Pawilon małych ssaków - Patryk Pufelski - ebook + książka

Pawilon małych ssaków ebook

Pufelski Patryk

4,5

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Klusek był jedną z najważniejszych osób w moim życiu, chociaż ważył niespełna kilogram i miał cztery łapy. Był też chyba jedyną fretką w historii świata, która odwiedziła prawie wszystkie oddziały Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Żydów w Polsce.

W krakowskim zoo Patryk dogląda kopytnych. Rano gotuje owsiankę dla tapirów i hipopotamów karłowatych, kumpluje się ze słonicą i próbuje wychować małego flaminga. Ma w tym wprawę – wcześniej opiekował się roczną córką swoich przyjaciół. We Wrocławiu zakochuje się w kotiku i rozwiązuje problemy sąsiedzkie skłóconych pingwinów. Po pracy chodzi na spacery z Zośką, gotuje ze swoim chłopakiem, przegaduje sprawy z babcią giganciarą. Wkurza się na homofobicznych polityków, świętuje Chanukę, Boże Narodzenie i urodziny znajomych fok. Na choince wiesza nowe bombki – stegozaura i łabędzia w korkach i kaszkiecie. Próbuje zrozumieć, dlaczego jego najlepsza przyjaciółka zachorowała na alzheimera. Wszystko notuje w swoim dzienniku.

„Pawilon małych ssaków” nadesłany przez Patryka Pufelskiego na konkurs pamiętników osób LGBTQ+ okazał się tekstem na tyle odrębnym – a równocześnie pięknym, bezpretensjonalnym i świeżym – że zrodziła się myśl, by zamiast włączać w zbiór „Cała siła, jaką czerpię na życie”, opublikować go jako osobną książkę.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 189

Oceny
4,5 (461 ocen)
287
116
42
13
3
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
AliRol

Nie oderwiesz się od lektury

Znakomita, choć się na taką nie zapowiada. Dziennik o wszystkim i o niczym, a klimat taki, że chciałoby się poznać autora i spędzić z nim jedno popołudnie.
70
Sznytka1

Nie oderwiesz się od lektury

Ciepłe i czułe opisy członków rodziny, przyjaciół, nawet tych niezbyt sympatycznych w życiu. Poczucie humoru i autoironia. Książka uświadomiła mi, że społeczność żydowska w Polsce trwa i ma się dobrze, z dala od "pierwszych stron Gazet".
40
DzikieNieogary

Nie oderwiesz się od lektury

Fantastycznie spędzony czas i wspaniale zarwana noc. Czuję się przytulona przez autora jego wrażliwością. Momentami poważna, momentami śmiałam się w głos. Rozczulające momenty z pracy w zoo, możliwość zajrzenia przez "dziurkę od klucza" w cudze życie rodzine, ale bez uczucia bycia intruzem. Więcej takich książek!
41
mszyfel

Nie oderwiesz się od lektury

Koniecznie
41
0Sever

Nie oderwiesz się od lektury

aż mi przywróciło trochę wiary w ludzi
30

Popularność




17 lu­te­go 2015

W ra­mach bra­nia od­po­wie­dzial­no­ści za swo­je ży­cie, z czy­sto fi­nan­so­wych po­wo­dów i przy nie­wiel­kiej (ale jed­nak!) mo­ty­wa­cji pro­fe­sor Wa­las („Te­re­ska Wa­las z mia­sta Kra­ków / po­stra­chem by­ła dla pi­sma­ków”, pi­sa­ła Szym­bor­ska. Ale nie tyl­ko dla nich!), po­wo­li do­cho­dzę do wnio­sku, że uni­wer­sy­tet to nie miej­sce dla mnie. Szu­kam pra­cy. Ja­kiejś. Naj­le­piej cie­ka­wej, choć i nud­na mo­gła­by być przy­dat­na ja­ko do­świad­cze­nie har­tu­ją­ce i po­ucza­ją­ce. Z mo­ich do­tych­cza­so­wych osią­gnięć za­wo­do­wych mo­gę wy­mie­nić: nie­uda­ną pró­bę or­ga­ni­za­cji opa­słe­go ar­chi­wum ro­dzin­ne­go za­przy­jaź­nio­nej pi­sar­ki, od­ku­rza­nie i pa­sto­wa­nie w miesz­ka­niach eme­ry­tów w Dol­nym So­po­cie, wy­pro­wa­dza­nie na spa­ce­ry psów i mło­dych al­pak, a ostat­nio czyn­ne uczest­nic­two w wy­cho­wa­niu czło­wie­ka, sztuk: je­den.

Okrop­ne jest to uczu­cie w brzu­chu, kie­dy nie wia­do­mo, co bę­dzie.

8 mar­ca 2015

Od dwóch go­dzin sie­dzę nad tek­stem na te­mat mo­ich ulu­bio­nych dziel­nych dziew­czyn, na warsz­ta­ty re­por­ter­skie do Han­ny Krall. Pierw­sza z nich to ciot­ka Win­ka, któ­ra w ze­szłym ty­go­dniu skoń­czy­ła dzie­więć­dzie­siąt lat. Dru­ga to mo­ja bab­cia Wu­sia, któ­ra wszyst­ko wie i wszyst­ko po­tra­fi. My­śla­łem tak, ma­jąc czte­ry la­ta, i tak mi zo­sta­ło, cho­ciaż do­cie­ra do mnie, że dziel­ne dziew­czy­ny ma­ją też róż­ne wa­dy i sła­bo­ści. Czę­sto nie jest im ła­two, ale ni­g­dy się nie skar­żą. A po­nie­waż ja je­stem na świe­żo z Naj­gor­szym czło­wie­kiem na świe­cie, mo­gę uczci­wie się tro­chę po­skar­żyć: ten mój tekst jest, pó­ki co, cał­kiem do du­py. I za­sta­na­wiam się, czy je­śli ma­jąc dwa­dzie­ścia pięć lat, cią­gle ma­rzę o tym, że­by zo­stać mo­ją bab­cią, jak do­ro­snę, to je­stem ob­cia­cho­wy?

7 kwiet­nia 2015

Pe­sach.

Za­łóż­my, że ktoś chciał­by przy­osz­czę­dzić na mą­ce ma­co­wej. Miał­by ocho­tę na ku­le ma­co­we w ro­so­le, ale po pro­stu nie miał­by od­po­wied­niej mą­ki, al­bo aku­rat nie dość pie­nię­dzy, by móc ją so­bie ku­pić w ko­szer­nym skle­pi­ku przy sy­na­go­dze Iza­aka. Ktoś, nikt kon­kret­ny. Da­lej, pa­mię­ta­jąc o tym, że jest to sy­tu­acja czy­sto hi­po­te­tycz­na, wy­obraź­my so­bie, że ten nie­mą­dry, cał­ko­wi­cie fik­cyj­ny ktoś po­sta­no­wił­by za­stą­pić mą­kę ma­co­wą buł­ką tar­tą. Nie był­by przy­wią­za­ny do re­li­gij­nych zwy­cza­jów, ale, po­wiedz­my, do for­my i sma­ku. Po­my­ślał­by so­bie: Ej, wiel­kie ha­lo, mą­ka ma­co­wa, buł­ka tar­ta – je­den pies! Za­cho­wał­by te sa­me pro­por­cje, wrzu­cił ku­le do ro­so­łu, by za kwa­drans wgryźć w nie swo­je nie­ist­nie­ją­ce zę­by.

To te­raz za­łóż­my, że ten wy­my­ślo­ny ktoś zde­cy­do­wał się jed­nak na ma­ka­ron.

20 ma­ja 2015

Przy­ję­li mnie do pra­cy w kra­kow­skim zoo. Prze­cie­ram oczy już trzy­dzie­sty raz i szczy­pię się w ra­mię, ale to cią­gle praw­da!

(Jak sze­dłem na roz­mo­wę do pa­ni dy­rek­tor do spraw ho­dow­la­nych, wi­dzia­łem hi­po­po­ta­my kar­ło­wa­te, któ­re aku­rat kła­dły się spać. A po­tem skła­ma­łem, że nie mam lę­ku wy­so­ko­ści).

25 ma­ja 2015

Pierw­sze­go dnia w mo­jej no­wej pra­cy oka­za­ło się, że:

– pra­cu­ję w sek­cji ko­pyt­nych, któ­ra dzie­li się na mniej­sze or­ga­ny, w żar­go­nie ogro­do­wym na­zy­wa­ne dział­ka­mi. Ja mu­szę przejść przez wszyst­kie dział­ki, że­by po­znać cha­rak­ter pra­cy, wszyst­kich pra­cow­ni­ków i zwie­rzę­ta. Za­czą­łem w tak zwa­nej gór­nej dział­ce, sprzą­ta­jąc u: ko­ni Prze­wal­skie­go, owiec arui, je­le­ni mi­lu, mun­dża­ków, osłów i w Mi­ni Zoo;

– ko­nie Prze­wal­skie­go to nie­złe cho­le­ry;

– dzie­lę szat­nię z pa­nem Mać­kiem, któ­ry pa­li cien­kie pa­pie­ro­sy i po­tra­fi na jed­nym od­de­chu po­wie­dzieć bar­dzo du­żo o sa­mo­cho­dach, i dwo­ma in­ny­mi pa­na­mi, któ­rych, pó­ki co, zu­peł­nie nie roz­róż­niam;

– ta­pi­ry ma­ją bar­dzo mięk­kie no­sy.

Pierw­szy dzień w no­wej pra­cy spon­so­ru­je li­ter­ka k, jak koń Prze­wal­skie­go.

27 ma­ja 2015

Po­ran­na od­pra­wa w kuch­ni. Prze­ga­du­je­my, co jest dziś do zro­bie­nia. Kry­sia, bry­ga­dzist­ka sek­cji, roz­dzie­la za­da­nia. Jest też, na­tu­ral­nie, pa­ni Ja­sia.

Pa­ni Ja­sia ma pra­wie sie­dem­dzie­siąt lat, brwi po­cią­gnię­te czar­ną kred­ką, de­li­kat­ność ra­dziec­kie­go kie­row­cy fron­to­we­go i wiel­ką uf­ność w Pa­nu Bo­gu. Jest nie­wy­so­ka, ale ro­bi za trzech. Ce­sa­rzo­wa środ­ko­wej dział­ki. Pra­cu­je z naj­groź­niej­szy­mi chy­ba zwie­rzę­ta­mi w na­szej sek­cji, ta­ki­na­mi, któ­re cho­dzą za nią sznur­kiem jak jam­nicz­ki.

Ma­niek: Przed prze­rwą hip­ki wy­pu­sce.

Pa­ni Ja­sia: Chy­ba nie, zim­no! Dzie­sięć stop­ni, śnieg w gó­roch, a ten hip­ki be­dzie wy­pu­scoł!

Ma­niek: Wczo­raj też w środ­ku sie­dzia­ły, niech­że se po­cho­dzą! Wy­pu­sce!

Pa­ni Ja­sia: Wy­pu­ścis, wy­pu­ścis, kur­wa, chy­ba jak im swe­ter­ki po­dzier­gos!

15 czerw­ca 2015

Jó­zek jest kie­row­cą cią­gni­ka. Naj­waż­niej­szą szpry­chą w ko­le. Bez nie­go nic nie ru­szy. Przy­wo­zi ga­łę­zie z la­su, pia­sek ze żwi­row­ni i zie­lon­kę z po­la. Zna­ny jest z te­go, że „krew go, kur­wo, na­gła za­le­je!”, i krót­kich, traf­nych spo­strze­żeń.

Je­dzie­my cią­gni­kiem. Jó­zek opo­wia­da: „Kur­wa, chło­pie, ja­kie chłop u mnie we wsi sia­no mioł! Ele­ganc­kie, zie­lo­niut­kie! No, kur­wo, uro­da! Mi to ta­kie ni­g­dy nie wyn­dzie! Je­den go­do tak: no to się uda­ło głu­pie­mu Zby­sio­wi sia­no roz! Ta­kie pik­ne, zba­lo­wa­ne. Pa­so­wa­ło ino ze­brać. A ten, mier­no­to, nie ze­broł! No i po­pa­da­ło, zdup­co­ne, uro­do ka­put!”.

19 czerw­ca 2015

Lu­bię ta­kie desz­czo­we dni, kie­dy do zoo nie przy­cho­dzą żad­ni, naj­dziel­niej­si na­wet zwie­dza­ją­cy, pach­nie mo­krym la­sem i jest chwi­la na wy­le­gi­wan­ki ze świ­nia­mi wiet­nam­ski­mi. A z da­le­ka sły­chać tyl­ko, jak krzy­czą le­mu­ry.

20 czerw­ca 2015

Ja­kie py­ta­nie mo­żesz usły­szeć ostat­nie­go dnia wio­sny, pa­rę mi­nut po siód­mej ra­no, w środ­ku La­sku Wol­skie­go, mię­dzy ty­gry­sa­mi a je­le­nia­mi mi­lu, od pa­na Wald­ka, bry­ga­dzi­sty sek­cji dra­pież­nych, trzy­ma­ją­ce­go w rę­ce tac­kę z tu­zi­nem mar­twych bia­łych my­szek?

„E, mos ka­le­so­ny, cy no­gi ci spu­chły?!”

Wal­dek, mistrz su­spen­su.

28 czerw­ca 2015

Mgr An­drzej Woj­tu­siak, her­pe­to­log, któ­ry w na­szym zoo pra­cu­je od 1969 ro­ku, a te­raz jest kie­row­ni­kiem eg­zo­ta­rium, w któ­rym eks­po­no­wa­ne są ga­dy, pła­zy, ry­by i bez­krę­gow­ce, obie­cał mi dziś wy­ciecz­kę po za­ple­czu ho­dow­la­nym. Z du­mą (i chy­ba nie­co wzru­szo­ny) po­ka­zy­wał ma­leń­kie ki­jan­ki ku­ma­ków i drze­wo­ła­zów. Po­tem oglą­da­li­śmy szcze­li­now­ce (ta­kie ryb­ki z je­zio­ra Tan­ga­ni­ka), ba­zy­lisz­ki (jasz­czur­ki z Ame­ry­ki Po­łu­dnio­wej) i me­tro­wą płaszcz­kę słod­ko­wod­ną.

Mgr Woj­tu­siak: „Ten skur­czy­byk, jak przy­je­chał z Płoc­ka, to w sa­la­ter­ce się mie­ścił, a te­raz patrz! Sześć ka­ra­si dzi­siaj zjadł i jesz­cze mu ma­ło. A du­pa ro­śnie!”. Ma­gi­ster, zwa­ny w zoo rów­nież Ma­estrem, jest wiel­kim spe­cja­li­stą. W ma­lu­teń­kim eg­zo­ta­rium, z bar­dzo ubo­gim za­ple­czem, uda­ło mu się roz­mno­żyć kaj­ma­ny ża­ka­re (trze­ci lęg w nie­wo­li na świe­cie), aga­my ża­glo­we (czwar­ty lęg w Eu­ro­pie), py­to­ny siat­ko­wa­ne i ana­kon­dy. W la­tach osiem­dzie­sią­tych, dzię­ki je­go pra­cy, w kra­kow­skim zoo wy­klu­ło się pra­wie sto żół­wi błot­nych, wszyst­kie zo­sta­ły póź­niej wy­pusz­czo­ne na wol­ność.

Ry­chło się za­ko­cham, to pew­ne.

8 lip­ca 2015

Po po­ran­nej na­wał­ni­cy w zoo spo­re znisz­cze­nia: drze­wa za­wa­li­ły się na wo­lie­ry sów i żu­ra­wi man­dżur­skich, wy­bie­gi ta­ki­nów, kan­gu­rów, je­le­ni, ko­ni Prze­wal­skie­go i wil­ków. W staj­niach an­ty­lop grad po­wy­bi­jał szy­by w oknach. Zwie­rza­ki ze znisz­czo­nych wo­lier, oprócz sa­mi­cy or­ła, zła­pa­ne i umiesz­czo­ne w bez­piecz­nych po­miesz­cze­niach. Wil­ki sa­me wró­ci­ły na wy­bieg przez dziu­rę w ogro­dze­niu, jak tyl­ko zo­ba­czy­ły Wald­ka idą­ce­go w ich kie­run­ku. Tam czu­ją się naj­bez­piecz­niej. Wszy­scy dziel­ni, łącz­nie z naj­młod­szy­mi, dwu­dnio­wy­mi: kró­li­ka­mi i pi­sklę­ciem kon­do­rów wiel­kich. Zoo za­mknię­te do od­wo­ła­nia, a my pra­cu­je­my w ka­skach.

10 sierp­nia 2015

W Mi­ni Zoo by­li dziś dwaj uro­czy bra­cia: Woj­tek i Adaś. Adaś w wiel­kich zie­lo­nych oku­la­rach, na oko sied­mio­let­ni. Woj­tek, czte­ro­la­tek ją­ka­ją­cy się w spo­sób tak uj­mu­ją­cy jak tyl­ko moż­na, z du­mą pre­zen­tu­ją­cy mnie i wszyst­kim spo­tka­nym zwie­rzę­tom swo­je­go plu­szo­we­go za­ją­ca. I tak, od sło­wa do sło­wa, wda­li­śmy się w pół­go­dzin­ną roz­mo­wę o kró­li­kach, za­ją­cach, ich krew­nych i przy­ja­cio­łach. Woj­tek mó­wi:

– I my, my ma­my kłó­łi­ka! Ma na imię, na imię, na imię, za­raz. Nie pa­mię­tam. A-a-a-a-adaś, jak ma na imię nasz kłó­łi­czek? A-a-a-a, no Ki-icuś. I jesz­cze, i jesz­cze mia­łem dłu­gie­go kłó­łic­ka. Ma­łe­go, bia-ałe­go. Ale wy­szedł, wy­szedł na du­żą zim­ność. I-i-i mu­siał po­je­chać do dok­to­ła. Ale nie uda­ło się, umałł mój ma­ły kłó­łi­cek.

My­śla­łem, że ryk­nę pła­czem. I Woj­tek też to chy­ba wy­czuł, więc po­kle­pał mnie po ko­la­nie i do­dał:

– To za­wsze jest tłud­ne.

18 sierp­nia 2015

Z ży­cia nia­ni w Kra­ko­wie.

Pri­mo: ży­cie z fla­min­giem ma je­den smak: for­mu­ły dla pi­skląt. Już po pierw­szym dniu wszyst­ko sma­ku­je jak for­mu­ła dla pi­skląt, od po­ran­nej ka­wy, po ja­rzy­no­wą zu­pę. WSZYST­KO.

Se­cun­do: pies Zoś­ka po­sta­no­wi­ła, że zo­sta­nie tech­ni­kiem we­te­ry­na­ryj­nym, i od­na­la­zła swój za­gu­bio­ny od daw­na ko­nik, czy­li – uwa­ga! – asy­sta przy od­cho­wy­wa­niu pi­skląt. Przy kar­mie­niu, przy sprzą­ta­niu, przy ką­pa­niu (scen­ka przed­nia: Zo­siu­ra – am­staff, „pies mor­der­ca” – boi się wo­dy, więc sie­dzi na pro­gu i wy­cią­ga szy­ję nad wan­ną). Nie­waż­ne, czy jest ósma ra­no, osiem­na­sta czy dru­ga w no­cy – Zo­siu­ra jest za­wsze go­to­wa do peł­nej sku­pie­nia asy­sty. Las­sie, my­ślał­by kto.

20 sierp­nia 2015

Ktoś mu­si od­dać al­bo po­ży­czyć mi lu­ster­ko. Naj­le­piej pro­sto­kąt­ne i nie­du­że, że­by zmie­ści­ło się w in­ku­ba­to­rze. Spra­wa jest na­praw­dę na­glą­ca, bo jesz­cze pa­rę dni i Zo­siu­ra prze­ko­na fla­min­ga, że jest am­staf­fem.

Opie­ka re­dak­cyj­na: Ewa Ślu­sar­czyk

Ko­rek­ta: Pau­li­na Le­nar

Kon­wer­sja do for­ma­tów EPUB i MO­BI: Mał­go­rza­ta Wi­dła

Pro­jekt gra­ficz­ny: Prze­mek Dę­bow­ski

Fo­to­gra­fie: Pa­tryk Pu­fel­ski oraz z ar­chi­wum ro­dzin­ne­go Pa­try­ka Pu­fel­skie­go

Wy­daw­nic­two Ka­rak­ter dzię­ku­je Łu­ka­szo­wi Mi­ko­ła­jew­skie­mu z Pra­cow­ni Ba­dań nad Hi­sto­rią i Toż­sa­mo­ścia­mi Osób LGBT+ w In­sty­tu­cie Sto­so­wa­nych Na­uk Spo­łecz­nych Uni­wer­sy­te­tu War­szaw­skie­go za po­mysł wy­da­nia książ­ki.

Co­py­ri­ght © for the Text by Pa­tryk Pu­fel­ski, 2022

Co­py­ri­ght © for this Edi­tion by Wy­daw­nic­two Ka­rak­ter, 2022

ISBN 978-83-67016-40-7

176. książ­ka wy­daw­nic­twa Ka­rak­ter

Wy­daw­nic­two Ka­rak­ter

ul. Gra­bow­skie­go 13/1, 31-126 Kra­ków

Wy­da­je­my, co się nam po­do­ba

ka­rak­ter.pl

Za­pra­sza­my in­sty­tu­cje, or­ga­ni­za­cje oraz bi­blio­te­ki do skła­da­nia za­mó­wień hur­to­wych z atrak­cyj­ny­mi ra­ba­ta­mi. Do­dat­ko­we in­for­ma­cje do­stęp­ne pod ad­re­sem sprze­daz@ka­rak­ter.pl oraz pod nu­me­rem te­le­fo­nu 511 630 317

Spis treści

Pawilon małych ssaków

Punkty orientacyjne

Cover

Spis treści