Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Ratować małżeństwo czy rodzinny dworek, brnąc przy tym w nowe kłopoty?
Agata, roztrzepana pisarka z problemami małżeńskimi, latem wyjeżdża z dziećmi na podlaską wieś. Pod jednym dachem spotykają się cztery pokolenia. Z jednej strony są dystyngowana babcia arystokratka i szalona ciotka zielarka, z drugiej - odkrywający uroki wsi nastolatkowie i niesforne zwierzaki. Pośrodku tego rodzinnego zamieszania tkwi Agata. Serce pisarki wyrywa się do dawnej, młodzieńczej miłości - Pawła, a jej córki Gabrysi do przystojnego, choć irytującego Kaspiana.
Romantyczna katastrofa to afirmująca życie komedia romantyczna, pełna zaskakujących pomyłek, zwariowanych sytuacji, zabawnych konwersacji. Mądra i ciepła jest jak balsam na serce niejednej kobiety.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 334
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Wszystkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej książki nie może być reprodukowana w jakiejkolwiek formie ani w jakikolwiek sposób bez pisemnej zgody wydawcy.
Projekt okładki i stron tytułowych
Ilona Gostyńska-Rymkiewicz
Redakcja
Agnieszka Luberadzka
Zdjęcia na okładce
© kardaska, Nisit, SANGHYUN | stock.adobe.com
Redakcja techniczna, skład, łamanie oraz opracowanie wersji elektronicznej
Grzegorz Bociek
Korekta
Monika Simińska
Agnieszka Luberadzka
Niniejsza powieść to fikcja literacka. Wszelkie podobieństwo do osób i zdarzeń rzeczywistych jest w tej książce niezamierzone i przypadkowe.
Wydanie I w edycji „większej litery”, Katowice 2025
Wydawnictwo Szara Godzina s.c.
www.szaragodzina.pl
© Copyright by Wydawnictwo Szara Godzina s.c., 2024
ISBN 978-83-68302-44-8
Nie tak dawno temu, a może w bliżej nieokreślonej przeszłości, w pięknym, tajemniczym dworze, położonym pośród malowniczych pagórków pokrytych bujną roślinnością… Tak wypadałoby zacząć tę historię, aby stała się ona romantyczniejsza i dostojniejsza, ale zanim w rzeczonym miejscu pojawią się jej główni bohaterowie, musi wydarzyć się wiele mało romantycznych i niezbyt bajkowych, a niekiedy krępujących, tragikomicznych, nielogicznych i żenujących sytuacji. Oni sami muszą przeżyć sporo wzlotów i upadków, popełnić całe mnóstwo pomyłek i zdobyć odpowiednie doświadczenia, aby stać się dokładnie takimi, jakich ta historia potrzebowała. Choć w przypadku Agaty… Hm… Nie każdy potrafi uczyć się na własnych błędach i nie każdy z wiekiem zaczyna być poważny, a niektórzy mają w sobie coś, co nigdy nie przestaje przyciągać tarapatów.
Agatę Kotlarek, matkę dwójki nastolatków, która będzie jedną z głównych bohaterek tejże historii, można kochać, podziwiać, dziwić się jej wyborom i zachowaniu, nienawidzić, ale z pewnością nie da się przejść obok niej obojętnie.
Jej dzieci, Konrad i Gabriela, to postaci równie barwne, żeby nie powiedzieć: przerysowane. Nastolatek wkraczający w okres dojrzewania, introwertyk stroniący od ludzi, zamknięty we własnym świecie, ale potrafiący zaskoczyć pomysłami, i od niedawna pełnoletnia młoda dama, niegdyś słodki, niemal bezproblemowy bobas, który uśmiechał się do wszystkich ludzi. Niestety ten etap szybko dobiegł końca, za to inne, jak na przykład bunt dwulatka, pozostały z nią do tej pory. W tej historii dziewczyna sporo namiesza, a to dlatego, że nie ustępuje matce w pakowaniu się w kłopoty.
To nie koniec barwnego orszaku postaci, ale te pojawią się później, wraz z upalnym latem, podczas którego cały świat roztargnionej Agaty, niezdecydowanej Gabrysi, przystojnego Pawła i jego syna Kaspiana (chłopaka o szemranej przeszłości) oraz eleganckiej babci Eugenii, ciotki Honoraty (zabobonnej zielarki), wiecznie obrażonej kotki Orendy i innych bohaterów przewrócił się do góry nogami.
– Przepraszam państwa na moment – powiedział wysoki, szczupły mężczyzna w okularach i brązowej tweedowej marynarce, który od godziny prowadził spotkanie z rodziną Kotlarków. – Nie policzę państwu za tę przerwę – dodał, zamknął laptop, na którym robił notatki z przebiegu spotkania, i wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
Siedząca na jednym z miękkich foteli Agata zacisnęła szczęki i poprawiła na sobie gruby wełniany sweter w kolorze nijakiego beżu. Wystrojony w elegancki garnitur Waldemar sięgnął po dodatkową torebkę cukru, aby dosłodzić herbatę, a ich dzieci, Gabrysia i Konrad, wyjęły z kieszeni telefony i zaczęły skrolować ekrany.
– Byłam przygotowana na to, że na terapii opierdziela się najpierw rodziców. Wiadomo, to oni wychowują dzieci, decydują o losie całej rodziny, zarabiają pieniądze, niejako władają wolnym czasem, są od planowania, zarządzania, zaopatrywania i tak dalej – zaczęła Agata, sięgając po filiżankę stojącą na stoliku przed nią. – Nie sądziłam jednak, że aż tak. Ten facet omal się nie zapluł, gdy recytował wyuczone definicje. – Upiła nieco i się skrzywiła. – Rzeczywiście paskudna. Podaj mi cukier – zwróciła się do męża, a ten bez słowa wyciągnął rękę po znajdujący się bliżej niego koszyczek z torebeczkami wypełnionymi brązowymi i białymi kryształkami i podsunął go jej, a kiedy się poczęstowała, odstawił na miejsce.
– Sama nas tu zaciągnęłaś – przypomniał i wsypał zawartość swojej torebki do filiżanki, po czym energicznie zamieszał w niej łyżeczką, stukając o brzegi naczynia. – No co? – Spojrzał pytająco na żonę.
– Nic – odrzekła, przewracając oczami, i zamieszała swoją herbatę mniej energicznie niż mąż.
– To chyba normalne z tymi uwagami. Jak chcę coś zmienić w firmie, to zaczynam od szefostwa, od zarządu – stwierdził tonem profesjonalisty Waldemar.
– Ciekawe, bo jakoś nie zauważyłam, żeby ciebie ten chudy gryzipiórek opierdzielał. – Agata odstawiła filiżankę i sięgnęła po ciastko. – Suche strasznie – oceniła. – Stare jakieś, ale pleśni nie widać. – Obróciła resztkę brązowego krążka w palcach i wepchnęła ją sobie do buzi.
– To atrapa, mamo. – Gabrysia wyjrzała znad ekranu telefonu. – Wypluj to, bo inaczej się pochorujesz.
Agata przyjrzała się bliżej ciastkom stojącym na paterze, po czym sięgnęła po serwetkę i wypluła to, co miała w ustach.
– Tfu! – Wytarła serwetką język. – To z nerwów – usprawiedliwiła się, choć nikt za bardzo nie był zdziwiony. Agacie dość często przytrafiały się podobne wpadki. – Pan – zrobiła wymowną pauzę – pożal się Boże psycholog tylko mnie ochrzaniał za to, co w naszej rodzinie nie gra. Czemu nie ojca? – rzuciła pytaniem w przestrzeń eleganckiego, całkiem przytulnego gabinetu utrzymanego w pastelowych barwach. – No tak – odpowiedziała sobie. – W sumie trudno coś zje… zepsuć – poprawiła się. – Trudno coś zepsuć, jeśli się nic nie robi. Cała odpowiedzialność spada na matkę. Jak dzieci są za bardzo wrażliwe, to matka pewnie na nie chuchała i dmuchała, jak mało empatyczne albo lepią się do nieodpowiednich osób, to pewnie nie okazywała im uczuć, jak agresywne, to zapewne się na nie od kołyski wydzierała, a jak mało asertywne, to pewnie decydowała za nie. Co nie zrobisz, to nie pasuje. Zawsze, kuźwa, źle.
– Mamo… – upomniała ją Gabrysia.
– A co, nieprawda? Co by biedna matka nie zrobiła, to zawsze jej wina. Jak ktoś zamorduje kogoś z zimną krwią, to o co go pytają, żeby stwierdzić poczytalność? O to, jakie miał relacje z matką! Czy go odpowiednio przewijała, karmiła, ubierała, czy opowiadała mu bajki na dobranoc. I jakie – podkreśliła, unosząc palec wskazujący. – Bo nieważne, że naoglądał się ociekających krwią horrorów albo polował z kolegami na szczury w piwnicy, ale istotne, że matka mu opowiedziała o tym, że wilk pożarł Czerwonego Kapturka zamiast go uratować.
– Mamo… – powtórzyła córka.
– Co „mamo”?! Tak już jest. Matki zawsze są winne. Może najprościej byłoby od razu, jak ginekolog informuje kobietę, że jest w ciąży, to niech ją opierdzieli z góry na dół na zapas, żeby się przyzwyczaiła. Albo najlepiej nic nie robiła, bo i tak to schrzani. – Agata zakończyła swoją tyradę i wyzywająco spojrzała na resztę rodziny.
– Mamo – wymruczała dosadniej córka i wskazała głową na drzwi.
Agata odwróciła się za siebie i spojrzała na stojącego w wejściu psychologa przyglądającego się jej z nieodgadnioną miną.
– To na czym skończyliśmy? – spytała lekko zarumieniona, poprawiając wymykające się z upięcia kosmyki. – Mówił pan, żebyśmy przynajmniej raz dziennie siadali wspólnie do stołu i opowiadali sobie o minionym dniu, tak?
– Tak, pani Agato – potwierdził psycholog i uśmiechnął się kpiąco. – A z panią chciałbym spotkać się na osobności.
– Psia kość – wyszeptała pod nosem.