Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
47 osób interesuje się tą książką
BESTSELLER NEW YORK TIMESA
ULUBIENICA MAŁEGO MIASTECZKA I EMOCJONALNIE NIEDOSTĘPNY BAD BOY PRÓBUJĄ ZNALEŹĆ WSPÓLNY JĘZYK W PEŁNYM CHEMII ROMANSIE.
Annie Walker szuka idealnego partnera – kogoś, kto dopełni jej szczęśliwe, spokojne życie. Jednak znalezienie wymarzonego mężczyzny może być trudniejsze, niż Annie się wydawało. W jej rodzinnym mieście wszyscy znają wszystkich, a szanse na randki z dnia na dzień są coraz mniejsze. Po tym, kiedy na ostatnim spotkaniu słyszy, że jest „niewiarygodnie nudna”, zaczyna się zastanawiać, czy problem nie leży w niej. Czy nie jest za późno, by stać się zalotną i zabawną jak bohaterki jej ulubionych filmów romantycznych? Może potrzebuje tylko trochę praktyki… a Annie zna idealną osobę na swojego nauczyciela: Willa Griffina.
Will – seksowny, wytatuowany i absolutnie zachwycający ochroniarz, ma jeden cel: trzymać się z dala od Annie Walker i jakiegokolwiek powiązania z jej sennym miasteczkiem. Niespodziewanie otrzymuje zadanie pomocy Annie w znalezieniu miłości jej życia. Will nie chce brać udziału w przemianie tej słodkiej i uroczej dziewczyny. Wie, że jakiś sztywny, wymuskany facet na pewno jej nie uszczęśliwi, ale ostatecznie nie ma serca jej odmówić.
Podczas gorących próbnych randek i ściśle „edukacyjnych” lekcji Annie odkrywa, że stoicka postawa Willa ma więcej warstw. Gdy granice ich przyjaźni niebezpiecznie się zacierają, dziewczyna ponownie zastanawia się, kto jest jej wymarzonym facetem. Może jej życie miłosne nie musi być idealne – po prostu ma być prawdziwe.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 402
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Ta książka jest dla wrażliwców.
Słodziaków o czułych sercach.
Introwertyków, którzy boją się zabłysnąć.
Założyć ogród to uwierzyć w jutro.
– Audrey Hepburn
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Annie
Jestem przekonana, że randki zostały stworzone przez diabelskiego łajdaka w celu torturowania ludzkości. Dramatyczne? Bynajmniej. Dla takich jak ja introwertyków z fobią społeczną proces umawiania się jest tożsamy z woskowaniem linii bikini. Bólami menstruacyjnymi drugiego dnia cyklu. Nagłą procedurą dentystyczną, której się nie spodziewałeś – i zgadnijcie co: właśnie skończyła się im nowokaina.
– Jeszcze raz przepraszam za piwo – mówię do mężczyzny siedzącego naprzeciw mnie.
– W porządku – odpowiada zwięźle, co oznacza, że absolutnie nie jest w porządku.
Nie idzie dobrze. Nie żeby kiedykolwiek w przeszłości szło mi dobrze, ale tym razem naprawdę tak nie jest. Myślę, że zniechęcenie mężczyzny w ciągu pierwszych dziesięciu minut randki to mój nowy rekord. John, siedzący po drugiej stronie stołu w przemoczonej piwem koszulce polo i poplamionych spodniach khaki, dlatego że przypadkowo przewróciłam alkohol na jego kolana, wygląda na gotowego do ucieczki. Nie mogę go za to winić.
Dlaczego pomyślałam, że dam sobie radę? Minęły lata, odkąd umawiałam się na randki, a nawet wtedy za bardzo tego nie lubiłam. Jestem osobą, która za wszelką cenę unika bycia w centrum uwagi. Która nie ma absolutnie nic do powiedzenia, kiedy mężczyzna siedzący naprzeciwko uważnie się jej przygląda.
Ponownie zadaję sobie pytanie: dlaczego tu jesteś, Annie?!
A tak. To przez brownie. Cóż, najpierw uświadomiłam sobie, że nawet po otwarciu kwiaciarni, o której zawsze marzyła moja mama, dokuczliwe uczucie, że czegoś mi brakuje, wciąż mnie dręczy. Zdecydowałam więc, że nadszedł czas, aby wprowadzić w życie plan ustatkowania się z moją idealną połówką – ponieważ to jedyne, co pozostało nieodhaczone w moim życiu. A ponieważ śliniłam się na widok Johna (mężczyzny, którego moje siostry i ja zawsze nazywamy Gorącym Kasjerem z Banku), pomyślałam, że będzie idealnym kandydatem na męża.
Wybór partnera, o którym mowa, opiera się na bardzo surowych kryteriach, których kluczem jest ociekające miłością małżeństwo moich rodziców. Po pierwsze, przyszły mąż musi mieszkać w mieście i mieć korzenie tutaj, w Rzymie w stanie Kentucky; po drugie, musi mieć stałą pracę; po trzecie, musi być miły i wspierać moją karierę; i cztery, musi chcieć założyć rodzinę.
To jedyne rzeczy, które się dla mnie liczą.
Więc kiedy ostatnim razem wybrałam się do banku, żeby zdeponować czek, wykorzystałam mój Doroczny Przebłysk Ekstrawertyzmu i zapytałam Johna, czy nie chciałby czasem gdzieś wyskoczyć. Jakimś cudem powiedział „tak”, a ja spędziłam następny tydzień na rekonwalescencji po stresie i niepokoju, które odczuwałam, zadając mu to pytanie.
W każdym razie, kiedy zaproponowałam spotkanie gdzieś poza Rzymem, żeby mieć świeżą scenerię (i trzymać wścibskich mieszkańców naszego miasteczka z jedną tylko sygnalizacją świetlną z daleka od moich spraw), zaproponował Peppercorn, przyjemną restaurację jakieś trzydzieści minut samochodem do domu. A kiedy ją sprawdziłam, Yelp powiedział, że to miejsce ma doskonałe gigantyczne brownie. Nie ma nic lepszego niż to.
Deser jest dosłownie jedynym powodem, dla którego wciąż tkwię tutaj, na tej niezręcznej randce.
Żałuję, że nie mogę teraz napisać do moich sióstr i zapytać, co mam robić. Ale wtedy zdecydowanie musiałyby wiedzieć, że jestem na randce, co zwróciłoby na mnie uwagę, której staram się unikać. W chwili, gdy moje siostry dowiedzą się o moim dążeniu do znalezienia męża – wszyscy inni też się dowiedzą. Naprawdę nie chciałabym, żeby Mabel (kobieta, która jest dla mnie jak babcia) próbowała umówić mnie z każdym kawalerem, jakiego zna i wydaje jej się odpowiedni dla mnie. Więc trzymam to w sekrecie – jak większość spraw w moim życiu.
Jedynym powodem, dla którego zmuszam się teraz do pokonania mojego strasznego lęku społecznego, jest to, że jestem w pełni przekonana, że małżeństwo jest tym, czego mi brakuje. Chciałabym móc zadzwonić do rodziców, żeby zasięgnąć ich opinii, ale ponieważ zmarli, gdy miałam trzy lata, nigdy nie będzie to możliwe. Zamiast tego idę w ich ślady. Chcę być szczęśliwą mężatką, zanim skończę dwadzieścia osiem lat. To oznacza, że mam niecały rok na znalezienie osoby, z którą będę chciała spędzić resztę życia.
Szkoda, że najpierw muszę chodzić na randki.
Uśmiecham się do Johna, mając nadzieję, że to złagodzi jego irytację z powodu piwa, które ma na sobie. Ale ja jestem Annie Walker: nieśmiałą, czującą niepokój w towarzystwie, nadzwyczajnie introwertyczną osobą, która wyczuwa, że ten mężczyzna nie chce spędzić ani sekundy dłużej w moim towarzystwie. I to sprawia, że mój uśmiech wygląda niczym niepewny grymas. Wyobrażam sobie, że przypominam warczącego psa z obnażonymi zębami. Moje nozdrza mogą nawet płonąć.
Nie dam rady.
John odchrząkuje i sam próbuje się swobodnie uśmiechnąć. Trzeba przyznać, że lepiej mu to wychodzi niż mnie.
– Więc… jak to jest mieć kwiaciarnię? – Brzmi na znudzonego.
Chcę wyskoczyć ze skóry i popędzić aż do Meksyku. Moje serce przyspiesza, a ta elegancka restauracja staje się za głośna. Nie pasuję tutaj. Moje siostry, Madison i Emily, byłyby zachwycone tym miejscem.
– Annie? – pyta ponownie John, kiedy nie odpowiadam od razu.
No tak! Rozmowa. Poradzisz sobie, Annie. Nie musisz się zamykać, przecież mężczyzna zapytał cię o temat, który naprawdę lubisz. Kwiaty. Prościzna.
Przełykam ślinę i przygotowuję się na odpowiedź.
– Uhm… to fajne.
John czeka chwilę, po czym pochyla się lekko do przodu, wyraźnie oczekując, że powiem więcej.
– Naprawdę fajne – dorzucam, by zaspokoić jego oczekiwanie usłyszenia zdania z większą liczbą słów.
Mogłabym to rozwinąć, ale teraz jedyną rzeczą, która wiruje w moim mózgu, jest cykl reprodukcyjny kwiatów (który uważam za głęboko fascynujący), ale mam wyraźne przeczucie, że John nie jest typem, który zachwyca się naukami przyrodniczymi. Więc znowu zaciskam usta.
– Więc jest to… naprawdę fajne? – pyta, a ja kiwam głową. – Cóż, dobrze. – Oddycha ciężko, a potem siada głębiej na krześle i odwraca wzrok. Kąpiemy się w niekomfortowej ciszy. To skłoniłoby większość ludzi do powiedzenia czegoś – czegokolwiek – ale nie mnie. Popadam w jeszcze większe odrętwienie. Ciężar prowadzenia rozmowy jest zbyt duży dla moich barków.
W mojej rodzinie jestem tą cichą. Tą z nosem zawsze w książce, ponieważ wolę świat, w którym nie muszę wchodzić w interakcje z ludźmi. O wiele łatwiej jest czytać o związkach niż je pielęgnować. To także mniej niebezpieczne. Nie mogę obrazić nikogo opisanego w książce. Nie mogę powiedzieć niewłaściwej rzeczy. A bohaterowie literaccy nie oceniają mnie.
Kiedy John wyciąga komórkę i zaczyna przewijanie, zdaję sobie sprawę, że muszę spróbować jakiejś rozmowy, aby ten wieczór nie skończył się, zanim się zacznie.
– No więc, John – zaczynam, a potem przez następne dziesięć minut tracę świadomość, paplając bez przerwy. Odzyskuję przytomność dopiero, gdy kończę: – I dlatego głównym celem kwiatu jest reprodukcja.
– Wow. Dobra. To było… dużo informacji na temat kwiatów – mówi z wyrazem twarzy bliskim udręczeniu. Najwyraźniej podjęta przeze mnie próba rozmowy ubodła go, przeszła na wylot i biedak się teraz wykrwawia.
Uśmiecham się nieśmiało i rozglądam się za naszą kelnerką. Jednak nie ma jej w pobliżu. Jest tu bardzo tłoczno. Naprawdę w tej chwili przydałaby mi się przerwa.
Nic.
– Więc… hmm… masz przynajmniej jakieś hobby? – pyta on.
O rany, „przynajmniej”. Jestem już tak bardzo poza jego randkowym radarem, że szuka „przynajmniej”, by móc w jakiś znikomy sposób mnie zrehabilitować.
Ściskam pod stołem materiał sukienki. Mam hobby – ale nawet moje siostry o tym nie wiedzą, więc za cholerę nie mam zamiaru dzielić się tym z facetem, który wygląda, jakby spędzanie ze mną czasu sprawiało mu fizyczny dyskomfort.
– Kwiaty są w pewnym sensie moim hobby, a także wpisują się w moją pracę zawodową.
– Racja – mówi uprzejmie, ponieważ po raz kolejny zamknęłam wszelkie możliwości dalszej konwersacji. Dlaczego taka jestem? Muszę rozmawiać. Zadawaj mu pytania! Dlaczego nie mogę wymyślić żadnego? Mój mózg to biała tablica wypolerowana do czysta.
Ale teraz stuka palcem w stół i odwraca ode mnie wzrok.
W przypływie paniki wyrzucam z siebie pierwszą rzecz, która przychodzi mi do głowy.
– Chcę wziąć ślub.
Och, spójrzcie, w końcu powiedziałam coś, co zwróciło uwagę Johna.
Wpatruje się we mnie z otwartymi ustami w kompletnym szoku, bo tak, właśnie wspomniałam o małżeństwie podczas randki, która już była skazana na porażkę.
Próbując dojść do siebie, mówię:
– O nie, nie z tobą! – Mój uśmiech blednie, gdy widzę, jak jego twarz się wykrzywia. – Cóż, może z tobą. Kto wie? Jeśli dzisiaj wszystko pójdzie dobrze, wszystko może się wydarzyć. – Teraz zdaję sobie sprawę, że zabrzmiało to tak, jakbyśmy dziś wieczorem absolutnie na pewno mieli pójść do łóżka, a John musi mnie zadowolić na tyle, żeby mnie do siebie przekonać. Super. – Przepraszam… nie, nie chodziło mi o to, że musisz być dobry w wiesz czym… żebym za ciebie wyszła. Jestem pewna, że istnieje krzywa uczenia się, jeśli chodzi o tego rodzaju rzeczy.
Teraz wszelki kolor odpływa z jego twarzy, ponieważ pogarszam sytuację. John mruga, mruga, mruga przede mną, zupełnie nie wiedząc, jak zareagować. Tej randki nie da się uratować.
– Wybaczysz mi, John? Muszę skorzystać z łazienki. – I przegrupować się. Ewentualnie wyskoczyć przez okno i uciec.
Tak bardzo mu ulżyło, że przez kilka minut będzie zwolniony z mojego towarzystwa, że gorliwie kiwa głową.
– Tak, nie spiesz się!
Wstaję na chwiejnych nogach i idę przez restaurację, irracjonalnie czując, że wszyscy wokół gapią się na to, jak źle leży na mnie sukienka. To sukienka mojej siostry, więc jest na mnie trochę za długa. Obejmuje wszystkie moje krągłości, jak powinna, ale potem zatapia kolana i kończy się w połowie łydek, zaś u Emily tuż nad jej kolanami. Miała na sobie tę sukienkę podczas wielu udanych randek, ponieważ nie odczuwa ani odrobiny niepokoju w towarzystwie innych. Ukradłam ją z jej szafy i schowałam do torebki. Nie chciałam, żeby siostra zauważyła, że w niej wychodzę, bo to doprowadziłoby do pytania, dokąd się wybieram. Nie miałam w co się ubrać, bo nigdy nie chodzę na fajne randki (nie byłam na żadnej od trzech lat, ostatnia wyglądała bardzo podobnie do tej).
Wzięłabym sukienkę od mojej drugiej siostry, ale Madison jest wielkości rozbrykanej wróżki i nie ma mowy, żebym wcisnęła biodra w którąś z jej rzeczy.
Po czymś, co wydaje się kilometrowym spacerem, docieram do łazienki i opieram się plecami o ścianę. Automatyczna suszarka do rąk włącza się przy moim ramieniu, przez co omal nie wyskakuję z krzykiem ze skóry.
– W porządku, Annie, weź się w garść. Poradzisz sobie – mówię, odsuwając się od suszarek i wyciągając telefon z torebki. Przesuwam po nim palcem, aby wysłać wiadomość mojej przyszłej szwagierce Amelii. Jest jedyną osobą, która wie, że jestem dziś na randce.
Odkąd Amelia (możecie ją znać jako Rae Rose, światowej sławy gwiazda muzyki pop) przyjechała do miasta nieco ponad rok temu i zakochała się w moim starszym bracie, połączyła nas natychmiastowa więź, której nie potrafię wyjaśnić. Jakby zawsze miała być w naszej rodzinie. I pomimo że jest dla nas nowa, ufam jej w sposób, w jaki nie ufam wielu innym osobom. Dlatego teraz do niej piszę.
ANNIE: POMOCY!!!!
AMELIA: O nie! Nie idzie dobrze?
ANNIE: Wylałam na niego moje piwo. A potem powiedziałam mu, że chcę wyjść za mąż.
AMELIA: Ups! Aż tak ci się podoba?
ANNIE: Nie, nienawidzę go.
AMELIA: Hmm, mylące. Możesz zwiać?
ANNIE: Nie! To takie niegrzeczne!
AMELIA: Em i Maddie przyjdą za kilka minut. Po prostu powiedz mu, że coś ci wypadło, a potem wpadnij do nas!
ANNIE: Nie mogę mu tego zrobić po tym, jak wylałam na niego piwo, a potem insynuowałam, że musi zadowolić mnie w łóżku, inaczej nie będzie się nadawał do małżeństwa.
AMELIA: O mój Boże. Tyle do przeanalizowania.
ANNIE: Po prostu zjem szybko. Nie zaczynajcie filmu beze mnie.
AMELIA: Powodzenia!! Przynieś brownie. Mają najlepsze.
Przygotowuję się przed lustrem, wygładzam długie blond włosy (które przynajmniej wyglądają naprawdę ładnie dzięki lokówce Emily, którą też ukradłam), a potem wychodzę z łazienki.
Niestety wracam do stołu w samą porę, by usłyszeć, jak John kończy rozmowę telefoniczną, która nie była przeznaczona dla moich uszu.
– Tak, mówię ci, że jest niewiarygodnie nudna. I po prostu trochę skrępowana i dziwna. Jakby miała zero osobowości. – Słucha osoby po drugiej stronie linii. – To znaczy tak, wydaje mi się, że jest niemal ładna, ale nawet nie chcę próbować niczego z nią dzisiaj, bo jest taka nudna. Więc po prostu zadzwoń do mnie za pięć minut z nagłym wypadkiem. Okej, tak. Dzięki.
Moje policzki płoną. Pani przy stoliku obok nas usłyszała całe zajście i patrzy na mnie oczami pełnymi współczucia. Nienawidzę współczucia. Wolałabym, żeby się śmiała. Dam sobie radę ze śmiechem. Moje rodzeństwo to zawodowi złośliwcy, więc przez całe życie przyzwyczajali mnie do śmiechu. Ale nie do litowania się nade mną.
Oddycham przez nos, żeby nie płakać – bo to naprawdę byłaby wisienka na torcie, prawda? – i cofam się o kilka kroków. Liczę do pięciu, a kiedy jestem wystarczająco opanowana, głośno anonsuję swój powrót.
– Wróciłam!
John poprawia i składa serwetkę, a na jego twarzy pojawia się nowy promienny uśmiech (najprawdopodobniej po to, by był przekonująco smutny, że musi wyjść po telefonie z nagłym wypadkiem).
– Świetnie. Czy wiesz, co chcesz zamówić?
– Prawdopodobnie tylko brownie – mówię bardziej do siebie niż do Johna, zanim kątem oka dostrzegam parę wchodzącą do restauracji. Podnoszę wzrok i patrzę raz jeszcze.
To… ten pirat.
ROZDZIAŁ DRUGI
Annie
Albo nie. Nie prawdziwy pirat, ale Will Griffin – były ochroniarz gwiazdy popu Rae Rose, znanej również jako narzeczona mojego brata, Amelia. Noah i Amelia poznali się nieco ponad rok temu, kiedy jej samochód zepsuł się na jego podwórku. Od tamtej pory są prawie nierozłączni. Więc po ostatniej trasie koncertowej Amelii, kiedy zdecydowała się oficjalnie przenieść do naszego małego miasteczka, Rzymu w Kentucky, aby zamieszkać z moim bratem, Will przyjechał z nią na kilka tygodni, aż się zadomowiła, a prasa zdążyła ucichnąć. Bez większego zagrożenia dla jej bezpieczeństwa Will został przeniesiony, aby zapewnić ochronę innej znanej celebrytce.
Wcześniej przez pięć lat z przerwami był ochroniarzem Amelii, kiedy go potrzebowała. W tym czasie zyskał sławę jako jeden z najgorętszych ochroniarzy na świecie. Oraz niebezpiecznych. Jeśli wygooglujesz Seksowny Niebezpieczny Bodyguard, zdjęcie Willa pojawi się jako pierwsze, wraz z mnóstwem filmów, na których przyszpila do ścian przerażających ludzi próbujących dostać się do Amelii lub pokazuje, jak powala na ziemię faceta, który wyciągnął nóż, kiedy on pilnował polityka. Istnieje wiele przerażająco odważnych zdjęć i filmów, na których dokładnie i skutecznie wykonuje swoją pracę. A potem jest publikacja BuzzFeed[1], który jest moim ulubionym. Poświęcili cały artykuł wielu stylizacjom Willa Griffina. Zasadniczo jest to rotacja zdjęć i GIF-ów, w których jest albo surowy, albo oszałamiający. Will udoskonalił równowagę pomiędzy powalę-cię-jeśli-spróbujesz-mnie-skrzywdzić a moje-ręce-mogą-być-och-tak-delikatne-na-twoim-ciele.
Jest też artykuł w magazynie „People”, pokazujący jego zdjęcia z kilkoma różnymi kobietami na randkach na całym świecie. I jest ich wiele. Ten artykuł tak bardzo mi się nie podoba.
Amelia – jedyna kobieta na świecie, która wydaje się odporna na jego wdzięki – twierdzi, że wygląda jak oprych, ale się myli. Oprychom brakuje kawałków uszu, mają wyszczerbione zęby i mięsiste pięści. Will Griffin jest… Piękny.
Ma te mocne atramentowoczarne brwi, rozciągające się nad psotnymi niebieskoszarymi oczami. Muskularne, gibkie ciało i figlarne usta, które wyglądają absolutnie doskonale, kiedy się uśmiecha. I jego lewa ręka, pokryta pięknymi, ozdobnymi kwiatowymi tatuażami z czarnymi liniami, które wiją się wzdłuż jego umięśnionego ramienia, aż do motyla rozpostartego na wierzchu dłoni i knykciach. Nie muszę teraz patrzeć, żeby potwierdzić, że motyl tam jest. Kiedy Will nie patrzył na mnie, przyglądałam się mu tyle razy w ciągu tygodni, które spędził w miasteczku, że zapamiętałam jego kształt.
Will ma taką twarz, która prowokuje cię do wejścia mu w drogę, ponieważ uwielbia rywalizację – pragnie przygody. Nie, on nie jest zbirem, to łobuzerski, dziki diabeł. Pirat. Przynajmniej taki jest w moich fantazjach. Ponadto we wspomnianych fantazjach ma kolczyk i nosi obcisłe bryczesy z koźlej skóry oraz białą lnianą koszulę z otwartym kołnierzem, która odsłania część jego tatuaży na piersi, które, jak zakładam, istnieją.
Czy wspominałam, że moim hobby jest czytanie romansów historycznych? Konkretnie tych o tematyce pirackiej.
Gdy Will i jego wspaniała partnerka wchodzą do restauracji, wydaje się, że całe miejsce nagle budzi się do życia. Jego delikatny uśmiech wzbudza wir elektryczności w powietrzu. Kiedy kładzie dłoń na dolnej części pleców swojej partnerki, czuję fantom tego samego dotyku na własnej skórze. Czas zwalnia, gdy Will i kobieta przemykają przez restaurację do swojego stolika – tak bezpieczni i pewni siebie, że pozornie nawet nie zauważają, że wszyscy się na nich gapią. Może jest do tego przyzwyczajony.
Jak na zawołanie telefon Johna zaczyna brzęczeć. Uśmiecham się do siebie, gdy odgrywa rolę godną Oscara. Spuszcza wzrok na telefon, a pomiędzy jego brwiami pojawia się zmarszczka. Wydaje z siebie zabawne małe hmm.
– Ciekawe, dlaczego mój współlokator do mnie dzwoni. Nie masz nic przeciwko, żebym odebrał?
– Nie, zupełnie nie – przyzwalam cicho, rozproszona widokiem Willa zdejmującego obcisłą marynarkę, którą wiesza na oparciu krzesła, po czym podwija mankiety koszuli. Jasny gwint, te przedramiona są wspaniałe.
John odbiera telefon i głosem ociekającym niepokojem mówi:
– Halo?
Natychmiast jego twarz zmienia się w coś pomarszczonego, a ja to kopiuję, bo też chcę Oscara.
– Poważnie? Co się stało? – Celuje we mnie palcem wskazującym w geście mówiącym „zaraz wracam”, a potem wstaje od stołu i odchodzi, by niespokojnie porozmawiać ze swoim współlokatorem lub kimś, kto jest po drugiej stronie linii.
W końcu kiwam na kelnerkę, która najwyraźniej zamierzała nas unikać przez cały wieczór, i proszę o rachunek i gigantyczne brownie na wynos.
Potem zajmuję się składaniem serwetki w idealny mały kwadrat.
– Annie? – dobiega mnie znajomy męski głos.
Serce mi staje, więc podnoszę głowę, by spojrzeć prosto w mistyczne oczy Willa Griffina. Nigdy wcześniej nie słyszałam, żeby wypowiadał moje imię – to było magiczne. Nawet nie planowałam się z nim przywitać, bo nie byłam pewna, czy mnie pamięta.
Jako ochroniarz Amelii był skoncentrowanym agentem w każdym calu. Jasne, uśmiechał się uprzejmie i zawsze mrugał do starszych pań, przez co Mabel omdlewała; ale nigdy tak naprawdę nie angażował się w pogawędki. Zawsze kręcił się w pobliżu w swoich odblaskowych okularach przeciwsłonecznych i wyglądał na gotowego w każdej chwili przyjąć kulkę za Amelię. Mam dreszcze na samą myśl o tym.
– Will Griffin. To ty. Cześć.
Uśmiecha się.
– Annie Walker. Witaj ponownie.
– Co tutaj robisz? – Rozglądam się w nadziei, że zobaczę Adele, ale nie. Tylko ta wspaniała brunetka, z którą przyszedł, przeglądająca menu. Odwracam wzrok z powrotem w kierunku Willa i wtedy moje spojrzenie przebiega po nim. Jego dopasowane spodnie od garnituru przylegają do ładnie umięśnionych ud, a obcisła czarna koszula zapinana na guziki zakrywa jego górną połowę. Opina jego ramiona, jest rozpięta przy kołnierzyku i podwinięta do przedramion. Pomysłowy rękaw z kwiatów magnolii i listowia wysuwa się spod jego koszuli i opada na nadgarstek.
O rajuśku, założę się, że przez Willa pozostali mężczyźni w restauracji kurczowo ściskają swoje partnerki, mając tylko nadzieję, że Will nie zdecyduje się uciec z jedną z nich.
– Właściwie to jestem na randce – mówi, wskazując uroczą dziewczynę siedzącą przy jego stoliku.
– Jesteś na randce trzydzieści minut drogi od Rzymu? Czy to przypadek?
Uśmiecha się, a dwie zmarszczki – nie do końca dołeczki – obejmują jego uśmiech, jakby nawet jego ciało rozumiało, jak wyjątkowy jest to uśmiech, i chciało to podkreślić.
– Nie bardzo. Gretchen i ja przejeżdżaliśmy przez te okolice, więc umówiliśmy się na noc, a jutro jadę do Rzymu. Amelia ci nie mówiła? Znowu zostałem jej przydzielony na jakiś czas.
– Och. Nie wiedziałam. – Dlaczego mi nie powiedziała? Z drugiej strony, dlaczego miałaby mi mówić? Nikt nie wie, że poczułam coś do Willa, kiedy go pierwszy raz spotkałam.
– Jej zespół spodziewa się wzrostu medialnego zainteresowania w związku ze zbliżającym się ślubem. Chcieli, żebym był w pobliżu, na wszelki wypadek.
– Dobrze. Cieszę się, że wracasz. – A potem uświadamiam sobie, jak to zabrzmiało, i dodaję: – To znaczy przez wzgląd na Amelię.
Uśmiecha się delikatnie, a mój żołądek podskakuje.
Przełykam głośno ślinę.
– I fajnie, że przez jakiś czas będziesz tak blisko swojej dziewczyny – mówię, próbując odwrócić jego uwagę od przypadkowego wyznania, że cieszę się, że znowu będzie w mieście. Znowu przy mnie.
Obejrzał się szybko przez ramię.
– Gretchen nie jest moją dziewczyną, tylko się spotkaliśmy.
Ale on powiedział, że umówili się na noc…
Och! No tak! Po prostu się zabawiają. Fajnie, fajnie, fajnie. Totalnie fajnie i normalnie, a myśl o Willu zdejmującym wszystkie swoje ubrania wcale nie sprawia, że moja skóra płonie dziwnie i czuję mrowienie.
– Więc jesteś tu sama? – pyta, przesuwając wzrokiem po mnie, a potem po stole i pustym krześle.
W następnej chwili John wraca do stolika. Zanim otworzy usta, mówię w jego imieniu:
– Cóż, byłam na randce. Ale myślę, że John ma właśnie zamiar wyjść, ponieważ coś mu wypadło. – Spoglądam w szeroko otwarte oczy Johna. Teraz myśli, że jestem medium. – Twój dom się pali? Babcia w szpitalu? A może samochód twojego współlokatora ma przebitą oponę? – zgaduję wesoło.
Waha się sekundę.
– Uch… to z przebitą oponą.
Tyle z tego Oscara. Pod nagle mrocznym spojrzeniem Willa umiejętności aktorskie Johna słabną wraz z jego odwagą.
– Nienawidzę, kiedy tak się dzieje – mówię uprzejmie, gdy kelnerka przynosi nasz rachunek i ciastko na wynos. Odkłada wszystko na stół, rzucając dwa spojrzenia w stronę Willa. Przez chwilę jest zszokowana tym, jaki jest przystojny. Ustaw się w kolejce, panienko.
– Cóż, John, powodzenia w pomaganiu przyjacielowi. Jedź bezpiecznie! – Sięgam do torebki po portfel, żeby zapłacić za drinka i deser, zanim wyjdę – jestem bardziej niż chętna, żeby się stąd wydostać i zapomnieć o tej randce.
John przestępuje z nogi na nogę i stuka kluczykami w udo.
– Tak. Dzięki za zrozumienie.
– Nie ma problemu. – Macham mu ręką, wciąż grzebiąc w torebce.
Podnoszę wzrok, gdy słyszę gardłowe chrząknięcie i widzę, jak ramię Willa lekko naciska na pierś Johna, powstrzymując go przed odejściem, do którego najwyraźniej się zbierał. Głowa Willa wskazuje w stronę stołu w jakiejś niewerbalnej męskiej mowie, a potem John wkłada rękę do tylnej kieszeni, wyciąga portfel i rzuca pięćdziesiątkę na stół.
– Uch… wezmę na siebie rachunek, ponieważ to ja muszę lecieć.
– Ale ja rozlałam…
– W porządku. Dobrej nocy, Annie. – A potem John znika tak szybko, że na dywanie zostaje po nim smuga dymu.
Zarzucam torebkę na ramię i wstaję. Will jeszcze się nie poruszył, a ja aż do teraz nie zdawałam sobie sprawy, jak wysoki jest ten mężczyzna. Sięgam mu do ramienia. Ale niekoniecznie jest to trudne, gdy masz tylko sto sześćdziesiąt centymetrów wzrostu.
– Wszystko w porządku? – pyta ze ściągniętymi brwiami.
Uśmiecham się.
– Tak. Dlaczego miałoby nie być?
– Bo ten dupek najwyraźniej wymyślił jakąś wymówkę, żeby zwiać?
– Och. Tak. Zdecydowanie tak.
Will przygląda mi się uważnie, szukając oznak niepokoju.
– I to ci nie przeszkadza?
Myślę o tym, a potem szczerze odpowiadam:
– Trochę, ale niewiele. Oboje spędziliśmy ten czas okropnie. Nie chciałabym, żeby zostanie tutaj miało go unieszczęśliwić. – Wzruszam ramionami. – Mam nadzieję, że jego wieczór będzie teraz lepszy.
Will śmieje się krótkim śmiechem z nutą niedowierzania.
– Mówisz serio?
– A nie powinnam?
Uśmiecha się i znowu trafia w samo dno mojego żołądka. Rany, jak by to było umawiać się z takim mężczyzną jak on? Cała ta charyzma i pewność siebie. Na pewno zrobiłabym z siebie pośmiewisko.
– Myślę, że może jesteś zbyt miła? – mówi to w formie pytania.
– Moje siostry zgodziłyby się z tobą, ale gdybyś zajrzał do mojej głowy, gdy prowadzę samochód… – Gwiżdżę lekko i pozwalam, by sugerowane łajdactwo zawisło w powietrzu.
– A co z tobą? Będziesz miała teraz kiepski wieczór?
– Czy naprawdę ktoś może mieć kiepski wieczór, jeśli ma do zjedzenia gigantyczne brownie w drodze do domu? – Podnoszę plastikowy pojemnik jako dowód.
O nie. Teraz patrzy na mnie ze współczuciem.
– Tak. To absolutnie pogarsza sprawę. Czy zechciałabyś dołączyć do mnie i Gretchen na obiad?
To sprawia, że śmieję się głośno.
– Nie, dziękuję, ależ za nic w świecie. To byłoby takie krępujące – mówię, przesuwając się w stronę wyjścia z restauracji. Will wisi u mojego boku, dopasowując się do mnie krok po kroku, a ja nie do końca rozumiem, dlaczego wciąż ze mną rozmawia. Ano tak, współczucie. – Nie martw się o mnie. Poważnie. Spędzę wieczór spektakularnie. Jest taka książka, którą naprawdę chciałam skończyć.
To półprawda. Z całą pewnością będę płakać w drodze do domu z powodu słów Johna, ale potem mam gorący romans do skończenia, w którym pirat właśnie porwał damę, a ona ma zamiar wywrócić jego świat do góry nogami dowcipnymi uwagami i urzekającą osobowością.
– Książka – powtarza z niedowierzaniem.
– Yhy.
– Książka będzie dobrą zabawą?
Śmieję się, gdy idziemy dalej.
– Czy należysz do tych nieczytających? Film nigdy nie jest lepszy, zapewniam cię.
– Nie powiedziałbym, że nie czytam. Czytanie po prostu nie znalazło się wcześniej na moim radarze.
– Ale teraz tam jest? – pytam z nadzieją, zerkając na niego.
– Może. – Uśmiecha się.
Docieram do drzwi i jestem przekonana, że to jest moment, w którym Will i ja się rozstaniemy, ale ku mojemu zdziwieniu on pochyla się do przodu, otwiera przede mną drzwi, a potem wychodzi za mną, rzucając spojrzenie swojej partnerce i szukając sygnału, że może mnie odprowadzić. Ona mu lekko macha, że może iść. Miła dziewczyna.
Powietrze jest gorące i duszne jak we wszystkie letnie noce na Południu, a moje obcasy stukają o betonowy chodnik. Nie mogę powstrzymać się od śmiechu. To wcale nie jest standardowa ścieżka dźwiękowa mojego życia. Moim ulubionym obuwiem są białe conversy. Strojem: jedne z moich pięciu par ogrodniczek w różnych kolorach z koszulką pod spodem. Jeśli wyszukasz słowo wygodny w słowniku, znajdziesz tam moje zdjęcie.
– Więc co to za książka? – pyta Will, kiedy docieramy do mojej furgonetki, a ja wyciągam kluczyki.
Śmieję się lekko.
– Co?
– Jaką książkę będziesz czytać dziś wieczorem?
Rzucam przelotne spojrzenie na restaurację, zastanawiając się, dlaczego, do jasnej ciasnej, jest tutaj ze mną, próbując dołączyć do mojego tajnego klubu książki, zamiast wrócić na swoją randkę. Mam wrażenie, że gra na zwłokę – próbuje wydłużyć naszą rozmowę. Ale nie, na pewno chce być po prostu miły. Nie ma mowy, żeby taki mężczyzna jak on był zainteresowany kobietą, która właśnie została rzucona w połowie randki, ponieważ jest niewiarygodnie nudna, niemal ładna i nawet nie nadaje się do pójścia z nią do łóżka. Jestem pewna, że Will po prostu poświęca miłej dziewczynie trochę uwagi, zanim wyruszy w swoją stronę.
Mrużę oczy i się uśmiecham.
– Cóż, powiedziałabym ci… ale wtedy musiałabym cię zabić. I naprawdę nie jestem fanką morderstw, więc myślę, że zatrzymam to dla siebie.
Will parska śmiechem. Nie ma pojęcia, co o mnie sądzić. Jest więc nas dwoje, bo nagle zdaję sobie sprawę, że stoję tutaj i bez wysiłku rozmawiam z Willem Griffinem i nie mam pojęcia, jak sobie z tym radzę. Wiem tylko, że jest to łatwe.
– Cóż, jeśli to coś dla ciebie znaczy, mam nadzieję, że naprawdę będziesz się dobrze bawić, czytając swoją książkę.
Will otwiera drzwi mojej furgonetki i momentalnie robi mi się przykro – tylko dlatego, że te pięć minut z nim było już lepsze niż jakakolwiek randka, na której byłam, a mimo to już nigdy nie będę miała takiej możliwości. A teraz na każdej randce, na którą pójdę, będę mieć nadzieję, że moi partnerzy otworzą przede mną drzwi – a tak nie będzie, ponieważ połowa kobiet na świecie nie znosi, kiedy mężczyzna otwiera im drzwi, a druga połowa to uwielbia, co skutkuje tym, że faceci panikują i spieszą się do swoich drzwi, nigdy nie pytając, co tak naprawdę woli ta konkretna kobieta. Nigdy specjalnie mi na tym nie zależało, ale teraz, po tym, jak Will zrobił to za mnie, zdecydowanie znajduję się w kolumnie „podoba mi się to”.
Co gorsza, będę mieć nadzieję, że gość na następnej randce będzie miał niebieskoszare oczy jak Will – ale nie jakieś tam niebieskoszare, ale niebieskoszare z grubą, niebezpieczną czarną obwódką wokół. Nie jestem nawet pewna, co to znaczy, po prostu wiem, że czuję to aż po same palce u stóp, że ta obwódka jest niebezpieczna.
Możliwe, że czytam za dużo romansów.
Uśmiecham się.
– A ja mam nadzieję, że będziesz się dobrze bawić z Gretchen podczas wszystkich swoich miłosnych przygód. – O Boże. Oczy Willa się rozszerzają, na co ja się krzywię.
Jeśli nie jest to już całkowicie jasne, jestem dziewicą. Po prostu wydaje mi się ważne, aby zaznaczyć to w tym momencie.
– Prawdopodobnie nie powinnam była tego mówić. Przepraszam. Resztki niezręczności po pierwszej randce. Odjadę, zanim opowiem ci o reprodukcji kwiatów.
Will nie wzdryga się ani nie odwraca wzroku. Uśmiecha się szeroko, a ten uśmiech wślizguje się prosto w mięsistą część mojego serca, napełniając je jak dmuchane koło ratunkowe.
– Cóż, chyba spotkamy się w mieście, Annie.
– Chyba tak.
Potem wskakuję do mojej furgonetki. Ale podskakuję trochę za wysoko i uderzam głową w framugę drzwi.
Ciąg dalszy w wersji pełnej
[1] BuzzFeed, Inc – amerykańskie przedsiębiorstwo zajmujące się mediami społecznościowymi, wiadomościami i rozrywką.
Tytuł oryginału: Practice Makes Perfect
Copyright © 2023 by Sarah Adams
Copyright for the Polish edition © 2023 by Grupa Wydawnicza FILIA
This edition published by arrangement with Dell, an imprint of Random House, a division of Penguin Random House LLC
Copyright for the Polish edition © 2023 by Grupa Wydawnicza FILIA
Wszelkie prawa zastrzeżone
Żaden z fragmentów tej książki nie może być publikowany w jakiejkolwiek formie bez wcześniejszej pisemnej zgody Wydawcy. Dotyczy to także fotokopii i mikrofilmów oraz rozpowszechniania za pośrednictwem nośników elektronicznych.
Wydanie I, Poznań 2023
Projekt okładki: © Sandra Chiu
Redakcja: Agnieszka Luberadzka
Korekta: Olga Smolec-Kmoch, Agnieszka Luberadzka
Skład i łamanie: Dariusz Nowacki
Konwersja publikacji do wersji elektronicznej:
„DARKHART”
Dariusz Nowacki
eISBN: 978-83-8357-164-5
Grupa Wydawnicza Filia sp. z o.o.
ul. Kleeberga 2
61-615 Poznań
wydawnictwofilia.pl
SERIA: HYPE