Saved - Olejnik Agata - ebook + książka

Saved ebook

Olejnik Agata

3,6

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Ellie Morgan nie miała łatwego życia. Od kiedy zostawiła ją matka, życie z ojcem alkoholikiem bardziej przypomina piekło niż codzienność typowej nastolatki. Nieoczekiwany splot wydarzeń sprawia, że natrafia na piątkę tajemniczych i niebezpiecznych mężczyzn. To oni ratują ją przed ojcem.

Życie Ellie drastycznie się zmieniło i chociaż jej nowi opiekunowie prowadzą nie do końca legalne działalności, to znalazła przy ich boku spokój.

Piątka obcych mężczyzn każdego dnia staje się dla niej coraz bliższa. Zwłaszcza jeden z nich... Czy Ellie odnajdzie się w nowej rzeczywistości i wreszcie znajdzie namiastkę domu?

"Saved" pokochały czytelniczki na Wattpadzie, gdzie osiągnęło ponad milion wyświetleń!

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 226

Oceny
3,6 (66 ocen)
26
11
12
10
7
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Jezobel
(edytowany)

Nie polecam

Edycja...Przeczytałam kolejne 30 stron, żebym się nie zastanawiała czy za bardzo nie skrytykowałem tej książki 😔 ...to jest tak źle napisane z tak kiepską fabułą, że bardzo tego nie polecam. To jest przykład naprawdę kiepskiego opowiadania na wattpadzie. 🙊🙉🙈 O super uratowali mnie i porwali przy okazji, ale co tam miło się u nich mieszka, dostałam markowe ciuchy... Polskie autorki omijam szerokim łukiem na Legimi. Czemu? Bo gniot na gniocie, aby wydać. Tutaj z ciekawości weszłam. Czytam opis...pojawia się Wattpad😐i już wiem, że jest tylko 1% szansy, że ta książka to książka, a nie kolejna opowiastka, która zdobyła trochę więcej popularności na Watt i można ją wydać. Bardzo słaby warsztat pisarski. Dialogi kiepskie. Postacie płaskie, nie wiadomo jak wyglądają. Zero normalnych opisów, tylko akcja bieeegnie szybko, coś tam, coś tam, dialog, dialog. Doczytałam do 30 strony i więcej nie dam rady. Już wystarczająco Watt zrył mi psychikę swoją treścią 🙄 Gdzie te czasy, kiedy wydawan...
50
Ada_Klimas

Dobrze spędzony czas

Po pierwszych stronach chciałam napisać że zakochałam się w tej książce aleeee. Niestety w ciągu książki okazała się strasznie płytka z masą nie możliwych zdarzeń. Wiekosc wątków nie była rozbudowana. Kolejnym minusem jest to że książka jest strasznie krótka. Myślę że jeśli autorka by bardziej się rozpisała(dłuższe watki) dałam bym wtedy książce ocenę 6/5🌟. ps.: zakochałam sie w piśmie autorki
00
Hannadar

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo polecam dałabym 4,5 bo szkoda że ich związek nie był tak opisywany jak reszta książki
00
Wiktoria1656

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam
00
A_Piechowiak

Nie oderwiesz się od lektury

7/10
00

Popularność




Projekt okładki: Anna Jamróz

Redakcja: Maria Śleszyńska

Redaktor prowadzący: Agata Garbowska-Karolczuk

Redakcja techniczna i skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski

Korekta: Justyna Techmańska, Anna Czubska

W książce pojawiają się sceny i nawiązania do mrocznych oraz niepokojących zachowań.

Zalecamy ostrożność podczas czytania.

Wszystkie wydarzenia i postaci przedstawione w książce są fikcyjne.

Ostrzeżenie dotyczące treści: przemoc, spożywanie nielegalnych substancji i używek

© for the text by Agata Olejnik

© for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2024

ISBN 978-83-287-3113-4

You&YA

MUZA SA

Wydanie I

Warszawa 2024

–fragment–

Prolog

Ellie

Zastanawia mnie, co jest sensem życia. Nauka? Przyjaciele? Praca? Rodzina? Rodzina… Co w ogóle oznacza to słowo? Chciałabym wierzyć, że chodzi o kogoś, kto będzie darzył mnie jakimś większym uczuciem. Kogoś, kto zawsze wyciągnie do mnie pomocną dłoń. I kogoś, na kogo mogę liczyć.

Jednak nie każdy ma to szczęście, żeby mieć taką rodzinę.

Ojciec alkoholik? Brzmi strasznie oklepanie, prawda? Jednak taka jest moja rzeczywistość. Rzeczywistość, z której za wszelką cenę chcę uciec. Ale czy to takie proste?

Mój ojciec nie zawsze taki był. Gdy miałam kilka lat, był dla mnie niczym bohater, który ratował mnie z opresji. Był kimś, na czyj widok uśmiechałam się tak, że aż bolały mnie policzki. Ale te chwile dziecięcej beztroski już dawno minęły. Zaraz po tym, jak moja mama odeszła do innego mężczyzny.

Z początku byłam przekonana, że to przeze mnie. Że w szkole nie mam wystarczająco dobrych stopni, by ją zadowolić, że nie jestem taka, jak inne dziewczyny w moim wieku – zainteresowana nowymi ubraniami i wymyślnymi makijażami, które przecież w gruncie rzeczy nie były im do niczego potrzebne. Myślałam tak i ciążyło mi ogromne poczucie winy. Choć nie ponosiłam za to odpowiedzialności, po pierwszym policzku nawet nie broniłam się przed następnym.

Myślałam, że tak musi być. Że muszę ponieść karę, bo mama odeszła przeze mnie. Ale to nie było tak. Ona odeszła, bo nie mogła wytrzymać z Nim. Moim ojcem, który po męczącej pracy w komisariacie wracał do domu zdenerwowany i zawsze musiał się na kimś wyżyć. Padało na nią, a teraz pada na mnie.

O ile początkowe lekkie przepychanki były do zniesienia, to później było coraz gorzej. Do wybuchowej osobowości ojca doszedł również alkohol, po który zaczął sięgać codziennie, i to w o wiele za dużych, nawet jak na niego, ilościach. Mogłam tylko w przerażeniu czekać, aż wróci z pracy, i zachowywać się tak, by w niczym mu nie podpaść.

Ale i tak kończyłam zawsze tak samo – z nowymi siniakami na całym ciele.

Z początku krzyczałam. Wyrywałam się. Teraz jednak mam dziwne wrażenie, że tak po prostu musi być. Dlatego nawet nie reaguję, gdy po raz kolejny dostaję w twarz. Nie płaczę, bo ból stał się dla mnie codziennością. Codziennością, którą za wszelką cenę chcę zmienić.

Jednak gdy upływają minuty, a ja nadal leżę skulona na podłodze, czując co chwilę nowe uderzenia, powoli tracę nadzieję, że kiedykolwiek coś się zmieni.

Ale życie bywa przewrotne i ja, Ellie Morgan, tego doświadczyłam.

Rozdział 1

Ellie

Obudziłam się na podłodze. Sądząc po nikłym świetle wpadającym przez okno, musiało dopiero dnieć. W chwilowym przerażeniu nasłuchiwałam, czy ojciec jest jeszcze w domu, ale – ku mojej ogromnej uldze – nie było go. Skrzywiłam się, widząc krople zaschniętej krwi na kafelkach, i przełknęłam głośno ślinę.

Nie sądziłam, że jest aż tak źle. W końcu ból był taki jak zazwyczaj, a przynajmniej tak mi się wydawało. A może po prostu się do niego przyzwyczaiłam i nie odczuwałam już żadnej różnicy? Dźwignęłam się do siadu, oglądając po kolei siniaki, które pojawiły się na moich rękach i nogach. Gdy dostrzegłam kilka rozcięć na przedramieniu, wszystko nabrało sensu. Na moje nieszczęście ojcu ostatnio spodobało się rzucanie się na mnie z pustą butelką w ręku.

Mimowolnie syknęłam, przejeżdżając palcem po największym ze skaleczeń. Nie byłam w tym dobra, ale wiedziałam, że muszę to jakoś opatrzyć. I wziąć coś przeciwbólowego, bo zaczynałam czuć wszystko ze zdwojoną siłą. Z trudem wstałam, opierając się o szafki. Z jednej z nich wyciągnęłam środki przeciwbólowe i bez popicia połknęłam dwie tabletki.

Czym sobie zasłużyłam na takie życie?

Chyba tak po prostu musi być.

Usiadłam z powrotem na podłodze, zgarniając ze stołu apteczkę, z której już wczoraj miałam okazję korzystać, i pospiesznie przemyłam rany na przedramieniu, następnie delikatnie owinęłam je bandażem, co wyszło mi dość nieudolnie. Już dawno powinnam była się tego nauczyć.

Odetchnęłam głęboko i ponownie spróbowałam wstać. Tym razem poszło mi jeszcze gorzej, ale mimo to powolnym, albo raczej kulawym krokiem skierowałam się do swojego pokoju.

Spoglądając na kalendarz, przypomniałam sobie, że powinnam dzisiaj iść do sklepu, jako że lodówka niemalże świeciła pustkami. Nie miałam na to ani siły, ani ochoty, ale nie było sensu czekać z tym do jutra – bo jutro na pewno też będę obolała. Zmusiłam się więc do wzięcia prysznica i włożyłam czyste ciuchy. Nawet te proste czynności sprawiały mi trudność, ale kiedy lek zaczął powoli działać, nie było już aż tak źle.

W miarę ogarnęłam się przed lustrem, dzięki czemu nie wyglądałam już jak bohaterka horroru z bladą skórą, sterczącymi włosami i siniakami na rękach, które udało mi się zakryć rękawami wygodnego swetra. Włożyłam buty i wzięłam kilka banknotów ze stołu, a następnie niepewnie wyszłam na zewnątrz.

Nie natknęłam się na żadnego sąsiada, co mnie zdziwiło, bo pan Richards powinien już od siódmej rano kosić swój idealnie zadbany trawnik. Powoli ruszyłam w stronę pobliskiego sklepu, który znajdował się tuż za rogiem. Było mi to na rękę, bo choć środek przeciwbólowy przyniósł mi ulgę, to nadal czułam nieprzyjemny ból przy każdym kroku.

Z przyzwyczajenia tylko lekko się krzywiłam, więc ktoś stojący obok pomyślałby po prostu, że mam coś nie tak z twarzą. Nie wyglądała na poobijaną bo skutecznie maskowałam to makijażem, dlatego sąsiedzi niczego nie podejrzewali. Choć nawet jeśli jednak czegoś się domyślali, to ze względu na pozycję mojego ojca nie odważyli się wypowiedzieć swoich przypuszczeń na głos.

W końcu dotarłam do sklepu i weszłam do przyjemnie ciep­łego wnętrza. Wzięłam koszyk i zaczęłam krążyć między półkami. Zależało mi na tym, by uwinąć się z zakupami i jak najszybciej wrócić do domu.

W pewnym momencie w dziale z mrożonkami dostrzegłam dwóch nieznanych mi młodych mężczyzn. Zmarszczyłam brwi – w naszym miasteczku wszyscy się znali i widok kogoś obcego budził zaciekawienie. Musiałam przyznać, że mężczyźni, wyglądający mniej więcej na dwudziestolatków, byli naprawdę niczego sobie. Nie żeby w tamtej chwili interesowały mnie jakieś nowe znajomości, ale byli dobrze zbudowani i wyglądali całkiem nieźle.

Nie przyglądałam się im jednak zbyt długo; minęłam ich i skręciłam do działu z warzywami.

– Myślisz, że ta będzie dobra? – usłyszałam jeszcze.

– Nie, przecież Evan nie lubi oliwek, weźmy zwykłą na cienkim – mruknął drugi mężczyzna przyciszonym głosem, a ja mimowolnie słuchałam dalej. – Zresztą zostaw te pizze, nie po to tu jesteśmy. Trzeba odebrać dragi od Thomsona, a Vincent w każdej chwili może nas zaskoczyć.

– Towar sam się nie odbierze, wiesz o tym. Załatwiamy, co trzeba, i spierdalamy z tej wiochy. Tu nawet nie można mieć broni.

Zamarłam, sięgając po pomidora. Broń? Dragi? Kimkolwiek byli ci dwaj, chyba lepiej było trzymać się od nich z daleka. Na szczęście dość szybko oddalili się w stronę kas, więc nie musiałam się nimi przejmować.

Szybko powrzucałam ostatnie produkty do koszyka i również podeszłam do kasy. Pani Terry, która pracowała tu, odkąd pamiętam, kasowała moje zakupy tak szybko, że ledwo nadążałam z pakowaniem ich do torby. Koniec końców jednak mi się udało i zapłaciłam pospiesznie, widząc zniecierpliwione spojrzenie kobiety, po czym wyszłam ze sklepu.

Na zewnątrz z lekkim strachem zauważyłam dwóch mężczyzn, których rozmowę przed chwilą usłyszałam. Na dźwięk otwieranych drzwi od razu popatrzyli w moją stronę, mierząc mnie, jak dla mnie nader przenikliwymi spojrzeniami. Mimowolnie zadrżałam i ze wzrokiem wbitym w ziemię szybko ruszyłam przed siebie, wymijając nieznajomych. Byłam tak skupiona na tym, by się ulotnić, że wpadłam na kogoś, kto szedł z naprzeciwka, blondyna o muskularnej posturze, który również był mi nieznany. Zderzenie z nim sprawiło, że upadłam na ziemię, wypuszczając z rąk torbę z zakupami.

Syknęłam przeciągle z bólu, czując, jak odzywają się wszystkie moje stłuczenia.

– Przepraszam! – powiedział blondyn. Pomógł mi się podnieść, chwytając mnie lekko za ramiona, na co ponownie cicho syknęłam. – Nic ci nie jest? – spytał, przyglądając mi się z zaniepokojeniem.

Zmarszczył brwi w zamyśleniu, wpatrując się w moją twarz. Wszystkie ślady urazów starannie przykryłam podkładem, ale on był tak blisko, że i tak mógł coś dostrzec.

– Tak… To znaczy nie. Ja też przepraszam. – Wyrwałam się mu, podniosłam torbę, z której na szczęście nic się nie wysypało, i szybkim krokiem ruszyłam w swoją stronę. Miałam wrażenie, że blondyn chciał coś jeszcze powiedzieć, jednak zrezygnował, kiedy jeden z brunetów znowu mruknął coś o jakimś Evanie.

Ja jednak nie zwracałam już na nich uwagi. Po chwili dotarłam do domu i w absurdalnie szybkim tempie, biorąc pod uwagę mój stan, rozpakowałam zakupy. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że się nie wystraszyłam, choć ten strach był niczym w porównaniu do tego, który czułam zawsze w obecności mojego własnego ojca.

Zdjęłam buty, umyłam ręce i od razu wzięłam się do robienia obiadu. Choć do powrotu ojca miałam jeszcze sporo czasu, wolałam zacząć już teraz, by nie spóźnić się ani minuty. Nie chciałam, by już od progu miał powód do gniewu.

Gdy był trzeźwy, dało się z nim wytrzymać. Tylko czasem głośno mnie krytykował i zrzucał na podłogę rzeczy, które musiałam potem posprzątać. Jednak kiedy się napił, a bez tego nie mógł się obejść, robił się agresywny i wystarczyła byle błahostka, żeby wpadł we wściekłość i nabił mi kolejne siniaki.

Ojciec od zawsze był dość porywczy i często nie panował nad emocjami, ale przemoc wobec mnie zaczął stosować dopiero po jakimś czasie od odejścia mamy. Nie mogłam zamieszkać razem z nią. Nie pozwoliłby na to jej nowy partner, który miał o mnie równie złe zdanie, co o moim ojcu, i po prostu okropnie mnie nie lubił. Czy matka zdawała sobie sprawę z tego, co dzieje się w naszym domu? Może myślała, że problem z porywczością ojca zniknął wraz z jej odejściem? Nie wiem, ale przecież i tak nie mogłaby nic na to zaradzić.

Właśnie skończył się gotować makaron, gdy usłyszałam huk otwieranych drzwi. Momentalnie zamarłam, bo nie spodziewałam się ojca tak wcześnie. Moje dłonie zaczęły niekontrolowanie drżeć. Sparaliżowana strachem, i nawet nie mrugając, czekałam, aż ojciec wejdzie do kuchni. Słyszałam jego ciężkie kroki, które w końcu przystanęły tuż za mną.

– Co na obiad? – spytał szorstko, bez żadnego powitania.

– Makaron z kurczakiem. Ten, który tak lubisz – odpowiedziałam natychmiast, odwracając się ze sztucznym uśmiechem. Musiałam wykorzystać całą swoją siłę woli, by stamtąd nie wybiec.

Ojciec spojrzał na mnie spod przymrużonych powiek i wzruszył ramionami. Najwyraźniej miał całkiem dobry dzień. Choć na pewno nie idealny, bo od razu sięgnął do lodówki po puszkę piwa, otworzył ją i wypił kilka łyków.

– Pospiesz się z tym – mruknął jeszcze, po czym wyszedł do salonu, gdzie od razu włączył telewizor i rozłożył się na kanapie.

Na szczęście sos miałam już gotowy, więc musiałam tylko wymieszać wszystko razem, a potem jak najszybciej nałożyć porcję na talerz i zanieść ją do salonu.

– Smacznego – powiedziałam nieszczerze, tak naprawdę pragnąc, by się udławił. Chyba byłam okropną córką.

Nic nie odpowiedział, tylko gestem ręki wygonił mnie z pokoju, co przyjęłam z wielką ulgą. Uciekłam z powrotem do kuchni, gdzie zjadłam swoją mikroskopijną porcję obiadu. Mimo że nie jadłam dziś śniadania, a wczoraj kolacji, nie miałam apetytu. Przy nim nigdy go nie miałam.

Gdy po posiłku zmywałam naczynia, z nadzieją myślałam o tym, że dziś może obejdzie się bez obelg i bicia. Myliłam się jednak, bo kiedy po posprzątaniu kuchni chciałam pójść na górę i jak zwykle zabarykadować się w swoim pokoju, ojciec podszedł do mnie, chwiejąc się lekko. Od razu domyśliłam się, że sięgnął do swoich zapasów, które miał poukrywane po całym domu.

– Isabel… – wybełkotał i złapał mnie za ramiona, a ja zamarłam.

– N-nie jestem Isabel – sprostowałam niepewnie. Nigdy wcześniej nie pomylił mnie z moją mamą.

Wzdrygnęłam się z obrzydzenia, gdy jego dłoń ześlizgnęła się na moją talię.

– To ja, Ellie. Twoja córka – powiedziałam przerażona, próbując przemówić mu do rozsądku.

Słysząc to, ojciec natychmiast mnie odepchnął, przez co omal nie upadłam na podłogę.

– Na co mi taka córka?! Przez ciebie Isabel odeszła! Jesteś taka beznadziejna, że nawet ona nie mogła ciebie znieść! – warknął wściekle, a ja skuliłam się ze strachu i bólu zadanego przez jego słowa.

– To nie moja wina! To z tobą nie mogła wytrzymać! – wypaliłam, bo nagle znalazłam w sobie jakieś ukryte głęboko pokłady pewności siebie. Natychmiast pożałowałam swojej zuchwałości.

– Co powiedziałaś, gówniaro?!

Nie odpowiedziałam, zamiast tego jeszcze bardziej skuliłam się w sobie. Mój oddech gwałtownie przyspieszył, a serce zaczęło galopować jak oszalałe.

Przez moment miałam wrażenie, że w oczach ojca przemyka cień zranienia, jednak natychmiast ustąpiło ono miejsca wściekłości.

– Niewdzięczna gówniara! Takie ścierwo jak ty nie powinno nawet się urodzić – warknął, po czym wymierzył mi siarczysty policzek, którego siła powaliła mnie na podłogę. Upadając, strąciłam szklankę stojącą na blacie, ale nawet nie zwróciłam na to uwagi.

Znowu zamarłam ze strachu. Kolejny cios jednak nie nastąpił. W przerażeniu patrzyłam, jak ojciec w pijanym widzie wziął nóż z blatu i ruszył z nim w moją stronę.

– Może to cię czegoś w końcu nauczy! – wysyczał z furią wymalowaną na twarzy i zamachnął się na mnie nożem.

Zastygłam, oniemiała w kompletnym przerażeniu. Nigdy dotąd nie wpadł na to, żeby zaatakować mnie nożem. Nawet nie chciałam sobie wyobrażać, do czego będzie zdolny z takim narzędziem w rękach.

Nie potrafiłam nic zrobić, drżałam i przerażona patrzyłam w jego stronę. Ojciec szybko znalazł się przy mnie, a z jego oczu wyzierała czysta nienawiść.

Zaczęło się.

* * *

koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji

You&YA

MUZA SA

ul. Sienna 73

00-833 Warszawa

tel. +4822 6211775

e-mail: [email protected]

Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl

Wersja elektroniczna: MAGRAF sp.j., Bydgoszcz