Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Aleks ma świetną pracę, nową dziewczynę i poukładane życie. Przeszłość nie zapomina, więc pewnego dnia spotyka Wiktorię, teraz spokojną, radosną dziewczynę – zupełne przeciwieństwo tej, którą tak dobrze znał.
Pomimo upływu czasu, przeszłość depcze im po piętach. Dzielą ich niewyjaśnione sprawy.
Czy uda im się o sobie zapomnieć?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 320
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © by Weronika Cichoń, 2019Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2025All rights reserved
Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.
Redakcja: Kinga Szelest
Korekta I i II: Aneta Krajewska
Ilustracje w środku: Obraz ElisaRiva z Pixabay
Projekt okładki: Adam Buzek
Zdjęcie na okładce: Adobe Firefly
Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek/[email protected]
Wydanie II – elektroniczna
Wyrażamy zgodę na udostępnianie okładki książki w internecie
ISBN 978-83-8290-707-0
Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]
Spis treści
PROLOG
ROZDZIAŁ 1
ROZDZIAŁ 2
ROZDZIAŁ 3
ROZDZIAŁ 4
ROZDZIAŁ 5
ROZDZIAŁ 6
ROZDZIAŁ 7
ROZDZIAŁ 8
ROZDZIAŁ 9
ROZDZIAŁ 10
ROZDZIAŁ 11
ROZDZIAŁ 12
ROZDZIAŁ 13
ROZDZIAŁ 14
ROZDZIAŁ 15
ROZDZIAŁ 16
ROZDZIAŁ 17
ROZDZIAŁ 18
ROZDZIAŁ 19
ROZDZIAŁ 20
ROZDZIAŁ 21
ROZDZIAŁ 22
ROZDZIAŁ 23
ROZDZIAŁ 24
ROZDZIAŁ 25
ROZDZIAŁ 26
ROZDZIAŁ 27
ROZDZIAŁ 28
ROZDZIAŁ 29
ROZDZIAŁ 30
EPILOG
Sandrze i Patrycji –za pomoc w doprowadzeniu tej historii do końca
PROLOG
Staję przed lustrem i ściągam koszulkę. Biorę głęboki wdech, decydując się na zerwanie opatrunku. Napinam klatkę piersiową i czuję lekki dyskomfort.
Przyglądam się uważnie nowemu tatuażowi. Śnieżynka wielkości pięści różni się od reszty. Jest nowa i ładniejsza.
Zaciskam zęby, bo serce bije jak szalone.
Zrobiłem to dla niej, żeby już na zawsze o niej pamiętać. Prawdopodobnie nigdy się nie dowie, ile dla mnie znaczyła. Kochałem ją całym sobą. Oddałbym za nią wszystko. Rzuciłbym się w ogień.
I co dostałem w zamian?
Złamane serce, kurwa.
Tatuaż ma mi przypominać tamten dzień, kiedy powiedziała, że mnie kocha. Spadł pierwszy śnieg, a jej oczy błyszczały. Moje serce zatrzymało się na ułamek sekundy. Spojrzałem w brązowe oczy i zrozumiałem, że jestem stracony.
Śnieżka.
Śnieżynka.
Dotykam zaczerwienionej skóry. Czuję pustkę. Tak jak tamtego dnia, gdy dowiedziałem się o niej i Kasjanie. To wspomnienie, którego nie potrafię się pozbyć. Spędza mi sen z powiek, odbierając chęci do życia.
– Już nigdy więcej – mówię, zakładając nowy opatrunek.
ROZDZIAŁ 1
– Laura, pośpiesz się, bo jesteśmy już spóźnieni – mówię, wchodząc do kuchni. Zapinam ostatnie guziki koszuli i nagle zamieram. – Nawet nie zaczęłaś jeść!
Wywraca oczami i po chwili znowu patrzy w telefon.
– Laura!
– Co?
– Jedz.
– Zaraz.
– Spóźnimy się – przypominam. – Ósmy raz w tym miesiącu. Matka mnie zabije.
Wzrusza ramionami, nie odrywając wzroku od komórki.
– Poczeka.
Wzdycham ciężko.
Podchodzę do stołu i wyrywam siostrze telefon, mierząc ją złowrogim spojrzeniem. Ma dwanaście lat, a próbuje zachowywać się jak szesnastolatka.
– Jedz – mówię przez zaciśnięte zęby.
Znowu wywraca oczami.
– Myślisz, że się ciebie boję?
– Nie pyskuj! – Celuję w nią palcem. – Naprawdę chcesz, aby matka znowu się pluła? W następny weekend chcemy jechać w góry. Mieliśmy cię zabrać, ale skoro…
Oczy Laury robią się ogromne.
– Wycieczka? Na cały weekend?
– Tak.
Nagle markotnieje.
– ONA też jedzie?
Wzdycham ciężko.
– Jest moją dziewczyną, więc to chyba oczywiste – wyjaśniam. – Nie wiem, dlaczego jesteś do niej tak uprzedzona…
– Zwraca się do mnie jak do pięcioletniego dziecka… No i nie słyszysz, jak mnie nazywa? LAURUŚ! Wiesz, jak to brzmi? Okropnie!
Na stół wskakuje Stefan. Nic sobie nie robi, że oboje go obserwujemy. Siada przy misce z płatkami i zaczyna siorbać mleko. Laura mu na to pozwala. Znowu.
– Stefan!
Kot unosi łebek i patrzy na mnie dziwnie, a potem wraca do jedzenia.
– Laura! Co ja ci mówiłem o…
– Ja już tego nie zjem – mówi z szerokim uśmiechem. Zsuwa się z krzesła i, z nosem w telefonie, idzie do swojego pokoju. – Wezmę plecak i możemy jechać!
Przymykam powieki, zaciskając pięści. Czasami brakuje mi sił. Nie przypuszczałem, że wychowanie dziecka jest takie trudne.
Otwieram oczy i wbijam wzrok w kota.
– Ostatni raz ci na to pozwalam, rozumiesz?
Nie reaguje, więc pewnie ma wywalone. Jak zawsze.
***
Mam zagracone biurko. Tak to jest, jak przychodzi się do pracy raz na tydzień. Wszędzie piętrzą się teczki. Pojedyncze kartki są nawet na podłodze. Do pokoju wchodzi Arek i obejmuje wzrokiem cały ten bałagan.
– Pewnie uwielbiasz poniedziałki – mówi, uśmiechając się od ucha do ucha. – Szef jest wściekły, bo rano padło oprogramowanie u naszego klienta. – Dotyka swojego podbródka. – Tego z siwą bródką, co ma wzrok jak psychopata.
– I co z tego? – burczę.
– Masz się tym zająć.
– Czemu ja?
– Koleś lubi twoje tatuaże.
– Jest motocyklistą, a ja nie mam bladego pojęcia o motorach. Nie interesują mnie.
Wzrusza ramionami.
– Peszek. Szef nie przyjmuje odmowy, przecież wiesz.
– Kiedy mam jechać?
Arek unosi dłoń i zerka na zegarek.
– Miałeś tam być dwie godziny temu.
Wzdycham.
– Wcześnie mi mówisz.
– Późno przyjechałeś. – Uśmiecha się szeroko. – Trzeba było zrezygnować z porannego bzykanka.
Unoszę brwi.
– Serio? – drwię, zbierając dokumenty z podłogi. – Robisz się nudny.
– Kiedy ją wreszcie poznamy?
– Kogo? – pytam, przenosząc teczki na jedną stronę biurka.
– Twoją dziewczynę – odpowiada zirytowany. – Dlaczego ją tak ukrywasz? Ma oko cyklopa czy garb Quasimodo?
Prycham. Wskazuję mu palcem czoło.
– Tu się walnij!
Poważnieje.
– Pytam serio.
– A po co?
– Mamy zakład z chłopakami. Obstawiamy jej wygląd.
Szczęka mi opada.
– Ciekawe, kto wpadł na ten debilny pomysł – kpię. – Ty masz trzydzieści lat czy trzynaście?
Gromi mnie wzrokiem.
– Podobno jesteście w dwuletnim związku. Ty pracujesz tu trzy lata. Było pełno imprez integracyjnych. Często wyskakiwaliśmy z chłopakami do klubów i ani razu jej ze sobą nie zabrałeś. Jesteś tak o nią zazdrosny, że chowasz ją w piwnicy?
Nie czuję się komfortowo. Pocieram dłonią kark i odwracam wzrok.
– Po prostu nie było okazji.
– A co ja przed chwilą powiedziałem?
Wywracam oczami.
– Dobra, spadaj, bo muszę jechać. – Od razu wstaję. Pakuję laptop do torby, cały czas czując na sobie spojrzenie Arka. – Coś jeszcze?
– Tak. Twoje biurko jest zamykane.
Unoszę brew.
– Przecież wiem.
– Tak tylko mówię.
Rzuca mi ostatnie spojrzenie, uśmiecha się i wychodzi.
Zapinam zamek torby, ale nigdzie się nie ruszam. Próbuję ogarnąć, o co mu chodziło, ale kompletnie nie potrafię połączyć naszej rozmowy z biurkiem. Ale Arek to Arek. Dziwny typ. Kto za nim nadąży?
***
Stoję w garażu z Czerniewskim. Kolejny dziwny typ. Dzisiaj zwisa mu z siwej bródki cienki warkoczyk. Co jakiś czas przygryzam wewnętrzną część policzka, aby nie wybuchnąć śmiechem. Ubrany w znoszony, skórzany kombinezon właśnie skacze dookoła motocykla. Chwali się nowym zakupem już od piętnastu minut. Widzę, że motory to jego pasja, bo oczy mu błyszczą, jakby wypił co najmniej dwa litry wódki.
– Chcesz się przewieźć? – pyta niespodziewanie.
Odruchowo robię dwa porządne kroki w tył, wciskając dłonie do kieszeni spodni.
– Nie, dziękuję. – Unoszę dłoń. – Nigdy nie jeździłem na takich maszynach.
– A tatuaże? – Wbija wzrok w moje odsłonięte przedramiona. – Siedziałeś w pace? – ścisza głos do szeptu.
Szczęka mi opada.
– Co?
– Miałeś problemy z prawem?
– Powiedzmy – odpowiadam z lekkim wahaniem.
Kiwa dumnie głową.
– Tacy jak my powinni trzymać się razem.
Nie chcę ciągnąć tej rozmowy. To obcy człowiek. Na dodatek w dziwny sposób próbuje wyciągnąć ze mnie informacje. Tatuaże są moim pamiętnikiem, ale nikt nie musi o tym wiedzieć. Nawet Remik nie miał o tym pojęcia.
Od razu tracę resztki humoru.
Nagle rozdzwania się moja komórka. Unoszę dłoń w przepraszającym geście i wychodzę z garażu.
– Błażej, co się dzieje?
– A musi się coś dziać?
– Ostatnio Ada trochę świruje, więc…
Krążę po podjeździe Czerniewskiego. Mrużę oczy, bo słońce świeci wyjątkowo mocno.
– Planowanie ślubu jednak nie jest tak wspaniałe, jak zakładała. Właśnie jesteśmy na etapie szukania nowej sali, bo tę, którą wynajęliśmy, zdążyli już zamknąć.
– Kiepsko.
– Kolor serwetek też się nie zgadza. No i jest problem z sukienką.
– Wciąż jej nie kupiła?
– No nie i właśnie w tej sprawie dzwonię.
Zatrzymuję się w miejscu.
– Mam jej pomóc w kupnie? – pytam zaskoczony.
– Nie. Chodzi o świadkową.
– Yhym – mruczę. – Wpadnę wieczorem.
– Dzięki.
– Spoko.
Rozłącza się.
Zdziwiony, jeszcze przez chwilę wpatruję się w komórkę, zachodząc w głowę, jaki mogą mieć problem ze świadkową.
***
Leżymy na kanapie i oglądamy film. Sonia wtula się we mnie, a jej palce co chwilę zahaczają o pasek. Splatam nasze dłonie, patrząc na nią wymownie.
– Nie dziś.
– Bo? – pyta zawiedziona.
– Za godzinę muszę jechać do Błażeja.
Unosi wyżej głowę, opierając podbródek o moje ramię.
– Coś się stało?
– Chce pogadać. Mają jakiś problem ze świadkową.
Oczy Soni zaczynają błyszczeć z podekscytowania. Wiem, co rodzi się w jej głowie.
Zaciskam mocno zęby, bo nie mogę powiedzieć na głos, że Ada za nią nie przepada.
– Mają już kogoś?
– Nie wiem.
– Ciebie poprosili rok temu. Czemu Ada tak zwleka z wyborem świadkowej?
Wzruszam ramionami.
– A skąd mam to wiedzieć? Może ma za dużo koleżanek i nie potrafi się zdecydować – mówię wymijająco.
Sonia wygina usta w podkówkę. Przejeżdża palcem po mojej szyi, a potem ciągnie za kołnierzyk koszuli.
– A może chce zapytać o mnie?
Nie mogę zranić jej uczuć, więc milczę.
– Zobaczymy – rzucam.
– Zadzwonisz do mnie, jak będziesz coś wiedział?
Kiwam głową.
Czasami wolałabym wiele rzeczy nie wiedzieć. Przynajmniej nie musiałbym jej okłamywać.
Wplatam palce w jej włosy i całuję w czoło.
– Kocham cię, Aleks – mówi, przyciągając mnie do siebie.
Nie odpowiadam. Zresztą, jak zawsze.
***
Siedzę na kanapie. Błażej z Adą zajęli miejsce na szklanym stole. Są dość blisko, co wydaje mi się dziwne. Patrzę na nich wyczekująco. Oboje chyba coś przede mną ukrywają, bo co chwilę rzucają sobie porozumiewawcze spojrzenia.
– Dobra, zaczynacie mnie przerażać. – Kładę łokcie na udach i się pochylam. – Co jest grane?
Ada przygryza wargę i odwraca głowę, więc przenoszę wzrok na Błażeja.
– Obiecaj, że się nie wkurwisz – mówi.
– A mam powód?
Przyjaciel zerka na narzeczoną, a potem znowu na mnie.
– Sytuacja jest kryzysowa. Ada nie ma w swoim kręgu żadnej koleżanki i naprawdę odwlekaliśmy to najdłużej, jak się dało… Ale czas nas goni. Za pół roku ślub, a ona nie ma sukienki ani świadkowej.
– I?
Ada obraca głowę. Widzę w jej oczach smutek.
– Zrozumiemy, jeśli się nie zgodzisz. Żadne z nas nie będzie miało pretensji.
– Do czego zmierzacie?
Ada bierze głęboki wdech, zakrywając dłonią usta.
– No wyduś to z siebie – ponaglam ją.
– Chcę… – Wypuszcza głośno powietrze, zakładając kosmyki włosów za ucho. – Chcę, aby moją świadkową została Wiktoria.
ROZDZIAŁ 2
Czas stoi w miejscu. Dosłownie. Patrzę na Adę, całkowicie zapominając o mruganiu.
– Co?
Widzę poczucie winy wymalowane na jej twarzy. Wykręca sobie dłonie, ciężko wzdychając.
– Chcę, żeby Wiki została moją świadkową – powtarza.
– Słyszałem – prycham. – Ale chyba nie rozumiem… Masz z nią kontakt?
Zerka w stronę Błażeja, który wzrusza ramionami.
– Nie pomogę ci. Sama zaczęłaś temat, więc teraz się tłumacz.
Ada wypuszcza głośno powietrze z płuc.
– Odezwała się do mnie, więc…
Milknie, widząc moją niezadowoloną minę.
Czuję się tak, jakbym oberwał pięścią brzuch. To niemożliwe.
– Pięknie – warczę wkurzony.
– Aleks…
– Czego jeszcze nie wiem?! – wybucham.
– To nie tak…
– A jak, Ada? – podnoszę głos. – Myślałem, że temat Wiki jest zamknięty.
– Jest moją przyjaciółką!
– No tak – syczę. – Już kiedyś to słyszałem…
Podnoszę się z kanapy. Nic tu po mnie. Nie zamierzam brać udziału w jakiejś szopce.
– Dokąd idziesz? – pyta zaskoczona Ada. – Mieliśmy…
– Rób sobie, co chcesz. To twój ślub.
– Wiki obiecała, że przyjedzie, ale… Potrzebuje twojej zgody. Jeśli nie chcesz jej tam widzieć, to po prostu powiedz.
Patrzę na nią, zaciskając zęby.
Nie wiem, co mam powiedzieć. Jestem wzburzony. Wspomnienia mają destrukcyjną moc, więc po chwili moja głowa jest pełna niewłaściwych obrazów.
Wszędzie widzę Wiki.
– Już mówiłem, że to twój ślub – powtarzam wolno, ledwo panując nad głosem. – Rób, jak uważasz.
– Ale…
– Nie wiem, co powiem Sonii.
Ada krzywi się, chociaż gdy zauważa moje spojrzenie, próbuje nadrobić miną.
– Nie udawaj – burczę. – Wiem, że jej nie cierpisz.
– To tylko jeden dzień – odzywa się Błażej, podchodząc bliżej. – Wytrzymacie. W kościele raczej nie zrobicie awantury. Wszyscy będą patrzeć.
– Mam na to wyrąbane. Wiki już mnie nie obchodzi.
Obydwoje przyglądają mi się uważnie.
– Serio – mówię przez zaciśnięte zęby. – To pierdolona przeszłość. Nic więcej.
Ich miny mówią coś innego.
– Jestem z Sonią, tak?
– No tak – burczy Błażej. – Chyba nie będzie ci robić wyrzutów?
Kręcę głową.
– Naprawdę nie wiem, jak ja jej to powiem.
– Lepiej nie kręć – radzi Ada. – Dobrze wiesz, że kłamstwa…
– Wiem – wpadam jej w słowo. – Dobrze, kurwa, to wiem.
Biorę głęboki wdech, bo już mnie ponosi.
– Przepraszam – mówię cicho.
– W porządku.
Nerwowym ruchem dłoni przeczesuję włosy. Nie potrafię zebrać myśli.
– Kiedy przyjedzie? – pytam.
– W ten weekend.
– Zajebiście.
– Muszę wreszcie kupić sukienkę. Potrzebuję jej – broni się Ada.
Wzdycham ciężko.
– Niech ci będzie – rzucam chłodno.
– Na pewno pójdziemy do klubu, więc…
Jeszcze tego brakowało.
– Co?
Błażej podnosi rękę.
– Na spokojnie! Nie musisz przychodzić. Pewnie nie chcesz jej widzieć.
– Nie jestem pierdolonym tchórzem. To nie ja powinienem uciekać. – Zgrzytam zębami ze złości. – Kasjan podjął decyzję co do ślubu? Przyjdzie?
Mina Ady mówi wszystko.
– No kurwa, zajebiście. – Mam ochotę w coś uderzyć. – Jak długo zamierzaliście to ukrywać?
– To nie tak – mówi szybko Błażej. – Rozmawiałem z nim i…
– Gówno mnie to obchodzi – przerywam mu. – Prosiłeś mnie o pomoc. Zgodziłem się. A teraz co? Mam patrzeć, jak moja była…
– Przestań!
Mrużę gniewnie oczy.
– Ludzie się zmieniają, Aleks – syczy Ada. – Ona nie jest już tą samą dziewczyną, co kiedyś. Kasjan też jest kimś innym. Wszyscy się zmieniliśmy. Nie ma powodu, aby rozdrapywać rany. Wiem, że cię zraniła. To musiało cholernie boleć, ale najwyższa pora zapomnieć.
Gryzę się w język, bo chociaż Ada zna temat, to jednak mam dziwne wrażenie, że wie coś więcej. Jak zwykle, kurwa.
***
Wchodzę do mieszkania i kiedy chcę włączyć światło, zauważam zapalone świeczki na stole. Nerwy skręcają mój żołądek. Stoję osłupiały i zastanawiam się, jak poprowadzić rozmowę, żeby Sonia nie dowiedziała się o przyjeździe Wiktorii. Potrzebuję o wiele więcej czasu na obmyślenie planu odnośnie do ślubu niż kilkadziesiąt sekund.
– Cześć, skarbie! – woła uradowana Sonia, wychodząc z pokoju. Wiesza mi się na szyi, a potem całuje. – Tęskniłam!
Kiwam głową, patrząc na stół.
– A to z jakiej okazji?
– Ty mi powiedz. – Uśmiecha się szeroko. – Co powiedzieli?
Jej dłonie obejmują moją szyję i mam wrażenie, że zaczynają mnie dusić. Patrzę w błyszczące oczy. Nie wiem, co robić.
– Może najpierw zjemy? – proponuję.
– Kupiłam wino. – Przejeżdża palcem po mojej wardze. – Potem możesz zrobić ze mną, co chcesz.
Łapię ją za nadgarstki i odsuwam. Seks niczego nie załatwi, chociaż może pomógłby mi zapomnieć o Wiktorii.
– Musimy porozmawiać.
Marszczy brwi.
– Nie brzmi to najlepiej… O co chodzi?
Biorę głęboki wdech.
– Ada wybrała świadkową.
– Nareszcie! – woła podekscytowana. – Kogo?
– Wiktorię.
Nadzieja umiera w jej oczach, do których od razu napływają łzy. Mruga, nie odrywając wzroku od mojej twarzy.
– Chyba nie mówisz poważnie…
– To i tak niczego nie zmienia – mówię, kładąc dłonie na jej ramionach. – Jesteśmy razem i…
Sonia gwałtownie się odsuwa, odtrącając moje ręce.
– Nie zmienia? Ona wraca! Znowu!
– Tylko na ślub.
– Tylko?! – wybucha.
– Sonia…
Kręci głową.
– Nie mogłeś im czegoś powiedzieć? Dobrze wiedzą, co ci zrobiła! Jak mogą po tym wszystkim zaprosić ją na ślub?! To samo tyczy się Kasjana!
– To ślub Ady i Błażeja. Wiedzą, co robią.
– I ja mam patrzeć, jak ona…
– Uspokój się!
– Cieszysz się, prawda?! No przyznaj, że jej powrót jest ci na rękę!
Wzdycham ciężko, bo nie spodziewałem się, że rozmowa pójdzie w tę stronę. Wpatruję się w zapłakaną twarz Soni i nie wiem, co mam jeszcze powiedzieć.
– Nie. Też jej tam nie chcę.
– Jakoś nie potrafię ci uwierzyć – szepcze. – A już było tak dobrze…
Wyciągam rękę w jej stronę.
– Chodź do mnie.
Kręci głową. Chcę ją złapać, ale wyrywa mi się i podchodzi szybkim krokiem do stołu. Zdmuchuje świeczki, zabiera torebkę i w pośpiechu wkłada buty. Patrzę zszokowany, jak rzuca mi ostatnie spojrzenie pełne wyrzutu, a potem wychodzi.
Gapię się na drzwi. Mam mieszane uczucia. Wybuch Sonii był bezzasadny. Doskonale wie, co zrobiła mi Wiki i jak długo dochodziłem do siebie. Trudno posklejać złamane serce. Starałem się, jak mogłem, ale pewnych rzeczy po prostu nie da się zrobić. Była moim wszystkim. Kochałem ją tak cholernie mocno…
Potrząsam głową, aby odgonić natrętne myśli. Nie powinienem wracać do przeszłości.
Mam Sonię.
***
Stoję nad grobem, trzymając dłonie w kieszeniach spodni. Wiem, że nie powinienem tego robić, ale jakoś niekoniecznie mnie to obchodzi. Obejmuję spojrzeniem marmurową płytę, zapełnioną kwiatami i zniczami. Laura przychodzi tu prawie codziennie. Zawsze wysępi od matki parę złotych. Mówi, że to na kosmetyki. Ta idiotka jej wierzy i oczywiście sypie kasą.
Minęło pięć lat, a ja wciąż nie potrafię stać tu bez wilgotnych oczu.
Matka miała rację. Powtarzała, że z tatą jest źle, ale nie przyjmowałem tego do wiadomości. Wiedziałem, że ojciec łyka sporo tabletek. Trzęsły mu się dłonie, czasami miał problem ze złapaniem oddechu, ale ciągle pracował. Jego stan pogorszył się z dnia na dzień. Nagle wylądował w szpitalu. Nie minął tydzień i musieliśmy go pożegnać. Na pogrzebie trzymałem Laurę w ramionach. Płakaliśmy oboje. Matki nie było.
Zostałem sam. Oczywiście miałem Laurę, ale mój stan był na tyle kiepski, że matka zabrała ją do siebie. Odwiedzałem ją tylko wtedy, gdy udało mi się wytrzeźwieć, czyli bardzo rzadko. Przez cały ten czas miałem obok Sonię. Kręciła się już wcześniej – jakby dostała od kogoś cynk, że Wiki zniknęła. Pojawiła się niespodziewanie. Nie byłem chętny. Załamany po stracie dziewczyny i ojca, nie miałem ochoty na towarzystwo. Gorączkowo chwytałem się wspomnień, chociaż alkohol starannie je zamazywał.
Tamta impreza i duża ilość alkoholu, wszystko zmieniła. Sonia wieszała mi się na szyi. Przetańczyliśmy całą noc, a potem wylądowaliśmy w jej łóżku. Rano miałem wyrzuty sumienia. Ona zrobiła sobie nadzieję. Byłem tak bardzo samotny, że zgodziłem się na związek. Rozsądek bił mi brawo, serce wyzywało od idiotów. Liczyłem, że ją pokocham. Minęły dwa lata i czuję tylko wdzięczność. Zawsze miałem ją pod ręką. Pomagała mi przetrwać najgorsze. Dzięki niej zacząłem znów żyć.
Wzdycham ciężko, wbijając wzrok w napisy na nagrobku. Gdy czytam datę śmierci, ból ściska moje serce. To były urodziny Laury.
Przyciskam palce do oczu, próbując powstrzymać łzy. Nawet dla mnie to zbyt dużo.
***
Stoję przy barze i piję trzecie piwo. Błażej z Adą siedzą po drugiej stronie. Co chwilę się całują. Pewnie nie miałbym nic przeciwko, gdyby obok była Sonia. Ale nie ma jej. Obraziła się i nie odbiera moich telefonów. Może powinienem do niej pojechać. Nawet nie potrafię sobie odpowiedzieć na pytanie, co ja tutaj w ogóle robię. Chcę sobie wmówić, że to normalny weekend, który spędzam z przyjaciółmi. Ale to bujda. Podświadomie wiem, czemu tu jestem.
Obracam głowę i wtedy ją dostrzegam. Przestaję oddychać, a czas znów staje w miejscu. Wiktoria przepycha się przez tłum, poprawiając długie, czarne włosy. Krótka sukienka odkrywa jej zgrabne nogi. Wiem, że powinienem odwrócić wzrok. I kiedy chcę to zrobić, nasze spojrzenia się spotykają.
Wiki przystaje w miejscu, a jej oczy robią się nienaturalnie duże.
Zasycha mi w gardle. Wciąż jest tak samo piękna jak kiedyś.
Robi krok w moją stronę, a jej usta wyginają się w nieśmiałym uśmiechu.
– Cześć, Aleks – mówi niepewnie.
Przełykam ślinę, szukając w głowie odpowiednich słów.
Przecież byłem wściekły. Zrobiłem awanturę Błażejowi i Adzie. Zarzekałem się przed Sonią, że ona nic dla mnie znaczy.
Co jest, kurwa?
ROZDZIAŁ 3
Jak może tak tu stać i udawać, że nic się nie stało? Kasjan wpychał jej język do gardła. Pieprzył tak mocno, że pewnie wbijał jej drobne ciało w materac.
Znowu przypominam sobie tamtą imprezę. Dotykał jej ud, a ona ocierała się o niego jak kotka. Z każdym kolejnym ruchem bioder sukienka robiła się coraz krótsza. Kasjan chował twarz w jej włosach. A kutas wypychał mu spodnie, gdy obijałem mu twarz.
Zaciskam zęby i odwracam głowę. Pociągam porządny łyk piwa. Widzę kątem oka, że Wiki się odwraca.
– No tak. Twoja ulubiona dyscyplina. Pierdolona ucieczka.
Nie panuję nad sobą. Jestem wkurwiony, bo mam ochotę złapać ją za włosy i zmiażdżyć usta. Na pewno będzie zajebiście smakować. Kurwa.
– Przepraszam – mówi skruszona.
Zastygam. Obracam powoli głowę, piorunując ją spojrzeniem.
– W dupie mam twoje przeprosiny.
– Nie powinnam…
– Tak, kurwa, nie powinnaś.
Dostrzegam smutek w jej dużych oczach. Nie złamie mnie. Nie ma, kurwa, takiej możliwości.
– Pójdę sobie.
Zaciskam palce na butelce, chociaż złość rozsadza mnie od środka.
Dlaczego się zgodziła? Dlaczego podeszła? A ten uśmiech?
Zamawiam u barmana jeszcze jedno piwo, a w ciągu godziny kolejne dwa. Muszę utopić wspomnienia w alkoholu. Może dzięki temu uda mi się usunąć poczucie beznadziejności. Myślałem, że będę w stanie kontrolować sytuację. Miałem taką nadzieję. Ale nie mogę stać i patrzeć, jak się uśmiecha. Moje serce wariuje, a tak nie powinno być! Nie zasłużyła na to…
– Stary, jak się trzymasz? – pyta Błażej, siadając obok.
– Mam nadzieję, że jesteście z siebie, kurwa, zadowoleni – syczę. – Wróciła i wszystko zjebała. Sonia się wkurwiła. Wyszła obrażona z mieszkania.
– Wiki jest jedyną przyjaciółką Ady.
– Pierdolenie.
– Dobrze wiesz, że Sonia nie była nawet brana pod uwagę…
– A na świecie istnieje tylko… ona? Nie ma, kurwa, żadnej innej dziewczyny, która mogłaby zostać świadkową twojej narzeczonej?!
Błażej wzdycha ciężko. Kiwa na barmana i zamawia piwo.
– Mogę tylko się domyślać, że ta sytuacja jest dla ciebie cholernie trudna.
– Trudna? – prycham. Patrzę na niego lodowato. – Wiesz, co chciałem zrobić, jak ją zobaczyłem?
Kręci głową.
– Pocałować, rozumiesz? – Stawiam z hukiem butelkę na blacie. – Kurwa!
– Wciąż ją kochasz? – pyta zaskoczony Błażej. – Przecież…
– Nie wiem, kurwa! I nie chcę się nad tym zastanawiać… Mam Sonię.
– Wiem, że to nie jest dobry moment, ale… – Wypuszcza głośno powietrze z płuc. – Dlaczego z nią jesteś?
Wzruszam ramionami.
– Nie wiem.
– Zajebisty powód – drwi. – Ona nie jest zabawką.
– Nie traktuję jej w ten sposób.
– Tak? To dlaczego tu przyszedłeś, skoro się pokłóciliście? Wiedziałeś, że będzie Wiktoria. Co chciałeś ugrać?
Wbijam wzrok w butelki, równo poustawiane na półkach za plecami barmana. Wiki zawsze była perfekcyjna. W jej mieszkaniu wszystko miało swoje miejsce. Myślałem, że ja również mam swoje miejsce w jej sercu…
– Nie wiem – mówię cicho.
– Powinieneś szczerze porozmawiać z Sonią. Wyjaśnić jej kilka spraw.
– Dlaczego jej wybaczyłeś?
– Co i komu?
Przenoszę wzrok na Błażeja, który wydaje się szczerze zdziwiony.
– Dlaczego wybaczyłeś Wiktorii?
– A, o to chodzi. – Wzdycha, drapiąc się po głowie. – Gdyby nie ona, prawdopodobnie wciąż tkwiłbym w toksycznym związku. Dopiero po zerwaniu zrozumiałem, że Aśka nie była tak cudowna, jak mi się wydawało. Ada jest zupełnie inna. Myślałem, że kochałem Asię, ale… – Kręci głową z szerokim uśmiechem. – Dopiero teraz rozumiem, czym jest prawdziwa miłość. Kocham Adę nad życie i jestem cholernie szczęśliwy, wiedząc, że niedługo będzie moja już na zawsze.
– To świetnie – kwituję z kwaśną miną.
– Na pewno na tym świecie istnieje dziewczyna, która…
Parskam śmiechem.
– Daruj sobie te bzdury.
– Mówię poważnie.
– Ja też.
Błażej wzdycha ciężko po raz kolejny.
– Szczęście samo nie przyjdzie. Czasami trzeba po nie sięgnąć.
Udaję, że nie słyszę tej pseudomądrości. Odwracam się w stronę parkietu i zamieram. Wiki tańczy, zmysłowo ruszając biodrami. Z jej twarzy nie schodzi uśmiech. Oczywiście wokół niej kręci się stado śliniących się idiotów. No przecież. Przez tyle lat nie straciła swojego uroku, a wręcz przeciwnie. Wiek zadziałał na jej korzyść. Jest cholernie podniecająca.
Wkurwiony odwracam wzrok, próbując skupić go na czymkolwiek. Przed oczami przewijają mi się obrazy nagiej Wiktorii, zakopanej w mojej pościeli. Powoli czuję dyskomfort w spodniach…
Ten wieczór miał wyglądać zupełnie inaczej.
***
Opieram się ramieniem o ścianę. Patrzę na drzwi i pukam po raz trzeci. Ledwo trzymam się na nogach. Jestem zmęczony i narąbany. Do głowy ciągle wpycha się Wiktoria ze swoim seksownym ciałem. Gdybym został dłużej w klubie… pewnie straciłbym kontrolę.
Tęsknota to suka i robi ze mną, co chce.
Znowu pukam. Wreszcie drzwi się otwierają. Sonia przeciera dłońmi zaspane oczy. Ramiączko koszulki zwisa z jej ramienia, odkrywając kawałek piersi.
– Hej – mówię, wchodząc do środka.
Przygląda mi się nieufnie.
– Wiesz, która jest godzina?
– No i co z tego? – prycham, przysuwając się do niej. Łapię ją w pasie i przyciągam. – Stęskniłem się.
– Tak?
Nienawidzę się za nadzieję, którą dostrzegam w błyszczących oczach.
Nie potwierdzam, tylko wpijam się w jej usta, miażdżąc wargi. Nie jestem sobą. Czuję się cholernie niezaspokojony. Sonia niepewnie obejmuje moją szyję, próbując za mną nadążyć. Protestuje, gdy wsuwam dłonie pod koszulkę, ale nie odpuszczam. Dotykam nagich piersi, a w spodniach robi mi się ciasno.
Obejmuję ją mocniej w pasie i zanoszę do łóżka. Toniemy w pościeli. Odrywam się na chwilę od jej warg tylko po to, aby ściągnąć koszulkę. Jedną ręką łapię Sonię za włosy, a drugą majstruję przy rozporku, chcąc jak najszybciej pozbyć się spodni. Z ust przenoszę się na szyję. Zasysam kawałek skóry, czując przyjemne dreszcze przebiegające mi po plecach. Całkowicie się zatracam.
Ciepłe dłonie dotykają mojej klatki piersiowej, a po chwili czuję napór. Sonia próbuje mnie odepchnąć. Wracam do jej ust, ale obraca głowę. Chwytam ją za podbródek. Walczy ze mną, unikając mojego wzroku. Na policzku dostrzegam łzy i nieruchomieję. Automatycznie cofam dłoń.
– Sonia?
Na krótką chwilę nasze spojrzenia się krzyżują.
– Widziałeś się z nią, prawda? – pyta łamiącym głosem.
Nie odpowiadam. Jestem tak zaskoczony, że nawet nie protestuję, gdy wyplątuje się z moich objęć i ucieka do łazienki.
Siadam na łóżku, przecierając dłońmi twarz.
Kurwa, co ja chciałem zrobić? Przelecieć ją, mając w głowie zupełnie inną dziewczynę? Co jest ze mną, kurwa, nie tak?
Słyszę płacz.
Wstaję i targany wyrzutami sumienia, idę do łazienki. Otwieram drzwi, nawet nie pytając o pozwolenie. Sonia siedzi zgarbiona na kafelkach.
Od razu kucam, chcąc ją przytulić, ale odpycha moje ręce.
– Sonia…
– Zostaw mnie!
Ukrywa twarz w dłoniach, głośno zawodząc.
– Ja nie…
– Nie wiem, co ja sobie myślałam – mówi zapłakana. – Byłam zawsze obok, licząc, że kiedyś o niej zapomnisz. Miałam nadzieję, że…
– Ona się dla mnie nie liczy.
Gwałtownie podnosi głowę. Po policzkach ciekną jej łzy, a oczy są przepełnione bólem.
– Nie? Kogo ty oszukujesz?!
– Uwierz mi, że…
– Wyjdź stąd! – podnosi głos.
– Sonia, musimy…
– Wyjdź stąd, Aleks!
Kręcę głową, łapię ją za rękę i siłą przyciągam do siebie. Wyrywa mi się, ale jestem silniejszy. Szybko unieruchamiam jej dłonie, zamykając ją w swoich ramionach.
Nie chcę być powodem czyichś łez.
Oplatam ją ciasno rękami, przyciskając policzek do jej skroni. Drży. Do oczu napływają mi łzy. Co ja jej zrobiłem?
– Przepraszam – szepczę, tuląc ją mocniej.
***
Nie spałem całą noc.
Sonia ciągle płakała, chociaż przynajmniej przestała mnie odpychać. Przytulona, zaciskała dłonie na mojej koszulce. Milczała. Gdyby zaczęła mówić, pewnie musiałbym wyrwać sobie serce, bo jestem nieczułym draniem.
Nie potrafię pokochać dziewczyny, która daje mi siebie. Mam wszystko. Dlaczego nie umiem tego docenić? Dlaczego szukam szczęścia wśród demonów przeszłości? To droga w jedną stronę, do wiecznego cierpienia.
Spoglądam na spokojną twarz dziewczyny, mając podwójne wyrzuty sumienia. Może byłoby lepiej, gdybym przestał być egoistycznym dupkiem i pozwolił jej odnaleźć szczęście u boku innego faceta? Ale kto wtedy byłbym moim wsparciem? Kto podnosiłby mnie z klęczek? Kto byłby w stanie tyle mi dać, nie oczekując niczego w zamian?
Ona pragnie tylko mojej miłości. To przecież, kurwa, nie może być nieosiągalne.
ROZDZIAŁ 4
Obejmuję ramieniem Sonię. Wtulona w moją klatkę piersiową, patrzy zafascynowana na góry. Powietrze jest rześkie. Dopiero ósma rano.
Przyjechaliśmy tu wczoraj, późną nocą. Nie odzywała się do mnie przez całą drogę. Obserwowała świat przez szybę, którą skropił deszcz. Chciałem ją dotknąć, ale nie wiedziałem jak. Kiedy musnąłem delikatnie jej dłoń, od razu ukryła ją między udami, nawet na mnie nie patrząc.
Jestem winny. Pozwoliłem powrócić Wiktorii do swojego życia. Zarzekałem się, że nigdy do tego nie dopuszczę. I co? Wystarczyło, że na nią spojrzałem… Nie skończyło się na popełnieniu jednego błędu. Karmiłem przezroczyste wspomnienia przez te sześć lat, chociaż doskonale wiedziałem, że to przysporzy mi tylko dodatkowych problemów. A teraz mogę stracić dziewczynę, która otworzyła dla mnie serce.
Przykładam usta do jej skroni. Muszę milczeć. Nie wyduszę z siebie nieprawdziwych słów. Nie mogę powiedzieć, że kocham i tęsknię. To wprowadziłoby tylko niepotrzebne komplikacje. I dlaczego tyle o tym myślę?
– Podoba ci się? – pytam, zerkając na rozpromienioną twarz Sonii.
– Jest cudownie!
Uśmiecham się, tuląc ją mocniej.
– Może powitamy ten poranek w inny sposób?
Czuję jej drobne dłonie na klatce piersiowej. Gwałtownie się odsuwa, patrząc na mnie jak na idiotę. Co znowu zrobiłem nie tak?
– Co jest?
– Myślisz, że przez chwilę poskaczesz wokół mnie, dokądś zabierzesz i nagle zapomnę?
– Chciałem, żeby było miło.
– Brak seksu raczej nie wpłynie negatywnie na nasz związek.
Marszczę brwi, przyglądając się jej uważnie.
– Nie wpłynie negatywnie? – pytam zdezorientowany.
– Nie ma nic gorszego niż brak miłości – mówi szeptem, a potem wchodzi do pokoju.
Obserwuję, jak firana wiruje, gdy za nią pociąga. Jest wściekła. Nie idę za nią, bo sam jestem bliski wybuchu. Nie lubię takich sytuacji. Podobno mi już wybaczyła. Przynajmniej tak mówiła po tamtej nieszczęsnej nocy. Nie potrafiła oderwać się od moich ust, które zachłannie całowała. Łapała za pasek, ale odsuwałem jej dłonie. Chciałem pokazać, że ją szanuję… Uzyskałem odwrotny efekt. Wpadła w szał. Tak jak dziś.
***
Jest późny wieczór. Przeglądam telefon, leżąc na łóżku w samych bokserkach. Czekam, aż Sonia wróci spod prysznica. Przez cały dzień się do mnie nie odzywała, więc naprawdę nie wiem, dlaczego nie idę spać. I tak nie będziemy nic robić. Nie mam ochoty próbować. Pewnie znowu zacznie mnie odpychać, powołując się na jakieś debilne sprawy. Mogłem ulżyć sobie pod prysznicem…
Zaciskam zęby, bo doskonale wiem, dlaczego tego nie zrobiłem.
Napięcie było nie do zniesienia. Gorąca woda tylko rozpalała wyobraźnię. A główną rolę grała oczywiście Ona. Zimny prysznic nie dawał sobie z tym rady. Tak dawno jej nie miałem… Zwykła, wieczorna czynność okazała się męczarnią. Wystarczyło, że pomyślałem o obrażonej Sonii, a wszystko minęło. Kurwa.
Kątem oka dostrzegam otwarte drzwi od łazienki. Sonia stoi na progu, przestępując z nogi na nogę. Powoli taksuję ją spojrzeniem, a coś ciężkiego spada mi na żebra. Założyła jakąś krótką, koronkową koszulkę, która z ledwością zakrywała niewielkie piersi. Chciała być seksowna, ale…
Zmieszana, nie wie, gdzie ma oczy podziać. Na pierwszy rzut oka widać, że źle się w tym czuje.
– Chodź tu – mówię miękko, odkładając telefon na bok.
Zawstydzona, obciąga koszulkę. Rusza niepewnie w moją stronę, ze wzrokiem wbitym w dywan. Wdrapuje się na łóżko i klęka przede mną. Obserwuję ją w milczeniu. Boję się, że powiem coś nieodpowiedniego, a to całkiem prawdopodobne. Jej widok mnie nie rusza, nie tak bardzo jak…
Wyrzucam z głowy debilne myśli, sięgając po dłoń Soni. Przyciągam ją do siebie. Zaskoczona, siada na mnie okrakiem. To wciąż za mało. Dotykam jej twarzy i całuję, starając się wlać w to uczucia, które są mi obce. Pieszczę jej drobne usta, słysząc ciche jęki. Zaczyna się ocierać o moje krocze, więc przenoszę pocałunki na dekolt.
Jęki Sonii mieszają się w mojej głowie z jękami Wiki. Kurwa. Odrywam na chwilę usta od słodkiej skóry dziewczyny i biorę głęboki wdech. Staram się oczyścić umysł, ale bezskutecznie.
Moje zachowanie jest nienaturalne. Ruchy są powolne, nijakie i gdyby Sonia bardziej skupiła się na otoczeniu, pewnie dostrzegłaby, że nie jestem zainteresowany.
Pieprzyć to – krzyczy głos w mojej głowie.
Nie mija sekunda, a obrazy podnieconej Wiki topią niewyraźny obraz Sonii. Tylko ten jeden raz.
***
Jest szósta rano. Nie mogę spać. Chodzę bez celu po mieście, w którym się zatrzymaliśmy. Musiałem wyjść, bo nie potrafię patrzeć na Sonię. Boję się naszej konfrontacji. Nie mam pewności, co uroiło się w jej głowie. Jestem przerażony, bo nie pamiętam, co mówiłem podczas seksu. A na pewno coś powiedziałem, kurwa.
Wyciągam komórkę z kieszeni bluzy i wybieram numer do Błażeja. Mam w dupie fakt, że o tej porze normalni ludzie śpią. Muszę z kimś pogadać. Odbiera dopiero przy trzecim podejściu.
– Jasny gwint, pali się gdzieś?!– warczy w słuchawkę.
– Śpisz?
– Serio, kurwa?
– Musicie zrezygnować z Wiktorii.
– Zapytam ponownie. Serio, kurwa?
Kręcę głową.
– Niech wraca tam, skąd przyjechała. Długo mi zajęło poukładanie sobie tego wszystkiego. Wróciła i to rozpieprzyła. Wystarczyło jedno spojrzenie! A co będzie później? Co z Kasjanem? Może oni wciąż utrzymują kontakt? Chuj to wie!
– Oddychaj, stary.
– Wczoraj pieprzyłem się z Sonią, myśląc o niej. Rozumiesz, kurwa? Posuwałem ją, wyobrażając…
– Dobra, dość! Zrozumiałem! – krzyczy spanikowany Błażej. – Oszczędź mi szczegółów!
– To jest popierdolone. Nie mogę JEJ tego robić. Nie mogę SOBIE tego robić.
– Wiem… Rozumiem.
– Ada pewnie się wścieknie, ale jeśli dalej będzie się przy niej upierała, to ja rezygnuję.
– Co?!
Zaciskam pięść i wpycham ją do kieszeni bluzy.
– Nie zniosę jej widoku – cedzę. – To rana, która nigdy się nie zagoi.
– To tylko jeden dzień. Nie mów, że nie dasz rady!
– A pomyślałeś o Laurze?
– Jeszcze jej nie powiedziałeś?
Wzdycham ciężko.
– A niby kiedy? Ona też za Sonią nie przepada.
– Ma tylko dwanaście lat.
– Najwyraźniej nie znasz mojej siostry i nie wiesz, do czego jest zdolna. Sonia strasznie przeżywa, że młoda jej nie cierpi.
– Laura na pewno będzie pamiętać?
Wypuszczam głośno powietrze z płuc.
Przypominam sobie o albumie, który zrobiliśmy. Są tam zdjęcia Wiktorii – parę osobistych, kilka wspólnych. Nawet tata załapał się na jedno.
– Nie wiem, ale podejrzewam, że się ucieszy. Tęskniła za Śnieżką.
– I dalej chcesz być z Sonią?
– Nieważne jest to, czego chcę. Jestem szczęśliwy i to mi wystarcza.
– Szczęśliwy facet nie myśli o byłej, a na pewno nie podczas seksu z inną… – Wzdycha. – Co, jeśli pewnego dnia nazwiesz ją Wiki?
Zgrzytam zębami.
– Nie jestem aż tak popierdolony – warczę.
– Popierdolone jest to, że nie jesteś szczęśliwy z tą dziewczyną, a jednak kurczowo się jej trzymasz…
– Kurwa, tylko mi nie mów, że też jej nie lubisz!
Błażej głośno wzdycha.
– Sonia za wszelką cenę chce zwracać na siebie uwagę. Mam wrażenie, że to kopia Aśki. Pod maską milutkiej dziewczyny, kryje się wredna suka.
– Wredna suka? Naprawdę? – syczę. – Pomogła mi. Stoczyłbym się na samo dno, gdyby nie ona. Dobrze o tym, kurwa, wiesz!
– Ty tak to widzisz. A ja uważam, że byłbyś szczęśliwszy sam lub z kimś innym.
– Masz na myśli ją? – pytam wściekły. – Całkowicie cię popierdoliło?!
– To twoje ciągłe powracanie do niej mówi samo za siebie, nie sądzisz?
Chcę coś szybko odburknąć, ale wiem, że to będzie brzmiało jak potwierdzenie.
Biorę głęboki wdech, rozglądając się wkoło. Nie wiem, kurwa, gdzie jestem. Zajebiście. Będę musiał odpalić nawigację, a chyba mam resztkę baterii.
– Muszę kończyć. Sonia pewnie już wstała.
– Powiedziałbym coś, ale powoli zaczyna mi brakować do ciebie słów.
– Dobra, dobra – ucinam.
– Pogadam z Adą, ale już teraz mogę ci powiedzieć, że będzie jej cholernie przykro.
– Chcesz mnie wziąć na litość?
– Nie.
Jakoś nie jestem przekonany. Znam Adę wystarczająco długo, aby wiedzieć, że moja zmiana decyzji ją zasmuci. Jestem wkurwiony, że nie potrafiłem od razu odmówić.
Trudno. W życiu nie można mieć przecież wszystkiego.
***
Patrzę na ciemny ekran laptopa i mam ochotę wyrzucić go przez okno. Siedzę nad nim od czterech godzin, a on dalej się nie włączył. Łaskawie zapikał dwa razy, a potem postanowił umrzeć. Nienawidzę, gdy rzeczy martwe dyktują warunki. Oczywiście, powinienem go otworzyć i dokładnie przeczyścić, sprawdzając każdą część. I tak minęła gwarancja, więc nikt by się nie czepiał.
Laptop jest uparty. Kompletnie nie chce współpracować. Nie wiem, co z nim robił Czerniewski. Z jednej strony nawet cieszę się, że nie mogę go włączyć. Chuj wie, co znalazłbym w środku. Pornografia wcale by mnie nie zaskoczyła, ale ten typ wygląda dość podejrzanie. Nie mam ochoty kolejny raz bawić się w narkotyki i inne świństwa. Gangsterskie sprawy też mnie nie interesują.
Drzwi gwałtownie się otwierają, a na progu staje Arek. Szczerzy się jak głupi i puszcza mi oczko.
– Twoja laska przyszła.
Unoszę brew.
– Co?
– Rusz dupę i chodź tu, bo ci debile gapią się na nią z otwartymi ustami. Zaraz ucieknie.
Powoli podnoszę się z krzesła. Coś mi nie pasuje. Od kiedy Sonia odwiedza mnie w pracy? I dlaczego inni faceci się na nią napalają? Większość z nich nie ogarnia życia. Dziewczyny znają tylko ze słabych pornosów. Może właśnie dlatego tak się teraz na nią gapią?
Wychodzę ze swojego biura i zamieram. Patrzę, jak dziewczyna odrzuca swoje długie, czarne włosy na plecy, a potem się odwraca. W jej oczach dostrzegam zmieszanie.
– Cześć, Aleks – mówi Wiki, uśmiechając się niepewnie.
ROZDZIAŁ 5
Nie wierzę, że tu jest. Na dodatek taka zawstydzona. Z trudem odrywam od niej wzrok, żeby obrzucić facetów z biura morderczym spojrzeniem. Gapią się na nią z rozdziawionymi ustami, a Arkowi chyba ślinka cieknie z ust. Kurwa. Wiki jest zakryta. I wiem, że to wina jej oczu. Ma w nich coś takiego, co rozkłada na łopatki każdego faceta. Chce się tylko więcej i więcej.
A teraz znowu to czuję.
W klubie było dużo bodźców, więc urok Wiki został osłabiony. Fakt, jej widok mnie bardzo zaskoczył. Byłem przekonany, że się wyleczyłem.
Coś ściska mnie w dołku. Cholera, dlaczego?
– Może wreszcie zaczniesz oddychać? – drwi Arek, uśmiechając się głupkowato.
Rzucam mu lodowate spojrzenie.
– Chodź – mówię twardo, wskazując dłonią moje biuro.
Nic nie mówi, chociaż widzę, że się waha. Niepewnie robi krok do przodu, a kiedy mnie mija, muszę wstrzymać oddech. Jej zapach jest niebezpieczny. Jak zostaniemy sami… Nie, nie mogę stracić kontroli. Zbyt długo walczyłem o wolność. Chociaż serce wciąż rwie się do niej, czego kompletnie nie rozumiem, to nie pozwolę mu na to.
Kątem oka widzę, jak Arek wyciąga szyję, żeby tylko nie stracić jej z oczu. Wchodzę do biura i zamykam mu drzwi przed nosem. Skurwiel.
Biorę głęboki wdech, bo wiem, że to spotkanie nie będzie należało do najłatwiejszych. Siadam za biurkiem i od razu wbijam wzrok w laptop. Czarny ekran jest jak lustro. Dostrzegam w swoich oczach coś dziwnego. Ten pieprzony błysk.