44,90 zł
„Oskarżam!”. Francuski pisarz rozlicza Zachód z naiwności wobec Rosji
Skąd na Zachodzie to zdziwienie w momencie inwazji Rosji na Ukrainę? Skąd oburzenie, gdy wyszło na jaw barbarzyńskie postępowanie najeźdźców, skoro sekwencja zdarzeń była nie tylko prawdopodobna, ale wręcz przewidziana przez tych, którzy zwracali uwagę na charakter władzy zainstalowanej w Rosji przed ćwierć wieku?
Takie pytania stawia w swej krótkiej i błyskotliwej książce francuski pisarz, dziennikarz i wykładowca Thierry Wolton. Analizuje kolejne etapy relacji z Rosją, potępia obłudę polityków i ślepotę mediów, bez ogródek oskarża Zachód – zwłaszcza Francję – o współudział w katastrofie.
Reżim, który uciska swój naród, zawsze stanowi zagrożenie dla najbliższej zagranicy – mówi autor. To nie rozszerzenie NATO przeraża rosyjskiego dyktatora, ale bliskość wolnych społeczeństw, których powodzenie może podsuwać rządzonym autokratycznie poddanym wywrotowe pomysły. Podobny strach odczuwają przywódcy Chin, postrzegający tajwańską demokrację jako swojego największego wroga.
W pełnej polemicznej pasji książce Wolton przekonuje, że 24 lutego 2022 roku świat popadł w konflikt o globalnej skali. Konfrontują się ze sobą dwie koncepcje rządzenia, dwa zestawy wartości, dwa sposoby pojmowania stosunków międzynarodowych. Autor wzywa do tego, aby odrobić lekcje z przeszłości, zrozumieć nadchodzące zagrożenie i stawić mu czoło – tym razem bez strachu i naiwności.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 196
Nad światem zerwał się złowrogi wiatr.
Po zakończeniu drugiej wojny światowej ludzkość nie zaznała powszechnego pokoju, ale nie doświadczyła również wojny na równie wielką skalę, ponieważ porządek ustanowiony w 1945 roku przez zwycięzców zburzył dopiero rozpad Związku Socjalistycznych Republik Sowieckich (ZSRS) będącego jednym z filarów systemu jałtańskiego. Nigdy dotąd – ani wtedy, ani później – nikt tak naprawdę nie zastanawiał się nad wagą tego wydarzenia, podobnie jak nad jego konsekwencjami w skali globalnej.
Późniejsze pogorszenie stosunków międzynarodowych jest pokłosiem złego zarządzania przestrzenią wyzwoloną spod jarzma komunizmu po jego upadku w Europie, braku refleksji nad wpływem sowieckiej spuścizny zarówno na losy upadłego imperium, jak i na globalną równowagę sił, a także pogubienia się części ludzkości opłakującej utraconą nadzieję na lepszy świat, od dawna zmonopolizowaną przez ideologię marksistowsko-leninowską.
W tych okolicznościach brutalna agresja Rosji na leżącą w sercu kontynentu europejskiego Ukrainę utorowała drogę procesowi destabilizacji (wojskowym zamachom stanu w Afryce, operacjom sił zbrojnych Azerbejdżanu w Górskim Karabachu, odrodzeniu się turecko-greckiego sporu o Cypr itd.), ale przede wszystkim powrotowi epoki barbarzyńców, którą naznaczona traumatycznymi przeżyciami ludzkość uważała za słusznie minioną. Atak na Izrael, do którego doszło 7 października 2023 roku, jest kolejną odsłoną demontażu obecnego systemu międzynarodowego – demontażu zainicjowanego przez Władimira Putina, który ma obsesję na punkcie imperialistycznej przeszłości sowieckiego reżimu. Dzięki wsparciu, jakiego ZSRS udzielił niegdyś terrorystom z Bliskiego Wschodu, Moskwa zyskała oddanych sojuszników wśród islamistów walczących z duchem demokracji. Sponsorujący islamistów Iran dostarcza rosyjskiej armii sprzęt wojskowy, sprzymierzony z Moskwą Pekin, ostatni wielki bastion komunizmu na świecie, roztacza nad Kremlem parasol ochronny, a Korea Północna zapewnia mu wsparcie logistyczne.
Zdumienie, w jakie wprawiła świat inwazja Rosji na Ukrainę 24 lutego 2022 roku, a następnie oburzenie opinii publicznej okrucieństwem armii rosyjskiej wobec ludności cywilnej pokazują, że w postkomunistycznym świecie zwyciężały dotąd obojętność albo, co gorsza, łatwowierność. Tymczasem wystarczyło przyjrzeć się wnikliwie naturze reżimu, który od ćwierćwiecza sprawuje władzę w Moskwie, aby przejrzeć jego nikczemne zamiary.
Przejęcie rządów na Kremlu przez Putina u progu XXI wieku, poprzedzone krwawymi zamachami zleconymi przez prezydenckich popleczników; oparta na sianiu terroru wojna w Czeczenii mająca na celu zdławienie wszelkich dążeń niepodległościowych przy udziale islamistów; zorganizowana grabież mienia państwowego przez garstkę łupieżców; zniesienie swobód obywatelskich zdobytych po upadku reżimu sowieckiego; przepisywanie historii służące tuszowaniu popełnionych zbrodni; manipulowanie społeczeństwem poprzez uprawianie nachalnej nacjonalistycznej propagandy – wszystko to przyczyniło się do wybuchu wojny w Ukrainie i nakręcenia nowej spirali przemocy, która ma pomóc w narzuceniu innym odmiennej wizji świata.
W obliczu rosnącego zagrożenia niektórzy, skądinąd później skorzy do skruchy, oskarżyli NATO o próbę osaczenia Rosji, która zmusiła Moskwę do samoobrony. Wprawdzie od początku obecnego stulecia Sojusz Północnoatlantycki sukcesywnie zdobywał kolejne przyczółki w dawnym bloku wschodnim, ale robił to zawsze na prośbę zainteresowanych krajów, pomnych niegdysiejszych tarć z wielkim sąsiadem, które przyszło im okupić krwią i łzami. Reżim, który uciska własny naród, jest zagrożeniem dla swojej bliskiej zagranicy. Historia wielokrotnie tego dowiodła, zwłaszcza w Europie Środkowo-Wschodniej w ubiegłym wieku.
Agresywną politykę Władimira Putina można tłumaczyć żywioną przez prezydenta obawą, że u granic Rosji pojawią się formy państw stanowiące kontrapunkt dla jego wszechwładzy, zdolne zaszczepić w umysłach jego trzymanych w izolacji od świata współobywateli niepożądane idee. Gruzja, Białoruś, a teraz Ukraina padły ofiarą tej paranoi. To nie rozszerzenie strefy wpływów NATO wzbudziło największe obawy rosyjskiego dyktatora, ale rewolucja róż w Tbilisi w 2003 roku, pomarańczowa rewolucja w Kijowie w 2004 roku, a następnie demonstracje na Majdanie w 2014 roku i masowe protesty w Mińsku przeciwko sfałszowaniu wyborów prezydenckich na Białorusi w 2020 roku. Podobny niepokój odczuwają chińscy przywódcy komunistyczni, którzy postrzegają tajwańską demokrację jako swojego największego wroga. W tym kontekście można się pokusić o stwierdzenie, że w najbliższych latach Pekin zrobi wszystko, co w jego mocy, aby zniszczyć ten kontrmodel. To przestroga dla naiwnych.
Putinowska Rosja została zaprogramowana na tę wojnę. Czy powinniśmy zatem uznać pewne zdarzenia za nieuchronne i wydać byłe sowieckie kolonie na pastwę nowego dyktatora, który choć już nie jest komunistą, to jednak wciąż myśli wpojonymi mu w czasach komunistycznych schematami i szerzy kult władzy? Nikt w Europie Wschodniej nie życzył sobie takiego obrotu spraw wczoraj, nikt nie chce go dzisiaj.
Obecny konflikt jest następstwem zaprzepaszczenia szans, które pojawiły się w ciągu ostatnich czterdziestu lat: od wsparcia udzielonego Gorbaczowowi, który wierzył, że jest w stanie uratować system komunistyczny, gdy państwa Europy Wschodniej postanowiły się uniezależnić; przez przyjęcie podszytej strachem postawy wyczekującej przez wiele zachodnich stolic zaniepokojonych ruchami społecznymi, które pod koniec lat osiemdziesiątych doprowadziły do rozpadu bloku wschodniego, przemianę elit komunistycznych, których nie rozliczono z dokonanych zbrodni, w fałszywych demokratów oraz umyślną ślepotę sprzyjającą tuszowaniu masowych mordów popełnianych przez armię rosyjską w Czeczenii od 1994 roku; aż po niemal leseferystyczną postawę wobec zajęcia przez Moskwę części Gruzji (Osetii Południowej, Abchazji), a następnie Ukrainy (Krymu, Donbasu). Na każdym etapie interesy geopolityczne przeważały nad wszelkimi innymi względami, co zachęcało rosyjski reżim do odbudowy dawnego imperium kolonialnego.
Widmo upadku komunizmu zasiało wśród państw demokratycznych strach przed konsekwencjami rozpadu bloku wschodniego: w swoich działaniach zaczęły się kierować klasyczną racją stanu, uznawszy, że lepiej utrzymać istniejący porządek, niż stawić czoło dziejowym zawirowaniom, nawet tym, które niosą nadzieję na zmiany. Często wyrażana chęć puszczenia Rosji płazem jej dotychczasowych poczynań i oszczędzenia jej upokorzeń wpisuje się w ten etatystyczny odruch. Strach przed odejściem od porządku jałtańskiego w latach 1989–1991 ustąpił miejsca obawom przed nowymi perturbacjami, jakie mogłyby się pojawić w przypadku przegranej przez Moskwę wojny z Kijowem. Gdyby nie bohaterski opór Ukraińców, który obudził sumienie Zachodu, prawdopodobnie świat zaakceptowałby przywrócenie ruskiego miru, uznając wojnę za zwykły „incydent”.
Zachód wierzy, że wszyscy pragną korzystać z dobrodziejstw demokracji. Wolność co prawda przyciąga masy społeczne, ale odstrasza przywódców politycznych, którzy postrzegają sprawowaną władzę jako osobistą prerogatywę, przynoszącą apanaże tylko im samym. Święta naiwność zachodnich przywódców, którzy niezrażeni niepowodzeniami wciąż podejmują próby wpływania na bieg wydarzeń za pomocą handlu, uścisków dłoni i uśmiechów, coraz częściej zderza się z determinacją dyktatorów wykorzystujących zdobyte względy do zwiększania ucisku i zastraszania sąsiadów. Okazywana przez Paryż, Berlin, Londyn i Waszyngton pobłażliwość – by użyć eufemizmu – wobec całego szeregu nadużyć, jakich dopuszcza się reżim Putina od początku tego stulecia, zarówno w kraju (np. eliminowanie politycznych oponentów), jak i za granicą (np. krwawa interwencja w Syrii), jest jednym z objawów tej nawracającej merkantylnej ślepoty. Zachód najwyraźniej nie odrobił lekcji, a chciwość skutecznie utrudnia mu zachowanie obiektywizmu w ocenie ekspansjonistycznych zakusów komunistycznych Chin w Azji Południowo-Wschodniej i poza nią.
Co więcej, państwa demokratyczne nie wyraziły chęci rozliczenia przeszłości ani nie udzieliły wsparcia tym, którzy mieli nadzieję, że po zrzuceniu sowieckiego jarzma nadejdzie czas na pogłębioną refleksję nad tym, czym był komunizm. Nie przewidziano żadnych sankcji, nawet symbolicznych, wobec przedstawicieli poprzedniego systemu winnych wielu nadużyć i zbrodni. Przez świat przetoczyła się fala wyrzutów sumienia, ale większość wolała puścić minione czasy w niepamięć. Na siedemdziesiąt lat niedoli w Rosji i pięćdziesiąt lat beznadziei w krajach Europy Środkowo-Wschodniej spuszczono zasłonę milczenia, niektórzy zdecydowali się na ten krok z czystej wygody lub z asekuranctwa, inni z racji współudziału, a jeszcze inni – i tych jest najwięcej – wskutek egoizmu i obojętności. Widmo przywrócenia starego porządku stale zagląda w oczy mieszkańcom Europy Środkowo-Wschodniej. Ukraińcy płacą własną krwią za to, by je odsunąć.
Powstałej po upadku ZSRS próżni geopolitycznej towarzyszyła próżnia ideologiczna, którą z czasem wypełniła niechęć do zachodniego modelu. Reżimy komunistyczne utrzymywały, że znalazły alternatywę zarówno dla opartego na wyzysku kapitalizmu, jak i dla demokratycznych wolności uznawanych za nośnik potencjału wywrotowego. Takimi treściami propagandowymi zatruwano ludziom umysły przez całe dziesięciolecia. Współczesny substytut tej propagandy cementuje więzi między należącymi do mocno zróżnicowanego globalnego Południa państwami, które łączy nienawiść do Zachodu. Państwa te głoszą antynowoczesność i wzywają do odrzucenia wartości takich jak rządy prawa, podział władzy i wolności jednostki, stojących w sprzeczności z autorytarnymi reżimami i ideologiami, które próbują uszczęśliwić ludzi na siłę. Idąc na wojnę, Putin dał przykład wszystkim marzącym o ustanowieniu nowego ładu międzynarodowego, a ściślej rzecz biorąc – własnego ładu, który sprawi, że reszta świata będzie żałować lat demokracji.
SPIS ŹRÓDEŁ ILUSTRACJI
Wikipedia.org: PBKIHX/SA-kuva (s. 5)