Rozbici. Nireńska i Karski - Ula Ryciak - ebook

Rozbici. Nireńska i Karski ebook

Ula Ryciak

0,0
49,90 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Poruszająca opowieść o wyboistej żydowsko-polskiej miłości naznaczonej wojennymi przeżyciami.

Londyn, lata 30. XX wieku. Spotykają się przelotnie, zatrzymują ślady spojrzeń. Zanim połączy ich uczucie, rozdzieli ich wojna. Ona – Żydówka z Warszawy, z determinacją szuka wolności i prawa do ekspresji na scenie. On – katolik z biednej łódzkiej rodziny, świetnie zapowiadający się dyplomata.

Po latach odnajdą się w Ameryce. Jan Karski przybędzie tam jako emisariusz polskiego rządu, by dać świadectwo dokonującej się w Europie Zagłady Żydów. Otrzyma za to tytuł Sprawiedliwego wśród Narodów Świata i będzie nominowany do Pokojowej Nagrody Nobla. Pola Nireńska, która straci znaczną część rodziny w Holokauście, wyjedzie za ocean, by tańczyć. Po trzech dekadach zacznie święcić triumfy jako choreografka.

Zbliży ich nie to, co wspólnie pamiętają, lecz to, o czym próbują zapomnieć.

Ula Ryciak, autorka m.in. bestsellerowych opowieści o Agnieszce Osieckiej (Potargana w miłości), Kalinie Jędrusik (Niemoralna. Kalina), Rubinsteinach (Nela i Artur. Koncert intymny Rubinsteinów) i Zofii Chomętowskiej (Światłoczuła. Kadry z życia) mierzy się z tajemnicą uwikłanego w przeszłość związku, w którym osobiste splata się z politycznym, a rozdarci poczuciem winy partnerzy wciąż od nowa reanimują łączące ich uczucie.

Rozbici to historia o tym, że przeszłość nigdy nie odchodzi, staje się teraźniejszością i determinuje przyszłość. A ciało pamięta to, co umysł wolał zapomnieć.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 305

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Opieka re­dak­cyjna: PIOTR TOMZA
Re­dak­cja: ŁU­KASZ POD­GÓRNI
Kon­sul­ta­cja: ANNA WOJNA
Ko­rekta: ANNA DO­BOSZ, EWA KO­CHA­NO­WICZ, MA­RIA ROLA, JO­LANTA STAL
Pro­jekt okładki i stron ty­tu­ło­wych oraz opra­co­wa­nie gra­ficzne: UR­SZULA GI­REŃ
Zdję­cia na okładce: Jan Kar­ski w 1960 roku (Geo­r­ge­town Uni­ver­sity Ar­chi­ves) oraz Pola Ni­reń­ska w la­tach 40. XX wieku (fot. John De­akin / Brid­ge­man Ima­ges)
Re­dak­tor tech­niczny: RO­BERT GĘ­BUŚ
© Co­py­ri­ght by Ula Ry­ciak © Co­py­ri­ght by Wy­daw­nic­two Li­te­rac­kie, 2025
Wy­da­nie pierw­sze
ISBN 978-83-08-08736-7
Wy­daw­nic­two Li­te­rac­kie Sp. z o.o. ul. Długa 1, 31-147 Kra­ków bez­płatna li­nia te­le­fo­niczna: 800 42 10 40 księ­gar­nia in­ter­ne­towa: www.wy­daw­nic­two­li­te­rac­kie.pl e-mail: ksie­gar­nia@wy­daw­nic­two­li­te­rac­kie.pl tel. (+48 12) 619 27 70
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.
.

My się chyba znamy...

Od tego mógłby za­cząć pra­wie każdy. Ale nie prak­ty­kant kon­su­larny, który ma pewne am­bi­cje, by nie zbłaź­nić się w small talku.

Jest 1937 rok.

Rze­czy­wi­ście raz już ją wi­dział. W am­ba­sa­dzie. Przy­szła prze­dłu­żyć pasz­port. Wtedy nie pod­szedł, te­raz też stoi z boku. Ana­li­tyczny umysł szuka sto­sow­nej frazy. Z uspo­so­bie­nia ła­godny, klasz­cze jak inni.

Klasz­czą na­wet ci przy­zwy­cza­jeni do kla­sycz­nych pu­ent, któ­rzy nie wie­dzą, co my­śleć o ta­kiej eks­pre­sji. W la­tach trzy­dzie­stych ciało tan­cerki to dla ko­ne­se­rów ba­le­to­wych scen ciało unie­sio­nej lalki. Ciało wy­obraź­niowe, ode­rwane od cię­żaru ży­cia. Pa­ste­lowy ob­raz w ru­chu, w któ­rym oko wi­dza szuka ide­al­nych pro­por­cji, har­mo­nij­nych ge­stów. Ciało re­alne od­staje od ta­kich ocze­ki­wań.

A oto tan­cerka, która nie udaje ła­bę­dzia. Nie przed­sta­wia wy­ide­ali­zo­wa­nej wi­zji ete­rycz­nej ko­bie­co­ści. Tań­czy sobą. Robi dy­na­miczne ge­sty, ujaw­nia mi­mikę twa­rzy. Po­zwala so­bie na drże­nie, zwiewny ko­stium nie osła­nia emo­cji. W ma­łej sali i z bli­ska wi­dać, że ciało za­raz po tańcu przy­po­mina ciało na­ła­do­wane mi­ło­ścią. Jest cie­płe, na­biera mięk­ko­ści, ró­żo­wieje. Ła­god­nieją li­nie mię­śni. Syl­wetka jest fi­li­gra­nowa, sprę­ży­sta, ma wcię­cie w ta­lii, wy­rzeź­bione ra­miona, piękne nogi ze smu­kłymi łyd­kami, jest sil­nie osa­dzona na ca­łych sto­pach. Bu­rza ciem­nych lo­ków opada na szyję. Wy­raźne ko­ści po­licz­kowe, dość sze­roki nos. Mały pie­przyk na le­wym po­liczku. Wy­datne usta. Głowa tro­chę za­darta, jakby chciała się­gnąć spoj­rze­niem poza ho­ry­zont. Wy­so­kie brwi. Duże brą­zowe oczy pa­trzą czuj­nie, tro­chę za­czep­nie. Ogni­sta pod­czas tańca, po za­koń­cze­niu na­dal pło­nie. Kła­nia się, pro­stuje, z lek­ko­ścią od­wraca. Wbiega na górę.

W ka­mie­nicy przy Por­t­land Place 47, gdzie mie­ści się am­ba­sada, schody łą­czące sa­lon z po­ko­jami na pię­trze są strome. Po­ty­kają się na nich czó­łenka żon dy­plo­ma­tów, mimo że w le­ją­cych suk­niach ko­biety cho­dzą sta­ran­niej. Sto­pom tan­cerki nic nie grozi. Są pewne swo­ich ru­chów. Czte­ro­pię­trowy bu­dy­nek wznie­siony w la­tach sie­dem­dzie­sią­tych osiem­na­stego wieku po raz drugi tętni taką dzi­ko­ścią. Tem­pe­ra­ment ar­tystki wy­zwo­lo­nej z tra­dy­cyj­nych re­guł tańca bu­dzi emo­cje w krę­gach dy­plo­ma­tycz­nych.

Na jej za­pro­sze­nie do pol­skiej am­ba­sady w Lon­dy­nie po­zwo­lił so­bie Eks­ce­len­cja Edward Ra­czyń­ski. Choć sam hra­bia, nie lubi her­bat u lor­dów. Dużo ich wy­pił, lob­bu­jąc na rzecz pol­skiej ra­cji stanu, by re­pe­ro­wać nie­ko­rzystną opi­nię o Rzecz­po­spo­li­tej w bry­tyj­skich me­diach. Ma prawo czuć się znu­żony. Woli li­cy­to­wać na au­kcjach ob­razy i urzą­dzać wy­stępy ar­ty­styczne. Na her­ba­tach trudno wzbu­dzić za­in­te­re­so­wa­nie spra­wami wschod­niej Eu­ropy, bry­tyj­scy kon­ser­wa­ty­ści mają waż­niej­sze zmar­twie­nia w mo­nar­chii. Czy ko­ro­no­wany wła­śnie Je­rzy VI, który po­pła­kał się ze stra­chu na wieść, że ma ob­jąć tron po star­szym bra­cie, opa­nuje ją­ka­nie i od­waży się prze­ma­wiać pu­blicz­nie? Czy zdoła za­trzeć złe wra­że­nie po Edwar­dzie VIII, który ma sła­bość do sa­mo­lo­tów, eks­cy­tuje się Mus­so­li­nim i traci głowę dla star­szych od sie­bie mę­ża­tek? Na punk­cie Wal­lis Simp­son osza­lał do tego stop­nia, że gdy ta roz­wio­dła się z dru­gim mę­żem, ab­dy­ko­wał, by zo­stać trze­cim. Nie spło­szył go skan­dal me­za­liansu ani opór rządu, ani na­wet wie­ści, że pani Wal­lis rów­no­le­gle spo­tyka się z am­ba­sa­do­rem Rib­ben­tro­pem, kie­row­ni­kiem biura spraw za­gra­nicz­nych NSDAP.

Chwiej­nego kra­jo­brazu Lon­dynu nie uroz­ma­icają Ra­czyń­skiemu nudne de­pe­sze znad Wi­sły, słane przez czci­cieli wi­zji mar­szałka. Na sa­lo­nach mo­der­ni­zu­ją­cej się War­szawy pił­sud­czycy wciąż zdają się ce­le­bro­wać usy­pa­nie w Kra­ko­wie z gru­dek ziem bi­tew­nych kopca ku pa­mięci wo­dza. Nie ma kto od­wra­cać głowy ku Za­cho­dowi. Pol­skiego wy­słan­nika ślą­cego z Ber­lina ra­porty o zbro­ją­cych się Niem­cach na­zy­wają stra­chajłą.

Po de­biu­tan­tach na polu wol­no­ści trudno spo­dzie­wać się so­lid­nej stra­te­gii jej trwa­nia. Tym bar­dziej nie spo­sób ocze­ki­wać od am­ba­sa­dora kraju, trzy­ma­ją­cego ha­la­bardę, gdy pro­ta­go­ni­ści w Wer­salu roz­gry­wali losy Eu­ropy, że zaj­mie zna­czące miej­sce na lon­dyń­skich sa­lo­nach. Nic dziw­nego, że Ra­czyń­ski cią­gnie do mu­zyki i tańca. Zwłasz­cza że ostat­nio jest w złej for­mie. Go­nią go grypy, gnę­bią mi­greny. Ani druga żona, ani roz­bra­ja­jące uśmie­chy có­re­czek nie dają mu dość na­pędu, by snuć wi­zje przy­szło­ści albo roz­wa­żać, czy mi­ni­ster Jó­zef Beck wi­dzi go w skła­dzie ko­lej­nego rządu. Lęk przed na­tar­ciem sta­ro­ści – do­padł go już przed czter­dziestką – zwal­cza, gry­wa­jąc w te­nisa, rza­dziej w golfa. Go­rzej ra­dzi so­bie z me­lan­cho­lią. Może nie przez przy­pa­dek nad jego mło­dzień­czym łóż­kiem w pa­łacu w Ro­ga­li­nie wi­siał ob­raz Mal­czew­skiego pod tym ty­tu­łem. Te­raz, od­kąd matka za­cho­ro­wała na raka prze­łyku, czarne słońce cią­gnie go na swoją stronę. To Róża z Po­toc­kich, primo voto Kra­siń­ska, pchnęła syna ku po­li­tyce. Przez mar­szałka Pił­sud­skiego na­zy­wana ar­bi­trem in­te­lektu, przyj­mo­wała w swoim sa­lo­nie Dmow­skiego. Za­ra­ziła też Edwarda mi­ło­ścią do sztuki.

Po­przedni wy­stęp Poli Ni­reń­skiej am­ba­sa­dor zor­ga­ni­zo­wał z oka­zji rocz­nicy od­zy­ska­nia nie­pod­le­gło­ści. Mógł zwró­cić na nią uwagę trzy mie­siące wcze­śniej, gdy wy­stą­piła na do­rocz­nym balu cha­ry­ta­tyw­nym Rose Ball w ho­telu The Gro­sve­nor Ho­use przy eks­klu­zyw­nej Park Lane. A może o pol­skiej tan­cerce, która za­chwy­ciła nie­dawno pu­blicz­ność Wied­nia, usły­szał w krę­gach dy­plo­ma­tycz­nych? Na po­czątku grud­nia bę­dzie uświet­niać Bal Ar­cy­księ­cia Jo­hana, za­pro­szona przez po­sel­stwo au­striac­kie.

Ubiec spad­ko­bier­ców habs­bur­skiej mo­nar­chii miła rzecz. Ale ra­czej nie to było źró­dłem triumfu hra­biego Ra­czyń­skiego. Pola tam­tego li­sto­pa­do­wego wie­czoru była po pro­stu olśnie­wa­jąca. Zro­biła fu­rorę w świe­cie dy­plo­ma­tycz­nego es­ta­bli­sh­mentu. Zdję­cia smu­kłej i wy­twor­nej pol­skiej mi­ni­stro­wej Ja­dwigi Beck, po­zu­ją­cej z po­są­gową żoną mi­ni­stra spraw za­gra­nicz­nych Wiel­kiej Bry­ta­nii, prze­dru­ko­wały an­giel­skie dzien­niki – obie w ciem­nych suk­niach, z mod­nie za­cze­saną na bok falą wło­sów. Tań­czą­cej Poli to­wa­rzy­szyła wtedy śpie­waczka Dora Ka­li­nówna, która wy­ko­ny­wała pol­skie i an­giel­skie pie­śni. Ja­dwiga Beck była pod wra­że­niem wy­stępu i dys­kret­nej ele­gan­cji pani am­ba­sa­do­ro­wej Ra­czyń­skiej z kwa­dra­to­wym bry­lan­tem na palcu. Za­raz po po­wro­cie do kraju zdała re­la­cję z rautu na ła­mach gru­dnio­wego wy­da­nia „Ko­biety w Świe­cie i w Domu”. Nie prze­sa­dzała, pi­sząc do swo­jej przy­ja­ciółki i re­dak­tor na­czel­nej, że do­bo­rowe an­giel­skie to­wa­rzy­stwo było za­chwy­cone.

Wraż­liwy na sztukę am­ba­sa­dor Ra­czyń­ski, rad z do­brej prasy i aplauzu, pół roku póź­niej za­pra­sza Polę po­now­nie. Oka­zją stała się ko­lejna wi­zyta mi­ni­stra Jó­zefa Becka, który przy­je­chał do Lon­dynu uczest­ni­czyć w ko­ro­na­cji króla Je­rzego VI. Ni­reń­ska znów uwo­dzi pu­blicz­ność: eks­pre­sją ciała, mi­miką twa­rzy, wy­czu­ciem rytmu i no­wo­cze­sną cho­re­ogra­fią wła­snego au­tor­stwa. Pre­zen­tuje pół­go­dzinną etiudę in­spi­ro­waną pol­skimi tań­cami lu­do­wymi. Kiedy od­świe­żona po wy­stę­pie scho­dzi w dłu­giej sukni z od­sło­nię­tymi ple­cami do sali na par­te­rze, zmierz­wione jesz­cze przed chwilą włosy, te­raz uło­żone w fale, ła­go­dzą jej rysy.

„Wy­stęp jest jak pój­ście na ban­kiet, idziesz tam i się za­ja­dasz, cie­szysz się tym, czym to jest”[5], tak za kilka lat bę­dzie mó­wić o sta­nie, któ­rego wła­śnie do­świad­cza, swoim uczen­ni­com.

Spad­ko­bier­czy­nie wik­to­riań­skiego gor­setu są po­ru­szone nie tylko tań­cem, ale i bra­wurą. Po­ka­za­nie pu­blicz­nie go­łych stóp, a przede wszyst­kim wła­snych emo­cji, to akt od­wagi. Męż­czyźni nie mogą ode­rwać oczu. Pola już wie, że jest gwiazdą. Tylko nie zna jesz­cze do­brze an­giel­skiego i nie bar­dzo może błysz­czeć w small tal­kach. Kilka osób gra­tu­luje jej wy­stępu, a po­tem gwiazda tro­chę przy­gasa. Dy­plo­maci i wy­tworni go­ście zwie­rają się w mniej­sze grupki i prze­cho­dzą do mię­dzy­na­ro­do­wych plo­tek.

Liczba plo­tek na świe­cie jest nie­skoń­czona, po­dob­nie jak liczba prąż­ków. Ale gdyby ogra­ni­czyć się tylko do prąż­ków wy­stę­pu­ją­cych na kra­wa­tach pod­czas jed­nego przy­ję­cia, daje się to po­li­czyć. Pola nie ra­dzi so­bie w dy­plo­ma­tycz­nych plot­kach, ale lubi prążki, lubi li­nie sko­śne, za­krę­ca­jące. Lubi wy­ła­py­wać je z oto­cze­nia. Do li­nii kra­wa­tów ma szcze­gólny sen­ty­ment. Przy­gląda im się na przy­ję­ciach, bo prze­no­szą ją na po­wrót do cza­sów dzie­cię­cej bez­tro­ski. Kra­waty pro­du­ko­wał dzia­dek, pro­du­ko­wał oj­ciec, a te­raz pro­du­kuje brat. Je­dwabny in­te­res za­pew­nił ro­dzi­nie wy­godne ży­cie w nie­pew­nych eko­no­micz­nie la­tach, gdy War­szawa od­zy­ski­wała nie­pod­le­głość.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

ŹRÓ­DŁA ILU­STRA­CJI

s. 8 fot. Ca­rol Har­ri­son / Uni­ted Sta­tes Ho­lo­caust Me­mo­rial Mu­seum; fot. John De­akin / Brid­ge­man Ima­ges

PRZY­PISY

I. PRZE­STRZEŃ

[5] Liz Ler­man [w]: Ka­ren A. Mo­zingo, Cros­sing the bor­ders of Ger­man and Ame­ri­can mo­der­nism: exile and trans­na­tio­na­lism in the dance works of Va­le­ska Gert, Lotte Go­slar, and Pola Ni­ren­ska, Co­lum­bus 2008.