Perfect enemy - Bogacz Sandra - ebook + audiobook + książka

Perfect enemy ebook i audiobook

Bogacz Sandra

3,5

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Był idealnym przyjacielem. A potem idealnym wrogiem. 

McKenzie Connor i Cody Evans przyjaźnili się praktycznie od zawsze. Wiedzieli o sobie wszystko. Wydawało się, że to przyjaźń na całe życie, jednak szybko okazało się, że może stać się czymś zupełnie innym. 

Los wystawił ich na próbę, w której się nie sprawdzili, a ich bliskość zmieniła się w nienawiść. McKenzie nie rozpoznawała już Cody’ego, którego tak bardzo lubiła, może nawet kochała. Z przyjaciela zmienił się w jej wroga.

Jednak dziewczyna jest pewna, że gdzieś w środku zamkniętego w sobie chłopaka, szkolnej gwiazdy i kogoś zachowującego się jakby jej nienawidził, jest ten sam, znany jej od lat Cody.  A ona musi mu to tylko uświadomić. 

Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej piętnastego roku życia.                                                                                                     Opis pochodzi od Wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 652

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 16 godz. 24 min

Lektor: Karolina Gibowska; Marek Głuszczak
Oceny
3,5 (80 ocen)
31
13
11
15
10
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Ewa_92

Nie polecam

Przeczytałam około 100 stron i odpuściłam. Zachowanie głównych bohaterów i dialogi w ogóle nie wskazują na to, że mają 17 lat a bardziej na 13... Już na samym początku cała akcja z bratem i jego delegacją, była co najmniej dziwna. Ja rozumiem, że główna bohaterka jest nieletnia, ale, żeby siedemnastolatce załatwiać opiekunkę? Kolejne wydarzenia, zaraz po wyjeździe brata, tylko utwierdziły mnie w przekonaniu, że ta książka jest po prostu słaba. Nie będę wdawać się w szczegóły, żeby nie robić spoilerów. Sama korekta książki też pozostawia wiele do życzenia, dużo literówek i błędów.
105
AgaWiktoria

Z braku laku…

Dawno nie widziałam tyle błędów w jednej książce 🙉
85
klaraczytam

Nie oderwiesz się od lektury

super historia, która pokazuje z iloma problemami zmagają się nastolatkowie. calosc jest swietnie wywazona, a ja z niecierpliwoscia czekalam az glowni bohaterowie zbliza sie do siebie. polecam kazdemu!!!
31
alexana21

Z braku laku…

Spodziewałam się po niej znacznie więcej. Opis jak i grafika na pierwszej stronie spowodowały, że byłam jej bardzo ciekawa. Początek czytało mi się bardzo ciężko, później fabuła mnie wciągnęła, ale tylko na chwilę po czym nie mogłam się doczekać zakończenia. Zachowania bohaterów strasznie dziecinne. Nazywanie rok młodszej bohaterki "Młodą" działało mi na nerwy, a przydługie opisy niektórych sytuacji sprawiały, że przeskakiwałam tekst pomijając linijki.
21
Agnezz_czyta
(edytowany)

Nie polecam

Zachowanie głównych bohaterów było nie na ich wiek a co najmniej jakby mieli z 13 lat co chwilę jakieś dziecinne przepychanki słowne niby się nienawidzą potem godzą się na imprezie potem dokuczają sobie tak jak wtedy ,gdy się nie nawiedzili dotrwałam do połowy i miałam już dość tej książki
21

Popularność




Copyright © 2023

Sandra Bogacz

Wydawnictwo NieZwykłe

All rights reserved

Wszelkie prawa zastrzeżone

Redakcja:

Anna Łakuta

Korekta:

Joanna Kalinowska

Karolina Piekarska

Maria Klimek

Redakcja techniczna:

Paulina Romanek

Projekt okładki:

Paulina Klimek

Autor ilustracji:

Marta Michniewicz

www.wydawnictwoniezwykle.pl

Numer ISBN: 978-83-8320-871-8

Dedykacja

Moim kochanym Rodzicom

za to, że zawsze nade mną czuwają;

Mama – w ciepłym domu, a Tata we wszystkich

najpiękniejszych zachodach słońca.

ROZDZIAŁ PIERWSZY

McKenzie

Trzaskanie drzwiami, słońce rażące w oczy i jazgot psa sąsiada, który jak co dzień oznajmił mi, że jest ósma rano i że właśnie przyjechał listonosz z nowym dziennikiem – kolejny dzień właśnie miał się zacząć. No, chociaż „kolejny” to nieco wyolbrzymione określenie – każdy mój dzień był niemalże lustrzanym odbiciem poprzedniego.

Pierwszą rzeczą, która przyciągnęła moją uwagę, była dość głośna wymiana zdań dochodząca z parteru – takie rzeczy się u nas nie zdarzały, więc tym bardziej mnie to zainteresowało. Włożyłam kapcie i jak najciszej się dało ruszyłam ku schodom. Rozmowa toczyła się w kuchni, więc przystanęłam może pół metra od wejścia i wsłuchałam się uważniej.

Bardzo szybko zorientowałam się, z kim rozmawiał mój brat – była to moja guwernantka, Clarissa. Zazwyczaj przychodziła do nas, zależnie od mojego planu zajęć, między dziesiątą a jedenastą, a dziś pojawiła się niewiele po ósmej. Dziwne.

– Czemu mówisz mi o tym dopiero teraz? – zagrzmiał Chris, a ja instynktownie odsunęłam się kawałeczek, bo nie byłam przyzwyczajona do takiego tonu; brat rzadko bywał na tyle zły, by go przyjmować. – Ty wiesz, ile będę mieć teraz problemów?

– Postaw się na moim miejscu – odparła Clarissa nieco przyciszonym głosem. – Dowiedziałam się o tym wczoraj wieczorem, dziesięć godzin później jestem tu i od razu ci o tym mówię, chyba szybciej się nie dało.

– Ale to nie może poczekać z tydzień? – zapytał z irytacją.

– Po co?

– Po to, żebym mógł w tym czasie znaleźć kogoś na twoje miejsce. To, że ty możesz wyjechać w przeciągu godziny nie znaczy, że ja w tyle samo znajdę nową nauczycielkę dla McKenzie. Zresztą pomyślałaś o niej? No i jak ja jej o tym powiem?

– Mac jest taka mądra, więc na pewno zrozumie, że nie miałam innego wyboru. Ten wyjazd może uratować i moje małżeństwo, i mojego męża, naprawdę mi na tym zależy – odparła, a w jej głosie wyraźnie było słychać smutek. Zbierało jej się na płacz.

– Wypłatę wyślę dziś popołudniu, przelew powinien być jutro rano. – Chris westchnął. – Chcesz się pożegnać z Mac? Wydaje mi się to lepszą opcją, aniżeli wyjazd bez słowa.

– Przyjdę około dziesiątej trzydzieści, wtedy powinnyśmy zacząć lekcje. Pożegnam się, powiem, o co chodzi, i wyjaśnię wszystko – mruknęła. – Mimo wszystko pracę z nią będę zawsze dobrze wspominać, a tobie dziękuję za tę możliwość, Chris.

– Nie masz za co dziękować – odparł mój brat, po czym oboje ruszyli w stronę drzwi, a ja czym prędzej udałam się do swojego pokoju i zdecydowałam, że będę zachowywać się naturalnie.

Cholernie zdziwiło mnie to, co właśnie usłyszałam. Byłam niesamowicie zżyta z Clarissą – to była jedyna z moich dotychczasowych guwernantek, z którą udało mi się zawiązać swego rodzaju więź. Mogłam z nią rozmawiać nie tylko na tematy związane ze szkołą i zawsze była gotowa mi pomóc. Mogę powiedzieć, że zastępowała mi mamę wtedy, kiedy było trzeba.

Strasznie będzie mi jej brakować.

– Nie śpisz? – Do mojego pokoju nagle wparował Chris, po czym spojrzał na mnie zdziwiony. – Coś wcześnie, jak na ciebie.

– Obudziłam się przed chwilą, pies sąsiada był dzisiaj wyjątkowo głośno.

Blondyn usiadł na brzegu mojego łóżka, wsparł się o wezgłowie i zaczął wykręcać palce we wszystkie możliwe strony, jednocześnie zagryzając wargę – jego odruchy w każdej minimalnie stresowej sytuacji sprawiały, że ciężko było mi uwierzyć w to, że Christopher był już dorosły i w pełni samodzielny. Nigdy nie był dobry w załatwianiu trudnych i „dorosłych” problemów.

– Clarissa odchodzi – rzucił nagle i uśmiechnął się słabo. – Za półtorej godziny przyjdzie się pożegnać.

– Czemu? – odparłam, udając zdziwienie zgodnie z ustalonym wcześniej planem, ale smutek, który właśnie wymalował się na mojej twarzy, był w stu procentach szczery.

– To dłuższa historia, sama później wszystko ci wyjaśni – odpowiedział, delikatnie pocierając moje ramię. – Myślę, że zdajesz sobie sprawę z tego, że teraz będziemy musieli znaleźć ci nową nauczycielkę. Jest dopiero październik, większość roku szkolnego jeszcze przed tobą.

– Mam tego pełną świadomość – mruknęłam, po czym ociężale podniosłam się z łóżka.

– Młoda, uwierz, że też nie chcę tego robić, ale na twoje nieszczęście musisz się uczyć, więc jakąś babę musimy ogarnąć. – Prychnął – Ubierz się, a ja wyjątkowo, z tytułu odejścia twojej ulubionej nauczycielki, zrobię ci śniadanie. Kanapki z nutellą czy tosty?

– Kanapki. Trzeba osłodzić smutki.

Brat skinął głową, po czym ruszył na dół, a ja zgarnęłam z półki ubrania na dziś – legginsy i jedną z jego wielkich koszulek. Dość szybko przeszłam przez poranną toaletę i zeszłam do kuchni, gdzie już czekało na mnie obiecane śniadanie.

– Ja rozumiem, że to kandydatki mają zrobić dobre wrażenie, a nie ty, no ale, kurczę, muszę to powiedzieć. – Zlustrował mnie od góry do dołu – Wyglądasz jak fleja.

– Dziękuję, braciszku. Jesteś jak zwykle miły i wspierający – skinęłam głową z sarkastycznym uśmiechem. – Dla świętego spokoju ubiorę się później w coś bardziej wyjściowego, ale myślę sobie, że skoro dojdzie do tak przełomowego wydarzenia i ubiorę się jak człowiek, to trzeba będzie to wykorzystać i będziesz zmuszony iść ze mną na lody.

– Zdaję sobie sprawę, że takie święto zdarza się raz na ruski rok, ale o dwunastej muszę jechać do pracy na kilka godzin – odparł z przepraszającym wyrazem twarzy. – Pojedź sobie do którejś z dziewczyn albo idź z Evansem. – Prychnął.

– Wolałabym pogryźć szklankę – mruknęłam. – Czy zdążyłeś już umówić spotkanie z jakąś nauczycielką?

– Tak, będzie o jedenastej, tak że masz czas doprowadzić się do jakiegokolwiek ładu – Zaśmiał się. – No i nastawić na to psychicznie, żebyś jej przypadkiem nie zraziła.

– Zraziła?

– Przypomnę ci, że Eva zwolniła się, bo byłaś dla niej niesamowicie wredna.

– Przypomnę ci, że Eva była mądra niczym klamka do drzwi w salonie.

– Nie mamy drzwi w salonie.

– O tym mówię.

Czas zleciał mi naprawdę szybko. Najpierw obejrzałam skrót wiadomości, a później fragment jednego z moich ulubionych seriali emitowanych w telewizji. Kwadrans przed planowanym przyjściem byłej już guwernantki zdecydowałam się wstać i rzeczywiście ubrać w nieco lepsze ubrania. Wybór padł na czarne jeansy i białą koszulkę z nadrukiem; włosy rozpuściłam i dokładnie wyczesałam, a brwi delikatnie podkreśliłam kredką.

– Lepiej? – zapytałam ze śmiechem, gdy wpadłam do kuchni, by mu się pokazać.

– Cudownie – odparł. – Clarissa będzie za jakieś trzy minuty. Właśnie dzwoniła i mówiła, że stoi już na światłach.

– Okej. – Usiadłam przy stole obok Chrisa. – Co robisz?

– Papierkowa robota – mruknął. – Mam niesamowicie dość tego cholerstwa, ale muszę uwinąć się z tym wszystkim, zanim pójdę do pracy.

Skinęłam głową na znak, że rozumiem, a do naszych uszu dotarł dźwięk dzwonka do drzwi. Zerwałam się z miejsca i ruszyłam, by czym prędzej je otworzyć.

– Cześć. – Uśmiechnęłam się szeroko i wpuściłam szatynkę do środka.

– Chris już ci powiedział, prawda? – Clarissa spojrzała na mnie z grymasem na twarzy, a ja przytaknęłam – Dobrze, to usiądźmy, a ja wytłumaczę ci, dlaczego jestem zmuszona odejść.

Udałyśmy się do salonu i usiadłyśmy naprzeciwko siebie przy stole. Widząc wyraz twarzy nauczycielki, wnioskowałam, że ta rozmowa nie jest dla niej łatwa. Rozsiadłam się wygodnie i wsłuchiwałam w to, co miała mi do powiedzenia.

– Jak już nieraz wspominałam, mam pewne problemy w małżeństwie. – Westchnęła – Kiedyś non stop się kłóciliśmy, aż wreszcie Frank zadecydował, że potrzebuje przerwy i wyjeżdża na trzy miesiące w delegację, by odetchnąć i przemyśleć wszystko. Kilka dnia temu zadzwonił do mnie i powiedział, jak wygląda sytuacja. Praca, którą tam znalazł, okazała się o wiele bardziej opłacalna, więc uznał, że nie chce już tu wracać. Dał mi tydzień na zastanowienie się, czy chcę się przeprowadzić, i na załatwienie wszystkich spraw. Bardzo długo się wahałam, aż do momentu, kiedy dostałam telefon, że mój mąż miał wypadek podczas pracy i moja obecność podczas przebiegu leczenia może być naprawdę ważna. Potrzebne są też jego pozostałe dokumenty, karty informacyjne z poprzednich hospitalizacji, przyjmowane leki. Cały czas jest nieprzytomny, więc nie jest w stanie za siebie odpowiadać, a to oznacza, że ta odpowiedzialność spada teraz na mnie.

– Strasznie ci współczuję – odparłam od razu. – Trzymam kciuki, żeby wszystko się ułożyło.

– Dziękuję, słońce. – Uśmiechnęła się – A ty bądź dalej taka, jaka jesteś, i nie poddawaj się zbyt szybko. Masz w sobie cholerny potencjał i musisz go wykorzystać.

Nie uważałam się za kogoś szczególnie zdolnego i też rzadko miałam okazję słyszeć takie komentarze od innych.

– Jeżeli będziesz miała okazję, to spróbuj pogodzić się z Codym – dodała nagle. – Dobrze jest mieć przyjaciela i to tak blisko siebie. Dajcie sobie drugą szansę.

Kiwnęłam głową, jednak w ogóle nie brałam pod uwagę tej opcji – nie miałam najmniejszej ochoty godzić się z Evansem; co to, to nie.

Wraz z Chrisem pożegnaliśmy się z Clarissą długim uściskiem, a niedługo po jej wyjściu w progu naszego domu zjawiła się kandydatka na jej następczynię.

Kobieta była niziutka i niewyróżniająca się. Miała jasną cerę pokrytą grubą warstwą makijażu, a jej brązowe, falowane włosy sięgały do połowy pleców. Ubrana była w mocno opinającą ciało bluzkę na szerokich ramiączkach, krótki, zielony kardigan, jeansowe dzwony i buty na koturnie, które optycznie wydłużały jej nogi. Uśmiechała się szeroko, ale dość sztucznie. Swoim wyglądem raczej nie sprawiała wrażenia zbyt miłej.

Chris pokierował ją do salonu, po czym wszyscy zasiedliśmy do stołu.

– Niech się pani przedstawi i opowie coś o sobie – powiedział mój brat.

– Nazywam się Lee Robbinson – zaczęła dość wysokim głosem. – Mam dwadzieścia dziewięć lat, posiadam tytuł magistra, indywidualnym nauczaniem młodzieży zajmuję się od pięciu lat. Interesuję się sportem i fotografią, w wolnych chwilach lubię słuchać latynoskiej muzyki.

Nie mnie to oceniać, ale zainteresowania średnio pasowały do wykonywanego przez nią zawodu.

– Czemu akurat taki system pracy? – wypaliłam nagle dość obojętnym tonem głosu. – Praca w szkole wydaje się bardziej opłacalna.

Jej oczy momentalnie powiększyły się, bo chyba nie spodziewała się takiego pytania na samym początku rozmowy, ale cóż mogłam poradzić, taka już byłam.

– Praca w szkole mnie nie satysfakcjonowała – odparła. – Nie mam cierpliwości do trzydziestoosobowej grupy, która ma za nic mój wysiłek. Wolę się skupić na nauczaniu indywidualnym i w stu procentach przekazać uczniowi to, co powinnam – wyrecytowała.

– Niech będzie – przytaknęłam, a mój brat prychnął pod nosem.

– A w jakich godzinach mogłaby pani pracować? – zapytał Chris.

– Mam bardzo elastyczny grafik i jestem dostępna praktycznie zawsze, kiedy jest taka potrzeba, także myślę, że ustalenie godzin pracy nie będzie stanowiło żadnego problemu.

– Przeczytałem z grubsza pani CV i wszystko jest w jak najlepszym porządku, opinie poprzednich pracodawców bardzo pozytywne, więc mam do pani jeszcze tylko jedno pytanie. – Christopher westchnął i kontynuował: – Jak rysują się Pani wymagania finansowe?

– Myślę, że wszystko jest do ustalenia. – Kobieta uśmiechnęła się szeroko.

– W takim razie przedyskutuję sprawę z siostrą i dam Pani informację zwrotną. Wstępnie zapraszamy jutro na dzień próbny. Jeżeli wszystko pójdzie po naszej myśli, to ustalimy wszystkie szczegóły dotyczące harmonogramu zajęć oraz wynagrodzenia. – Brat wyszczerzył się jeszcze sztuczniej niż ona, po czym pokierował ją do drzwi. – Dziękujemy za spotkanie.

– Ja również.

Drzwi z hukiem się zamknęły, a Chris szybko dołączył do mnie i usiadł na drugim końcu kanapy.

– Może być?

– Mam jakiś wybór? – Przewróciłam oczami. – Jest tak cholernie napompowana, że dziwię się, że jeszcze chodzi, ale może nie jest taka głupia, na jaką wygląda, i jakoś to pójdzie.

– Tylko lepiej nie wspominaj nic tacie. Jeżeli dowie się, że Clarissa odeszła tak nagle, a ja znalazłem nową nauczycielkę na przypadkowej stronie w necie, to mógłby się wkurzyć. – Zaśmiał się krótko.

– Gdyby się dowiedział, to znowu na własną rękę znalazłby jakąś guwernantkę z oficjalnego stowarzyszenia i dzień w dzień miałabym musztrę od siódmej rano. Już raz tak było i baba jeździła po mnie jak po psie. W college’u zapewne nie wymagają tyle, ile wymagają te nauczycielki.

– W sumie to fakt – przytaknął. – Dobra, młoda, będę się zbierać do roboty, więc mogę przy okazji podwieźć cię do parku, czy gdzie tam chcesz iść na te lody.

– Dzięki, ale chyba się przejdę. – Wzruszyłam ramionami – I tak nic lepszego nie mam do roboty.

Chłopak skwitował to tylko krótkim „okej”, po czym zebrał teczki i papiery, zgarnął klucze do auta i wyszedł z domu. Po krótkiej chwili wstałam z kanapy i ruszyłam na górę, by spakować wszystkie potrzebne rzeczy do skórzanej nerki, po czym ruszyłam ku drzwiom frontowym. Siadłam na wycieraczce, zasznurowałam moje białe trampki, zdjęłam klucze z wieszaka i wyszłam z domu.

Droga do parku zwykle zajmowała mi około piętnastu minut, jednak dziś zwolniłam tempo na tyle, że znalazłam się w nim dopiero po dwukrotnie dłuższym czasie. Całą drogę rozmyślałam nad tym, czy aby na pewno zatrudnienie kolejnej nauczycielki jest koniecznością, czy może lepszym pomysłem byłoby pójście do normalnej szkoły. Co prawda okropnie się tego obawiałam i nie byłam pewna, czy jestem na to gotowa, jednak nie chciałam, żeby wydawano na mnie aż tyle pieniędzy. Nie oszukujmy się, zatrudnienie guwernantki kosztowało krocie. Z racji dość wczesnej godziny, park był niemalże pusty, miało to jednak swoje plusy. Miało to jednak swoje plusy, bo gdy już kupiłam lody, mogłam zjeść je na jednej z wielu wolnych ławek.

Wśród osób, które mnie mijały, starałam się wyłapać znajomą twarz. Od zawsze stanowiło to dla mnie ogromny problem, jednak równocześnie było moim najbardziej typowym zajęciem, kiedy już w ogóle zdecydowałam się udać do parku. Nie chodziłam do szkoły od ponad dwóch lat, więc nie miałam zbyt wielu znajomych i z różnych przyczyn musiałam się na pewien czas odciąć od wszystkich. Tę próbę czasu przetrwała jedynie znajomość z Emmą, jednak jeszcze nigdy nie udało mi się przez przypadek wpaść na nią na mieście.

Pech chciał, że wśród nikłej liczby biegaczy musiała się napatoczyć ta jedna, jedyna twarz, której raczej nie chciałabym zobaczyć – Cody. Na szczęście albo mnie nie zauważył, albo bardzo dobrze zagrał, że tego nie zrobił.

***

– Jestem – rzuciłam, wchodząc do domu.

– Okej – odparł Chris. – Chcesz kawałek pizzy?

– Nie, jakoś niespecjalnie mam dziś ochotę – mruknęłam i udałam się do salonu. – A on co tu robi? – Wskazałam palcem na bruneta siedzącego obok mojego brata. – Nie masz swojego domu?

– Też miło cię widzieć, Connor – odparł sarkastycznie.

Westchnęłam głęboko, po czym najzwyczajniej w świecie go ominęłam i usiadłam obok Chrisa.

– Czy ta idiotka musi tu jutro przychodzić?

Widziałam, jak Cody przewrócił oczami, a ja automatycznie wlepiłam w niego złowrogie spojrzenie. Miał nie tyle dziecięce, co niespecjalnie ostre rysy twarzy i jednak dość ładne kości żuchwy, ciemne włosy, niebieskie oczy i dołeczki w policzkach, które za wszelką cenę starał się maskować. Ubrany był w jedną z wielu bluz, które posiadał, i typowe dla niego spodenki firmy Adidas. Jeśli mam być szczera i obiektywna, to był jedną z atrakcyjniejszych osób, które znałam, jednak nigdy nie rozpatrywałam go w tych kategoriach. Zacznijmy od tego, że przez większość życia był dla mnie jak brat, a zakończmy na tym, że teraz byliśmy do siebie wrogo nastawieni.

– Gdybyś była inna, to polazłabyś do normalnej szkoły i tyle – syknął pod nosem Cody, jednak szybko dostał sójkę w bok i darował sobie kolejne komentarze. – A zresztą…

– Zamkniesz się wreszcie i nie będziesz wypowiadać na tematy, o których nie masz pojęcia?

W odpowiedzi jedynie uśmiechnął się kpiąco i na powrót całą swoją uwagę poświęcił wydarzeniom rozgrywającym się na ekranie telewizora.

– Co to za film? – zapytałam, opierając głowę na ramieniu Chrisa. – Wydaje mi się, że go nie kojarzę.

– Liberator. To dość stary film, więc nic dziwnego – odparł pospiesznie.

– Nie ma niczego innego?

– Zamknij się – warknął Evans, a ja przewróciłam oczami.

Szczerze mówiąc, to nawet nie wiem, kiedy zasnęłam.

ROZDZIAŁ DRUGI

McKenzie

Założę się, że niewiele osób miało okazję znienacka obudzić się w wannie – ja też nie spodziewałabym się, że będę mieć taką sposobność. No cóż – specjalne podziękowania dla mojego znienawidzonego sąsiada Cody’ego.

Wygramoliłam się z wanny, złapałam za pierwsze lepsze ubrania wiszące na drążku i od razu je włożyłam. Po cichu wyszłam z łazienki, a do moich uszu dotarł głos Christophera. Najwyraźniej nie siedział sam, a najpewniejszą opcją, jeżeli chodzi o jego potencjalnych rozmówców, był Evans. Na szybko wymyśliłam plan najprostszej, dziecinnej zemsty.

Zgarnęłam z szafki w kuchni bitą śmietanę i na palcach ruszyłam do salonu, a wychyliwszy się zza framugi, na oślep wycisnęłam największą możliwą ilość śmietany na osoby siedzące na kanapie. Nie interesowało mnie, czy mocniej oberwie mój brat czy jego towarzysz.

Automatycznie wybuchłam śmiechem, jednak szybko zostałam zgromiona piorunującym spojrzeniem Summer, dziewczyny Chrisa. Momentalnie zaczęłam żałować, że nie upewniłam się, czy to akurat Cody był naszym gościem.

– Czy możesz mi wyjaśnić, co ty chciałaś tym osiągnąć? – Dziewczyna podniosła głos. – Oddasz mi pieniądze za tę bluzkę, ty cholerna gówniaro.

– Słonko, uspokój się – powiedział Chris i bardzo mocno starał się opanować śmiech. – Mac, po co to było?

– Myślałam, że siedzisz z Evansem. – Wzruszyłam ramionami – Z racji tego, że zapewne przez niego dane mi było obudzić się w wannie, chciałam się na nim chociaż minimalnie zemścić.

– Śmieszne. – Prychnęła Summer. – To co, ty już masz tak zaburzone pole widzenia, że nie umiesz odróżnić prawie dwumetrowego bruneta od niskiej blondynki? Myślałam, że nie jesteś aż tak tępa, jak się wydajesz.

– Uspokój się – wtrącił nagle Chris.

– Jak mam się uspokoić? To moja ulubiona bluzka! – pisnęła coraz bardziej zirytowana. – Żeby ją odkupić, będziesz musiała sobie trochę żarcia odpuścić przez najbliższe trzy tygodnie. Zresztą, na dobre ci to wyjdzie.

– Odkupię ci tę cholerną bluzkę, ale skończ już. – Chris podniósł głos, a ja zakryłam usta dłonią, być choć trochę pohamować płacz. Wybiegłam do mojego pokoju.

Byłam strasznie naiwna, skoro myślałam, że te wszystkie miesiące ciągłej krytyki ze strony Summer zdążyły mnie zahartować i wreszcie przestanie mnie to wszystko dotykać. Dosłownie każda wizyta dziewczyny w naszym domu byłą okazją do pokazania mi, w jak ogromnym błędzie byłam.

Cody

– On jest okropny, nigdy mnie nie słucha! – burknęła oburzona dziewczynka, gdy mały beagle po raz kolejny nie wykonał jej polecania i nawet nie dał się poprowadzić na smyczy. – Zrób z nim coś!

Przewróciłem oczami, jednak szybko podszedłem do Lucy, a wziąwszy ją na ręce, podałem jej smycz.

Dziewczynka zdecydowanie wczuła się w rolę opiekunki do zwierząt i starała się jak najpoważniej podchodzić do powierzonego jej zadania. Niestety pozostawiony u nas przez koleżankę mamy piesek nie dawał za wygraną i wciąż skutecznie opierał się wszystkim jej komendom. Byłem w ogromnym szoku, że Lucy się nie poddawała, mimo że minęło już kilka dobrych godzin.

Chyba będę musiał rozważyć adopcję pieska.

– No i widzisz, teraz nieważne, co by się działo, pójdzie tam, gdzie będziesz chciała. – Uśmiechnąłem się lekko.

– Nieprawda – odparła, a ja teatralnie się skrzywiłem. – On pójdzie tam, gdzie ty.

Cholera, czyli jednak wcale nie tak łatwo było oszukać pięciolatkę.

– A ja pójdę wszędzie, gdzie tylko zachcesz. – Cmoknąłem ją w policzek, a dziewczynka zaczęła ze śmiechem udawać zdegustowaną. – A więc, jakie ma pani życzenia?

– Idziemy do Mac! – pisnęła. – Pobawimy się w księżniczki i pooglądamy bajki z tym dziwnym panem, zgoda?

– To nie jest pan, to Chris. – Zaśmiałem się krótko. – Zgoda, ale pod warunkiem, że piesek zostaje w domu, a ty powiesz mamie, dokąd idziemy i weźmiesz ze sobą bluzę, tak?

– Tak – kiwnęła entuzjastycznie głową, a ja postawiłem ją na ziemi.

Lucy czym prędzej pobiegła w stronę domu, a pies, ku mojemu zdziwieniu, ruszył tuż za nią. Już po trzech minutach dziewczynka na powrót znalazła się przy mnie, ubrana w swoją ulubioną, pudroworóżową bluzę, którą kupiłem jej jakiś czas temu. Pod pachą trzymała dwie lalki i swoją koronę.

– Jeżeli okaże się, że Chris teraz siedzi w salonie i słucha muzyki na cały regulator, to przysięgam, nie wytrzymam. Po co montować dzwonek do drzwi, skoro i tak ma się gdzieś to, czy on dzwoni, czy nie? – parsknąłem pod nosem, jednak niemalże od razu po tym drzwi zostały nam otworzone.

– Cześć, Lucy! – pisnął Christopher, przybierając swój najbardziej komiczny, wysoki ton, którym zawsze, co prawda nieskutecznie, starał się ująć dziewczynkę. Kucnął w drzwiach z otwartymi ramionami, jednak ona jak zwykle to zignorowała. – Co u ciebie?

– Wszystko spoko. – Wzruszyła ramionami. – Sorry, ale przyszłam do Mac.

Blondyn kiwnął głową, a ona minęła go bez zastanowienia, co wywołało u mnie atak śmiechu. Christopher chyba miał rację, mówiąc, że młoda się we mnie wdała.

– Jest u siebie – odparł, a pięciolatka bez słowa rzuciła się biegiem ku schodom.

Po chwili dało się usłyszeć dobijanie do drzwi.

– Wydarzyło się dziś coś ciekawego? – zacząłem, siadając na kanapie, a Chris energicznie przytaknął głową. – No dajesz, zaskocz mnie.

– Jakby to ująć… Do tej pory nie do końca wiem, dlaczego do tego doszło, ale około jedenastej Summer wyszła stąd cała w bitej śmietanie – zaczął, nie hamując głośnego śmiechu, ale gdy spostrzegł moją zdziwioną minę, kontynuował: – No, chyba nie myślisz, że ja to zrobiłem.

– Różni ludzie, różne upodobania. – Prychnąłem. – Uwierz, że poznałem już ludzi z naprawdę dziwnymi fetyszami, a ty do normalnych nie należysz, tak że nie zdziwiłbym się, gdybyś od czasu do czasu zamieniał Summer w bałwana z bitej śmietany.

Blondyn dwukrotnie popukał się w czoło.

– Wczuj się – odparł poważnym tonem, jednak po chwili jego usta opuścił krótki śmiech. – Siedzisz z laską, zaczyna się robić trochę poważniej; dom można powiedzieć, że jest pusty, bo twoja siostra jak zwykle śpi, aż tu nagle dostajesz bitą śmietaną po twarzy. – Rozłożył ręce i przybrał zdezorientowaną minę. – Jeszcze pół biedy ze mną, ale pomyśl sobie, co się tu działo po tym, jak dostało się ulubionej bluzce Summer.

Momentalnie wybuchnąłem głośnym śmiechem, a chłopak mi zawtórował.

– To co, nie zapytałeś później, jaki Mac miała w tym cel?

– Nie no, zapytałem – mruknął. – Myślała, że siedzę z tobą i to ty miałeś tą śmietaną oberwać.

– Z jakiego to tytułu?

Chris przewrócił oczami.

– Czemu Mac obudziła się w wannie?

– No słuchaj, nie mnie oceniać jej preferencje odnośnie do miejsc do spania – rzuciłem, a Chris spojrzał na mnie z politowaniem. – Boże, no niech będzie. Wkurwiała mnie, to uznałem, że pora skorzystać z okazji, że oboje śpicie. Nic wielkiego się nie stało; w najgorszym wypadku mogła zlać się pod siebie. Ba! Nawet tego bym się nie spodziewał, bo przecież głupi nie jestem i nie nalałem do wanny wody.

– To akurat fakt – odparł roześmiany. – No wody nie nalałeś, ale ten olej do wanny też nie popłynął z kranu.

– Chciałem, żeby się jej łatwiej wstawało. – Wzruszyłem ramionami.

– Kretyn.

Następne dwa kwadranse zleciały nam na oglądaniu meczu koszykówki i luźnym komentowaniu poczynań zawodników. Było to moje ulubione zajęcie, odkąd sam przestałem pojawiać się na boisku w roli zawodnika.

– Dobra, zaczyna się robić późno – mruknąłem, spoglądając na zegarek. – Muszę odstawić młodą do domu, zrobić jej kolację, a później jadę do Joego. Dzięki za wszystko, do jutra. – Przybiłem piątkę z Chrisem, po czym ruszyłem na górę.

Bezszelestnie otworzyłem drzwi do sypialni McKenzie, która aktualnie siedziała odwrócona plecami w moją stronę. Na szczęście jeszcze mnie nie zauważyła. Przez dłuższą chwilę przyglądałem się poczynaniom dziewczyn i – kompletnie niezłośliwie – byłem w stanie przyznać, że Mac nie miała ręki do dzieci, mimo iż zawsze powtarzała, że naprawdę lubi Lucy. W to akurat wątpiłem, bo cały czas wydawała się spięta i nie do końca wiedziała, o czym powinna z nią rozmawiać.

Gdy Lucy mnie dostrzegła, przyłożyłem palec do ust, jednakże nieco opacznie odczytała mój sygnał i wlepiła we mnie spojrzenie, przykuwając tym także uwagę Connor.

– A ty tu po co? – zapytała Mac przyciszonym głosem.

Wyglądała inaczej niż zawsze. Może i nie znałem jej aktualnie tak dobrze jak kiedyś i nie byłem fachowcem, jeżeli chodziło o dziewczęce emocje, ale miałem bardzo mocne przeczucie, że płakała tuż przed naszym przyjściem. Miała jeszcze lekko opuchnięte oczy i dziwnie ponurą twarz, która aktualnie wykrzywiała się w grymasie, do którego zdążyłem już przywyknąć. Jednak dziś śmiałem twierdzić, że nie byłem jego jedynym sprawcą.

– Szkoda, że nie jesteś już tak waleczna jak wcześniej. – Prychnąłem. – No, ale naprawdę… kim trzeba być, żeby pomylić mnie z Summer?

– Zamknij się i wyjazd. – Mac burknęła, zbierając miśki z podłogi. – Nie rozumiem, po co w ogóle tu przyszedłeś.

– Nie po co, a po kogo, kretynko. – Przewróciłem oczami. – Za dwadzieścia minut wieczorynka, teraz każda minuta się liczy. Chyba nie myślisz, że przyszedłem tu dla towarzystwa. No, na pewno nie dla twojego.

Mac jedynie popatrzyła na mnie z typową dla siebie pogardą i zabrała się za zbieranie zabawek z podłogi, puszczając mój komentarz mimo uszu.

– Moja droga, zbieramy się do domu – rzuciłem w stronę Lucy, która wciąż była mocno zaaferowana lalkami na podłodze. – No chyba nie chcesz przegapić tostów z nutellą i nowego odcinka Barbie.

– Lecę zakładać buty! – odparła, rzucając się w stronę hallu, w którym w międzyczasie odstawiła swoje lakierki.

– Płakałaś? – zapytałem Mac, a ona spojrzała na mnie zdziwiona, jednak zamiast udzielić mi odpowiedzi, dosłownie wypchnęła mnie z pokoju.

Przez całą drogę do domu nie zastanawiałem się czy płakała, ale dlaczego płakała. Bo akurat ta pierwsza kwestia wydawała mi się oczywista.