Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
„Riki i drogi” to opowieść o czternastoletnim chłopcu, który ma zdiagnozowany zespół Aspergera (całościowe zaburzenie rozwoju, mieszczące się w spektrum autyzmu). Główny bohater ucieka do lasu, żeby znaleźć „siebie”. W 2019 roku książka została wyróżniona przez szwajcarską Międzynarodową Izbę ds. Książek dla Młodych jako jedna z najlepszych powieści o dzieciach o wyjątkowych potrzebach.
„Książka jest w dużej mierze biograficzna, musiałem wrócić do trudnych momentów w mojej relacji z matką i wybaczyć jej i sobie wiele trudnych rzeczy. Ta książka jest dedykowana jej”.
Mark Liwin (właśc. Wałerij Kateruszyn, ur. 1988 w Iwano-Frankiwsku) – współczesny pisarz ukraiński, dziennikarz. Były dyrektor ds. marketingu telewizji Hromadske.ua. Wydawca magazynów internetowych „The Village Ukraine” oraz „Inspired”. Uczestnik konferencji TED-x. Laureat konkursów literackich „Smołoskyp” i „Koronacja Słowa”. Autor powieści „Życie oraz inna chemia” oraz książek dla dzieci.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 138
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Porozmawiajcie ze swoim psem
Nigdy nie pisałem przedmów. To przeraża. Najprawdopodobniej tak właśnie czuje się człowiek odpowiedzialny i religijny, gdy zostaje poproszony o bycie ojcem chrzestnym. Przedmowę wymyślono, aby ułatwić czytelnikowi podróż przez książkę. Lub zrobić uprzejmość temu, kogo poproszono o napisanie tej przedmowy. W każdym razie nie będę próbował niczego wyjaśniać, po prostu będę dzielił się swoimi przemyśleniami.
Muszę od razu powiedzieć: rzek i dróg w książce nie ma. Jest to opowieść o naszych lękach oraz o tym, co pomaga nam te lęki pokonać. Po przeczytaniu Riki i drogi nie przestaniecie się bać. Zrozumiecie, że bać się – to normalne. Wszyscy się boimy. Bliskich, którzy sprawiają ból, ponieważ uważają, że tak będzie dla nas lepiej. Błędów, których nie da się nie popełnić. Rodziców, którzy odchodzą. Snów, które się nie śniły. Zrujnowanych żyć i gorzkich rozczarowań. Utraconych wspomnień.
Przeraża także zastanawianie się, które ze wspomnianych w książce wydarzeń są fikcją, a które są fragmentami biografii Marka.
Tak, książka jest smutna. Lecz jednocześnie emanuje dobrem i nadzieją. Jest o drodze, którą idziemy, i o uczciwości wobec siebie.
Brak natomiast w tekście sentymentów – są ukryte głęboko pod powierzchnią, wychodząc poza jego granice. Czy też raczej są utajone w naszych wspomnieniach. We wspomnieniach, których również brakuje w książce.
Kiedy Mark zwraca uwagę na najdrobniejsze codzienne drobiazgi, mimowolnie zwracasz się do własnej pamięci: w myślach przeliczasz naczynia w domu mamy, wspólnie z nią zmywasz talerze, robisz porządki w pudełku z zabawkami, spadasz z roweru na gorący asfalt lub bawisz się z psem na podwórku babci.
Tajemnica tkwi w obrazach i odczuciach, którymi dzieli się Mark. Często właśnie w odczuciach utrwalane są ważne wspomnienia. Najtrudniej je zachować w pamięci, lecz one są najcenniejsze. Dlatego ich utrata tak przeraża.
Nigdy nie posiadałem psa. Wiele razy prosiłem o psa rodziców, ale za każdym razem po rozmowie z mamą rezygnowałem z tego pomysłu. Nie bałem się smutku z powodu utraty kochanego zwierzaka, ani potrzeby wstawania wcześniej z rana. Bałem się odpowiedzialności. Widzicie? Ja też się przyznałem.
W każdej przedmowie powinien się znaleźć niepoważny moment. Szczerze mówiąc, Mark nie umie żartować. Wszyscy jego przyjaciele wiedzą o tym: trzy dobre żarty na dziesięć. W książce jednak dowcipy bawią. Pewnie dlatego, że są wypowiadane przez Rikiego.
Mark przekonuje, że Riki to są lęki. Niech nadal tak myśli. Od tej chwili jednak to nie jest książka Marka, ona należy do każdego z nas. Dla mnie Riki oznacza uczciwość wobec samego siebie. Jest to moment, w którym masz spojrzeć na siebie w lustrze, uczciwie zobaczyć, kim jesteś i zaakceptować siebie.
Będę musiał zaakceptować strach przed niedostrzeżeniem czegoś ważnego. To ciągłe uczucie, że robię nie to, co miałbym robić. Uczucie tego, że moje życie omija mnie, ja natomiast żyję innym – zupełnie cudzym. A co, jak nie zauważę znaku, który wskaże mi właściwy kierunek? Dlatego Facebook należy ciągle przeglądać, Twitter aktualizować co trzy minuty, a po przebudzeniu sprawdzać Instagram. Ten strach to przyczyna wszystkich moich notatek, spisów oraz list rzeczy do zrobienia w notatniku.
Próbując policzyć wszystko, trwonimy własne życie. Tylko poprzez tworzenie niekończących się spisów udowadniamy sobie, że jesteśmy w stanie kontrolować przynajmniej coś w swoim życiu. Ale tyle czasu tracimy na formułowanie i zapisywanie celów, że nie zostaje nam czasu na ich osiągnięcie.
Boimy się pogubić i stracić kontrolę. Mark, podobnie jak jego bohater, stara się wszystko zrozumieć i usystematyzować. Wyjaśnia różnicę pomiędzy stosunkami a więziami, daje ocenę przeżytym przez siebie dniom…
W książce przedstawione są powszechnie znane prawdy. Po prostu boimy się je wypowiedzieć – ponieważ będziemy musieli się z nimi zgodzić.
Szukamy miłości, oczekujemy jej od wszystkich wokół nas, ale boimy się przyznać do tego przed sobą. Kiedy zaś jej nie otrzymujemy, boimy się przyznać przed sobą do własnej złości.
Boimy się własnej miłości, własnych pragnień, niespełnionych oczekiwań. Boimy się nie rozumieć. Boimy się utraty kontroli lub braku ważnej pozycji na liście rzeczy do zrobienia. Boimy się żyć zbyt szybko lub zbyt wolno. Boimy się zapominać i boimy się pamiętać. Boimy się przemilczeć i boimy się nagadać głupot.
I jeszcze jedno – boimy się tego, że jesteśmy w stanie wybaczyć nawet najgorsze błędy. Boimy się utracić tę złość wewnątrz siebie, zapomnieć i żyć dalej. Boimy się znowu pokochać ludzi, którzy nas skrzywdzili.
Jesteśmy jednak ludźmi. I bez względu na to, jak straszne byłyby błędy, będziemy wybaczać, zapominać i kochać.
Ta jest książka o lękach, przed którymi można uciekać przez całe życie albo obrócić się i spojrzeć im w oczy. Nie po to, żeby je pokonać, lecz aby zaakceptować. Po prostu uznać fakt normalności ich istnienia.
Jest to książka dla osób, które będą popełniać błędy, wiele błędów. Nie da się ich uniknąć, należy pogodzić się z nimi, wybaczyć innym, a co najtrudniejsze – trzeba będzie wybaczyć je nawet sobie samemu.
Porozmawiaj ze swoim psem.
5
4
3
2
1…
Andrij Basztowy
Redaktor naczelny The Village Ukraine
0.
Mam na imię Matwij, mam czternaście lat, choć ludzie, z którymi czasami mam kontakt, mówią, że zachowuję się jak małe dziecko.
Dzieje się tak, ponieważ bardzo się smucę, gdy o czymś zapominam albo gdy coś dzieje się nie tak, jak się przyzwyczaiłem – czasami przez to tracę kontrolę nad sobą i zdarza mi się powiedzieć to, czego mówić nie warto, albo usiąść i kiwać się godzinami, albo położyć się i tulić twarzą do ziemi, zupełnie straciwszy poczucie czasu.
Byłem nawet kilkakrotnie badany pod kątem różnych chorób psychicznych, ale nic te badania nie wykazały.
Teraz stoję na czworaka pośrodku własnoręcznie zbudowanego w kształcie trójkąta namiotu z gałęzi i liści oraz patrzę na niezbyt równą pomarańczową linię, która wyłania się spod mojej ręki.
Ona wyznacza czas mojego pobytu w lesie.
Dzisiaj jestem tu pierwszy dzień i jak na razie mam się dobrze.
Tak samo czuję się, gdy wdycham powietrze po deszczu albo kiedy po raz pierwszy zakładam wygodne, świeżo kupione ubrania.
Przyszedłem tutaj, żeby znaleźć się w innym otoczeniu, doświadczyć nowych wrażeń, ponieważ wszystkie moje zasady zostały całkowicie naruszone i przestałem odróżniać, co jest dobre, a co złe i odwrotnie.
Kilka dni temu przydarzyła mi się pewna sytuacja, która przywiodła mnie tutaj. Najpierw jednak z jej powodu postanowiłem odwiedzić kolegę mieszkającego po sąsiedzku. Babcia powiedziała, że źle się czuł.
Włożyłem więc do plecaka ciasteczka, herbatę i trochę miodu, który moja babcia zostawiła na stole. Ale byłoby kłamstwem stwierdzenie, że stan zdrowia kolegi martwił mnie ponad wszystko i chciałem tylko napoić go herbatą. Martwiło mnie to dopiero w drugiej kolejności. Tak naprawdę po prostu musiałem z kimś porozmawiać.
Przecież czasami musisz wypowiedzieć wszystko, czego nie rozumiesz, żeby to stało się normalne i wreszcie przestało cię gryźć.
A jeszcze narysowałem dla przyjaciela kartkę. Bardzo prostą. Pomyślałem, że będzie mu miło ją otrzymać. Chorych należy rozweselać takimi rzeczami.
Kiedy przyszedłem, on zapytał mnie, po co przylazłem. Powiedziałem, że przyniosłem mu ciastka i herbatę, ponieważ jesteśmy przyjaciółmi.
Powiedział, że nie jesteśmy przyjaciółmi – jesteśmy sąsiadami.
Milczeliśmy przez około trzysta sekund. Ale mogę się mylić, ponieważ nie miałem stopera i po prostu liczyłem w myślach.
Telewizor był włączony – mój przyjaciel oglądał program telewizyjny, w którym dzieci rozwiązywały różne zadania. Stwierdził, że są cholernie sprytne.
I zapytał, czy nie jestem zazdrosny.
A potem powiedział, że ja nigdy taki nie będę, ponieważ nie potrafię połączyć dwóch wyrazów w zdaniu. I zaśmiał się.
Ale mnie to nie dotknęło, przyzwyczaiłem się słyszeć takie rzeczy, nazywa się to „nabijaniem”. Ze mnie cały czas nabijają się w szkole i na ulicy.
Potem powiedział:
– Nic dziwnego, że twoja mama tak długo nie potrzebowała syna.
I dodał:
– Nic dziwnego, że przyjechała dopiero wtedy, kiedy już nie miała wyboru.
Ale nie jestem przyzwyczajony do rozmów o mojej mamie.
Zapomniałem, jak ona pachnie, jaki ma głos, jakiej długości i jakiego koloru są jej włosy. Nauczyłem się życia bez niej, zgodnie z nowymi zasadami. Aż raptem pojawiła się znowu i to było nieco dziwne, ponieważ zmarli ludzie nie powinni ożywać i odwiedzać cię, jakby nic się nie wydarzyło. Jest to sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem i wszystkimi zasadami normalności.
Byłem więc zdezorientowany i nie wiedziałem, co odpowiedzieć.
I powiedziałem, że pójdę do kuchni i zrobię herbatę.
Tam mogłem zostać w samotności i głośno wciągać nosem powietrze – to zawsze pomaga mi się uspokoić.
Pomyślałem, że trzeba zapytać, jak on zachorował i jak się teraz czuje. To nazywa się „zmienić temat rozmowy”.
Czajnik podgrzewał wodę, a ja patrzyłem przez okno na jerzyki, które latały tam i z powrotem, głośno krzycząc. Zanim woda się zagotowała, naliczyłem jedenaście jerzyków i dwa gołębie. Potem wziąłem kubek i rzuciłem do niego saszetkę herbaty. Ukroiłem plasterek cytryny, która leżała na stole, i również wrzuciłem go do kubka. Potem dodałem cztery łyżeczki miodu i zalałem wszystko wrzątkiem.
Wróciłem do pokoju i podałem koledze kubek.
On wziął go obiema rękami i zaczął dmuchać, żeby ochłodzić.
Chciałem przerwać ciszę, ponieważ czasem przez nią można poczuć się niezręcznie. Oczywiście czasami warto coś przemilczeć, ale to nie był ten moment. Cisza między nami była tak napięta, aż wydawało się, że za chwilę boleśnie uderzy. Przecież przyszedłem do niego nie po to, żeby milczeć. Chciałem z nim porozmawiać. Chciałem, żeby mnie ktoś pocieszył lub wsparł, powiedział, że w życiu różnie bywa, że zło również jest potrzebne – dla zachowania równowagi, i że po każdej przykrości następuje coś dobrego. I nie trzeba iść do lasu, żeby wszystko zmieniło się na lepsze.
Albo można po prostu porozmawiać na jakiś zwykły temat. Porozmawiać o piłce nożnej lub o filmie, zapytać, co warto przeczytać, lub coś w tym stylu. Myślę, że byłoby to nawet lepsze.
Zapytałem o co chciałem. Zapytałem, jak się czuje i czy jego samopoczucie choć trochę się polepszyło. Potem zapytałem, jak mu się udało zachorować w środku lata. Powiedział, że najprawdopodobniej to przez przeciągi w domu, ponieważ nie mają klimatyzacji i on musi ciągle robić przeciągi, żeby się ochłodzić. Przyjaciel zrobił dużego łyka, kolejne dwa – mniejsze, potem jeszcze jednego, potem jednak odstawił kubek na podłogę.
Wydawało mi się, że teraz jest odpowiedni moment, aby dać mu w prezencie kartkę.
Lubię rysować. Zwykle są to szkicowane obrazy, ciągi linii bądź figur. Nie jestem malarzem i szczerze to przyznaję. Po prostu lubię patrzeć na kreski i kółka wychodzące spod ołówka – mnie to uspokaja.
Wyciągnąłem obrazek z plecaka, ale mój przyjaciel z jakiegoś powodu zrobił się bardzo czerwony i zakaszlał, zaczął dłubać palcem w uszach jakby oszalał.
Potem wycharczał, żebym wezwał pogotowie.
Powiedziałem mu, że rysunek mógłby być ładniejszy, gdybym miał więcej czasu. Po prostu nagle postanowiłem do niego przyjść, nie planowałem tego. Ponieważ znalazłem w szafie listy, chociaż babcia mówiła do mi: „Nigdy, słyszysz, nigdy nie szperaj w pawlaczach i w ogóle nigdy nie dotykaj niczego w domu”.
Przyjaciel wciąż charczał i charczał, i to było bardzo głośne, i spadł z łóżka, i to było jeszcze głośniejsze, i jakoś w panice straciłem kontrolę nad sytuacją. Nie pamiętam, co było dalej. Cały świat widziałem niby przez grube szkło, przez które nie przenikały dźwięki ze świata zewnętrznego, wszystko stało się rozmazane i niezrozumiałe.
Ocknąłem się w kuchni, kiedy przyjechała karetka.
Przyjaciel został pilnie zabrany do szpitala.
Okazało się, że był uczulony na miód, i to bardzo.
Gdyby lekarze przyjechali kilka minut później, mógłby umrzeć.
Ostatnie, co do mnie wycharczał, kiedy byłem już w drzwiach, było coś takiego: „Y-h-sz-sz-y-h-sz (charczenie), nigdy więcej, y-h-sz-y-h-sz, nie przychodź, y-h-sz-y-h-sz”.
Zrobiło mi się wtedy jeszcze bardziej przykro i smutno, ponieważ naprawdę chciałem, żeby on wyzdrowiał. To znaczy, zamiar miałem dobry, ale stało się tak, że omal go nie zabiłem. I nie udało mi się z nim normalnie porozmawiać.
Trzymałem w rękach zmiętą kartkę i myślałem, czy będę mógł ją teraz dać w prezencie i czy warto to robić, kiedy przyjdę odwiedzić go w szpitalu. Czy może nie warto tego robić, bo tym sposobem na pewno mogę go wykończyć?
Ale przecież on powiedział mi, że „y-h-sz-sz-y-h-sz (charczenie), nigdy więcej, y-h-sz-y-h-sz, nie przychodź, y-h-sz-y-h-sz”. Nie mogę nie spełnić jego prośby, to również będzie niedobre. Chociaż sytuacja jest wręcz beznadziejna, takie rzeczy nie powinny się zdarzać, ponieważ gdy czynisz dobrze, powinno dobrze się układać.
Oto wreszcie jestem w lesie, a dokładniej w namiocie z gałęzi i liści – siedzę z podwiniętymi nogami, oddycham pełną piersią, próbując wraz z wydechem pozbyć się wszystkich złych i dziwnych rzeczy, które spotkały mnie w ostatnich dniach.
W lesie jest dobrze, ponieważ wiesz, że z czasem zniknie z ciebie ktoś inny i pojawisz się ty sam. Las temu sprzyja.
Po prostu chcę, aby wszystko było logiczne.
Po prostu chcę zrozumieć, co jest ze mną nie tak.
***
Rysuję jeszcze jedną nierówną pomarańczową linię i kończę ją strzałką, która ciągnie ją do góry. Ona wskazuje poziom mojego dobrego samopoczucia – od jednego do dziesięciu w górę i w dół. Chcę zrozumieć, jak zmienia się mój nastrój w lesie, czy pomaga mi przebywanie tutaj. Chcę zebrać jak najwięcej informacji o sobie, a ten wykres powinien mi w tym pomóc.
Jeśli po prostu będę siedział i nie będę notował tego, nie pojmę, czy stałem się szczęśliwszy, nie zrozumiem, jakie przyczyny na to wpłynęły. Albo wprost przeciwnie – nie będę wiedział, co mnie martwi i sprowadza mój nastrój poniżej zera, więc przez całe życie będę uderzał głową o te same kanty, których faktycznie można uniknąć.
Codziennie wieczorem będę rysował pomarańczowym ołówkiem cyfrę z dużą kropką – będzie wyznaczała, jaki był ten dzień.
Im wyższa ocena, tym lepszy dzień.
Wątpię, że osiągnę dziesiątkę: nie sądzę, aby mogło wydarzyć się co najmniej jedno wydarzenie w moim życiu, które zasłuży na taką ocenę, ponieważ to by znaczyło, że już wszystko osiągnąłem i szczerze to przyznaję.
Ale życie zawsze oferuje nam coś nowego i zawsze nas zadziwia, jak w tej sytuacji z mamą, która najpierw umarła, a potem nie umarła.
Ale jeżeli uda mi się postawić sobie co najmniej siódemkę, to będzie oznaczać, że dzień był po prostu fantastyczny i nie na marne polazłem do tego lasu i zbudowałem z gałęzi i liści ten namiot, który – mam nadzieję – nie będzie przeciekał, jeśli będzie padało.
Zacznę od czwórki. To wstępna ocena, która oznacza, że nie wydarzyło się nic złego, nie jestem głodny, nie jest mi zimno, niczego się nie boję i jestem trochę podekscytowany tym całym pomysłem.
Wiem, że z czasem mogę mieć problem (na przykład nie będę wiedział dokładnie, jaka jest wartość tego dnia – na piątkę czy na szóstkę). Ale jestem na to gotowy i myślę, że w trakcie coś wymyślę.
4.
Dla mnie ten uczynek jest niemalże heroiczny.
Jak dotąd nie decydowałem się na coś podobnego.
Zanim tu przybyłem, wymyśliłem, co będę robił, co w tym celu zabiorę ze sobą, z czego zbuduję namiot, o której porze będę zasypiał i budził się, co będę jadł i pił, kiedy będę czytał książkę.
Gdybym nie mógł tak uczynić, to zostałbym w domu, ponieważ nie lubię gwałtownych zmian – one sprawiają, że się niepokoję. Ludziom trudno to zrozumieć i zaakceptować, dlatego mówią, żebym wydoroślał i nie zachowywał się jak dziecko. Ale tu nie chodzi o dziecinność, ponieważ kiedy jesteś dzieckiem, to ciebie po prostu nic nie obchodzi i po prostu cieszysz się życiem, a mnie wszystko martwi, i cieszę się tylko wtedy, gdy wszystko dzieje się tak, jak się przyzwyczaiłem, kiedy wszystko jest uporządkowane, kiedy wszystko jest logiczne. Nigdy z tego nie wyrosnę i nie zmienię tego, i to nie zależy od wieku. Po prostu ciężko jest żyć w świecie, którego nie znam, o którym nigdy nie myślałem.
Jest dużo rzeczy, których się boję, i dużo rzeczy, których nie wolno mi robić, ponieważ wtedy wszystko wymyka się spod kontroli i to wydaje się bardzo nieładne, a czasami nawet przerażające. Na przykład nie mogę słuchać nagłych głośnych dźwięków, ale mogę zaczynać od słuchania cichych dźwięków i stopniowo zwiększać głośność, albo nie można mnie od razu przytulać, tylko można ze mną trochę porozmawiać, abym się do tego przyzwyczaił, i dopiero wtedy przytulić. Ale z przytulaniem jest trochę inaczej. Ponieważ pozwalam siebie przytulać tylko babci, wcześniej pozwalałem na to również mamie, a jeszcze wcześniej – przytulał mnie też tata.
Odzwyczaiłem się od taty zupełnie, ponieważ nie widziałem go od dwóch lat i nawet zapomniałem, jaką ma fryzurę, chociaż wcześniej rozpoznawałem go właśnie po niej, więc kiedy on znów pojawił się kilka dni temu i próbował mnie natychmiast przytulić – odepchnąłem go, i to było nieładne, wiem. Ale gdyby on przed tym trochę ze mną porozmawiał, gdyby najpierw wyjaśnił mi, dlaczego chce to uczynić, a następnie powiedział: „Matwiju, przytulę cię teraz”, pozwoliłbym mu, i wtedy nie byłoby takiej niezręcznej sytuacji.
Powiedział jednak wtedy, że wkrótce się do tego przyzwyczaję i wszystko będzie dobrze. A to oznacza, że wszystko będzie tak, jak się przyzwyczaiłem i jak mi się podoba.
Ale wiem, że już nigdy tak nie będzie.
***
Obudziłem się w środku nocy i było bardzo cicho i ciemno, i słyszałem tylko swój oddech. I wszystko było nie takie jak zawsze. To znaczy, w domu zamiast wiatru zawsze słyszałem tykanie zegara i jak chrapie babcia w pokoju obok, i ogarniał mnie przez to spokój, i znów zasypiałem.