Testo ćpun. Seks, narkotyki i polityka w epoce farmakopornografii - Paul B. Preciado - ebook

Testo ćpun. Seks, narkotyki i polityka w epoce farmakopornografii ebook

Paul B. Preciado

0,0
39,90 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

To ubrana w formę dziennika z procesu przyjmowania przez autora testosteronu polityczna historia technologii związanych z ludzką seksualnością. Od pigułki antykoncepcyjnej przez viagrę do syntetycznych hormonów.

Proces przyjmowania przez autora syntetycznego testosteronu zostaje poddany społeczno-politycznej analizie, z której wyłania się obraz późnego kapitalizmu opanowanego przez swoiste połączenie farmakologii z pornografią. Korzystając z rozpoznań Michela Foucault i Judith Butler, Preciado pokazuje, jak seks i seksualność stają się przedmiotem technologicznych przekształceń, które domagają się poważnego teoretycznego namysłu. 

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 511

Rok wydania: 2021

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Przedmowa

Pod skórą. Paul Preciado i traktat o przeprawie

Natalia Sielewicz

Anglojęzyczne wydanie Testoćpuna Paula B. Preciado po raz pierwszy wzięłam do ręki wczesną wiosną 2015 roku. Był to czas zwiastujący rewolucję #MeToo i pierwsze marsze Czarnego Protestu. Czwarta fala feminizmu, napędzana przez rozmaite polityki i estetyki tożsamościowe, nabierała rumieńców w polskim polu kultury. Podważając stereotypy płciowe, obrała za punkt wyjścia cielesną i performatywną praktykę z postulatami zwrotu ku emocjom i osobistemu doświadczeniu, ciałopozytywności i prawa do decydowania o przyjemności, wreszcie włączenia doświadczeń rasowych, seksualnych i klasowych do opowieści o tym, co prywatne, a zarazem polityczne. Orężem czwartej fali nieprzypadkowo stał się Internet i media społecznościowe, „technologie siebie”, jak nazwałby je Michel Foucault, a więc techniki, które stosujemy wobec własnego ciała i jaźni po to, by projektować i performować „prawdę” o sobie[1].

W takim oto krajobrazie trafiło do mnie opus Paula B. Preciado poświęcone farmakopornografii – systemowi biowładzy, w którym ciało i płeć, uwikłane w sieć zależności między globalną kulturą medialną a przemysłem farmakologicznym, stają się polem walki i spekulacji. Preciado zrewolucjonizował moje spojrzenie na tożsamość, politykę reprezentacji, rzeczywistą stawkę dzisiejszego kapitalizmu oraz wyzwania, przed jakimi stoi współczesny feminizm.

Lekturę Testojunkie rozpoczęłam w trzecim miesiącu ciąży. Prawdę powiedziawszy, przez większość dorosłego życia byłam „kobietą laboratoryjną” – przyjmującą pigułki antykoncepcyjne, leki na insulinooporność i od czasu do czasu tabletki nasenne. Jako ciskobieta pod wpływem wysokiego stężenia progesteronu i gonadotropiny ciążowej nie mogłam jednak nie dostrzec paradoksu skrajnie odmiennej sytuacji, w jakiej się znajdowałam, czytając tę książkę. Na przekór prokreacji roszczącej sobie prawo własności do nowego życia autor Testoćpuna domagał się wszakże copyleftu rodzaju. Czytelniczki i czytelnicy szybko przekonają się, że książka, którą mają przed sobą, nie wikła w przewidywalne pułapki polityki identyfikacji, lecz dotyczy nas wszystkich ponad granicami rodzaju, płci, seksualności i rasy, stawia bowiem pod znakiem zapytania współczesne mity kobiecości i męskości, idąc o krok dalej niż teorie performatywności płci. Płeć i seksualność są według Preciado już nie tylko konstruktami kulturowymi, lecz, co istotniejsze, technoprzemysłowymi artefaktami, które powstały w ściśle kontrolowanych warunkach w kapitalistyczno-kolonialnym laboratorium; w czasie, który autor nazywa erą farmakopornografii. By odwołać się do słów Preciado: „żywe ciało jest w XXI wieku tym, czym w XIX wieku była fabryka: głównym ośrodkiem walki politycznej. Nie chodzi o to, czy ciało zastąpiło fabrykę, chodzi o to, że żywe ciało jest fabryką”[2]. A skoro hasło „prywatne jest polityczne” stało się sloganem naszych najgorętszych bojów toczonych o prawo do samostanowienia, skoro nie ma nic bardziej intymnego niż własne ciało, do kogo należy ciało będące intymną fabryką? I kto nią zarządza?

Sprecyzujemy zatem, co autor określa mianem farmakopornografii, śledząc proces przejścia od fabryki dziewiętnastowiecznej do fabryki farmakopornograficznej, od mechanizmów akumulacji do mechanizmów podnieceń, z plantacji do laboratorium syntetycznych hormonów. Należy przy tym zaznaczyć, że traktat Preciado jest cielesnym esejem przeprawy (the crossing) – przeprawy i przeprogramowywania ciała w żywe archiwum, w którym przeobraża się zarówno sama teoria, jak i „somatopolityczna fikcja”. Filozofka McKenzie Wark przypomina, że biała cisliteratura jest gatunkiem w przeważającej części burżuazyjnym, zwłaszcza w przypadkach, gdy rości sobie prawo do cudzego cierpienia, zamieniając łzy drugiej osoby w ciekły kapitał[3]. Biały heterocispodmiot(ka) uprawia literaturę z perspektywy we własnym mniemaniu uniwersalnej i dominującej, pozornie nieobciążonej polityką tożsamości, lecz zawsze skłonnej do zawłaszczenia historii i wypowiadania się w imieniu innych – zwłaszcza tych, którzy odbiegają od białej heteronormy. Zwłaszcza tych, których z troską podszytą litością postrzega jako ofiary. Jak pisze Wark, „u źródeł burżuazyjnego prawa własności leży zawsze przywłaszczenie czegoś – ziemi, pracy, miłości, opowieści – bez obietnicy rekompensaty”, bowiem „w literaturze panuje podział na klasę tych, którzy cierpią; tych, którzy odzyskują cierpienie w formie przynoszącej zysk pracy literackiej i tych, którzy ów zysk akumulują”[4]. Burżuazyjnej formie literackiej Wark przeciwstawia gatunek autofikcji, która zdaniem autorki nie rozwiązuje wprawdzie kwestii spieniężania łez, lecz przynajmniej problematyzuje prawo własności. Autofikcja nie rości sobie pretensji do obiektywnej prawdy – jest wszak fikcją – lecz ujawnia, w samym tekście, ja podmiotu piszącego: „jestem tu, w akcie pisania, z poczucia obowiązku, że jeśli przekażę dalej którąkolwiek z twoich opowieści – to na swój własny rachunek”[5].

Czytelnik ma przed sobą książkę, której autor według Sloterdijkowskiej zasady „bycia królikiem doświadczalnym dla samego siebie” łączy elementy autofikcji, zapisu eksperymentów z testosteronem i traktatu naukowego. Ciało, hormon i pisarstwo współorganizują tę trzewną somatekę, w której przeplatają się afekty, miłość, żałoba, seks i śmierć. Są to miłość do VD (pisarki i reżyserki Virginie Despentes) i żałoba związana z utratą GD (Guillaume’a Dustana, obok pojawiającego się w tekście Hervé Guiberta pioniera autofikcji we francuskiej literaturze diarystycznej osób umierających na AIDS[6]). To właśnie te emocje, napędzane hormonalnym autoodurzeniem, hakują teorię. Jak przyznaje sam Preciado, „wraz z codwutygodniowymi aplikacjami 250 miligramów testosteronu dysydencja płci przestaje być teorią polityczną, a przemienia się w formę ucieleśnienia”.

Moje życie polega na krążeniu między rozmaitymi miejscami, będącymi zarazem ośrodkami produkcji dyskursów panujących oraz kulturowymi peryferiami. Podróżuję między trzema językami, których nie uważam ani za własne, ani za obce. Jestem uosobieniem lesbijsko-transpłciowej kondycji, na którą składają się rozliczne, po części również normatywne biokody oraz inne przestrzenie oporu i nadal inne potencjalne miejsca wynajdowania podmiotowości[7].

Przytaczam powyższe słowa, ponieważ metafora podróżnika i dysydenta, tego, kto jest w nieustannym ruchu, kto podróżuje pomiędzy granicami tożsamości, topografii i dyskursów, jest kluczowa, by zrozumieć radykalność postawy, jaką Preciado zajmuje wśród współczesnych intelektualistów.

Autor Testoćpuna urodził się w 1970 roku w katolickim miasteczku na północy frankistowskej Hiszpanii jako Beatriz Preciado. W wieku 23 lat opuścił Europę, by, jak sam mówi, „wynaleźć wolność”. W 1993 roku, jako stypendysta Fullbrighta, rozpoczyna studia magisterskie w Nowym Jorku w prestiżowej The New School for Social Research, gdzie radykalizuje się jego queerowo-feministyczna i antyrasistowska postawa, a jego mentorami akademickimi zostają Jacques Derrida i Ágnes Heller. Derridiańska krytyka metafizyki wraz z dekonstrukcją systemów binarnych miała niewątpliwy wpływ na poszukiwanie nowych epistemologii, ale prawdziwym punktem zwrotnym będą dla pisarza spotkania z artyst(k)ami i aktywist(k)ami ruchów antykolonialnych i odmieńczych związanych z ekoseksualnością, z praktykami sadomasochistycznymi, z ruchem wyzwolenia pracownic seksualnych czy z perfomansami transpłciowych artystek i drag kingów. Być może to właśnie bliskość języka sztuki – a wraz z nim bliskość ciała i sposobów wytwarzania obrazów – sprawia, że teoria Paula Preciado jest tak niesamowicie sugestywna i plastyczna. Podważając normy akademickie, migruje ona nieustannie w stronę poezji i imaginarium wizualnego. Bo czyż nie potrzeba wyobraźni artysty, by erudycyjnie przyrównać oko panoptycznej władzy do zaprojektowanego w 1951 roku obrotowego opakowania tabletek antykoncepcyjnych Dialpak?

Intelektualna brawura i swoista awanturnicza postawa w poszukiwaniu i wytwarzaniu szczelin wolności w instytucjach edukacyjnych i artystycznych zaowocowała na przełomie XX i XXI wieku współpracą kuratorską Preciado z takimi pionierkami i pionierami radykalnej sztuki feministycznej i queerowej, jak Annie Sprinkle, Beth Stephens, Mark Tompkins, Oreet Ashery czy Ron Athey, a w ostatnim czasie istotnymi projektami w ważnych instytucjach sztuki współczesnej: wystawą monograficzną włoskiej artystki Carol Ramy w Muzeum Sztuki Współczesnej w Barcelonie MACBA (2015), solową prezentacją transpłciowej malarki i performerki Lorenzy Böttner w Kunstverein Stuttgart (2019) czy pokazem pracy Shu Lea Cheang w pawilonie Tajwanu na 58. Międzynarodowym Biennale Sztuki w Wenecji w 2019 roku. Na zaproszenie Adama Szymczyka w ramach documenta 14, najważniejszego światowego przeglądu sztuki współczesnej, w 2016 roku Paul Preciado zainicjował w Atenach, a następnie w niemieckim Kassel Parlament Ciał – program wydarzeń publicznych inspirowanych eksperymentalną pedagogiką i kolektywnymi ćwiczeniami, a przede wszystkim praktyką płynnych, ponadtożsamościowych sojuszy. Przypomnijmy, że działo się to wkrótce po klęsce demokracji przedstawicielskiej, jakiej Grecja doświadczyła w lipcu 2015 roku, przy okazji referendum „OXI”, kiedy Grecy odrzucili unijne projekty oszczędnościowe oraz drastyczny plan reform, których przyjęcie stanowiło warunek otrzymania pomocy finansowej z Brukseli. Ateny stały się wówczas placem „przeprawy” wzburzonej wielości – obywatele, obywatelki, migranci i migrantki wyszli na ulice, by zamanifestować swój sprzeciw wobec braku poszanowania woli narodu przez rząd.

Od czasu inauguracji na documenta 14 Parlament Ciał stał się inkubatorem kulturowego aktywizmu współdziałającym z instytucjami artystycznymi, w tym z Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, gdy w setną rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości hiszpański filozof zwołał Noc Czarnego Mleka – całonocne zgromadzenie wypełnione dyskusjami, poetyckimi odczytami, rytuałami i wykładami performatywnymi. Kiedy tego wieczoru, 11 listopada, wśród zgromadzonych padły słowa Preciado: „kruchość jest tym, co wznieca rewolucję”, z oddali, zza okien muzeum dobiegł mnie pogłos wybuchów rac i flar. Na ulicach tłum skandował: „Bóg, honor, ojczyzna”.

Pisząc o „etyce podróżnika”, kameruński filozof Achille Mbembe przypomina, że za figurą wędrowca stoi ważne kosmologiczne pytanie o to, kim jesteśmy i jak możemy zdefiniować esencję ludzkiego życia wobec rozległej historii wszechświata, w której gatunek ludzki reprezentuje zaledwie niewielki ułamek w stosunku do innych bytów[8]. Mbembe, podobnie jak Preciado, daleki jest od fetyszyzacji polityk tożsamościowych i uważa, że mechanizm ten niekiedy cementuje podziały oraz narzuca imperatyw konstruowania własnej tożsamości jako inności. Ale inności wobec kogo? Przypominając słowa psychiatry i antykolonialnego teoretyka Frantza Fanona, Mbembe zwraca uwagę na epifanię, jakiej musi doświadczyć osoba uciskana: „krew, która płynie w moich żyłach, jest tego samego koloru, co krew oprawcy”[9]. Ta molekularna metafizyka podmiotu, w której ciało człowieka funkcjonuje jako zbiór atomów, rezerwuar bakterii, wirusów, pyłków, zarodników i pleśni, w interesujący sposób koresponduje z wizją Preciado na temat podmiotów płciowych:

Moje ciało, moje komórki – oto polityczna aparatura par excellence, publiczno-prywatna przestrzeń nadzoru i aktywizacji, mająca przewagę na innymi klasycznymi instytucjami takimi jak szkoła czy wojsko, która podtrzymuje fikcję mojej podmiotowości i jej biochemicznego oparcia, jej komórek, jej ponoć nienaruszalnych 17 metrów kwadratowych jako mojej jedynej i ostatecznej indywidualnej własności[10].

Za słowami badaczy stoi jednak nie tyle naiwna wiara w biologiczny i polityczny uniwersalizm, ile raczej namysł nad tym, w jaki sposób kategorie klasy, rasy i płci modyfikują rozdział i dostęp do technologii produkowania rodzaju. Jak twierdzi Preciado, wraz z nastaniem epoki zimnej wojny obserwujemy fundamentalną zmianę w postrzeganiu i zarządzaniu formami życia przez technokapitalizm, media masowe oraz biotechnologie, których obszar i metody kontroli społecznej wykroczyły poza tradycyjne mechanizmy i narzędzia tworzenia „prawdy” o ludzkim pragnieniu i przyjemności, stosowane przez główne filary władzy, takie jak nauka, medycyna czy sądownictwo. Autor Testoćpuna idzie więc o krok dalej od Michela Foucaulta, zadając pytanie o nowe reżimy i technologie produkowania podmiotu, które wyłoniły się po drugiej wojnie światowej w oparciu o przemysł farmaceutyczny i środki masowego przekazu. Zmianie ulegają nie tylko formy dyscyplinowania ludzkich ciał i umysłów, ale również sposób oddziaływania i interferencji tych technologii. Oprócz organów władzy, której narzędzia Foucault postrzegał jako elementy „społecznej ortopedii”, a więc architektonicznych form nadzoru i dyscypliny programujących życie jednostki i korygujących jej podmiotowość od zewnątrz (jak szkoła czy więzienie), według Preciado od drugiej połowy XX wieku mamy do czynienia także z epoką „miękkich, lekkich niczym piórko, lepkich, galaretowatych technologii, które można wstrzykiwać, wdychać – słowem: «wcielać»”[11]. Preciado dostrzega w nich nie tylko substancje farmakologicznie, które sterują stanem pobudzenia i rozluźnienia: snem, podnieceniem, poczuciem spełnienia, władzy i bezsilności. W naszym cielesnym technoobiegu naprzemiennie krążą rozmaite cyfrowe formy autokreacji umożliwiające płynny performans wizerunku. W dzisiejszej hybrydycznej wirtualno-materialnej rzeczywistości, trzynaście lat po pierwszym wydaniu Testoćpuna, będą nimi również selfie na Instagramie, dick picki i nudesy, filtry na Snapchacie czy awatary w Virtual Reality. Pożądanie to nie tylko gospodarka hormonalna w służbie euforycznej przyjemności, to także cyfrowy zapis, informacja mierzona w megabajtach. Idąc tym tropem, możemy uznać, że smartfon i aparat VR Oculus pozostają jedynie narzędziami hipernowoczesnej społecznej ortopedii, a ową lepką technologią, która nie przenika z zewnątrz, lecz tkwi wewnątrz naszego ciała i jaźni, jest selfie czy awatar – wizualna fantazja wspomagana wyrzutem dopaminy. O tym, jak bardzo aktualne stały się prognozy Preciado, mogą świadczyć również doniesienia badaczy o efekcie gestu scrollowania na ekranie telefonu w poszukiwaniu nowości i rozmaitych form towarzyskości, który wywołuje mechanizm natychmiastowej gratyfikacji spowodowanej uwolnieniem hormonu szczęścia. Technologie cyfrowe w równym stopniu co hormony płciowe zdają się reprodukować różne biopolityczne fikcje. Jak pisał o „technicznym transcendowaniu natury”[12] Vilém Flusser, autor fenomenologii gestów i designu projektowego, „za słowem «maszyna» (z gr. mēkhanē) stoją znaczenia takie jak «narzędzie», «przyrząd», «urządzenie», ale także «podstęp», «przebiegłość»”[13].

Preciado w przekonujący sposób pokazuje zależność wnikania technologii po(d)stępu oraz mimikry natury na przykładzie badań nad tabletką antykoncepcyjną, prowadzonych początkowo w ściśle kolonialnych warunkach. Uprzedmiotowione ciało niebiałej portorykańskiej kobiety staje się przestrzenią swobodnej ekstrakcji materiału biologicznego i polem doświadczeń. Następnie amerykańska kobieta wdrażała i zarządzała we własnym domu, we własnej cielesnej „technofabryce”, obrotowym opakowaniem Dialpak z pigułką (jak zauważa Preciado w przypisie, początkowo pudełko zawierało również budzik). Zwraca uwagę, że wraz z pigułką oprócz hormonu użytkowniczka równolegle wchłaniała i reprodukowała iluzję „prawdziwej, naturalnej kobiecości” oraz nowego stylu życia, niczym biodrag w służbie amerykańskiego snu. W sprzężeniu zwrotnym między trzema systemami władzy i kontroli – famaceutycznym, medialnym i pornograficznym – wyłania się cel biokapitalizmu: „kontrolowanie seksualności ciał kodowanych jako kobiece oraz wywoływanie ejakulacji w ciałach kodowanych jako męskie”[14]. Ale kim jest kobieta? I kogo nazywa swoją siostrą?

Co ciekawe, Preciado zauważa, że jedną ze stawek i wyzwań farmakopornografizmu przyszłości będzie wprowadzenie na rynek hormonalnej kontroli reprodukcji dla mężczyzn, bez jednoczesnego podważania przyjętego wzorca męskości. Twierdzi, że „normatywna biała heteroseksualność już wkrótce stanie się jedną spośród wielu estetyk ciała, reprodukcyjnym stylem retro”[15]. Biała heterocismęskość również podlega estetycznym mutacjom, a dzięki niezwykle aktualnej książce Preciado możemy lepiej zrozumieć polityczny projekt, który stoi za estetycznym wymiarem tych kodów.

Kiedy piszę te słowa, w Waszyngtonie trwa szturm zwolenników Donalda Trumpa na Kapitol. Jego cyfrowym powidokiem będą ekstatyczne występy przed kamerą oszołomionego adrenaliną QAnon Szamana, który w futrzanym kostiumie z rogami bizona wydaje z siebie okrzyk pramężczyzny. W jego performansie ujawnia się kilka symptomów farmakopornografizmu: odurzenie substancjami psychotropowymi i odurzenie własnym medialnym obrazem oraz pornografizacja toksycznej białej męskości. QAnon Szaman, prywatnie aktor, lektor reklamowy, samozwańczy znachor, użytkownik grzybów halucynogennych i pejotlu, jest przedstawicielem radykalnej prawicy ukształtowanej w odmętach internetowego alt-rightu. Kilka miesięcy wcześniej, podczas debaty prezydenckiej w USA, w mediach społecznościowych trwała burzliwa dyskusja o tym, który z kandydatów na prezydenta USA zażywa wyższe dawki Adderallu, opartego na soli amfetaminy leku ułatwiającego koncentrację, powszechnie przyjmowanego przez amerykańskie nastolatki w celach rekreacyjnych.

Przywołuję tę posępną, a jednocześnie groteskową scenę, gdyż Preciado słusznie zwraca uwagę na repozytorium wiedzy o pułapkach współczesności i mechanizmach rynkowych, jakiej dostarczają protokoły farmakologiczne i medialne – trendy w chirurgii plastycznej, instrukcje zażywania leków i ścieżki obrotu środkami odurzającymi. Celnie zauważa, że „międzynarodowy przewodnik po farmakologicznej produkcji Viagry i podziemnym handlu jej podróbkami więcej nam powie o wytwarzaniu wartości w cyklu pobudzenia–frustracji–pobudzenia […] aniżeli wszystkie traktaty z dziedziny klasycznej ekonomii”[16]. Kontrola i produkcja pożądania oraz rozładowywania libido stają się matrycą i wzorcem dla wielu pozostałych form produkcji. By osadzić powyższą diagnozę we współczesnych realiach pracy seksualnej, wystarczy przyjrzeć się serwisowi Only Fans, zyskującej coraz większą popularność platformie internetowej, która umożliwia monetyzację własnej twórczości (w ponad sześćdziesięciu procentach stanowi ją oddolna, amatorska twórczość pornograficzna, ale dostępne są tam również filmiki niezwiązane z branżą seksualną). Serwis, który w ramach modelu sprzedaży bezpośredniej z prowizją umożliwia pracownicom seksualnym dystrybucję treści i bezpieczne pobieranie płatności na podstawie subskrypcji, pod koniec 2020 roku zyskał rozgłos wśród gwiazd popkultury i celebrytek, które zakładając konta na stronie OnlyFans, przyczyniły się do marginalizacji i ograniczenia widzialności pracownic seksualnych. W istocie, jeśli zadaniem kapitalizmu jest sterowanie impulsami układu nerwowego, to kontrola rozkoszy i frustracji – mechanizm, który sprawdza się w przemyśle pornograficznym – stanowi równie ważny element strategii wysokodochodowych portali społecznościowych. I tak, o ile Facebook i Instagram korzystają z algorytmu, który skanuje fotografie użytkowników i blokuje „wizerunek kobiecych piersi z widocznymi sutkami”[17], o tyle popularne aplikacje służące randkowaniu, na przykład Mixxxer czy Grindr, stały się w ostatnich latach nieformalną przestrzenią wymiany treści i obrazów erotycznych między użytkowni(cz)kami. Globalne korporacje świadomie manipulują tym, co dostępne i widzialne, i tym, co stabuizowane, by zarządzać tele-techno-masturbacją.

W Polsce – kraju, w którym dostęp do edukacji seksualnej i praw reprodukcyjnych jest polem walki, a prawa mniejszości seksualnych są systemowo poddawane represji – ukazuje się oto książka z wielką erudycją opisująca umowność kategorii płci, rodzaju i seksualności. Należy mieć nadzieję, że Testoćpun umożliwi nam przemyślenie wielu przemocowych mitów i stereotypów. Stereotypy te wytwarzane są przez dyskursy władzy, mediów oraz medycyny i definiują, co jest „patologią” i odchyleniem od białej, patriarchalnej „normy”; te stereotypy bywają niestety reprodukowane nawet przez cisfeminizm. Mogą o tym świadczyć chociażby dyskryminacja językowa czy obawy radykalnych TERF-ek wobec osób transpłciowych i niebinarnych, rzekomo aspirujących do zaanektowania kobiecych praw, przestrzeni i przywilejów. Lektura Testoćpuna skłania do autorefleksji, przypominając, że ciskobiecość, podobnie jak cismęskość, to nie tylko kulturowe fikcje, ale także kody biokapitalizmu, opatentowane w realiach naznaczonych przemocą, traumą i uprzedmiotowieniem ciał traktowanych jako materiał badawczy. W tekście zatytułowanym Gorąca wojna, który ukazał się tydzień po opublikowaniu Deklaracji konsensusu genewskiego (zakładającej między innymi, że każde państwo w sposób suwerenny powinno uregulować kwestię dostępu do aborcji) oraz po ogłoszeniu w tym samym dniu wyroku Trybunału Konstytucyjnego o zaostrzeniu prawa aborcyjnego w Polsce, Preciado zadaje pytanie o to, kto ma dostęp do owych biokodów i czyje życie jest chronione przez państwo narodowe:

Ale kto broni praw ciała, któremu przy urodzeniu przypisano płeć żeńską, do bycia pracownicą seksualną albo lesbijką, w tym prawa do bycia matką i pracownicą seksualną albo matką i lesbijką? Kto broni prawa do bycia osobą transseksualną, w tym do bycia transseksualną matką czy ojcem? Prawa do tego, by się określać jako osoba niebinarna? Prawa do tego, by nie być zmuszanym do jakiegokolwiek określenia się? Jeśli reprodukcja życia ludzkiego jest tak ważna dla państw sygnatariuszy, dlaczego nie istnieje prawodawstwo dotyczące erekcji, ejakulacji męskiej i strumienia spermy[18]?

Obok pytania o przyszłość polityki reprodukcyjnej równie ważkim problemem wydaje się jednak inne wyzwanie: jak przeformułować pragnienie? Jak kochać i pożądać, nie powielając przemocowych schematów, które są fundamentem zachodniej cywilizacji, bez dehumanizującego fetyszyzmu i zniewolenia? Czy podmiot uwikłany w psychosomatyczne fikcje posiada w ogóle sprawczość, by się od nich uwolnić? Innymi słowy: czy to hormon produkuje uzależnienie od obiektu miłosnego uniesienia, czy też osoba, którą kochamy, sprawia, że łakniemy hormonu? Czytając Testoćpuna, możemy odnieść wrażenie, że poruszamy się w korytarzu luster: system farmakopornograficzny symuluje to, co biologiczne; media cyfrowe odzwierciedlają psychosomatyczne fantazje ciała i jaźni; mechanizmy kapitalizmu imitują stany frustracji i rozkoszy wywoływane w trakcie seansu pornograficznego. Czy w ramach tak opresyjnego porządku można sobie wyobrazić jakąkolwiek drogę ucieczki?

Być może stawką książki Preciado jest udzielenie odpowiedzi na pytanie nie o to, jak etycznie żyć w farmakopornograficznym kapitalizmie, lecz jak w ogóle w nim przetrwać. Jak wyobrazić sobie, czym może być proces przeprawy i głębokiej transformacji systemu? Tym, którzy poszukują transcedentalnej prawdy o miłości, Preciado proponuje w zamian piracką molekularną rewolucję. Rewolucję, która wypełnia ciało polityką i mnogością możliwych odprysków kosmosu, istnień i mutacji. Jak pisze w swojej najnowszej książce Mieszkanie na Uranie: „Zostanę tu przez chwilę. Na rozstaju dróg. Bo skrzyżowanie jest jedynym miejscem, jakie istnieje”[19].

[1]Technologies of the Self. A Seminar with Michel Foucault, red. Luther H. Martin, Huck Gutman, Patrick H. Hutton, University of Massachusetts Press, Boston 1988.

[2] Paul B. Preciado, Gorąca wojna, przeł. Agnieszka Żak, „Dwutygodnik” 2020, nr 294, www.dwutygodnik.com/artykul/9221-goraca-wojna.html, dostęp: 5 lutego 2021. Tekst pierwotnie ukazał się 2 listopada 2020 roku we francuskim dzienniku „Mediapart”.

[3] McKenzie Wark, Girls like us, „The White Review”, specjalne wydanie online, grudzień 2020, www.thewhitereview.org/feature/girls-like-us/, dostęp: 5 lutego 2021. Tłumaczenie własne.

[4] Tamże.

[5] Tamże.

[6] Więcej na temat Guillaume’a Dustana i Hervé Guiberta w języku polskim zob. S. Adamczak, Wirus fikcyjny i wirus figuratywny, MSN Home Office, Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie maj 2020, www.ello.co/msnhomeoffice/post/rnywl3rl7tfeocqfoqn9ha, dostęp: 5 lutego 2021.

[7] Paul B. Preciado, Testoćpuń. Seks, narkotyki i biopolityka w dobie farmakopornografii, przeł. Sławomir Królak, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2021, s. 96.

[8] Achille Mbembe, A cure to the „fetishism of identity”: interview with Adrien de Celan, „L’Afrique des Idées”, 19 lutego 2017, zobacz także: tegoż, Critique of Black Reason, Duke University Press, Durham 2017.

[9] Tamże, tłumaczenie własne.

[10] P. Preciado, Testoćpun, dz. cyt., s. 131.

[11] Tamże, s. 83.

[12] Vilém Flusser, O terminie „design”, przeł. Przemysław Wiatr, „Kultura Współczesna” 2016, t. 92, nr 4, s. 192.

[13] Tamże, s. 191.

[14] P. Preciado, Testoćpun, dz. cyt., s. 60.

[15] Tamże, s. 123.

[16] Tamże, s. 249.

[17] Instagram ogranicza również widoczność kont i hasztagów osób pracujących seksualnie.

[18] P. Preciado, Gorąca wojna, dz. cyt.

[19] Paul B. Preciado An Apartment on Uranus. Chronicles of the Crossing, Semiotext(e), New York 2020, ebook. Tłumaczenie własne.

Dla naszych zmarłych A, T, E, J, K, S, TDla Guillaume’aDla Virginie, Pepy i Swanna

Żyję w świecie, w którym mnóstwo rzeczyuznawanych przeze mnie za niemożliwe jest możliwe[1].

Guillaume Dustan, Dans ma chambre, Paryż 1996

Gdy o całusów czytacie tysiącach,zaraz mi członka bierzecie pod lupę?Wsadzę wam w mordę i zerżnę was w dupę[2].

Katullus, ok. 84 p.n.e. – ok. 54 n.e.

Nota od autora

Dnia nie pamiętam już dokładnie którego, gdzieś między 18 a 22 grudnia 2014 roku, powziąłem (nierozstrzygalną) decyzję o zmianie mojego imienia na Paul – jak niewolnicy, którzy odzyskawszy wolność, przybierali nowe imię, jak zmienią się nazwy palestyńskich wiosek, wypowiedziane znów przez wygnańców. Nie jest to ostateczny, definitywny krok na drodze przemiany rodzaju, a tylko kolejny zabieg przemieszczenia i gest oporu. Nadawanie imienia jest tutaj kolejną bajką, choć tym razem wymyślaną zbiorowo. Teraz wy musicie przyznać mi prawo noszenia tej maski.

Niniejszą książkę napisano jednak przed tą zmianą, dlatego zachowano w niej wszystkie oryginalne inicjały. Tylko nazwisko na okładce, będące zarazem śladem, zatarciem i obietnicą, zmieniono. Rozumieć należy przez to, że Paul bierze do siebie i na siebie wszystko to, co niegdyś należało do BP[3].

[1]Je vis dans un monde où plein de choses que je pensais impossibles sont possibles; Guillaume Dustan, Dans ma chambre, P.O.L., Paris 1996.

[2]Vos, quod milia multa basiorum / Legistis, male me marem putatis? / Pedicabo ego vos et irrumabo; Katullus, 161, przeł. Grzegorz Franczak, [w:] tegoż, Poezje wszystkie, Homini, Wydawnictwo Benedyktynów Tyniec, Kraków 2013, s. 261.

[3] W polskim przekładzie, w porozumieniu z redakcją, zważywszy na wymogi języka polskiego oraz wskazówki samego PP, przyjęto nieco inne rozwiązanie – przyp. tłum.

Wstęp

Ta książka nie jest pamiętnikiem. Ta książka wszystko zawdzięcza testosteronowi, jest częścią procedury dobrowolnego odurzenia, uwzględnia ciało i afekty PBP. To ciało-esej. W swej istocie to literatura. Posunięta do skrajności – to cielesno-polityczna fikcja, teoria siebie albo autoteoria. W okresie objętym tym esejem w kontekście doświadczalnego ciała dokonały się dwa następujące po sobie przeobrażenia, których wpływu nie można było oszacować z góry ani wziąć pod rozwagę jako funkcji ciała – stworzyły jednak granice, wokół których wcieliło się pisanie. Pierwszym z nich była śmierć GD, osoby, która ucieleśniała odchodzącą w przeszłość epokę, ikony i ostatniego francuskiego przedstawiciela literacko-seksualnej rebelii; niemal równocześnie zachodził tropiczny ruch ciała PBP w stronę ciała VD, dający sposobność doskonalenia – i zagłady. To zatem zapis fizjologicznych i politycznych mikromutacji dokonujących się w ciele PBP pod wpływem testosteronu, jak również teoretycznych i fizycznych przemian wywołanych w owym ciele przez utratę, pragnienie, uniesienie, klęskę i wyrzeczenie. Nie interesują mnie moje emocje, przynajmniej w tej mierze, w jakiej są moje i należą wyłącznie do mnie. Nie interesuje mnie ich aspekt jednostkowy, a jedynie kwestia, jaki udział w nich ma to, co nie jest moje, co do mnie nie przynależy. To, co przejawia się w dziejach naszej planety, ewolucji istot żywych, przepływach ekonomicznych, reliktach innowacji technologicznych, przygotowaniach do kolejnych wojen, w handlu organicznymi niewolnikami i towarami, w budowaniu hierarchii, w instytucjach kary i ucisku, w sieciach komunikacji i nadzoru, na przygodnym przecięciu technik i opinii, w biochemicznych przeobrażeniach uczuć oraz w produkcji i dystrybucji pornograficznych obrazów. Niektórzy czytelnicy i czytelniczki odczytają tę książkę jako podręcznik swoistego płciowego bioterroryzmu na skalę cząsteczkową. Inne_i dostrzegą w niej pojedynczy punkt na mapie wymierania. W tekście tym jednak czytelniczka_ik nie znajdzie żadnych ostatecznych wniosków odsłaniających prawdę mojej płci ani zwiastunów przyszłego oblicza świata. Niniejsze stronice przedstawiam raczej jako zestaw teoretycznych połączeń, cząsteczek i afektów, służący pozostawieniu śladów po politycznym eksperymencie trwającym 236 dni i nocy, który nigdy się nie zakończył i przybiera coraz to nowe formy. Jeśli czytelniczka_ik uzna ten tekst za nieprzerwany potok refleksji filozoficznych, zapis procesu przyjmowania hormonu oraz szczegółowy wykaz praktyk seksualnych bez rozwiązań zapewnianych przez ciągłość, to dlatego tylko, że tak konstruuje i dekonstruuje się podmiotowość.

Pytanie:Gdybyś miał możliwość obejrzenia dokumentu o jakimś filozofie, o Heideggerze, Kancie albo Heglu, co chciałbyś w nim zobaczyć?Odpowiedź Jacques’a Derridy:Jak opowiadają o swym życiu seksualnym… Chcesz zwięzłej odpowiedzi? O ich życiu seksualnym[1].

[1] Jacques Derrida, Derrida, film w reżyserii Kirby’ego Dicka i Amy Ziering Kofman, Zeitgeist Video, New York 2003, DVD.

1. Twoja śmierć

5 października: dowiaduję się od Tima, że umarłeś. Tim płacze. On cię kocha. W swoich ostatnich książkach nie potraktowałeś go jednak zbyt wielkodusznie. Mówi: „To Guillaume”. Płacze, powtarza: „To Guillaume, to Guillaume! Znaleźliśmy go martwego w jego nowym mieszkaniu w Paryżu. Nie wiemy nic więcej. To stało się dwa dni temu, trzeciego. Po prostu nic nie wiadomo”.

Dotąd nikt nie wiedział o twojej śmierci. Rozkładałeś się przez dwa dni, leżąc w tej samej pozycji, w jakiej upadłeś. Nic w tym złego. Nikt nie zawracał ci głowy. Zostawili cię samego z twym ciałem, dając ci czas potrzebny do opuszczenia w spokoju tego padołu łez. Płaczę wraz z Timem. To niemożliwe.

Odkładam słuchawkę i pierwszą rzeczą, jaką robię, jest wybranie numeru VD – nie wiem nawet czemu. Widzieliśmy się dwukrotnie. Raz – sami, bez ciebie. To ty skłaniasz mnie, bym zadzwonił. Podsłuchujesz naszą rozmowę. Twój umysł rozpościera się wokół, tworząc elektormagnetyczne pole, z którego dobywają się nasze słowa. Twój duch jest kablem, po którym płyną nasze głosy. Gdy rozmawiamy o twojej śmierci, jej głos budzi mnie znów do życia. „Najpotężniejszy jest jej głos, jak mi się zdaje”[1] – powiadałeś. Rozmawiając z nią, powstrzymuję się od płaczu. Odkładam słuchawkę, by rozryczeć się w samotności. Bo nie chciałeś już dłużej żyć i dlatego, że jak mawiał twój ojciec chrzestny, „martwy poeta już nie pisze”[2].

Tego samego dnia, parę godzin później, nakładam na skórę pięćdziesięciomiligramową dawkę Testogelu, by móc zacząć pisać tę książkę. Robię to nie po raz pierwszy. To moja codzienna dawka. Łańcuchy węglowe, O-H₃, C-H₃, C-OH, stopniowo wnikają w naskórek i penetrują coraz głębsze warstwy skóry, póki nie dotrą do naczyń krwionośnych, zakończeń nerwowych i gruczołów. Przyjmuję testosteron nie po to, by zmienić się w mężczyznę ani by fizycznie przepłciowić moje ciało; biorę go po to, by ujawnić to, co społeczeństwo chciało ze mną zrobić; żeby móc pisać, pieprzyć się, odczuwać postpornograficzną przyjemność, wyposażyć w cząsteczkowe protezy moją technologicznie zacofaną transpłciową tożsamość, złożoną ze sztucznych penisów, tekstów i ruchomych obrazów – robię to, by pomścić twoją śmierć.

Wideopenetracja

Wolę stracić wzrok niż ujrzeć, jak odchodzisz

Etta James

21:35. Twój duch wlatuje przez okno i spowija pokój mrokiem. Zapalam wszystkie światła. Przymocowuję kamerę do statywu i wkładam czystą kasetę. Sprawdzam kadrowanie. Obraz jest gładki i symetryczny; czarna skórzana kanapa tworzy poziomą linię u dołu kadru. Pomalowana na biało ściana z wolna biegnie jej śladem, nie sprawiając jednak wrażenia ciężaru ani masywności. Włączam kamerę. Podchodzę do sofy. Poza kadrem na stoliku leżą wcześniej przygotowane: elektryczna golarka, lusterko, kartka białego papieru, plastikowa torebka, butelka hipoalergicznego kleju do stosowania na twarzy, saszetka z pięćdziesięciomiligramową dawką testosteronu w postaci żelu, tubka lubrykantu, żel do rozluźnienia odbytu, uprząż z przymocowanym realistycznym gumowym penisem (24 × 4 cm), realistyczne czarne silikonowe dildo (25 × 6 cm), czarne dildo ergonomiczne (14 × 2 cm), maszynka i krem do golenia, plastikowa miska wypełnioną wodą, biały ręcznik i jedna z twoich książek, pierwsza, najwspanialsza, będącą początkiem i końcem wszystkiego. Wchodzę w kadr. Rozbieram się, acz nie do końca. Zostaję w obcisłej czarnej koszulce. Jak w trakcie operacji eksponuję jedynie te narządy, na których przeprowadzany będzie zabieg. Stawiam lusterko na stoliku. Podłączam do prądu golarkę. Wydaje z siebie przeszywający, wysoki dźwięk, głos cyberdziecka usiłującego wydostać się z silniczka, spluwającego w twarz przeszłości. Reguluję ostrza na długość jednego centymetra. Twój duch wydaje z siebie cichy pomruk aprobaty. Siadam na kanapie, a połowa mojej twarzy – o rysach pozbawionych wyrazu i skupienia – wyłania się w lusterku: moje krótko ostrzyżone włosy, soczewki kontaktowe, których krawędź tworzy cieniutką aureolę wokół źrenic, nieregularny kolor skóry, miejscami trupio białej, gdzieniegdzie zaś upstrzonej jasnoróżowymi cętkami. Nazywano mnie kobietą, nie sposób jednak dostrzec tego w moim fragmentarycznym odbiciu widocznym w lustrze. Zaczynam golić głowę, począwszy od przodu i przechodząc z wolna do tyłu, następnie zaś od środka ku lewej, a potem prawej stronie głowy. Pochylam się, by odcięte pukle opadły na stolik. Otwieram plastikową torebkę i wsuwam do niej ścięte włosy. Wyłączam golarkę i ustawiam długość na zero. Kładę na stoliku czystą kartkę papieru, włączam z powrotem golarkę i przejeżdżam nią znów po całej głowie. Krótkie, cieniutkie włoski opadają na biały papier. Gdy głowa jest już zupełnie gładka, wyciągam wtyczkę z gniazdka. Składam kartkę na pół, by włosy zebrały się pośrodku, tworząc ciągłą prostą linię. Działkę czarnej kokainy. Wciągam działkę włosów. Daje mi niemal taki sam haj. Otwieram słoiczek z klejem i biorąc zanurzony w nim pędzelek, cienką smugą pokrywam obszar nad górną wargą, chwytam między palce kosmyk włosów i umieszczam go pieczołowicie na warstwie kleju, przytrzymując dopóty, dopóki doskonale nie przylgnie do skóry twarzy. Pedalski wąsik. Przeglądam się w lusterku. Źrenice oczu nadal okolone są tą samą aureolą. Ta sama twarz, ta sama skóra. Taka sama, a nie do (roz)poznania. Spoglądam w obiektyw kamery, podwijam wargę, by pokazać zęby, tak samo jak ty to robiłeś. W typowym dla ciebie grymasie.

Srebrne opakowanie zawierające pięćdziesięciomiligramową dawkę testosteronu w postaci żelu jest takiej samej wielkości, co jednorazowa saszetka cukru. Rozrywam pokryty aluminiową folią papierek, ze środka wypływa lekki, zimny, przezroczysty żel, natychmiast wchłaniający się w skórę mojego lewego ramienia. Pozostaje po nim jedynie unosząca się w powietrzu chłodna woń, niczym wspomnienie po świeżym oddechu, pocałunku śniegowego bałwana.

Wstrząsam pojemnikiem z kremem do golenia, wyciskam odrobinę pęczniejącej i pieniącej się białej substancji na dłoń, a następnie smaruję nią włosy łonowe, wargi sromowe i skórę wokół odbytu. Zanurzam ostrze maszynki w wodzie i przystępuję do golenia. Włosy i krem unoszą się na powierzchni wody. Część skapuje na kanapę i podłogę. Tym razem udaje mi się nie zaciąć. Po wygoleniu całej skóry krocza spłukuję ją i osuszam. Zakładam uprząż i zapinam paski po obu stronach bioder. Przede mną sterczy wzwiedziony do granic możliwości sztuczny penis, tworzący kąt prosty z linią mojego kręgosłupa. Pasek z przytwierdzonym sztucznym penisem jest wystarczająco wysoko, by można było zobaczyć oba tak różne otwory mojego ciała, gdy się pochylę.

Smaruję ręce przezroczystym żelem i chwytam oba dilda. Nacieram je, masuję, smaruję, ogrzewam dłońmi, każde z osobna, następnie pocieram nimi o siebie, niczym dwoma ogromnymi chujami splatającymi się w gejowskim pornosie. Mam świadomość, że kamera wszystko filmuje, widzę mrugającą czerwoną diodę. Wymachuję silikonowym sztucznym chujem nad słowami, którymi wytatuowałeś strony tomiku Dans ma chambre[3]. Gestem, który jest twój. Sztuczny penis częściowo zasłania stronę, tworząc barierę pozwalającą odczytać niektóre ze słów, część zaś ukrywając: „Śmialiśmy się. Wsiadł ze mną do samochodu. Spojrzałem na niego. Pomachał do mnie ręką zanim / zapadła noc. Wiedziałem, co powinienem zrobić / nigdy się w nim nie zakochać. To jednak wspaniałe uczucie być przez niego kochanym. Nie było w tym nic złego”[4].

Następnie wsuwam sztuczne penisy w otwory w dolnej części ciała. Najpierw tego realistycznie wykonanego, następnie ergonomicznego, który trafia do mojego odbytu. Zawsze łatwiej mi było wsadzić coś do odbytu, który jest wielowymiarową przestrzenią pozbawioną kostnych ścian. Tym razem było podobnie. Klęcząc, odwróciłem się tyłem do kamery, głową i końcami palców dotykając podłogi, trzymałem ręce za plecami, by łatwiej operować dildami w otworach ciała.

Jesteś jedyną osobą mogącą czytać z tej księgi. Przed tą kamerą „po raz pierwszy odczułem pokusę odmalowania dla ciebie autoportretu”[5]. Namalowania siebie tak, jak gdybym był_a tobą. Drag you. Przedzierzgnięcia się w ciebie. Przywrócenia cię do życia w tym obrazie.

Od tej chwili wszyscy jesteście martwi. Amelia, Hervé, Michel, Karen, Jackie, Teo i ty. Czy nie należę bardziej do waszego świata aniżeli do świata żywych? Czy moja polityka nie jest waszą polityką, mój dom, moje ciało nie są wasze? Wskrzesić was we mnie, uprowadzić własne ciało, tak jak kosmici uprowadzali Amerykanów, zamieniając ich w żyjące puste powłoki? Powstań we mnie z martwych, opętaj mój język, przejmij me ramiona, genitalia, penisy, krew, cząsteczki; opętaj moją dziewczynę, psa, nawiedź mnie, zamieszkaj, żyj we mnie! Przybądź! Ven! Proszę, nie odchodź. Vuelve a la vida! Powróć do życia! Chwyć mnie za płeć. Niżej, u dołu, wulgarnie. Zostań ze mną.

Ta książka nie ma innej racji bytu, poza marginesem niepewności istniejącym między mną a moimi genitaliami, w równym stopniu należącymi do sfery wyobrażeń, między trzema językami, które do mnie nie przynależą, między tobą żywym a tobą umarłym, między moim pragnieniem, by podążać twoim śladem, a niemożliwością zachowania twojego nasienia, między twoją wiekuistą milczącą księgą a potokiem słów, które w pośpiechu chcą się prześlizgnąć przez moje palce, między testosteronem a moim ciałem, między V a moją miłością do V. Spoglądając z powrotem w obiektyw kamery, wypowiadam słowa: „Ten testosteron jest dla ciebie, ta przyjemność jest dla ciebie”.

Nie oglądam nagranego przed chwilą na miniDV filmiku. Nawet go nie numeruję. Wkładam kasetę z powrotem do przezroczystego czerwonego pudełka i piszę na nalepce:

3 października 2005 roku. W DNIU TWOJEJ ŚMIERCI.

Poprzednie i kolejne dni naznaczone są moim rytualnym zażywaniem testosteronu. Procedurę tę przeprowadza się w domu; byłaby ona tajna i prywatna, gdyby tylko podawanie sobie testosteronu nie było za każdym razem filmowane i anonimowo przesyłane przeze mnie na stronę internetową, na której setki transpłciowych, mutujących ciał z całego globu wymieniają się praktycznymi umiejętnościami i wiedzą na ten temat. W tej audiowizualnej sieci moja twarz jest bezcielesna, moje imię zaś pozbawione znaczenia. Jedynie ścisła więź między moim ciałem a tą substancją stanowi obiekt kultu, obiekt nadzoru. Rozsmarowuję żel na ramionach. W pierwszej chwili mam wrażenie lekkiego klapsa na skórze. Z czasem przechodzi ono w doznanie chłodu, nim całkowicie zniknie. Następnie przez dzień albo dwa nic się nie dzieje. Nic. Tylko czekanie. W końcu przychodzi niebywałe poczucie klarowności umysłu, stopniowo, towarzyszy mu zaś wybuch żądzy pieprzenia się, włóczenia się, wychodzenia w miasto. To szczytowy moment, w którym duchowa moc testosteronu, wiążącego się z moją krwią, wybija się na pierwszy plan, pokonując wszystko inne. Znikają wszelkie nieprzyjemne doznania. W odróżnieniu od tych, jakie daje speed, to wewnętrzne pobudzenie nie ma nic wspólnego z niepokojem ani ze zgiełkiem. To po prostu odczucie współbrzmienia z rytmem miasta. W odróżnieniu od kokainy testosteron nie wywołuje zaburzeń w postrzeganiu siebie, słowotoku ani manii wielkości. Jedynie przypływ sił, odzwierciedlający przyrost siły mięśni i mocy mojego mózgu. Moje ciało jest siebie świadome, odczuwam jego obecność. Po upływie paru dni to wewnętrzne poruszenie słabnie, jednak poczucie mocy, niczym piramida odsłonięta przez piaskową burzę, pozostaje.

Jak mam wyjaśnić to, co się ze mną dzieje? Co mam począć z moją żądzą przeobrażenia? Co począć ze wszystkimi tymi latami, gdy określałem siebie mianem feministki? Kim jestem dzisiaj: feministką uzależnioną od testosteronu czy też transpłciowym ciałem uzależnionym od feminizmu? Nie pozostaje mi nic innego jak zrewidować dotychczasowe poglądy, wstrząsnąć nimi za pomocą przyjmowanego testosteronu. Pogodzić się z faktem, że zachodząca we mnie zmiana nie różni się w istocie od przeobrażeń dokonujących się w naszych czasach.

[1] Guillaume Dustan, Nicolas Pages, Editions Balland, Paris 1999, s. 17.

[2] Michel Houellebecq, Rester vivant et autres textes, Librio, Paris 1997, s. 19.

[3] Pierwsza powieść francuskiego pisarza Guillaume’a Dustana.

[4] G. Dustan, Nicolas Pages, dz. cyt., s. 155.

[5] Hervé Guibert, L’image fantôme, Editions de Minuit, Paris 1981, s. 5.

2. Doba farmakopornografii

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Spis treści:

Okładka
Karta tytułowa
Przedmowa. Pod skórą. Paul Preciado i traktat o przeprawie
Nota od autora
Wstęp
1. Twoja śmierć
Wideopenetracja
2. Doba farmakopornografii
Współpraca w masturbacji
Potentia gaudendi
Podniecać i kontrolować
3. Testogel
Działka
Randka z T
4. Historia technoseksualności
5. Ciało VD włącza się w kontekst doświadczalny
Pierwsza umowa seksualna
Suki alfa
Uzależnienie
6. Technorodzaj
Zmierzch heteroseksualności
7. Stawanie się T
Państwo–kanapa–ciało–cząsteczka
Cząsteczkowe stawanie się
Diabeł w żelowej skórze
8. Farmakowładza
Narkoseksualne czary
Cielesne fikcje: wynalazek hormonów płciowych
Popkontrola: sposoby farmakopornograficznego upodmiotowienia
Panoptykon do zjedzenia
(O)pakowanie architektury dyscyplinarnej: dialpak i wynalezienie panoptykonu do zjedzenia
9. Testomania
Twoje nasienie i moje komórki jajowe
Ostatnie awantury
Straty
Uzależniająca frustracja
Testomania
Trans czy ćpun?
Zaproszenie w poźniejszym terminie
Truchło noworodka
10. Pornowładza
Pornograficzny imperatyw: jeb się sam!
Pornografizacja pracy
Seksualny copyright: lubieżne technoznaczące
Paris Hilton w łóżku z Maksem Weberem
Miejskie seksodromy
Farmakopornograficzny robotnik
Übermaterialna praca
Pornograficzny podział pracy
Co szybko staje, szybko też opada
Otwory do penetracji i penetrujące członki
Seks powszechny
Robotnik seksualny staje się cyborgiem
11. Jimi i ja
Dziewicologia
Polityka troski
Proteza szczęśliwej gwiazdy
Jebać de Beauvoir!
12. Mikropolityka rodzaju w dobie farmakopornografii: eksperymenty, dobrowolne odurzenie, mutacja
Postodmieńcza mikropolityka
Polityka „ostatniego tchnienia”
Zasada bycia królikiem doświadczalnym dla samego siebie

Paul B. Preciado

Testo ćpun. Seks, narkotyki i polityka w epoce farmakopornografii

wstęp, wybór, opracowanie: Alessandro Amenta, Tomasz Kaliściak, Błażej Warkocki

Warszawa 2021

Copyright for the text © Paul B. Preciado, 2008

Copyright for the translation © Sławomir Królak, 2018

Copyright for this edition © Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie

& Wydawnictwo Krytyki Politycznej, 2021

Published by the agreement with Casanovas & Lynch Literary Agency, Spain

and Book / lab Literary Agency, Poland.

Przekład: Sławomir Królak

Redakcja: Justyna Chmielewska

Korekta: Magdalena Torczyńska| tekstem.pl

Opieka redakcyjna: Julian Kutyła

Projekt graficzny: Marcin Hernas | tessera.org.pl

Wydanie pierwsze

ISBN 978-83-66586-86-4

Partner wydania:

Wydawnictwo Krytyki Politycznej

ul. Jasna 10, lok. 3

00-013 Warszawa

[email protected]

www.krytykapolityczna.pl

Książki Wydawnictwa Krytyki Politycznej dostępne są w redakcji Krytyki Politycznej (ul. Jasna 10, lok. 3, Warszawa), Świetlicy KP w Trójmieście (Nowe Ogrody 35, Gdańsk), Świetlicy KP w Cieszynie (al. Jana Łyska 3) oraz księgarni internetowej KP (wydawnictwo.krytykapolityczna.pl), a także w dobrych księgarniach na terenie całej Polski.

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Rek