Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Choć wydaje się to nieprawdopodobne, Teleexpress towarzyszy widzom na antenie telewizyjnej Jedynki już od trzydziestu lat. Pierwsze wydanie programu zostało wyemitowane 26 czerwca 1986 roku i od tej pory wiadomości w pigułce stały się obowiązkową pozycją oglądaną codziennie przez miliony Polaków, a sam Teleexpress zyskał miano kultowego.
Tworzyły go wspaniałe osobowości telewizyjne, a w studiu zasiadali młodzi dziennikarze, którzy swoją energią kształtowali styl przekazu. Dziś ci, którzy zaczynali karierę w Teleexpressie, należą do grona najbardziej lubianych i rozpoznawalnych twarzy mediów. Sam program zaś święci kolejne triumfy, bije rekordy oglądalności i przyciąga przed ekrany telewizorów nowe pokolenia widzów, którzy pokochali szybki styl przekazu w myśl legendarnego powiedzenia, wygłoszonego wprost do kamery przez prowadzącego program: „Państwo piszą do nas listy, kartki, że zbyt szybko czytamy nasze wiadomości, no ale to jest Teleexpress, osobowy odchodzi o 19.30”.
Książka Teleexpress. 30 lat minęło to fascynująca wędrówka przez trzydzieści lat historii programu, błyskotliwie opowiedziana przez wspaniałych prezenterów – Macieja Orłosia i Marka Sierockiego.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 231
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Teleexpress. 30 lat minęło
Maciej Orłoś i Marek Sierocki
Copyright © 2016 by Wydawnictwo RM Wydawnictwo RM, 03-808 Warszawa, ul. Mińska 25 [email protected], www.rm.com.pl
Żadna część tej pracy nie może być powielana i rozpowszechniana, w jakiejkolwiek formie i w jakikolwiek sposób (elektroniczny, mechaniczny) włącznie z fotokopiowaniem, nagrywaniem na taśmy lub przy użyciu innych systemów, bez pisemnej zgody wydawcy. Wszystkie nazwy handlowe i towarów występujące w niniejszej publikacji są znakami towarowymi zastrzeżonymi lub nazwami zastrzeżonymi odpowiednich firm odnośnych właścicieli. Wydawnictwo RM dołożyło wszelkich starań, aby zapewnić najwyższą jakość tej książce, jednakże nikomu nie udziela żadnej rękojmi ani gwarancji. Wydawnictwo RM nie jest w żadnym przypadku odpowiedzialne za jakąkolwiek szkodę będącą następstwem korzystania z informacji zawartych w niniejszej publikacji, nawet jeśli Wydawnictwo RM zostało zawiadomione o możliwości wystąpienia szkód.
ISBN 978-83-7773-299-1 ISBN 978-83-7773-649-4 (epub) ISBN 978-83-7773-650-0 (mobi)
Edytor: Andrzej KaflikRedaktor prowadzący: Agnieszka Trzebska-CwalinaRedakcja: Agnieszka Jeż-KaflikKorekta: Anna PaczuskaNadzór graficzny: Grażyna JędrzejecProjekt okładki: Grażyna JędrzejecProjekt graficzny książki: Studio GRAWObróbka skanów: Artur WolkeIlustracje: Monika Szałek, Jan Bogacz, Jerzy Sobieszczak, Wojciech RomanowskiOpracowanie wersji elektronicznej: Marcin FabijańskiWeryfikacja wersji elektronicznej: Justyna Mrowiec
W razie trudności z zakupem tej książki prosimy o kontakt z wydawnictwem: [email protected]
Spis treści
STOI NA STACJI
MACIEJ ORŁOŚ ZAPRASZA NA TELEEXPRESS
I BIEGU PRZYSPIESZA, I GNA CORAZ PRĘDZEJ
MAREK SIEROCKI W TELEEXPRESSIE
PIERWSI NA POKŁADZIE
WOJCIECH RESZCZYŃSKI
DUCH ZESPOŁU
TELEHIT PO RAZ PIERWSZY
POPULARNOŚĆ
CENZURA
NA ŻYWO I Z TAŚMY
SIEROCKI W MUNDURZE
SIEROCKI GRA
POGLĄDY I ŚWIATOPOGLĄDY
TVP, TELEEXPRESS, POLITYKA
DLA KOGO TEN PROGRAM?
FORMUŁA I JĘZYK
TECHNIKA
DOOKOŁA OKRĄGŁEGO STOŁU
A SKĄDŻE TO, JAKŻE TO, CZEMU TAK GNA?
MACIEJ ORŁOŚ WSIADA DO TELEEXPRESSU
PRZYJAŹNIE
GOŚCIE
TELEEXPRESS INSIDE
KRÓTKA FORMA I POCZĄTKUJĄCY ARTYŚCI
PO KOLEGIUM
PRACA NAD TEKSTEM KIEDYŚ I TERAZ
RÓŻNE GATUNKI TELEEXPRESSU
KONKURENCJA
KASA, WIZERUNEK, REKLAMA
PREZENTERZY I LEKTORZY
TELEHIT PO RAZ DRUGI
TWITTER I ONE DIRECTION
HIREK WRONA I PRZEKOMARZANKI
NAWAŁNICA W KRYNICY MORSKIEJ
I PEŁNO LUDZI W KAŻDYM WAGONIE
ŚWIĘTUJEMY
CZAS GWIAZD
EDYTA GÓRNIAK
WOKÓŁ KONKURSU EUROWIZJI
TROCHĘ O POLSKIM SHOW-BIZNESIE
DAWID PODSIADŁO
WŁODEK PAWLIK, JACEK GAWŁOWSKI I NAGRODA GRAMMY
AEROSMITH
CHRIS REA
EROS RAMAZZOTTI
ZUCCHERO
RAY CHARLES
BON JOVI, MARK KNOPFLER I INNI
CZY ENRIQUE IGLESIAS POTRAFI ŚPIEWAĆ?
DISCO POLO
WPADKI I PRZYPADKI
ZBLIŻAMY SIĘ DO STACJI KOŃCOWEJ
I GNAJĄ, I PCHAJĄ, I POCIĄG SIĘ TOCZY…
DO ZOBACZENIA NA ANTENIE
ZAWIADOWCY TELEEXPRESSU I PROWADZĄCY PROGRAM
Kiedy jesienią 2014 roku uprzytomniłem sobie, że niebawem Teleexpress skończy 30 lat, wpadłem na niezbyt – przyznaję – oryginalny pomysł, by wydać książkę o tym programie. No i zaczęło się wymyślanie koncepcji, przy czym oczywiście wszelkie idee okazały się niedoskonałe. Czy to ma być leksykon? Czy biografia? Czy monografia, a może alfabet Teleexpressu, a może album, a może zbiór wywiadów, a może coś jeszcze? Wszystko wydawało się nietrafione. Aż pewnego dnia spotkałem Marka Sierockiego na korytarzu telewizyjnym. Zawsze gdy w przelocie się spotykamy, zaczyna się rozmowa, to znaczy ja zagajam, wrzucam temat, a redaktor Sierocki odpowiada, opowiada, snuje rozważania, monologuje, aż w końcu musimy niechętnie przerwać spotkanie, by w pośpiechu wrócić do pracy. Tego dnia doznałem olśnienia. Przelejmy na papier ten niezwykły potencjał – niech ta książka będzie rozmową z Markiem Sierockim! No dobrze – moją z nim i jego ze mną. On ma tyle do opowiedzenia, pamięta tyle historii – o Teleexpressie, o telewizji, o muzyce! I tak właśnie się stało – ta publikacja to nasze osobiste, subiektywne wspominki. On w Teleexpressie od samego początku, ja równo od ćwierćwiecza. Zapraszamy!
Maciej Orłoś: Jesteś w Teleexpressie od samego początku – to już trzydzieści lat! Jak to się stało, że wskoczyłeś do tego pociągu? Kiedyś już o tym gawędziliśmy, ale przyznam się, że nie pamiętam na przykład, kto cię poprosił o to, żebyś robił Telehit w Teleexpressie? Jak to było? Opowiedz, jesteś w końcu świadkiem historii.
Marek Sierocki: Poprosił mnie sam Józef Węgrzyn, który z Andrzejem Turskim był twórcą Teleexpressu. Węgrzyn znał mnie z Hybryd. Byłem tam wtedy didżejem i czasami redaktorzy z Telewizyjnego Kuriera Warszawskiego, którym on wtedy kierował, robili ze mną krótkie wywiady o muzyce – co będzie przebojem na następne tygodnie i podobne tematy, stąd ta propozycja. Wtedy nie było telefonów w domu, więc Sławek Zieliński, który był też w pierwszym zespole Teleexpressu, zadzwonił do mojej żony, pracującej w przedszkolu, na służbowy telefon. Przyszła z pracy i powiedziała: „Słuchaj, proszą cię na jakieś zdjęcia próbne do telewizji”. Zadzwoniłem, zapytałem, o co chodzi. Okazało się, że mam przygotować trzy zapowiedzi do jakichś teledysków, jakichkolwiek. Oczywiście to miały być teledyski przygotowane przeze mnie. Niestety, byłem wtedy piratem, bo te kawałki dostawałem od znajomych, którzy mieszkali za granicą. W Polsce trudno je było nagrać, mało kto miał w ogóle wtedy satelitę, nie można było nawet o tym marzyć. Dostałem więc od znajomych całkiem dobrej jakości VHS-y i z nich nagrałem te pierwsze trzy teledyski. Nawet po 30 latach pamiętam, co to było: Brian Ferry z piosenką Windswept, Grace Jones – Slave To The Rhythm. I trzeci zespół Starship, utwór Sara. Uff! Węgrzyn mówił, że zapowiedzi mają być krótkie, kilkanaście sekund, więc się wydawało…
MO: Jak to możliwe?
MS: Otóż to! Jak to jest możliwe, przynajmniej z minutę trzeba o czymś takim mówić. No, ale okej, przygotowałem. Maciek Krogulski, operator, nagrywał. Szczerze mówiąc, myślałem, że na tym się skończy cała historia.
Legendarni pierwsi prezenterzy: Sławomir Zieliński i Wojciech Reszczyński – 15-lecie Teleexpressu.
MO: Na tych trzech nagraniach?
MS: Nie wiem, czy to się komuś spodobało, czy nie. Nie miałem pojęcia.
MO: Ktoś jeszcze startował oprócz ciebie?
MS: Wiesz co, chyba nie. Propozycję złożono Markowi Niedźwieckiemu i Wojciechowi Mannowi, ale z tego co wiem, odmówili. Nie chcieli, więc tylko ja zostałem na placu boju. Nic się nie działo przez następne tygodnie, aż przyszedł 26 czerwca, pierwszy Teleexpress…
MO: 1986 rok.
MS: Tak, 1986 rok, 26 czerwca. Czwartek. Pamiętam, że tego dnia byliśmy na obiedzie u moich rodziców z okazji imienin ojca Jana. Zjechała się cała rodzina, jacyś znajomi, wiesz, kiedyś imieniny wyglądały inaczej – dwadzieścia osób zasiadało przy stole. I ktoś mówi: „Jakiś nowy program ma być w telewizji, Teleexpress, o 17.15”. Wtedy imprezy zaczynały się wcześniej, bo ludzie wcześniej przychodzili z pracy. Włączyli telewizor, ja nic nie mówiłem, ponieważ nie wiedziałem, czy będę, czy mnie nie będzie. Nikt mi nic nie mówił. Okazało się, że byłem. Wszyscy tak się dziwnie na mnie popatrzyli, chyba z wyrzutem, że nic wcześniej nie wspomniałem, ale ja naprawdę nic nie wiedziałem.
Później już poszło. Dotarło do mnie, że teraz trzeba będzie codziennie nagrywać. No i tak to się dla mnie zaczęło. Frajda z pracy z niezwykłymi ludźmi była ogromna. Józef Węgrzyn miał wizję, jak osiągnąć sukces. Dla niego ten program był czymś bardzo ważnym. I rzeczywiście – Teleexpress był rewolucyjnym zjawiskiem w ówczesnej rzeczywistości. Pamiętajmy, rok 1986, szaro na ulicach, w sklepach ocet i musztarda, co z tego można zrobić? Czasami pojawiały się jakieś wina importowane. Zupełna beznadzieja. I w tej burej rzeczywistości ludzie dostali program, który mówił trochę innym językiem, nie było w nim nachalnej propagandy, wszystko podawano szybko i krótko. A przede wszystkim robili go młodzi ludzie.
MO: O początkach programu opowiadał mi trochę Sławek Zieliński. Był tam od samego początku, przez trzy lata prowadził go na zmianę z Wojciechem Reszczyńskim.
MS: W zamierzeniach zleceniodawców Teleexpress miał być wentylem trochę upuszczającym niedobre nastroje.
MO: Myślę, że młodym ludziom trudno to sobie wyobrazić, ale wystarczy w Internecie znaleźć Dziennik Telewizyjny z tego okresu, czyli połowy lat 80., i porównać te dwa programy. Rzeczywiście, to była zupełnie inna formuła, inny świat i inna rzeczywistość. Dziennik Telewizyjny był sztywny, z beznadziejną scenografią, z kołkowatymi prezenterami, którzy czytali w nieskończoność długie i nudne informacje.
MS: Nie daj Boże się pomylić, prawda?
MO: No właśnie, zwłaszcza w niektórych momentach. A tu wszedł program absolutnie inny i to było fenomenalne. Inny język, tempo, trochę muzyki i w ogóle – jak to się teraz mówi – zupełnie inny format. Myślę, że dlatego ludzie od razu tak polubili Teleexpress. No i czołówka – kapitalna, zupełnie odjazdowa. Trochę jak paszcza u Rolling Stonesów.
MS: Dzieło Andrzeja Pągowskiego – warto pamiętać.
Słynna czołówka Teleexpressu, do której planszę narysował Andrzej Pągowski.
Jolanta Fajkowska, Andrzej Pągowski – twórca pierwszej planszy Teleexpressu – i Magda Mikołajczak.
MS: Pierwszą wielką gwiazdą Teleexpressu był Wojciech Reszczyński, ale nie on poprowadził pierwsze wydanie programu. Prezenterem był nieżyjący już Wojtek Mazurkiewicz. Reszczu bardzo szybko wyrósł na gwiazdę. Podobał się widzom. Już po kilku dniach przychodziły do niego worki listów. Dzisiaj komunikujemy się przez Internet. Wtedy komunikacja odbywała się przez listy i kartki pocztowe. Tych kartek przychodziła masa, trzy, czasami cztery worki dziennie. Była pani Wiesia, która…
MO: Tak, kiedy ja przyszedłem, to jeszcze była pani Wiesia.
MS: …która zajmowała się segregowaniem korespondencji. Pamiętam, że też wtedy sporo takich listów dostawałem: z prośbami o piosenki i pytaniami, gdzie można jakąś płytę kupić. Niewiele nagrań można było u nas dostać, bo rzadko ukazywały się w Polsce. Były jakieś licencyjne wydania, ale można było tylko pomarzyć o takiej dostępności jak dziś. To był też czas, gdy poznawałem niezwykłych ludzi, którzy imponowali mi swoją wiedzą i pracowitością, na przykład Wojtka Mazurkiewicza i Krzyśka Juszczaka. Oczywiście gwiazdą był Wojtek Reszczyński, ale to oni…
MO: …tworzyli język Teleexpressu.
Wojciech Mazurkiewicz, autor tekstów i kultowych powiedzonek.
MS: Tworzyli język Teleexpressu. I często są zapominani, rzadko wymienia się ich pośród pionierów programu. Oczywiście byli Józef Węgrzyn i Andrzej Turski, którzy stworzyli pewien schemat tego, dzisiaj byśmy powiedzieli…
MO: …format.
MS: Tak, format tego programu, ale język Teleexpressu tworzyli przede wszystkim Wojtek Mazurkiewicz i Krzysiek Juszczak. Oni są autorami słynnego powiedzenia, że „osobowy odchodzi o 19.30”, które z filuternym błyskiem w oku Wojciech Reszczyński wygłosił wprost do kamery: „Państwo piszą do nas listy, kartki, że zbyt szybko czytamy nasze wiadomości, no ale to jest Teleexpress, osobowy odchodzi o 19.30”. A to ci aktorzy drugiego planu byli niesamowicie ważni. Pamiętam ich rozmowy na korytarzu. Spierali się o każde zdanie i słowo, wszystko w oparach dymu. Wtedy większość ludzi paliła papierosy. I wszędzie można było palić. Pamiętam, jak dyskutowali i pisali teksty, opierając się o szafki z taśmami na korytarzu. Potem zanosili notatki do przepisania. Nie było komputerów, tylko maszyny do pisania i dalekopisy. Była taka część Teleexpressu, która się nazywała Teleexpress – depesze – ta korespondencja była czytana z długich dalekopisowych wydruków. Czytali Zbyszek Krajewski…
Krzysztof Juszczak, współtwórca języka programu, i Sławomir Kozłowski, dwukrotny szef Teleexpressu.
MO: ...i Wojtek Nowakowski.
MS: Jola Fajkowska, Piotr Radziszewski i Bożena Targosz. Tak, to były cztery osoby. Wszyscy przyszli z radia, albo z Jedynki, albo z Trójki. Do tych wiadomości nie było żadnych obrazów, po prostu ich w telewizji nie mieli. Przynajmniej do większości.
MO: Wspomniałeś znakomite nazwiska. Pamiętasz może, skąd ci ludzie trafiali do Teleexpressu, kto ich zaprosił do programu?
MS: Mówiłem już o Józefie Węgrzynie. On był najważniejszy, przynajmniej tak go postrzegałem. Był, jest człowiekiem, który potrafi zarazić swoim entuzjazmem i zmotywować do jak najlepszej pracy. Miał takie powiedzenie, że jeżeli człowiek skupi się w stu procentach na tym, co robi, to efekty przejdą jego najśmielsze oczekiwania. Mówiąc inaczej: żeby coś osiągnąć, trzeba to robić z pełnym przekonaniem. Miałem przyjemność podpatrywać go przy pracy w początkach Teleexpressu. Siedział wtedy przy montażu, dużo kleił i czasami pozwalał mi usiąść z tyłu i patrzeć, jak to robi. Sztuka montażu fascynowała mnie przez wiele lat i nadal fascynuje, choć teraz już się tym nie zajmuję. Te lekcje, odbierane od mistrza, dużo dla mnie znaczyły. Pamiętasz, był taki program Hity z satelity.
MO: Był taki program, ale nie pamiętałem tytułu.
MS: Pokazywano w nim fragmenty programów z różnych stacji telewizyjnych. Jerzy Węgrzyn sam to montował i puszczał na antenę. Uczyłem się od niego. Dzisiaj brakuje mistrzów, więc ci uczniowie, którzy chcieliby się czegoś nauczyć, nie mają od kogo. Odeszło pokolenie artystów w tym fachu. Bywa jednak i tak, że młodzi ludzie uważają, że wiedzą już wszystko, i nie potrzebują się uczyć.
MO: Ja bym się z tobą nie zgodził. Uważam, że są mistrzowie, ale oni są odsuwani na dalszy plan, panuje taka tendencja, że ci młodzi dosyć szybko przejmują pałeczkę. Więc mistrzowie są, tylko poukrywani; inaczej mówiąc, wirtuozi fachu znaleźliby się na pewno wśród realizatorów telewizyjnych, montażystów, dziennikarzy. Kiedy ja wchodziłem do zespołu Teleexpressu w 1991 roku, Węgrzyna już tam nie było. Poznałem go później, przy Wiktorach, bo to przecież on był twórcą tej nagrody. I pomysłodawcą Panoramy. Niesamowity człowiek.
MS: Wprowadził do telewizji program Jaka to melodia, ale to nie jest polski format.
MO: Wyprodukował również W labiryncie, prawda? Wymyślił ten serial.
MS: Tak. To była pierwsza polska telenowela.
MO: Pamiętam rozmowy toczone po latach, to był może 2005 rok. Węgrzyn opowiadał, jak poszedł do Telewizji na rozmowę z dyrekcją Jedynki. Siedział w poczekalni, a sekretarka zapytała: „Przepraszam, jakie nazwisko zaanonsować?”. Czyli on, historia telewizji, jest nagle petentem, a pani sekretarce niewiele mówi jego nazwisko. Przykra sprawa.
MS: Dla nas, bo dla takiego szarego człowieka…
MO: Dlatego trzeba o tych zapomnianych twórcach opowiedzieć.
MS: No to jeszcze o śp. Andrzeju Turskim i trzecim ojcu chrzestnym Teleexpressu, Oskarze Marii Bramskim – pierwszym oficjalnym szefie programu.
MO: Czyli Węgrzyn nie był szefem?
Józef Węgrzyn – 20-lecie Teleexpressu.
MS: Nie, Węgrzyn był wtedy dyrektorem Warszawskiego Ośrodka Telewizyjnego. Teleexspress był początkowo w jego strukturach, zresztą przemieszczał się kilka razy. Potem był w dyrekcji programów informacyjnych, potem znowu w Wocie, w Programie Pierwszym Telewizji Polskiej, a teraz jest w Telewizyjnej Agencji Informacyjnej – trochę nami rzucało. Oskar Maria Bramski był pierwszym szefem Teleexpressu, mniej więcej przez dwa lata pilnował tego programu. Był dziennikarzem, który przyszedł do telewizji z gazety, dlatego taką uwagę zwracał na język informacji. Poza tym uważam, że jak na tamte czasy, świetnie sprawdzał się w roli menedżera. Kogoś, kto spajał Teleexpress i w momencie największego sukcesu potrafił utrzymać zespół w ryzach. Przecież wszystkim mogła odbić palma, woda sodowa uderzyć do głów. Pamiętam, że trudno nam było wyjść na ulicę, bo ludzie nas rozpoznawali, zaczepiali. Niesamowita popularność. W czasie emisji programu ulice pustoszały. W moim rankingu szefów Teleexpressu stawiam Bramskiego niezwykle wysoko. Miał młody zespół, ambitny i potrafił jeszcze tę ambicję w ludziach podkręcać. Potem szefem został Sławek Zieliński, który był wicedyrektorem Trójki. Początkowo prowadził Teleexpress w soboty i w niedziele, bo Wojtek Reszczyński prowadził program w tygodniu. Szefował do początku lat 90.
Oskar Maria Bramski, jeden z „ojców założycieli” Teleexpressu, i Maciej Orłoś – 20-lecie programu.
MO: No i Andrzej Turski… Opowiedz, bo ty to pamiętasz.
MS: To było na samym początku. Zaraz po pierwszych tygodniach jakby się odłączył – został chyba dyrektorem Programu Pierwszego Telewizji Polskiej. Wcześniej był dyrektorem radiowej Trójki, wybitny radiowiec, współtwórca Radiokuriera. Dlaczego Radiokurier był najpopularniejszą audycją? Bo on był takim Teleexpressem bez wizji, tylko z fonią. To doświadczenia wyniesione przez Turskiego z radia, czyli krótka forma, zgrabny język, tzw. michałki, czyli różne śmiesznostki, które były podawane też w Teleexpressie. I to wszystko sprawiało, że program miał lekką formę i był łatwo przyswajalny dla tak wielu ludzi. Turski naprawdę sporo wniósł do Teleexpressu. Bardzo ciepły człowiek. Jeśli chodzi o język polski, to absolutnymi autorytetami byli dla mnie Wojtek Mazurkiewicz i Krzysiek Juszczak, którzy opracowywali i poprawiali większość tekstów; sami też je pisali. Wspominałem już o tym – „osobowy odchodzi o 19.30”. Pamiętam, że wtedy byłem na piątym roku studiów i miałem zajęcia z retoryki.
Andrzej Turski i Józef Węgrzyn, pomysłodawcy Teleexpressu.
MO: Z retoryki? Nieźle!
MS: Na zaliczenie musiałem napisać pracę, która miała być prośbą skierowaną do prowadzącej zajęcia. Moim zadaniem było wykorzystanie stylu urzędniczej nowomowy. Napisałem tekst, dałem go do przeczytania Wojtkowi Mazurkiewiczowi i Krzyśkowi Juszczakowi. Wprowadzili kilka poprawek i umaili różnymi sformułowaniami. Pamiętam, że dostałem piątkę. Piotrek Bałtroczyk – byliśmy razem na roku - też dostał piątkę, on z kolei miał użyć stylu barokowego w wariancie intymnym. Już wtedy było wiadomo, że to jest ogromny talent i wielkie poczucie humoru – w ogóle niezwykły facet. Wojtek i Krzysiek potrafili z każdego gniota zrobić perełkę. Już dzisiaj nie pamiętam większości ich tekstów, ale każdy kończył się jakąś fajną pointą. To było zawsze napisane takim językiem, który był zrozumiały dla wszystkich. Nie było tam wielu przymiotników, które moim zdaniem osłabiają moc przekazu. Niezwykli, a jednocześnie skromni ludzie. Praca z nimi, szczególnie w tamtym okresie, to był wielki zaszczyt i niezwykła nauka. Splendor spływał na tych, którzy się pojawiali na wizji, chociaż prezenterzy też czasem wymyślali i pisali swoje teksty, na przykład Wojtek Reszczyński, który w formule Teleexpressu odnalazł się naprawdę znakomicie. Był wówczas w kraju idolem numer jeden, najbardziej rozpoznawalną twarzą, wielbionym – jak byśmy teraz powiedzieli – celebrytą. Myślę, że Teleexpress był dla niego najlepszym miejscem, bo gdziekolwiek później poszedł do pracy, to już nie miał wokół siebie ludzi, którzy by mu pomagali tak, jak w Teleexpressie. Maćku, przecież sam wiesz, i to potwierdzisz: ilu ludzi pracuje na ciebie.
MO: Oczywiście, wiadomo, to jest gra zespołowa.
MS: A ile razy ja dostaję jakieś muzyczne informacje od innych? Któryś ze znajomych mówi: „Fajny jest taki a taki zespół, fajny taki a taki wykonawca, sprawdź”. Czy ty, Maćku, przychodzisz i mówisz: dostałem mejl od fanek, że koncert gdzieś będzie, że coś się dzieje? To jest praca zespołowa. Ile razy ja komuś podpowiadam, że jest interesujące wydarzenie sportowe lub inna impreza. Dla Wojtka Teleexpress był idealnym miejscem, bo pracował na niego zespół. Nie można oczywiście umniejszać jego roli, bo świetnie wyglądał wtedy w telewizorze, fajnie mówił, z odpowiednią intonacją, pisał też czasem teksty dla siebie. Był idolem numer jeden w kraju. Większym niż sportowcy i piosenkarze. Maćku, miałeś trudne zadanie, przejmując po nim pałeczkę prowadzącego.
Maciej Orłoś „uczy się” Teleexpressu pod czujnym okiem Magdy Mikołajczak (obecnie Olszewska) i Marka Sierockiego.
MO: Jego już wtedy nie było w programie od kilku lat, ale sporo mi o nim opowiadał Sławek Zieliński, pracowali razem długi czas, chyba cztery lata w Zapraszamy do Trójki, dokąd Wojtek trafił z Sygnałów Dnia, a Sławek z Radiokuriera. Z tamtych czasów zapamiętał Wojtka, a było to na początku lat 80., z biało-czerwoną opaską strajkową, co w jego redakcji było aktem dużej odwagi. Mijali się na korytarzach radiowych. Cześć, cześć i tyle. Po stanie wojennym, kiedy Trójka ruszała, jako ostatni zresztą z odblokowanych programów Polskiego Radia, Andrzej Turski ściągnął Wojtka do zespołu. A był to zespół gwiazd, świetnie ze sobą współpracujących i… bawiących się. Wszyscy wtedy słuchali Zapraszamy do Trójki: Monika Olejnik, Grażyna Dobroń, Beata Michniewicz, Marek Niedźwiecki, Piotr Kaczkowski, Wojciech Mann, Piotr Metz, Janusz Kosiński, Marcin Zimoch, Tomek Sianecki, Grześ Miecugow, Janusz Atlas, Kuba Strzyczkowski, Sławomir Szczęśniak i inni. Przecież to są wielkie nazwiska, dziś z ogromnym dorobkiem. A później Sławek Zieliński przez prawie trzy lata prowadził na zmianę z Wojtkiem Teleexpress, to znaczy najpierw na zmianę, a potem Wojtek od poniedziałku do piątku, a Sławek wydania weekendowe. Wojtek, zdaje się, budował wtedy dom i w weekendy udzielał się na różnych imprezach, po prostu zarabiając kasę. W 1987 roku wyjechał do stacji Waltera Kotaby do Chicago. Kiedy wrócił po dwóch latach, to wszędzie widział spiski, wrogów i komunę. Bardzo się zmienił. Sławek z żalem opowiadał, że przez ostatnie kilkanaście lat spotkali się kilka razy i były to rozmowy dość oficjalne. Smutne – po tylu latach współpracy. Według relacji Zielińskiego Reszczyński od początku miał rezerwę do telewizji lat 80., no wiesz, jak wszyscy, ale w końcu brał w tym udział, chociaż niechętnie, cokolwiek to znaczy. Na przykład nie przyszedł na nagranie makiety pierwszego Teleexpressu. Podobno żona zadzwoniła i powiedziała, że Wojtka boli głowa i w ogóle źle się czuje. Makietę nagrał wtedy Wojtek Mazurkiewicz. A później właśnie Teleexpress dał mu największą sławę.
Wojciech Reszczyński, legendarny prezenter Teleexpressu.
MS: Ciekawe, co Wojtek opowiedziałby o Sławku?
MO: Nie wiem, ale w tamtym czasie obaj byli nieprawdopodobnie popularni, szczególnie Wojtek.
MS: Cały czas ludzie mnie zaczepiają na ulicy i pytają: a co się dzieje z Wojciechem Reszczyńskim. Nie przekręcają jego nazwiska. Bardzo zapadł w pamięć, wystarczyły dwa lata.
MO: To jest fenomen: Wojciech Reszczyński w Teleexpressie. Zaledwie –można powiedzieć – dwa lata. I do tej pory spotykam się z tym, o czym mówisz – podchodzą ludzie i mówią na przykład: „Ale to było super, jak Reszczyński wtedy powiedział, że osobowy odchodzi o 19.30”. Oczywiście, ta pamięć już powoli słabnie, bo wchodzą nowe pokolenia widzów, którzy nie mają pojęcia o tamtych czasach, nie wiedzą nic o Wojtku i Teleexpressie z tamtych lat, nie było ich po prostu wówczas na świecie. Przez długi czas byłem oszołomiony tym fenomenem Wojtka i nawet pamiętam swoje zdziwienie: cholera jasna, no co jest grane, tyle lat prowadzę Teleexpress…
MS: A oni wciąż pytają o Reszczyńskiego!
MO: A on tam był zaledwie dwa lata. To właśnie była siła rażenia, którą miał Teleexpress. Nie było takiego drugiego programu w telewizji polskiej.
MS: Pionierskie czasy, atmosfera nieuświadomionej jeszcze do końca zmiany, nowa formuła, nowy język, młodzi ludzie, a przede wszystkim zespół. Ludzie byli dla siebie niezwykle życzliwi. Każdy komuś coś podpowiadał. Pamiętam, ile razy ktoś mi zwracał uwagę, że coś źle zrobiłem, powinienem to tak a tak zrobić, inaczej. Ale z życzliwością. Kierownicy produkcji, którzy żyli tym programem, a pewnie wiesz, że produkcja od strony technicznej była dużo bardziej skomplikowana niż teraz i wymagała czasem ogromnej pomysłowości. Sukcesem Teleexpressu, muszę to powtórzyć, był zawsze zespół. Szybko się integrowaliśmy, także w Hybrydach, dwa kroki od Placu Powstańców; szliśmy na ówczesną ulicę Rutkowskiego, czyli dzisiejszą Chmielną. Tam były nasze – jak to się dzisiaj mówi – spotkania integracyjne, czasem trwające do wczesnych godzin rannych. Integracyjne i redakcyjne. Było bardzo wesoło, bardzo fajnie. Myślę, że wtedy Teleexpress był niezwykle zżytą redakcją, bardzo szybko ludzie się zaprzyjaźnili.
I kiedy patrzę z perspektywy i z pewnym dystansem, to program zachował ciągłość. Pewne osoby odeszły, zostawiając swój bagaż doświadczeń, przychodzili młodzi, uczyli się. Zobacz, ile i jakich osób wyszło z Teleexpressu: Grzesiek Kajdanowicz pracuje w TVN-ie, Łukasz Kardas był dyrektorem Telewizji Polonia. Wielu ludzi zaczynało lub rozwijało swoje kariery telewizyjne właśnie w Teleexpressie. Piotrek Radziszewski, dyrektor Jedynki (do 1 stycznia 2016 – przyp. red.), wspomniany już Sławek Zieliński, dyrektor programowy telewizji (do lutego 2016 – przyp. red.), były dyrektor Programu Pierwszego Telewizji Polskiej Maciek Sojka, Grzesiek Kozak – teraz w Polsacie. Maciek Mazur, który ma swój program w TVN 24 – Ranking Mazura, Kuba Strzyczkowski, Hanka Smoktunowicz, Tomek Kammel, Hirek Wrona. To są ludzie, którzy w różnych okresach pracowali w Teleexpressie.
MO: Ty też, Marku, chyba sporo zawdzięczasz Teleexpressowi. W ogóle muzyka prezentowana w formule Telehitu to był w tamtych czasach hit…
MS: To się działo jakby bez mojego udziału. Po prostu nagrałem swoje pierwsze trzy zapowiedzi i już. Myślałem, że trafiły do kosza. Kiedy okazało się, że jednak codziennie będę musiał nagrywać, to mówiłem sobie: dwa, trzy lata, a potem będę coś innego w życiu robił. Ja jednak najbardziej lubię siedzieć czy stać za konsoletą, to jest moje ulubione zajęcie i do dzisiaj to robię. Sprawia mi to ogromną frajdę. Nie myślałem, że przygoda z Teleexpressem będzie tak długo trwała.
MO: Ja uważam, że jesteś, Marku, najlepszym didżejem w Polsce. Nie widziałem imprez, przy których ludzie by się tak świetnie bawili, jak wtedy, kiedy grasz. Ale przyznaj, Teleexpress pomógł ci w karierze.
25 lat Teleexpressu zespół świętował w newsroomie. Na zdjęciu Maciej Orłoś, Katarzyna Trzaskalska i Beata Chmielowska-Olech.
Shakin’ Stevens
To było w początkach Teleexpressu. Chyba do dzisiaj jest taki przepis, że jak chce się zgłosić wizytę gościa z zagranicy, to trzeba pisać podanie do komendanta ochrony telewizji. Shakin’ Stevens został więc poinstruowany, że w razie co nazywa się Kowalski i żeby się nie odzywał, jak będzie wchodził. Dostaliśmy przepustkę, wprowadziliśmy go. I on był bardzo zdziwiony, że tak wygląda Teleexpress. Zdążył już obejrzeć kilka wydań progamu w hotelu, cieszył się, że codziennie puszczaliśmy jego teledyski – właśnie kończył 40 lat i był niezwykle popularny. Kiedy wszedł do budynku i zobaczył, że tu nawet porządnego studia nie ma... Był bardzo zdziwiony.
MS: Myślę, że bez fałszywej skromności mogę powiedzieć, że wtedy byłem czołowym didżejem w kraju – jeżeli chodzi o stronę techniczną, bibliotekę płyt i profesjonalną wiedzę o tym, co robię. Miałem też szkołę muzyczną za sobą. To dużo daje. Człowiek inaczej podchodzi do muzyki.
MO:Telehit był ważnym elementem tego programu, oknem na świat, bo dawał coś, czego ludzie nie mieli, czyli przynajmniej fragmenty muzyki, która nie istniała u nas w oficjalnym obiegu. Dźwięk plus obraz. Wideoklip.
MS: Muzyka była w radiu, w dyskotekach. Cały czas, oprócz tego, że robiłem wejścia w Teleexpressie, byłem didżejem w Hybrydach. Didżeje w klubach studenckich bardzo dbali o to, żeby najnowsze przeboje do nas docierały. Kupowali krążki na giełdach płytowych, kumplowali się ze sportowcami, którzy wyjeżdżali za granicę. Przyjaźniłem się wtedy z Włodkiem Nalazkiem i Wojtkiem Drzyzgą, wybitnymi siatkarzami. Dziś syn Wojtka Drzyzgi jest mistrzem świata. Dużo jeździli po świecie i szczególnie Włodek Nalazek miał taki zmysł wynajdywania utworów, które potem były przebojami. Zawsze, gdziekolwiek był, znalazł czas, poszedł do sklepu, przesłuchał nowości i wybrał kilka czy kilkanaście przebojowych singli z przebojami. Kluby studenckie były miejscami, które promowały muzykę, zresztą to był jeden z niewielu sposobów na spędzenie wolnego czasu – pójść do klubu i pobawić się. Ale Teleexpress dodawał do muzyki obraz. Wtedy w telewizji chodziła jeszcze Wideoteka Krzyśka Szewczyka i Jarmark, gdzie też prezentowano teledyski. To były jedyne miejsca, gdzie można było się zetknąć z taką muzyką. Pamiętam, jak strasznie trudno zdobywało się informacje o niektórych artystach. Dzisiaj to sobie możemy wszystko wygooglować, za przeproszeniem. Wtedy było to nie lada wyzwanie. Prenumerowałem nieistniejący już tygodnik angielski Record Mirror, który zajmował się trochę muzyką disco dance, trochę oczywiście rockiem. Tam były fajne, ciekawe informacje o różnych artystach, recenzje płyt. Cholernie kosztowne źródło wiedzy, bo taką gazetę się prenumerowało, płacąc w funtach, a nie w złotówkach. No, ale warto było odżałować parę groszy i mieć wiedzę, której inni nie posiadali. To dygresja, ale tak… Teleexpress dawał nieprawdopodobną popularność.
MO: Choćby listy, które przychodziły – po cztery, pięć worków dziennie, świadczą o skali sukcesu.
Rok 1986, Telehit, Marek Sierocki, cześć.
Telehity w Opolu z okazji 25-lecia Teleexpressu, 10 czerwca 2011 roku.
ByC didZejem
W Polsce ludzie najczęściej proszą cię o trzy utwory: „Czy może Pan zagrać coś nowego?”, „Czy może Pan zagrać coś szybszego?” i „Czy może Pan zagrać coś fajnego?”.
To są trzy najpopularniejsze tytuły piosenek.
Jak proszą o coś szybszego, to mówię, że już, za chwilę. Jak o coś fajnego, to mówię: „Ale nie znam takiej piosenki o takim tytule, może konkretniej?”. Zdarzało mi się grać w klubach w innych krajach i nigdy nie zauważyłem, żeby ktoś podchodził do didżeja. Tam, jeżeli przyszedłeś do klubu, to bawisz się przy tej muzyce, którą dzidżej proponuje, jest szacunek dla jego wyborów. W Polsce każdy się najlepiej zna na muzyce, tak jak na polityce, piłce nożnej oraz medycynie. W tym jesteśmy mistrzami świata.
MS: Byliśmy absolutną czołówką ludzi popularnych, mówię o tych, którzy pojawiali się w Teleexpresie. Pamiętam, że po kilku programach, dosłownie po kilku dniach, gdzieś w centrum Warszawy zaczepili mnie ludzie i pytali, czy ja to jestem ja. Zachowywałem się w miarę swobodnie, i raptem trzeba było zacząć na siebie uważać.
MO: Dopadła cię szybka popularność.
MS: Mieszkałem wtedy na warszawskim Targówku i wszystkie dzieciaki krzyczały za mną: „Marek Sierocki, cześć”. Ale to też miało swoje dobre strony, bo na przykład na Wielkanoc, w lany poniedziałek, cała Warszawa była mokra. A mnie oszczędzano. Jeśli zdążyli mnie rozpoznać, to przechodziłem przez miasto suchą stopą.
MO: A ten „Marek Sierocki, cześć” to był twój patent.
MS: „Cześć” wymyślił Wojtek Reszczyński. Trzeba było nazwać ten fragment Teleexpressu