie relacji mieli jeszcze czas, ale żeby to się udało, oboje musieli w pierwszej kolejności naprawić siebie.

— Muszą w końcu stanąć twarzą w twarz. — Adrian wzruszył ramionami. — Dorian jest moim przyjacielem, a Janet twoją przyjaciółką. Są na siebie skazani, czy tego chcą, czy nie.

— Jeżeli wydrapią sobie oczy, to ty będziesz za to odpowiedzialny. Nie chcę mieć krwi na rękach.

— Dobrze, kochanie. — Skinął głową, objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie. — Będą siedzieć w bezpiecznej odległości od siebie.

— O której to zgromadzenie?

* * *

— Nigdy przenigdy nikogo nie zdradziłam.

Harper nie zdążyła nawet skończyć zdania, gdy Dorian sięgnął po butelkę, żeby napełnić szklankę, bo nie mieliśmy dostępu do kieliszków. Upił ogromny łyk wódki i nawet nie szukał niczego do popicia.

— Serio, Watson? — zapytała.

— Ona zdradziła mnie pierwsza! — bronił się blondyn.

— Nie ma usprawiedliwienia dla zdrady, pacanie! — oburzyła się dziewczyna. — Pewnie miała powód, żeby cię zdradzić.

— A ja miałem powód, żeby zdradzić ją. — Dorian wzruszył ramionami. — Proste jak konstrukcja cepa.

— Konstrukcja czego?

— Jedziemy dalej. — Margot włączyła się do rozmowy, przerywając tę fascynującą wymianę zdań. — Nigdy przenigdy nie spałam z kimś, kogo imienia nie znałam.

Dorian i Adrian jednocześnie sięgnęli po swoje szklanki. Wszyscy patrzyliśmy na nich przez dłuższą chwilę. Graliśmy od kilku minut, a obaj musieli już dolewać sobie alkoholu, bo zdążyli wszystko wypić. Byłam przekonana, że w takim tempie obaj będą mocno pijani, i to całkiem niedługo.

Janet nie dała się przekonać, żeby do nas dołączyć. Nie próbowałam nawet jej namawiać. Wiedziałam, że stanie naprzeciwko Doriana, kiedy będzie na to gotowa. Nie chciałam niczego na niej wymuszać. Od razu jej powiedziałam, że on będzie. Uznała, że woli pójść do znajomych z kółka teatralnego, na które chodziła w zeszłym roku szkolnym. Myśl, że spędza z nimi wieczór, ratowała mnie przed wyrzutami sumienia, że zostawiłyśmy ją samą.

Dorian z Adrianem siedzieli tuż obok siebie. Pomiędzy nimi stała butelka wódki, bo najczęściej po nią sięgali. Pierwszy raz widziałam swojego chłopaka pijącego alkohol. Zawsze był kierowcą i nie miał ochoty na picie. Tym razem jednak nie dał się zbyt długo namawiać. Nieszczególnie mu się dziwiłam. W tak kameralnym towarzystwie sama bym się napiła, gdybym tylko mogła. Godzinę po zażyciu syropu na gorączkę prawdopodobnie szybciej bym się przekręciła, niż upiła. Zamiast wódki miałam więc wodę. Przynajmniej nie była gazowana.

Margot i William na jeden wieczór ogłosili zawieszenie broni i postanowili do nas dołączyć. Siedzieli obok siebie, chociaż gdybym nie wiedziała, że są razem, nigdy bym na to nie wpadła. Praktycznie na siebie nie patrzyli.

— Nigdy przenigdy nie śmiałem się na pogrzebie. — William jako pierwszy wypowiedział słowa, po których nikt nie sięgnął po szklankę.

— Tracisz formę, stary — skwitował Dorian, który był następny w kolejce. — Nigdy przenigdy nie miałem snu erotycznego o kimś z tego pokoju.

Margot upiła łyk.

William upił łyk.

Sięgnęłam po swoją szklankę niemalże w tym samym momencie co Adrian. Spojrzeliśmy na siebie, nim oboje zanurzyliśmy w nich usta. Gdyby nie Dorian, prawdopodobnie to wyznanie nigdy nie ujrzałoby światła dziennego. Zapominałam swoje sny zaraz po przebudzeniu. Nie potrafiłam powiedzieć, co dokładnie się w nich działo, ale pamiętałam, że byłam w nich w ciąży albo uprawiałam seks z Adrianem. Naprawdę nie sądziłam, że w gorączce mogły dopaść mnie myśli takiego kalibru.

Podobno sny są odzwierciedleniemnaszych rzeczywistych pragnień.

— Teraz powinniśmy porozmawiać o tym, czy śniliście o sobie nawzajem. — Dorian oparł łokcie na kolanach, nie spuszczając ze mnie wzroku. — Wiem, Dalia, że ten sen był o mnie. Możesz się przyznać.

Parsknęłam takim śmiechem, że aż się osunęłam na kolana Adriana.

— Bardziej niepokoi mnie, że ty nie wypiłeś — odezwał się szatyn. — Przyznaj się, stary. Śnisz o mnie każdej nocy.

Dorian przewrócił oczami i sięgnął po szklankę. Skwitowałam to parsknięciem, bo na nic więcej nie potrafiłam się zdobyć. Miałam tylko nadzieję, że chłopak żartował. Niestety nie potrafiłam rozróżnić, kiedy dowcipkował, a kiedy mówił poważnie.

Musiałam więc żyć w niewiedzy. Czasami jednak niewiedza była znacznie bardziej komfortowa niż prawda.

— Nigdy przenigdy nie upuściłem niczyjego dziecka — powiedział Adrian z uśmiechem tlącym się w kącikach ust.

Patrzył na Doriana, jakby jego słowa były skierowane do niego. Chciał wydobyć ze swojego przyjaciela jakieś wyznanie z przeszłości.

Nawet nie byłam zdziwiona, gdy blondyn się napił. Pił niemalże przy każdym wyzwaniu. Nie miałam pojęcia, kiedy w ciągu osiemnastu lat życia zdążył doświadczyć tego wszystkiego.

— Brat mojego starego ma pięćdziesiąt lat i zrobił sobie syna — zaczął opowiadać. — Nie moja wina, że bachor zaczął się drzeć, kiedy wziąłem go na ręce.

— Też zaczęłabym się drzeć — skwitowałam.

— Z radości oczywiście. — Dorian posłał mi szeroki uśmiech, nim powrócił do historii. — Wyleciał mi na podłogę. Dopóki się darł, było dobrze. Gorzej, jak przestał ryczeć.

Zakryłam usta dłońmi, żeby powstrzymać się od śmiechu. Blondyn jednak uśmiechał się pod nosem, jakby cieszył się na samo wspomnienie.

Dorian Watson naprawdębył zdolny do wszystkiego.

— Nie zabiłem go, wyluzujcie — zapewnił, gdy zobaczył miny pozostałych osób. — Ale nigdy więcej mi dziecka pod opiekę nie powierzyli.

— Nigdy nie piłam alkoholu — powiedziałam, nim zdążył się rozkręcić.

Wszyscy spojrzeli na mnie jak na przybysza z innej planety. Z wyjątkiem Margot, która doskonale o tym wiedziała.

— Jesteś alkoholową dziewicą?! — pisnął Dorian. — Jak to możliwe? Masz jakąś traumę z dzieciństwa? Możesz nam powiedzieć, siostro.

— Za bardzo się bałam, że spotkam kogoś takiego jak ty, gdy będę pijana — uśmiechnęłam się w jego stronę. — Wolałam nie ryzykować.

— Nie żałowałabyś — podsumował blondyn.

Mój atak kaszlu przerwał grę na dłuższą chwilę. Wszyscy cierpliwie czekali, aż wrócę do siebie. To był jeden z tych objawów choroby, który pojawił się później, ale wciąż atakował mnie niespodziewanie. Razem z katarem chyba miał zamiar męczyć mnie przez kolejny miesiąc.

— Nigdy nie brałam udziału w trójkącie — powiedziała Harper, kiedy mój atak ustał. — Seksualnym oczywiście.

Z każdą minutą coraz bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że Dorian niczym nie mógł już mnie zdziwić. Nastawiłam się nawet na to, że Adrian również miał takie doświadczenia. Dałabym uciąć sobie rękę, że byli dwoma kątami jednego trójkąta. Naprawdę byłam przygotowana na wszystko, jednak mój chłopak wcale się nie napił. W przeciwieństwie do niego zrobił to William.

— Jeszcze powiedzcie, że robiliście to razem. — Margot przeskakiwała wzrokiem pomiędzy chłopakami, ale nie zaprzeczyli. — Anielski orszak…

Co oni wszyscy mieli ztym orszakiem?!

— Wiesz, kochana… — Dorian upił kolejny łyk wódki. — Kiedy jeździliśmy na mecze w zeszłym roku, wszyscy moi kumple nie byli jeszcze usidleni miłością. Poznaliśmy taką Camillę w hotelu. Mieliśmy razem pokój…

— Dobra, wystarczy mi tej historii! — Margot pomachała rękami, jakby chciała to potwierdzić.

— Zostawiłem was na jeden pieprzony wyjazd. — Adrian pokręcił głową i sięgnął po szklankę.

Zdecydowanie nie przyjmował do siebie tej historii.

— Trzeba było jechać z nami, kapitanie. — Will włączył się do rozmowy. — Trzymałbyś dyscyplinę…

— Miałem złamany palec!

— Zaprosiliście chociaż do siebie Reeda? — Harper również zanurzyła usta w szklance. — Wygląda na takiego, który by się zgodził.

— Wiecie, że Reed jest gejem? — Dorian uniósł brwi, jakby zdradził nam właśnie najważniejszą tajemnicę wszechświata.

— Nie jest, stary — sprzeciwił się Adrian. — Ma żonę i córki…

— To nie znaczy, że nie jest gejem. Spójrzcie na to racjonalnie. Każdy nauczyciel sportu słynie z tego, że gapi się na laski. On nigdy nawet nie wlazł im do szatni! U nas za to jest zawsze. I to zawsze wtedy, gdy bierzemy prysznic.

— Obawiam się, że wystarczy ci już tej wódki — zakomunikowałam. — Może po prostu jest… normalny i nie ma potrzeby molestowania nastolatek?

— Samo w sobie to sprawia, że jest dziwny — skwitował Dorian. — Nie znacie się. Ja wiem, co mówię.

— Dobrze, wystarczy tego cyrku. — Margot pokręciła głową, nie wierząc, że naprawdę wzięła udział w tej rozmowie. — Nigdy nie byłam w klubie ze striptizem.

Wszyscy chłopcy niemal jednocześnie zaczęli pić. Wymieniłam z kuzynką porozumiewawcze spojrzenia.

— Reed nas zabrał po finale w zeszłym roku — wyjaśnili szybko, chcąc się usprawiedliwić.

Zdecydowanie nie potrzebowałam znać więcej szczegółów tego wydarzenia. Właściwie w ogóle nie musiałam wiedzieć, że miało miejsce. Byłam pewna, że nigdy więcej nie spojrzę na trenera w ten sam sposób.

Graliśmy jeszcze przez godzinę, zanim najbardziej aktywni zaczęli się wyłączać. Adrian położył się na podłodze, na której przez cały czas siedzieliśmy, i ułożył głowę na moim udzie. Gładziłam go po włosach, kiedy ucinał drzemkę. Mimo to co jakiś czas włączał się do rozmowy. Dorian był o wiele mocniejszy. W końcu przez całe życie zachowywał się jak pijany, więc jedyną różnicą między jego normalnym stanem a upojeniem było to, że gadał jeszcze więcej niż zwykle oraz o wiele głośniej. William natomiast pił mniej od swoich kolegów, ale nagle zrobił się o wiele bardziej rozmowny. Konwersował głównie z Dorianem. Wciąż dyskutowali nad orientacją seksualną swojego trenera.

Przestali dopiero w momencie, w którym trener niespodziewanie wszedł do pokoju. Pokręcił głową, jakby nic go nie zdziwiło. Zmarszczył brwi jedynie na widok półprzytomnego Adriana. Jak się okazało, mój chłopak po pijaku należał do najlepszego typu ludzi. Grzecznie szedł spać. W przeciwieństwie do Doriana, który zaczynał nawijać jak z karabinu.

— Upiliście mi Walkera?! — zapytał trener. — Ja chciałem z nim porozmawiać!

— O dwudziestej trzeciej? — Harper zmarszczyła brwi, spoglądając na zegarek. — Co było tak ważne?

— Już nie jest ważne — westchnął mężczyzna i spojrzał na mnie. — Zadbaj o niego, Dalia.

Skinęłam głową w geście obietnicy.

— Do łóżek, smutni alkoholicy — dodał.

Dorian postanowił ponownie zabrać głos, zanim trener zdążył na dobre wyjść z pokoju.

— Mówiłem wam, że jest gejem — prychnął. — I w dodatku ma chrapkę na Walkera.

Niedługo później Margot z Williamem wyszli, bo chłopak również zaczął odpływać. Harper też się zawinęła, gdy dostała wiadomość, że Janet wróciła do pokoju i chciała jeszcze z nią porozmawiać. Zostałam więc sama z dwoma pijanymi chłopakami, którzy tak bardzo się między sobą różnili. Jeden grzecznie spał na moich kolanach i nie mogłam go dobudzić, a drugi wciąż nawijał. Tym razem mnie podrywał, ale jego zaloty już nawet mnie nie dziwiły.

— Pójdę wziąć prysznic — oświadczył w końcu i z trudem podniósł się z podłogi. Chwiejnym krokiem podążył w stronę łazienki.

— Nie utop się, proszę — rzuciłam za nim.

— Możesz do mnie dołączyć — mrugnął do mnie, nim prychnęłam, a on zniknął za drzwiami pomieszczenia.

Westchnęłam i przeczesałam palcami gęste włosy Adriana. Wyglądał tak spokojnie, gdy spał, ale przecież nie mogłam zostawić go na podłodze. Poklepałam go po ramieniu i plecach, potem uszczypnęłam w nos, ale nic nie zdołało wyrwać go ze snu. Zdecydowałam się więc na rozwiązanie ostateczne i sięgnęłam po swoją szklankę.

Kiedy wylałam mu wodę na plecy, od razu się poderwał. Dopiero po krótkiej chwili, której potrzebował, by dojść do siebie, spojrzał na mnie z wyrzutem. Jego wzrok błądził, nie potrafił skupić go na mojej twarzy. Rozglądał się dookoła jak dziecko zagubione we mgle.

Mój biedny, pijany Walker.

— Chodź, kochanie — westchnęłam i podniosłam się z podłogi. — Jako dobra dziewczyna położę cię do łóżka.

— Nie jesteś dobrą dziewczyną — burknął.

Złapałam go pod ramię i spróbowałam pomóc mu wstać. Wcale nie było to proste, bo ważył chyba dwa razy więcej niż ja. Prawie się wywróciłam, kiedy oparł na mnie niemalże cały swój ciężar.

— Jesteś najlepsza.

Uśmiechnęłam się pod nosem. Odetchnęłam z ulgą, gdy w końcu usiadł na materacu. Ściągnęłam z niego mokrą koszulkę. Nie trudził się pozbywaniem dresowych spodni. Po prostu opadł na poduszkę, jakby tylko na to czekał.

Usiadłam obok niego. Objął mnie ramieniem, chociaż nigdy nie pomyślałabym, że miał wystarczającą świadomość, żeby to zrobić.

— Jesteś moją miłością, Dalia — wyrzucił z siebie, nawet nie otwierając oczu.

Kiwnęłam na to głową, chociaż uśmiech nie schodził mi z twarzy.

— Nie wiem, co bym bez ciebie zrobił…

— Śpij, gaduło.

Ponownie przeczesałam palcami jego włosy. Nagle głośny huk wypełnił pokój. Adrian nawet nie otworzył oczu, ale ja musiałam się upewnić, że Dorian w łazience nie potrzebował mojej pomocy. Z jakiegoś powodu czułam się za niego odpowiedzialna. Pochyliłam się nad swoim chłopakiem i pocałowałam go w czoło.

— Ty też jesteś moją miłością — wyznałam.

Nie byłam pewna, czy to usłyszał, bo od razu poderwałam się z miejsca. Stanęłam przed drzwiami łazienki i zapukałam.

— Nie jesteś goły, prawda? — Upewniłam się, gdy lekko uchyliłam drzwi. — Liczę na odpowiedź.

— Nie, chociaż w twoim towarzystwie zawsze chciałem. — Te słowa dowodziły, że chłopak miał się dobrze.

Weszłam do łazienki. Cała podłoga była zachlapana wodą, jakby Dorian machał słuchawką prysznicową we wszystkie strony. Zapewne właśnie tak robił. Omijając kałuże, podeszłam do niego i pozwoliłam mu się na mnie oprzeć. Woda najwyraźniej pozbawiła go gadatliwości, bo nie zabrał głosu ani razu, kiedy odprowadzałam go do łóżka. Padł na nie jak długi.

Stanęłam nad materacem i popatrzyłam na nich, kręcąc głową. Dwóch dorosłych, wielkich facetów, którzy spali jak małe dzieci. Dorian po krótkiej chwili zaczął chrapać, a Adrian wyglądał jak spokojny niemowlak. Skulił się na małym fragmencie łóżka, podczas gdy jego przyjaciel zajął całą resztę. Sięgnęłam po dwa koce i przykryłam ich obu. Czułam się jak matka, która właśnie położyła swoje przedszkolaki spać. Fakt, że moje przedszkolaki miały prawie po dwa metry wzrostu, wcale w tym nie przeszkadzał.

— Dalia? — odezwał się nagle Adrian. — Zostań z nami.

Zaśmiałam się tak głośno, że gdyby Dorian nie był pijany, z pewnością zerwałby się z łóżka i złapał za maczetę. Pochyliłam się nad Adrianem. Zdążył już ponownie zasnąć.

— Śmierdzicie jak zdechłe szczury — zakomunikowałam cicho. — Więc wybacz, ale po moim trupie.

Pocałowałam go w czoło jeszcze raz, po czym zgasiłam światło i wyszłam z pokoju, zostawiając ich zdanych na samych siebie. Wiedziałam, że tej nocy ich wzajemne towarzystwo było dla nich obu najlepszym rozwiązaniem.

* * *

Następnego dnia od samego rana wszyscy wpadli w szał pakowania. Już przed śniadaniem panował jeden wielki chaos. Wraz z dziewczynami trzy razy przeszukałyśmy pokój, by się upewnić, że wszystko zabrałyśmy. Zaglądałyśmy pod łóżka i do szafek. Wiedziałam, że niczego nie zostawiłam, ale i tak panikowałam, że coś się zapodziało.

Gdy już uznałyśmy, że nic nie zostało — chociaż wciąż miałam co do tego wątpliwości — zabrałyśmy się za zamykanie walizek. Oczywiście z Janet było najtrudniej. Doceniałam, że w miarę sprawnie spakowała swoje rzeczy, których jak wiadomo, było mnóstwo, do momentu, w którym musiałyśmy taszczyć jej bagaż do windy, a następnie pod autokar. Kierowca o dobrym sercu na szczęście zaoferował, że załaduje walizkę do bagażnika, ale pożałował, kiedy tylko spróbował ją podnieść. Jego duma jednak nie pozwoliła mu się wycofać.

W porannym pośpiechu pakowania i ogarniania wszystkiego, żeby zdążyć na zbiórkę, kompletnie nie zwróciłam uwagi na to, że Doriana i Adriana nie było na śniadaniu. Uświadomiłam sobie to dopiero w momencie, kiedy coraz większa grupa uczniów czekała przed autokarami, aż wszyscy się zbiorą. Chciałam wierzyć, że co prawda nie zdążyli wstać na śniadanie, ale teraz byli już na schodach, w drodze na zbiórkę wyznaczoną za kilka minut.

Nie wierzyłam jednak w tę wersję, dlatego niemal biegiem rzuciłam się z powrotem w stronę hotelu.

Pokonałam schody w szybkim jak na siebie tempie, chociaż musiałam robić przerwy, żeby nie umrzeć na zadyszkę. Wpadłam na trzecie piętro i przemierzyłam korytarz, nawet nie patrząc na pokój, do którego klucze już oddałyśmy do recepcji. Musiałam sobie zaufać, że na pewno wszystko zabrałam.

Zapukałam do chłopaków trzy razy. Potem zaczęłam walić w drzwi, a kiedy wciąż nie otwierali, nacisnęłam klamkę. Drzwi były otwarte, dokładnie tak, jak zostawiłam je poprzedniego wieczoru. Weszłam więc do środka. Podświadomie przeczuwałam, co tam zastanę.

W pomieszczeniu panował zaduch. Musiałam zmarszczyć nos, zanim dobiegłam do okna i je uchyliłam. Dwóch mężczyzn w najlepsze spało na łóżku. W tych samych ubraniach, co poprzedniego wieczoru. Skacowani jak jasna cholera i niczego nieświadomi.

Do planowanej godziny wyjazdu zostało sześć minut.

Przez dłuższą chwilę zastanawiałam się, jak ich obudzić, żeby od razu się zerwali, zamiast jęczeć pod nosem, że potrzebują jeszcze kilku minut. Nie byłam szczególnie litościwa, więc napełniłam dwie szklanki wodą i bezceremonialnie wylałam jedną na jednego, a drugą na drugiego. Zerwali się niemalże jednocześnie.

— Wyjazd jest za pierdolone cztery minuty! — wrzasnęłam, gdy spojrzeli na mnie nic nierozumiejącym wzrokiem.

Miałam już na sobie czapkę, kurtkę, szalik. Byłam gotowa do podróży i spakowana, a oni zamiast zerwać się w popłochu, niemalże jednocześnie się skrzywili.

— Halo?!

— Musisz się drzeć z rana? — jęknął Dorian, zanim powoli usiadł na łóżku.

Adrian tymczasem opadł na poduszkę.

— Czy wy zrozumieliście, co do was powiedziałam? Idioci, za cztery minuty wyjeżdżamy.

Dopiero kiedy to powtórzyłam, obaj otrzeźwieli. Wydawało się, jakby nagle doznali olśnienia. Zerwali się z łóżka i zaczęli rzucać wiązankami przekleństw. Ich walizki leżały rozłożone na podłodze. Zaczęli w popłochu zbierać rzeczy i je do nich wrzucać, nawet nie patrząc, co do kogo należało. Po prostu brali wszystko, co rzuciło im się w oczy.

— Spróbuję porozmawiać z Reedem, żeby dał wam jeszcze kilka minut — powiedziałam, chociaż nawet nie zwrócili na to uwagi.

Biegali po pokoju jak zwariowani. Jednocześnie obaj próbowali jeszcze umyć zęby i się ubrać. Odniosłam wrażenie, że trafiłam do słabego kabaretu. Wolałam nie zaglądać do łazienki, gdzie również było całe mnóstwo rzeczy do spakowania. Mieli więcej kosmetyków ode mnie i wszystkich dziewczyn razem wziętych.

Kiedy wyszłam z hotelu, od razu dostrzegłam spojrzenia pieklących się nauczycieli. Większość uczniów zdążyła już wsiąść do autokaru. Niemalże czułam tę wściekłość, którą odczuwali wszyscy, bo chcieli jak najszybciej wyruszyć w drogę.

— Dalio… — zaczął trener, starając się panować nad emocjami.

Pozostali nauczyciele stali krok za nim i również chcieli poznać moje wyjaśnienia.

— Możesz mi powiedzieć, gdzie jest Watson z Walkerem?

— Wie pan… — zaczęłam. — Pakują się.

— Pakują się?! — wrzasnęła nauczycielka od biologii. — Miałaś na myśli, że znoszą walizki po schodach?

— Nie. — Zaprzeczyłam ruchem głowy. — Pakują się. I ubierają.

— Reed, jeżeli zaraz nie ogarniesz tych swoich gwiazdorów od siedmiu boleści, to przysięgam, że osobiście zrobię z nimi porządek… — wycedziła nauczycielka, zaciskając zęby.

— Dobrze, spokojnie — powiedział trener, chociaż wcale nie wyglądał na spokojnego. Zwrócił się w stronę dwóch pozostałych opiekunek. — Niech jeden autokar już jedzie. My musimy na nich poczekać.

— Zostawmy ich tutaj! — piekliła się babka od biologii. — Może wreszcie się czegoś nauczą!

Powoli udałam się do autokaru. Niemal wszystkie miejsca były już zajęte. Ludzie patrzyli na mnie, jakby mieli ochotę mnie zamordować, a to przecież nie była moja wina, że pijani idioci zaspali. Być może mogłam rano do nich zajrzeć, żeby ich obudzić, ale przecież nie byłam ich matką, prawda? Wmawiałam sobie, że do moich obowiązków nie należało ich pilnowanie. Wystarczyło, że poprzedniego wieczoru bezpiecznie położyłam obydwu do łóżka.

— Mogę? — Stanęłam obok siedzenia Janet.

Od razu skinęła głową i zachęciła mnie do zajęcia miejsca. Przed nami siedziały Harper i Margot, która najwyraźniej wciąż niespecjalnie wyrywała się do spędzania czasu z Williamem. Nasza podróż miała trochę potrwać, więc nic dziwnego, że postanowiła zostać z nami.

Ja też zdecydowanie wolałam towarzystwo przyjaciółek niż dwóch skacowanych chłopaków na tyłach, którzy z pewnością byli gotowi przespać całą trasę.

Adrian z Dorianem wyłonili się z hotelu dopiero dwadzieścia minut później. Trener nawet nie tracił czasu na reprymendę. Po prostu zagonił ich do pojazdu zaraz po tym, jak załadowali walizki do bagażnika. Gdy tylko weszli do autokaru, wszyscy zaczęli klaskać i wiwatować, jednak zdecydowanie ten jedyny raz nie miało to pozytywnego wydźwięku. W tamtym momencie wszyscy ich nienawidzili.

W normalnych okolicznościach Dorian z pewnością rzuciłby jakimś żartem na rozluźnienie atmosfery. Wtedy był jednak na tyle skacowany, że przeszedł przez pojazd bez słowa i zajął jedno z siedzeń na samym tyle. Obaj z Adrianem mieli podkrążone oczy i wyglądali, jakby ktoś chwilę wcześniej zdjął ich z krzyża. Szatyn spojrzał na mnie i pochylił się, żeby pośpiesznie pocałować mnie w czoło. Potem ruszył przed siebie i dołączył do Doriana. Oparli się o siebie jak dwa posłuszne dzieciaki i niemalże od razu zapadli w sen.

[1] Amerykański spin-off serialu Pamiętniki wampirów. Opowiada o losach pierwotnej rodziny wampirów z Nowego Orleanu.

[2] Główny bohater serialu. W jego rolę wcielał się Joseph Morgan.