Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Prequel Ścieżki wróżek. Seria Przeznaczenie: Saga Winx wprowadza czytelników do niezwykłego świata Magix, w którym młode czarodziejki i czarodzieje przeżywają niecodzienne przygody, zmagając się jednocześnie ze zwykłymi problemami nastolatek. Z tej wciągającej książki dowiesz się, jakie były wcześniejsze losy bohaterów Winx znanych z pierwszego tomu – Stelli, Terry, Skya i Rivena – a także lepiej poznasz Aishę, Musę oraz Bloom, które właśnie rozpoczynają naukę w szkole magii.
Stare mury Alfei od lat gromadzą czarodziejki posiadające magiczne zdolności – odczytywanie ludzkich myśli czy władanie żywiołami. Dzień otwarty w tajemniczej szkole czarodziejów wzbudza u dziewczyn wiele emocji. Aisha za wszelką cenę chce udowodnić, że doskonale nadaje się do tej szkoły, z kolei Musa jest pełna obaw i wątpi, czy odnajdzie się w świecie czarodziejów. Pierwsze dni w Alfei staną się początkiem niezwykłej przygody, która zaważy na losach dziewczyn. Sprawdź, jak poradzą sobie w nowej sytuacji!
Poznaj też niezwykłą historię Bloom, która będzie musiała zajrzeć w głąb siebie i odkryć drzemiącą w niej ogromną moc. Czy poradzi sobie, gdy jej siły zostaną wystawione na próbę? Czego Bloom dowie się o swojej przeszłości?
Rozpalając ogień idealnie wprowadzi cię w klimat superpopularnego serialu Netlixa, wyjaśniając niejedną magiczną zagadkę! Odkryj w sobie moc i zanurz się w świecie żywiołów razem z wróżkami Winx.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 275
Baśń #1
Najzdolniejsi, wspaniali, Wszyscy zniszczeni przez swoje młode lata, Wszyscy, wszyscy, zniszczeni zostali przez gorzką chwałę, nie z ludzkiego świata.
– W. B. Yeats1
Witamy w Alfei!
Broszura dla kandydatów do naszej szkoły przygotowana z okazji pierwszego Dnia Orientacji
Zamek Alfea zbudowano dawno temu, aby kształcić w nim młode wróżki i wzmacniać ducha wspólnoty wśród tych, którzy posiadają różne rodzaje magii wróżek. Sto lat później dobudowano do niego Skrzydło Specjalistów, jednostkę wojskową, w której ci, którzy nie mają magii wróżek – lecz są naszymi sojusznikami – mogą szkolić się w sztuce wojennej.
Bez względu na to, czy jesteś Specjalistą, czy wróżką, czy Twoją magią jest woda, ziemia, światło, umysł, technologia, ogień, czy powietrze, już dziś zapraszamy Cię do dołączenia do pradawnej tradycji! Przespaceruj się po terenach Alfei, odkryj labirynt, udaj się na wędrówkę po lesie (tylko nie zbliżaj się za bardzo do Bariery) i rozpocznij swoją drogę do samopoznania w pradawnych kamiennych murach.
UWAGI DOTYCZĄCE BEZPIECZEŃSTWA
Nie zbliżaj się za bardzo do Wschodniego Skrzydła, ponieważ jest w stanie ruiny.Nie dotykaj żadnych roślin w szklarni, chyba że pod bezpośrednim nadzorem profesora Harveya. Wiele z nich jest trujących lub ma magiczną moc. Albo jest magicznie trujących.Nie stawaj do walki ze Specjalistą, ponieważ może pozbawić Cię głowy.Zachowaj ostrożność w stosunku do magii, której nie znasz. Być może jesteś Wróżką Ziemi i możesz rządzić wszystkim, co rośnie w ziemi, ale Wróżka Wody może Cię utopić, a Wróżka Światła oślepić. Pamiętaj, aby okazywać innym szacunek. Chcemy, aby w Alfei panowała ogólna harmonia.TA CZĘŚĆ JEST PRZEZNACZONA DLA WRÓŻEK I ODMIEŃCÓW Z PIERWSZEGO ŚWIATA. MOŻESZ JĄ POMINĄĆ, JEŚLI JESTEŚ Z SOLARII, HERAKLIONU ITD.
To królestwo musi Ci się wydawać zupełnie inne niż te, które znasz ze świata ludzi, z magią zamiast elektryczności i potężnymi królami i królowymi zamiast prezydentów i premierów. Pozwól, że odpowiemy na pierwsze pytanie, które każdy tu zadaje: tak, mamy internet. Chociaż nie jest zasilany w taki sposób jak Twój internet, możesz się z nim połączyć, a Twój telefon będzie tutaj działać. Możesz nawet zadzwonić do domu!
W królestwie wróżek Solarii, niedaleko wodospadu i wielkiego lasu stał zamek. Każda rozsądna wróżka wysyłała swoje dzieci do Alfei, jedynej placówki oświatowej we wszystkich królestwach, która kształciła wzorowe wróżki.
Dyrektorka Alfei Farah Dowling była bardzo dumna z tego, że jej szkoła cieszy się tak dobrą reputacją. Poświęciła już wystarczająco dużo, żeby utrzymać tę dobrą opinię. I nie pozwoli, żeby cokolwiek jej teraz zaszkodziło.
To właśnie duma z Alfei skłoniła ją do zorganizowania Dnia Orientacji – być może wbrew temu, co podpowiadał jej rozsądek. Farah spojrzała na kartkę, którą trzymała przed sobą, i skreśliła słowa „dla odmieńców”, bo przecież to były oświecone i nowoczesne wróżki. W dzisiejszych czasach nie było już odmieńców! Odłożyła projekt broszury „Witamy w Alfei” przygotowany na Dzień Orientacji i wysunęła spod niego sekretny list, żeby spojrzeć na niego po raz ostatni.
Większość papierkowej roboty zlecała swojemu asystentowi. Zatrudniła na tym stanowisku zwykłego człowieka, aby pokazać, że ludzie i wróżki mogą ze sobą zgodnie współpracować. Okazało się jednak, że Callum nie nadaje się do niczego poza utrzymywaniem porządku w aktach. Farah nie miała pojęcia, co zrobić ze swoim sekretarzem. Sprawiał wrażenie, jakby miał pretensje do całego świata.
Wiedziała jedno. Musiała trzymać ten list z dala od Calluma. Nikt inny nie mógł go zobaczyć. Wszystkimi sprawami związanymi z aktami Rosalind, byłej dyrektorki Alfei, Farah Dowling zajmowała się osobiście.
Chociaż starannie ukryła wszystkie ślady po Rosalind, zło zbierało długie i dziwaczne żniwo. Farah mogła codziennie spełniać dobre uczynki, próbując zmazać plamę po tym, co było wcześniej. Jednak pod każdą powierzchnią, którą starała się wyczyścić, krył się znajomy mrok, który wcześniej czy później wydostawał się przez szpary między deskami i rozlewał niczym olej.
Tym razem zło pojawiło się w formie notatki napisanej pośpiesznie przez Rosalind, niezaadresowanej i najwyraźniej nigdy nie wysłanej, ukrytej w książce o magii, której od dawna nikt nie otwierał. Dziś, kiedy Farah wyjęła pożółkłą kartkę ze słowami napisanymi przed szesnastoma laty, jej serce aż podskoczyło na widok znajomego pisma. W ciągu swojego życia otrzymała wiele poleceń napisanych pająkowatą, mocną dłonią Rosalind. Kiedy była młodą wojowniczką, zabijała na jej rozkaz. Nawet dziś, po takim czasie, słowa Rosalind od razu pobudzały ją do działania.
Farah wymknęła się wcześnie rano do Wschodniego Skrzydła, gdzie przy migoczącym świetle pochodni uważnie przeczytała list. Treść notatki Rosalind brzmiała zagadkowo, ale Farah potrafiła ją odszyfrować. Rosalind wspomniała o czymś cennym ukrytym w Pierwszym Świecie (był to dziwny ląd, na którym żyli zwykli ludzie używający elektryczności zamiast magii). Farah dobrze znała Rosalind i wiedziała, że jeśli coś było dla niej cenne, to ta rzecz musiała być albo magiczną nagrodą, albo straszliwą bronią.
Albo jednym i drugim.
Po starannym przeanalizowaniu wskazówek zawartych w liście Rosalind Farah odtworzyła jej kroki sprzed wielu lat i zawęziła poszukiwania do miejsca o dziwacznej nazwie Kalifornia. Potem poprosiła przyjaciela o pomoc w śledzeniu magii i wróciła do pracy, choć nowo poznany sekret ciążył jej niczym kamień.
Teraz, stojąc przy swoim biurku, schowała zabazgraną kartkę i wyszła na korytarze Alfei. Podeszwy jej mocnych sznurowanych butów odbijały się echem od kamiennej posadzki. Farah włożyła ręce głęboko do kieszeni prochowca. Uczniowie rozpierzchli się, słysząc jej kroki, a ich śmiech jeszcze przez chwilę pobrzmiewał w korytarzach.
Farah nigdy nie była typem ciepłej i wrażliwej osoby. Postanowiła zorganizować Dzień Orientacji, ponieważ zdawała sobie sprawę, że oprowadzając rodziców i uczniów po szkole, sprawia wrażenie chłodnej i zdystansowanej, a zależało jej na tym, żeby wszyscy czuli się tutaj mile widziani. Jeżeli zaprosi wszystkich kandydatów na wydarzenie zorganizowane przez szkołę i da im szansę bliżej się poznać, później powinno być już łatwiej.
Czasami, obserwując uczniów biegających po Alfei, Farah żałowała, że zawsze trzyma wszystkich na dystans. Opanowała wiele rodzajów magii wróżek, ale jej wrodzoną zdolnością była magia umysłu: posiadała rzadko spotykaną umiejętność rozpoznawania uczuć i odczytywania myśli. Ludzie nie lubią być blisko Wróżek Umysłu, a samym wróżkom takie kontakty mogą zaszkodzić. Farah już dawno temu nauczyła się zachowywać dystans w relacjach z ludźmi, żeby chronić siebie i innych. Bez względu na to, jak bardzo doskwierała jej samotność, była to ważna lekcja, której nigdy nie mogła zapomnieć.
Farah rozejrzała się po Alfei z czułością, której nie potrafiła okazać swoim uczniom. Wróżkom Wody, których magia uwidaczniała się w połyskujących, błękitnych kropelkach. Wróżkom Powietrza, które sprawiały, że atmosfera wokół nich wibrowała. Wróżkom Ziemi, które wypełniały świat owocami i kwiatami. Wróżkom Światła, które rozjaśniały niebo. Wróżkom Ognia potrafiącym rozgrzać każde serce. I Wróżkom o innych, rzadszych mocach. To samo dotyczyło Specjalistów, wojowników Silvy, którzy chronili całą resztę. Farah doskonale zdawała sobie sprawę, dlaczego Rosalind gromadziła wokół siebie tylu protegowanych.
Jeśli któraś z tych bystrych istot kiedykolwiek poczułaby chęć przyjścia do Farah, z chęcią nauczyłaby je wszystkiego, co wiedziała. Tylko że ona nie chciała być taka jak Rosalind. Nie chciała kusić uczniów ani ich wykorzystywać, i nie znała sztuczek, dzięki którym Rosalind zdołała przeciągnąć tyle osób na swoją stronę. Dlatego zachowywała dystans i uśmiechała się do siebie, patrząc na biegających uczniów.
Kiedyś też byłam młoda, tak jak oni. Wszyscy kiedyś byli młodzi – jej przyjaciele, których złączyła miłość zrodzona w trudach walki. Wróżka, czarodziej oraz dwóch Specjalistów: Farah Dowling i Ben Harvey oraz Saúl Silva i Andreas z Heraklionu. Jednak Farah i jej bliscy przyjaciele nigdy nie mieli okazji, aby przeżyć prawdziwą młodość. Byli oddziałem elitarnych żołnierzy, którzy potrafili bezwzględnie walczyć ze złem. Ich przywódczyni Rosalind zadbała o to, żeby byli mocni jak stal.
W tamtym czasie Farah z dumą służyła innym. Nie kwestionowała metod szkolenia stosowanych przez Rosalind, aż było już za późno.
Teraz w koszmarach wracały do niej nie potwory, z którymi walczyła, lecz potworne czyny, których się dopuściła. Dlatego miała tylko jeden cel: aby uczniowie Alfei nigdy nie stali się tacy jak ona.
Zastanawiała się, czy powinna powiedzieć Saúlowi albo Benowi, dokąd się wybiera. Może warto by było poprosić któregoś z nich, żeby pojechali tam razem z nią. Minęła rzeźbione dębowe drzwi szkoły i spojrzała w dół na aleję wysadzaną drzewami i dalej na bliźniacze stawy, przy których młodzi Specjaliści uczyli się tajników sztuki wojennej od najlepszego żołnierza, jakiego znała.
Saúl Silva stał ze skrzyżowanymi ramionami i przez zmrużone oczy obserwował parę uczniów walczących ze sobą podczas sparingu. Jeden z nich miał wyraźną przewagę. Farah rozpoznała Skya po jasnych włosach, ale nawet bez tego od razu wiedziałaby, że to on – po minie Silvy. Ktoś z boku mógłby pomyśleć, że Silva po prostu uważnie obserwuje swoich uczniów, ale Farah przyjaźniła się z nim od dawna i widziała dumę na jego twarzy, gdy patrzył na chłopca, którego wychował.
Poradzi sobie sama. Nie będzie zawracać głowy Saúlowi.
Farah nie była taka jak jej starzy przyjaciele. Andreas nie żył i już niczego nie potrzebował. Ben miał ukochane dzieci. A Saúl miał Skya, dziecko Andreasa, które musiał chronić.
Farah natomiast miała Alfeę. Nie dochowała się własnych dzieci i jednocześnie miała ich bardzo dużo. Była odpowiedzialna za każdą duszę w Alfei, od wyniosłej młodej księżniczki po najskromniejszą wróżkę. Nigdy nie pozwoli, żeby ktokolwiek tknął złotą młodość tego nowego pokolenia.
Jakąkolwiek broń, jakikolwiek skarb ukryła Rosalind w Pierwszym Świecie, Farah odnajdzie to i zniszczy, a potem wróci na czas, żeby wziąć udział w uroczystościach z okazji Dnia Orientacji. Zrobi wszystko, co trzeba, żeby każda dusza w Alfei była bezpieczna, szczęśliwa i niewinna.
Alfea była najgorszym miejscem na świecie, a Riven czuł się bardzo nieszczęśliwy. W tej szkole nauczył się tylko, jak to jest obrywać od przeciwnika – tę naukę pobrał już dawno temu. Czuł, że mógłby zrobić doktorat z bycia kompletnym przegrywem. „Ojej, doktorze Rivenie”, mówiliby przyszli frajerzy, „w pana rękach porażka rzeczywiście stała się formą sztuki. To takie inspirujące. Nie możemy się doczekać, aż przeczytamy pana beznadziejną pracę doktorską”.
Do końca lekcji zostało dziewiętnaście minut.
Riven dzielnie stawiał czoła swojemu partnerowi treningowemu mniej więcej przez sekundę, po czym uchylił się przed kijem Skya i mocno uderzył ramieniem o platformę. Sky zaśmiał się okrutnie i skinął na niego, żeby się podniósł. Jego oddech nawet nie przyspieszył. Riven zacisnął zęby. Sky uważał, że jest dużo lepszy od Rivena, bo… no cóż, był dużo lepszy od niego.
Wiosenne powietrze, wciąż jeszcze chłodne po zimie, muskało ciemną taflę stawów, nad którymi były zawieszone platformy treningowe. Delikatne młode liście szeleściły na dębach i miedzianych bukach, których ogromne gałęzie rozciągały się nad ich głowami. Riven potwornie marzł w stroju bez rękawów. Spojrzał tęsknym wzrokiem w stronę ławek stojących przy brzegu, gdzie leżały jego ciepła bluza z kapturem i wygodna skórzana kurtka.
– No dalej, walcz! – warknął Silva, komendant Specjalistów. – Nigdy nie akceptuj porażki!
Ale Riven bardzo chciał zaakceptować porażkę! Oczywiście, Sky, skop mi tyłek. A potem znów i znów. Czy ja w ogóle muszę tutaj być i ponosić kolejne upokarzające porażki? Nie moglibyśmy po prostu się umówić, że namaluję swoją twarz na kłodzie, a ty ją przewrócisz i będzie po sprawie? Wtedy wszyscy pozostali Specjaliści zaśmiewaliby się z Drewnianego Rivena, a on w tym czasie mógłby zrobić sobie spacer po lesie.
Kij Skya zderzył się z kijem Rivena tak mocno, że ten poczuł silny wstrząs wzdłuż kości obu ramion. Koniec z marzeniami o spacerze po lesie.
Riven nie rozumiał, dlaczego Sky ciągle jeszcze z nim walczy. Czy jeszcze go to nie znudziło? Bo jego tak.
Do końca lekcji zostało piętnaście minut.
Kiedy na początku tego roku Riven przyjechał do Alfei, po cichu liczył na to, że trafi mu się fajny współlokator. Riven nie był typem popularnego ucznia, ale marzyła mu się niewielka grupka przyjaciół, z którymi będzie spędzał czas, wyśmiewając innych.
Kiedy zobaczył, z kim będzie dzielił pokój, zdał sobie sprawę, że jego życzenie się spełniło – można nawet powiedzieć, że jego dobra wróżka za bardzo się postarała. Jego współlokator był zdecydowanie zbyt fajny. Przerwać misję. Przerwać misję.
Wcześniej nieraz widywał Skya na zawodach i szkoleniach dla osób, które pragnęły dostać się do Specjalistów. Znał go na tyle, żeby skinąć głową, gdy Sky go mijał, idąc po medal. Od samego początku czuł do niego niechęć. Wystarczyło, że zobaczył bohaterski zarys jego szczęki i fantazyjnie ułożone włosy. Jednak w Alfei był skazany na towarzystwo „bohatera”, więc postanowił jak najlepiej wykorzystać tę sytuację. Sky wydawał się dość sympatyczny, dlatego Riven miał nadzieję, że uda im się jakoś dogadać. A może nawet zaprzyjaźnić. Na imprezie powitalnej Riven i Sky stali obok siebie zakłopotani, obserwując blondynkę w mieniącym się kostiumie, która dyrygowała swoimi koleżankami ze szkoły, jakby były jej służącymi.
– Patrz na nią – powiedział Riven. – Jaka księżniczka.
Sky spojrzał na niego z rozbawieniem.
– Ona jest księżniczką – zauważył.
– Jak to?
– Tak to – wyjaśnił Sky – że jest córką królowej Luny. Tej, co rządzi Solarią, kojarzysz?
– O – wymamrotał Riven.
Sky odchrząknął.
– I, no, jest moją dziewczyną.
– To ja sobie stanę tam – oznajmił Riven i poszedł do kamiennego łuku, przy którym rosły ciekawe pnącza.
Stał przy tych pnączach przez pełną godzinę.
Sky dołączył do Nieznośnej Księżniczki, która najwyraźniej miała na imię Stella. Księżniczka oparła dłoń na jego ramieniu, promieniejąc dumą, której blask doskonale współgrał z magicznymi światełkami tańczącymi wokół jej lśniących blond włosów.
Taka to była świetna impreza.
Później na pierwszej lekcji Silva, komendant Specjalistów – mężczyzna o przerażająco zimnych błękitnych oczach, które nigdy nie mrugały – nakazał Skyowi i Rivenowi przeprowadzić sparing. Mieli dać z siebie wszystko, żeby mógł ocenić ich umiejętności.
Riven zakończył tę walkę z oboma podbitymi oczami i skręconą kostką. Komendant Silva zauważył, że Riven sam skręcił sobie kostkę, próbując uciec przed przeciwnikiem, ale podbite oczy zdecydowanie zawdzięczał Skyowi. Pod koniec pierwszego dnia w szkole wszyscy znali już numer Rivena, i wiedzieli o o tym, że był on bardzo kiepski.
Trzeba oddać Skyowi sprawiedliwość: wieczorem po zgaszeniu świateł przeprosił Rivena, chociaż śmiał się przy tym tak, jak gdyby skręcenie kostki było czymś niebywale komicznym.
Wtedy jeszcze Rivenowi zależało na dobrych relacjach ze współlokatorem, więc machnął lekceważąco ręką.
– Nieważne. To nie dla mnie, cała ta zabawa w żołnierzyków. Nikt mnie nigdy nie pytał, czy chcę być Specjalistą.
Sky był zdezorientowany.
– Przyznaję, miecze są super – kontynuował Riven – ale cała ta idea, żeby ginąć za królestwa, to już poważna sprawa. No bo co te królestwa zrobiły dla mnie? Och, istnieją. W takim razie umrę. I jakie to ma znaczenie, czy zachowasz się jak głupek, czy jak Andreas z Heraklionu? Tak czy inaczej zginiesz.
Sky rzucił mu tępe spojrzenie.
– Andreas z Heraklionu?
Riven ucieszył się, że jego doskonały współlokator jednak nie wie wszystkiego. Andreas z Heraklionu był wzorem do naśladowania dla Specjalistów, bohaterem wojny ze Spalonymi, którą stoczyło poprzednie pokolenie.
– Nie żartuj sobie, musiałeś o nim słyszeć. Żołnierz, który poprowadził armię przeciwko Spalonym, straszliwym potworom, które kiedyś chodziły po tej ziemi. Andreas jest bardzo znany. I bardzo martwy.
– Słyszałem o nim. Był moim ojcem – powiedział Sky.
– Och – wymamrotał Riven. – No to zrobiło się niezręcznie.
Sky przytaknął i zacisnął zęby tak mocno, że jego linia szczęki stała się jeszcze bardziej zarysowana. No tak, pewnie tę cechę wyglądu też odziedziczył po ojcu.
– Co ty na to, żebym schował głowę pod koc – zaproponował powoli Riven – i nie wychodził już stamtąd do końca roku?
– Może być – zgodził się Sky.
Riven naciągnął koc na twarz i wpatrywał się desperacko w ciemność.
To był ostatni gwóźdź do trumny, który całkowicie zaprzepaścił jego szanse na przyjaźń ze Skyem. Riven odliczał dni do końca pierwszej klasy, kiedy to będzie mógł zmienić współlokatora. Każdy na jego miejscu zrobiłby to samo.
Jednak musi jeszcze minąć sporo czasu, zanim uwolni się od obecnego współmieszkańca. Najwyraźniej komendant Silva uznał Skya i Rivena za dobranych kumpli, bo codziennie podczas treningu łączył ich w parę. Sesje sparingowe trwały w nieskończoność, ale dzisiaj koniec był już bliski. Tak bliski, że Riven czuł jego smak.
Minuta do końca lekcji!
Sky zaatakował, a Riven zdołał zrobić unik. Kolejna sesja bez podbitego oka, brawo.
– Naprawdę idzie ci… – zaczął Sky.
– Widziałeś, która jest godzina? Najwyższa pora, żeby się stąd wynosić! – przerwał mu Riven i odwrócił się.
Delikatnie sturlał się z platformy, zszedł na brzeg stawu i szybkim krokiem oddalił się od Skya, od platform treningowych, komendanta Specjalistów i Skrzydła Specjalistów.
Nienawidził tego miejsca. Owianych wiatrem gór, porośniętej trzcinami doliny, wysokich szczytów wzgórz spowitych białą mgłą. Krainy wróżek, w której żołnierze ścigali potwory w lasach, błyskając zimnym srebrem mieczy w bladym świetle księżyca. Silva chciał stworzyć armię Specjalistów, która bez wahania ruszy do ataku – zabójców gotowych do walki w dawno zakończonej wojnie. Riven nigdy nie będzie taki jak wojownicy, którzy walczyli ze złem.
Nienawidził każdego budynku i każdej osoby w Alfei. Z wyjątkiem jednej.
Nie zdążył jednak odejść zbyt daleko, gdy komendant Silva zawołał do niego:
– Riven! Zaczekaj.
Alfea była najlepszym miejscem na świecie, a Stella nigdy nie była szczęśliwsza.
Teraz mogłaby już przyznać, że przed przyjazdem do Alfei nieco się denerwowała, ale powinna była wiedzieć, że to miejsce dla niej. To tutaj się dowie, jak zostać potężną kobietą, co było jej przeznaczone od urodzenia. Zanim będzie mogła zarządzać całym królestwem, musi się nauczyć, jak rządzić w szkole.
– Drogie panie – odezwała się do swoich współlokatorek – mamy rekord. Pięć minut i moje zadanie domowe już jest gotowe.
Rozłożyła ręce w ekspresyjnym geście, aktywując pokaz świateł, które otoczyły jej twarz, jak gdyby znajdowała się wewnątrz magicznego lustra.
Ricki i Ilaria radośnie klasnęły w ręce, a Stella zwinnie się obróciła, pozwalając sobie na chwilę próżności. No dobrze, może trochę więcej niż chwilę. Nie ukrywaj swojej magii światła pod korcem, powtarzała jej matka. Powinna zachwycać ludzi, ale jednocześnie sprawiać wrażenie, że wcale jej na tym nie zależy i że robi to mimochodem.
Stelli zawsze bardzo zależało. I ostatnio wreszcie zaczęło jej się udawać. Gdy tylko przyszła do Alfei, ludzie zaczęli się wokół niej tłoczyć, jak gdyby… jak gdyby była samą królową Luną.
„Księżniczka dostała odpowiednie imię”, mówili dworzanie, gdy jeszcze mieszkała u siebie w domu. „Błyszczy jak gwiazda, ale nigdy nie dorówna słońcu, którym jest jej matka”.
Skoro już mówili o imionach, to powinni wiedzieć, że imię jej matki wcale nie oznaczało słońca. Oznaczało księżyc, a księżyce odbijają światło. Cały jej blask był kradziony.
Stella nie chciała być gwiazdą. Gwiazdy żyją w ciemności, a ona wreszcie wyszła z mroku. Po latach stania w cieniu innej osoby wreszcie mogła zaświecić najjaśniejszym blaskiem na niebie Alfei.
– Mam dwie godziny na to, żeby wybrać idealny strój na randkę – kontynuowała.
Miała mnóstwo kreacji do wyboru. A jeszcze przedtem musiała zdecydować, czy uczesze włosy w wysoki kucyk z kilkoma niesfornymi lokami, czy tym razem wybierze warkocz. No i kolejna decyzja: spinki do włosów czy opaska?
Stella często używała swojego magicznego pierścienia, żeby przenosić się do świata ludzi i brać udział w Tygodniu Mody, ale teraz w Alfei podobało jej się bardziej niż gdziekolwiek indziej.
Ricki zaśmiała się.
– Czy ty masz w ogóle jakieś ubrania, które nie są doskonałe?
– Mój mężczyzna lubi widzieć więcej ciała, niż zwykle pokazujesz, księżniczko – stwierdziła Ilaria, lecz zaraz potem dodała, chcąc złagodzić swoje słowa: – ale ty zawsze wyglądasz przepięknie.
Sky, w przeciwieństwie do Matta, chłopaka Ilarii, nigdy nie sugerował, że chciałby zobaczyć więcej ciała. Był dżentelmenem. Stella uniosła jedną brew.
– Wiadomo.
„Nie pozwól, żeby ktokolwiek skradł twoją moc”, radziła jej matka, a potem dodawała: „wybieraj tylko tych, którzy ją potęgują”.
W pierwszym roku nauki współlokatorzy są przypisywani do siebie losowo i dostają albo kilkuosobowy apartament, albo mniejszy pokój dla dwóch osób. Stella została umieszczona w jednym z apartamentów w Alfei: pięć dziewcząt, trzy pokoje i jeden wspólny salon. Była księżniczką, nic więc dziwnego, że dostała cały pokój dla siebie. Jej apartament znajdował się na najwyższym piętrze, więc najbardziej ze wszystkich pomieszczeń w Alfei przypominał pokój w wieży. Stella kazała pomalować ściany na niebiesko i zawiesić na nich kilka luster, żeby mogła oglądać się pod każdym kątem. Dodatkowo ozdobiła pokój zdjęciami przedstawiającymi ją i jej nowe, wesołe przyjaciółki w otoczeniu świetlistych iskierek.
Czasami budziła się w ciemności i dygocząc z przerażenia, wsłuchiwała się w wiatr świszczący w oknie. W takich chwilach żałowała, że ma własny pokój. Jednak w ciągu dnia cieszyła się tym, że jest traktowana w szczególny sposób.
Na razie ten układ jej odpowiadał, ale w drugim roku nauki będzie już mogła sama sobie wybrać współlokatorkę. Jeśli twoja najlepsza przyjaciółka nie chce z tobą mieszkać, to znaczy, że nie masz najlepszej przyjaciółki. Stella musiała wybrać.
Problem w tym, że nie wiedziała kogo.
Jeśli miałaby podejmować decyzję w oparciu o to, kogo lubi bardziej, wybrałaby Ricki. Wspólne chwile z Ricki zawsze były radosne i relaksujące. Ricki była świetną koleżanką i nigdy nie powiedziała Stelli przykrego słowa.
I to właśnie był problem. Czasami dziewczyna musi być niemiła. Poza tym, jeśli ktoś pozwala sobie na złośliwość, to znaczy, że ma wyrobioną pozycję społeczną, dzięki której takie zachowanie uchodzi mu bezkarnie. Ilaria nie szczędziła kąśliwych uwag i spotykała się z jednym ze Specjalistów z drugiego roku. A Ricki nie miała chłopaka. Lepiej trzymać się z kimś, kto ma władzę. Stella miała pełną świadomość, że jej matka bez zastanowienia wybrałaby Ilarię na jej przyjaciółkę. Stella wolała Ricki, co świadczyło o tym, że jest słaba i żałosna.
Stella wyjrzała przez okno w pokoju na wieży, który został urządzony tak, aby spełniał wymagania księżniczki. Jej wzrok zatrzymał się na ciemnej tafli wody i jasnej czuprynie. Za dziedzińcem zamkowym znajdowały się stawy Specjalistów, nad którymi jej chłopak odniósł kolejne zwycięstwo.
Kochała Skya. Był najlepszym na świecie dodatkiem – lepszym niż jakakolwiek torebka czy biżuteria. Wszystkie inne dziewczyny jej go zazdrościły. Nawet jej mama stwierdziła, że Sky jest godzien księżniczki.
A Stella doceniała to, że Sky zawsze ją dostrzegał, nawet gdy w promiennym blasku swojej matki stawała się prawie niewidzialna. Chciał ją chronić.
Tylko że w Alfei Stella już nie potrzebowała ochrony.
Wstyd było jej to przyznać, ale czasami wolała powłóczyć się gdzieś z Ricki, Ilarią i innymi współlokatorkami niż ze Skyem. Tak wiele je łączyło. Kiedyś, gdy Sky po nią przyszedł, dziewczyny tak dobrze się bawiły, że zabarykadowały podwójne drzwi i kazały mu czekać, aż skończą. Czasami Stella miała wrażenie, że przygotowania do randek sprawiają jej więcej radości niż same spotkania.
To zupełnie normalne, pospiesznie zapewniała samą siebie, ilekroć w jej głowie pojawiały się zdradzieckie myśli. Znała Skya od bardzo dawna, nic więc dziwnego, że nowe osoby i nowe miejsca były dla niej bardziej ekscytujące. Tyle lat pragnęła, żeby mieć więcej, a teraz wreszcie miała wszystko: najlepsze przyjaciółki i najlepszego chłopaka. Po tylu latach spędzonych w zimnym mroku cudzego cienia w końcu została gwiazdą całej szkoły.
– Pokaż nam pierwszą stylizację – zaproponowała Ricki. – Już się nie mogę doczekać, aż cię w niej zobaczę.
Stella odwróciła się twarzą do przyjaciółek, chociaż kątem oka wciąż obserwowała swoje odbicie w lustrze. Zawsze starała się wzmacniać swoje naturalne światło za pomocą magii i uzupełniać swój blask, gdy tylko tracił na sile. Kto powiedział, że w prawdziwym życiu nie ma filtrów? Stella nie lubiła, gdy ktoś mówił, że jakaś rzecz jest godna Instagrama: to Instagram powinien być godny jej. Instagram musiał się postarać, żeby wejść na poziom Stelli.
Ilaria z zazdrością spoglądała na Stellę. Ricki uśmiechała się, jak gdyby ten pokaz sprawiał jej prawdziwą przyjemność, a Stella podjęła decyzję. Zrobi z Ricki idealną współlokatorkę. Jest księżniczką i powinna mieć wszystko, czego zapragnie. Wymyśliła plan, a Sky pomoże jej go zrealizować.
Wystarczy, że nadal będzie błyszczeć, a wszystko będzie wspaniałe.
Alfea była najlepszym miejscem na świecie, a ojciec Terry, profesor Harvey, był najlepszym nauczycielem na świecie. Gdyby tylko Terra mogła już chodzić do Alfei, osiągnęłaby pełnię szczęścia i nie pragnęłaby niczego więcej od życia.
Jednak musiała odczekać jeszcze jeden rok, zanim osiągnie odpowiedni wiek. I był to zdecydowanie najgorszy rok, ponieważ wcześniej Terra zawsze miała przy sobie brata.
Terra i Sam Harveyowie byli dziećmi nauczycieli, dlatego dorastali w Alfei. Tata Terry mówił, że dyrektorka Dowling i komendant Silva nie poradziliby sobie bez niego. Terra dorastała w świadomości, że kiedyś jej dom stanie się jej szkołą. Przez całe swoje życie codziennie widywała uczniów Alfei, jak gdyby byli rzadkimi roślinami uprawianymi w szklarni jej ojca. Mogła ich podziwiać, ale nie wolno jej było się do nich zbliżać.
Na początku uczniowie byli od niej dużo starsi i fajniejsi, dlatego nie przejmowała się tym, że jeszcze nie chodzi do Alfei. Wiedziała, że kiedyś też podejmie tam naukę. Ale ostatnio coraz częściej marzyła o tym, żeby to „kiedyś” zmieniło się w „dzisiaj”. Chciała spacerować wśród rozgadanych grupek przyjaciół i być częścią tego, co zawsze tak bardzo podziwiała. Pragnęła tego aż do bólu.
Sam i Terra się nie rozstawali, byli papużkami-nierozłączkami. Musieli trzymać się razem, bo nie mieli nikogo innego. Terra przez długi czas miała nadzieję, że odwiedzi ją piękna kuzynka Flora, ale mijał rok za rokiem, Terra czekała, a Flora się nie pojawiała.
Czasami do zamku przyjeżdżał Sky, lecz wówczas mieszkał w Skrzydle Specjalistów. Sky był w wieku Sama, nic więc dziwnego, że chłopcy się przyjaźnili. Jednak Sky spędzał najwięcej czasu z komendantem Silvą, który był przerażającym człowiekiem. A jeszcze straszniejsza od Silvy była legenda o ojcu Skya, słynnym bohaterze i męczenniku.
Sam i Terra mieli wrażenie, że Sky uważa ich za gorszych od siebie. Kiedy komendant Silva wyjeżdżał na misję albo jechał odwiedzić królową, brał Skya ze sobą. Sky spotykał się z księżniczką Stellą praktycznie od dziecka. Jego niezwykła uprzejmość była jak mur; oczarowywał otoczenie, ale tworzył dystans, a nie bliskość. Kiedyś zaproponował Samowi wspólny trening walki mieczem i był wyraźnie zaskoczony, gdy ten odpowiedział, że dziękuje, ale nie chce zostać poćwiartowany.
Na Skya nawet nie dało się złościć. To zrozumiałe, że miał lepsze rzeczy do roboty niż grzebanie w brudnej ziemi w szklarni razem z umorusanym rodzeństwem, dla którego kompost był cenniejszy niż królewskie klejnoty.
Terra miała Sama, dlatego nigdy nie czuła się samotna. Aż do tego roku, gdy Sam zaczął naukę w Alfei. Jej brat dołączył do energicznego, cudownego tłumu uczniów i kompletnie o niej zapomniał.
Na początku Terra przychodziła do niego po lekcjach, licząc na to, że przedstawi ją swoim nowym znajomym. Miała nadzieję, że też się z nimi zaprzyjaźni i będzie trochę tak, jakby poszła do Alfei rok wcześniej. Wyobrażała sobie, jakie wrażenie zrobi na swoich kolegach i koleżankach z klasy, kiedy zobaczą, że ma tylu starszych znajomych.
Niestety Sam udawał, że nie widzi Terry, która czekała na niego za drzwiami sali lekcyjnej. Mimo to siostra nie potrafiła zrozumieć komunikatu, który próbował jej przekazać. Terra nie była zbyt dobra w odczytywaniu subtelnych aluzji. Sam musiał jej to powiedzieć wprost.
– Przestań za mną łazić, Terro – warknął na nią trzeciego dnia. – Jak mam się z kimkolwiek zaprzyjaźnić, jeśli moja młodsza siostra chodzi za mną krok w krok?
– No właśnie. Zwijaj się, baryłko – zachichotała Wróżka Powietrza, która wyglądała tak, jakby ważyła dokładnie tyle co powietrze.
Terra była prawie pewna, że Sam tego nie usłyszał. Żałowała, że nie ma całkowitej pewności. Tak czy inaczej Sam się odwrócił i zostawił siostrę stojącą samotnie w korytarzu. Baryłka w grubym kwiecistym swetrze, która nie miała żadnych znajomych ani lekcji, na które powinna chodzić. Jeszcze nie pasowała do Alfei, a jednocześnie już nie pasowała do swojego brata.
Tylko szklarnia dawała jej pociechę.
Terra westchnęła i oparła rękę na jednym z czarnych stołów laboratoryjnych, na których sporządzała eliksiry i destylowała oleje. Spojrzała na skrzynię w kącie, a potem na zegar. Czuła ogromną pokusę, żeby otworzyć wieko skrzyni i zajrzeć do środka. Tylko zerknąć. Na króciutką chwilkę.
Ale nie! Powinna zaczekać.
Tyle że ostatnio miała wrażenie, że całe jej życie to jedno wielkie czekanie. Zawahała się.
Drzwi szklarni otworzyły się szeroko. Zaraz potem stanęła w nich dyrektorka Dowling w otoczeniu wijących się pnączy. Terra wyprostowała się na stołku na tak gwałtownie, że prawie spadła do tyłu.
– Pani Dowling! – wykrzyknęła. – Co za niespodzianka! Nigdy pani tu nie przychodzi. To znaczy, oczywiście, może pani przychodzić, kiedy tylko pani chce. Zawsze jest pani tu mile widziana. I jest pani dyrektorką. O czym pani wie.
Terra wzięła głęboki wdech i wstrzymała powietrze, licząc do pięciu. Jej irytujący brat kiedyś jej doradził, żeby tak robiła, gdy za bardzo się nakręci.
– Czy jest tutaj twój ojciec, Terro? – spytała pani Dowling.
Terra wypuściła powietrze.
– A, mój tata. Oczywiście, że to jego pani szuka. To pani prawa ręka! Chociaż w sumie to chyba komendant Silva jest pani prawą ręką. Mój tata jest lewą ręką, jeśli można tak powiedzieć. Powiedziałaby pani tak?
Pani Dowling spojrzała na nią. Jej brązowe oczy miały ciepły odcień, ale mimo to bił z nich chłód. Terra zastanawiała się, jak to możliwe.
– Tata poszedł na spacer w stronę Bariery z uczniami drugiej klasy – wyjaśniła pospiesznie Terra.
– Och – odparła pani Dowling. – Daj mu to, proszę, kiedy wróci.
Położyła na stole laboratoryjnym kremową kopertę, na której widniało imię Ben napisane jej pewną ręką. Terra bardzo się zmartwiła. Pani Dowling prawie nigdy nie nazywała jej taty „Benem”. Zawsze mówiła o nim „profesor Harvey”. Jeżeli coś tak bardzo rozproszyło jej uwagę, że napisała Ben…
– Dziękuję, Terro – powiedziała pani Dowling, po czym odwróciła się i wyszła, głośno trzaskając za sobą drzwiami.
Pani Dowling była spokojną i skutecznie działającą damą. Zawsze stroniła od ludzi, ale dziś wydawała się jeszcze bardziej zamknięta w sobie niż zwykle. A Terra miała już dość ciągłego czekania. Wstała i cichutko wymknęła się ze szklarni. Szła powoli, trzymając się blisko ściany, śledząc panią Dowling, która poszła ścieżką w stronę lasu.
Terra znała każdy kąt w Alfei. Ze zdumieniem patrzyła, dokąd zmierza dyrektorka.
Kobieta nie poszła w stronę połyskującej błękitnej Bariery, która chroniła ich przed potworami pokonanymi przez bohaterów z poprzedniego pokolenia, ani też nie udała się do szopy, gdzie tata Terry kiedyś opiekował się rannym rumakiem wróżki. Tata kazał wtedy Terze wyjść razem z nim, ale ona po prostu musiała później po kryjomu wrócić ze smakołykami i maściami, bo to był kucyk! Terra kochała kucyki. Czasami można łamać zasady, gdy się to robi z miłości.
Teraz szła za panią Dowling, która skierowała się w stronę zarośniętego ogrodu przy lesie. Bluszcz w ogrodzie rozplenił się tak bardzo, że mur, który go otaczał, był cały zielony.
Nagle pani Dowling odwróciła głowę. Terze momentalnie serce podskoczyło do gardła. Przywarła do ściany i wysłała pędy magii, maleńkie jak kiełki, w stronę bluszczu, prosząc go, żeby ją zasłonił. Bluszcz spełnił jej prośbę, owijając się wokół ramion i włosów Terry niczym płaszcz.
Upewniwszy się, że w pobliżu nikogo nie ma, pani Dowling się rozluźniła. Z jej twarzy zniknęło napięcie i pojawiła się typowa dla niej chłodna pewność siebie. Bezbłędnie trafiła do miejsca, które wyglądało jak zwykły fragment zielonej ściany. Wtedy jej ciemne oczy zmieniły kolor na srebrny. Pani Dowling była bardzo potężną wróżką. Potrafiła kontrolować wiele żywiołów, podczas gdy większość wróżek miała władzę tylko nad jednym – dysponowały jedną magią, tą, z którą się urodziły.
Bluszcz uniósł się do góry, ukazując podniszczone łukowate drzwi. Pani Dowling zrobiła krok do przodu, a wtedy liście za nią opadły, jak gdyby imponującej postaci dyrektorki nigdy tam nie było.
Terra wydostała się z oplatającego ją bluszczu i ruszyła w stronę ukrytych drzwi. Wyciągnęła do nich rękę, ale wtedy uświadomiła sobie, która jest godzina, i zagryzła wargę. Zresztą nie powinna wścibiać nosa w sprawy pani Dowling. Tym razem raczej nie chodzi o kucyka w potrzebie.
Nie chcąc przegapić zachodu słońca, Terra odwróciła się i pobiegła z powrotem do zamku.
– Poczekaj chwilę – powiedział komendant Silva do Rivena. – Zmienimy ci partnera.
Riven cały rok czekał z utęsknieniem na te słowa. Może mógłby powalczyć z Kat. To fajna dziewczyna. Spojrzał na jej burzę ciemnych włosów, a potem się rozmyślił. Kat była najmłodszą Specjalistką w ich klasie i jednocześnie jedną z najlepszych. Jednak nie lubiła Rivena od czasu, gdy ten, kryjąc się przed Skyem, dołączył do niej i jej uroczej przyjaciółki, nie zdając sobie sprawy, że były na randce. Kat była bezlitosna i zwinna. Riven wolał stanąć do walki z kimś, kogo byłby w stanie pokonać.
Silva pstryknął palcami. Każdy jego ruch był zdecydowany jak trzaśnięcie drzwiami.
– Mikey, ruszaj się.
Mikey wstał, a oczy Rivena powędrowały w górę. I jeszcze wyżej.
– Hej, Mikey – powiedział Riven. – Gdzie masz kij?
– Ja się biję na pięści – odburknął mu Mikey.
Czy to była próba zabójstwa? Czy Riven naraził się kiedyś Silvie? A może Silva po prostu chciał, żeby jego ulubieniec Sky dostał własny pokój?
Riven chciał ochronić swoje cenne życie.
– Ale lekcja już się kończy…
– Szybka rundka – zapewnił go Silva i klasnął w dłonie.
Sky stanął obok Silvy, żeby być świadkiem tragicznej porażki Rivena i przy okazji czegoś się nauczyć. Zdążył już przerosnąć Silvę – Riven przypuszczał, że zawdzięczał to swoim bohaterskim genom. Jednak nawet Sky nie był wyższy od Mikeya. Riven był przekonany, że pobliskie klify także są niższe od Mikeya.
Mikey wykonał cios w stronę głowy Rivena, a ten się uchylił, cudem unikając śmierci.
– Dobrze! – powiedział Silva. – Ruszaj się.
Czemu go tak testował? Komendancie Silvo, człowieku, pomyślał Riven, ja naprawdę nie jestem jednym z twoich najsilniejszych żołnierzy! Nie miałby żadnych oporów, żeby wskoczyć do stawu i poczekać, aż wszyscy pójdą, oddychając cichutko przez pustą łodygę trzciny.
Ale niestety wszyscy na niego patrzyli. Ci sami uczniowie, którzy wcześniej się z niego naśmiewali i wyzywali go od frajerów, gdy skręcił kostkę. Riven chciał być szanowanym przez wszystkich samotnym buntownikiem, a nie ofermą i społecznym wyrzutkiem.
Zrobił kolejny unik i oparł się chęci wskoczenia do stawu. Do sparingów ze Skyem był już przyzwyczajony. Przynajmniej Mikey nie był tak szybki jak on.
– Wykorzystaj swoją prędkość, Riven – rozkazał Silva.
A co innego niby robił?!
– Użyj swojej siły, Mikey – krzyknął Silva.
No tak, Riven prawie zapomniał, że Silva postanowił go zabić. Spojrzał na pięści Mikeya – dwa młoty kowalskie w cielesnej postaci – i wzdrygnął się.
– Nie wahaj się – doradził mu Sky, jak gdyby to on był nauczycielem.
– Nie wymądrzaj się – warknął na niego Riven, odwracając głowę.
W tym samym ułamku sekundy, w którym się odwrócił, dosięgnęła go pięść Mikeya. Bolało dokładnie tak, jak sobie wyobrażał. Pod wpływem uderzenia stracił równowagę i spadł z platformy do stawu.
Po chwili się wynurzył, dosłownie plując wściekłością. Oraz rzęsą wodną.
Kiedy przetarł oczy, zobaczył, że komendant Silva kręci głową.
– Rozczarowałeś mnie, Riven.
A pan jest sadystą, komendancie. Riven pomyślał o tym, jak bezsensownie traci czas i gdzie wolałby teraz być. Starł z twarzy szlam i nie wypowiedział tego na głos.
– Mogę już iść?
Silva westchnął i kiwnął głową. Riven sięgnął po swoją ulubioną skórzaną kurtkę i pobiegł jak najdalej od stawów, mijając po drodze mury z otworami strzelniczymi i szklaną kopułę Skrzydła Specjalistów.
Po drodze zobaczył Calluma, asystenta dyrektorki Dowling, który nie szedł ścieżką, lecz przemykał między drzewami. Riven zauważył go tylko dlatego, że zwracał uwagę na drzewa. Czyżby Callum wybrał się na samotny spacer na łonie natury?
Riven nie potrafił tego stwierdzić.
Wzruszył ramionami i pobiegł dalej.
– Twój kolega Riven potrzebuje jakiegoś pozytywnego przełomu i to szybko – stwierdził Silva. – Mam dość patrzenia, jak się dławi.
– Tak, to nie było dobre – odpowiedział Sky z kwaśną miną.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
The Result of Thought, tłum. fragmentu wiersza T. Ososiński. [wróć]