Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Jeszcze więcej nordyckiej mitologii i mrocznych tajemnic… Marta wie, iż ukryty głęboko w lasach północnej Norwegii cyrk skrywa wiele tajemnic, i jest zdeterminowana, by je odkryć. Obdarzona darem poznawania ludzi jedynie przez dotykanie ich ubrań dołącza do trupy i szybko przekonuje się, że sprawy mają się dużo gorzej, niż mogła się kiedykolwiek spodziewać. Dlaczego maski podczas przedstawienia zmieniają swoje oblicza, ale nikt poza nią zdaje się tego nie zauważać? Czy przyjaciel, który odwiedza Martę, naprawdę jest tym, za kogo się podaje, a jego intencje są szczere, czy może próbuje tylko odwieść dziewczynę od poszukiwania odpowiedzi na nurtujące ją pytania? I w końcu: dlaczego Loki, nordycki bóg oszustwa, zdaje się tak bardzo interesować cyrkiem i czy Marcie uda się powstrzymać nadchodzącą katastrofę? Kolejna, po „Splątanej opowieści”, powieść Rachel Burge zawiera jeszcze więcej nordyckiej mitologii, mrocznych tajemnic i interesujących zwrotów akcji.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 328
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Książkę tę dedykuję Lokiemu – oszustowi i mistrzowi
manipulacji, oraz Odynowi, który ma wiele imion:
Grimnir Zamaskowany, Ofnir (otwierający) –
ten, który tchnął życie w pierwszych ludzi,
i Svafnir (zamykający) – ten, który zbiera utracone dusze.
Drogi Stigu,
jeśli to czytasz, to znaczy, że wróciłeś na wyspę. Czekałam tak długo, jak mogłam, ale powiedziałeś, że nie będzie Cię tylko przez kilka dni, a minęły już trzy tygodnie, więc nie jestem pewna, co o tym myśleć. Próbowałam się do Ciebie dodzwonić, ale może coś się stało z Twoim telefonem.
Niełatwo jest mi Tobie to powiedzieć, ale w dniu, w którym wyjechałeś, widziałam ducha Niny przez okno chatki. Dzięki zdjęciu, które mi pokazałeś, jestem pewna, że to była ona. Jeśli odwiedziłeś ją w szpitalu, tak jak zapowiadałeś, to już wiesz, ale jeśli nie, to przepraszam.
Próbowałam Ci wtedy o tym powiedzieć, ale zareagowałeś asekuracyjnie, kiedy o nią zapytałam. Wiem, że sprawy między Wami przybrały zły obrót i nie lubisz o tym rozmawiać, ale nie mogę się oprzeć wrażeniu, że jest coś, o czym mi nie mówisz. Jeśli tak, proszę, powiedz – muszę to wiedzieć.
Nina nawiedza i terroryzuje chatkę, trzaska drzwiami i sprawia, że rzeczy latają po pokoju. Nerwy mamy tego nie wytrzymają. Jest w złym stanie i znowu zaczęły jej się te wizje. Tym razem rysuje mnie w cyrku. Dlatego wpadłam na pewien pomysł. Muszę coś zrobić, żeby to się skończyło, więc jadę do miejsca, gdzie Nina miała wypadek. Ona z pewnością oczekuje, żebym to dla niej zrobiła. Jeśli uda mi się to rozgryźć, może zostawi mnie w spokoju.
Mam nadzieję, że mimo wszystko masz się dobrze. W niektóre dni trudno mi uwierzyć we wszystko, co się wydarzyło, i zastanawiam się, czy koszmary kiedykolwiek się skończą, ale myślę, że tak samo jest z Tobą. Zdaję sobie sprawę, że nie znamy się długo, ale po tym wszystkim, co razem przeszliśmy, miałam nadzieję, że zawsze będziemy mogli ze sobą porozmawiać. Jeśli zmieniłeś zdanie w różnych kwestiach – w porządku, zrozumiem. Po prostu zadzwoń do mnie, proszę.
Marta x
P.S. Gandalf siedzi obok mnie i ciągle jęczy, i liże moją rękę. Mówi, że tęskni za tobą.
P.P.S. Proszę, zadbaj o mamę, jeśli zdołasz. Źle mi z tym, że zostawiam ją samą w chatce.
1
WIĘCEJ NIŻ OPOWIEŚCI
Na początku widzę tylko jodły, a potem pojawia się cyrk: opatulony śniegiem i lśniący w półmroku, dziwny i piękny jak nowo narodzona baśń. Odsuwam mokrą świerkową gałąź i wchodzę na polanę. Wielki szczyt namiotu w czarno-złote pasy wznosi się ku niebu, ocierając się o ciemne chmury ponad nim i przyćmiewając mniejsze namioty, które go otaczają. Widoczna na szczycie malutka czarna flaga powiewa i trzepocze na wietrze.
Sprawdzam telefon, a żołądek zaciska mi się z niepokoju – wciąż nie mam żadnych wiadomości od mamy – po czym wlokę się w stronę wejścia na teren obiektu. Brama stoi samotnie na śnieżnym polu, bez barierek czy ogrodzenia po obu stronach, zupełnie nie na miejscu, niczym portal do innego świata. Na górze wyryte są słowa „Cyrk Mitów i Zamętów”, pisane metrowymi literami. Czarno-złota farba łuszczy się, jakby niezliczone zimy odcisnęły na niej swoje piętno. Na znaku ląduje kruk, a ja wstrzymuję oddech, gdy mruga paciorkowatym oczkiem, a potem odlatuje z krakaniem.
Kiedy przechodzę pod drewnianym łukiem, widzę, że ściany pokryte są setkami wyrytych run. Przechodząc, przesuwam po nich dłońmi i wciągam do płuc powietrze gęste od ciszy i drzewnego dymu. Wiem, że samo przejście przez bramę nie ma żadnego znaczenia, ale jakoś po tej stronie wszystko wydaje się inne: wiatr jest okrutniejszy, a niebo ciemniejsze.
Na miejsce prowadzi wyłożona deskami ścieżka. Na zewnątrz pierwszego namiotu znajduje się tablica, na której zamaszyste złote litery głoszą: „Bilety”. Zimno kąsa mnie w policzki, gdy podchodzę do namiotu i zaglądam do środka. Nikogo nie ma: tylko stół, kasa fiskalna i puste krzesło. Wokół mnie płachty namiotów falują i jęczą na wietrze. Uwiązany przez dziesiątki lin wielki szczyt wygląda jak balon na gorące powietrze, który próbuje się unieść. Świat jest niesamowicie cichy, nie licząc wiatru i od czasu do czasu huku osuwającego się śniegu. Taksówkarz ostrzegł mnie, że dzisiejsze przedstawienie już się skończyło, ale przecież ktoś musi tu być.
Idę ścieżką i czuję ciarki na karku, które informują mnie, że jestem obserwowana. W oddali stoi postać – dziewczyna. Kulę się przy ścianie namiotu i spieszę w jej stronę. Już mam krzyknąć, kiedy po plecach przebiega mi dreszcz. To ona. Nina. Ma krótkie, ciemne włosy, gołe nogi i jest ubrana w białą sukienkę. Stoję jak sparaliżowana, a ona patrzy na mnie oczyma czarnymi jak dwie studnie; jej twarz jest pozbawiona emocji.
Czuję, jak opanowuje mnie gniew. Po tym wszystkim, co razem z mamą przeszłyśmy, zasługujemy na spokój. Powinnyśmy rozpocząć nowe życie na wyspie, pomóc sobie nawzajem pogodzić się z naszym magicznym dziedzictwem i naprawić nasze relacje. Powinnyśmy podlewać drzewo i dbać, by umarli nigdy więcej nie uciekli. Zamiast tego jestem tutaj – a wszystko z powodu byłej dziewczyny Stiga. Spędziłam z nim tylko kilka dni, więc dlaczego ona mnie prześladuje – ta dziewczyna, której nigdy nawet nie spotkałam? Zaciskam pięści i walczę, by nie krzyknąć: „Czego ty ode mnie chcesz?”, bo wiem, że ona by mi nie odpowiedziała – nigdy tego nie robi. Nagle już jej nie ma, a ja wpatruję się w przestrzeń. Mój parujący oddech jest jedynym duchem wiszącym w powietrzu.
Powolne, miarowe uderzenia w bęben sprawiają, że odwracam głowę. Odgłos – najpierw słaby, potem coraz głośniejszy – dochodzi z wnętrza dużego namiotu. Przechodzę nad wystrzępioną liną i sięgam do brezentowych drzwi, gdy za moimi plecami rozlega się głęboki głos:
– Vi er stengt til i morgen.
Widzę górującego nade mną mężczyznę na szczudłach, ubranego we frak i biały cylinder. W poprzek jego nosa przebiega wymalowany niebieski pasek, niczym maska, przez co jego oczy i jasne rzęsy wyglądają jeszcze bardziej zaskakująco. Maleńkie kryształki znaczą jego brwi i migoczą w spiczastej brodzie i długich blond włosach.
Szczudlarz robi kilka kroków najpierw w jedną, a potem w drugą stronę, poruszając się cały czas, a mnie aż boli szyja od patrzenia na niego. Nagle mężczyzna mruga zaskoczony, bez wątpienia na widok mojego dziwnie wyglądającego oka i blizny na policzku. Przez krótką chwilę mam ochotę się odwrócić i ukryć twarz, ale obiecałam sobie, że więcej tego nie zrobię. Wytrzymuję więc jego spojrzenie, zaciskam usta i próbuję sobie przypomnieć cokolwiek, czego nauczyłam się ostatnio po norwesku, ale słowa wyleciały mi z głowy, jakby ktoś wyjął szufladę i ją opróżnił.
Mężczyzna pochyla się i uśmiecha.
– Cyrk jest zamknięty do jutra.
Rozważam przez chwilę wyjęcie z plecaka słownika, ale w końcu dukam:
– Snakker du engelsk?
Szczudlarz wybucha śmiechem.
– Oczywiście, że tak.
Czuję, jak palą mnie policzki.
– Przepraszam, to jasne, dopiero co odezwałeś się po angielsku. – Przygryzam wargę, zdając sobie sprawę, jak idiotycznie brzmię. – Szukam kogoś. No, może nie tego kogoś, ale kogoś, kto go zna.
Lodowy olbrzym czeka cierpliwie, a na jego twarzy maluje się rozbawienie. Zerka na moje lewe oko, to ślepe, a potem na drugie.
– Nina. Kiedyś tu pracowała.
Gdy tylko wypowiadam jej imię, wyraz jego twarzy się zmienia. Rozbawiony uśmiech znika pod grymasem.
– Cyrk jest zamknięty.
– Tak, wiem. Nina występowała na trapezie i...
– Przepraszam, nie mogę ci pomóc.
– A ktoś o imieniu Stig? To był jej chłopak.
W jego oczach błyska podejrzliwość.
– Odszedł kilka tygodni temu.
Olbrzym robi kilka kroków w przód i znowu się cofa, a potem pochyla się i kładzie mi dłoń na ramieniu. Gdy tylko dotyka mnie przez rękawiczkę, czuję jego rozpacz. W mojej głowie rozbłyskuje obraz: niepokonana ściana z cegieł, a każda cegła zbudowana ze złości, smutku i niedowierzania. Za każdym razem, gdy media albo ciekawscy goście pytają o śmierć Niny, ta ściana rośnie. Nie wiem, kiedy wydarzył się wypadek, ale z tego, co mówił Stig, wynikało, że stosunkowo niedawno. Coś w świeżym bólu tego mężczyzny mówi mi, że nie mogło się to wydarzyć wcześniej niż kilka miesięcy temu.
Wskazuje gestem na drogę, a ja próbuję ukryć rozczarowanie. Mogłabym stać tu cały dzień i zadawać kolejne pytania, ale wiem, że i tak nie udzieliłby odpowiedzi.
– Okej. Tak czy inaczej, dziękuję.
Odwracam się i ruszam tą samą drogą, którą przyszłam, czując na sobie ciężar jego spojrzenia. Po kilku minutach odwracam się przez ramię i wciąż mam pewność, że mnie obserwuje. Spuszczam głowę i odchodzę jeszcze kawałek, mając nadzieję, że o mnie zapomni. Pewnie będę musiała wracać kilka razy w najbliższych dniach, żeby porozmawiać z różnymi ludźmi. Nie wiem, czego chce ode mnie Nina, ale jeśli jej śmierć nie była wypadkiem, to ktoś jest za nią odpowiedzialny. Nie spodziewam się, że będzie łatwo, ale w końcu musi się znaleźć ktoś, kto będzie chciał ze mną o niej porozmawiać. Przecież Nina z jakiegoś powodu mnie nawiedza. Jeśli zdołam odkryć, co jej się stało, może to wystarczy, żeby dała mi spokój.
Idę jeszcze kawałek i znów zerkam za siebie. Mężczyzna schyla głowę i wchodzi do głównego namiotu. Porusza się na szczudłach bez najmniejszej trudności. Kiedy znika, podnoszę kaptur i wracam do cyrku, tym razem kieruję się jednak w stronę pojazdów.
Idę pospiesznie i zatrzymuję się dopiero za rzędem pozamykanych budek z jedzeniem, by złapać oddech. Wtedy widzę pierwszy wóz cyrkowy. Jest ich kilkanaście, obok przyczep i ciężarówek; stoją w półkolu wzdłuż jednej krawędzi polany. Ustawione są w różnych kierunkach, tworząc chaotyczny labirynt. Pierwszy pojazd, do którego podchodzę, to ogromna czarna przyczepa. Skręcam w lewo i czuję zapach świeżej kawy, a potem podsmażanej cebuli. Pojawiają się kolejne sygnały życia – migotanie ekranów telewizyjnych, dźwięki radia, odgłosy ludzi poruszających się w swoich mieszkaniach.
Zza rogu wychodzi nastolatka z długimi blond włosami i rusza w moją stronę. Wydaje mi się, że musi być mniej więcej w moim wieku. Ma na sobie szary płaszcz z wyszukanym futrzanym kołnierzem i trzyma pod pachą głowę wilka, którego długi, kudłaty pysk wygląda niepokojąco realistycznie, przynajmniej do momentu, w którym zauważam wycięte dziury na oczy. Dociera do mnie, że to maska.
– Har du gått deg vill?
– Przepraszam, nie mówię po...
Uśmiecha się szeroko.
– Zgubiłaś się?
– Szukam kogoś. Pracuje... – Zastanawiam się, jak tym razem zapytać o Ninę, żeby mnie nie odprawiono.
Dziewczyna głaszcze głowę wilka, jakby uspokajała niebezpieczne zwierzę.
– Szukasz pracy?
Brzydka maska zdaje się mierzyć mnie podejrzliwym spojrzeniem. Już mam powiedzieć, że nie, kiedy dzieje się coś dziwnego. Na policzkach wilka drga mięsień, a jego pysk się marszczy. To niemożliwe, musiało mi się przywidzieć, pewnie wiatr mierzwił futro.
– Ruth przesłuchiwała pozostałych w swoim namiocie. Znajdę ją dla ciebie.
Ukłucie niepokoju sprawia, że się rumienię.
– Nie, nie kłopocz się. Wszystko w porządku – mówię bez zastanowienia i zerkam na szczyt wielkiego namiotu szarpanego przez wiatr.
Nie wiem, o jaką pracę chodzi, ale mam swój dar, więc może dowiem się tego, dotykając ubrań kobiety. Udział w przesłuchaniu może być dla mnie doskonałą okazją, by porozmawiać z kimś o cyrku i ludziach, którzy tu pracują. Odwracam się znowu w stronę dziewczyny i się uśmiecham.
– W zasadzie to tak, szukam. Czy mogłabyś pokierować mnie w dobrą stronę?
Wydaje się nieco zakłopotana, ale nadal uśmiecha się ciepło.
– Jasne. To tam. – Wskazuje zniszczony wóz z niechlujnymi różowymi zasłonami. – Ruth wie, że przyjdziesz?
Kiwam głową i zastanawiam się, czy zapytać ją, co wie, ale wtedy wilk porusza głową i mierzy mnie spojrzeniem pustych oczu. Ruch jest delikatny i ledwo dostrzegalny, ale niezaprzeczalny. Jest w nim coś tak niepokojącego, że szybko cofam się o krok.
– Tak. Dziękuję za pomoc.
Dziewczyna uśmiecha się i odchodzi, a ja ruszam do wozu i już podnoszę rękę, by zapukać, gdy dobiegają mnie głosy ze środka. Jakiś mężczyzna mówi coś, czego nie mogę zrozumieć, a potem jakaś kobieta odpowiada z irlandzkim akcentem:
– Wiem, że źle ci z tym, co się stało. Wszyscy tak mamy. Ale nie możesz się ciągle obwiniać.
Okno powozu jest zasłonięte przez prawdziwą dżunglę, więc dopiero po chwili wśród plątaniny liści widzę, kto jest w środku. Kobiety nie widzę, ale mężczyzna wygląda na siedemdziesięciolatka, ma burzę białych włosów. Mówi ze śpiewnym akcentem, jak wszyscy Norwegowie.
– Myślisz, że jestem starym, przesądnym głupcem, ale to coś więcej niż opowieści. – Pociera brodę. – Nigdy nie powinienem był się zgodzić, żeby coś tu zmieniać. Ta biedna dziewczyna... Powinienem był przewidzieć, że stanie się coś strasznego.
Robię krok w bok, żeby nikt mnie nie dostrzegł, i przyciskam plecy do ściany powozu. Czy to możliwe, że rozmawiają o Ninie?
Kobieta podnosi głos:
– To ja jestem tarocistką, Karl, nie ty. Nie mogłeś tego przewidzieć. Nikt nie mógł.
Drzwi otwierają się na oścież, a ja czuję, jak serce bije mi mocniej. Chowam się za róg powozu, który kołysze się lekko, gdy Karl schodzi po schodach. Jest niski i drobnej budowy, ma na sobie budrysówkę w kolorze wielbłądziej wełny, z wielkimi kwadratowymi kieszeniami; strój dodatkowo podkreśla jego niepozorną sylwetkę. Wygląda jak ktoś, kto spędził całe życie na zewnątrz – ogorzała skóra poryta jest zmarszczkami, a jego włosy są zmierzwione przez wiatr.
Kobieta wyskakuje za nim. Jej kasztanowe loki powiewają na wietrze. Na ramionach ma biały szydełkowy szal, na pewno nie ma więcej niż trzydzieści lat. Jest ze trzydzieści centymetrów wyższa od Karla. Kiedy kładzie mu na ramieniu dłoń i uśmiecha się z czułością, jest mi niezręcznie, że ich szpieguję.
– Dlaczego nie zostawisz tego nowemu managerowi? Po tylu latach zasłużyłeś na odpoczynek.
– Oskarowi? – Karl prycha szyderczo i odchodzi, kulejąc, a kobieta biegnie za nim.
– Świat się nie zatrzymał, wiesz przecież. My też nie możemy!
Ruszam za nimi. Jestem zdeterminowana, by porozmawiać z Ruth. Powiedziała, że jest tarocistką. Jeśli szuka medium, to może uda mi się nie tylko pójść na rozmowę o pracę, ale faktycznie ją zdobyć. Czuję, jak na samą myśl o tym przyspiesza mi tętno. Myślałam, że będę musiała zostawić mamę tylko na kilka dni, ale jeśli zacznę tu pracować, to może będę zmuszona zostać dłużej. Ale przecież muszę coś zrobić. Nie mogę wrócić do domu, ryzykując, że Nina podąży za mną. Myśl o szlochającej ze strachu mamie kulącej się w kącie, gdy wokół trzaskają drzwi, a naczynia latają nam nad głowami, łamie mi serce. Teraz przynajmniej, skoro Nina jest tutaj, mogę mieć nadzieję, że nie ma jej jednocześnie w domu.
Niedaleko rozlega się chropawe kraknięcie. Na dachu wozu naprzeciwko siedzi kruk i przekrzywia głowę, po czym znowu kracze, tym razem bardziej natarczywie. Przelatuje na pobliską gałąź i obserwuje mnie uważnie. Czy naprawdę mogę to zrobić? Jakaś część mnie wolałaby, żeby ten pomysł nigdy nie przyszedł mi do głowy, ale to przecież dobry sposób, by poznać pracujących tu ludzi. Jeśli zostanę jedną z nich, to może opowiedzą mi o Ninie. Muszę coś zrobić, żeby dała mi spokój, bo inaczej mama i ja nie zaznamy spokoju.
Jest jeszcze jeden powód, żeby zacząć tu pracować. Jeśli zdołam zaprzyjaźnić się z tymi ludźmi, to może dowiem się też czegoś o Stigu. Mama miała rację. Byłam naiwna, pozwoliwszy zbiegowi, o którym nic nie wiem, zostać w domku babci, zwłaszcza po tym, jak sam się do niego włamał. Ale po tym wszystkim, co się wydarzyło, nie jestem już tak łatwowierna.
Wracam myślami do ostatnich kilku rozmów, sprzed jego odejścia. Jestem pewna, że coś przede mną ukrywał. W przeciwnym razie dlaczego miałby mówić, że Nina wyzdrowiała i nic jej już nie jest, a potem nagle zmienił zdanie? Kiedy o to zapytałam, nagle się wycofał i zacząć mówić o czym innym. Nie wiem, gdzie on teraz jest ani dlaczego nie odezwał się przez ostatnie trzy tygodnie – może wcale nie zamierzał wracać na wyspę – ale jeśli coś ukrywa albo kłamie w kwestii tego, co stało się Ninie, to właśnie dostałam szansę, by się dowiedzieć, czemu to robi. Albo jest dobrym człowiekiem, albo nie – a ja zamierzam się tego dowiedzieć.