Panna. Gołoborze. Tom 1 - Aleksandra Seliga - ebook + audiobook
BESTSELLER

Panna. Gołoborze. Tom 1 ebook i audiobook

Seliga Aleksandra

4,5

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

15 osób interesuje się tą książką

Opis

Porywająca powieść, której akcja rozgrywa się na Łysej Górze, w legendarnym miejscu spotkań czarownic.

1137 rok. Na Łysej Górze, w miejscu legendarnego sanktuarium Bogini Leli i jej synów, Lela i Polela, zostaje wybudowane opactwo Świętego Krzyża. Wprowadzają się do niego mnisi benedyktyńscy, którzy nie znają lokalnego języka, nie rozumieją tutejszych zwyczajów i obrzędów. Według wyznawców nowej wiary dzwony opactwa mają swoją nadzwyczajną mocą przeganiać wiedźmy i krzewić chrześcijaństwo. Odtąd kapłanów Starych Bogów za odprawianie pogańskich rytuałów będą czekać okrutne kary.

Nawojka, zielarka i uzdrowicielka, czarownica z babki prababki, jako pierwsza ma odwagę przeciwstawić się nowo przybyłym. To ona została wybrana przez Welesa, by stanąć w obronie świata, jaki dotychczas znała. To ona da początek legendom o czarownicach z Łysej Góry. Po śmierci babki, wiejskiej znachorki i jej nauczycielki, brat Nawojki, Sieciech, chce zmusić ją do poślubienia owdowiałego pijaka, którego nie chciała żadna inna kobieta.

Nawojka ma jednak inne plany. Święte miejsca pogańskich obrzędów są coraz częściej zajmowane przez duchownych. Dziewczyna jednoczy siły z zielarkami, kapłankami i czarownicami z okolicznych wiosek, aby działając w ukryciu i przenosząc się z miejsca na miejsce, stawić czoła wspólnemu wrogowi.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 360

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 9 godz. 44 min

Lektor: Aleksandra Seliga
Oceny
4,5 (533 oceny)
356
114
50
10
3
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Dolik

Nie oderwiesz się od lektury

Książka wspaniała dla tych, którzy lubią słowiańskie klimaty. Mnie wciągnęła od pierwszej do ostatniej strony. Polecam!
10
neila_raze

Nie polecam

Okropna, źle napisana książka, pełna anachronizmów, błędów, mieszania słowiańskości z wierzeniami innych narodów, w tym współczesnym czarownictwem new age. Redakcji nie widziała na pewno (no chyba, że główną bohaterka faktycznie była bezzębna). Do tego wiedza na temat "karczm" i "butelek miodu" w "biednej wiosce" z XII wieku prosto ze słabych gier fantasy. Wyjątkowo nie polecam!
33
dorotka20062

Nie oderwiesz się od lektury

Super książka. Gorąco polecam
00
depolu

Nie oderwiesz się od lektury

Na serię trafiłam, poszukując czegoś do słuchania po wysłuchaniu wszystkich dostępnych pozycji moich ulubionych polskich autorów: pań Miszczuk, Jadowskiej, Kisiel czy pana Mortki. Wciągnęło mnie mocno, a Nawojkę pokochałam równie mocno jak wcześniej Goslawę, Jagę, Dorę Wilk, Nikitę czy całą ekipę z Lichotki lub Kociołka. Tak!, zdecydowanie to jest kolejna świetna pisarka i już wiem, że polubimy się bardzo, bardzo. Polecam wszystkim miłośnikom słowiańszczyzny, wiedźm, zjaw wszelkich i zjawisk nadprzyrodzonych.
00
kassfelis

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo dobrze napisana
00

Popularność




Czas, gdy Słońce było Bogiem, dobiega końca. Prastara wiara jest niszczona i zastępowana nową. Dawne obrzędy zostają zakazane lub zastąpione nowymi, chwalącymi innego boga, Święte Gaje są wycinane, a żercom grozi śmierć. To, co wydawało się wieczne i niezmienne, powoli odchodzi. Wielu ludzi nadal jednak praktykuje zakazane obrzędy i opiera się przyjęciu „boga spod znaku krzyża”. W takiej rzeczywistości musi odnaleźć się Nawojka, uczennica Wiedzącej i kultywatorka starych rytuałów. Uzbrojona w wiedzę pokoleń, stawia czoła kapłanom bezczeszczącym świętą górę i wiarę przodków. Czy to już zmierzch Bogów? Czy jeszcze zapłoną Święte Ognie na Łysej Górze? Pochłaniająca historia pozwala czytelnikowi podążać ramię w ramię z Nawojką i wraz z nią stanąć w obronie swych słowiańskich korzeni.

– Marcin Patela

dziennikarz literacki iSAP – Słowiańskiej Agencji Prasowej

Przeczytałam już tonę powieści z motywami słowiańskich wierzeń. Wiele z nich było dobrymi książkami, ale tylko nieliczne trafiły do mojego serca jako te najbardziej wyjątkowe. Już w trakcie lektury pierwszego tomu Gołoborza wiedziałam, że ta książka otrzyma u mnie to właśnie miano i zostanie ze mną na długo. Ma w sobie wszystko – niesamowity słowiański klimat, motywy przedchrześcijańskich wierzeń oparte na solidnych źródłach (chylę czoła przed tym, jak autorka przygotowała się do napisania tej powieści), wielowymiarowe postacie, które wzbudzają w nas różne emocje, a także Łysą Górę. Po przeczytaniu tej książki miałam tylko jedno pytanie: Kiedy kolejny tom?

– Wiktoria Korzeniewska

SlavicBook.pl

Panna to powieść, która unosi duszę, trafia w samo serce i budzi uśpione instynkty. Życzę, aby każda z nas miała w sobie Nawojkę. Nawojkę, która dzielnie broni tego, w co wierzy. Nawojkę, która wie, czego w głębi duszy pragnie i co jest bliskie jej sercu. Nawojkę, której nie jest w stanie przestraszyć nawet pozornie potężniejszy najeźdźca.

– Monika M. Momčilović

bewilderedslavica.com

„Kiedy przed utrudzonym wędrowcem odsłaniają się powoli mury świętokrzyskiego klasztoru, doznaje on nagłego i niespodziewanego uczucia dziwnej a tajemniczej mocy tego miejsca. Niezapomniane to wrażenie poświadczają niezliczone opisy, które weszły do kanonu polskiej literatury, a także te, które spoczywają na dnie szuflady, czekając na swojego odkrywcę. Potwierdzają one, że otaczająca szczyty Łyśca aura mistycznej tajemnicy trwa od stuleci, będąc jakby na wieki temu miejscu przypisana”.

– CZESŁAW HADAMIK

Książę innych gór. Góra nad wszystkie góry Królestwa Polskiego

Legendę, którą chcę wam opowiedzieć, znacie od pokoleń. Mówiono wam, że na Łysej Górze czarownice spotykają się z diabłem i oddają mu cześć w ohydny sposób. Słyszeliście przerażające historie o tym, co wiedźmy robią z niemowlętami, jak spółkują z Księciem Ciemności, jak przywołują burze, które niszczą ludziom cały dobytek, jak zsyłają choroby i śmierć. Słyszeliście też, że dzwony cudownego sanktuarium, wybudowanego tu tysiąc lat temu, mają nadzwyczajną moc przeganiania czarownic i diabłów. I tak nasz Święty Lissecz, na którego szczycie od pokoleń celebrowaliśmy zaślubiny Łado, Boskiego Króla – i Leli, Bogini Matki, teraz zwany jest Świętym Krzyżem, a ciche modlitwy wiernych wyznawców Chrystusa i ich fanatycznych przywódców zastąpiły radosne okrzyki tych, którzy oddawali cześć Starym Bogom. Historię zawsze piszą zwycięzcy, a przegrani stają się ofiarami ohydnej propagandy. Z was wszystkich ja wiem to najlepiej, gdyż ja jestem tą, od której zaczęły się legendy o czarownicach z Łysej Góry, tą, która jako pierwsza jawnie sprzeciwiła się bałwochwalczym czynom zakonników niszczących wszystkie sanktuaria Starych Bogów, na jakie się natknęli, ich kapłanki nazywających wiedźmami, a ich Boginię – ladacznicą.

Legendę, którą chcę wam opowiedzieć, znacie od pokoleń. A jednak nie znacie jej wcale – co najwyżej słyszeliście wersję opowiadaną wam przez księży. Teraz ja opowiem wam ją na nowo.

  1  

Drzwi cicho skrzypnęły, gdy Nawojka wraz z babką wymknęły się z izby. Noc była ciepła, powietrze pachniało ziołami. Dziewczyna rozejrzała się dookoła i uśmiechnęła, widząc, jak wiele osób wychodzi ukradkiem ze swoich chat. Starsi mieszkańcy wioski przyodziani w biel, rozpromienieni, prowadzeni byli ostrożnie przez młodzież. Nawojka miała ochotę krzyknąć z radości, gdy zobaczyła z daleka Ludmiłę i Wojciecha. W ostatniej chwili powstrzymała się, kiedy przypomniała sobie, co powiedziałby jej brat. Ale przecież on spał teraz jak zabity, nafaszerowany naparem z maku!

Kiedyś było inaczej. Babka opowiadała, że zanim pojawili się mnisi w swoich ciemnych, brudnych szatach i węszyli niczym gończe psy za każdym świętym miejscem – chramem, gajem, górą czy strumykiem – wszyscy mogli wesoło i hucznie świętować, składać obiaty przodkom, modlić się do Bogini o dobre zbiory, skakać przez ognie rozpalane na wzniesieniach w czasie obu Przesileń, pić miód, opychać się kołaczem, kochać… To było jednak bardzo dawno temu. Babce Nawojki opowiadała to jej babka, a tamtej – jej babka. Dziś wielu mieszkańców osady wciąż obchodziło w ukryciu stare święta, ale część odwróciła się od Bogów. Niektórzy nie pamiętali już, dlaczego wkładają zioła w strzechy, dlaczego skaczą przez święte ognie, dlaczego kładą miseczki z makiem i miodem przed wejściem do chaty. Boginię Mokosz zaczęli teraz nazywać Maryją, a Welesa – Szatanem. Nie było już leśnej świątyni na Łyścu, nie było pięknych budowli dla Łado i Leli, a im pozostawało odprawiać swoje obrzędy cichcem, w ciemnościach, w leśnych ostępach – niczym demony, nie ludzie. Mnisi węszyli i węszyli…

Babka Nawojki płakała, gdy opowiadała jej o prastarym sanktuarium, do którego w czasie Rusałczego Tygodnia przybywali wyznawcy i wyznawczynie z wielu bardzo dalekich krain. Sanktuarium, o jakim mówiono cuda, a okoliczna ludność wierzyła, że stało tam od zarania dziejów, w miejscu naturalnego czakramu o ogromnej mocy magicznej. O tak! Nawojka wiedziała, że mieszka u stóp ważnego i świętego obszaru, ukochanego przez Bogów. Była bardzo mała, gdy trwały już prace nad jakąś budowlą wznoszoną na cześć i chwałę nowego Boga, tak obcego i niezrozumiałego, że budził w niej lęk. Obcy także go budzili. Nawet Sieciech, jej własny brat, poszedł za nimi. Wygadywał o Leli-Dzidzieli i o Matce Mokosz straszne rzeczy. Kłócił się z babką. Tłumaczył, że trzeba jak najszybciej wznieść opactwo, żeby przegonić diabły i demony. Co gorsza, wcale nie chodziło mu o strzygi, błędy czy wąpierze. Nazywał demonami ich Bogów! Minęło kilka lat, zanim Nawojka nauczyła się, jak sobie radzić z fanatycznym bratem. Szkoliła ją babka, Mieła, która w tych stronach budziła ogromny respekt. Jedni nazywali ją kapłanką i znachorką, inni ciotą, jędzą lub sekutnicą. Wiedziała wszystko o Bogach, demonach, duchach, zaklęciach, ziołach, amuletach i talizmanach. Potrafiła powiedzieć, spoglądając w kierunku rosnących na wzniesieniu murów: „Zatrujemy studnię tym psim synom!”, a innego dnia pomóc katolickiemu chłopu, który złamał nogę podczas schodzenia z góry. Teraz, gdy babka była już bardzo stara, Nawojka rozumiała, że to może być jej ostatnie święto. Dlatego wzięła ją za rękę i prowadziła pewnie między chatami, przybudówkami, szopami i stodołami. Nie była już dzieckiem. Pragnęła pokazać babce, że jest gotowa, by zostać jej godną następczynią. Jedno tylko różniło Nawojkę od jej wielkiej nauczycielki: nigdy nie pomogłaby ochrzczonemu ze złamaną nogą. Nie po tym, co widziała i co przeżyła jako dziecko.

Dotarli na miejsce. Musiał być środek nocy. Niedokończona jeszcze budowla czerniała w oddali na wzniesieniu, oblana delikatnym światłem księżyca. Mówiło się, że jakiś wielki pan podczas polowania w tych lasach zobaczył pięknego, świetlistego jelenia, który nakazał mu budowę klasztoru na cześć Boga chrześcijan. Babka miała na ten temat swoje zdanie.

– To możliwe, że owemu Emerykowi ukazał się jeleń – mawiała – w końcu jeleń, jako pan lasu, jest jedną z wielu form, jaką przybrać może nasz Bóg Polowań… Jednak człowiek ten musiał opacznie zrozumieć widzenie, którego był świadkiem. Nie wiedział, że po Jeleniowskiej Górze od początku świata przechadza się Wielki Rogacz i że tam składano mu obiaty, wróżono i wieszczono z jego pomocą.

Nawojka nie rozumiała tych słów jako dziecko. Teraz jednak, wkraczając na drogę kapłanki Starych Bogów, zaczynała je pojmować.

– Będziemy świętować u stóp góry – rzekł Jarosław, wbijając pochodnię w ziemię. – Rozłóżcie obiaty. Sława Bogom!

– Sława – wymamrotali wszyscy w odpowiedzi. Nie byli zachwyceni tym, że ze szczytu ich świętej góry zostali zepchnięci do jej podnóży. O dawnej świetności przypominał teraz jedynie kamienny wał.

– Mieło! – Nawojka usłyszała, jak ktoś zwraca się do jej babki. – Czy Bogowie odwrócili się od nas? Przecież odkąd przybyli obcy, wciąż oddajemy cześć Łado i Leli, Świstowi, Poświstowi i Pogodzie! Zostawiamy mak i kaszę dla dziadów! Wlewamy miód do świętego ognia, choćby i potajemnie! Dlaczego Łado nie wykurzył stąd tych intruzów? Dlaczego nie nasłał na nich leszych, biesów i czartów? Dlaczego Swarożyc nie podpalił im tej dziwnej budowli, która przyprawia mnie o dreszcze?

– Od ciebie, Bogumile, na pewno się nie odwrócili. Czyż nie ty posiadasz najwięcej kur w osadzie? Czy to nie twoja Milena urodziła kolejnego zdrowego chłopaka? Wiem, bo sama pomagałam w połogu! A i to ci jeszcze powiem, że Rodzanice już wyznaczyły mu los wielkiego pana, który zawsze będzie wiódł dostatnie życie!

Bogumił poskubał wąsa, chciał jeszcze coś na to odpowiedzieć, ale machnął ręką i odszedł. Babka poklepała Nawojkę po ramieniu.

– Usiądę sobie na tym głazie i dam odpocząć nogom po takiej wędrówce, a ty pomóż porozkładać obiaty w dębowym zagajniku.

Dziewczyna odeszła, poprawiając po drodze chustę. Przy glinianych naczyniach z darami dla Bóstw stały już pozostałe panny z osady. Na widok Nawojki przerwały rozmowę.

– Co się dzieje? – spytała czujnie, widząc ich przestraszone twarze. Odwróciły wzrok i zabrały się do przenoszenia mis w stronę pobliskiego dębowego gaju. Jedynie Ludmiła uśmiechnęła się ciepło.

– Ostatnio obawiają się ciebie – wyjaśniła, gdy dziewczęta odeszły. Nawojka podniosła brwi. – Chodzi o Radomiłę. Odkąd jej rodziciele przeszli na nową wiarę, w chacie ciągle mówi się o tym, żeście z Miełą są trucicielki studni i bydła, żeście w zmowie z Kusym… Radomiła wygaduje głupoty przy innych dziewczętach.

– Tępa kobyła – prychnęła Nawojka. W głębi duszy poczuła jednak ukłucie bólu. Szykany obcych to jedno, ale Radomiła? Jeszcze kilka lat temu obie robiły wspólnie motanki ze starych gałganków. Nawojka nie miała pojęcia, że kolejna rodzina przyjęła nową wiarę. Zbyt wiele czasu spędzała ostatnio z babką, zbierając zioła, gotując wywary i przygotowując maści z borsuczego sadła. – To czego ona tu szuka dziś w nocy?

– Trzebor… – wyjaśniła Ludmiła. Nawojka przewróciła oczami i zerknęła w stronę grupy mężczyzn, którzy układali palenisko pod święty ogień. Kilku z nich stało na straży, trzymając w dłoniach pochodnie. Z jednej strony mieli niedokończony klasztor, z drugiej ogromną puszczę jodłową, której wydarty skrawek stanowił ich osadę położoną nieopodal świętej góry otoczonej starym kamiennym wałem. W lesie żyło wiele niebezpiecznych stworzeń, dlatego musieli stale mieć się na baczności. Choć starszyzna prosiła, by zachować ciszę, młodzi nie byli w stanie ukryć podniecenia i radości, które udzielało się także Nawojce. Wiedziała, że dzisiejszej nocy napatrzy się na zapasy chłopów na schwał, że będą sobie próbowali wzajemnie wytrącać kije, że dziewczęta zatańczą z mieczami na cześć zaślubin Leli i Łado. Wiedziała jednocześnie, że tam, na ich świętej górze, z której zostali wygnani, trwa budowa klasztoru dla innego Boga – Boga, którego wyznawcy uważają, że ich wesołe igrzyska, które mają zapewnić płodność i urodzaj kobietom, mężczyznom i zbożu, zostaną okrzyknięte mianem grzesznych, występnych i nieobyczajnych.

– Nie powinni wchodzić tak głęboko w bór – powiedziała Agata. Miała wystający, wielki brzuch i z niepokojem rozglądała się za swoim chłopem, który poszedł z innymi po drewno na opał. – Dzisiaj rusałki mocno dokazują…

– Głupiaś. Odkąd przyszli budowniczowie, rusałki odeszły głęboko w las, bo nie mogą znieść tych jazgotliwych modłów.

– Rusałki nie boją się Chrystusa – powiedziała Nawojka. – One służą naszym Bogom!

Kobiety zamilkły zawstydzone i wróciły do rozkładania darów pod drzewem.

– Dobra Lelo-Dzidzielo, Lilijo, Lelunio, ażeby mi się darzyło, ażeby mnie kochał… – szeptała jedna. Nawojka zastanawiała się, czy ci ludzie zaczęliby równie chętnie modlić się do nowego Boga, gdyby obiecano im, że spełni on wszystkie ich zachcianki, obdarzy bogactwem i miłością, spowoduje obfite plony. Ta myśl zaniepokoiła ją. Dotychczas większość mieszkańców osady odprawiała prastare obrzędy, ponieważ wierzono powszechnie, że zapewnią urodzaj i płodność. Mnisi mówili tylko o tym, żeby porzucić cały dobytek, wiecznie się umartwiać i śpiewać w tym dziwnym języku. Mało kto szedł za nimi. A jednak zdarzali się i tacy. Przez chwilę Nawojka zastanawiała się, co będzie, jeśli z czasem wszyscy zapomną o Starych Bogach i będą myśleć, że to Chrystus, Maryja i aniołowie strzegą ich przed chorobami i zapewniają dobre zbiory. Już teraz bywała świadkiem, jak ktoś wolał poprosić o modlitwę, zamiast przyjść do Mieły po lekarstwo. A co z tymi, których siłą zmuszano do przyjęcia nowej wiary? Nawojka słyszała straszne historie – o rozłupywaniu posągów, paleniu chramów, wywlekaniu kapłanek i kapłanów za włosy, przybijaniu mężczyznom przyrodzenia do drewnianych desek za to, że ośmielili się przysięgać na Peruna, nie na Chrystusa… Dziewczyna potrząsnęła głową, by odgonić od siebie te myśli.

– Weźcie stąd te zioła, tutaj leżą obiaty. Gdzie jest wiucha? Mieliście ustawić ją niedaleko ogniska! – krzyknęła, zaganiając do pracy rozkojarzone dziewczęta. – Czy myślicie już tylko o tym, żeby upić się miodem i tańczyć nago z rusałkami? A niechże która popilnuje mis z darami, zaraz przyjdą lisy i zjedzą całą jajecznicę i pierogi!

– Wiedźma – splunęła któraś z mniejszych dziewczynek i pobiegła schować się za grupkę złożoną ze starszyzny. Nawojka podeszła do babki siedzącej wciąż na kamieniu.

– Dziecko – rzekła babka z uśmiechem – pamiętaj, do kogo się zwrócą, gdy ich niemowlęta będą płakać przez kolkę.

Nawojka odwzajemniła uśmiech. Nagle jednak spoważniała.

– Babko, czy to prawda, że kilkadziesiąt lat temu potężny wojownik zbuntował się przeciw krzewicielom nowej wiary, palił ich kościoły i próbował przegonić z naszych lasów?

– Tak mówią – przytaknęła Mieła. – Jednak wyznawcy Chrystusa powrócili, a ze sobą mieli wojów niemieckich i ruskich. Nie kłopocz się tym jednak. Spójrz, dziś w nocy będziemy świętować całym stadem tak, jak robili to nasi dziadowie. Ukryte dzieci Bogini zawsze znajdą sposób.

– Gore, gore jasno! Żeby nie zagasło! – usłyszały obie kobiety i przerwały rozmowę, by podejść bliżej świętujących. To był znak inauguracji obrzędu.

Właśnie rozpalono święty ogień i rozpoczęły się tańce.

Nawojka, gorąca od skoków przez ogień, wykrzyknień, pijana modlitwą i transem czy może miodem i wódką, odeszła od gromady wesołych chłopców i dziewcząt, żeby ochłonąć. Czuła rozpierającą ją energię młodości, wiosny, Jasnej Pory roku. Oto wraz ze współbraćmi odprawiała święte misterium natury, krzyczącej tego dnia w namiętnym uścisku zakochanych – Boga i Bogini, Łado i Leli. A ludzie i zwierzęta, wzorem bóstw, otoczeni intensywnym zapachem kwiatów, odnajdywali świętość w intymnych zbliżeniach. To na chwałę Bogów i dziadów chłopcy popisywali się tężyzną fizyczną, a dziewczęta prezentowały zręczność i gibkość w tańcu. To na Ich chwałę, Śwista, Pośwista i Pogody, aby i ten rok okazał się dobry, obfity, nie przyniósł suszy, powodzi, choroby ni głodu… Czy było w tym naprawdę coś tak grzesznego, jak twierdził jej brat?

Usłyszała skrzypnięcie gałązki i odwróciła się, odruchowo rysując w powietrzu znaki odganiające złe duchy. Wojciech trzymał w ręku pochodnię, której światło odbijało się na jego zgrzanej, zaczerwienionej twarzy. Koszulę miał rozchełstaną, włosy w nieładzie.

– Pokonałeś Bogumiła – powiedziała Nawojka. – Dziękuję. Wygrałam dzban miodu.

Wojciech uśmiechnął się i podszedł bliżej.

– Postawiłaś na mnie? Dlaczego?

– Miałeś dziś po swojej stronie Łado. Czułam, jak ci pomagał, gdy wykrzykiwałeś Jego imię. Czułam w tobie Jego energię. Nadal ją czuję…

Nie potrafiła zinterpretować jego spojrzenia. Wziął ją za rękę i poprowadził. Początkowo myślała, że chce iść głębiej w las, ale on skręcił na polanę oblaną światłem księżyca. Majowe zioła upajały zapachem, a od kamiennych wałów biła moc i majestat. Wojciech wetknął pochodnię w ziemię, po czym położył się z westchnieniem wprost na miękkiej trawie. Gdzieś w oddali usłyszeli krzyk lisa.

– Mój pradziad był żercą – powiedział Wojciech. – Potrafił zrozumieć głos Peruna w trakcie burzy. Widział, jak Dziewanna biega z wilkami po lasach na Gromnicę[1]. Swarożyc pokazywał mu w świętym ogniu znaki. Aż pewnego dnia odczytał z płomieni swój własny los.

Nawojka milczała. Dobrze wiedziała, co krzewiciele nowej wiary robili żercom. Święci mężowie stawali się pierwszymi ofiarami zmian, jakie nadeszły kilka pokoleń temu. Oni – i kapłanki, mądre baby, czyli cioty.

– Zatańcz dla mnie – rzekł nagle Wojciech, podpierając się na łokciach i patrząc na Nawojkę. Dziewczyna zaśmiała się. Czuła bijącą od ciepłej, wiosennej ziemi energię, która pulsowała jej pod stopami, przepływała w górę, przez podbrzusze, klatkę piersiową aż do głowy. Słyszała krzyki i tańce rusałek w lesie – a może to jej pobratymcy tańczyli i siłowali się przy ognisku? Czuła, jak Łado i Leli zwierają się w miłosnym uścisku, sprawiając, że cała natura pragnie iść w Ich ślady – bo to Oni byli naturą, tak jak kobieta i mężczyzna, ziemia i niebo, księżyc i słońce – byli Nimi, byli boscy. Oto Misterium, którego księża nigdy nie będą w stanie pojąć, z ich wyjaławiającym świętą kobiecość podejściem.

Zrzuciła lnianą tunikę i giezło, rozplotła warkocz i powiedziała:

– Zatańczmy razem.

[1] Dawne święto Dziewanny Gromnicznej, obchodzone przez Słowian w lutym, zostało z czasem zastąpione Świętem Matki Boskiej Gromnicznej, zwanym też Świętem Ofiarowania Pańskiego. Rozpalano wtedy woskowe świece, które chronić miały domostwa przed uderzeniem pioruna. Knoty gromnic wykonywano podobno z łodyg dziewanny. Z poprzednią patronką lutowego święta Matkę Boską łączy także fakt, iż jest wtedy opiekunką wilków.

  2  

Wszystkie chaty, budynki gospodarcze oraz płoty w osadzie były umajone. Ze strzech sterczały pęki pachnącej bylicy, łopianu, tataraku i piołunu. Nawojka niosła właśnie wodę ze studni, kiedy zobaczyła Ludmiłę, która wyszła na próg, by wetknąć w szpary gałązki brzozy, lipy i leszczyny.

– A przed kimże to bronisz swego obejścia? Przed czarownicami? – spytała wesoło, podchodząc bliżej i przystając, by chwilę odetchnąć. Co prawda spieszyło jej się, ale dwa wielkie drewniane wiadra wypełnione wodą były bardzo ciężkie.

Ludmiła zaśmiała się w odpowiedzi i odparła:

– Mnisi zmierzają do opola[2]. Podobno przynoszą jakieś ważne wieści. Ojciec mówili.

Za Ludmiłą nagle pokazał się Wojciech, który wyszedł z wnętrza chaty.

– Oddaj mi koromysło[3] – rzekł do Nawojki. – Pomogę ci nosić wodę babce.

– Potrzebne dużo wody – odparła dziewczyna. – Agata rodzi. Babka mówi, że za wcześnie i że to rusałki ją zauroczyły.

Wojciech odebrał szybko koromysło od Nawojki i żwawym krokiem ruszył ku granicy osady, w stronę lasu, gdzie mieściła się zagroda Mieły.

– Bracie! – krzyknęła jeszcze za nim Ludmiła. – Wróć, gdy zaniesiesz wodę. Masz być przy starszyźnie, gdy będą przyjmować mnichów!

Nawojka zrównała się z nim i chciała coś powiedzieć, nawiązać do tej nocy sprzed kilku dni, ale drogę zastąpił im Jarosław, który szedł właśnie na plac targowy w otoczeniu grupy rosłych mężczyzn.

– Zostaw babę i chodź z nami! – rzekł gromkim głosem. Był wzburzony, miał czerwoną twarz i nastroszone wąsy.

– Agata rodzi… – wyjaśnił Wojciech, patrząc wprost na Bolesława, jej chłopa, który stał gdzieś pomiędzy Jarosławem a Bogumiłem.

– Agata rodzi, to i urodzi. Nawojka, zanieś wodę i wołaj swojego brata. Może on się dogada z tymi obcymi. Nie mówią po naszemu – rozkazał Jarosław i nie było sensu kłócić się z nim.

– Przyjdę do ciebie później – powiedział Wojciech ciepło i oddał jej koromysło.

– A żwawo! – rzucił do niej jeszcze Jarosław, po czym poprowadził gromadę w stronę placu targowego.

Weszła do ciemnej, cuchnącej izby w chacie babki. Na drewnianej, niskiej ławie przykrytej futrami jeleni i dzików leżała Agata. Mieła nacierała jej skronie i brzuch maścią z kwiatów wężowego ziela i dziewięciornika, prosząc głośno Mokosz o pomoc w szczęśliwym odebraniu dziecka. Dwie starsze powituchy[4] pomagały jej, grzejąc wodę przy piecu znajdującym się pod ścianą i okadzając pomieszczenie tlącymi się gałązkami jałowca. Jedna z nich podstawiła rodzącej kobyle łajno pod nos. Agata była sina i wrzeszczała wniebogłosy. Wszystkie włosy, mokre jak po wyjściu z rzeki, przykleiły jej się do czaszki, policzki zapadły się, zęby miała zaciśnięte, co czyniło ją podobną do strzygi. Zły znak, pomyślała Nawojka. Rodzi za szybko. Podeszliśmy za blisko lasu i rusałki zdenerwowały się, zazdrosne o kobiecą ciążę. Zakręciły pępowinę i teraz Agata jest w niebezpieczeństwie.

– Nawojka! – rzuciła Mieła zachrypłym głosem. – Wreszcie jesteś! Grzejcie wodę! – Zwróciła się do pozostałych bab: – Otwórzcie wszystkie drzwi i skrzynie, rozsupłajcie wszystkie zawiązane pętle w chacie!

Dziewczyna zaniosła szybko wodę na piec i podeszła do skrzyni stojącej pod ścianą. Wyciągnęła z niej kilka mikstur, podała babce, po czym wybiegła prędko na podwórze, złapała kurę i wróciła do chałupy. Poderżnęła gardło zwierzęciu, nasmarowała brzuch Agaty krwią i powiedziała głośno:

– Matko Mokosz, ojcze Rodzie! Przyjmijcie tę ofiarę! Ochrońcie to dziecię i jej matkę! Zdejmijcie z niej rusałczy urok! Sława wam! Sława Mokoszy!

W izbie czuć było nagły podmuch mocy. Lunula zawieszona na piersiach Nawojki zadrżała, a dziewczyna poczuła przypływ sił. Wiedziała, co robić, chociaż nie miała pojęcia skąd. Czuła natchnienie pochodzące od samej Bogini, która szeptała jej wprost do ucha rozwiązania, jakie mogłyby pomóc. Czuła, że Bogowie byli zadowoleni z ofiary, że być może uratują jeszcze dziecko, mimo że będzie wątłe, czerwone i maleńkie. Kucnęła między nogami Agaty i zobaczyła główkę.

Drzwi chaty otworzy się z hukiem. Do środka wpadł Sieciech.

– In nomine Patris et Filii et Spiritus Sancti![5] – wrzasnął. – Jak śmiecie wzywać pogańskie bałwany przy porodzie? Tylko modlitwa może pomóc tej matce!

Odepchnął Nawojkę, która upadła wprost na rozgrzany garnek, wylewając przy tym wrzątek na nogi Agaty. Rodząca wrzasnęła, powituchy rzuciły się na Sieciecha, by wypchnąć go z chaty, zrobiło się zamieszanie. Mieła podniosła Nawojkę i pociągnęła ją do Agaty, ale było już za późno. Krew zalała łóżko, wsiąkała w futro, w klepisko, w giezło drgającej agonalnie kobiety…

– Rozcinać brzuch – zarządziła stara. – Może dziecko przeżyje.

Sieciech darł się zza drzwi, przytrzymywanych teraz przez pomocnice akuszerki.

– Oj, Dolo, Dodolo! – jęczały, przystawiając pieńki i zydle, by nie mógł ponownie wtargnąć do środka.

– Otwierać, w imię Jezusa Chrystusa, jedynego Zbawiciela! – usłyszała jeszcze Nawojka, po czym okrzyki te zagłuszył rozdzierający płacz maleńkiego, pomarszczonego stworzenia, które Mieła wygrzebywała z rozciętego brzucha zmarłej. Nie minęła minuta, gdy było po wszystkim. Dziecko zrobiło się fioletowe, zapłakało jeszcze kilka razy i zamilkło, nieruchome. Nawojka zamknęła oczy, po czym wykończona i obolała osunęła się z powrotem na podłogę. Babka położyła dziecko przy matce i zarządziła:

– Wołajcie Bolesława. Trzeba szykować tryznę[6]. Spalimy Agatę dziś w nocy, bo inaczej wróci jako mamuna.

Kiedy tylko kobiety odeszły od drzwi, Sieciech z powrotem wpadł do środka.

– Oszalałaś, wiedźmo? Nie będziemy palić tej kobiety! Trzeba ją pochować na cmentarzu! Bracia od Świętego Benedykta mogą nam pomóc. Palenie zwłok to obrzydliwy, grzeszny zwyczaj. Gdyby książę Bolesław dowiedział się o tym, że w opolach pod klasztorem, który ufundował, dalej pali się zmarłych, potroiłby nam daninę!

– Jak śmiesz tak mówić do swojej babki, Sieciechu? – Nawojka podniosła się z podłogi, lecz brat uderzył ją w twarz.

– Milcz, niewiasto! To przez twoje wstrętne czary zmarła ta nieszczęsna kobieta! Dosyć już tych waszych plugawych rządów we wsi. Kiedy mąż założy ci chomąto, odechce ci się modłów do demonów i czartów!

Sieciech wyszedł z chaty, trzaskając drzwiami. Ślad po jego uderzeniu szybko puchł i pulsował Nawojce pod dłonią, którą przyłożyła teraz do twarzy. Mieła sięgnęła po jakąś maść, odciągnęła rękę dziewczyny i nasmarowała siniaka. Przez odór krwi, spalenizny i łajna, który wypełniał ciemną izbę, przebił się orzeźwiający zapach mięty. Maść pomogła.

– Weź skóry wiszące na belkach i przykryj nimi Agatę. Posprzątaj chałupę. Ja pójdę nazbierać ziół potrzebnych do stosu pogrzebowego. Trzeba będzie też złożyć w ofierze trzy psy i jedną świnię. Niech Bolesław da. To jego kobita. – Wyszła z trudem z izby, powłócząc nogami.

Nawojka pozostawiła drzwi otwarte na oścież i podniosła z podłogi jałowiec rzucony wcześniej przez jedną z bab, by dokończyć dzieła okadzania. Tym razem prosiła szeptem, by dusze Agaty i dzieciątka odeszły do Wyraju i nie błąkały się w pobliżu chaty. Odganiała też wszystkie inne niechciane byty, które mogły pojawić się tu w momencie śmierci kobiety w połogu. Starą, lnianą chustą starła krew dookoła zmarłej. Tę, która wsiąkła w klepisko, wymiotła na zewnątrz miotełką z brzozowych witek. Kiedy wyszła z chaty, odetchnęła głęboko. Nagle wiosenne ozdoby, zioła i gałązki pozawieszane wszędzie dookoła nie wydawały jej się już takie piękne. Zauważyła, że niektóre zdążyły zwiędnąć i teraz zwisały smętnie, zmarniałe i obumarłe. Poza wsią burzowe, czarne chmury zbierały się nad Łyścem, gdzie trwały intensywne prace przy budowie klasztoru. Z ich powodu zjeżdżało się coraz więcej ludzi. Nawojka miała nadzieję, że któregoś dnia podczas wielkiej wiosennej burzy z nieba przylecą żmije i zniszczą to wszystko. Klasztor nowego Boga rozpadnie się na setki, tysiące kamieni, które po wsze czasy leżeć będą na Świętej Górze i przypominać o tym, dlaczego nie wolno zakazywać ludziom ich rodzimej wiary. Na razie jednak wszystko wskazywało na to, że wyznawcy Jezusa Chrystusa mieli się coraz lepiej i pozwalali sobie na coraz więcej. A Sieciech, ten tępy wół, przeklęty krzewiciel nowego ładu… Nawojka zaczęła płakać z wściekłości.

Długo trwało, nim nadeszli mężczyźni. Zaczynało się już ściemniać, kiedy Bolesław stanął nad Nawojką, która oparta plecami o drewniane deski chaty, cicho nuciła pieśni pogrzebowe na cześć Agaty, prosząc dziady i Welesa o bezpieczne przeprowadzenie jej do Nawii.

– Bolesławie – powiedziała, podnosząc się z ziemi. – Próbowałyśmy. Poród zaczął się za wcześnie. Sieciech…

– Wiem wszystko – przerwał mężczyzna.

– Bolesławie! – Nawojka zatrzymała go jeszcze, zanim wszedł do chaty. – Musimy ją spalić. Nie pozwól pogrzebać ciała w całości. To obrzydliwe, niemiłe Bogom…

– Wiem – powtórzył i wszedł do środka.

Nadeszli pozostali. Wojciech podszedł bliżej i ujął Nawojkę delikatnie pod brodę, by obejrzeć ślad po uderzeniu.

– Czy to twój brat? – spytał cicho. – Zabiję go…

– To nie on – powiedziała szybko. – To Agata kopnęła mnie, gdy pochylałam się nad nią w czasie porodu.

Nie była pewna, czy uwierzył.

Wokół chaty krążyła wystraszona dzieciarnia. Dwoje z gromady było starszymi dziećmi zmarłej. Jakiś chłopczyk zapytał, czy teraz Agata wróci jako demon – położnica, a dzieciątko jako poroniec.

– A Dobek mówi, że tego małego nie zdążyli ochrzcić, więc na pewno będzie demonem – szepnęła jakaś dziewczynka.

– A moja babka mówi, że chrzest to głupi, obcy zwyczaj i najważniejsze to poprosić Roda, Mokoszę i Rodzanice o zdrowie, zostawić im chleb, ser i miód…

Nawojka rozgoniła na boki dyskutującą gromadę i podeszła do zapłakanych, osieroconych dzieci Agaty – Lisa i Jarzębiny.

– Wasza matka nie wróci ani jako mamuna, ani jako położnica, obiecuję – rzekła.

– Czy na pewno? Umarła, kiedy rodziła nam braciszka – powiedziała cicho Jarzębinka.

– Oczyściłam chatę. Spalimy jej ciało i ubłagamy Welesa i Marzannę. Lisie, musisz zaopiekować się siostrą, rozumiesz?

Lis pokiwał głową, siąpiąc nosem.

Już trzeci raz w tym roku młoda, zdrowa kobieta z wioski straciła życie w połogu. Przez głowę Nawojki przeszła myśl, że być może Bogowie są zagniewani, ponieważ coraz więcej rodzin przyjmuje nową wiarę, nie było jednak czasu się nad tym zastanawiać, musiała bowiem pomóc w przygotowaniach do tryzny.

[2] Opole – słowiańska wspólnota rodowo-terytorialna z okresu plemiennego, a później wraz z rozwojem feudalizmu najniższa jednostka administracyjno-podatkowa w Polsce średniowiecznej.

[3] Koromysło – pałąk o dwu bocznych prętach, służący do noszenia wiader z wodą.

[4] Powituchy – pomocnice akuszerki, położne.

[5] In nomine Patris et Filii et Spiritus Sancti! (łac.) – W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego!

[6] Tryzna – pogrzeb.

  3  

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Spis treści:

Okładka
Karta tytułowa
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19

Redaktorka prowadząca: Marta Budnik

Wydawczyni: Agnieszka Fiedorowicz

Redakcja: Anna Brzezińska

Korekta: Katarzyna Kusojć

Projekt okładki: Łukasz Werpachowski

Zdjęcie na okładce: © Harry Kasyanov / Stock.Adobe.com

Wyklejka: © Archivist / Stock.Adobe.com

Copyright © 2022 by Aleksandra Seliga

Copyright © 2022, Wydawnictwo Kobiece Łukasz Kierus

Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.

Wydanie elektroniczne

Białystok 2022

ISBN 978-83-67335-45-4

Grupa Wydawnictwo Kobiece | www.WydawnictwoKobiece.pl

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Rek