Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
OSIECKA W KALEJDOSKOPIE ŻYCIA
Lubiła opuszczać salony i znikać na peryferiach rzeczywistości, miała talent do wyławiania ludzi na tak zwanych życiowych zakrętach… Kochała i porzucała, choć często i ją porzucano. Pełna nieodwzajemnionej miłości rozdawała czułość w zwrotkach i refrenach. Jej piosenki są śpiewaną kroniką naszej współczesnej historii. Tworzyła z lekkością niezapomniane teksty, które trafiały do szerokiej publiczności. W samo serce!
Ula Ryciak w błyskotliwej biografii brawurowo i skutecznie wydobywa różne prawdziwe i te na niby wersje Agnieszki Osieckiej. Potrafi dotrzeć do sedna i wyświetlić czytelnikom hologramową postać, która prowadziła życie na własną rękę. Osiecka nie pasowała do roli żony i matki, była za to wieczną dziewczyną z końskim ogonem. Pomimo to potrafiła wzbić się na wyżyny altruizmu i odwagi. Choćby wtedy, gdy wstawiła się u władz za internowanym Januszem Andermanem. I wtedy, gdy dla uwięzionego Adama Michnika pisała dziennik.
Lubiła: gadać do utraty tchu, pić we dwoje, samotne podróże, śmiech przez łzy i zabawy kotów;
Nie lubiła: fanatyków, iść wcześnie spać, żeby rano wstać;żoną być, uśmiechniętą na każde zawołanie;
Nudziło ją: kolekcjonowanie złotych myśli i wszelkie inne…
Z Osiecką epoka ma same kłopoty. Nie dość, że każdemu serwowała inną wersję siebie, to jeszcze wszystko robiła na odwrót. Tam gdzie w życiu jest miejsce na constans, urządzała dzikie crescendo. A tam gdzie się mówi o sprawach wzniosłych, wdawała się w żarty. Upływ czasu zaciera pamięć o miernych. Indywidualności wybitne ocala od zapomnienia. Dziś bardziej niż dekady temu widać, że ta nie całkiem poważnie traktowana poetka dość poważnie wyprzedzała swoją epokę. Chociażby tym, jak pragmatycznie i konsekwentnie zarządzała swoją twórczością. Jak korzystała z wolności, jak kosmopolitycznie postrzegała rzeczywistość i wreszcie — jak przecierała szlaki dla kobiecej niezależności. (…) Sama o sobie powiedziała, że jej życie to powieść z przygodami, ale nie zawsze w dobrym guście. (fragment książki)
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 340
Molo i Grand Hotel w Sopocie, 1990.
„PRZESZŁOŚĆ TO BAJKI CORAZ BLEDSZE”
Nie od dziś wiadomo, że łatwiej utracić nadzieję, niż pozbyć się wspomnienia. Wśród doznań niechcianych, powracających często, daje o sobie znać pewien dręczyciel. Cierpienie spowodowane przez niespełnione pragnienie powrotu, nazywane nostalgią. Poeci robią z tego użytek w pracy. Niepoeci stosują to do umartwiania się w życiu codziennym. Jak z nostalgią obchodziła się Agnieszka? Zapytana o stosunek do wspomnień, odpowiedziała: „Nie cierpię!”.
Uważna lektura jej tekstów pokazuje, że refleksja o przemijaniu, ludzkiej samotności, niemożliwości całkowitego porozumienia się z innymi, deficycie miłości – te wszystkie czynniki, produkujące nostalgię i uczucia melancholijne, były w niej często obecne. Agnieszka miała okresy, gdy lgnęła bardziej do cienia niż do światła. Miewała też chwile, w których lepiej było się do niej nie zbliżać, by nie zburzyć jej zanurzenia w sobie. Nie zakłócić podróży w wewnętrzną dal. Piosenki – fenomenalne katharsis dla smutku – szlifowały go i puszczały w świat. Choćby więc złogi tych nastrojów zalegały w jej umyśle czy sercu, miała swój wentyl. Nikt jednak spośród tych, którzy często ją widywali, nie nazwałby jej osobą, która swoim przygnębieniem zaraża ludzi wokół. Takie chwile spędzała sama. Nie epatowała smutkiem.
Jak wszyscy ci, którzy żyją z własnej wrażliwości, miała w sobie niepokój. Szukała, tak jak wielu jej poprzedników i następców, odpowiedzi na zuchwałe pytania. O ile jednak większość poszukiwaczy obiera po drodze jakieś gotowe, bezpieczne modele, które pozwalają z drogi tych poszukiwań zdezerterować, o tyle Agnieszka niczego nie obrała. Szukała całe życie. Znajdywała dobre strony w rażącej niedogodności, jaką niesie nieznane. Jakby przewidywała, że w błądzeniu poetów mogą się czaić skrywane przygody któregoś z bogów stworzenia. Ciągle gdzieś ją niosło. Napędem była ciekawość. Dlatego miała tak wielu przyjaciół i znajomych. Szukała rzeczy absolutnych. Absolutnej przyjaźni, absolutnej miłości. Nie chciała się poddać. Nie mogła uwierzyć, że czegoś takiego być może nie ma.
Miała nasłuch na rzeczy, które minęły. Na cudze historie i historyjki. Te, które zdarzyły się bardzo dawno, i te, które wydarzyły się przed chwilą. Znała ich tysiące. Epizody z życia ludzi prowincji i fakty z życia najważniejszych postaci w historii epoki – polityków, literatów, filmowców. Potrafiła przywołać kawałek cudzej przeszłości, przerabiając to na opowiastkę. Bez przymiotników, bez komentarzy. Pokazując sedno zdarzeń i zjawisk. Dodając swoją wisienkę – poetyckość.
Nie była natomiast osobą zanurzoną w przeszłości. Nie zaludniała rzędów rozpamiętywaczy. Z pewnością nie należała do wyznawców boga A Co By Było, Gdybym Wtedy... Nie miała takiego temperamentu. Ale nie miała również powodów do tego, by rozpamiętywać odległe lata świetności. Jej sława przez długie lata nie gasła. Wciąż dostawała zamówienia na nowe piosenki. Większość z tego, co pisała, znajdywało nabywcę. Jej telefon nigdy nie milkł na długo. Mogła sobie być tym, kim chciała i czym chciała. I żeglarzem, i sterem, i okrętem. Nie musiała tęsknić za czymś starym, bo wciąż pojawiało się nowe. Nieznane i nęcące. Agnieszka Osiecka, wydawać by się mogło, nie bardzo miała powody, by doznawać niespełnionego pragnienia powrotu do przeszłości. Poza jedną, być może, sferą, która – zwłaszcza pod koniec życia – co jakiś czas dawała o sobie znać. Agnieszka nie potrafiła się z tym pogodzić. Z utraconą młodością.