Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
22 osoby interesują się tą książką
Seria z Anetą Sochą
Na początku nowego roku akademickiego w tajemniczych okolicznościach znika Agnieszka Kowalczyk. Młoda doktor religioznawstwa opublikowała głośny artykuł obnażający działalność sekretnej organizacji zwanej Żeńcami Wschodzącego Słońca.
Wkrótce w jej domu dochodzi do makabrycznego odkrycia – zostają znalezione ciała dwóch zastrzelonych osób. Prokuratorzy prowadzący sprawę usiłują odgadnąć motywy stojące za tą zbrodnią i znaleźć sprawcę. Nie pomaga im fakt, iż na jednej ze ścian mieszkania wymalowano zagadkowy symbol, którym posługuje się nieznana wcześniej sekta Żeńców.
Aneta Socha, studentka ostatniego roku dziennikarstwa, rozpoczyna prywatne śledztwo mające na celu ustalenie, kto zamordował jej współlokatorkę. Natrafia na informacje prowadzące do tajemniczej organizacji. Nie ma pojęcia, że igra z losem, angażując się w dochodzenie do prawdy.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 266
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
PROLOG
Wysiadł z czarnej limuzyny, kompletnie nie wiedząc, gdzie się znajduje. Kierowca, który odebrał go z umówionego wcześniej miejsca, był ubrany w czarny garnitur z czarną koszulą i przez całą drogę nie odezwał się do niego ani słowem. Zanim ruszyli, postawny szofer wręczył mu skórzane etui, w którym spoczywała czarna maska do spania. Kiedy ją nałożył, świat pokryła nieprzenikniona ciemność. Dokładna lokalizacja celu tej niecodziennej przejażdżki znana była tylko zapraszającemu. Mężczyzna nie dopytywał, a w chwili, w której zatrzasnęły się drzwi pojazdu i samochód odjechał, poczuł, jak po całym ciele przechodzą go zimne dreszcze.
Czterdziestolatek rozejrzał się dookoła. Przed sobą miał szeroką bramę wjazdową, rozświetloną przez dwie solidne lampy. Na obydwu jej częściach dostrzegł znajome kształty — symbole wspólnoty, do której tej nocy miał dołączyć. Sierp i kościana ręka wpisane w tarczę słońca towarzyszyły mu od dawna, ale dziś miał osiągnąć pierwszy stopień wtajemniczenia.
Ruszył kamienistą dróżką w stronę bramy. Nigdzie nie było żadnego przycisku domofonu ani dzwonka. Takie gadżety były zupełnie niepotrzebne. System kamer monitoringu wystarczył, by nikt niepowołany nie przedostał się na teren posesji. Poza tym mężczyzna w zaproszeniu otrzymał wyraźne wskazówki co do sposobu, w jaki miał zaanonsować swoje przybycie.
Wyciągnął lewą rękę i zaciśniętą pięścią uderzył czterokrotnie w metal. Głuchy dźwięk rozszedł się delikatnym echem i powędrował w głąb wiekowego lasu okalającego okolicę. Kilka sekund później lewa połowa bramy poruszyła się bezdźwięcznie. Po drugiej stronie stał wysoki, silnie umięśniony mężczyzna, również ubrany w idealnie skrojony czarny garnitur oraz czarną koszulę i krawat.
Pracownik ochrony przyjrzał się pukającemu i zapytał beznamiętnym, szorstkim głosem:
– Kim jesteś?
Mężczyzna zadrżał z zimna, choć temperatura panująca na zewnątrz oscylowała w okolicach dziesięciu stopni. Drżenie zostało wywołane czymś innym – świadomością, że w tej właśnie chwili rozpoczyna się pierwszy etap jego inicjacji. Musiał odpowiedzieć zgodnie z ustalonym rytuałem. W przeciwnym razie brama zamknie się przed nim, a jego marzenie, by przeniknąć do wspólnoty, niechybnie przepadnie.
– Łazarzem – wychrypiał niepewnie i dodał po chwili nieco pewniejszym głosem: – Żebrakiem proszącym o prawdziwy pokarm.
Ochroniarz skinął głową i gestem ręki pokazał mu, aby wszedł.
Przybyły był ubrany stosownie do roli, jaką na obecnym etapie odgrywał. Odziany w zniszczony, poprzecierany płaszcz, wytarte i brudne jeansy wyglądał jak prawdziwy łachmyta, bez domu i przyszłości. Na nogach nie miał żadnego obuwia i każdy krok sprawiał mu ból. Malutkie, ostre kamyczki, którymi wysypana była droga, wbijały mu się w bose stopy. Zatrzymał się, nie wiedząc, dokąd ma iść.
Mięśniak wskazał ręką kierunek. Droga prowadziła w ciemność. Ruszył przed siebie i po chwili dostrzegł rozświetlony budynek. Dom skryty pośrodku drzew był duży, parterowy i ostentacyjny. Wszędzie widać było majętność właściciela. Na podjeździe stały dwa czarne mercedesy S500.
Przed głównym wejściem stała wierna kopia osiłka spod bramy. Adept podszedł do drugiego ochroniarza zlękniony i niepewny.
– Kim jesteś? – padło po raz drugi to samo pytanie.
Pamiętał, że tym razem odpowiedź musi różnić się od tej, której udzielił pod bramą. Nabrał powietrza i pewnym głosem odparł:
– Jestem rozbitkiem wypatrującym przyjaznego brzegu.
Ochroniarz nacisnął mosiężną klamkę i drzwi do wnętrza stanęły przed nim otworem.
Ciemny korytarz rozświetlały palące się woskowe świece. Tworzyły wyraźną ścieżkę prowadzącą w głąb domu. Wszedł do środka i żwawym krokiem postępował przed siebie. Po chwili dotarł do obszernego pomieszczenia. Na środku stały cztery postacie ubrane w powłóczyste, czarne szaty. Podszedł bliżej i upadł na kolana. Ich twarze skryte były za złotymi maskami, połyskującymi w świetle czterech rozpalonych kandelabrów.
– Witaj, Łazarzu – odezwał się jeden ze stojących i podszedł do drżącego ze strachu mężczyzny. Położył swoje dłonie na jego głowie i zapytał: – Czy jesteś gotowy, by do nas dołączyć?
– Jestem, panie.
Mężczyzna zabrał ręce i podszedł do niewielkiego, zakrytego czarnym suknem stolika. Uniósł czarne skórzane rękawice i nasunął na swoje dłonie. Następnie sięgnął po długi, zakrzywiony, srebrny przedmiot i obrócił się do postulanta.
– Wyciągnij ręce – zażądał drugi z uczestników ceremonii wtajemniczenia.
Czterdziestolatek natychmiast wyciągnął drżące dłonie przed siebie. Zamaskowana postać trzymająca sierp zbliżyła się do mężczyzny i położyła na jego dłoniach ostrze. Następnie zwróciła się do niego tymi słowami:
– Czy przysięgasz nam służyć za cenę swojego życia?
– Przysięgam, panie – odpowiedział z przekonaniem w głosie.
– Żeńcy Wschodzącego Słońca przyjmują cię do siebie. Od tej chwili nie jesteś już żebrakiem bez domu i rodziny. Jesteś naszym bratem.
Prowadzący ceremonię pochylił się nad nowo przyjętym członkiem bractwa i złożył pocałunek na jego policzku. Po chwili podobnie uczynili pozostali trzej świadkowie. Kiedy główna część ceremonii się dokonała, zabrano ostrze i mężczyzna mógł wstać.
– Bracie – zwrócił się do niego zamaskowany mężczyzna.
– Tak? – odparł natychmiast nowo przyjęty.
– Mamy dla ciebie pierwsze zadanie. – Wyciągnął spod sukna niewielką fotografię i podał mu ją.
– Co mam zrobić? – zapytał, spoglądając na połyskliwą fakturę papieru fotograficznego.
– Znajdź ją.