Teleexpress. 30 lat minęło - Maciej Orłoś i Marek Sierocki - ebook

Teleexpress. 30 lat minęło ebook

Maciej Orłoś i Marek Sierocki

4,1

Opis

Choć wydaje się to nieprawdopodobne, Teleexpress towarzyszy widzom na antenie telewizyjnej Jedynki już od trzydziestu lat. Pierwsze wydanie programu zostało wyemitowane 26 czerwca 1986 roku i od tej pory wiadomości w pigułce stały się obowiązkową pozycją oglądaną codziennie przez miliony Polaków, a sam Teleexpress zyskał miano kultowego. 

Tworzyły go wspaniałe osobowości telewizyjne, a w studiu zasiadali młodzi dziennikarze, którzy swoją energią kształtowali styl przekazu. Dziś ci, którzy zaczynali karierę w Teleexpressie, należą do grona najbardziej lubianych i rozpoznawalnych twarzy mediów. Sam program zaś święci kolejne triumfy, bije rekordy oglądalności i przyciąga przed ekrany telewizorów nowe pokolenia widzów, którzy pokochali szybki styl przekazu w myśl legendarnego powiedzenia, wygłoszonego wprost do kamery przez prowadzącego program: „Państwo piszą do nas listy, kartki, że zbyt szybko czytamy nasze wiadomości, no ale to jest Teleexpress, osobowy odchodzi o 19.30”.

Książka Teleexpress. 30 lat minęło to fascynująca wędrówka przez trzydzieści lat historii programu, błyskotliwie opowiedziana przez wspaniałych prezenterów – Macieja Orłosia i Marka Sierockiego.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 231

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,1 (27 ocen)
11
10
4
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
MonikaTanska

Z braku laku…

No cóź, pisać każdy moźe.
00

Popularność




Te­le­express. 30 lat mi­nę­ło

Ma­ciej Or­łoś i Ma­rek Sie­roc­ki

Co­py­ri­ght © 2016 by Wy­daw­nic­two RM Wy­daw­nic­two RM, 03-808 War­sza­wa, ul. Miń­ska 25 [email protected], www.rm.com.pl

Żadna część tej pracy nie może być powielana i rozpowszechniana, w jakiejkolwiek formie i w jakikolwiek sposób (elektroniczny, mechaniczny) włącznie z fotokopiowaniem, nagrywaniem na taśmy lub przy użyciu innych systemów, bez pisemnej zgody wydawcy. Wszystkie nazwy handlowe i towarów występujące w niniejszej publikacji są znakami towarowymi zastrzeżonymi lub nazwami zastrzeżonymi odpowiednich firm odnośnych właścicieli. Wydawnictwo RM dołożyło wszelkich starań, aby zapewnić najwyższą jakość tej książce, jednakże nikomu nie udziela żadnej rękojmi ani gwarancji. Wydawnictwo RM nie jest w żadnym przypadku odpowiedzialne za jakąkolwiek szkodę będącą następstwem korzystania z informacji zawartych w niniejszej publikacji, nawet jeśli Wydawnictwo RM zostało zawiadomione o możliwości wystąpienia szkód.

ISBN 978-83-7773-299-1 ISBN 978-83-7773-649-4 (epub) ISBN 978-83-7773-650-0 (mobi)

Edytor: Andrzej KaflikRedaktor prowadzący: Agnieszka Trzebska-CwalinaRedakcja: Agnieszka Jeż-KaflikKorekta: Anna PaczuskaNadzór graficzny: Grażyna JędrzejecProjekt okładki: Grażyna JędrzejecProjekt graficzny książki: Studio GRAWObróbka skanów: Artur WolkeIlustracje: Monika Szałek, Jan Bogacz, Jerzy Sobieszczak, Wojciech RomanowskiOpracowanie wersji elektronicznej: Marcin FabijańskiWeryfikacja wersji elektronicznej: Justyna Mrowiec

W razie trudności z zakupem tej książki prosimy o kontakt z wydawnictwem: [email protected]

Spis tre­ści

STOI NA STACJI

MACIEJ ORŁOŚ ZAPRASZA NA TELEEXPRESS

I BIEGU PRZYSPIESZA, I GNA CORAZ PRĘDZEJ

MAREK SIEROCKI W TELEEXPRESSIE

PIERWSI NA POKŁADZIE

WOJCIECH RESZCZYŃSKI

DUCH ZESPOŁU

TELEHIT PO RAZ PIERWSZY

POPULARNOŚĆ

CENZURA

NA ŻYWO I Z TAŚMY

SIEROCKI W MUNDURZE

SIEROCKI GRA

POGLĄDY I ŚWIATOPOGLĄDY

TVP, TELEEXPRESS, POLITYKA

DLA KOGO TEN PROGRAM?

FORMUŁA I JĘZYK

TECHNIKA

DOOKOŁA OKRĄGŁEGO STOŁU

A SKĄDŻE TO, JAKŻE TO, CZEMU TAK GNA?

MACIEJ ORŁOŚ WSIADA DO TELEEXPRESSU

PRZYJAŹNIE

GOŚCIE

TELEEXPRESS INSIDE

KRÓTKA FORMA I POCZĄTKUJĄCY ARTYŚCI

PO KOLEGIUM

PRACA NAD TEKSTEM KIEDYŚ I TERAZ

RÓŻNE GATUNKI TELEEXPRESSU

KONKURENCJA

KASA, WIZERUNEK, REKLAMA

PREZENTERZY I LEKTORZY

TELEHIT PO RAZ DRUGI

TWITTER I ONE DIRECTION

HIREK WRONA I PRZEKOMARZANKI

NAWAŁNICA W KRYNICY MORSKIEJ

I PEŁNO LUDZI W KAŻDYM WAGONIE

ŚWIĘTUJEMY

CZAS GWIAZD

EDYTA GÓRNIAK

WOKÓŁ KONKURSU EUROWIZJI

TROCHĘ O POLSKIM SHOW-BIZNESIE

DAWID PODSIADŁO

WŁODEK PAWLIK, JACEK GAWŁOWSKI I NAGRODA GRAMMY

AEROSMITH

CHRIS REA

EROS RAMAZZOTTI

ZUCCHERO

RAY CHARLES

BON JOVI, MARK KNOPFLER I INNI

CZY ENRIQUE IGLESIAS POTRAFI ŚPIEWAĆ?

DISCO POLO

WPADKI I PRZYPADKI

ZBLIŻAMY SIĘ DO STACJI KOŃCOWEJ

I GNAJĄ, I PCHAJĄ, I POCIĄG SIĘ TOCZY…

DO ZOBACZENIA NA ANTENIE

ZAWIADOWCY TELEEXPRESSU I PROWADZĄCY PROGRAM

STOI NA STACJI…

MACIEJ ORŁOŚ ZAPRASZA NA TELEEXPRESS

Kiedy je­sie­nią 2014 roku uprzy­tom­ni­łem so­bie, że nie­ba­wem Te­le­express skoń­czy 30 lat, wpa­dłem na nie­zbyt – przy­zna­ję – ory­gi­nal­ny po­mysł, by wy­dać książ­kę o tym pro­gra­mie. No i za­czę­ło się wy­my­śla­nie kon­cep­cji, przy czym oczy­wi­ście wszel­kie idee oka­za­ły się nie­do­sko­na­łe. Czy to ma być lek­sy­kon? Czy bio­gra­fia? Czy mo­no­gra­fia, a może al­fa­bet Te­le­expres­su, a może al­bum, a może zbiór wy­wia­dów, a może coś jesz­cze? Wszyst­ko wy­da­wa­ło się nie­tra­fio­ne. Aż pew­ne­go dnia spo­tka­łem Mar­ka Sie­roc­kie­go na ko­ry­ta­rzu te­le­wi­zyj­nym. Za­wsze gdy w prze­lo­cie się spo­ty­ka­my, za­czy­na się roz­mo­wa, to zna­czy ja za­ga­jam, wrzu­cam te­mat, a re­dak­tor Sie­roc­ki od­po­wia­da, opo­wia­da, snu­je roz­wa­ża­nia, mo­no­lo­gu­je, aż w koń­cu mu­si­my nie­chęt­nie prze­rwać spo­tka­nie, by w po­śpie­chu wró­cić do pra­cy. Tego dnia do­zna­łem olśnie­nia. Prze­lej­my na pa­pier ten nie­zwy­kły po­ten­cjał – niech ta książ­ka bę­dzie roz­mo­wą z Mar­kiem Sie­roc­kim! No do­brze – moją z nim i jego ze mną. On ma tyle do opo­wie­dze­nia, pa­mię­ta tyle hi­sto­rii – o Te­le­expres­sie, o te­le­wi­zji, o mu­zy­ce! I tak wła­śnie się sta­ło – ta pu­bli­ka­cja to na­sze oso­bi­ste, su­biek­tyw­ne wspo­min­ki. On w Te­le­expres­sie od sa­me­go po­cząt­ku, ja rów­no od ćwierć­wie­cza. Za­pra­sza­my!

I BIEGU PRZYSPIESZA, I GNA CORAZ PRĘDZEJ

MAREK SIEROCKI W TELEEXPRESSIE

Ma­ciej Or­łoś: Je­steś w Te­le­expres­sie od sa­me­go po­cząt­ku – to już trzy­dzie­ści lat! Jak to się sta­ło, że wsko­czy­łeś do tego po­cią­gu? Kie­dyś już o tym ga­wę­dzi­li­śmy, ale przy­znam się, że nie pa­mię­tam na przy­kład, kto cię po­pro­sił o to, że­byś ro­bił Te­le­hit w Te­le­expres­sie? Jak to było? Opo­wiedz, je­steś w koń­cu świad­kiem hi­sto­rii.

Ma­rek Sie­roc­ki: Po­pro­sił mnie sam Jó­zef Wę­grzyn, któ­ry z An­drze­jem Tur­skim był twór­cą Te­le­expres­su. Wę­grzyn znał mnie z Hy­bryd. By­łem tam wte­dy di­dże­jem i cza­sa­mi re­dak­to­rzy z Te­le­wi­zyj­ne­go Ku­rie­ra War­szaw­skie­go, któ­rym on wte­dy kie­ro­wał, ro­bi­li ze mną krót­kie wy­wia­dy o mu­zy­ce – co bę­dzie prze­bo­jem na na­stęp­ne ty­go­dnie i po­dob­ne te­ma­ty, stąd ta pro­po­zy­cja. Wte­dy nie było te­le­fo­nów w domu, więc Sła­wek Zie­liń­ski, któ­ry był też w pierw­szym ze­spo­le Te­le­expres­su, za­dzwo­nił do mo­jej żony, pra­cu­ją­cej w przed­szko­lu, na służ­bo­wy te­le­fon. Przy­szła z pra­cy i po­wie­dzia­ła: „Słu­chaj, pro­szą cię na ja­kieś zdję­cia prób­ne do te­le­wi­zji”. Za­dzwo­ni­łem, za­py­ta­łem, o co cho­dzi. Oka­za­ło się, że mam przy­go­to­wać trzy za­po­wie­dzi do ja­kichś te­le­dy­sków, ja­kich­kol­wiek. Oczy­wi­ście to mia­ły być te­le­dy­ski przy­go­to­wa­ne prze­ze mnie. Nie­ste­ty, by­łem wte­dy pi­ra­tem, bo te ka­wał­ki do­sta­wa­łem od zna­jo­mych, któ­rzy miesz­ka­li za gra­ni­cą. W Pol­sce trud­no je było na­grać, mało kto miał w ogó­le wte­dy sa­te­li­tę, nie moż­na było na­wet o tym ma­rzyć. Do­sta­łem więc od zna­jo­mych cał­kiem do­brej ja­ko­ści VHS-y i z nich na­gra­łem te pierw­sze trzy te­le­dy­ski. Na­wet po 30 la­tach pa­mię­tam, co to było: Brian Fer­ry z pio­sen­ką Wind­swept, Gra­ce Jo­nes – Sla­ve To The Rhy­thm. I trze­ci ze­spół Star­ship, utwór Sara. Uff! Wę­grzyn mó­wił, że za­po­wie­dzi mają być krót­kie, kil­ka­na­ście se­kund, więc się wy­da­wa­ło…

MO: Jak to moż­li­we?

MS: Otóż to! Jak to jest moż­li­we, przy­naj­mniej z mi­nu­tę trze­ba o czymś ta­kim mó­wić. No, ale okej, przy­go­to­wa­łem. Ma­ciek Kro­gul­ski, ope­ra­tor, na­gry­wał. Szcze­rze mó­wiąc, my­śla­łem, że na tym się skoń­czy cała hi­sto­ria.

Legendarni pierwsi prezenterzy: Sławomir Zieliński i Wojciech Reszczyński – 15-lecie Teleexpressu.

MO: Na tych trzech na­gra­niach?

MS: Nie wiem, czy to się ko­muś spodo­ba­ło, czy nie. Nie mia­łem po­ję­cia.

MO: Ktoś jesz­cze star­to­wał oprócz cie­bie?

MS: Wiesz co, chy­ba nie. Pro­po­zy­cję zło­żo­no Mar­ko­wi Niedź­wiec­kie­mu i Woj­cie­cho­wi Man­no­wi, ale z tego co wiem, od­mó­wi­li. Nie chcie­li, więc tyl­ko ja zo­sta­łem na pla­cu boju. Nic się nie dzia­ło przez na­stęp­ne ty­go­dnie, aż przy­szedł 26 czerw­ca, pierw­szy Te­le­express…

MO: 1986 rok.

MS: Tak, 1986 rok, 26 czerw­ca. Czwar­tek. Pa­mię­tam, że tego dnia by­li­śmy na obie­dzie u mo­ich ro­dzi­ców z oka­zji imie­nin ojca Jana. Zje­cha­ła się cała ro­dzi­na, ja­cyś zna­jo­mi, wiesz, kie­dyś imie­ni­ny wy­glą­da­ły ina­czej – dwa­dzie­ścia osób za­sia­da­ło przy sto­le. I ktoś mówi: „Ja­kiś nowy pro­gram ma być w te­le­wi­zji, Te­le­express, o 17.15”. Wte­dy im­pre­zy za­czy­na­ły się wcze­śniej, bo lu­dzie wcze­śniej przy­cho­dzi­li z pra­cy. Włą­czy­li te­le­wi­zor, ja nic nie mó­wi­łem, po­nie­waż nie wie­dzia­łem, czy będę, czy mnie nie bę­dzie. Nikt mi nic nie mó­wił. Oka­za­ło się, że by­łem. Wszy­scy tak się dziw­nie na mnie po­pa­trzy­li, chy­ba z wy­rzu­tem, że nic wcze­śniej nie wspo­mnia­łem, ale ja na­praw­dę nic nie wie­dzia­łem.

Póź­niej już po­szło. Do­tar­ło do mnie, że te­raz trze­ba bę­dzie co­dzien­nie na­gry­wać. No i tak to się dla mnie za­czę­ło. Fraj­da z pra­cy z nie­zwy­kły­mi ludź­mi była ogrom­na. Jó­zef Wę­grzyn miał wi­zję, jak osią­gnąć suk­ces. Dla nie­go ten pro­gram był czymś bar­dzo waż­nym. I rze­czy­wi­ście – Te­le­express był re­wo­lu­cyj­nym zja­wi­skiem w ów­cze­snej rze­czy­wi­sto­ści. Pa­mię­taj­my, rok 1986, sza­ro na uli­cach, w skle­pach ocet i musz­tar­da, co z tego moż­na zro­bić? Cza­sa­mi po­ja­wia­ły się ja­kieś wina im­por­to­wa­ne. Zu­peł­na bez­na­dzie­ja. I w tej bu­rej rze­czy­wi­sto­ści lu­dzie do­sta­li pro­gram, któ­ry mó­wił tro­chę in­nym ję­zy­kiem, nie było w nim na­chal­nej pro­pa­gan­dy, wszyst­ko po­da­wa­no szyb­ko i krót­ko. A przede wszyst­kim ro­bi­li go mło­dzi lu­dzie.

MO: O po­cząt­kach pro­gra­mu opo­wia­dał mi tro­chę Sła­wek Zie­liń­ski. Był tam od sa­me­go po­cząt­ku, przez trzy lata pro­wa­dził go na zmia­nę z Woj­cie­chem Resz­czyń­skim.

MS: W za­mie­rze­niach zle­ce­nio­daw­ców Te­le­express miał być wen­ty­lem tro­chę upusz­cza­ją­cym nie­do­bre na­stro­je.

MO: My­ślę, że mło­dym lu­dziom trud­no to so­bie wy­obra­zić, ale wy­star­czy w In­ter­ne­cie zna­leźć Dzien­nik Te­le­wi­zyj­ny z tego okre­su, czy­li po­ło­wy lat 80., i po­rów­nać te dwa pro­gra­my. Rze­czy­wi­ście, to była zu­peł­nie inna for­mu­ła, inny świat i inna rze­czy­wi­stość. Dzien­nik Te­le­wi­zyj­ny był sztyw­ny, z bez­na­dziej­ną sce­no­gra­fią, z koł­ko­wa­ty­mi pre­zen­te­ra­mi, któ­rzy czy­ta­li w nie­skoń­czo­ność dłu­gie i nud­ne in­for­ma­cje.

MS: Nie daj Boże się po­my­lić, praw­da?

MO: No wła­śnie, zwłasz­cza w nie­któ­rych mo­men­tach. A tu wszedł pro­gram ab­so­lut­nie inny i to było fe­no­me­nal­ne. Inny ję­zyk, tem­po, tro­chę mu­zy­ki i w ogó­le – jak to się te­raz mówi – zu­peł­nie inny for­mat. My­ślę, że dla­te­go lu­dzie od razu tak po­lu­bi­li Te­le­express. No i czo­łów­ka – ka­pi­tal­na, zu­peł­nie od­jaz­do­wa. Tro­chę jak pasz­cza u Rol­ling Sto­ne­sów.

MS: Dzie­ło An­drze­ja Pą­gow­skie­go – war­to pa­mię­tać.

Słynna czołówka Teleexpressu, do której planszę narysował Andrzej Pągowski.

Jolanta Fajkowska, Andrzej Pągowski – twórca pierwszej planszy Teleexpressu – i Magda Mikołajczak.

PIERWSI NA POKŁADZIE

MS: Pierw­szą wiel­ką gwiaz­dą Te­le­expres­su był Woj­ciech Resz­czyń­ski, ale nie on po­pro­wa­dził pierw­sze wy­da­nie pro­gra­mu. Pre­zen­te­rem był nie­ży­ją­cy już Woj­tek Ma­zur­kie­wicz. Resz­czu bar­dzo szyb­ko wy­rósł na gwiaz­dę. Po­do­bał się wi­dzom. Już po kil­ku dniach przy­cho­dzi­ły do nie­go wor­ki li­stów. Dzi­siaj ko­mu­ni­ku­je­my się przez In­ter­net. Wte­dy ko­mu­ni­ka­cja od­by­wa­ła się przez li­sty i kart­ki pocz­to­we. Tych kar­tek przy­cho­dzi­ła masa, trzy, cza­sa­mi czte­ry wor­ki dzien­nie. Była pani Wie­sia, któ­ra…

MO: Tak, kie­dy ja przy­sze­dłem, to jesz­cze była pani Wie­sia.

MS: …któ­ra zaj­mo­wa­ła się se­gre­go­wa­niem ko­re­spon­den­cji. Pa­mię­tam, że też wte­dy spo­ro ta­kich li­stów do­sta­wa­łem: z proś­ba­mi o pio­sen­ki i py­ta­nia­mi, gdzie moż­na ja­kąś pły­tę ku­pić. Nie­wie­le na­grań moż­na było u nas do­stać, bo rzad­ko uka­zy­wa­ły się w Pol­sce. Były ja­kieś li­cen­cyj­ne wy­da­nia, ale moż­na było tyl­ko po­ma­rzyć o ta­kiej do­stęp­no­ści jak dziś. To był też czas, gdy po­zna­wa­łem nie­zwy­kłych lu­dzi, któ­rzy im­po­no­wa­li mi swo­ją wie­dzą i pra­co­wi­to­ścią, na przy­kład Wojt­ka Ma­zur­kie­wi­cza i Krzyś­ka Jusz­cza­ka. Oczy­wi­ście gwiaz­dą był Woj­tek Resz­czyń­ski, ale to oni…

MO: …two­rzy­li ję­zyk Te­le­expres­su.

Wojciech Mazurkiewicz, autor tekstów i kultowych powiedzonek.

MS: Two­rzy­li ję­zyk Te­le­expres­su. I czę­sto są za­po­mi­na­ni, rzad­ko wy­mie­nia się ich po­śród pio­nie­rów pro­gra­mu. Oczy­wi­ście byli Jó­zef Wę­grzyn i An­drzej Tur­ski, któ­rzy stwo­rzy­li pe­wien sche­mat tego, dzi­siaj by­śmy po­wie­dzie­li…

MO: …for­mat.

MS: Tak, for­mat tego pro­gra­mu, ale ję­zyk Te­le­expres­su two­rzy­li przede wszyst­kim Woj­tek Ma­zur­kie­wicz i Krzy­siek Jusz­czak. Oni są au­to­ra­mi słyn­ne­go po­wie­dze­nia, że „oso­bo­wy od­cho­dzi o 19.30”, któ­re z fi­lu­ter­nym bły­skiem w oku Woj­ciech Resz­czyń­ski wy­gło­sił wprost do ka­me­ry: „Pań­stwo pi­szą do nas li­sty, kart­ki, że zbyt szyb­ko czy­ta­my na­sze wia­do­mo­ści, no ale to jest Te­le­express, oso­bo­wy od­cho­dzi o 19.30”. A to ci ak­to­rzy dru­gie­go pla­nu byli nie­sa­mo­wi­cie waż­ni. Pa­mię­tam ich roz­mo­wy na ko­ry­ta­rzu. Spie­ra­li się o każ­de zda­nie i sło­wo, wszyst­ko w opa­rach dymu. Wte­dy więk­szość lu­dzi pa­li­ła pa­pie­ro­sy. I wszę­dzie moż­na było pa­lić. Pa­mię­tam, jak dys­ku­to­wa­li i pi­sa­li tek­sty, opie­ra­jąc się o szaf­ki z ta­śma­mi na ko­ry­ta­rzu. Po­tem za­no­si­li no­tat­ki do prze­pi­sa­nia. Nie było kom­pu­te­rów, tyl­ko ma­szy­ny do pi­sa­nia i da­le­ko­pi­sy. Była taka część Te­le­expres­su, któ­ra się na­zy­wa­ła Te­le­express – de­pe­sze – ta ko­re­spon­den­cja była czy­ta­na z dłu­gich da­le­ko­pi­so­wych wy­dru­ków. Czy­ta­li Zby­szek Kra­jew­ski…

Krzysztof Juszczak, współtwórca języka programu, i Sławomir Kozłowski, dwukrotny szef Teleexpressu.

MO: ...i Woj­tek No­wa­kow­ski.

MS: Jola Faj­kow­ska, Piotr Ra­dzi­szew­ski i Bo­że­na Tar­gosz. Tak, to były czte­ry oso­by. Wszy­scy przy­szli z ra­dia, albo z Je­dyn­ki, albo z Trój­ki. Do tych wia­do­mo­ści nie było żad­nych ob­ra­zów, po pro­stu ich w te­le­wi­zji nie mie­li. Przy­naj­mniej do więk­szo­ści.

MO: Wspo­mnia­łeś zna­ko­mi­te na­zwi­ska. Pa­mię­tasz może, skąd ci lu­dzie tra­fia­li do Te­le­expres­su, kto ich za­pro­sił do pro­gra­mu?

MS: Mó­wi­łem już o Jó­ze­fie Wę­grzy­nie. On był naj­waż­niej­szy, przy­naj­mniej tak go po­strze­ga­łem. Był, jest czło­wie­kiem, któ­ry po­tra­fi za­ra­zić swo­im en­tu­zja­zmem i zmo­ty­wo­wać do jak naj­lep­szej pra­cy. Miał ta­kie po­wie­dze­nie, że je­że­li czło­wiek sku­pi się w stu pro­cen­tach na tym, co robi, to efek­ty przej­dą jego naj­śmiel­sze ocze­ki­wa­nia. Mó­wiąc ina­czej: żeby coś osią­gnąć, trze­ba to ro­bić z peł­nym prze­ko­na­niem. Mia­łem przy­jem­ność pod­pa­try­wać go przy pra­cy w po­cząt­kach Te­le­expres­su. Sie­dział wte­dy przy mon­ta­żu, dużo kle­ił i cza­sa­mi po­zwa­lał mi usiąść z tyłu i pa­trzeć, jak to robi. Sztu­ka mon­ta­żu fa­scy­no­wa­ła mnie przez wie­le lat i na­dal fa­scy­nu­je, choć te­raz już się tym nie zaj­mu­ję. Te lek­cje, od­bie­ra­ne od mi­strza, dużo dla mnie zna­czy­ły. Pa­mię­tasz, był taki pro­gram Hity z sa­te­li­ty.

MO: Był taki pro­gram, ale nie pa­mię­ta­łem ty­tu­łu.

MS: Po­ka­zy­wa­no w nim frag­men­ty pro­gra­mów z róż­nych sta­cji te­le­wi­zyj­nych. Je­rzy Wę­grzyn sam to mon­to­wał i pusz­czał na an­te­nę. Uczy­łem się od nie­go. Dzi­siaj bra­ku­je mi­strzów, więc ci ucznio­wie, któ­rzy chcie­li­by się cze­goś na­uczyć, nie mają od kogo. Ode­szło po­ko­le­nie ar­ty­stów w tym fa­chu. Bywa jed­nak i tak, że mło­dzi lu­dzie uwa­ża­ją, że wie­dzą już wszyst­ko, i nie po­trze­bu­ją się uczyć.

MO: Ja bym się z tobą nie zgo­dził. Uwa­żam, że są mi­strzo­wie, ale oni są od­su­wa­ni na dal­szy plan, pa­nu­je taka ten­den­cja, że ci mło­dzi do­syć szyb­ko przej­mu­ją pa­łecz­kę. Więc mi­strzo­wie są, tyl­ko po­ukry­wa­ni; ina­czej mó­wiąc, wir­tu­ozi fa­chu zna­leź­li­by się na pew­no wśród re­ali­za­to­rów te­le­wi­zyj­nych, mon­ta­ży­stów, dzien­ni­ka­rzy. Kie­dy ja wcho­dzi­łem do ze­spo­łu Te­le­expres­su w 1991 roku, Wę­grzy­na już tam nie było. Po­zna­łem go póź­niej, przy Wik­to­rach, bo to prze­cież on był twór­cą tej na­gro­dy. I po­my­sło­daw­cą Pa­no­ra­my. Nie­sa­mo­wi­ty czło­wiek.

MS: Wpro­wa­dził do te­le­wi­zji pro­gram Jaka to me­lo­dia, ale to nie jest pol­ski for­mat.

MO: Wy­pro­du­ko­wał rów­nież W la­bi­ryn­cie, praw­da? Wy­my­ślił ten se­rial.

MS: Tak. To była pierw­sza pol­ska te­le­no­we­la.

MO: Pa­mię­tam roz­mo­wy to­czo­ne po la­tach, to był może 2005 rok. Wę­grzyn opo­wia­dał, jak po­szedł do Te­le­wi­zji na roz­mo­wę z dy­rek­cją Je­dyn­ki. Sie­dział w po­cze­kal­ni, a se­kre­tar­ka za­py­ta­ła: „Prze­pra­szam, ja­kie na­zwi­sko za­anon­so­wać?”. Czy­li on, hi­sto­ria te­le­wi­zji, jest na­gle pe­ten­tem, a pani se­kre­tar­ce nie­wie­le mówi jego na­zwi­sko. Przy­kra spra­wa.

MS: Dla nas, bo dla ta­kie­go sza­re­go czło­wie­ka…

MO: Dla­te­go trze­ba o tych za­po­mnia­nych twór­cach opo­wie­dzieć.

MS: No to jesz­cze o śp. An­drze­ju Tur­skim i trze­cim ojcu chrzest­nym Te­le­expres­su, Oska­rze Ma­rii Bram­skim – pierw­szym ofi­cjal­nym sze­fie pro­gra­mu.

MO: Czy­li Wę­grzyn nie był sze­fem?

Józef Węgrzyn – 20-lecie Teleexpressu.

MS: Nie, Wę­grzyn był wte­dy dy­rek­to­rem War­szaw­skie­go Ośrod­ka Te­le­wi­zyj­ne­go. Te­le­exspress był po­cząt­ko­wo w jego struk­tu­rach, zresz­tą prze­miesz­czał się kil­ka razy. Po­tem był w dy­rek­cji pro­gra­mów in­for­ma­cyj­nych, po­tem zno­wu w Wo­cie, w Pro­gra­mie Pierw­szym Te­le­wi­zji Pol­skiej, a te­raz jest w Te­le­wi­zyj­nej Agen­cji In­for­ma­cyj­nej – tro­chę nami rzu­ca­ło. Oskar Ma­ria Bram­ski był pierw­szym sze­fem Te­le­expres­su, mniej wię­cej przez dwa lata pil­no­wał tego pro­gra­mu. Był dzien­ni­ka­rzem, któ­ry przy­szedł do te­le­wi­zji z ga­ze­ty, dla­te­go taką uwa­gę zwra­cał na ję­zyk in­for­ma­cji. Poza tym uwa­żam, że jak na tam­te cza­sy, świet­nie spraw­dzał się w roli me­ne­dże­ra. Ko­goś, kto spa­jał Te­le­express i w mo­men­cie naj­więk­sze­go suk­ce­su po­tra­fił utrzy­mać ze­spół w ry­zach. Prze­cież wszyst­kim mo­gła od­bić pal­ma, woda so­do­wa ude­rzyć do głów. Pa­mię­tam, że trud­no nam było wyjść na uli­cę, bo lu­dzie nas roz­po­zna­wa­li, za­cze­pia­li. Nie­sa­mo­wi­ta po­pu­lar­ność. W cza­sie emi­sji pro­gra­mu uli­ce pu­sto­sza­ły. W moim ran­kin­gu sze­fów Te­le­expres­su sta­wiam Bram­skie­go nie­zwy­kle wy­so­ko. Miał mło­dy ze­spół, am­bit­ny i po­tra­fił jesz­cze tę am­bi­cję w lu­dziach pod­krę­cać. Po­tem sze­fem zo­stał Sła­wek Zie­liń­ski, któ­ry był wi­ce­dy­rek­to­rem Trój­ki. Po­cząt­ko­wo pro­wa­dził Te­le­express w so­bo­ty i w nie­dzie­le, bo Woj­tek Resz­czyń­ski pro­wa­dził pro­gram w ty­go­dniu. Sze­fo­wał do po­cząt­ku lat 90.

Oskar Maria Bramski, jeden z „ojców założycieli” Teleexpressu, i Maciej Orłoś – 20-lecie programu.

MO: No i An­drzej Tur­ski… Opo­wiedz, bo ty to pa­mię­tasz.

MS: To było na sa­mym po­cząt­ku. Za­raz po pierw­szych ty­go­dniach jak­by się odłą­czył – zo­stał chy­ba dy­rek­to­rem Pro­gra­mu Pierw­sze­go Te­le­wi­zji Pol­skiej. Wcze­śniej był dy­rek­to­rem ra­dio­wej Trój­ki, wy­bit­ny ra­dio­wiec, współ­twór­ca Ra­dio­ku­rie­ra. Dla­cze­go Ra­dio­ku­rier był naj­po­pu­lar­niej­szą au­dy­cją? Bo on był ta­kim Te­le­expres­sem bez wi­zji, tyl­ko z fo­nią. To do­świad­cze­nia wy­nie­sio­ne przez Tur­skie­go z ra­dia, czy­li krót­ka for­ma, zgrab­ny ję­zyk, tzw. mi­chał­ki, czy­li róż­ne śmiesz­nost­ki, któ­re były po­da­wa­ne też w Te­le­expres­sie. I to wszyst­ko spra­wia­ło, że pro­gram miał lek­ką for­mę i był ła­two przy­swa­jal­ny dla tak wie­lu lu­dzi. Tur­ski na­praw­dę spo­ro wniósł do Te­le­expres­su. Bar­dzo cie­pły czło­wiek. Je­śli cho­dzi o ję­zyk pol­ski, to ab­so­lut­ny­mi au­to­ry­te­ta­mi byli dla mnie Woj­tek Ma­zur­kie­wicz i Krzy­siek Jusz­czak, któ­rzy opra­co­wy­wa­li i po­pra­wia­li więk­szość tek­stów; sami też je pi­sa­li. Wspo­mi­na­łem już o tym – „oso­bo­wy od­cho­dzi o 19.30”. Pa­mię­tam, że wte­dy by­łem na pią­tym roku stu­diów i mia­łem za­ję­cia z re­to­ry­ki.

Andrzej Turski i Józef Węgrzyn, pomysłodawcy Teleexpressu.

MO: Z re­to­ry­ki? Nie­źle!

MS: Na za­li­cze­nie mu­sia­łem na­pi­sać pra­cę, któ­ra mia­ła być proś­bą skie­ro­wa­ną do pro­wa­dzą­cej za­ję­cia. Moim za­da­niem było wy­ko­rzy­sta­nie sty­lu urzęd­ni­czej no­wo­mo­wy. Na­pi­sa­łem tekst, da­łem go do prze­czy­ta­nia Wojt­ko­wi Ma­zur­kie­wi­czo­wi i Krzyś­ko­wi Jusz­cza­ko­wi. Wpro­wa­dzi­li kil­ka po­pra­wek i uma­ili róż­ny­mi sfor­mu­ło­wa­nia­mi. Pa­mię­tam, że do­sta­łem piąt­kę. Pio­trek Bał­tro­czyk – by­li­śmy ra­zem na roku - też do­stał piąt­kę, on z ko­lei miał użyć sty­lu ba­ro­ko­we­go w wa­rian­cie in­tym­nym. Już wte­dy było wia­do­mo, że to jest ogrom­ny ta­lent i wiel­kie po­czu­cie hu­mo­ru – w ogó­le nie­zwy­kły fa­cet. Woj­tek i Krzy­siek po­tra­fi­li z każ­de­go gnio­ta zro­bić pe­reł­kę. Już dzi­siaj nie pa­mię­tam więk­szo­ści ich tek­stów, ale każ­dy koń­czył się ja­kąś faj­ną po­in­tą. To było za­wsze na­pi­sa­ne ta­kim ję­zy­kiem, któ­ry był zro­zu­mia­ły dla wszyst­kich. Nie było tam wie­lu przy­miot­ni­ków, któ­re moim zda­niem osła­bia­ją moc prze­ka­zu. Nie­zwy­kli, a jed­no­cze­śnie skrom­ni lu­dzie. Pra­ca z nimi, szcze­gól­nie w tam­tym okre­sie, to był wiel­ki za­szczyt i nie­zwy­kła na­uka. Splen­dor spły­wał na tych, któ­rzy się po­ja­wia­li na wi­zji, cho­ciaż pre­zen­te­rzy też cza­sem wy­my­śla­li i pi­sa­li swo­je tek­sty, na przy­kład Woj­tek Resz­czyń­ski, któ­ry w for­mu­le Te­le­expressu od­na­lazł się na­praw­dę zna­ko­mi­cie. Był wów­czas w kra­ju ido­lem nu­mer je­den, naj­bar­dziej roz­po­zna­wal­ną twa­rzą, wiel­bio­nym – jak by­śmy te­raz po­wie­dzie­li – ce­le­bry­tą. My­ślę, że Te­le­express był dla nie­go naj­lep­szym miej­scem, bo gdzie­kol­wiek póź­niej po­szedł do pra­cy, to już nie miał wo­kół sie­bie lu­dzi, któ­rzy by mu po­ma­ga­li tak, jak w Te­le­expres­sie. Mać­ku, prze­cież sam wiesz, i to po­twier­dzisz: ilu lu­dzi pra­cu­je na cie­bie.

MO: Oczy­wi­ście, wia­do­mo, to jest gra ze­spo­ło­wa.

MS: A ile razy ja do­sta­ję ja­kieś mu­zycz­ne in­for­ma­cje od in­nych? Któ­ryś ze zna­jo­mych mówi: „Faj­ny jest taki a taki ze­spół, faj­ny taki a taki wy­ko­naw­ca, sprawdź”. Czy ty, Mać­ku, przy­cho­dzisz i mó­wisz: do­sta­łem mejl od fa­nek, że kon­cert gdzieś bę­dzie, że coś się dzie­je? To jest pra­ca ze­spo­ło­wa. Ile razy ja ko­muś pod­po­wia­dam, że jest in­te­re­su­ją­ce wy­da­rze­nie spor­to­we lub inna im­pre­za. Dla Wojt­ka Te­le­express był ide­al­nym miej­scem, bo pra­co­wał na nie­go ze­spół. Nie moż­na oczy­wi­ście umniej­szać jego roli, bo świet­nie wy­glą­dał wte­dy w te­le­wi­zo­rze, faj­nie mó­wił, z od­po­wied­nią in­to­na­cją, pi­sał też cza­sem tek­sty dla sie­bie. Był ido­lem nu­mer je­den w kra­ju. Więk­szym niż spor­tow­cy i pio­sen­ka­rze. Mać­ku, mia­łeś trud­ne za­da­nie, przej­mu­jąc po nim pa­łecz­kę pro­wa­dzą­ce­go.

Maciej Orłoś „uczy się” Teleexpressu pod czujnym okiem Magdy Mikołajczak (obecnie Olszewska) i Marka Sierockiego.

WOJCIECH RESZCZYŃSKI

MO: Jego już wte­dy nie było w pro­gra­mie od kil­ku lat, ale spo­ro mi o nim opo­wia­dał Sła­wek Zie­liń­ski, pra­co­wa­li ra­zem dłu­gi czas, chy­ba czte­ry lata w Za­pra­sza­my do Trój­ki, do­kąd Woj­tek tra­fił z Sy­gna­łów Dnia, a Sła­wek z Ra­dio­ku­rie­ra. Z tam­tych cza­sów za­pa­mię­tał Wojt­ka, a było to na po­cząt­ku lat 80., z bia­ło-czer­wo­ną opa­ską straj­ko­wą, co w jego re­dak­cji było ak­tem du­żej od­wa­gi. Mi­ja­li się na ko­ry­ta­rzach ra­dio­wych. Cześć, cześć i tyle. Po sta­nie wo­jen­nym, kie­dy Trój­ka ru­sza­ła, jako ostat­ni zresz­tą z od­blo­ko­wa­nych pro­gra­mów Pol­skie­go Ra­dia, An­drzej Tur­ski ścią­gnął Wojt­ka do ze­spo­łu. A był to ze­spół gwiazd, świet­nie ze sobą współ­pra­cu­ją­cych i… ba­wią­cych się. Wszy­scy wte­dy słu­cha­li Za­pra­sza­my do Trój­ki: Mo­ni­ka Olej­nik, Gra­ży­na Do­broń, Be­ata Mich­nie­wicz, Ma­rek Niedź­wiec­ki, Piotr Kacz­kow­ski, Woj­ciech Mann, Piotr Metz, Ja­nusz Ko­siń­ski, Mar­cin Zi­moch, To­mek Sia­nec­ki, Grześ Mie­cu­gow, Ja­nusz Atlas, Kuba Strzycz­kow­ski, Sła­wo­mir Szczę­śniak i inni. Prze­cież to są wiel­kie na­zwi­ska, dziś z ogrom­nym do­rob­kiem. A póź­niej Sła­wek Zie­liń­ski przez pra­wie trzy lata pro­wa­dził na zmia­nę z Wojt­kiem Te­le­express, to zna­czy naj­pierw na zmia­nę, a po­tem Woj­tek od po­nie­dział­ku do piąt­ku, a Sła­wek wy­da­nia week­en­do­we. Woj­tek, zda­je się, bu­do­wał wte­dy dom i w week­en­dy udzie­lał się na róż­nych im­pre­zach, po pro­stu za­ra­bia­jąc kasę. W 1987 roku wy­je­chał do sta­cji Wal­te­ra Ko­ta­by do Chi­ca­go. Kie­dy wró­cił po dwóch la­tach, to wszę­dzie wi­dział spi­ski, wro­gów i ko­mu­nę. Bar­dzo się zmie­nił. Sła­wek z ża­lem opo­wia­dał, że przez ostat­nie kil­ka­na­ście lat spo­tka­li się kil­ka razy i były to roz­mo­wy dość ofi­cjal­ne. Smut­ne – po tylu la­tach współ­pra­cy. We­dług re­la­cji Zie­liń­skie­go Resz­czyń­ski od po­cząt­ku miał re­zer­wę do te­le­wi­zji lat 80., no wiesz, jak wszy­scy, ale w koń­cu brał w tym udział, cho­ciaż nie­chęt­nie, co­kol­wiek to zna­czy. Na przy­kład nie przy­szedł na na­gra­nie ma­kie­ty pierw­sze­go Te­le­expres­su. Po­dob­no żona za­dzwo­ni­ła i po­wie­dzia­ła, że Wojt­ka boli gło­wa i w ogó­le źle się czu­je. Ma­kie­tę na­grał wte­dy Woj­tek Ma­zur­kie­wicz. A póź­niej wła­śnie Te­le­express dał mu naj­więk­szą sła­wę.

Wojciech Reszczyński, legendarny prezenter Teleexpressu.

MS: Cie­ka­we, co Woj­tek opo­wie­dział­by o Sław­ku?

MO: Nie wiem, ale w tam­tym cza­sie obaj byli nie­praw­do­po­dob­nie po­pu­lar­ni, szcze­gól­nie Woj­tek.

MS: Cały czas lu­dzie mnie za­cze­pia­ją na uli­cy i py­ta­ją: a co się dzie­je z Woj­cie­chem Resz­czyń­skim. Nie prze­krę­ca­ją jego na­zwi­ska. Bar­dzo za­padł w pa­mięć, wy­star­czy­ły dwa lata.

MO: To jest fe­no­men: Woj­ciech Resz­czyń­ski w Te­le­expres­sie. Za­le­d­wie –moż­na po­wie­dzieć – dwa lata. I do tej pory spo­ty­kam się z tym, o czym mó­wisz – pod­cho­dzą lu­dzie i mó­wią na przy­kład: „Ale to było su­per, jak Resz­czyń­ski wte­dy po­wie­dział, że oso­bo­wy od­cho­dzi o 19.30”. Oczy­wi­ście, ta pa­mięć już po­wo­li słab­nie, bo wcho­dzą nowe po­ko­le­nia wi­dzów, któ­rzy nie mają po­ję­cia o tam­tych cza­sach, nie wie­dzą nic o Wojt­ku i Te­le­expres­sie z tam­tych lat, nie było ich po pro­stu wów­czas na świe­cie. Przez dłu­gi czas by­łem oszo­ło­mio­ny tym fe­no­me­nem Wojt­ka i na­wet pa­mię­tam swo­je zdzi­wie­nie: cho­le­ra ja­sna, no co jest gra­ne, tyle lat pro­wa­dzę Te­le­express…

MS: A oni wciąż py­ta­ją o Resz­czyń­skie­go!

MO: A on tam był za­le­d­wie dwa lata. To wła­śnie była siła ra­że­nia, któ­rą miał Te­le­express. Nie było ta­kie­go dru­gie­go pro­gra­mu w te­le­wi­zji pol­skiej.

DUCH ZESPOŁU

MS: Pio­nier­skie cza­sy, at­mos­fe­ra nie­uświa­do­mio­nej jesz­cze do koń­ca zmia­ny, nowa for­mu­ła, nowy ję­zyk, mło­dzi lu­dzie, a przede wszyst­kim ze­spół. Lu­dzie byli dla sie­bie nie­zwy­kle życz­li­wi. Każ­dy ko­muś coś pod­po­wia­dał. Pa­mię­tam, ile razy ktoś mi zwra­cał uwa­gę, że coś źle zro­bi­łem, po­wi­nie­nem to tak a tak zro­bić, ina­czej. Ale z życz­li­wo­ścią. Kie­row­ni­cy pro­duk­cji, któ­rzy żyli tym pro­gra­mem, a pew­nie wiesz, że pro­duk­cja od stro­ny tech­nicz­nej była dużo bar­dziej skom­pli­ko­wa­na niż te­raz i wy­ma­ga­ła cza­sem ogrom­nej po­my­sło­wo­ści. Suk­ce­sem Te­le­expres­su, mu­szę to po­wtó­rzyć, był za­wsze ze­spół. Szyb­ko się in­te­gro­wa­li­śmy, tak­że w Hy­bry­dach, dwa kro­ki od Pla­cu Po­wstań­ców; szli­śmy na ów­cze­sną uli­cę Rut­kow­skie­go, czy­li dzi­siej­szą Chmiel­ną. Tam były na­sze – jak to się dzi­siaj mówi – spo­tka­nia in­te­gra­cyj­ne, cza­sem trwa­ją­ce do wcze­snych go­dzin ran­nych. In­te­gra­cyj­ne i re­dak­cyj­ne. Było bar­dzo we­so­ło, bar­dzo faj­nie. My­ślę, że wte­dy Te­le­express był nie­zwy­kle zży­tą re­dak­cją, bar­dzo szyb­ko lu­dzie się za­przy­jaź­ni­li.

I kie­dy pa­trzę z per­spek­ty­wy i z pew­nym dy­stan­sem, to pro­gram za­cho­wał cią­głość. Pew­ne oso­by ode­szły, zo­sta­wia­jąc swój ba­gaż do­świad­czeń, przy­cho­dzi­li mło­dzi, uczy­li się. Zo­bacz, ile i ja­kich osób wy­szło z Te­le­expres­su: Grze­siek Kaj­da­no­wicz pra­cu­je w TVN-ie, Łu­kasz Kar­das był dy­rek­to­rem Te­le­wi­zji Po­lo­nia. Wie­lu lu­dzi za­czy­na­ło lub roz­wi­ja­ło swo­je ka­rie­ry te­le­wi­zyj­ne wła­śnie w Te­le­expres­sie. Pio­trek Ra­dzi­szew­ski, dy­rek­tor Je­dyn­ki (do 1 stycz­nia 2016 – przyp. red.), wspo­mnia­ny już Sła­wek Zie­liń­ski, dy­rek­tor pro­gra­mo­wy te­le­wi­zji (do lu­te­go 2016 – przyp. red.), były dy­rek­tor Pro­gra­mu Pierw­sze­go Te­le­wi­zji Pol­skiej Ma­ciek Soj­ka, Grze­siek Ko­zak – te­raz w Pol­sa­cie. Ma­ciek Ma­zur, któ­ry ma swój pro­gram w TVN 24 – Ran­king Ma­zu­ra, Kuba Strzycz­kow­ski, Han­ka Smok­tu­no­wicz, To­mek Kam­mel, Hi­rek Wro­na. To są lu­dzie, któ­rzy w róż­nych okre­sach pra­co­wa­li w Te­le­expres­sie.

MO: Ty też, Mar­ku, chy­ba spo­ro za­wdzię­czasz Te­le­expres­so­wi. W ogó­le mu­zy­ka pre­zen­to­wa­na w for­mu­le Te­le­hi­tu to był w tam­tych cza­sach hit…

MS: To się dzia­ło jak­by bez mo­je­go udzia­łu. Po pro­stu na­gra­łem swo­je pierw­sze trzy za­po­wie­dzi i już. My­śla­łem, że tra­fi­ły do ko­sza. Kie­dy oka­za­ło się, że jed­nak co­dzien­nie będę mu­siał na­gry­wać, to mó­wi­łem so­bie: dwa, trzy lata, a po­tem będę coś in­ne­go w ży­ciu ro­bił. Ja jed­nak naj­bar­dziej lu­bię sie­dzieć czy stać za kon­so­le­tą, to jest moje ulu­bio­ne za­ję­cie i do dzi­siaj to ro­bię. Spra­wia mi to ogrom­ną fraj­dę. Nie my­śla­łem, że przy­go­da z Te­le­expres­sem bę­dzie tak dłu­go trwa­ła.

MO: Ja uwa­żam, że je­steś, Mar­ku, naj­lep­szym di­dże­jem w Pol­sce. Nie wi­dzia­łem im­prez, przy któ­rych lu­dzie by się tak świet­nie ba­wi­li, jak wte­dy, kie­dy grasz. Ale przy­znaj, Te­le­express po­mógł ci w ka­rie­rze.

25 lat Teleexpressu zespół świętował w newsroomie. Na zdjęciu Maciej Orłoś, Katarzyna Trzaskalska i Beata Chmielowska-Olech.

Shakin’ Stevens

To było w po­cząt­kach Te­le­expres­su. Chy­ba do dzi­siaj jest taki prze­pis, że jak chce się zgło­sić wi­zy­tę go­ścia z za­gra­ni­cy, to trze­ba pi­sać po­da­nie do ko­men­dan­ta ochro­ny te­le­wi­zji. Sha­kin’ Ste­vens zo­stał więc po­in­stru­owa­ny, że w ra­zie co na­zy­wa się Ko­wal­ski i żeby się nie od­zy­wał, jak bę­dzie wcho­dził. Do­sta­li­śmy prze­pust­kę, wpro­wa­dzi­li­śmy go. I on był bar­dzo zdzi­wio­ny, że tak wy­glą­da Te­le­express. Zdą­żył już obej­rzeć kil­ka wy­dań pro­ga­mu w ho­te­lu, cie­szył się, że co­dzien­nie pusz­cza­li­śmy jego te­le­dy­ski – wła­śnie koń­czył 40 lat i był nie­zwy­kle po­pu­lar­ny. Kie­dy wszedł do bu­dyn­ku i zo­ba­czył, że tu na­wet po­rząd­ne­go stu­dia nie ma... Był bar­dzo zdzi­wio­ny.

TE­LE­HIT PO RAZ PIERWSZY

MS: My­ślę, że bez fał­szy­wej skrom­no­ści mogę po­wie­dzieć, że wte­dy by­łem czo­ło­wym di­dże­jem w kra­ju – je­że­li cho­dzi o stro­nę tech­nicz­ną, bi­blio­te­kę płyt i pro­fe­sjo­nal­ną wie­dzę o tym, co ro­bię. Mia­łem też szko­łę mu­zycz­ną za sobą. To dużo daje. Czło­wiek ina­czej pod­cho­dzi do mu­zy­ki.

MO:Te­le­hit był waż­nym ele­men­tem tego pro­gra­mu, oknem na świat, bo da­wał coś, cze­go lu­dzie nie mie­li, czy­li przy­naj­mniej frag­men­ty mu­zy­ki, któ­ra nie ist­nia­ła u nas w ofi­cjal­nym obie­gu. Dźwięk plus ob­raz. Wi­de­oklip.

MS: Mu­zy­ka była w ra­diu, w dys­ko­te­kach. Cały czas, oprócz tego, że ro­bi­łem wej­ścia w Te­le­expres­sie, by­łem di­dże­jem w Hy­bry­dach. Di­dże­je w klu­bach stu­denc­kich bar­dzo dba­li o to, żeby naj­now­sze prze­bo­je do nas do­cie­ra­ły. Ku­po­wa­li krąż­ki na gieł­dach pły­to­wych, kum­plo­wa­li się ze spor­tow­ca­mi, któ­rzy wy­jeż­dża­li za gra­ni­cę. Przy­jaź­ni­łem się wte­dy z Włod­kiem Na­laz­kiem i Wojt­kiem Drzy­zgą, wy­bit­ny­mi siat­ka­rza­mi. Dziś syn Wojt­ka Drzy­zgi jest mi­strzem świa­ta. Dużo jeź­dzi­li po świe­cie i szcze­gól­nie Wło­dek Na­la­zek miał taki zmysł wy­naj­dy­wa­nia utwo­rów, któ­re po­tem były prze­bo­ja­mi. Za­wsze, gdzie­kol­wiek był, zna­lazł czas, po­szedł do skle­pu, prze­słu­chał no­wo­ści i wy­brał kil­ka czy kil­ka­na­ście prze­bo­jo­wych sin­gli z prze­bo­ja­mi. Klu­by stu­denc­kie były miej­sca­mi, któ­re pro­mo­wa­ły mu­zy­kę, zresz­tą to był je­den z nie­wie­lu spo­so­bów na spę­dze­nie wol­ne­go cza­su – pójść do klu­bu i po­ba­wić się. Ale Te­le­express do­da­wał do mu­zy­ki ob­raz. Wte­dy w te­le­wi­zji cho­dzi­ła jesz­cze Wi­de­ote­ka Krzyś­ka Szew­czy­ka i Jar­mark, gdzie też pre­zen­to­wa­no te­le­dy­ski. To były je­dy­ne miej­sca, gdzie moż­na było się ze­tknąć z taką mu­zy­ką. Pa­mię­tam, jak strasz­nie trud­no zdo­by­wa­ło się in­for­ma­cje o nie­któ­rych ar­ty­stach. Dzi­siaj to so­bie mo­że­my wszyst­ko wy­go­oglo­wać, za prze­pro­sze­niem. Wte­dy było to nie lada wy­zwa­nie. Pre­nu­me­ro­wa­łem nie­ist­nie­ją­cy już ty­go­dnik an­giel­ski Re­cord Mir­ror, któ­ry zaj­mo­wał się tro­chę mu­zy­ką di­sco dan­ce, tro­chę oczy­wi­ście roc­kiem. Tam były faj­ne, cie­ka­we in­for­ma­cje o róż­nych ar­ty­stach, re­cen­zje płyt. Cho­ler­nie kosz­tow­ne źró­dło wie­dzy, bo taką ga­ze­tę się pre­nu­me­ro­wa­ło, pła­cąc w fun­tach, a nie w zło­tów­kach. No, ale war­to było od­ża­ło­wać parę gro­szy i mieć wie­dzę, któ­rej inni nie po­sia­da­li. To dy­gre­sja, ale tak… Te­le­express da­wał nie­praw­do­po­dob­ną po­pu­lar­ność.

MO: Choć­by li­sty, któ­re przy­cho­dzi­ły – po czte­ry, pięć wor­ków dzien­nie, świad­czą o ska­li suk­ce­su.

Rok 1986, Telehit, Marek Sierocki, cześć.

Telehity w Opolu z okazji 25-lecia Teleexpressu, 10 czerwca 2011 roku.

ByC didZejem

W Pol­sce lu­dzie naj­czę­ściej pro­szą cię o trzy utwo­ry: „Czy może Pan za­grać coś no­we­go?”, „Czy może Pan za­grać coś szyb­sze­go?” i „Czy może Pan za­grać coś faj­ne­go?”.

To są trzy naj­po­pu­lar­niej­sze ty­tu­ły pio­se­nek.

Jak pro­szą o coś szyb­sze­go, to mó­wię, że już, za chwi­lę. Jak o coś faj­ne­go, to mó­wię: „Ale nie znam ta­kiej pio­sen­ki o ta­kim ty­tu­le, może kon­kret­niej?”. Zda­rza­ło mi się grać w klu­bach w in­nych kra­jach i ni­g­dy nie za­uwa­ży­łem, żeby ktoś pod­cho­dził do di­dże­ja. Tam, je­że­li przy­sze­dłeś do klu­bu, to ba­wisz się przy tej mu­zy­ce, któ­rą dzi­dżej pro­po­nu­je, jest sza­cu­nek dla jego wy­bo­rów. W Pol­sce każ­dy się naj­le­piej zna na mu­zy­ce, tak jak na po­li­ty­ce, pił­ce noż­nej oraz me­dy­cy­nie. W tym je­ste­śmy mi­strza­mi świa­ta.

POPULARNOŚĆ

MS: By­li­śmy ab­so­lut­ną czo­łów­ką lu­dzi po­pu­lar­nych, mó­wię o tych, któ­rzy po­ja­wia­li się w Te­le­expre­sie. Pa­mię­tam, że po kil­ku pro­gra­mach, do­słow­nie po kil­ku dniach, gdzieś w cen­trum War­sza­wy za­cze­pi­li mnie lu­dzie i py­ta­li, czy ja to je­stem ja. Za­cho­wy­wa­łem się w mia­rę swo­bod­nie, i rap­tem trze­ba było za­cząć na sie­bie uwa­żać.

MO: Do­pa­dła cię szyb­ka po­pu­lar­ność.

MS: Miesz­ka­łem wte­dy na war­szaw­skim Tar­gów­ku i wszyst­kie dzie­cia­ki krzy­cza­ły za mną: „Ma­rek Sie­roc­ki, cześć”. Ale to też mia­ło swo­je do­bre stro­ny, bo na przy­kład na Wiel­ka­noc, w lany po­nie­dzia­łek, cała War­sza­wa była mo­kra. A mnie oszczę­dza­no. Je­śli zdą­ży­li mnie roz­po­znać, to prze­cho­dzi­łem przez mia­sto su­chą sto­pą.

MO: A ten „Ma­rek Sie­roc­ki, cześć” to był twój pa­tent.

MS: „Cześć” wy­my­ślił Woj­tek Resz­czyń­ski. Trze­ba było na­zwać ten frag­ment Te­le­expres­su