Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Patriarchat jest zakłamany i okrutny. My, Polki, jego ofiary, także takie jesteśmy. Dojedziemy każdą, która nas rozdrażni albo stanie nam na drodze. Albo przynajmniej ją pouczymy, "dobrze" jej doradzimy, żeby sobie nie myślała, że sama wie, co ma robić. Upokorzymy, wyśmiejemy, zhejtujemy, nie przepuścimy okazji, by boleśnie dowalić. A im jesteśmy zajadlejsze wobec innych, tym większej nienawiści i pogardy wobec nas samych to dowodzi. Czas się z tym rozliczyć i uporać, bo relacje między kobietami w Polsce zbyt często są nie do zniesienia. Dlatego prawo stanowione wobec nas takie jest! Dlatego kolejni politycy bez piątej klepki ciągle od nowa komplikują i zatruwają nam życie, zamiast je ułatwiać. Pozwalamy na to, ponieważ nawykłyśmy do przemocy. W domu, w pracy, w szpitalu, w internecie, nawet na cholernej jodze. Wszędzie to samo - przekraczanie granic, słowa, które nie mają prawa padać, sarkazm, pouczenia, "dobre" nieproszone rady, jawna i bierna agresja, sądy plotkarskie. Dopóki nie sięgniemy po własną moc - a dostęp do niej przynosi zaprzestanie pilnowania, oceniania, recenzowania, zawstydzania, wyśmiewania, upokarzania, dołowania i moralnego osądzania na każdym kroku samej siebie oraz innych kobiet - pozostaniemy skazane na zapyziały salon, przydeptane kapcie i zatłuszczoną kuchnię domu odwiecznej Anieli Dulskiej. Bezlitosny osąd da się zamienić w życzliwą ciekawość. Kompleksy i brak wiary w siebie można pokonać. Każdego dnia komuś się to udaje. Chcę, byśmy, gdy przyjdzie czas, umarły, będąc dla siebie siostrami. Wtedy będziemy żyły długo i szczęśliwie w pamięci kolejnych pokoleń kobiet, które będą wiedziały, z kogo brać przykład. O tym jest ta książka - Paulina Młynarska
Paulina Młynarska(1970) - niezależna dziennikarka i pisarka, felietonistka, podróżniczka, businesswoman. Zaangażowana społecznie feministka i certyfikowana nauczycielka jogi. Sama o sobie mówi, że ma na koncie już sześć życiorysów, a przecież to dopiero początek. Mieszka na Krecie z dwoma psami, trzema kotami i całym mnóstwem opowieści. Matka dorosłej córki. Jej profile w mediach społecznościowych śledzi ponad dwieście tysięcy osób.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 157
Copyright © Paulina Młynarska-Moritz, 2022
Projekt okładki
Gosia Kulik
Ilustracje
Gosia Kulik
Redaktor prowadzący
Michał Nalewski
Redakcja
Anna Płaskoń-Sokołowska
Korekta
Katarzyna Kusojć
Bożena Hulewicz
ISBN 978-83-8295-659-7
Warszawa 2022
Wydawca
Prószyński Media Sp. z o.o.
02-697 Warszawa, ul. Rzymowskiego 28
www.proszynski.pl
Odważnej, mądrej
i utalentowanej
Annie Palidze
ZAMIAST WSTĘPU
„Dobra i litościwa jest królowa Tatra! Ona mgły cienkie przędzie, nagość gór odziewa, wianki z kosodrzewiny wije, na czoła im kładzie. Ona śniegi martwe w jasne potoki zamienia, pola i niziny wodą zdrojową poi, aby wydały plon chleba. Ona orłom siwym uchronę w domu swym daje, a pisklęta ich bezpióre w gniazdach wysokich kolebie. Ona w komorach swych chowa kozicę śmigłą i zakrywa ją przed postrzałem łowca… Ona okiem słodkiem w doliny patrzy, kwiat w nich tchnieniem najświeższem od skwarów broni… Ona tka z aksamitnych mchów cudne makaty i wyściela niemi przepaście tajemne. Ona wyżywia lud ubogi, co pól i zbóż nie ma, a dziatki z góralskiej chaty uczy patrzeć w błękit, gdzie ma dom swój… Dobra i litościwa jest królowa Tatra!
Umilkł chór, a echa pieśni jego opadały w doliny coraz ciszej, ciszej, jak szmery wód i jak szumy lasów.
Słuchała Marysia i duszka w niej odżyła, a oczy napełniły się wdzięcznemi łzami.
Kiedyć tak dobra ta królowa jest, to i jej sieroty, nie opuści może. (…)
– Gąsek moich chcę, jasna królowo! Gąsek moich żywych siedmiu, co mi je lis zdusił! I żeby gąsior znów gęgał do dnia, a gąski żeby mu się odzywały i szczypały trawę, i żeby się znów na naszej łączce pasły…
Tu buchnie płaczem i oczy rękami zakryje, sypiąc przez drobne palce łzy bujne, rzęsiste.
Zrobiła się cisza w komnacie, wśród której słychać było żałosne łkanie sieroty. Aż skinie królowa Tatra dobrotliwie i tak przemówi z wolna:
– Wielu tu było i wielu prośby swe niosło. I prosili mnie o złoto, o srebro, o poprawę doli. Lecz taki, któryby chciał odejść tem, czem był z początku swego, jako to dziecko chce – nie znalazł się tutaj. Niechaj się więc stanie, jak pragniesz!
Podniesie się z tronu królowa Tatra i Marysię do okna pociągnie.
Spojrzy sierota i zaklaśnie w ręce…
– Czy sen to, czy nie sen?
Z dworu królowej Głodową Wólkę widać jak na dłoni. Idą gościńcem pastuszki, z długich biczów rzęsiście klaskają, stada gęsi pędzą; a pod lasem na łączce siedem gąsek trawę skubie, gąsior gęga, siodłata mu się odzywa, a Gasio, psiak wierny, siedzi przy nich, ku lasowi patrzy i skomli z cicha, na panią swoją czeka”.
Maria Konopnicka, O krasnoludkach i sierotce Marysi
Kiedy byłam dzieckiem, każde wakacje spędzałam w naszym drewnianym góralskim domu w Kościelisku. Uwielbiałam buszować samotnie po pobliskich dolinkach. Latem chowałam się tam wśród włochatych liści łopianu, budowałam kamienne zapory w poprzek lodowatych potoków i umierałam ze strachu, że spotkam niedźwiedzia. Zimą brnęłam przez śniegi i wyobrażałam sobie, że jestem dziką dziewczynką, małą rozbójniczką, która szuka schronienia.
Dopóki byłam mała, nigdy nie przyszło mi do głowy, że w górach może być niebezpiecznie. Linia regli1 stanowiła dla mnie granicę całkowicie realnego, ale zarazem baśniowego świata. Był on niepodzielną domeną królowej Tatry. Jej istnienie uważałam za coś równie oczywistego. To nie była tylko kwestia wiary. Tatra ISTNIAŁA.
Ojciec czytywał mi bajkę O krasnoludkach i sierotce Marysi Marii Konopnickiej. Miałam nie więcej niż sześć lat i było to moje pierwsze spotkanie z przepotężnym archetypem bogini. Z płynącą w nieuświadomionych głębinach podziemnych rzek ludzkiej psychiki opowieścią o mocy i przynależnym nawet dziewczynce prawie do spotkania jej w sobie.
Jak każda archetypowa bogini Tatra włada całą swoją mocą. Jest zarówno łagodna i groźna. Nie musi udawać, że nie zna złych, trudnych emocji, nie daje się nimi zawstydzać. Tylko imieniem różni się od czczonej niegdyś na Krecie, gdzie teraz mieszkam (też w górach), Artemidy2, Britomartis – Diktynny3, albo jeszcze wcześniejszej Potni4. Znajdziesz ją wszędzie na świecie. Nosi tysiące imion, ma mnóstwo różnych twarzy, ale zawsze niesie tę samą treść: opowieść o żeńskiej sile twórczej i niszczycielskiej.
O mocy działania kobiecego pierwiastka w przyrodzie.
Bez niego nie może być życia.
Gdyby nam kiedyś nie wmówiono, że do tworzenia, podtrzymywania i niszczenia rzeczywistości wystarczy jeden brodaty pan – na obraz i podobieństwo ojca oraz dziada, wiele spraw potoczyłoby się całkiem inaczej. Ale stało się, jak się stało. Wielkie religie monoteistyczne zmiotły boginię z jej tronu w ludzkim imaginarium. Tracąc swoją reprezentację w sacrum, kobiety na kilka tysięcy lat zapomniały, kim naprawdę są.
Bogini zapomniana – kobieta podporządkowana.
Ile to pokoleń życia w subordynacji, strachu i cierpieniu?
Ile nigdy niewykorzystanych intelektów, talentów, potencjałów?
Ile przedwczesnych śmierci, złamanych losów?
Ile stosów?
Jednak bogini wcale nie dała o sobie zapomnieć.
Można było ją strącić z ołtarzy i firmamentów, można było ją okraść ze wszystkich najlepszych cech i obdarować nimi wygodne wyobrażenie o dziewiczej matce Boga, która nie zna niewygodnych dla władzy emocji. Nie udało się jednak przepędzić bogini znad brzegu podziemnej psychicznej rzeki. Patrzymy w nią, słuchając baśni, legend i mitów, w których odnajdujemy władczynie, wiedźmy, wróżki, topielice i żeńskie upiory uosabiające zakazane pragnienia, dążenia, popędy i emocje kobiet.
Konopnicka zostawiła dla nas potężne przesłanie: sierotka Marysia nie pragnie zaszczytów, pałaców ani księcia za męża. Chce tylko odzyskać to, co utraciła – swoje gęsi. Chce być tym, kim była, zanim lis – czy też los – pozbawił ją tego, co do niej przynależało. Królowa potrafi docenić wagę i sens tak sformułowanej prośby.
– Gąski, gąski, do domu!
– Boimy się!
– Czego?
– Patriarchatu złego!
Dzięki zapoczątkowanym w XX wieku odkryciom archeologicznym i pracom Carla Gustava Junga5 oraz jego następców i następczyń, którzy znaleźli i ciągle znajdują nowe klucze do odczytywania zaszyfrowanych w mitach, legendach, podaniach i baśniach treści, opowiadających o wypartych i zepchniętych głęboko w cień elementach naszej psychiki, w ostatnich stu latach żeńska część ludzkości zaczęła stopniowo odzyskiwać utracone kawałki swojej historii.
Od tamtej pory kolejne nieustannie wykopywane z ziemi i zapomnienia artefakty, figurki, posągi, freski i tablice opowiadające o bogini i jej kulcie odsłaniają przed nami przeszłość, w której to, co żeńskie, było celebrowane i czczone.
Dopuszczenie kobiet do wyższej edukacji i polityki, a w niektórych miejscach świata także do kapłaństwa, oraz zakwestionowanie niesprawiedliwego rozkładu sił między płciami sprawiły, że krok za krokiem odzyskujemy należne nam równorzędne miejsce w świecie.
Gąski wracają do domu.
Nie takie głupie z nas gąski.
Podczas naszych pobytów w górach, zapewne widząc moją fascynację tatrzańską przyrodą, tata opowiadał mi też wymyślone przez siebie historie, w których sierotkę Marysię zastępowała góralka Marcysia szukająca drogi do pałacu królowej Tatry. Obiecano jej bowiem, że czekają tam na nią zaczarowane kierpce. Buciki, w których dziewczynka może pójść, dokąd tylko zechce!
W tym miejscu muszę zauważyć, że mój tata Wojtek, wspaniały poeta i nieodrodny syn swej epoki, wcale nie był feministą ani progresywnym liberałem! A jednak, tworząc na poczekaniu bajki na dobranoc, wręczał mi klucze do świata rządzonego przez potężną królową, w którym na małą dziewczynkę czekają takie buty…
Jak dla mnie to kwintesencja samosterowności.
Dzięki, Tato!
Nie będę trzymała czytelniczek i czytelników w napięciu. Po wielu przygodach, upadkach i wysiłkach zdobyłam zaczarowane kierpce od królowej Tatry i noszę je do dziś. Jednak „pójść, dokąd tylko się chce” nie oznacza wcale gwarancji, że trafi się do mitycznej krainy szczęśliwości. Tu trzeba decydować, ryzykować, mylić się i zawracać. Wędrować pod wiatr i wśród burz, kierując się samą tylko wolą wędrówki. Nadając jej kierunek „tam, dokąd się chce”.
No i trzeba czegoś chcieć – inaczej stoi się w miejscu.
Pewnego razu moja dwudziestoletnia wówczas córka, która studiowała etnologię i antropologię kulturową na Uniwersytecie Jagiellońskim, podjęła się przeprowadzenia serii wywiadów z przedstawicielkami starszego pokolenia góralek w ramach badań terenowych dotyczących rytuałów kobiecości. Trwało to wiele dni. Mieszkałyśmy wtedy w Kościelisku, dom był drewniany, bardzo akustyczny. Alka głośno odsłuchiwała i spisywała nagrania, a ja, chcąc nie chcąc, przysłuchiwałam się tym opowieściom.
Mogłam sobie doskonale wyobrazić pomarszczone twarze tak dobrze mi znanych podhalańskich babć – w kolorowych chustkach zawiązanych pod brodą, z włosami związanymi w ciasny kok na karku, w kraciastych spódnicach. Moich sąsiadek i ich kum. Pochylonych jak stare drzewa i jak te drzewa sękatych. Mocno osadzonych w ziemi. Pachnących oborą, szarym mydłem i gorącym mlekiem. Kobiet o maleńkich, nigdy niemalowanych oczach, ginących wśród wilgotnych zmarszczek. O wielkich ciemnych dłoniach zwisających zawsze jakby trochę zbyt nisko i biorących bezwiedne zamachy przy każdym kroku zdradzającym ból w biodrach, kolanach, plecach.
Zatrzymywane co chwila nagranie niosło treść przesyconą codziennym doświadczeniem niewyobrażalnej przemocy. Scen z życia małżeńskiego – czytaj: przemocowego – i upiornych, porodów. Rytuały kobiecości: uprzykrzające życie miesiączki, wymuszone interesem rodziny śluby, gwałty, połogi, bicie, lęk przed wykluczeniem, wstyd. I inne kobiety jako strażniczki bezwględnie egzekwujące posłuszeństwo swych córek, wnuczek, synowych i sióstr.
I nagle zdałam sobie sprawę, że o swoim losie opowiadają nam stare Marcysie z bajki mojego taty, które nigdy nie dowiedziały się o królowej Tatrze i czekających na nie zaczarowanych kierpcach. O bucikach, w których kobieta może pójść, dokąd tylko zechce. W których może uciec.
Może zatem ich wnuczki i prawnuczki zechcą je zdobyć i nosić?
Coraz częściej chcą i próbują. Udaje się to wówczas, gdy dziewczyna opuści cykl wielopokoleniowej przemocy. Gdy jej serce odzyska szacunek, miłość i dobroć dla niej samej. Bardzo często wymaga to uważnego wysłuchania rozpaczliwej lamentacji przodkiń, uznania ich krzywdy, zapłakania nad nią i uniesienia się słuszną złością, która – jak u królowej Tatry – „zapala pioruny i łamie bory”.
No i jeszcze trzeba dostrzec własny udział, pomocnictwo w podtrzymywaniu okrutnego systemu, który od tak dawna krzywdzi kobiety, i z nim skończyć. Rozpoznać okrucieństwo wobec innych kobiet i samych siebie we własnych automatycznych reakcjach, schematycznym myśleniu i zachowaniach. W nieufności we własną mądrość, instynkt i sprawczość. We wciąż powtarzanych okrutnych rytuałach kobiecości. W bezrefleksyjnej lojalności wobec sprawców cierpienia.
Gdy już odbiorą i przywdzieją zaczarowane kierpce, muszą jednak wnuczki udręczonych Marcyś zachować pełną czujność i bardzo uważać, by nie zechcieć szybko ich zzuć. Bowiem czeka je niejedna ciężka próba. Tysiące zawistnych oczu będą na nie patrzeć z ukrycia. Tysiące rąk spróbują je zatrzymać. Setki żmijowych języków zatrują im życie.
Wszak jeśli każda z nas naprawdę może chodzić w zaczarowanych butach, błądzić i doświadczać pełni życia, to straszne, naprawdę straszne, jest zdać sobie sprawę, że nigdy nawet nie spróbowało się ich zdobyć.
Kiedy kobieta rusza w życiu „po swoje”, odmawiając dalszej subordynacji i spełniania społecznych obłudnych pseudonorm, z miejsca staje się celem groźnych i bolesnych ataków. Nie tylko ze strony nawykłych do rządzenia patriarchów w każdym wieku, ale i od innych kobiet.
Polki, których historia na tle reszty zachodniego świata jest wyjątkowo bolesna, są mistrzyniami w sztuce rzucania kłód pod nogi i podcinania skrzydeł innym kobietom. O tym, dlaczego tak się dzieje, obszernie piszą mądrzejsze i mądrzejsi ode mnie. Ogromną rolę odegrał fakt wielowiekowego brutalnego i opartego na niewolnictwie traktowania przeważającej w Polsce grupy ludności, jaką byli chłopi, gdzie kobiety i dzieci znajdowały się na samym dole drabiny wyzysku i przemocy. Nie da się też nie przecenić konserwującej patriarchat roli kościoła katolickiego. Przemoc i pogarda wyryła się w naszym DNA. Komunizm pozornie tylko przyniósł równouprawnienie, zapędzając kobiety na traktory, a nawet legalizując aborcję „ze względu na zdrowie ciężarnej” już w 1954 roku.
Żelazna kurtyna skutecznie zablokowała bowiem Polkom dostęp do uczestnictwa w przebogatej w nowe idee debacie, jaka towarzyszyła zachodniej rewolucji seksualnej lat 60.
Póki trwał PRL, przeciętna Polka nie miała dostępu do nowoczesnej myśli feministycznej, a kiedy się skończył, blisko związana z kościołem opozycja demokratyczna uczyniła, co w jej mocy, by ten stan rzeczy się nie zmienił. Konsekwencje tego faktu odczuwamy do dziś. Jeszcze dekadę temu feminizm pozostawał w Polsce domeną maleńkiego marginesu kobiet wywodzących się głównie ze środowisk akademickich, a słowo „feministka” w szerokim odbiorze uważane było za inwektywę. Polki nie miały dostępu do obecnych na Zachodzie narzędzi intelektualnych, które pozwoliłyby im skutecznie przepracować traumę podporządkowania i potwornej niesprawiedliwości.
„Jesteśmy wnuczkami czarownic, których nie udało się wam spalić!” – woła popularny mem krążący w mediach społecznościowych. Brzmi bojowo, ale wystarczy poczytać komentarze autorstwa kobiet pod dowolnymi postami, od macierzyństwa po rozwój duchowy, aby się przekonać, że to kit. Jesteśmy wnuczkami kobiet, które z wiedźmami z naszych fantazji nie miały wiele wspólnego. Babcie i prababcie dzisiejszych użytkowniczek internetu w Polsce, z maleńkimi wyjątkami, były kobietami nieodwracalnie uwikłanymi w okrucieństwo i hipokryzję nakładanych na nie reguł społecznych i religijnych. Były zarazem więźniarkami i strażniczkami systemu.
A my, jak dotąd, przeważnie jesteśmy ich nieodrodnymi spadkobierczyniami. To, co się dzieje z prawami kobiet w Polsce po 1989 roku, jest tego niezaprzeczalnym dowodem. To my sobie to robimy. My na to pozwalamy.
Jesteśmy wnuczkami kobiet, które niezależnie od tego, skąd pochodziły oraz jakim cieszyły się statusem społecznym i materialnym, były trybami ogromnej hierarchicznej machiny. Machiny, która działała sprawnie przez tysiące lat tylko dlatego, że kolejne pokolenia stosowania przemocy i prania mózgu wytresowały nas w samokontroli i nauczyły pilnować innych, by nie wyskakiwały z układu. Prawo do aborcji jest tutaj tylko przykładem. Jednym z wielu, ale pewnie i jednym z najbardziej drażliwych.
Nikt nie mówi, że mamy podążać za wyborami innych kobiet ani nawet ich pochwalać. Ale rzucanie się do gardła i spuszczanie ze smyczy nienawistnych żmijowych języków wobec każdej, która podejmuje własne, choćby nawet niezrozumiałe dla nas decyzje, to już całkiem inna sprawa.
Patriarchat jest zakłamany i okrutny. My, Polki, jego ofiary, także takie jesteśmy. Dojedziemy każdą, która nas rozdrażni albo stanie nam na drodze. Albo przynajmniej ją pouczymy, „dobrze” jej doradzimy, żeby sobie nie myślała, że sama wie, co ma robić. Upokorzymy, wyśmiejemy, zhejtujemy, nie przepuścimy okazji, by boleśnie dowalić. A im jesteśmy zajadlejsze wobec innych, tym większej nienawiści i pogardy wobec nas samych to dowodzi.
Czas się z tym rozliczyć i uporać, bo relacje między kobietami w Polsce zbyt często są nie do zniesienia. Dlatego prawo stanowione wobec nas takie jest! Dlatego kolejni politycy bez piątej klepki ciągle od nowa komplikują i zatruwają nam życie, zamiast je ułatwiać. Pozwalamy na to, ponieważ nawykłyśmy do przemocy. W domu, w pracy, w szpitalu, w internecie, nawet na cholernej jodze. Wszędzie to samo – przekraczanie granic, słowa, które nie mają prawa padać, sarkazm, pouczenia, „dobre” nieproszone rady, jawna i bierna agresja, sądy plotkarskie.
Dopóki nie sięgniemy po własną moc – a dostęp do niej przynosi zaprzestanie pilnowania, oceniania, recenzowania, zawstydzania, wyśmiewania, upokarzania, dołowania i moralnego osądzania na każdym kroku samej siebie oraz innych kobiet – pozostaniemy skazane na zapyziały salon, przydeptane kapcie i zatłuszczoną kuchnię domu odwiecznej Anieli Dulskiej.
Bezlitosny osąd da się zamienić w życzliwą ciekawość. Kompleksy i brak wiary w siebie można pokonać. Każdego dnia komuś się to udaje.
Chcę, byśmy, gdy przyjdzie czas, umarły, będąc dla siebie siostrami. Wtedy będziemy żyły długo i szczęśliwie w pamięci kolejnych pokoleń kobiet, które będą wiedziały, z kogo brać przykład.
O tym jest ta książka. Zebrałam w niej teksty pisane w formie felietonów i wpisów w mediach społecznościowych. Większość z nich to mój dialog, często ostra polemika z narracjami, które na bieżąco pojawiały się w przestrzeni publicznej przy okazji różnych powszechnie dyskutowanych tematów dotyczących dynamicznie zmieniającej się obyczajowości, definicji przemocy, równości i redefinicji płci, rasizmu czy głośnych skandali z udziałem sławnych osób.
Teksty pisałam na gorąco, często w reakcji na już szeroko komentowane zdarzenia, czasem prowokując dyskusję. Redagując ten zbiór, wprowadziłam nieco kosmetycznych zmian, nie ingerując jednak w sens i wydźwięk tekstów. Przedstawione w nich stanowisko jest zapisem mojego osądu i postrzegania rzeczywistości w danym momencie i zawsze jest to work in progress. Żyjemy bowiem w czasach, gdy każdy miesiąc przynosi nowe rozpoznania, odkrycia i olśnienia dotyczące tego, kim jesteśmy, co nas definiuje oraz jak chcemy być postrzegani i postrzegane. Niektórych to przeraża – dla mnie to uwalniające i fascynujące.
Kreta, styczeń 2022
1 Regiel, regle – porośnięte lasem wzniesienia położone po północnej stronie Tatr, poniżej górnej granicy lasu. Wznoszą się ponad Kotliną Zakopiańską, powyżej Drogi pod Reglami.
2 Artemida (także Artemis; stgr. ’Άρτεμις, Ártemis, łac. Diana) – w mitologii greckiej bogini łowów, zwierząt, lasów, gór i roślinności; wielka łowczyni. Uważana również za boginię płodności, niosącą pomoc rodzącym kobietom. Podobnie jak Apollo był bogiem słońca i życia, tak Artemidę uznawano za boginię księżyca i śmierci. Wierzono bowiem, że bliźniacze rodzeństwo charakteryzuje podobna konstrukcja duchowa. Ze względu na związek między obrotami księżyca a przypływami i odpływami morza Artemidę zaczęto uważać za bóstwo opiekuńcze rybaków.
3 Britomartis (gr. Βριτόμαρτις, Britómartis, łac. Britomartis – dosł. „słodka dziewczyna”) – w mitologii greckiej boginka kreteńska, córka Zeusa i nimfy Karme. Według legendy urodziła się w Keno, w wąwozie Samaria.. Żyła w Gortynie na Krecie, jako jedna z towarzyszek Artemidy spędzała wiele czasu na łowach. Minos, władca Knossos, chciał uczynić z niej swoją kochankę. Przez dziewięć miesięcy udało się jej przed nim uciekać; ostatecznie, dla zachowania dziewictwa, rzuciła się do morza ze skały. Wyłowiona przez rybaków otrzymała przydomek Diktynna (gr. Δίκτυννα, Díktynna, łac. Dictynna – „dziewczyna w sieci”). Król zrezygnował ze ścigania jej, gdy znalazła schronienie w świętym gaju Artemidy. Grecy utożsamiali ją później z Artemidą – jako osobną jej postać z przydomkiem Britomartis, lub umieszczali w orszaku tej bogini. Poza Kretą czczona była na Eginie jako Afaja.
4Potnia to starożytne mykeńskie słowo oznaczające władczynię, a także tytuł bogini.
5 Carl Gustav Jung – szwajcarski psychiatra, psycholog, naukowiec, artysta malarz. Był jednym z twórców psychologii głębi, na bazie której stworzył własne koncepcje ujęte jako psychologia analityczna. Wprowadził pojęcia kompleksu, introwersji i ekstrawersji, nieświadomości zbiorowej, synchroniczności oraz archetypu.
IMPERIUM MAMONIOWEJ
Przypomniała mi się inżynierowa Mamoniowa z Rejsu Marka Piwowskiego.
Te wygięte w podkówkę, wiecznie zdegustowane usta, to pełne dezaprobaty kręcenie głową przy każdym wypowiadanym zdaniu. Nawet przy słynnym „Maliny się kończą, cudownie tu jest, cudownie, cudownie, cudownie…”. Ten ton – zniecierpliwiony i pouczający, te westchnienia, te oczy dyskretnie wznoszone w górę. To „wiem lepiej” wyrażane każdym gestem.
Wanda Stanisławska-Lothe, która wcieliła się w postać Mamoniowej, odzywa się w filmie tylko kilka razy, ale za to tak precyzyjnie portretuje to, co w nas, Polkach, nieznośne, że jej słowa przenikają do kości.
I tak sobie myślę, przeglądając z rana internet, że polskie media społecznościowe to wcale nie jest królestwo hejtu. To imperium Mamoniowej! To Mamoniowej jest tu najwięcej. Mamoniowa płci obojga zawsze wie lepiej, nawet jeśli nic nie wie. Wzdycha, wydyma wargi, przewraca wirtualnymi oczami. Jej (powtarzam – niezależnie od płci) mantra brzmi: „Ja bym!”. Jej credo: „Pouczę was”. Jej cel: wykazać, że cudze wybory życiowe, wiedza, gust, pomysły, poglądy, wygląd itd. są do dupy. Dopiero kiedy już da wyraz swojej głębokiej dezaprobacie dla reszty świata, może się odprężyć i westchnąć: „Cudownie tu jest, cudownie, cudownie”…
grudzień 2019
CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI
PEŁNY SPIS TREŚCI:
ZAMIAST WSTĘPU
IMPERIUM MAMONIOWEJ
DROGA POLKO!
CO Z NIMI JEST NIE TAK?
JOGINI, NIE IDIOTINI?
ZDRADA W ŚWIĄTYNI
HISTORIA PEWNEGO ZDJĘCIA
SUCZY SWĄD
OPOWIASTKA MEDIALNO-TANTRYCZNA Z KLIMAKTERIUM W TLE
PUŁAPKI INSPIRACJI
CO WY W TYCH GŁOWACH MATA?
VIVA MOLESTA!
TWÓJ SMUTNY ŚMIECH
SEKSISTOWSKI PĄCZEK
PRZEPRASZAM, ALE…
ZENEK BY DAMY NAWET KWIATKIEM!
ONA TO BY TAK NIGDY!
BUTY FILOZOFICZNE
DO CZEGO WRACAĆ?
JEDNAK TO NAPISAŁAM
SZYMONIE, ODUCZ SIĘ
DZIĘKUJĘ STOP BZDUROM
HEKATE – OPIEKUNKA WIEDŹM
KRÓTKA HISTORIA O TYM, JAK DZIAŁA HOMOFOBIA
SUKI ZEMSTY
NIE POZWALAJ!
AGRESJA?
ŚWIATOWY DZIEŃ FEMINISTKI!
TWÓJ BÓL NIE JEST LEPSZY
JADWIGA WOLNOŚĆ KOCHA I ROZUMIE
ZA MAŁO CIERPIENIA
KTO MNIE UPILNUJE?
TY TEŻ MOŻESZ BYĆ DZIADERSEM
„MOŻE CZAS NA ZMIANĘ MENTALNOŚCI”, CZYLI SEKSUALNA BIDA Z NĘDZĄ
CIEŃ NAPALONEJ ŻYRAFY
SIŁA KASY, A NIE KOBIET
TOP MODEL GATE W ŚWIETLE BŁYSKAWIC
PIERDOL TO, SIOSTRO!
ŚWIĘTA IDĄ
KWADRATURA PIERSI
DOBRANOC, DULSKA!
NIECH PANI! CZYLI (NIE)BEZPIECZNA PRZESTRZEŃ
JURKU OWSIAKU, JESTEŚ DZIADERSEM
JUREK PIĘKNIE REAGUJE, HEJTER PLUJE
IDĘ SAMA
PATRIARCHA NA DETOKSIE
TEGO SIĘ NIE ODSŁYSZY
MAŁY TYRAN I PRZYTULANKA-KOPANKA
SOLIDARNIE, ALE GORZKO
LOLA NIEOBOWIĄZKOWO
WALENTYNKA DLA SAMOTNYCH
WOLNOŚĆ STAREJ BABY Z MEDIÓW
NIE TAK CUDNIE CHUDNIE
W IMIĘ MATKI I CÓRKI
DZIADERS, CZYLI KTO?
OKRUTNA JAK POLKA, ODC. 254 678 901
WYBÓR
ZŁY DINOZAUR W KOBIECEJ SKÓRZE
TRZY NIEWINNE PYTANIA
10 PUNKTÓW PO #METOO
12 DNI DOBREJ MATKI
SERCE I KSIĄŻKA
SZOK! 50-LATKA DYSKUTUJE Z TATĄ!
JOGINI, ALE ZNOWU WKURWINI
PO DRUGIEJ STRONIE MATKI
STARE ARIADNY
JAKI ŁADNY KNEBEL, CZYLI RZECZ O JODZE
MOJE CNOTY NIEWIEŚCIE
„NIE” DLA REFERENDUM ABORCYJNEGO
CAŁE Z RAN
DLACZEGO FEMINISTKOM SIĘ CHCE
POWINNYŚMY WYĆ Z BAŚKĄ KURDEJ-SZATAN
REJESTRACJA CIĄŻ OD NOWEGO ROKU?
TO JEST PRZEMOC