Seria z Markiem Benerem. Koszmary zasną ostatnie - Robert Małecki - ebook + audiobook

Seria z Markiem Benerem. Koszmary zasną ostatnie ebook

Robert Małecki

4,4

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.

11 osób interesuje się tą książką

Opis

Igranie ze zbrodnią grozi koszmarem, z którego się nie wybudzisz.

Finał trylogii o Marku Benerze, najbardziej brawurowym bohaterze cyklów kryminalnych Roberta Małeckiego.

Zimą 2017 roku Marek zajmuje się zaginięciem Jana Stemperskiego. Ofiara mobbingu, targnięcie się na życie czy sfingowany zgon? Mężczyzna chorował na depresję, lecz to nie jedyny trop w tej tragedii. Nauczony doświadczeniem dziennikarz zapuszcza się w niebezpieczne rejony Torunia. Mróz otaczający miasto skrywa jednak znacznie większą tajemnicę. Tę, o której Marek śnił najgorsze koszmary.

Ile jest w stanie poświęcić, by zasnąć w spokoju mimo przeszłości?

Bener jest jak tykająca bomba z samozapłonem – im więcej wie, tym większa szansa, że wybuchnie. Przez miesiące rozwiązywania zagadek coraz bardziej zbliżał się do wyjaśnienia swojej własnej, największej. Teraz praca dziennikarza śledczego prowadzi go po raz ostatni w okolice dramatu sprzed lat. Prawdy nie odroczy śnieżna zawierucha nacierająca na Toruń ani pomoc wspólników z gazety. Tę walkę musi stoczyć sam.

Ostatnia część debiutanckiej serii Roberta Małeckiego. Zwieńczenie trudów Marka Benera i szansa na wyzwolenie, na które bohater czekał od lat.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 419

Oceny
4,4 (57 ocen)
33
17
5
0
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Cindrella

Nie oderwiesz się od lektury

czekam na poszukiwania córki i chyba Agata żyje. super
00
dorota2305

Dobrze spędzony czas

Bardzo dobra trylogia. Wciągająca akcja, barwne postaci i zaskakujący koniec. Polecam!
00
tynsik

Nie oderwiesz się od lektury

[Kryminał na talerzu] “Koszmary zasną ostatnie” Roberta Małeckiego to tom finalny jego debiutanckiej trylogii z dziennikarzem Markiem Benerem, która pierwotnie, po raz pierwszy na rynku ukazywała się w 2016-2018, a latem sześć lat później Wydawnictwo Literackie wydało ją w całości ponownie. Zbudowana jest tak, że każdy tom da się czytać niezależnie, jednak jest też wątek łączący je wszystkie w jedno – zagadka zaginięcia żony Marka Benera, ze względu na którą sama polecam jednak zapoznawać się z serią w kolejności chronologicznej. Tom trzeci przynosi w końcu odpowiedzi na najważniejsze pytania serii i robi to w sposób bardzo satysfakcjonujący, jednak jest też zagadka właściwa tylko dla tego tomu - zaginięcie nauczyciela, która kilka lat temu był jedną z ofiar afery mobbingowej. Akcja toczy się tempem umiarkowanym, czuć w niej zakorzenienie w kryminale detektywistycznym, nie w powieści sensacyjnej, jak było w tej serii do tej pory. Jednak fani dynamizmu też nie powinni się zniechęcać, je...
00
Kaliber441

Nie polecam

Bełkot
01

Popularność




Opieka re­dak­cyjna: MI­KO­ŁAJ BAĆ
Ko­rekta: JO­ANNA ZA­BO­ROW­SKA, KRY­STYNA ZA­LE­SKA
Pro­jekt okładki i stron ty­tu­ło­wych: TO­MASZ MA­JEW­SKI
Fo­to­gra­fie na okładce © ma­xz­ze­rzz/Unsplash © Jorge Ro­jas/Unsplash
Re­dak­tor tech­niczny: RO­BERT GĘ­BUŚ
© Co­py­ri­ght by Ro­bert Ma­łecki © Co­py­ri­ght for this edi­tion by Wy­daw­nic­two Li­te­rac­kie, 2024
Wy­da­nie pierw­sze: Po­znań 2018 Wy­da­nie trze­cie
ISBN 978-83-08-07971-3
Wy­daw­nic­two Li­te­rac­kie Sp. z o.o. ul. Długa 1, 31-147 Kra­ków bez­płatna li­nia te­le­fo­niczna: 800 42 10 40 księ­gar­nia in­ter­ne­towa: www.wy­daw­nic­two­li­te­rac­kie.pl e-mail: ksie­gar­nia@wy­daw­nic­two­li­te­rac­kie.pl tel. (+48 12) 619 27 70
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Jar­kowi – tak się składa,

że naj­lep­szy na świe­cie brat

jest wła­śnie moim Bra­tem

Kosz­marna noc, już druga, wstrętne wyro i koc.

Tłamsi mnie coś, po­tworne sny, ten te­le­wi­zor sy­czy jak wąż.

Już nie mam sił, aby wy­łą­czyć go, już nie mam sił. [...]

Dżem, Kosz­marna nocsłowa: Ry­szard Rie­del, Ka­zi­mierz Ga­laś

Pro­log

Usta­wił wóz na ośnie­żo­nym, stro­mym zbo­czu, przo­dem do Wi­sły, po któ­rej mo­zol­nie pły­nęły kry. Część z nich wi­dział w świa­tłach re­flek­to­rów prze­ci­na­ją­cych noc. Reszta, tak jak drugi brzeg, to­nęła w ciem­no­ściach.

Gdy kie­rowca za­cią­gnął ręczny, sa­mo­chód jęk­nął głu­cho. Szarp­nęło. Chwilę póź­niej męż­czy­zna zga­sił sil­nik i na­stała ci­sza.

Zdał so­bie sprawę, że o tej po­rze świat jest tylko czarno-biały. I tego wła­śnie ocze­ki­wał od ży­cia. Nie chciał żad­nych sza­ro­ści.

– Wi­dzia­łeś film? – spy­tał.

Pa­sa­żer drgnął. Wciąż miał za­mknięte oczy, a jego twarz wy­krzy­wił gry­mas bólu. Mu­siał za­pa­mię­tać ten mo­ment, gdy jego cia­łem wstrzą­snęło po­tężne ude­rze­nie prądu. Pierw­sze. Po­tem było dru­gie, które po­now­nie na­pięło wszyst­kie mię­śnie do gra­nic wy­trzy­ma­ło­ści.

Po chwili uniósł po­wieki, ale kiedy do­tarło do niego, gdzie i z kim jest, po­ru­szył się nie­spo­koj­nie w fo­telu.

– Nic nie wiem! – wy­beł­ko­tał.

Strach brzmiał wy­raź­niej niż słowa.

– Ale wi­dzia­łeś film – przy­po­mniał kie­rowca, a kiedy tam­ten znowu za­prze­czył, męż­czy­zna po­sta­no­wił ro­ze­grać to ina­czej. Wy­jął z kie­szeni pa­ra­li­za­tor.

Obaj wie­dzieli, że urzą­dze­nie ma znacz­nie sil­niej­sze dzia­ła­nie niż wy­kry­wacz kłamstw.

Pa­sa­żer pró­bo­wał od­su­nąć się jak naj­da­lej od ta­sera, ale prze­szka­dzał mu za­pięty pas. Na sam wi­dok broni po­now­nie po­czuł prze­szy­wa­jący ból. Dla­tego z ca­łej siły wci­skał się w opar­cie fo­tela i ner­wowo prze­su­wał wzro­kiem od pa­ra­li­za­tora do klamki drzwi.

– Nie uda się – ostrzegł kie­rowca.

Nie mo­gło się udać. Męż­czy­zna wie­dział o tym do­sko­nale. Naj­pierw mu­siałby od­piąć pas, po­tem otwo­rzyć drzwi. Nie zdą­żyłby wy­ko­nać pierw­szej z tych czyn­no­ści, gdy ła­du­nek ty­sięcy wol­tów znowu po­ra­ziłby każde włókno ner­wowe w jego ciele. A tego by nie wy­trzy­mał.

– Wi­dzia­łeś! – rzu­cił czło­wiek sie­dzący za kie­row­nicą to­nem nie­zno­szą­cym sprze­ciwu – Wszy­scy wi­dzie­li­ście.

– Tak! – krzyk­nął pa­sa­żer, a ten drugi po­ki­wał z apro­batą głową. On sam też wi­dział. Film zdra­dzał wszystko.

– I co mi po­wiesz? – za­dał ko­lejne py­ta­nie.

Pot ro­sił czoło pa­sa­żera. Męż­czy­zna wier­cił się nie­spo­koj­nie, jakby cze­kał na od­po­wiedni mo­ment, żeby uciec z tej pu­łapki. Kiedy zro­zu­miał, że ten nie na­dej­dzie, usta za­częły mu drżeć. Za­łkał i z tru­dem się opa­no­wał. Wy­tarł nos rę­ka­wem kurtki i po­wie­dział coś nie­zro­zu­miale.

– Gło­śniej! – wark­nął kie­rowca.

Siar­czy­sty mróz, nie­siony wia­trem, wci­skał się każdą szcze­liną do wnę­trza sa­mo­chodu, w któ­rym szyby za­częły już za­cho­dzić parą. Kie­rowca uchy­lił drzwi.

– Ona żyje. – Pa­sa­żer miał łzy w oczach.

Ma­rek Be­ner od­ru­chowo po­ki­wał głową, jakby te słowa nie zro­biły na nim żad­nego wra­że­nia. Bez­wied­nie po­tarł pal­cami lwi kieł, który zwi­sał z rze­mie­nia na jego szyi, a po­tem od­szu­kał dło­nią dźwi­gnię ha­mulca ręcz­nego.

Cze­kał sie­dem lat na od­na­le­zie­nie swo­jej uko­cha­nej żony. A te­raz miał wra­że­nie, jakby to wszystko było tylko snem, wręcz kosz­ma­rem. Bo prze­cież i w snach, i w kosz­ma­rach bywa do­kład­nie tak samo: czu­jesz i prze­ży­wasz wszystko jak na ja­wie. Być może wła­śnie śnił ko­lejny kosz­mar, który wy­pluje go nad ra­nem w rze­czy­wi­stość po­zba­wioną złu­dzeń. W świat, gdzie całe jego ży­cie spro­wa­dza się do trwa­nia w chwili za­wie­szo­nej mię­dzy prze­szło­ścią, do któ­rej ma wgląd je­dy­nie jak przez mgłę, a przy­szło­ścią, w któ­rej stronę na­wet nie za­mie­rza pa­trzeć. Uno­sił się jakby w sa­mym środku szkla­nej kuli, wy­star­cza­jąco du­żej, by nie miał żad­nych szans na do­tar­cie do jej gra­nic. Uwię­ziony wła­ści­wie bar­dziej przez sie­bie sa­mego niż przez oko­licz­no­ści. Wie­dział to. A im dłu­żej nie było przy nim Agaty, tym grub­sza sta­wała się ściana szkla­nego wię­zie­nia.

Nie chciał już o tym my­śleć. Z ca­łej siły za­ci­snął dłoń na dźwi­gni ha­mulca, aż po­bie­lały mu kłyk­cie.

Miej to za sobą, stwier­dził w my­ślach.

W dole czarna rzeka nio­sła wciąż nowe kry, a jed­nak zu­peł­nie tego nie za­uwa­żał. Pa­trzył na Agatę. Wi­dział uśmiech­niętą blon­dynkę z du­żym cią­żo­wym brzu­chem. Po­ma­chała do niego, a po­tem roz­ło­żyła ręce, jakby tylko cze­kała, aż Be­ner pod­bie­gnie do niej i weź­mie ją w ra­miona.

Drgnęła mu po­wieka.

Mi­nęło sie­dem lat.

W za­sa­dzie to mi­nęła cała wiecz­ność.

Na chwilę za­mknął oczy tylko po to, by ob­raz żony od­pły­nął ra­zem z nur­tem rzeki.

Na­piął mię­śnie i spu­ścił głowę. Przez za­słonę dłu­gich wło­sów spoj­rzał na prze­ra­żo­nego pa­sa­żera, który wie­dział już, co go czeka.

– Nie! – krzyk­nął męż­czy­zna.

Be­ner zwol­nił ręczny.

Wóz wy­strze­lił w kie­runku lo­do­wa­tej toni.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki